Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2013
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
Środa, 30 stycznia 2013
Brzanka:)))) i trochę Pogórza Dynowskiego
Z aktywności sportowej był dzisiaj basen. Spokojne 40 długości basenu. Relaks, bardzo potrzebny po całym dniu obcowania z ustawą o kierujących pojazdami.
Obiecałam promocję Powiatu, więc dzisiaj kolejna prezentacja.
Jako, że na zewnątrz wszystko płynie, płacze, kapie …
rzewnie jakoś i nieładnie, to dzisiaj będzie trochę zimowych widoków, z których najważniejsze to będą te z okolic brzankowych, czyli króciutki filmik z naszej sobotniej wycieczki żółtym szlakiem pieszym od Lubaszowej. Do szlaku można się dostać np. od stacji PKP w Lubaszowej , idąc szlakiem czarnym pieszym.
Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale Lubaszowa to jedna z najstarszych osad w Małopolsce. Za czasów Bolesława Chrobrego był tu mały gród strzegący szlaku handlowego prowadzącego do Bardejowa ( za przewodnikiem „ Ziemia Tarnowska. Przewodnik pieszy. Pogórze Karpackie między Dunajcem a Wisłoką).
Na szlaku jest jeszcze jedna ciekawa „miejscówka”, a mianowicie Ośrodek Redemptorystów, w którym mieści się dom rekolekcyjny i kaplica ( bardzo ładne otoczenie).
A potem idziemy sobie przez las, by dojść przez polany podszczytowe góry Morgi.
I dalej już na naszą ukochaną Brzankę ( przez niektórych tak ukochaną, że jak już wspominałam, poświęcają jej każdy wtorek mtb i to już stało się nową, świecką bardzo piękną tarnowską tradycją rowerową). Brzance mam nadzieję ja tym razem poświęcę:) na wiosnę osobny wpis, wraz z filmami, bo jest tego warta.
To taka nasza górka ukochana, niewiele mamy większych górek w okolicy, a Brzanka jest jedną z nich. W dodatku można znaleźć na niej trudne techniczne kawałki . Kto jechał bodajże trzeci tarnowski Bike Maraton, pamięta zapewne zjazd między drzewami, który trzeba było pokonywać z pupą na tylnej oponie. Fajnyyyyyyy....
To jest miejsce klimatyczne. Ja w sumie wolę Jamną, ale Brzanką też nie gardzę:).
Warto zaglądnąć do Bacówki na Brzance, która nie jest może szczytem luksusu i zapewne przydałby się jej lifting:), ma jednak swój urok i jak podaje wspomniany już przeze mnie przewodnik , stanowi jeden z kilkudziesięciu stylowych obiektów turystyki indywidualnej wybudowanych w Beskidach i na Pogórzu w latach 1975-85.
Okolice Bacówki to też przepiękna panorama na Beskid Niski, Pogórze Ciężkowickie i Grybowskie, Beskid Sądecki i Wyspowy , a przy dobrej pogodzie Tatry ( widziałam je z Brzanki, a jakże)
&feature=youtu.be
Jeśli ktoś czytał dokładnie mój sobotni wpis to wie, że jednak na Brzance zabłądziliśmy. Można jak widać, o czym zresztą byłam przekonana:).
I jeszcze dwa króciutkie „ujęcia” z ubiegłorocznej wycieczki na Pogórze Dynowskie. To nie jest co prawda nasz Powiat, ale widoki zimowe. I ten skrzypiący śniegggggg.......
&feature=youtu.be
&feature=youtu.be
Obiecałam promocję Powiatu, więc dzisiaj kolejna prezentacja.
Jako, że na zewnątrz wszystko płynie, płacze, kapie …
rzewnie jakoś i nieładnie, to dzisiaj będzie trochę zimowych widoków, z których najważniejsze to będą te z okolic brzankowych, czyli króciutki filmik z naszej sobotniej wycieczki żółtym szlakiem pieszym od Lubaszowej. Do szlaku można się dostać np. od stacji PKP w Lubaszowej , idąc szlakiem czarnym pieszym.
Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale Lubaszowa to jedna z najstarszych osad w Małopolsce. Za czasów Bolesława Chrobrego był tu mały gród strzegący szlaku handlowego prowadzącego do Bardejowa ( za przewodnikiem „ Ziemia Tarnowska. Przewodnik pieszy. Pogórze Karpackie między Dunajcem a Wisłoką).
Na szlaku jest jeszcze jedna ciekawa „miejscówka”, a mianowicie Ośrodek Redemptorystów, w którym mieści się dom rekolekcyjny i kaplica ( bardzo ładne otoczenie).
A potem idziemy sobie przez las, by dojść przez polany podszczytowe góry Morgi.
I dalej już na naszą ukochaną Brzankę ( przez niektórych tak ukochaną, że jak już wspominałam, poświęcają jej każdy wtorek mtb i to już stało się nową, świecką bardzo piękną tarnowską tradycją rowerową). Brzance mam nadzieję ja tym razem poświęcę:) na wiosnę osobny wpis, wraz z filmami, bo jest tego warta.
To taka nasza górka ukochana, niewiele mamy większych górek w okolicy, a Brzanka jest jedną z nich. W dodatku można znaleźć na niej trudne techniczne kawałki . Kto jechał bodajże trzeci tarnowski Bike Maraton, pamięta zapewne zjazd między drzewami, który trzeba było pokonywać z pupą na tylnej oponie. Fajnyyyyyyy....
To jest miejsce klimatyczne. Ja w sumie wolę Jamną, ale Brzanką też nie gardzę:).
Warto zaglądnąć do Bacówki na Brzance, która nie jest może szczytem luksusu i zapewne przydałby się jej lifting:), ma jednak swój urok i jak podaje wspomniany już przeze mnie przewodnik , stanowi jeden z kilkudziesięciu stylowych obiektów turystyki indywidualnej wybudowanych w Beskidach i na Pogórzu w latach 1975-85.
Okolice Bacówki to też przepiękna panorama na Beskid Niski, Pogórze Ciężkowickie i Grybowskie, Beskid Sądecki i Wyspowy , a przy dobrej pogodzie Tatry ( widziałam je z Brzanki, a jakże)
&feature=youtu.be
Jeśli ktoś czytał dokładnie mój sobotni wpis to wie, że jednak na Brzance zabłądziliśmy. Można jak widać, o czym zresztą byłam przekonana:).
I jeszcze dwa króciutkie „ujęcia” z ubiegłorocznej wycieczki na Pogórze Dynowskie. To nie jest co prawda nasz Powiat, ale widoki zimowe. I ten skrzypiący śniegggggg.......
&feature=youtu.be
&feature=youtu.be
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 stycznia 2013
Okolice Tuchowa:)... no i nartki ( 3)
Obiecałam wczoraj promocję Powiatu Tarnowskiego, więc dzisiaj taka będzie. Co prawda nie pracuję w Wydziale Promocji i żadnej premii nie dostanę:) ( żeby jasność była), ale uważam, że Ziemia Tarnowska na promocję zasługuje, więc czynić ją będę w miarę możliwości.
W głowie mojej urodził się taki projekt, że będę Wam pokazywać fajne miejsca powiatowe i trochę o nich opowiadać. Kto wie, może zachęcę kogoś do odwiedzenia naszych stron?
Filmiki będą krótkie, bo dysponujemy ( ja i moi towarzysze) tylko telefonami, nie mamy kamer.
Dzisiaj trzy krótkie filmiki z okolic Tuchowa, których autorem jest mój kolega Alek.
Następne będziemy się starali przygotować bardziej profesjonalnie:).
To była jesienna wycieczka do Tuchowa.
Na filmie pierwszym okolice Lasu Tuchowskiego. Ciekawe czy ktoś wie co było po prawej stronie tuż za wjazdem do lasu? ( pisałam o tym)
Filmik drugi. „Wnętrze” lasu. Jeśli ktoś kiedyś jechał w tarnowskim maratonie ( Bike maratonie) być może pamięta to miejsce.
A dzisiaj zaryzykowaliśmy z Mirkiem i pojechaliśmy na narty, chociaż pogoda była bardziej na narty wodne.
Warunki rzeczywiście ciężkie. Miasto już „płynie”, ale na naszej świętej górze, jeszcze sporo śniegu.
Ale padał deszcz. Zdążyłam zrobić 4 pętle, ale za to…
Uwaga! Wynik dzisiejszej mojej potyczki z zakrętem…. 11:0 !!!!!!
Yes, yes, yes!
Chyba wreszcie załapałam o co chodzi!
Przyjemnie…
W głowie mojej urodził się taki projekt, że będę Wam pokazywać fajne miejsca powiatowe i trochę o nich opowiadać. Kto wie, może zachęcę kogoś do odwiedzenia naszych stron?
Filmiki będą krótkie, bo dysponujemy ( ja i moi towarzysze) tylko telefonami, nie mamy kamer.
Dzisiaj trzy krótkie filmiki z okolic Tuchowa, których autorem jest mój kolega Alek.
Następne będziemy się starali przygotować bardziej profesjonalnie:).
To była jesienna wycieczka do Tuchowa.
Na filmie pierwszym okolice Lasu Tuchowskiego. Ciekawe czy ktoś wie co było po prawej stronie tuż za wjazdem do lasu? ( pisałam o tym)
Filmik drugi. „Wnętrze” lasu. Jeśli ktoś kiedyś jechał w tarnowskim maratonie ( Bike maratonie) być może pamięta to miejsce.
A dzisiaj zaryzykowaliśmy z Mirkiem i pojechaliśmy na narty, chociaż pogoda była bardziej na narty wodne.
Warunki rzeczywiście ciężkie. Miasto już „płynie”, ale na naszej świętej górze, jeszcze sporo śniegu.
Ale padał deszcz. Zdążyłam zrobić 4 pętle, ale za to…
Uwaga! Wynik dzisiejszej mojej potyczki z zakrętem…. 11:0 !!!!!!
Yes, yes, yes!
Chyba wreszcie załapałam o co chodzi!
Przyjemnie…
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 stycznia 2013
Nartki (2)
Rzutem na taśmę zdaje się załapaliśmy się dzisiaj na ostatni narciarski dzień. Wszystko wskazuje na to ( pogoda za oknem wskazuje), że jutro o narciarskie warunki ( dobre), może być już niezmiernie ciężko.
Zresztą i dzisiaj nie było zbyt dobrze. Padał śnieg, tory były mocno nieprzetarte, temperatura nie sprzyjająca ( za wysoka) i śnieg mocno lepił się do nart.
Pomimo tego udało nam się trochę pobiegać. Mirek zrobił sporo kółek ( ale on szykuje się do Biegu Piastów i klasykiem i łyżwą, na 30 i 50 km). Ja zrobiłam zaledwie 4 , ale sporo czasu poświęciłam na ćwiczenie zakrętów. Dzisiaj zakręt był o wiele bardziej łaskawy ( nie tak oblodzony), stąd łatwiej było mi zapanować nad ciałem. Wynik rozgrywki Iza- zakręt 9:4:))).
Kiedy udało mi się go pokonać po raz pierwszy, to była wielka RADOŚĆ
( jest chyba taka piosenka... Kuba Sienkiewicz śpiewa .. radość wielka radość). Tak było. Za to dwa upadki na tymże zakręcie można by śmiało nominować do tytułu... najlepszy upadek roku. No szkoda, że było ciemno, i nikt nie robił zdjęć.
Tak zaryć brzuchem prawie jak w siatkarskim padzie, to trzeba mieć wyjątkowy talent:). Śmiałam się sama z siebie, ja na brzuch , narty na boki... ech....
Ostatnie dwa kółka to masakra.. śnieg przylepiony do nart właściwie uniemożliwiał mi ślizgi. Po prostu człapałam, dreptałam, byle do przodu.
Jak musiałoby ciężko Juście w ostatnim jej wyścigu, kiedy narty miała źle posmarowane! Zresztą ja już to przeżyłam w ub roku na Magurze, więc wiem jak to jest, kiedy pod nartą masz przylepione 30 cm śniegu.
Nie da się biegać. Po prostu.
Przed nartami miałam jeszcze trochę czasu w domu, więc poćwiczyłam sobie trochę.
A jutro ciąg dalszy Podróży z Izą ( ja wystarczy mi czasu, żeby wgrać filmiki). I będziemy promować Powiat Tarnowski.
Piękny Powiat Tarnowski:)
Zresztą i dzisiaj nie było zbyt dobrze. Padał śnieg, tory były mocno nieprzetarte, temperatura nie sprzyjająca ( za wysoka) i śnieg mocno lepił się do nart.
Pomimo tego udało nam się trochę pobiegać. Mirek zrobił sporo kółek ( ale on szykuje się do Biegu Piastów i klasykiem i łyżwą, na 30 i 50 km). Ja zrobiłam zaledwie 4 , ale sporo czasu poświęciłam na ćwiczenie zakrętów. Dzisiaj zakręt był o wiele bardziej łaskawy ( nie tak oblodzony), stąd łatwiej było mi zapanować nad ciałem. Wynik rozgrywki Iza- zakręt 9:4:))).
Kiedy udało mi się go pokonać po raz pierwszy, to była wielka RADOŚĆ
( jest chyba taka piosenka... Kuba Sienkiewicz śpiewa .. radość wielka radość). Tak było. Za to dwa upadki na tymże zakręcie można by śmiało nominować do tytułu... najlepszy upadek roku. No szkoda, że było ciemno, i nikt nie robił zdjęć.
Tak zaryć brzuchem prawie jak w siatkarskim padzie, to trzeba mieć wyjątkowy talent:). Śmiałam się sama z siebie, ja na brzuch , narty na boki... ech....
Ostatnie dwa kółka to masakra.. śnieg przylepiony do nart właściwie uniemożliwiał mi ślizgi. Po prostu człapałam, dreptałam, byle do przodu.
Jak musiałoby ciężko Juście w ostatnim jej wyścigu, kiedy narty miała źle posmarowane! Zresztą ja już to przeżyłam w ub roku na Magurze, więc wiem jak to jest, kiedy pod nartą masz przylepione 30 cm śniegu.
Nie da się biegać. Po prostu.
Przed nartami miałam jeszcze trochę czasu w domu, więc poćwiczyłam sobie trochę.
A jutro ciąg dalszy Podróży z Izą ( ja wystarczy mi czasu, żeby wgrać filmiki). I będziemy promować Powiat Tarnowski.
Piękny Powiat Tarnowski:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 stycznia 2013
Podróże z Izą:) - prezentacja
Wreszcie przegrałam sobie od Alka wszystkie filmiki z naszych podróży rowerowych i górskich.
Fajna pamiątka będzie.
Pierwsze wspomnienia z Odrzykonia ( jeśli ktoś ma ochotę posłuchać historii o Zamku i legendy o karlicy Kasi). Wyprawa odbyła się w towarzystwie Alka i Mirka.
Podobno „idzie” odwilż?
Nie!
Ja chcę jeszcze pobiegać na nartach. Chcę jeszcze nacieszyć się zimowymi widokami!
Dzisiaj trochę domowych ćwiczeń. Może w końcu te wszystkie choroby odpuszczą i będę mogła w miarę posiadanego czasu i sił, trochę bardziej zająć się sportem. Nie chcę zdziadzieć, nie chcę żeby mi kondycja siadła, a wytrzymałość nie pozwoliła na długie rowerowe wycieczki i wyprawy w góry.
Poza tym godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
Wszędzie bezkresna biel, cudownie.
Do tego dwie sarny i wiewiórka sztuk jeden.
Nie ma to jak tak trochę rozruszać kości, przewentylować płuca i popatrzeć na przyrodę.
Wspominaliśmy z Alkiem nasze dawne zimowe jazdy na rowerze.
W bardzo niskich temperaturach, po śniegu.
Oj, pamiętam, pamiętam jak przemarznięta i zziębnięta wracałam do domu i przez pół godziny chodziłam po pokoju ( chcąc spowodować żeby krążenie w stopach powróciło) powtarzając sobie: Iza, nic cię nie boli, tylko ci się wydaje…
( a łzy prawie mi leciały z bólu).
Już mi się tak nie chce.
Czy to wiek? Czy może raczej świadomość tego , że nie przygotowuję się do maratonowego sezonu powoduje, że odpuszczam sobie taką ekstremę?
A może jeszcze coś innego?
To było kilka lat temu – wtedy bardzo chciałam sobie udowodnić, że jestem twarda, że wiele wytrzymam. Już to wiem- więc nie potrzebuję potwierdzania.
A teraz wolę „marznąc” idąc wiele godzin w górach na mrozie. To jest marznięcie przyjemniejsze i chociaż czasem w Tatrach bywało tak, że tez pojawiał się solidny ból przemarzniętych stóp i dłoni, to po kilkunastu minutach krążenie wracało i wszystko było ok.
Inny rodzaj marznięcia.
A w Toskanii 12 stopni. Tak napisał mi Rafał, który tęskni do zimowej Polski, więc go pewnie drażnię tymi zimowymi fotami.
No, ale on ma za to Italię i to morze zabytków, historię na każdym kroku.
Przeczytałam w książce Stuhra cytat z Goethego:
„ Kto dobrze poznał Włochy, a zwłaszcza Rzym, nigdy już nie będzie nieszczęśliwy”
Mam więc nadzieję w tym roku powrócić tam, gdzie szczęście jakoś tak spływa z tego błękitnego nieba.
Naprawdę spływa. Tak po prostu.
Posiałam dzisiaj miętę – do herbaty. Takie wspomnienie Włoch.
Za jakieś 2, 3 tygodnie powinno coś wykiełkować.
Fajna pamiątka będzie.
Pierwsze wspomnienia z Odrzykonia ( jeśli ktoś ma ochotę posłuchać historii o Zamku i legendy o karlicy Kasi). Wyprawa odbyła się w towarzystwie Alka i Mirka.
Podobno „idzie” odwilż?
Nie!
Ja chcę jeszcze pobiegać na nartach. Chcę jeszcze nacieszyć się zimowymi widokami!
Dzisiaj trochę domowych ćwiczeń. Może w końcu te wszystkie choroby odpuszczą i będę mogła w miarę posiadanego czasu i sił, trochę bardziej zająć się sportem. Nie chcę zdziadzieć, nie chcę żeby mi kondycja siadła, a wytrzymałość nie pozwoliła na długie rowerowe wycieczki i wyprawy w góry.
Poza tym godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
Wszędzie bezkresna biel, cudownie.
Do tego dwie sarny i wiewiórka sztuk jeden.
Nie ma to jak tak trochę rozruszać kości, przewentylować płuca i popatrzeć na przyrodę.
Wspominaliśmy z Alkiem nasze dawne zimowe jazdy na rowerze.
W bardzo niskich temperaturach, po śniegu.
Oj, pamiętam, pamiętam jak przemarznięta i zziębnięta wracałam do domu i przez pół godziny chodziłam po pokoju ( chcąc spowodować żeby krążenie w stopach powróciło) powtarzając sobie: Iza, nic cię nie boli, tylko ci się wydaje…
( a łzy prawie mi leciały z bólu).
Już mi się tak nie chce.
Czy to wiek? Czy może raczej świadomość tego , że nie przygotowuję się do maratonowego sezonu powoduje, że odpuszczam sobie taką ekstremę?
A może jeszcze coś innego?
To było kilka lat temu – wtedy bardzo chciałam sobie udowodnić, że jestem twarda, że wiele wytrzymam. Już to wiem- więc nie potrzebuję potwierdzania.
A teraz wolę „marznąc” idąc wiele godzin w górach na mrozie. To jest marznięcie przyjemniejsze i chociaż czasem w Tatrach bywało tak, że tez pojawiał się solidny ból przemarzniętych stóp i dłoni, to po kilkunastu minutach krążenie wracało i wszystko było ok.
Inny rodzaj marznięcia.
A w Toskanii 12 stopni. Tak napisał mi Rafał, który tęskni do zimowej Polski, więc go pewnie drażnię tymi zimowymi fotami.
No, ale on ma za to Italię i to morze zabytków, historię na każdym kroku.
Przeczytałam w książce Stuhra cytat z Goethego:
„ Kto dobrze poznał Włochy, a zwłaszcza Rzym, nigdy już nie będzie nieszczęśliwy”
Mam więc nadzieję w tym roku powrócić tam, gdzie szczęście jakoś tak spływa z tego błękitnego nieba.
Naprawdę spływa. Tak po prostu.
Lodowe cuda pod moim blokiem© lemuriza1972
nasz tarnowskie Mazury© lemuriza1972
W Lesie Radłowskim© lemuriza1972
Elementy akrobatyki© lemuriza1972
"Diamenty"© lemuriza1972
leśne klimaty© lemuriza1972
Droga© lemuriza1972
Jeziorko© lemuriza1972
Sopelki© lemuriza1972
Posiałam dzisiaj miętę – do herbaty. Takie wspomnienie Włoch.
Za jakieś 2, 3 tygodnie powinno coś wykiełkować.
Tutaj kiedyś będzie rosła mięta:)© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 stycznia 2013
Porwanie czyli zima w okolicach Tarnowa ( zimowa Brzanka)
Piękna, prawdziwa Polska zima z mnóstwem śniegu, mrozem.
Pięknie…
Żal byłoby siedzieć w domu, a wszystko wskazywało na to, że niestety tak może być. Mirek pojechał z rodziną do Zakopanego, więc narty odpadły z programu weekendowego ( swoją drogą nie udało mi się pojechać w środę, dopadło mnie chyba zapalenie błony śluzowej żołądka.. efekt zażywania przez miesiąc tony lekarstw – nikomu nie życzę takich dolegliwości. Dość przykre i skutecznie utrudniające normalne funkcjonowanie , doświadczenie).
Zaplanowaliśmy z Alkiem jakiś mały spacer po Lesie Radłowskim ( Alek też rekonwalescent więc żadna długa wyprawa nie wchodziła w grę). Potem wpadł mi do głowy pomysł, żeby pojechać na Lubinkę i zobaczyć jak wygląda zimą Dolina Izy….
I takie było właściwie ustalenie, ale spotkała mnie.. niespodzianka.
A właściwie powinnam to chyba nazwać porwaniem… Kiedy wsiadłam do samochodu Alek powiedział: jedziemy do Lubaszowej i na Brzankę.
Ja: Nie! Nie mam jedzenia, nie jestem odpowiednio ubrana!
Alek: jedziemy!
Ja: nie, proszę… nie mam nic do jedzenia…
Alek: ale ja mam!
No i nie miałam wyjścia, pojechałam do Lubaszowej czyli miejscowośc położonej za Tuchowem, u stóp Brzanki.
Tak więc Prezesie Towarzystwa Miłośników Brzanki , ponieważ Ty zimą Brzankę zdradzasz i zwiedzasz co wtorek inne górki, ktoś musiał Cię zastąpić:).
Niewtajemniczonym wyjaśniam, że Prezesem ochrzciłam kiedyś KOLOSA z forum rowerum tarnowskiego, a to dlatego, ze od dłuższego czasu kultywuje tradycję wtorku mtb, a prawie każdy wtorek to jest Brzanka ( ale co wtorek innymi ścieżkami).
Pozstawiliśmy auto poniżej klasztoru w Lubaszowej i do góry. Początkowo asfaltem do góry, od klasztoru już cudny las.
Cóż.. zdjęcia nie oddadzą tego klimatu, piękna krajobrazu.. tych cudnie oblodzonych drzew, które wyglądały jakby miały na sobie diamenty.
To jest miejsce klimatyczne, lubię ten szlak od Lubaszowej.. ma taki jakiś specyficzny klimat.
Nie jest długi, nie jest specjalnie wymagający ( no chyba, że spadłoby dużo śniegu), więc polecam go wszystkim z okolic Tarnowa, którzy lubią spędzać czas w plenerze, ale nie mają dostatecznej kondycji, ani nie lubią się męczyć bardzo. To jest dobry szlak na długi weekendowy spacer.
I dla nas ( po tych naszych chorobach) myślę, że był wystarczający i odpowiedni. Taki na rozruch i przypomnienie organizmowi jak to jest wędrować pod górę i z góry.
Szlak w całości do przejścia, momentami trochę więcej śniegu i trochę trudniej, ale wszystko w granicach normy.
Na Brzance weszliśmy sobie na platformę widokową, a potem do Bacówki na herbatę i żurek i w drogę powrotną.
W Bacówce szykowała się jakaś impreza i przypomniało mi się jak kilka lat temu byłam tutaj na Andrzejkach.
W drodze powrotnej pomyliliśmy szlak w pewnym momencie , ale tak to jest jak się gada i nie uważa.
Alek nie mógł przeżyć tego, ze zgubiliśmy się na Brzance:). Na takiej małej górce:).
Końcówka wycieczki już o zmierzchu, a nawet w ciemnościach. To jest dopiero klimat.
Przypomniały mi się nasze dawne nocne wędrówki po Brzance i Jamnej. Trzeba będzie wrócić do tego, bo to fajne było.
Dobry dzień, trochę życia w życiu:).
I o to chodzi.
W drodze jakieś 3 godziny. Mało, ale jak na po chorobie, to myślę, ze wystarczy.
Pięknie…
Żal byłoby siedzieć w domu, a wszystko wskazywało na to, że niestety tak może być. Mirek pojechał z rodziną do Zakopanego, więc narty odpadły z programu weekendowego ( swoją drogą nie udało mi się pojechać w środę, dopadło mnie chyba zapalenie błony śluzowej żołądka.. efekt zażywania przez miesiąc tony lekarstw – nikomu nie życzę takich dolegliwości. Dość przykre i skutecznie utrudniające normalne funkcjonowanie , doświadczenie).
Zaplanowaliśmy z Alkiem jakiś mały spacer po Lesie Radłowskim ( Alek też rekonwalescent więc żadna długa wyprawa nie wchodziła w grę). Potem wpadł mi do głowy pomysł, żeby pojechać na Lubinkę i zobaczyć jak wygląda zimą Dolina Izy….
I takie było właściwie ustalenie, ale spotkała mnie.. niespodzianka.
A właściwie powinnam to chyba nazwać porwaniem… Kiedy wsiadłam do samochodu Alek powiedział: jedziemy do Lubaszowej i na Brzankę.
Ja: Nie! Nie mam jedzenia, nie jestem odpowiednio ubrana!
Alek: jedziemy!
Ja: nie, proszę… nie mam nic do jedzenia…
Alek: ale ja mam!
No i nie miałam wyjścia, pojechałam do Lubaszowej czyli miejscowośc położonej za Tuchowem, u stóp Brzanki.
Tak więc Prezesie Towarzystwa Miłośników Brzanki , ponieważ Ty zimą Brzankę zdradzasz i zwiedzasz co wtorek inne górki, ktoś musiał Cię zastąpić:).
Niewtajemniczonym wyjaśniam, że Prezesem ochrzciłam kiedyś KOLOSA z forum rowerum tarnowskiego, a to dlatego, ze od dłuższego czasu kultywuje tradycję wtorku mtb, a prawie każdy wtorek to jest Brzanka ( ale co wtorek innymi ścieżkami).
Pozstawiliśmy auto poniżej klasztoru w Lubaszowej i do góry. Początkowo asfaltem do góry, od klasztoru już cudny las.
Cóż.. zdjęcia nie oddadzą tego klimatu, piękna krajobrazu.. tych cudnie oblodzonych drzew, które wyglądały jakby miały na sobie diamenty.
To jest miejsce klimatyczne, lubię ten szlak od Lubaszowej.. ma taki jakiś specyficzny klimat.
Nie jest długi, nie jest specjalnie wymagający ( no chyba, że spadłoby dużo śniegu), więc polecam go wszystkim z okolic Tarnowa, którzy lubią spędzać czas w plenerze, ale nie mają dostatecznej kondycji, ani nie lubią się męczyć bardzo. To jest dobry szlak na długi weekendowy spacer.
I dla nas ( po tych naszych chorobach) myślę, że był wystarczający i odpowiedni. Taki na rozruch i przypomnienie organizmowi jak to jest wędrować pod górę i z góry.
Szlak w całości do przejścia, momentami trochę więcej śniegu i trochę trudniej, ale wszystko w granicach normy.
Na Brzance weszliśmy sobie na platformę widokową, a potem do Bacówki na herbatę i żurek i w drogę powrotną.
W Bacówce szykowała się jakaś impreza i przypomniało mi się jak kilka lat temu byłam tutaj na Andrzejkach.
W drodze powrotnej pomyliliśmy szlak w pewnym momencie , ale tak to jest jak się gada i nie uważa.
Alek nie mógł przeżyć tego, ze zgubiliśmy się na Brzance:). Na takiej małej górce:).
Końcówka wycieczki już o zmierzchu, a nawet w ciemnościach. To jest dopiero klimat.
Przypomniały mi się nasze dawne nocne wędrówki po Brzance i Jamnej. Trzeba będzie wrócić do tego, bo to fajne było.
Dobry dzień, trochę życia w życiu:).
I o to chodzi.
W drodze jakieś 3 godziny. Mało, ale jak na po chorobie, to myślę, ze wystarczy.
Początek drogi© lemuriza1972
Zimowo© lemuriza1972
Bardzo zimowo© lemuriza1972
Idę© lemuriza1972
było miło:)© lemuriza1972
" Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus...."© lemuriza1972
Zaśnieżone© lemuriza1972
Pięknie było© lemuriza1972
Słynna:) platforma widokowa© lemuriza1972
Na platformie© lemuriza1972
Alek na szlaku© lemuriza1972
Widok po drodze© lemuriza1972
Na całej połaci..śnieg© lemuriza1972
Śniegowo© lemuriza1972
Widok z platformy widokowej na Brzance© lemuriza1972
I jeszcze jeden widok© lemuriza1972
W Bacówce na Brzance© lemuriza1972
Bacówka w zimowej scenerii© lemuriza1972
Na rozstaju dróg© lemuriza1972
Akcent rowerowy© lemuriza1972
Rozmazana© lemuriza1972
Robi się ciemno© lemuriza1972
Ciemność widzę:)© lemuriza1972
Choinka pod klasztorem w Lubaszowej© lemuriza1972
Szopka pod klasztorem w Lubaszowej© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 stycznia 2013
Nartki ( 1)
Czytałam ostatnio książkę Jerzego Stuhra „ Tak sobie myślę”. Wspominał spotkanie z Kaliną Jędrusik
( stąd ta piosenka). Piękna, no ale tak to zazwyczaj jest , jeśli tekst piosenki napisała Agnieszka Osiecka.
Moje nartki stały sobie cały rok , w kącie w przedpokoju i czekały. Moje nartki takie sobie nieszczególne niby i niespecjalne dla Innych, a dla mnie pomimo swej dość wątpliwej jakości, SZCZEGÓLNE I SPECJALNE. No bo MOJE.
Kiedy wreszcie spadł śnieg, ja „uwięziona” w domu spoglądałam tęsknie za okno i wyobrażałam sobie, że tam na Marcince już wre biegowo-nartowe życie.
Najgorszy rodzaj „uwięzienia” dla mnie to niemożność uprawiania sportu.
Na szczęście dobiegł tego kres i dzisiaj nartki wyjęte z kąta.
Pojechaliśmy z Mirkiem, który podczas mojego chorowania już sobie pobiegał kilka razy.
Cóż… nartki wyjęte z autka, sprawnie się do nich wpinam ( i wypinam już po) i to są jedyne znaczące postępy, które poczyniłam odkąd narty mam.
Bo cała reszta.. ech…
Pierwsze ślizgi bardzo nieporadne i mam wrażenie, że narty nie jadą, że może śnieg się do nich przylepił…No ale po jakimś czasie.. jadą.
Ciężko. Bardzo. Czuję to, że ostatni miesiąc właściwie nic nie robiłam i mam za sobą podwójną antybiotykową kurację. Naprawdę bardzo ciężko.
Myślę sobie: jej, zapomniałam jaki to „energobiorczy” sport!
Ale po jakimś czasie jest już odrobinę lepiej, tylko pod górkę – wiadomo męczę się dalej.
Spotykam Adama W. czyli Sokolaka:). Mówi mi , że w niedzielę są zawody.
No ja to w nim na pewno nie wystartuję bo ledwie zipie, a dzisiejsze moje bieganie.. to była katastrofa.
Nawet nie wiem ile razy się przewróciłam. Było tego tak wiele, że przestałam liczyć.
Pierwszy upadek – bardzo bolesny. To nie był dobry dzień do upadania. Śnieg mocno zmrożony, twardy, gdzieniegdzie bryły lodu. W taką bryłę uderzyłam z impetem kolanem. Bolaaałłooooooo….
Efekt – wielki siniak i opuchlizna. Ale co tam. Przeżyjemy. Żadna to w końcu dla mnie nowość:).
No i ślisko było bardzo. Mirek powiedział patrząc na mnie: widzę ślizgi już są…
Zaśmiałam się tylko: no bo ślisko jest, to jest ślizg…
( bo to nie moja wspaniała technika, i ślizgi zamiast człapania, tylko po prostu rzeczywiście narta po tym lodowisku ładnie jechała).
No i znowu moja pięta achillesowa – zakręty na zjazdach. Jeden był tak wyślizgany, że pod spodem sam LÓD.
Ile razy ja go próbowałam pokonać…. Ile razy upadałam i wstawałam.
Nie udało się. Ani razu. Mirek pokazywał, Adam pokazywał, że.. przekładanka… itd.
No super.. przy niewielkiej prędkości jeszcze jakoś panuję nad tymi nartami, ale przy dużej prędkości.. znowu w pewnym momencie panikuję i jadę w .. krzaki.
Może ja nie mam talentu do tego sportu? A może po prostu muszę bardzo wytrwale i dużo ćwiczyć?
Nie wiem.
Nie wychodzi.
Ale próbuję, próbuję, próbuję.
Jutro jadę znowu.
Bieganie po płaskim czy nawet pod górkę, to jest ok. Trzeba tylko siły i wytrzymałości.. ale te zakręty na zjazdach.. uch….
Chciałabym to wreszcie opanować.
No, ale jak to powiedział Mirek „ pierwsze koty za płoty”
( w tym roku).
Będzie lepiej.
PS przebiegłam tylko 3 pętle. resztę czasu zajęło mi ćwiczenie zakrętów. Bardzo żmudne i dość bolesne:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 stycznia 2013
Lizbona i.. pingwiny
„ To magiczne miasto rozłożone na wzgórzach. W dużych miastach często jeździ się na rowerach, to teraz modne. W Lizbonie nie zobaczy pan ani jednego roweru, ponieważ tam nigdzie nie jest płasko. No może gdzieś tam jeżdżą nad rzeką, ale rower to nie jest dobry pomysł na Lizbonę”
Nie? Chyba wręcz przeciwnie, skoro tyle górek i pagórków, prawda?:)
Cytat pochodzi z książki „Wszystko jest lekko dziwne” czyli Łukasz Maciejewski w rozmowie z Jerzym Radziwiłowiczem.
Ominęło mnie i tarnowskie spotkanie z Jerzym Radziwiłłowiczem ( choroba) i spotkanie z Anną Czerwińską ( praca), ale cóż.. taki czas.
Chociaż wielka szkoda, zwłaszcza teraz po lekturze wyżej wymienionej książki, bardzo żałuję, że akurat wtedy kiedy aktor był w Tarnowie , iść nie mogłam.
No tak… bo dopadła mnie jakaś przeogromna angina, której nawet wspominać nie chcę, bo boję się, ze jak wspomnę to znowu powróci.
A tego nie chcę. Nie chcę znowu leżenia w łóżku, tak strasznego bólu gardła, braku sił i oglądania świata przez okno.
Więc znowu tydzień bez sportu, a tu akurat śnieg spadł i można byłoby na nartach pobiegać, w góry iść, na spacer się przejść.
Dzisiaj Mirek namawiał mnie na narty, ale stwierdziłam, że to jeszcze za wcześnie, że Pani Angina mogłaby przypomnieć o sobie.
Więc poszłam tylko na spokojny spacer dwugodzinny dzisiaj, a to i tak wielka radość była, tak wyjść znowu na dłużej z domu… mieć siłę na dwugodzinne chodzenie.
Teraz już musi być lepiej, bo ten początek roku, pod względem zdrowia mam okropny.
I na koniec cytat z jednej książki o pingwinach.
Dlaczego? Bo mnie się ten fragment bardzo spodobał.
( pingwiny opowiadają koledze pingwinowi o Bogu)
„Dwa pozostałe pingwiny patrzą na siebie bezradnie. Ale potem zachęcają małego pingwina , aby się rozejrzał.
- Spójrz dookoła i opisz nam dokładnie, co widzisz.
- Śnieg – odpowiada mały pingwin, w ogóle się nie rozglądając, nie jest przecież głupi.
- Co jeszcze? – dopytują się pingwiny.
- Lód.
- Co jeszcze?
- I lód, i lód, i śnieg, i śnieg i lód.
- Jak myślisz, kto to wszystko stworzył?
- Bóg? – pyta mały pingwin niepewnie.
- Właśnie!
I co na to powiesz?
- W tej okolicy nie wymyślił zbyt wiele".
Nie? Chyba wręcz przeciwnie, skoro tyle górek i pagórków, prawda?:)
Cytat pochodzi z książki „Wszystko jest lekko dziwne” czyli Łukasz Maciejewski w rozmowie z Jerzym Radziwiłowiczem.
Ominęło mnie i tarnowskie spotkanie z Jerzym Radziwiłłowiczem ( choroba) i spotkanie z Anną Czerwińską ( praca), ale cóż.. taki czas.
Chociaż wielka szkoda, zwłaszcza teraz po lekturze wyżej wymienionej książki, bardzo żałuję, że akurat wtedy kiedy aktor był w Tarnowie , iść nie mogłam.
No tak… bo dopadła mnie jakaś przeogromna angina, której nawet wspominać nie chcę, bo boję się, ze jak wspomnę to znowu powróci.
A tego nie chcę. Nie chcę znowu leżenia w łóżku, tak strasznego bólu gardła, braku sił i oglądania świata przez okno.
Więc znowu tydzień bez sportu, a tu akurat śnieg spadł i można byłoby na nartach pobiegać, w góry iść, na spacer się przejść.
Dzisiaj Mirek namawiał mnie na narty, ale stwierdziłam, że to jeszcze za wcześnie, że Pani Angina mogłaby przypomnieć o sobie.
Więc poszłam tylko na spokojny spacer dwugodzinny dzisiaj, a to i tak wielka radość była, tak wyjść znowu na dłużej z domu… mieć siłę na dwugodzinne chodzenie.
Teraz już musi być lepiej, bo ten początek roku, pod względem zdrowia mam okropny.
I na koniec cytat z jednej książki o pingwinach.
Dlaczego? Bo mnie się ten fragment bardzo spodobał.
( pingwiny opowiadają koledze pingwinowi o Bogu)
„Dwa pozostałe pingwiny patrzą na siebie bezradnie. Ale potem zachęcają małego pingwina , aby się rozejrzał.
- Spójrz dookoła i opisz nam dokładnie, co widzisz.
- Śnieg – odpowiada mały pingwin, w ogóle się nie rozglądając, nie jest przecież głupi.
- Co jeszcze? – dopytują się pingwiny.
- Lód.
- Co jeszcze?
- I lód, i lód, i śnieg, i śnieg i lód.
- Jak myślisz, kto to wszystko stworzył?
- Bóg? – pyta mały pingwin niepewnie.
- Właśnie!
I co na to powiesz?
- W tej okolicy nie wymyślił zbyt wiele".
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 stycznia 2013
BASEN
Jadąc dzisiaj na basen śmiałam się do mojego kolegi, że nie wiem czy nie zasnę w tej wodzie... byłam zmęczona i śpiąca.
Kolega mój zapytał: to może nie jedziemy?
- Jedziemy!- powiedziałam.
Bo przecież ja wiem jak to jest.
Zmęczenie.. podszeptuje nam: eeee... nie wychodź z domu.. poleż sobie, odpocznij. Przecież jesteś zmęczona.
Wtedy trzeba stoczyć z nim walkę i wyjść.
Bo doskonale wszyscy wiemy, że pierwsze ruchy.. na basenie, na rowerze itd.. i już jest dobrze.
A już "Po" następuje stan szczęśliwości , a zmęczenie znika.
Tak było i tym razem.
Dzisiaj postanowiłam sobie: jednak się nie poddawać, jak Ewcia od Krysi, mamrotać pod nosem " nie poddawać się, nie poddawać".
I przestać się złościć na rzeczy, na które mam wpływ niewielki.
Więc sobie parę rzeczy przemyślałam i postanowiłam uspokajać sama siebie i nie denerwować się tak każdego dnia i nie zżymać tak , kiedy wychodzi kolejna "paranoja".
Poszłam do apteki, kupiłam trochę witamin i takich tam, przygotowałam sok z buraków i będę próbować walczyć.
Bo nie chcę zamienić się w zołzę, wciąż zdenerwowaną i z marsowym wyrazem twarzy:).
I taka opowiastka na koniec:
Magda, moja koleżanka w pracy, częstuje mnie ptasim mleczkiem.
- Dziękuję. Nie jem słodyczy w tym miesiącu.
Magda: dlaczego????
Ja: takie postanowienie. Dyspensę daję sobie tylko podczas wędrówek w górach.
( postanowienie wzięło się z potrzeby zrzucenia tak ze dwóch kilogramów, ale przede wszystkim po wizytach u dentysty).
Magda: czyś ty zgłupiała??? Taki ciężki miesiąc, a ty się pozbawiasz przyjemności???
przecież ta USTAWA jest gorsza niż Himalaje.
no:)))
Basen : 35 minut pływania , 42 x 25 m
Kolega mój zapytał: to może nie jedziemy?
- Jedziemy!- powiedziałam.
Bo przecież ja wiem jak to jest.
Zmęczenie.. podszeptuje nam: eeee... nie wychodź z domu.. poleż sobie, odpocznij. Przecież jesteś zmęczona.
Wtedy trzeba stoczyć z nim walkę i wyjść.
Bo doskonale wszyscy wiemy, że pierwsze ruchy.. na basenie, na rowerze itd.. i już jest dobrze.
A już "Po" następuje stan szczęśliwości , a zmęczenie znika.
Tak było i tym razem.
Dzisiaj postanowiłam sobie: jednak się nie poddawać, jak Ewcia od Krysi, mamrotać pod nosem " nie poddawać się, nie poddawać".
I przestać się złościć na rzeczy, na które mam wpływ niewielki.
Więc sobie parę rzeczy przemyślałam i postanowiłam uspokajać sama siebie i nie denerwować się tak każdego dnia i nie zżymać tak , kiedy wychodzi kolejna "paranoja".
Poszłam do apteki, kupiłam trochę witamin i takich tam, przygotowałam sok z buraków i będę próbować walczyć.
Bo nie chcę zamienić się w zołzę, wciąż zdenerwowaną i z marsowym wyrazem twarzy:).
I taka opowiastka na koniec:
Magda, moja koleżanka w pracy, częstuje mnie ptasim mleczkiem.
- Dziękuję. Nie jem słodyczy w tym miesiącu.
Magda: dlaczego????
Ja: takie postanowienie. Dyspensę daję sobie tylko podczas wędrówek w górach.
( postanowienie wzięło się z potrzeby zrzucenia tak ze dwóch kilogramów, ale przede wszystkim po wizytach u dentysty).
Magda: czyś ty zgłupiała??? Taki ciężki miesiąc, a ty się pozbawiasz przyjemności???
przecież ta USTAWA jest gorsza niż Himalaje.
no:)))
Basen : 35 minut pływania , 42 x 25 m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 stycznia 2013
Siatkówka
Usłyszałam właśnie w radiu. I pomyślałam…” to takie fajne zdanie”!
„ Yesterday all my troubles seemed so far away”, prawda?
Zmarła Teresa Torańska. Kiedy usłyszałam w radiu… to poczułam smutek.
A przecież w zasadzie niewiele jej czytałam.
Ale zakochałam się w jednej książce, o której już pisałam, ale może przypomnę przy okazji tego smutnego wydarzenia.
„ Są” - taki tytuł nosi książka.
Wywiady z ludźmi no… nie takimi zwykłymi.
Jest prof. Ewa Łętowska, jest żona Leszka Balcerowicza, jest mój ukochany wywiad z prof. Wnukiem- Lipińskim, wywiad z obecnym prezydentem.
To są rozmowy o trudnych sprawach, o cierpieniu często, a jednak paradoks jakiś… to tak kojąca książka jakich niewiele.
Torańska… dziennikarstwo z klasą, trudno dzisiaj już o taką, kiedy zalew tego kolorowego i tabloidowego dziadostwa.
Polecam.
Po dwóch tygodniach przymusowego „lenistwa” dzisiaj siatkówka.
Dobrze było przez dwie godziny pobiegać, chociaż dzisiaj takie byle jakie to granie było. Jakoś tak wszyscy bez energii, chęci, takie odniosłam wrażenie.
Bywało trochę nudno na tym boisku momentami, a może to tylko moje odczucie?
Tęsknię za górami. Bardzo potrzebuję teraz stanąć na jakimś szczycie, popatrzeć w dół i pomyśleć:
„ Tam na dole zostało , wszystko to co mnie męczy”
Bo męczy, zwłaszcza to co w pracy.
Czuję się jak.. kotlet mielony ( tak wczoraj napisała jedna moja znajoma i stwierdziłam, ze fajne porównanie).
Jeszcze mamroczę sobie pod nosem jak Ewcia, córka Krysi, owo słynne „ nie poddawać się, nie poddawać”, kiedy pokonywała na rowerze swoją pierwszą górkę.
Ale czasem to jak Syzyf się czuję ( zwłaszcza jak czytam tę nową ustawę i widzę już jakie zrodzi kłopoty, jakie sprzeczności są pomiędzy ustawą a rozporządzeniem w sprawie wydawania uprawnień). Ot co.
Minie. Myślę, że minie. Jeszcze trochę przetrwać, przeczekać trzeba mi ( tak śpiewa Kaśka N, a jej to wierzę:)
Na weekend był plan wejścia na Kozi Wierch, ale dzisiaj rano usłyszałam w radiu komunikaty TOPR – bardzo duże zagrożenie lawinowe.
Więc pewnie nic z tego nie będzie.
Ale może jakieś inne pagóry?
Są tacy co nie lubią słowa "pagóry":)
ale ja je pierwszy raz przeczytałam w jakiejś książce o górach wysokich i dotyczyło .. Himalajów.
I nie było w tym nic pogardliwego:).
Mnie się spodobało.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 stycznia 2013
NOWY ROK
Dwa tygodnie bez sportu, nieco na własne życzenie.
Pewna moja niefrasobliwość spowodowała niemiłą „przygodę” z zębem, w związku z tym kompletnie zepsute nomen omen i bolesne Święta, konieczność długiego i bolesnego leczenia ( jeszcze nie zakończonego), łykanie antybiotyku itd.
Żeby tego było mało, to w Sylwestra przyplątało się niezbyt groźne , ale jednak przeziębienie .
( odporność zapewne mi spadła przez tę „przygodę” z zębem). Po drodze jeszcze inne „przygody”, no i dwa tygodnie bez biegania, bez basenu i bez roweru ( bo przecież temperatura była sprzyjająca i można było coś pokręcić).
Z tęsknotą na moje rowery spoglądam, oj z bardzo dużą tęsknotą.
Napisał mi dzisiaj Rafał z Toskanii, że pogoda u nich taka, że wybiera się na rower. Czytając maila, tylko sobie westchnęłam. No cóż..na rower muszę jeszcze poczekać.
W sumie dzisiaj temperatura też była fajna, ale z tym moim nie do końca zdrowym organizmem , jeszcze bym się nie odważyła wyruszać na zewnątrz.
Ale słyszę coś, że na Śląsku już pada śnieg ( tak doniosła mi Ela), tak więc lada chwila powinien i u nas się pojawić. I super! I czekam z niecierpliwością, bo bardzo chciałabym wreszcie pobiegać na nartkach, zwłaszcza po tym jak się ogląda Justynę w akcji.
Potrzebuję sportu, potrzebuję endorfin, potrzebuję oderwania myśli od tego co w pracy, bo w pracy zbliża się godzina ZERO i robi się coraz bardziej nerwowo.
Oj, uważajcie, uważajcie, strzeżcie swych praw jazdy , po 19 stycznia jeśli zagubicie, to następne będzie mogło być już wydane tylko na 15 lat ( taki przepis). No i opłata ma być większa, 100 zł zdaje się będzie ( taki jest projekt rozporządzenia).
Tak więc dzisiaj nie było biegania, ale trochę ćwiczeń domowych. Delikatnie, bo po takiej przerwie i łykaniu tak niezliczonej ilości różnych lekarstw, to bez sił trochę jestem.
Za to z wielką wolą do robienia czegoś sportowo, do treningu.
Tak sobie przeglądnęłam trochę wpisów na bikestats. Robicie kochani podsumowania sezonu, bo rok się zakończył.
Też takie robiłam, kiedy startowałam.
Teraz nie ma czego podsumowywać. Nieco ponad 5 tys km przejechane, żadnych zawodów.
Można by powiedzieć rok sportowo stracony. Ale to nie do końca tak, bo to był taki fajny rok turystyczny. Nawet udało mi się z rowerkiem chyba 3 razy być w górach, trochę wyższych niż moje przydomowe pagórki. Nie było zimowego łażenia po Tatrach, bo warunki były niesprzyjające, ale byłam o ile dobrze liczę 3 razy latem w Tatrach. Byłam też raz na Przehybie na nóżkach, na Trzech Koronach, byłam w Beskidzie Niskim. Trochę początkiem roku udało się pobiegać na nartkach. Byłam kilka razy na basenie, trochę pograłam w siatkówkę.
Zastanawiałam się w pewnym momencie czy pisać bloga. Bo zaczęłam go pisać, głownie z takiego względu, żeby był dziennikiem moich treningów, miejscem relacji z zawodów. No, a skoro nie było treningów, zawodów, to czy jest sens?
Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że tak. Że pewnie straciłam czytelników z kręgu maratonów, ale może zyskałam takich, którzy chcą się dowiedzieć czegoś o moim regionie, bo jest naprawdę godny uwagi.
Czytam obecnie książkę Jerzego Stuhra „ Tak sobie myślę” ( podoba mi się znacznie mniej niż „ Stuhrowie.Historie rodzinne”, ale to tak na marginesie). Dzisiaj przeczytałam takie jedno zdanie:
„ Warto pisać.. w każdych okolicznościach”<b></b>.
Tak więc pewnie będę pisać dalej, niezależnie od tego jak będzie się toczyć w 2013 roku moje sportowe życie.
A w Nowym Roku wszystkim życzę .. żeby noga podawała bez względu na to czy jeździcie w zawodach czy nie.
Pięknych tras, pięknych widoków!
Pewna moja niefrasobliwość spowodowała niemiłą „przygodę” z zębem, w związku z tym kompletnie zepsute nomen omen i bolesne Święta, konieczność długiego i bolesnego leczenia ( jeszcze nie zakończonego), łykanie antybiotyku itd.
Żeby tego było mało, to w Sylwestra przyplątało się niezbyt groźne , ale jednak przeziębienie .
( odporność zapewne mi spadła przez tę „przygodę” z zębem). Po drodze jeszcze inne „przygody”, no i dwa tygodnie bez biegania, bez basenu i bez roweru ( bo przecież temperatura była sprzyjająca i można było coś pokręcić).
Z tęsknotą na moje rowery spoglądam, oj z bardzo dużą tęsknotą.
Napisał mi dzisiaj Rafał z Toskanii, że pogoda u nich taka, że wybiera się na rower. Czytając maila, tylko sobie westchnęłam. No cóż..na rower muszę jeszcze poczekać.
W sumie dzisiaj temperatura też była fajna, ale z tym moim nie do końca zdrowym organizmem , jeszcze bym się nie odważyła wyruszać na zewnątrz.
Ale słyszę coś, że na Śląsku już pada śnieg ( tak doniosła mi Ela), tak więc lada chwila powinien i u nas się pojawić. I super! I czekam z niecierpliwością, bo bardzo chciałabym wreszcie pobiegać na nartkach, zwłaszcza po tym jak się ogląda Justynę w akcji.
Potrzebuję sportu, potrzebuję endorfin, potrzebuję oderwania myśli od tego co w pracy, bo w pracy zbliża się godzina ZERO i robi się coraz bardziej nerwowo.
Oj, uważajcie, uważajcie, strzeżcie swych praw jazdy , po 19 stycznia jeśli zagubicie, to następne będzie mogło być już wydane tylko na 15 lat ( taki przepis). No i opłata ma być większa, 100 zł zdaje się będzie ( taki jest projekt rozporządzenia).
Tak więc dzisiaj nie było biegania, ale trochę ćwiczeń domowych. Delikatnie, bo po takiej przerwie i łykaniu tak niezliczonej ilości różnych lekarstw, to bez sił trochę jestem.
Za to z wielką wolą do robienia czegoś sportowo, do treningu.
Tak sobie przeglądnęłam trochę wpisów na bikestats. Robicie kochani podsumowania sezonu, bo rok się zakończył.
Też takie robiłam, kiedy startowałam.
Teraz nie ma czego podsumowywać. Nieco ponad 5 tys km przejechane, żadnych zawodów.
Można by powiedzieć rok sportowo stracony. Ale to nie do końca tak, bo to był taki fajny rok turystyczny. Nawet udało mi się z rowerkiem chyba 3 razy być w górach, trochę wyższych niż moje przydomowe pagórki. Nie było zimowego łażenia po Tatrach, bo warunki były niesprzyjające, ale byłam o ile dobrze liczę 3 razy latem w Tatrach. Byłam też raz na Przehybie na nóżkach, na Trzech Koronach, byłam w Beskidzie Niskim. Trochę początkiem roku udało się pobiegać na nartkach. Byłam kilka razy na basenie, trochę pograłam w siatkówkę.
Zastanawiałam się w pewnym momencie czy pisać bloga. Bo zaczęłam go pisać, głownie z takiego względu, żeby był dziennikiem moich treningów, miejscem relacji z zawodów. No, a skoro nie było treningów, zawodów, to czy jest sens?
Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że tak. Że pewnie straciłam czytelników z kręgu maratonów, ale może zyskałam takich, którzy chcą się dowiedzieć czegoś o moim regionie, bo jest naprawdę godny uwagi.
Czytam obecnie książkę Jerzego Stuhra „ Tak sobie myślę” ( podoba mi się znacznie mniej niż „ Stuhrowie.Historie rodzinne”, ale to tak na marginesie). Dzisiaj przeczytałam takie jedno zdanie:
„ Warto pisać.. w każdych okolicznościach”<b></b>.
Tak więc pewnie będę pisać dalej, niezależnie od tego jak będzie się toczyć w 2013 roku moje sportowe życie.
A w Nowym Roku wszystkim życzę .. żeby noga podawała bez względu na to czy jeździcie w zawodach czy nie.
Pięknych tras, pięknych widoków!
- Aktywność Jazda na rowerze