Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2010
Dystans całkowity: | 540.00 km (w terenie 61.00 km; 11.30%) |
Czas w ruchu: | 23:46 |
Średnia prędkość: | 22.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 156 (82 %) |
Suma kalorii: | 10124 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 36.00 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 30 marca 2010
Płasko i szybko
Było płasko i szybko.
w drodze powrotnej mocno pod wiatr, więc było cięzko.
Mościce- Lasy Radłowskie-Waryś- Lasy R. - Dwudniaki-Wierzchosławice- Łętowice.
Zaraz na początku treningu spotkałam grupę treningową "Buriana". Wielu ich nie było, na końcu peletonu jechał jak zwykle uśmiechnięty Marcin B.
Nie podpięłam się haha:) i pojechałam swoją drogą.
w drodze powrotnej mocno pod wiatr, więc było cięzko.
Mościce- Lasy Radłowskie-Waryś- Lasy R. - Dwudniaki-Wierzchosławice- Łętowice.
Zaraz na początku treningu spotkałam grupę treningową "Buriana". Wielu ich nie było, na końcu peletonu jechał jak zwykle uśmiechnięty Marcin B.
Nie podpięłam się haha:) i pojechałam swoją drogą.
- DST 44.00km
- Teren 11.00km
- Czas 01:39
- VAVG 26.67km/h
- VMAX 37.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 171 ( 90%)
- HRavg 156 ( 82%)
- Kalorie 930kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 marca 2010
Trening ( samotny)
To był ciezki dzień w pracy. Zresztą zapowiadają się bardzo ciezkie dwa tygodnie. Niedość , że akurat spiętrzyło się duzo waznych rzeczy do zrobienia, to wiadomo święta i po świetach to dla nas najgoretszy okres. Ludzie przyjeżdżają z zagranicy i chcą załatwić wiele spraw. Więc jest wyjątkowy ruch.
No... to żeby odreagować pomyslałam sobie ze czas na jakis trening po górkach. Dość tego rozpoznawania pozimowego.
Plan był taki żeby wjechać na Lubinkę od strony serpentyn, zjechać do Janowic i podjechać jeszcze raz od Janowic.
Pierwsza góreczka pod Z. Górą na rozgrzewkę. Potem ze dwa albo trzy podjazdy w okolicach Zgłobic. Trochę sie pogubiłam po drodze, gdzieś źle skręciłam, no i zaliczyłam wiecej podjazdów niż miałam w planie.
W trakcie podjazdu na Lubinkę pomyslałam sobie: no nie.. kobieto.. co Ty, chcesz zjechać do Janowic i znowu wjeżdzac... nie, moze nie dzisiaj?
( diabeł:).. a z diabłem antytreningowym trzeba walczyć). No więc zawalczyłam i pomyślałam: był taki a nie inny plan, więc trzeba wykonać.
I się zrobiło:).
No i nawet podjechałam na Lubinkę od Janowic na blacie. Co prawda to nie jest jeszcze żaden wyczyn, bo to nie jest stromy podjazd, ale...nie myslałam ze za pierwszym razem w tym roku dam radę.
Na wyciągu na Lubince lezy snieg jeszcze:).
No a potem nagroda.. zjazd z Lubinki...
Hm.. moze jak głupia jestem, moze zbyt sentymentalna, ale jak zjeżdzałam z Lubinki i po lewej ujrzałam Tarnów w dole, potem pięknie oświetloną słoncem Marcinkę, potem po prawej wzgórza z okolic Plesnej, wszystko w słoncu... to łezka mi sie w oku zakręcila.
Pomyślam: mineła zima.. znowu tu jestem!!!! znowu widze te cuda!!!
No i ten zjazd z Lubinki serpentynami , na liczniku 55 km/h...
Dawniej hamowałam przed każdym zakrętem, teraz prawie nie dotykam hamulców.
Ale ostrzegam.. przed ostatnim wirazem, zwłaszcza szosowców. Po prawej straszne dziury.. koszmar... Mozna nieźle wydzwonić.
Było fajnie, chociaż jeszcze nie czuję mocy.
Na ostatnim podjeździe nogi były juz zmęczone.
ale w sumie zrobiłam pewnie tak z 10 km podjazdów. Co najmniej:)
No... to żeby odreagować pomyslałam sobie ze czas na jakis trening po górkach. Dość tego rozpoznawania pozimowego.
Plan był taki żeby wjechać na Lubinkę od strony serpentyn, zjechać do Janowic i podjechać jeszcze raz od Janowic.
Pierwsza góreczka pod Z. Górą na rozgrzewkę. Potem ze dwa albo trzy podjazdy w okolicach Zgłobic. Trochę sie pogubiłam po drodze, gdzieś źle skręciłam, no i zaliczyłam wiecej podjazdów niż miałam w planie.
W trakcie podjazdu na Lubinkę pomyslałam sobie: no nie.. kobieto.. co Ty, chcesz zjechać do Janowic i znowu wjeżdzac... nie, moze nie dzisiaj?
( diabeł:).. a z diabłem antytreningowym trzeba walczyć). No więc zawalczyłam i pomyślałam: był taki a nie inny plan, więc trzeba wykonać.
I się zrobiło:).
No i nawet podjechałam na Lubinkę od Janowic na blacie. Co prawda to nie jest jeszcze żaden wyczyn, bo to nie jest stromy podjazd, ale...nie myslałam ze za pierwszym razem w tym roku dam radę.
Na wyciągu na Lubince lezy snieg jeszcze:).
No a potem nagroda.. zjazd z Lubinki...
Hm.. moze jak głupia jestem, moze zbyt sentymentalna, ale jak zjeżdzałam z Lubinki i po lewej ujrzałam Tarnów w dole, potem pięknie oświetloną słoncem Marcinkę, potem po prawej wzgórza z okolic Plesnej, wszystko w słoncu... to łezka mi sie w oku zakręcila.
Pomyślam: mineła zima.. znowu tu jestem!!!! znowu widze te cuda!!!
No i ten zjazd z Lubinki serpentynami , na liczniku 55 km/h...
Dawniej hamowałam przed każdym zakrętem, teraz prawie nie dotykam hamulców.
Ale ostrzegam.. przed ostatnim wirazem, zwłaszcza szosowców. Po prawej straszne dziury.. koszmar... Mozna nieźle wydzwonić.
Było fajnie, chociaż jeszcze nie czuję mocy.
Na ostatnim podjeździe nogi były juz zmęczone.
ale w sumie zrobiłam pewnie tak z 10 km podjazdów. Co najmniej:)
- DST 44.00km
- Czas 01:53
- VAVG 23.36km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 132 ( 70%)
- Kalorie 953kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 marca 2010
Niedzielna wycieczka
Obudziłam się rano w nastroju nie najlepszym ( niestety moje uszy dalej nie najlepiej)…i zastanawiałam się co robić.
Za oknem piękne słonce…
Pomyslałam: nie chce mi się znowu jechać po płaskim, zaryzykuje jakies górki.. pojadę sobie spokojnie.
I umówiłam się z Andżelika i Tomkiem oraz Alkiem.
Andżelika na nowej karbonowej maszynie, Tomek na mocno zmodyfikowanej Sancie, Alek z nowymi kółkami , tarczami itd., ja na całkiem nie starym Kateemku. Było wiec co próbować.
Zaczelismy niebieskim wałem nad Dunajcem, potem przez Buczynę, jak zwykle błotną, no i niebieskim do Dąbrówki Szczepanowskiej aż do mojego ulubionego podjazdu, pokazanego mi kiedyś przez Krysię.
Przyznam.. miałam spore obawy.. moja moc i ta choroba, te tony tabletek, bałam się ze będzie mnie to kosztowało sporo sił.
Jechałam sobie spokojnym tempem i naprawdę było nieźle ku mojemu zdziwieniu.
Owszem zmeczylam się, ale nie jakoś tak strasznie. Uwielbiam ten podjazd za nastromienie i terenowy, górski charakter. Czuję się na nim jak w Beskidze Sądeckim:). Mam tylko nadzieję, ze nikomu nie przyjdzie do głowy go wyasfaltować chociaż.. jest tam trochę domów..więc kto wie.
Potem na Lubinke już asfaltem.. na poczatku kawałek bardzo stromy ( na młynku), potem już łagodnie, można było na średniej.
Niestety zaszło słonce i zrobiło się zimno trochę…
Nie było tez dzisiaj widać Tatr, ale ten Dunajec w dole i górki i tak piękne.
Potem zjechalismy do Doliny Izy ( taką nazwę kiedys nadał jej Alek, bo ja ją odkryłam) cudna rzeczywiście taka "sudecka"… 3 km zjazdu w lesie, potem z powrotem 3 km pod górę.
I też jechało mi się dobrze. Jechałam naprawdę bardzo spokojnie, równo, bez pospiechu.
Potem zjechalismy zjazdem co kiedys był moim ulubionym ( był bo już jest jednym wielkim pasmem asfaltu).
Na zjazdach koszmarnie zimno, koszmarnie…. A ja za lekko ubrana byłam… krótkie spodnie , cienka bluza… no cóż… kto mógl wiedziec ze słonce zajdzie.
Zjazd na niebieski nad Dunajcem i potem przez Błonie do Tarnowa.
Miła wycieczka:), górki to górki... zupełnie inna jazda niż po tych płaskich asfaltach.
Za oknem piękne słonce…
Pomyslałam: nie chce mi się znowu jechać po płaskim, zaryzykuje jakies górki.. pojadę sobie spokojnie.
I umówiłam się z Andżelika i Tomkiem oraz Alkiem.
Andżelika na nowej karbonowej maszynie, Tomek na mocno zmodyfikowanej Sancie, Alek z nowymi kółkami , tarczami itd., ja na całkiem nie starym Kateemku. Było wiec co próbować.
Zaczelismy niebieskim wałem nad Dunajcem, potem przez Buczynę, jak zwykle błotną, no i niebieskim do Dąbrówki Szczepanowskiej aż do mojego ulubionego podjazdu, pokazanego mi kiedyś przez Krysię.
Przyznam.. miałam spore obawy.. moja moc i ta choroba, te tony tabletek, bałam się ze będzie mnie to kosztowało sporo sił.
Jechałam sobie spokojnym tempem i naprawdę było nieźle ku mojemu zdziwieniu.
Owszem zmeczylam się, ale nie jakoś tak strasznie. Uwielbiam ten podjazd za nastromienie i terenowy, górski charakter. Czuję się na nim jak w Beskidze Sądeckim:). Mam tylko nadzieję, ze nikomu nie przyjdzie do głowy go wyasfaltować chociaż.. jest tam trochę domów..więc kto wie.
Potem na Lubinke już asfaltem.. na poczatku kawałek bardzo stromy ( na młynku), potem już łagodnie, można było na średniej.
Niestety zaszło słonce i zrobiło się zimno trochę…
Nie było tez dzisiaj widać Tatr, ale ten Dunajec w dole i górki i tak piękne.
Potem zjechalismy do Doliny Izy ( taką nazwę kiedys nadał jej Alek, bo ja ją odkryłam) cudna rzeczywiście taka "sudecka"… 3 km zjazdu w lesie, potem z powrotem 3 km pod górę.
I też jechało mi się dobrze. Jechałam naprawdę bardzo spokojnie, równo, bez pospiechu.
Potem zjechalismy zjazdem co kiedys był moim ulubionym ( był bo już jest jednym wielkim pasmem asfaltu).
Na zjazdach koszmarnie zimno, koszmarnie…. A ja za lekko ubrana byłam… krótkie spodnie , cienka bluza… no cóż… kto mógl wiedziec ze słonce zajdzie.
Zjazd na niebieski nad Dunajcem i potem przez Błonie do Tarnowa.
Miła wycieczka:), górki to górki... zupełnie inna jazda niż po tych płaskich asfaltach.
Dziewczyny i ich maszyny© lemuriza1972
Choroba - kontynuuacja:)© lemuriza1972
Brudaska na kawie powycieczkowej:)© lemuriza1972
- DST 51.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:48
- VAVG 18.21km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 1520kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 marca 2010
wymęczone
Zdaje sie ze początek sezonu będzie dla mnie cięzki, bo to już drugi tydzien kiedy moje przygotowania przez chorobę po prostu sprowadzają sie do lajtowych przejażdzek nic wspolnego nie mających z treningami.
niestety skutki przeziebienia odczuwam wciąż, a teraz doszły problemy z uszami. Czego po prostu nienawidzę! I bardzo źle znoszę.
Wczoraj cały dzien od rana przedświąteczne porządki i dopiero o 16.00 znalazłam czas zeby wyjechać.
Na siłę trochę, bo ani nastroju ani ochoty...
Totlany lajt.. spokojnie a i tak odebrał mój organizm to jako wielką męczarnię..
Traska fajna jak na lajt Lasy radłowskie potem Waryś i z powrotem Lasy.
W Lasach już sucho można jeździć szybko. No ale to nie tym razem.
Będzie lepiej, musi być!
niestety skutki przeziebienia odczuwam wciąż, a teraz doszły problemy z uszami. Czego po prostu nienawidzę! I bardzo źle znoszę.
Wczoraj cały dzien od rana przedświąteczne porządki i dopiero o 16.00 znalazłam czas zeby wyjechać.
Na siłę trochę, bo ani nastroju ani ochoty...
Totlany lajt.. spokojnie a i tak odebrał mój organizm to jako wielką męczarnię..
Traska fajna jak na lajt Lasy radłowskie potem Waryś i z powrotem Lasy.
W Lasach już sucho można jeździć szybko. No ale to nie tym razem.
Będzie lepiej, musi być!
- DST 44.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:01
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 154 ( 81%)
- Kalorie 650kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 marca 2010
Płasko
Dość spokojnie, no ale część trasy ścieżkami rowerowymi, drogami z dziurami wiec nie dało sie mocniej raczej.
Poza tym dość intensywny dzien - praca, dentysta, LIDL, Hodowlana - zakupy, szybkie przebranie w ciuchy rowerowe i trasa: znowu LIDL , potem MPEC, Brukbet, Klikowa, Biała, Bobrowniki i z powrotem.
Taki szybki trening bez historii.
Czekam na górki znowu.. moze w sobote ( mam nadzieję ze zapowiadany na weekend deszcz nie bedzie padał ciągle), jutro wyjazd do Krakowa na szkolenie, wiec wrócę pewnie późno, także treningu nie będzie:(
Poza tym dość intensywny dzien - praca, dentysta, LIDL, Hodowlana - zakupy, szybkie przebranie w ciuchy rowerowe i trasa: znowu LIDL , potem MPEC, Brukbet, Klikowa, Biała, Bobrowniki i z powrotem.
Taki szybki trening bez historii.
Czekam na górki znowu.. moze w sobote ( mam nadzieję ze zapowiadany na weekend deszcz nie bedzie padał ciągle), jutro wyjazd do Krakowa na szkolenie, wiec wrócę pewnie późno, także treningu nie będzie:(
- DST 30.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:16
- VAVG 23.68km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 165 ( 87%)
- HRavg 120 ( 63%)
- Kalorie 553kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 marca 2010
Górki po raz drugi
Dzisiaj górki z Mirkiem.
Bardzo spokojnie, bo na nic innego mnie na razie nie stać.
Brakuje mocy, ale sobie powtarzam, ze tak musi być, a z kazdym wyjazdem w górki będzie lepiej, lżej.
Zresztą tak jak Mirek powtarza, na razie i tak trzeba jeździć spokojnie, wiec staram się pamiętać.
Zaczęliśmy od akcentu dosyć mocnego czyli jazdy nad Dunajcem.. błotko było że aż miło, bo fajne, ale przejezdne, w Buczynie też.
Zaliczyłam upadek haha, na prostej ,wjechałam w błoto i na jakiegoś kijaszka i bach.. leżymy... ja i Magnus.
Tak sobie kręcilismy w okolicach naddunajcowych a potem jakieś Zgłobice to chyba były, wyjechalismy w Dąbrówce Szczepanowskiej, trochę po Rzuchowej i takie tam okolice.
Kilka podjazdów zostało zrobionych, krótkich acz wyczerpujących.
Męczę się dosyć mocno. Tak jak powiedziałam po jeździe: było nie najlepiej, ale będzie lepiej:)
Bardzo spokojnie, bo na nic innego mnie na razie nie stać.
Brakuje mocy, ale sobie powtarzam, ze tak musi być, a z kazdym wyjazdem w górki będzie lepiej, lżej.
Zresztą tak jak Mirek powtarza, na razie i tak trzeba jeździć spokojnie, wiec staram się pamiętać.
Zaczęliśmy od akcentu dosyć mocnego czyli jazdy nad Dunajcem.. błotko było że aż miło, bo fajne, ale przejezdne, w Buczynie też.
Zaliczyłam upadek haha, na prostej ,wjechałam w błoto i na jakiegoś kijaszka i bach.. leżymy... ja i Magnus.
Tak sobie kręcilismy w okolicach naddunajcowych a potem jakieś Zgłobice to chyba były, wyjechalismy w Dąbrówce Szczepanowskiej, trochę po Rzuchowej i takie tam okolice.
Kilka podjazdów zostało zrobionych, krótkich acz wyczerpujących.
Męczę się dosyć mocno. Tak jak powiedziałam po jeździe: było nie najlepiej, ale będzie lepiej:)
- DST 32.00km
- Teren 3.00km
- Czas 01:33
- VAVG 20.65km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 164 ( 87%)
- HRavg 123 ( 65%)
- Kalorie 650kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 marca 2010
Znowu na rowerze:)))))
Z powrotem na rowerze.
Było spokojnie, bo jeszcze nie jestem całkiem zdrowa, ale jak przyjemnie znowu popedałować:).
Trasa tradycyjna niwkowo-rudkowo-wierzchosławicka, ale jutro moze bedą górki!!!
Było spokojnie, bo jeszcze nie jestem całkiem zdrowa, ale jak przyjemnie znowu popedałować:).
Trasa tradycyjna niwkowo-rudkowo-wierzchosławicka, ale jutro moze bedą górki!!!
- DST 33.00km
- Czas 01:22
- VAVG 24.15km/h
- VMAX 34.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 169 ( 89%)
- HRavg 144 ( 76%)
- Kalorie 730kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 marca 2010
Ćwiczenie .. cierpliwości
Nie do konca dobrze z moim zdrówkiem , wiec dzisiaj walczyłam z diablem wewnętrznym , ktory mówił: jedź na rower, jedź...
tak wbrew logice.. bo wiem ze niczego dobrego to by nie przyniosło...
ale kusiło strasznie.. strasznie. I musiałam sie bardzo spinać zeby nie dać sie tym podszeptom ZŁEGO.
Tak wiec dzisiaj.. ćwiczenie cierpliwości... w czekaniu na kolejny wyjazd na rower.
Mam nadzieję jutro:)
tak wbrew logice.. bo wiem ze niczego dobrego to by nie przyniosło...
ale kusiło strasznie.. strasznie. I musiałam sie bardzo spinać zeby nie dać sie tym podszeptom ZŁEGO.
Tak wiec dzisiaj.. ćwiczenie cierpliwości... w czekaniu na kolejny wyjazd na rower.
Mam nadzieję jutro:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 marca 2010
Kwarantanna
no i... niestety... przymusowe spedzanie niedzieli w domu i ze sportów tylko te zimowe w tv.
Jak to powiedział Aleksander Wieretelny:
Na katar i zakochanie nie ma lekarstwa...
Męczy mnie to pierwsze i to mocno solidnie.
Ale mam nadzieję jutro wyjechać na jakiś lajt.
Bo wiosna w koncu przyszła.
Jak to powiedział Aleksander Wieretelny:
Na katar i zakochanie nie ma lekarstwa...
Męczy mnie to pierwsze i to mocno solidnie.
Ale mam nadzieję jutro wyjechać na jakiś lajt.
Bo wiosna w koncu przyszła.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 marca 2010
Walka z chorobą
Mial być cudowny rowerowy weekend. No ale nie bedzie.
Tak dlugo czekałam na wiosnę i jak przyszła to ja po prostu ... out...
Doprawiłam sie chyba wczoraj na zjazdach, bo przecież wczoraj nie czułam sie tak źle jak dzisiaj.
No cóż.
Jednak mimo wszystko wyjechałam dzisiaj.
Trasa płaska, jechałam spokojnie, a i tak to była mordęga.
Do Żabna super bo z wiatrem, z Zabna.. masakra jakaś. Silny wiatr w twarz.
Męczyłam się bardzo.
Krtań paliła jak ogień, ciezko było łapać oddech.
No... i kicha. Jutro pewnie przerwa przymusowa. Ech....
I do tego przegrał i Adam i Justyna i Radwańska, a Sikora w ogóle nie wystartował..
Trasa: Tarnów-Klikowa-Biała-Bobrowniki-Łeg_ żabno- Radłów-Niwka-Bobrowniki-Rudka-gosławice-Ostrów-Tarnów
Tak dlugo czekałam na wiosnę i jak przyszła to ja po prostu ... out...
Doprawiłam sie chyba wczoraj na zjazdach, bo przecież wczoraj nie czułam sie tak źle jak dzisiaj.
No cóż.
Jednak mimo wszystko wyjechałam dzisiaj.
Trasa płaska, jechałam spokojnie, a i tak to była mordęga.
Do Żabna super bo z wiatrem, z Zabna.. masakra jakaś. Silny wiatr w twarz.
Męczyłam się bardzo.
Krtań paliła jak ogień, ciezko było łapać oddech.
No... i kicha. Jutro pewnie przerwa przymusowa. Ech....
I do tego przegrał i Adam i Justyna i Radwańska, a Sikora w ogóle nie wystartował..
Trasa: Tarnów-Klikowa-Biała-Bobrowniki-Łeg_ żabno- Radłów-Niwka-Bobrowniki-Rudka-gosławice-Ostrów-Tarnów
- DST 43.00km
- Czas 01:42
- VAVG 25.29km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 160 ( 85%)
- HRavg 143 ( 76%)
- Kalorie 690kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze