Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2011
Dystans całkowity: | 751.00 km (w terenie 59.00 km; 7.86%) |
Czas w ruchu: | 46:59 |
Średnia prędkość: | 23.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (88 %) |
Suma kalorii: | 21072 kcal |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 41.72 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 31 marca 2011
O Przyjaźni głównie, ale też trochę o treningu
Posłuchajcie tej piosenki bo warto. Takie moje odkrycie. Znowu dzięki Radiu Kraków. I już wiem, że kupie płytę Grzegorza Tomczaka, bo musi być wyjątkowa.
Usłyszałam kiedyś tę piosenkę w nocy, w radiu.
Nastepnej nocy znowu włączyłam radio i znowu była… tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto ją spiewa, ze napisałam do Radia Kraków. Nie pamietałam jednak wiele słów.
Pan redaktor nie bardzo potrafił mi pomóc.
No to którejś nocy wstałam i zapisałam słowa. I znalazłam.
Dzisiaj, słowa tej piosenki mają dodatkowy wymiar.
Przyszła dzisiaj zła wiadomość. Właściwie najgorsza. Może i nie dotyczy mnie bezpośrednio, ale dotyczy mojej przyjaciółki, bardzo bliskiej mi osoby.
Płakałam nad tym co się dzieje, a jednoczesnie usmiechałam się jakoś tak wewnętrznie, bo jestem z niej taka dumna, ze tak mądrze podeszła do tych złych wieści i widzi taki głęboki sens tych okropnych zdarzeń.
I pomyslałam: to cud.. ta nasza przyjaźń.
Cud, który nieczęsto się zdarza.
I pomyślałam, że to chyba ważniejsze w życiu niż miłość. Przyjaźń. Bo miłość często przemija, a przyjaźń większe szanse ma na przetrwanie. Zwłaszcza taka wyjątkowa jak ta nasza.
Więc… miłość to za mało żeby żyć…
Za mało. Potrzebna jest jeszcze Przyjaźń. Nie zapomnijcie o tym, nie zaniedbujcie swoich Przyjaciół.
Pomyślałam też dzisiaj, po raz kolejny, że dostałam wyjątkowy dar od Losu.. Boga?
Spotkałam na swojej drodze tylu wspaniałych ludzi, którzy tyle z siebie mi dali, że nie sposób przyjąć jakąś miarę do tego wszystkiego…
A dzisiejszy trening. Wykonany.. chociaż cały dzień mysli błądziły gdzie indziej. Potrafiłam się jednak wyłączyć, sama nie wiem jak to mi się udało i plan zrealizowałam.
A plan był taki:
2 h 15 min
TR 20 min + 3 x 15 min co 10 min trening/siłowo tempowy ( kadencja 60-70), w przerwach TR 10 min cool down + 30 WT + 10 min cool down.
Kuba zalecił jeszcze jakies terenowe pagórki ( o ile będę miała siłę), siłę miałam , ale niestety nie było ich po drodze.
Trasa : Mościce- Ostrów- Bugumiłowice – Łukanowice- Isep-Wojnicz- Debina Zakrz. – Łętowice – Wierzchosławice – Niwka-Radłów- Żabno – Łęg Tarnowski – Biała – Mościce
Wyszło mi 63 km.
Jechało się.. rewelacyjnie. Noga podaje tak, że ja po prostu naprawdę nie wiem co się dzieje.
Nie znajduje jakiegoś sensownego wytłumaczenia. Bez trudności osiagam naprawdę duże szybkości.
Jedno wiem – nigdy tak dobrze pod kątem jazdy nie czułam się na wiosnę.
- DST 63.00km
- Czas 02:18
- VAVG 27.39km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 149 ( 79%)
- Kalorie 1010kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 30 marca 2011
Regeneracja
W planie - regeneracja 1 h.
Wyszło znacznie więcej, ale pojechalismy z Mirkiem do Lasu Radłowskiego, no i żeby wrócić to trzeba było trochę wiecej przejechać. Jakbysmy przycisneli to wyszłaby godzina, no ale wtedy to nie byłaby regeneracja.
Chyba idzie mi lepiej już to regeneracyjnie jeżdzenie. Pilnuję się:).
W lesie sucho.
Mirek duzo mi opowiadał o swojej wyprawie na Rysy ( samotnej). Imponujące.
Bardzo.
I tak sobie pogadalismy o tych naszych wędrówkach po Tatrach. Znowu zatęskniłam za Tatrami:).
Pewnie nieprędko je zobaczę. No chyba, ze z Tarnowa przy dobrej pogodzie.
Teraz zaczną sie maratony i nie będzie już tyle czasu.
Pewnie pojdziemy latem albo jesienią, no ale to nie to samo. Zgodnie dzisiaj stwierdziliśmy, ze największa zabawa jest wtedy kiedy są trudne warunki.
Zresztą podobnie jak na maratonach.
Powiedziałam Mirkowi, ze bardzo mnie mentalnie te Tatry wzmocniły. Nie tylko mentalnie sportowo, ale zyciowo też.
Jest we mnie tyle wiary w siebie, tyle optymizmu ile nie miałam nigdy.
Mirek też to zauważył. Powiedział, ze kiedy wchodzilismy na Kozi Wierch, czekał na mnie chwilę ( był jakis bardzo stromy kawałek) i był pewien , ze jak już doczłapię się do niego, to powiem, ze mam już złe myśli. Tymczasem zobaczył mnie jak idę usmiechniętą od ucha do ucha.
No tak. Mam zupełnie inne nastawienie do wielu spraw.
Powiedziałam do Mirka dzisiaj: już nie myślę o tym żeby przejeżdzać maratony, myślę o tym żeby je przejeżdzać dobrze.
Zobaczymy jak to będzie.
Już za 1, 5 tygodnia zobaczymy.
Sama jestem bardzo ciekawa.
Wyszło znacznie więcej, ale pojechalismy z Mirkiem do Lasu Radłowskiego, no i żeby wrócić to trzeba było trochę wiecej przejechać. Jakbysmy przycisneli to wyszłaby godzina, no ale wtedy to nie byłaby regeneracja.
Chyba idzie mi lepiej już to regeneracyjnie jeżdzenie. Pilnuję się:).
W lesie sucho.
Mirek duzo mi opowiadał o swojej wyprawie na Rysy ( samotnej). Imponujące.
Bardzo.
I tak sobie pogadalismy o tych naszych wędrówkach po Tatrach. Znowu zatęskniłam za Tatrami:).
Pewnie nieprędko je zobaczę. No chyba, ze z Tarnowa przy dobrej pogodzie.
Teraz zaczną sie maratony i nie będzie już tyle czasu.
Pewnie pojdziemy latem albo jesienią, no ale to nie to samo. Zgodnie dzisiaj stwierdziliśmy, ze największa zabawa jest wtedy kiedy są trudne warunki.
Zresztą podobnie jak na maratonach.
Powiedziałam Mirkowi, ze bardzo mnie mentalnie te Tatry wzmocniły. Nie tylko mentalnie sportowo, ale zyciowo też.
Jest we mnie tyle wiary w siebie, tyle optymizmu ile nie miałam nigdy.
Mirek też to zauważył. Powiedział, ze kiedy wchodzilismy na Kozi Wierch, czekał na mnie chwilę ( był jakis bardzo stromy kawałek) i był pewien , ze jak już doczłapię się do niego, to powiem, ze mam już złe myśli. Tymczasem zobaczył mnie jak idę usmiechniętą od ucha do ucha.
No tak. Mam zupełnie inne nastawienie do wielu spraw.
Powiedziałam do Mirka dzisiaj: już nie myślę o tym żeby przejeżdzać maratony, myślę o tym żeby je przejeżdzać dobrze.
Zobaczymy jak to będzie.
Już za 1, 5 tygodnia zobaczymy.
Sama jestem bardzo ciekawa.
- DST 33.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:28
- VAVG 22.50km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 156 ( 82%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 564kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 marca 2011
Sprinty i piosenka o kradziezy roweru:)
No przyzpadkiem ją znalazłam:), niby nic śmiesznego, ale sie usmiałam i jakas taka wpadająca w ucho.
Plan: 1, 5 h
TR - 20 min + 5 x 1 min co 4 min, kadnecja wysoka ( ok 120), tętno pod próg mleczanowy + TR 10 min + WT 30 min + TR cool dwon 10 - 15 min.
Uffff... zwiększamy czyli dzisiaj minuta. Przyznam nie bez bólu. Pierwszy raz poszłam bardzo mocno ( tak mi sie wydaje). predkość dochodziła do ponad 40 km/h co jak na mnie i na ten okres treningowy to duzo.
Bolało:)))
Za drugim razem już nieco gorzej tak do 38 km/h. Podobnie trzeci raz.
Czwarty był wyjątkowy bo akurat trafiłam na kostkę brukową, wiec maks jaki udało mi sie osiągnąć to 32 km/h.
Piąty raz mocno.
Mam jednak wrażenie , ze cała reszta tzn 30 min WT zwłaszcza chyba trochę za wolno.
Nie wiem, ale tak mi cos wychodzi ze średniego pulsu i predkości.
W ub poniedziałek było lepiej.
No ale Kuba mi mówił, ze tak moze byc w drugim tygodniu, ze tętno nie będzie chciało sie podnosić.
Ogólni9e chyba nieźle, nie czuję sie b. zmęczona. Trochę nogi czuję jak wchodzę po schodach.
Jutro rege z Mirkiem :)
DZisiaj w jakichś swoich notatkach znalazłam taki cytat:
" Zwykli ludzie całe zycie uciekają przed ryzykiem,
twardziele żyją , bo go szukają"
czyli " No risk, no fun"
- DST 40.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:32
- VAVG 26.09km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 146 ( 77%)
- Kalorie 627kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 marca 2011
Rege:)
Miało być rege, no to w rytm IB:)
Spodziewałam się, ze Kuba zaleci mi dzisiaj wykonać cięzki trening a tu niespodzianka”
Odpoczynek albo jeśli będzie ładna pogoda 1 h TR ( ale jak zaznaczył w nawiasie TR!:) – tak przestroga dla mnie.
Z tym odpoczynkiem to jest u mnie pewien kłopot… jak to kiedyś w wywiadzie powiedziała Maja Włoszczowska ( nie lubie długo odpoczywać, muszę sobie dostarczać codziennej porcji adrenaliny).
Tym bardziej, że była sliczna wiosenna pogoda. W lesie pierwsze listki , a i żużlowcy trenują. Wiosna niechybnie:)
No to pojechałam na to rege… starając się żeby rzeczywiście zamiast rege jakiś hard rock mi nie wyszedł.
Nie jest to łatwe w moim przypadku, bo ja lubię pęd, szybkości…
Starałam się bardzo, ale jazda 20 km/h bardzo mnie.. onieśmiela.
Cóż uczę się cierpliwości.. przyda się w zyciu codziennym prawda?
No to sobie pokręciłam spokojnie, ale sobą bym nie była, jakbym sobie trochę adrenalinki nie dostarczyła. Pojechałam więc bardziej w stronę górek ( ale podjazdy Kuba robiłam spokojniutko, w zyciu tak spokojnie nie jechałam na podjazdach), no a potem wjechałam w las.
Taki fajny mi zjazd Krysia kiedyś pokazała w Bloniu.
No bezpieczny to on dzisiaj nie był, dużo liści, gałęzi, kolein przykrytych liśćmi, patyków, ale jakoś poszło.
No i tak spokojnie pokręciłam nieco dłużej niż 1 h, wdychając wiosenne powietrze.
Chyba poszło nie najgorzej sądząc po średnim tętnie i średniej prędkości.
Jak Kuba może być?:)
Przypomniał mi się dzisiaj taki fragment książki.
Pamietacie film „Godziny” ( świetny zresztą). Powstał na podstawie równie znakomitej książki.
No to lecę z cytatem
„ Urządzamy przyjęcia , opuszczamy rodziny, żeby wieść samotne życie w Kanadzie, nie szczędzimy trudu , by pisać książki, które i tak nie zmienią świata, niezależnie ile włożono w nie talentu i wysiłku, najbardziej szalonych nadziei. Zyjemy, robimy, to co robimy, kładziemy się spać – to takie proste i takie zwyczajne.
Niektórzy wyskakują z okna, inni się topią czy zażywają zbyt dużo pigułek, znacznie więcej spośród nas ginie w wypadkach, a większość zdecydowana, jest trawiona przez choroby, w najlepszym wypadku przez czas.
Na pocieszenie pozostaje jedna godzina w tym czy tamtym miejscu, kiedy nasze życie, na przekór wszystkim przeciwnościom i oczekiwaniom, otwiera się nagle przed nami, dając to, co zawsze istniało w naszej wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci ( a może i nawet one) zdajemy sobie sprawę z tego, że po tych godzinach nieuchronnie nadejdą, znacznie bardziej ponure i trudne.
A jednak lubimy to miasto, cieszymy się porankiem, ponad wszystko żywimy nadzieję na więcej.
Bog jeden wie, dlaczego je tak kochamy…”
No to jak nawięcej godzin, kiedy zycie otwiera się przed nami…
Wreszcie kręcenie w terenie:)© lemuriza1972
Jest gdzie ćwiczyć:)© lemuriza1972
- DST 22.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:14
- VAVG 17.84km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 131 ( 69%)
- Kalorie 425kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 marca 2011
Kolejny dzień planu
Plan 3 h tlen.
Myślałam, że zrobię więcej niż 3 h, ale nie zrobiłam. O przyczynach za chwilę.
Obudziło mnie piękne słońce, więc pomyślałam, ze to będzie dobry dzień na rowerowanie. Co prawda zapowiadali temperaturę nie wyższą niż 8 stopni, ale jakoś miałam nadzieję, że będzie wyższa. Przeliczyłam się.
Do tego zapomniałam, że przecież mamy zmianę czasu i wyjeżdżam jakby wcześniej. Nie było to bez wpływu na moja jazdę.
Ubrałam się zdecydowanie za lekko, a temperatura z pewnością nie była wyższa niż 5 stopni.
Zmarzły mi stopy… na zjazdach cierpiałam bardzo , bo przewiewało mnie okropnie. To mi odebrało częśc radości z jazdy no i zapewne energii.
W sumie to nie miałam jakiejs jasno określonej trasy. Improwizowałam skutecznie.
Zaczęłam niebieskim szlakiem nad Dunajcem, bo zatęskniłam bardzo za terenem.
Błoto było a jakże, ale wiadomo najpierw Buczyna, potem Dunajec. Warto.
A potem nagle wpadłam na szaleńczy pomysł ( jak się okazało potem rzeczywiście szaleńczy) żeby podjechać na Lubinkę moją ulubioną szutrówką od Dabrówki Szczepanowskiej.
Tyle, że szutrówka zamieniła się w takie bajoro, że dojechałam tylko do połowy podjazdu.
Potem zrzuciło mnie z roweru, bulldog nie dawał rady, a pod podkową amora zebrały się takie tony błota, że nie dało rady jechać. Zawróciłam więc ( i przynajmniej zjechałam sobie po błocie), bo nachodzić to ja się pewnie jeszcze nachodzę podczas maratonów.
No to pojechałam sobie podjazdem z Dabrówki na początek Lubinki ( asfaltowym), a potem do Pleśnej i drogą wzdłuż Białej do Tuchowa. Potem Piotrkowice. Ponieważ miałam jeszcze 40 min do wyjeżdzanie, skręciłam doSwiebodzina i pojechałam jeszcze kawałek drogą do Nowodworza.
Generalnie dzisiaj nie jechało mi się rewelacyjnie.
Miałam takie etapy jak na maratonie , od euforii do znięchęcenia.
Nogi takie trochę cieżkie , ale to pewnie normalne po całym tygodniu.
Wiatr bardzo , bardzo mi przeszkadzał, ciężko się podjeżdżało.
No i to zimnooo….
Pod koniec jazdy zrobiło się cieplej i do mnie jakby energia wróciła.
Spotkałam tylko jednego kolarza ( Krzyśka Łuczkowca). Co jest ludzie? Przecież pogoda dobra.
Także oceniam ten trening w kategoriach sampoczucia na .. 4. Zdecydowanie najgorzej od poniedziałku, no ale tragedii na pewno nie ma.
Wczoraj urządziłam wraz z dziećmi oddanymi mi pod opiekę chwilowo, imprezę pożegnalną Adama Małysza.
Oj działo się działo…
W pewnym momencie stanęły mi łzy w oczach.. a Dawid mówi:
Ciocia czemu płaczesz?
Ja: a bo Adam już nie będzie skakał…
Dawid: Ciocia to dobrze, przynajmniej będzie mógł sobie teraz pojeść…
No.. jest to jakieś pocieszenie… Jak będę konczyć jazdę na rowerze, może też tak pomyślę.
Na razie wyczytałam u Friela, ze najlepsi kolarze mają stosunek wzrostu do wagi nie większy niż 0, 35. Ja mam 0, 33:). Przynajmniej tyle mam wspólnego z najlepszymi kolarzami.
No i czas na podsumowanie pierwszego tygodnia wg planu Kuby.
Było dobrze.
Jestem zadowolona. Bardzo. Mam dodatkową motywację , jeździło mi się dobrze.
Jedynie dzisiejszy dzien był trochę gorszy. Planowałam dłużej niż 3 h, ale było jak dla mnie za zimno ( tzn ja byłam źle ubrana, bo przecież nie ma złej pogody , są tylko źle ubrani kolarze).
Generalnie wyjeździłam ok 13 godzin. To sporo jak na kogoś kto pracuje , tak mi się wydaje.
Liczę na to, że będą efekty.
Myślałam, że zrobię więcej niż 3 h, ale nie zrobiłam. O przyczynach za chwilę.
Obudziło mnie piękne słońce, więc pomyślałam, ze to będzie dobry dzień na rowerowanie. Co prawda zapowiadali temperaturę nie wyższą niż 8 stopni, ale jakoś miałam nadzieję, że będzie wyższa. Przeliczyłam się.
Do tego zapomniałam, że przecież mamy zmianę czasu i wyjeżdżam jakby wcześniej. Nie było to bez wpływu na moja jazdę.
Ubrałam się zdecydowanie za lekko, a temperatura z pewnością nie była wyższa niż 5 stopni.
Zmarzły mi stopy… na zjazdach cierpiałam bardzo , bo przewiewało mnie okropnie. To mi odebrało częśc radości z jazdy no i zapewne energii.
W sumie to nie miałam jakiejs jasno określonej trasy. Improwizowałam skutecznie.
Zaczęłam niebieskim szlakiem nad Dunajcem, bo zatęskniłam bardzo za terenem.
Błoto było a jakże, ale wiadomo najpierw Buczyna, potem Dunajec. Warto.
A potem nagle wpadłam na szaleńczy pomysł ( jak się okazało potem rzeczywiście szaleńczy) żeby podjechać na Lubinkę moją ulubioną szutrówką od Dabrówki Szczepanowskiej.
Tyle, że szutrówka zamieniła się w takie bajoro, że dojechałam tylko do połowy podjazdu.
Potem zrzuciło mnie z roweru, bulldog nie dawał rady, a pod podkową amora zebrały się takie tony błota, że nie dało rady jechać. Zawróciłam więc ( i przynajmniej zjechałam sobie po błocie), bo nachodzić to ja się pewnie jeszcze nachodzę podczas maratonów.
No to pojechałam sobie podjazdem z Dabrówki na początek Lubinki ( asfaltowym), a potem do Pleśnej i drogą wzdłuż Białej do Tuchowa. Potem Piotrkowice. Ponieważ miałam jeszcze 40 min do wyjeżdzanie, skręciłam doSwiebodzina i pojechałam jeszcze kawałek drogą do Nowodworza.
Generalnie dzisiaj nie jechało mi się rewelacyjnie.
Miałam takie etapy jak na maratonie , od euforii do znięchęcenia.
Nogi takie trochę cieżkie , ale to pewnie normalne po całym tygodniu.
Wiatr bardzo , bardzo mi przeszkadzał, ciężko się podjeżdżało.
No i to zimnooo….
Pod koniec jazdy zrobiło się cieplej i do mnie jakby energia wróciła.
Spotkałam tylko jednego kolarza ( Krzyśka Łuczkowca). Co jest ludzie? Przecież pogoda dobra.
Także oceniam ten trening w kategoriach sampoczucia na .. 4. Zdecydowanie najgorzej od poniedziałku, no ale tragedii na pewno nie ma.
Wczoraj urządziłam wraz z dziećmi oddanymi mi pod opiekę chwilowo, imprezę pożegnalną Adama Małysza.
Oj działo się działo…
W pewnym momencie stanęły mi łzy w oczach.. a Dawid mówi:
Ciocia czemu płaczesz?
Ja: a bo Adam już nie będzie skakał…
Dawid: Ciocia to dobrze, przynajmniej będzie mógł sobie teraz pojeść…
No.. jest to jakieś pocieszenie… Jak będę konczyć jazdę na rowerze, może też tak pomyślę.
Na razie wyczytałam u Friela, ze najlepsi kolarze mają stosunek wzrostu do wagi nie większy niż 0, 35. Ja mam 0, 33:). Przynajmniej tyle mam wspólnego z najlepszymi kolarzami.
No i czas na podsumowanie pierwszego tygodnia wg planu Kuby.
Było dobrze.
Jestem zadowolona. Bardzo. Mam dodatkową motywację , jeździło mi się dobrze.
Jedynie dzisiejszy dzien był trochę gorszy. Planowałam dłużej niż 3 h, ale było jak dla mnie za zimno ( tzn ja byłam źle ubrana, bo przecież nie ma złej pogody , są tylko źle ubrani kolarze).
Generalnie wyjeździłam ok 13 godzin. To sporo jak na kogoś kto pracuje , tak mi się wydaje.
Liczę na to, że będą efekty.
Dla Adama:)© lemuriza1972
Adaaaammmmm Małyszzzzz Adaaaammmmmmm!!!!© lemuriza1972
Szron w Buczynie© lemuriza1972
Dunajec i zaśnieżone górki w tle© lemuriza1972
Górki pod Tuchowem© lemuriza1972
- DST 66.00km
- Teren 10.00km
- Czas 03:00
- VAVG 22.00km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 1211kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 marca 2011
6.00 rano - dzień piąty
Lubię te słowa...
" Wszystko trwa dopóki sam tego chcesz,wszystko trwa, sam dobrze wiesz..., że upadamy wtedy gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem"
Plan – 3 h
Rozgrzewka 10 min + sprinty 25 min + TR 10 min + tempo ( 50 min) + tlen 75 min i schłodzenie 10 min
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o sport jestem bardzo zdeterminowana, ambitna, zawzięta, ale o to co zrobiłam dzisiaj, nie podejrzewałabym siebie.
Życie się pokomplikowało… nie mnie bezpośrednio, ale mojej Przyjaciółce… więc wiem ze teraz muszę być przy niej bardziej niż kiedykolwiek. Pomóc w każdy możliwy sposób.
Dlatego też dzisiaj.. wiedziałam, ze czasu na trening zaplanowany ( 3 h) nie znajdę raczej.
Wróciłam w nocy ( 0.30) z koncertu Myslovitz.
Obudziłam się o 5.00 i wpadłam na szaleńczy plan. Skoro Kowalczyk zaczyna treningi o 6.00 rano , to dlaczego ja nie mogę?
Spróbować zawsze można.
Miałam obawy, że jestem niewyspana, może troche zmęczona, ale potem pomyslałam:
Przecież jak jade w góry to nie śpię więcej, a potem jest taka wytyrpa. Dam radę!
I pojechałam.
Dziwne uczucie tak wychodzić z rowerem o 6.00 rano. Cisza i spokój, ptaki spiewają.
Pusto na drogach.
Zaczęłam od rozgrzewki 10 min, a potem interwały.
Przy trzecim już było mi niedobrze, doszłam do takiej granicy.
No ale dałam radę. Potem zaczęły się „tempówki” i mam wrażenie, że szły mi gorzej niż we wtorek. Może to zmęczenie, a może wiatr, a może jednak wczesna pora i organizm taki jeszcze na wpółspiący.
Jak skonczyłam czesc własciwą, to już jechałam sobie z myslami w głowie – głównie dobrymi. Ot znowu samotność długodystansowca.
Lubię to.
Trasa: Tarnów- Zabno – Nieciecza- Otfinów- Ujście Jezuickie ( lubię to miejsce tam Dunajac wpada do Wisły) i z powrotem. Wyszło mi 80 km.
Sampoczucie tym razem odrobinę gorsze tak na 5. Może to pora, może zmęczenie całym tygodniem? Zobaczymy jak będzie jutro.
To była moja najdłuższa czasowo i kilometrowo trasa w tym sezonie.
A teraz będzie trochę off topic czyli o koncercie Myslovitz , na którym byłam wczoraj, bo ja lubie tu pisać o spełnianiu marzeń, a to było spełnienie marzenia.
Myslovitz słucham do dawna, ale na pewno nie od poczatku historii zespołu. Po prostu któregoś dnia usłyszałam, że wychodzi płyta The best of, kupiłam i tak się zaczeło. Potem zaczełam kupować inne i zakochałam się w tej muzyce.
Dlatego też koncert był marzeniem.
Kiedy jakis miesiąc temu zobaczyłam na stronie Klubu Studio , że w marcu będzie Myslovitz, wiedziałam, ze teraz nie mogę odpuścić , jak to zrobiłam w przypadku grudniowego koncertu Hey ( i do dzisiaj żałuję) i że pojade chociażby sama.
Na szczęscie nie musiałam, bo było towarzystwo miłe i całkiem spore.
Dla mnie to było coś więcej niż koncert. To było jakieś przeżycie metafizyczne.
Kiedy Oni już wyszli na scenę nie mogłam uwierzyć, ze to dzieje się naprawdę.
Tego nie da się opisać słowami. Pisałam już kiedyś, po koncercie Indios Bravos… ze słuchanie muzyki na zywo to zupełnie inna kategoria.
Cały klub pełen ludzi, ludzi wpadających w ekstazę kiedy grali największe przeboje. Tance, spiewy, zbiorowa euforia.
Uwielbiam taką zbiorową euforię czy to na stadionie, hali, czy własnie w takiej sytuacji…
Było pięknie co tu duzo mówić.
Nie chciało mi się wychodzić stamtąd. Mogłabym całą noc ich słuchać.
Czekałam na ten dzień miesiąc.. to było takie radosne, niecierpliwe oczekiwanie.
Warto było.
Dunajec wpada do Wisły© lemuriza1972
Mój kokpit© lemuriza1972
Stadion słynnego klubu z Niecieczy:)© lemuriza1972
- DST 80.00km
- Teren 1.00km
- Czas 03:08
- VAVG 25.53km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 152 ( 80%)
- Kalorie 1451kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 marca 2011
Dzień czwarty, podjazdy i zjazd - RADOŚĆ i trochę o RYSACH
Jestem sobie w pracy, dzwoni telefon.
Mirek: cześć co robisz?
Ja: no w pracy jestem... gorąco aktualnie, jak to w pracy..
Mirek: wspólczuję.. ja własnie wchodzę na Rysy
Ja: ?????????? jaja sobie ze mnie robisz?
Mirek: nie
Ja: Ty zdrajco! A ja? beze mnie poszedłeś?
Nie wierzę Ci, pewnie siedzisz gdzieś na Lubince albo Wale, jak nie zobaczę zdjęcia to nie uwierzę.
A jednak poszedł. A jednak wszedł.
Świr totalny no...
Podobno było niebezpiecznie. Wytyrał się, a jak Mirek mówi , że się wytyrał to musiał być mega hardcore.
Trasę przewidzianą na lato na ponad 12 h , zrobił w 7 h 20 min.
Szacunek!!!!
Zazdroszczę!
A ja.. kolejny dzien planu. dzisiaj było podjeżdżanie, więc wyjechałam z wielką radością.
Plan: 10 min rozgrzewki , podjazdy 5-6 x podjazd do 5 min., kadencja 60-70, ostatnie 30 sekund to sprint na maksa na złamanie progu
Postanowiłam uskutecznić te podjazdy na Lubince.
I dlatego rozgrzewka trwała 20 min, bo tyle trwa dojazd na Lubinke ode mnie z domu.
A potem się zaczęło.. pierwszy podjazd.. i te 30 sekund na maksa.... uff.. bolało oj bolało. Ale ja lubię taki ból!
drugi raz jechało mi sie lepiej i za każdym razem miałam wrażenie, ze podjeżdza mi sie lepiej.
Jak skonczyłam to powiedziałam do siebie: dobra robota IZa.
Myślę jednak, ze jeszcze mogę pójść mocniej te 30 sekund.
Ale dzisiaj bardzo przeszkadzał mi porywisty wiatr.
Oprócz tych 5 podjazdów na Lubinkę, było jeszcze kilka pomniejszych, bo zeby dojechać na Lubinkę to nie da się tak po płaskim:)
A potem wpadłam na szaleńczy plan zeby spróbować zjechać żółtym pieszym z Wału.
Ta myśl zaświtała mi już rano. Pomyślałam przez chwilę: nie za wcześnie na takie zjazdy?
Ale pojechałam. Tak się cieszę , ze pojechałam.
jechało mi sie świetnie. Żadnej pozimowej blokady , a zwykle takie miewałam.
Pewnie, dość szybko, z naprawdę fajnym balansem ciała, wszystkie odruchy na przeszkodach terenowych prawidłowe.
Na szczęscie miałam z przodu bulldoga ( jeżdzę teraz na takiej dziwnej kombinacji bulldog- python).
Było duzo błota, liści, patyków , korzeni ale kompletnie mi to nie przeszkdzało.
Za każdą pokonaną przeszkodą mój uśmiech był coraz szerszy. Po prostu czysta ekstaza! To jeden z fajniejszych zjazdów w okolicy chociaż do tych golonkowych to mu daleko
Jak to się stało, ze ja.. kiedyś taki cykor jeśli chodzi o zjazdy tyle sie nauczyłam i zaczęłam się z nich cieszyć?
Ja chyba znam odpowiedź - maratony u GG. Gdyby nie one... dalej nie umiałabym zjeżdzać.
Ale mnie szczęście roznosi!
Jutro wolne, ale.. jadę do Krakowa na koncert Myslovitz i naprawdę cieszę sie jak dziecko!
Mirek: cześć co robisz?
Ja: no w pracy jestem... gorąco aktualnie, jak to w pracy..
Mirek: wspólczuję.. ja własnie wchodzę na Rysy
Ja: ?????????? jaja sobie ze mnie robisz?
Mirek: nie
Ja: Ty zdrajco! A ja? beze mnie poszedłeś?
Nie wierzę Ci, pewnie siedzisz gdzieś na Lubince albo Wale, jak nie zobaczę zdjęcia to nie uwierzę.
A jednak poszedł. A jednak wszedł.
Świr totalny no...
Podobno było niebezpiecznie. Wytyrał się, a jak Mirek mówi , że się wytyrał to musiał być mega hardcore.
Trasę przewidzianą na lato na ponad 12 h , zrobił w 7 h 20 min.
Szacunek!!!!
Zazdroszczę!
A ja.. kolejny dzien planu. dzisiaj było podjeżdżanie, więc wyjechałam z wielką radością.
Plan: 10 min rozgrzewki , podjazdy 5-6 x podjazd do 5 min., kadencja 60-70, ostatnie 30 sekund to sprint na maksa na złamanie progu
Postanowiłam uskutecznić te podjazdy na Lubince.
I dlatego rozgrzewka trwała 20 min, bo tyle trwa dojazd na Lubinke ode mnie z domu.
A potem się zaczęło.. pierwszy podjazd.. i te 30 sekund na maksa.... uff.. bolało oj bolało. Ale ja lubię taki ból!
drugi raz jechało mi sie lepiej i za każdym razem miałam wrażenie, ze podjeżdza mi sie lepiej.
Jak skonczyłam to powiedziałam do siebie: dobra robota IZa.
Myślę jednak, ze jeszcze mogę pójść mocniej te 30 sekund.
Ale dzisiaj bardzo przeszkadzał mi porywisty wiatr.
Oprócz tych 5 podjazdów na Lubinkę, było jeszcze kilka pomniejszych, bo zeby dojechać na Lubinkę to nie da się tak po płaskim:)
A potem wpadłam na szaleńczy plan zeby spróbować zjechać żółtym pieszym z Wału.
Ta myśl zaświtała mi już rano. Pomyślałam przez chwilę: nie za wcześnie na takie zjazdy?
Ale pojechałam. Tak się cieszę , ze pojechałam.
jechało mi sie świetnie. Żadnej pozimowej blokady , a zwykle takie miewałam.
Pewnie, dość szybko, z naprawdę fajnym balansem ciała, wszystkie odruchy na przeszkodach terenowych prawidłowe.
Na szczęscie miałam z przodu bulldoga ( jeżdzę teraz na takiej dziwnej kombinacji bulldog- python).
Było duzo błota, liści, patyków , korzeni ale kompletnie mi to nie przeszkdzało.
Za każdą pokonaną przeszkodą mój uśmiech był coraz szerszy. Po prostu czysta ekstaza! To jeden z fajniejszych zjazdów w okolicy chociaż do tych golonkowych to mu daleko
Jak to się stało, ze ja.. kiedyś taki cykor jeśli chodzi o zjazdy tyle sie nauczyłam i zaczęłam się z nich cieszyć?
Ja chyba znam odpowiedź - maratony u GG. Gdyby nie one... dalej nie umiałabym zjeżdzać.
Ale mnie szczęście roznosi!
Jutro wolne, ale.. jadę do Krakowa na koncert Myslovitz i naprawdę cieszę sie jak dziecko!
Nasze pagórki© lemuriza1972
Rysy dzisiaj© lemuriza1972
- DST 42.00km
- Teren 6.00km
- Czas 02:04
- VAVG 20.32km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 181 ( 96%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 923kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 marca 2011
Dzień trzeci - regeneracja
tak trochę nawet „rowerowa” piosenka:)
Plan dzisiejszy: 1 h regeneracja
Wyszło ciut więcej niż 1 h, ale to wina tego, że odjechałam za daleko od domu.
Zastanawiałam się gdzie jechać, trochę znudziły mi się okoliczne asfalty i pomyślałam: a może tak czerwonym szlakiem do Lipia?
Jak już ta myśl zaświtała mi w głowie, to opuścić mnie nie mogła. Wiadomo co oznacza Lipie – fajny techniczny teren czyli to za czym tęskni się całą zimę.
Pomyślałam: pewnie będzie straszne błoto… no nic, wezmę kasiorę, najwyżej przepłucze się rower w drodze powrotnej.
Jadąć ścieżką obok Azotów z daleka zobaczyłam, ze jedzie jakis biker. Po sylwetce wydawało mi się, ze to jest Sławek N i rzeczywiście to był on.
- Gdzie jedziesz?
- w Lasy Radłowskie?
- a ja do Lipia
- a to jadę z tobą
- ja dzisiaj spokojnie, regeneracja
- to dobrze, może nadążę:) ( tak naprawdę nie zauważyłam, zeby Sławek miał jakies problemy z nadążeniem, wręcz przeciwnie)
i pojechaliśmy, naprawdę dośc spokojnie.
Prawdziwa jazda zaczeła się na łąkach za polami klikowskimi. Trochę błota, teren, bajka.
No ale najprawdziwsza jazda zaczęła się w Lipiu…
Uwielbiam ten lasek!
Te zakręty, te korzenie, to wchodzenie w zakręty, to balansowanie ciałem, pierwsze w tym roku terenowe mini zjazdy, błoto…!
Co ja Wam będę mówić.. dopiero tutaj czuję naprawdę , że jeżdzę na rowerze, czyli w technicznym terenie.
CUDOWNIE!
Buzia mi się śmiała sama.
Wracając wstąpiliśmy do sklepu Mirka Bieniasza. Moje kółka mają być jutro.
U Mirka spotkalismy Krysię.
Kilometrów mało, ale to dlatego, ze sporo terenu nielatwego.
Czuję się po takiej terenowej jeździe bosko..
Jutro podjazdy i teren.
Podobno ma mocno wiać.. cóż zobaczymy.
I w dalszym ciągu świetnie mi się jeździ.
samopoczucie - 6.
Weszłam dzisiaj na stronę Majki Włoszczowskiej. Napisała: nawet najgorszy wyścig jest lepszy niż najlepszy trening.
To prawda.
Sprawdziłam sobie terminy Cyklokarpat, w większości przypadków "rozmijają się" z GG. Pomyslałam wiec jak bedzie okazja ( transport) i kasiora, to zamiast niedzielnego treningu będę sobie jeździć na Cyklo na "trening".
Mentalnie jeszcze się wzmocnię, bo tam o lepszy wynik znacznie łatwiej:)
Trasy łatwiejsze zdecydowanie a i kobiet mniej.
- DST 26.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:19
- VAVG 19.75km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 171 ( 90%)
- HRavg 151 ( 80%)
- Kalorie 581kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 marca 2011
Dzień drugi
Plan:
Tempo 2 h
Menu: TR - 20 min + 3 x 10 min co 10 min trening siłowo/tempowy kadencja 60-70, max 75, tętno w strefie mieszanej, w przerwach TR + 10 min cool down + 30 WT + 10 min cool down
Dzisiejszy trening było mocno zagrozony. Nieprzewidziane okoliczności, jakby to powiedzieć zdrowotne.
Udało się je jednak pokonać i wyruszyć.
Wydaje mi się, ze plan wykonałam w 100%. No może zbyt mało terenu, ale nie było po drodze niestety. Na następny taki trening musze obmyslić inną trasę.
Wiatr skutecznie mi przeszkadzał, ale starałam się odpierać jego ataki i robić wszystko zgodnie z planem.
Wydaje mi się, ze praca nad kadencją podczas spinningu daje teraz efekty, bo udaje mi się naprawdę trzymać założoną kadencję i widzę, ze to jest dużo bardziej ekonomiczne , niż to moje dawne "przepychanie".
Generalnie naprawdę świetnie się jechało, koncentracja na maksa. Myslałam sobie o Mai Włoszczowskiej i to dodawało mi skrzydeł.
Sampoczucie w skali 1- 6 oczywiście 6!!!
Co tu duzo mówić, jestem z siebie zadowolona!
P.S Wiecie jaki jest najcięższy test wojskowy świata?
Nazywa się doko. Każdy żołnierz ma do przebiegnięcia 5 km z dodatkowym obciązeniem ( 25 km w wiklinowym koszu na plecach). Kosze przewiązane są zgodnie z nepalskim zwyczajem przepaską na czole. I tak biegają chłopaki po Himalajach. Mają na to 55 min.
Mirek pewnie dałby radę:)
A pozwolenie na wejście na Everest kosztuje.. 10 tys dolarów.
Powiedziałam to dzisiaj koleżance w drodze do pracy, a ona na to:
to co zaczynasz zbierać od dzisiaj?:)
dzisiaj na Giewoncie zginął ratownik TOPR. I pomyśleć, ze bylismy tam w sobotę...
- DST 56.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:05
- VAVG 26.88km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 171 ( 90%)
- HRavg 153 ( 81%)
- Kalorie 979kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 marca 2011
Dzień pierwszy wg planu autorstwa Kuby:)
Jedna z moich ulubionych piosenek "energetycznych"
Jakiś czas temu dostałam wiadomość od Versusa z Rowerowania.
Wraz z Rozą i PePe wybierają się do Włoch na .. rowerowanie. Propozycja kusząca, ale odpisałam , że niestety.. raz, że kasa ( muszę zapłacić za nowe kółka ponad 2000 zł:)), dwa, że nie mam szans na taki urlop.
Versus odpisał: jaki urlop? bezrobocie...
No tak... wszak jego sponsorem jak sam pisze jest aktualnie MOPS w Krakowie i Caritas. Odpisałam: obyś nie wykrakał...
Opowiedziałam tę historyjke Krysi.
Jakis czas temu poprosiłam Kubę z Rowerowania o wskazówki dotyczące treningu ( Kuba jak wiele osób z Rowerowania robi to bardzo profesjonalnie i precyzyjnie).
W ten oto sposób narodził się plan dla mnie.
KUBA WIELKIE DZIĘKI!
Wysłałam plan Krysi.
Napisała: no tak.. teraz faktycznie chyba musisz iść na bezrobocie:)
Usmiałam się bardzo, ale dam radę. Na pewno dam radę.
Czytałam dzisiaj wywiad z Małyszem. Powiedział, ze wspołczuje ludziom, którzy nie lubią swojej pracy, bo on do swojej pracy czyli na trening szedł zawsze z usmiechem.
Pomyslałam: jestem szczęsciarą, bo chociaż w pracy czasem bywa cięzko, to raczej też chodzę do niej z uśmiechem, a na treningi to juz w ogóle.
Dzisiaj byłam tak zadowolona , że mam ten plan i nie mogłam sie doczekać popołudnia.
Plan wyglądał tak:
Pon. Sprinty 1,5 h
Menu: TR - 20 min + 5 x 45 sek co 4 min 15 sek kadencja wysoka, tętno pod próg mleczanowy + TR 10 min + WT 30 + TR (cool down) 10 - 15 min
Udało mi sie idealnie wstrzelić z trasą. Trasa taka na 1,5 godz akurat. Wygodne, szybkie , i w miarę puste asfalty, w sam raz do sprintów.
No cóż.. może te przyspieszenia jeszcze idelane nie były ( prędkośc do 38 km/h, a wiem, ze daje rady więcej), ale i tak zadałam sobie sporo bólu. No ale przecież to jest sport dla ludzi, którzy potrafią zadać sobie ból:)
Jak mi sie to strasznie podobało!!!
Taki reżim treningowy, pilnowanie stref, czasu jazdy w danej strefie.
Naprawde było super!
Już nie mogę doczekać się jutra!
jechało mi sie rewelacyjnie, ja sama już nie wiem co się ze mną dzieje, ze z taka łatwością jeżdzę????? Po prostu wsiadam i jadę, prawie nie czuję zmeczenia ( no oprócz tych przspieszen), po prostu "płynie" mi się na rowerze.
Jedyny minus, bardzo zmarzły mi stopy, bo wcale nie było aż tak ciepło.
Dostałam dzisiaj od Mirka artykuł o pewnym człowieku kochającym góry. Mirek napisał: co też te góry robią z ludzióf...:)
Odpisałam: góry robią z ludzióf jeszcze bardziej szczęsliwych ludzióf...
Oto dowód:)
na całej połaci snieg:)))© lemuriza1972
coś mnie strasznie rozbawiło© lemuriza1972
Jak po sznurku© lemuriza1972
Samotnica© lemuriza1972
- DST 40.00km
- Czas 01:33
- VAVG 25.81km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 180 ( 95%)
- HRavg 158 ( 84%)
- Kalorie 764kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze