Czwartek, 15 sierpnia 2013
Panieńska Góra, Melsztyn i Dunajec
&feature=youtu.be
„ Można być w kropli ciszy światów odkrywcą.
Można wędrując dookoła świata przeoczyć wszystko”
J. Baran „ Światy”
Starałam się dzisiaj nie przeoczyć niczego. Było więc powoli, było więc „ z zachwytem” i jest film , w którym obraz mówi chyba wszystko.
No, ale po kolei.
Kiedy podjęłam decyzję, że w tym roku nie będę startować w maratonach, miałam nadzieję, że będzie to rok odkrywania nowych ścieżek i szlaków. Ale jak to w życiu bywa, potem wszystko się zmieniło. Z pewną taką nieśmiałością wystartowałam na maratonie w Wojniczu. Potem pojechałam Krysią i Adamem na Jamną, przekonałam się , że jeszcze daję radę jeździć długie trasy ze sporym przewyższeniem, podjęłam decyzję o kilku startach. Starty takie spontaniczne, bez zimowego przygotowania, ale jednak starty. Treningów właściwie nie było, ale każdy wolny weekend był wykorzystany na długą jazdę. Zabrakło więc czasu na odkrywanie nowych szlaków.
I dzisiaj nadszedł taki dzień, że była ku temu okazja. Wolny dzień, a „towarzystwo” rozpierzchło się w jazdach indywidualnych, bo przed niedzielną Wierchomlą nikt nie chciał robić długiej i wyczerpującej trasy.
A ja zamiast zaplanować jakąś nową ścieżkę, zapragnęłam bardzo „odwiedzić” mój ulubiony szlak do Melsztyna. Uznałam, że to będzie odpowiednia trasa na dzisiaj. Przewyższenie bardzo umiarkowane, ale trochę terenu no i te piękne widoki.
Zaczęłam od Buczyny, a potem Isep ( w tej wsi spotykam grupę chłopaków z wielkimi plecakami, idą w kierunku Dunajca. Myślę sobie: jest długi weekend, pewnie przyjechali nad Dunajec. Co dziwne kiedy po jakichś 3 godzinach godzinach jadę po drugiej stronie Dunajca w Dąbrówce Szczepanowskiej spotykam ich znowu, ciekawe zatem jak oni na tę drugą stronę się przedostali? Tam gdzie szli nie ma żadnego mostu. Musieliby wrócić do Zgłobic na most, a to kawał drogi. Może przeszli rzekę , bo Dunajec akurat teraz dość płytki).
Z Wielkiej Wsi szlakiem niebieskim pieszym na Panieńską Górę. I… ot niespodzianka. Jadę i myślę: spróbuję znowu zawalczyć z tym podjazdem, ale pewnie dzisiaj się znowu nie uda, bo jakoś nie czuję wielkiej mocy w nogach.
Pierwszy trudny fragment pokonuję jak poprzednim razem. Kiedy wyrasta przede mną druga ścianka, myślę sobie: jestem raczej bez szans.
No, ale przesuwam się maksymalnie na przód siodełka i wkładam w ten podjazd wszystkie siły jakie mam. I udaje się – wygrywam z nim , wygrywam z podjazdem na Panieńską:).
Hm.. od kiedy tam jechałam pierwszy raz w tym roku ( w maju) to jednak było kilka miesięcy . Teraz tej siły musi być zdecydowanie więcej.
Kosztowało mnie to jednak dużo.. tętno jeszcze przez długi czas nie może się uspokoić. W lesie na Panieńskiej spotykam jakiegoś Pana wędrującego z kijkami. Widocznie nie tylko ja doceniam wyjątkowość tego miejsca. Bo to rzeczywiście cudowny las, a chyba tak mało eksplorowany przez bikerów z Tarnowa. Ciekawa jestem ilu ich było na Panieńskiej Górze, na niebieskim szlaku?
Na pewno Alek bo był ze mną, i Tomek i Sławek Nosal. Ale czy ktoś jeszcze trafił tam ( nie biorąc pod uwagę maratonu w Wojniczu, bo trasa nie docierała do szczytu Panieńskiej).
Raz jeszcze polecam, jeźdźcie do Wielkiej Wsi, skręćcie na niebieski pieszy szlak i zmierzcie się z super terenowym niełatwym podjazdem na Panieńską. Warto.
A potem na szlak czarny pieszy. Tego szlaku jednak trzeba bardzo pilnować, bo mocno znaki niewidoczne są. Pozarastane krzakami itd. Ja znowu już po wyjeździe z Lasu na Panieńskiej i wjeździe w kolejny kompleks leśny, podążyłam ścieżką w lewo, zamiast jechać w prawo. Ale to jest taki rozjazd, gdzie szlaku w zasadzie nie widać. Więc jeśli będziecie jechać i długo nie będzie szlaku na drzewach, trzeba będzie wrócić i dobrze patrzeć czy gdzieś droga się nie rozchodzi i gdzieś za krzakami nie kryje się na drzewie namalowany znak czarnego szlaku.
Dojeżdżam do wiaty w Lesie Milowskim i „przesiadam się” na niebieski pieszy w kierunku Melsztyna. Świetnie się jedzie ten kawałek. Dość fajny zjazd, fajny las, a po wyjeździe cudowne widoki. Zatrzymuje się, żeby zrobić zdjęcia.
Uważam, że to jeden z najpiękniejszych szlaków , w naszej okolicy, które można przemierzyć na rowerze. W dodatku bez wielkich trudności, więc spokojnie mogą się na niego wybrać średnio zaawansowani rowerzyści.
Warto, bez te widoki, te górki w tle, Dunajec, to zapachy.. ta cisza i sielskość to jest coś co chyba jest kwintesencją tego naszego rowerowania.
W Zawadzie Lanckorońskiej ( ciekawa i przepięknie położona wieś),robię sobie przerwę. Siadam na łące z przepięknym widokiem i słucham. Nie ma odgłosów miasta. Są tylko odgłosy i zapachy łąki.
Zawada Lanckorońska - Wieś w gminie Zakliczyn, w województwie małopolskim. Jest to jeden z najciekawszych punktów doliny Dunajca. Miejscowy chłop Łyczko - domorosły archeolog - przyczynił się do wywołania archeologicznej sensacji, odkrywając skarb grzywien siekieropodobnych i szczątki przedmiotów domowego użytku. które jak wykazały badania archeologów, pochodziły z istniejącego 26 wieków temu wielkiego grodu prasłowiańskiego.
Po kontynuacji jazdy, dojeżdżam do lasu, który stanowi bardzo ciekawy i niełatwy technicznie fragment trasy.
Tam dostrzegam tablicę, której wcześniej nie widziałam. Tam też są krzaki jeżyn, czy jak na nie mówią w Tarnowie – czernic.
Zjadam kilka. Takie smaki dzieciństwa…
Tablica wzbudza moją ciekawość, więc po powrocie do domu znajduje w Internecie taką informację.
Grodzisko przedhistoryczne kultury łużyckiej i wczesnohistoryczne należące do systemu obronnego doliny Dunajca.
Grodzisko pierścieniowate, na wysokim, rozległym wzniesieniu dominującym nad doliną Dunajca. Składało się z dwóch członów, rozdzielonych fosą - właściwego grodu (warowni) "zamczyska" o powierzchni 2,3 ha i podgrodzia "mieściska", założonego na pow. 6,7 ha o owalnym zarysie śladów wałów drewniano-ziemnych o konstrukcji przekładowej, a nie skrzynkowej jak w Biskupinie. Wały te o szerokości u podstawy 19m, chroniły zamieszkującą ludność.
Apogeum rozkwitu osiedla przypada na X w., krótko przed zniszczeniem i spaleniem przez wroga, o czym świadczą znaleziska. Zachowały się ślady wałów drewniano - ziemnych, a pod warstwą wypalonej gliny pomosty zwęglonych już drzew i resztki ówczesnych palisad. Badania znalezionych tu dwóch żelaznych grotów dowiodły, że wykonano je w XIV w. ze stali fryszerskiej.
Prowadzone 1938-1939, 1967 i zwłaszcza 1993 wykopaliska ujawniły kilka faz zasiedlania tego rejonu. W epoce brązu, w okresie ok. 1400-700 p.n.e. istniała tu (obronna?) osada, w której natrafiono m.in. na ślady praktyk kanibalistycznych.
Wczesnośredniowieczne grodzisko datować należy na IX-X w. W 1932 roku odkryto tu pierwszy, ok. 1946 roku drugi skarb. W pierwszym znaleziono paciorki szklane oraz 30 ozdób srebrnych (kolczyki, paciory z guzkami i lunulę). Zgromadzona tu biżuteria ma analogie w kręgu kultury Wielkich Moraw, kultury staromadziarskiej i w środowisku warego-ruskim. Skarb zakopano w 2. poł. X w., choć część tworzących go ozdób, nawiązujących do kultury Wielkich Moraw, jest starsza, z końca IX - poł. X w.
Zespół ten uważany jest bądź za gromadzony przez kilka pokoleń majątek przedstawicielki lokalnej elity, bądź za zbiór wytworów należących do wędrownego kupca działającego na odnotowanym przez Ibrahima Ibn Jakuba szlaku handlowym między Kijowem i Pragą. W drugim skarbie, datowanym na IX - poł. X w., znaleziono pochodzące z Wielkich Moraw grzywny siekieropodobne.
W lesie na zjeździe pomimo nowej opony o mało co nie zaliczam upadku, ale tam jest bardzo mokro ( zawsze) i jakieś takie specyficzne, gliniaste podłoże, do tego bardzo stromo. Już raz, jadąc kiedyś z Tomkiem zaliczyłam tam upadek. Tym razem udaje się wyratować. Po przejechaniu specyficznego , drewanianego mostu, który podobnie jak grodzisko , chyba też powinien być już objęty opieką konserwatora zabytków, docieram do wąwozu. Nawet nie próbuję jechać. Początek jest zbyt trudny, dużo kolein i bez wątpienia zrzuciłoby mnie z roweru. Wąwóz oglądam pod kątem zjazdu , bo zjeżdżało się nim na wojnickim maratonie. No.. w niektórych fragmentach łatwy nie jest.
A za wąwozem, jesteśmy już prawie w domu, czyli w Melsztynie. Jeszcze krótki podjazd w kierunku ruin i można zacząć robić zdjęcia. Spodziewam się, że będzie sporo osób, bo w końcu to długi weekend, ale spotykam tylko jedną parę. Robię kilka zdjęć i zjeżdżam w dół.
Zjazd cały czas niebieskim pieszym ( ten polecam bikerom z większym doświadczeniem, ci mnie wytrawni niech lepiej zjadą z ruin tak jak wjeżdżali do drogi asfaltowej). Bo nie jest to super łatwy zjazd. Dość stromo w jednym momencie, na zakręcie, a potem kiedy po dojeździe na asfalt wjeżdżamy w prawo w trawę, to też jest dosyć stromo i trzeba uważać, bo w trawie czai się wiele niespodzianek pod postacią różnych wilczych dołów. A potem jest jeszcze fragment kamienisto-korzeniasty.
I na tym fragmencie spotykam pana z jakimś urządzeniem, które przypomina wykrywacz metalu. Kiedy do Pana dojeżdżam, urządzenie zaczyna wydawać jakieś dźwięki, Pan uśmiecha się na mój widok i mówi:
Wykryłem fajną kobietę…
Niestety to jest dość trudny fragment zjazdu, więc za bardzo pogadać nie mogę, „ w biegu” pytam tylko: czego Pan szuka?, ale Pan chyba nie słyszy, nie odpowiada.
Kiedy w domu czytam o skarbach w grodzisku, myślę sobie: skarbów szukał ten pan….
Wyjeżdżam obok restauracji w Melsztynie ( polecam ją gorąco), nie da się jej nie zauważyć jadąc w kierunku Nowego Sącza. Srebrna Zbroja Rycerza. Urokliwy taras z widokiem na Dunajec. Dobre, tanie jedzenie ( chyba, bo nie byłam tam kilka lat, ale mam nadzieję, że nic się nie zmieniło).
No i kawałek główną drogą. Niezbyt fajnie, bo mija mnie auto za autem. Ale za to jadę wg mnie jedną z najpiękniejszych widokowo dróg w Polsce. Tak o niej myślałam, jeszcze wtedy kiedy nie mieszkałam w Tarnowie, a zdarzało mi się tędy jeździć.
Dunajec wzdłuż drogi, pagórki w tle. Naprawdę jest piękne.
W Zakliczynie zatrzymuję się na stacji benzynowej, bo kończy mi się IZO.
A potem niebieskim wzdłuż Dunajca. Widać, że jest długi weekend, bo bardzo dużo aut z obcymi rejestracjami. Te okolice szczególnie upodobali sobie Ślązacy i Krakowiacy.
Bardzo dużo namiotów nad Dunajcem, przyczep kempingowych. Nie dziwię im się, Dunajec to jest Dunajec.
Zatrzymuję się jeszcze na chwilę nad Dunajcem, a potem powrót prze Buczynę, w której znajduję taką kartkę na drzewie.
Jak myślicie, co oznacza B.B?
BikeBrothers czy Bieniasz Bike?
To była fajna, spokojna jazda. Taka jakich mało w tym roku, a ja jednak od czasu do czasu takich potrzebuję. Żebym mogła tak w pełni nacieszyć się widokami.
To był dobry dzień.
Mój ulubiony widok ze wzgórza zamkowego w Melsztynie© lemuriza1972
Ruiny© lemuriza1972
„ Można być w kropli ciszy światów odkrywcą.
Można wędrując dookoła świata przeoczyć wszystko”
J. Baran „ Światy”
Starałam się dzisiaj nie przeoczyć niczego. Było więc powoli, było więc „ z zachwytem” i jest film , w którym obraz mówi chyba wszystko.
No, ale po kolei.
Kiedy podjęłam decyzję, że w tym roku nie będę startować w maratonach, miałam nadzieję, że będzie to rok odkrywania nowych ścieżek i szlaków. Ale jak to w życiu bywa, potem wszystko się zmieniło. Z pewną taką nieśmiałością wystartowałam na maratonie w Wojniczu. Potem pojechałam Krysią i Adamem na Jamną, przekonałam się , że jeszcze daję radę jeździć długie trasy ze sporym przewyższeniem, podjęłam decyzję o kilku startach. Starty takie spontaniczne, bez zimowego przygotowania, ale jednak starty. Treningów właściwie nie było, ale każdy wolny weekend był wykorzystany na długą jazdę. Zabrakło więc czasu na odkrywanie nowych szlaków.
I dzisiaj nadszedł taki dzień, że była ku temu okazja. Wolny dzień, a „towarzystwo” rozpierzchło się w jazdach indywidualnych, bo przed niedzielną Wierchomlą nikt nie chciał robić długiej i wyczerpującej trasy.
A ja zamiast zaplanować jakąś nową ścieżkę, zapragnęłam bardzo „odwiedzić” mój ulubiony szlak do Melsztyna. Uznałam, że to będzie odpowiednia trasa na dzisiaj. Przewyższenie bardzo umiarkowane, ale trochę terenu no i te piękne widoki.
Zaczęłam od Buczyny, a potem Isep ( w tej wsi spotykam grupę chłopaków z wielkimi plecakami, idą w kierunku Dunajca. Myślę sobie: jest długi weekend, pewnie przyjechali nad Dunajec. Co dziwne kiedy po jakichś 3 godzinach godzinach jadę po drugiej stronie Dunajca w Dąbrówce Szczepanowskiej spotykam ich znowu, ciekawe zatem jak oni na tę drugą stronę się przedostali? Tam gdzie szli nie ma żadnego mostu. Musieliby wrócić do Zgłobic na most, a to kawał drogi. Może przeszli rzekę , bo Dunajec akurat teraz dość płytki).
Panieńska góra z oddali, wygląda bardzo niepozornie© lemuriza1972
Z Wielkiej Wsi szlakiem niebieskim pieszym na Panieńską Górę. I… ot niespodzianka. Jadę i myślę: spróbuję znowu zawalczyć z tym podjazdem, ale pewnie dzisiaj się znowu nie uda, bo jakoś nie czuję wielkiej mocy w nogach.
Pierwszy trudny fragment pokonuję jak poprzednim razem. Kiedy wyrasta przede mną druga ścianka, myślę sobie: jestem raczej bez szans.
No, ale przesuwam się maksymalnie na przód siodełka i wkładam w ten podjazd wszystkie siły jakie mam. I udaje się – wygrywam z nim , wygrywam z podjazdem na Panieńską:).
Hm.. od kiedy tam jechałam pierwszy raz w tym roku ( w maju) to jednak było kilka miesięcy . Teraz tej siły musi być zdecydowanie więcej.
Kosztowało mnie to jednak dużo.. tętno jeszcze przez długi czas nie może się uspokoić. W lesie na Panieńskiej spotykam jakiegoś Pana wędrującego z kijkami. Widocznie nie tylko ja doceniam wyjątkowość tego miejsca. Bo to rzeczywiście cudowny las, a chyba tak mało eksplorowany przez bikerów z Tarnowa. Ciekawa jestem ilu ich było na Panieńskiej Górze, na niebieskim szlaku?
Na pewno Alek bo był ze mną, i Tomek i Sławek Nosal. Ale czy ktoś jeszcze trafił tam ( nie biorąc pod uwagę maratonu w Wojniczu, bo trasa nie docierała do szczytu Panieńskiej).
W lesie na Panieńskiej© lemuriza1972
Raz jeszcze polecam, jeźdźcie do Wielkiej Wsi, skręćcie na niebieski pieszy szlak i zmierzcie się z super terenowym niełatwym podjazdem na Panieńską. Warto.
Mój ulubiony widok z Lasu na Panieńskiej:)© lemuriza1972
Widoczek© lemuriza1972
A potem na szlak czarny pieszy. Tego szlaku jednak trzeba bardzo pilnować, bo mocno znaki niewidoczne są. Pozarastane krzakami itd. Ja znowu już po wyjeździe z Lasu na Panieńskiej i wjeździe w kolejny kompleks leśny, podążyłam ścieżką w lewo, zamiast jechać w prawo. Ale to jest taki rozjazd, gdzie szlaku w zasadzie nie widać. Więc jeśli będziecie jechać i długo nie będzie szlaku na drzewach, trzeba będzie wrócić i dobrze patrzeć czy gdzieś droga się nie rozchodzi i gdzieś za krzakami nie kryje się na drzewie namalowany znak czarnego szlaku.
Na czarnym pieszym szlaku© lemuriza1972
Czarny pieszy 2© lemuriza1972
Czarny pieszy 2© lemuriza1972
Czarny pieszy 3© lemuriza1972
Dojeżdżam do wiaty w Lesie Milowskim i „przesiadam się” na niebieski pieszy w kierunku Melsztyna. Świetnie się jedzie ten kawałek. Dość fajny zjazd, fajny las, a po wyjeździe cudowne widoki. Zatrzymuje się, żeby zrobić zdjęcia.
Uważam, że to jeden z najpiękniejszych szlaków , w naszej okolicy, które można przemierzyć na rowerze. W dodatku bez wielkich trudności, więc spokojnie mogą się na niego wybrać średnio zaawansowani rowerzyści.
Warto, bez te widoki, te górki w tle, Dunajec, to zapachy.. ta cisza i sielskość to jest coś co chyba jest kwintesencją tego naszego rowerowania.
Widok nr 1© lemuriza1972
W Zawadzie Lanckorońskiej ( ciekawa i przepięknie położona wieś),robię sobie przerwę. Siadam na łące z przepięknym widokiem i słucham. Nie ma odgłosów miasta. Są tylko odgłosy i zapachy łąki.
Łąka w Zawadzie Lanckorońskiej© lemuriza1972
Zawada Lanckorońska - Wieś w gminie Zakliczyn, w województwie małopolskim. Jest to jeden z najciekawszych punktów doliny Dunajca. Miejscowy chłop Łyczko - domorosły archeolog - przyczynił się do wywołania archeologicznej sensacji, odkrywając skarb grzywien siekieropodobnych i szczątki przedmiotów domowego użytku. które jak wykazały badania archeologów, pochodziły z istniejącego 26 wieków temu wielkiego grodu prasłowiańskiego.
Zawada Lanckorońska© lemuriza1972
Łąka w Zawadzie Lanckorońskiej© lemuriza1972
Widok z Zawady© lemuriza1972
MB Lanckorońska:)© lemuriza1972
Po kontynuacji jazdy, dojeżdżam do lasu, który stanowi bardzo ciekawy i niełatwy technicznie fragment trasy.
Tam dostrzegam tablicę, której wcześniej nie widziałam. Tam też są krzaki jeżyn, czy jak na nie mówią w Tarnowie – czernic.
Zjadam kilka. Takie smaki dzieciństwa…
Grodzisko© lemuriza1972
Tablica wzbudza moją ciekawość, więc po powrocie do domu znajduje w Internecie taką informację.
Grodzisko przedhistoryczne kultury łużyckiej i wczesnohistoryczne należące do systemu obronnego doliny Dunajca.
Grodzisko pierścieniowate, na wysokim, rozległym wzniesieniu dominującym nad doliną Dunajca. Składało się z dwóch członów, rozdzielonych fosą - właściwego grodu (warowni) "zamczyska" o powierzchni 2,3 ha i podgrodzia "mieściska", założonego na pow. 6,7 ha o owalnym zarysie śladów wałów drewniano-ziemnych o konstrukcji przekładowej, a nie skrzynkowej jak w Biskupinie. Wały te o szerokości u podstawy 19m, chroniły zamieszkującą ludność.
Apogeum rozkwitu osiedla przypada na X w., krótko przed zniszczeniem i spaleniem przez wroga, o czym świadczą znaleziska. Zachowały się ślady wałów drewniano - ziemnych, a pod warstwą wypalonej gliny pomosty zwęglonych już drzew i resztki ówczesnych palisad. Badania znalezionych tu dwóch żelaznych grotów dowiodły, że wykonano je w XIV w. ze stali fryszerskiej.
Prowadzone 1938-1939, 1967 i zwłaszcza 1993 wykopaliska ujawniły kilka faz zasiedlania tego rejonu. W epoce brązu, w okresie ok. 1400-700 p.n.e. istniała tu (obronna?) osada, w której natrafiono m.in. na ślady praktyk kanibalistycznych.
Wczesnośredniowieczne grodzisko datować należy na IX-X w. W 1932 roku odkryto tu pierwszy, ok. 1946 roku drugi skarb. W pierwszym znaleziono paciorki szklane oraz 30 ozdób srebrnych (kolczyki, paciory z guzkami i lunulę). Zgromadzona tu biżuteria ma analogie w kręgu kultury Wielkich Moraw, kultury staromadziarskiej i w środowisku warego-ruskim. Skarb zakopano w 2. poł. X w., choć część tworzących go ozdób, nawiązujących do kultury Wielkich Moraw, jest starsza, z końca IX - poł. X w.
Zespół ten uważany jest bądź za gromadzony przez kilka pokoleń majątek przedstawicielki lokalnej elity, bądź za zbiór wytworów należących do wędrownego kupca działającego na odnotowanym przez Ibrahima Ibn Jakuba szlaku handlowym między Kijowem i Pragą. W drugim skarbie, datowanym na IX - poł. X w., znaleziono pochodzące z Wielkich Moraw grzywny siekieropodobne.
W lesie na zjeździe pomimo nowej opony o mało co nie zaliczam upadku, ale tam jest bardzo mokro ( zawsze) i jakieś takie specyficzne, gliniaste podłoże, do tego bardzo stromo. Już raz, jadąc kiedyś z Tomkiem zaliczyłam tam upadek. Tym razem udaje się wyratować. Po przejechaniu specyficznego , drewanianego mostu, który podobnie jak grodzisko , chyba też powinien być już objęty opieką konserwatora zabytków, docieram do wąwozu. Nawet nie próbuję jechać. Początek jest zbyt trudny, dużo kolein i bez wątpienia zrzuciłoby mnie z roweru. Wąwóz oglądam pod kątem zjazdu , bo zjeżdżało się nim na wojnickim maratonie. No.. w niektórych fragmentach łatwy nie jest.
Wąwóz© lemuriza1972
A za wąwozem, jesteśmy już prawie w domu, czyli w Melsztynie. Jeszcze krótki podjazd w kierunku ruin i można zacząć robić zdjęcia. Spodziewam się, że będzie sporo osób, bo w końcu to długi weekend, ale spotykam tylko jedną parę. Robię kilka zdjęć i zjeżdżam w dół.
Katem i mury obronne:)© lemuriza1972
Ruiny z innej strony© lemuriza1972
Zjazd cały czas niebieskim pieszym ( ten polecam bikerom z większym doświadczeniem, ci mnie wytrawni niech lepiej zjadą z ruin tak jak wjeżdżali do drogi asfaltowej). Bo nie jest to super łatwy zjazd. Dość stromo w jednym momencie, na zakręcie, a potem kiedy po dojeździe na asfalt wjeżdżamy w prawo w trawę, to też jest dosyć stromo i trzeba uważać, bo w trawie czai się wiele niespodzianek pod postacią różnych wilczych dołów. A potem jest jeszcze fragment kamienisto-korzeniasty.
I na tym fragmencie spotykam pana z jakimś urządzeniem, które przypomina wykrywacz metalu. Kiedy do Pana dojeżdżam, urządzenie zaczyna wydawać jakieś dźwięki, Pan uśmiecha się na mój widok i mówi:
Wykryłem fajną kobietę…
Niestety to jest dość trudny fragment zjazdu, więc za bardzo pogadać nie mogę, „ w biegu” pytam tylko: czego Pan szuka?, ale Pan chyba nie słyszy, nie odpowiada.
Kiedy w domu czytam o skarbach w grodzisku, myślę sobie: skarbów szukał ten pan….
Wyjeżdżam obok restauracji w Melsztynie ( polecam ją gorąco), nie da się jej nie zauważyć jadąc w kierunku Nowego Sącza. Srebrna Zbroja Rycerza. Urokliwy taras z widokiem na Dunajec. Dobre, tanie jedzenie ( chyba, bo nie byłam tam kilka lat, ale mam nadzieję, że nic się nie zmieniło).
No i kawałek główną drogą. Niezbyt fajnie, bo mija mnie auto za autem. Ale za to jadę wg mnie jedną z najpiękniejszych widokowo dróg w Polsce. Tak o niej myślałam, jeszcze wtedy kiedy nie mieszkałam w Tarnowie, a zdarzało mi się tędy jeździć.
Dunajec wzdłuż drogi, pagórki w tle. Naprawdę jest piękne.
W Zakliczynie zatrzymuję się na stacji benzynowej, bo kończy mi się IZO.
A potem niebieskim wzdłuż Dunajca. Widać, że jest długi weekend, bo bardzo dużo aut z obcymi rejestracjami. Te okolice szczególnie upodobali sobie Ślązacy i Krakowiacy.
Bardzo dużo namiotów nad Dunajcem, przyczep kempingowych. Nie dziwię im się, Dunajec to jest Dunajec.
Dunajec© lemuriza1972
I jeszcze raz Dunajec© lemuriza1972
Zatrzymuję się jeszcze na chwilę nad Dunajcem, a potem powrót prze Buczynę, w której znajduję taką kartkę na drzewie.
Kartka na drzewie w Buczynie© lemuriza1972
Jak myślicie, co oznacza B.B?
BikeBrothers czy Bieniasz Bike?
To była fajna, spokojna jazda. Taka jakich mało w tym roku, a ja jednak od czasu do czasu takich potrzebuję. Żebym mogła tak w pełni nacieszyć się widokami.
To był dobry dzień.
- DST 65.00km
- Teren 25.00km
- Czas 03:33
- VAVG 18.31km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Fajna trasa ja akurat ja znam tylko w części czyli Panieńska, Wolnica jakoś na ruinach w Melsztynie nie byłem ale to zapewne kwiestia czasu POZDRAWIAM
grzesiekst999 - 06:36 piątek, 16 sierpnia 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!