Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2012
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
Niedziela, 23 grudnia 2012
Święta
Świątecznie© lemuriza1972
Moja choinka© lemuriza1972
Moje świąteczne, w tym roku skromne dekoracje ( jakoś nie było czasu, żeby się szczególnie tym zająć, a przez „szczególnie” to rozumiem z sercem i z poświęceniem odpowiedniej ilości czasu).
Jest więc jak jest.
Wszystkim moim Przyjaciołom, Znajomym , tym którzy czasem tu zaglądają życzę żeby nic nie zakłóciło Wam zbliżających się DNI oraz żeby udało się, wykroić chociaż odrobinę czasu na swoje sportowe , a może i nie tylko sportowe pasje.
A dzisiaj nie było biegania, ale był długi kilkukilometrowy spacer po Lesie Radłowskim w towarzystwie Mirka i Alka.
Mirek trochę też biegał ( najpierw szliśmy razem potem Mirek się odłączył żeby pobiegać). Właściwie dzięki Mirkowi dotarliśmy z powrotem na parking, bo szliśmy w zupełnie innym kierunku.
Na szczęście spotkaliśmy naszego kolegę:), który był dość zdumiony, że spotkał nas w tym właśnie miejscu i objaśnił, że idziemy w przeciwnym kierunku.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 grudnia 2012
Bieganie
Resztki zimy© lemuriza1972
Biegamy© lemuriza1972
Jest uśmiech, więc jest przyjemność:)© lemuriza1972
trochę zimy© lemuriza1972
W przerwie między porządkami, zakupami i tym wszystkim co zaprząta nas przed Świętami, trochę biegania.
Zimno dzisiaj było, spory mróz, więc długo w lesie nie wytrzymałam.
Bo dzisiaj była jazda autem do Wierzchosławic i tam rundka po lesie. Tak na oko około 5 kilometrowa.
Tak ze 40 min biegania, 20 min trochę marszu.
Chciałabym żeby to bieganie było jakieś takie bardziej żwawe, no ale siły jeszcze nie mam. Może powoli dojdę do jakiejś lepszej formy.
Chociaż nie zamierzam uskuteczniać jakichś regularnych biegowych treningów. Myślę jednak, że dopóki śnieg nie spadnie i nie będzie można biegać na nartach, to od czasu do czasu będę biegać.
A jutro trzeba odpocząć trochę, bo w poniedziałek do pracy jeszcze.
Moje odkurzanie książek i refleksje podczas tego zajęcia przyniosły efekty.
Wczoraj był w Radiu Kraków konkurs. Do wygrania był pakiet książek i filiżanka.
Trzeba było napisać komu podarowałoby się taki prezent. Wykorzystałam moje refleksje „książkowe” ze środy i udało się.
Radość.
To ważne zwłaszcza przed Świętami. Niech będą lepsze niż poprzednie. Na pewno będą, bo o gorsze niż te sprzed roku, byłoby trudno.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 grudnia 2012
Zaległości:)
Czas nadrobić zaległości.
Mało czasu ostatnio, dużo spraw do załatwienia, dużo rzeczy do zrobienia. Bywa.
A ja lubię pisać na bieżąco. Dlaczego?
Bo kiedy piszę na bieżąco nic mi nie umyka, emocje są „świeże”.
We wtorek była siatkówka. Wciąż dołączają nowe osoby. Fajnie. Taka dodatkowa możliwość integracji ludzi pracujących w jednej firmie. Niektórych nie znam w ogóle, więc mam okazję poznać.
Niektórych poznaję .. inaczej.
Bo praca to praca, a poza pracą to każdy ma jeszcze inne oblicze.
Wczoraj był basen. Pojechaliśmy znowu do Dąbrowy. Jeżdżę z kolegą z pracy, który bardzo potrzebuje jakiejś formy sportu, ale siatkówka to nie dla niego. Mówi, że jest za stary i mógłby nabawić się jakiejś kontuzji.
Pływanie zawsze sprawiało mi wiele radości. Jest niby monotonne, bo tak człowiek od brzegu do brzegu pływa bezustannie przez 45 min, ale jest w nim coś niesamowicie nomen omen .. oczyszczającego.
Nie potrafię tego wytłumaczyć.. ale przez to przeprawianie się przez wodę, przez tę pozorną monotonię, jakoś tak fajnie wszystko resetuje się w głowie, a ciało niesamowicie się relaksuje.
Woda „masuje” mięśnie? Może to o to właśnie chodzi, ale zawsze bardzo lubiłam to po basenowe zmęczenie. Bardzo specyficzne. Inne, zupełnie inne od innych zmęczeń:).
I tak na marginesie… refleksja taka.
Zabrałam się wczoraj za odkurzanie moich książek. Nie jestem „fanem” sprzątania, ale porządek lubię mieć. Odkurzanie książek należy jednak do moich ulubionych czynności, jeśli chodzi o sprzątanie.
Każdą książkę biorę do ręki, przypominam sobie o czym była, ile radości, emocji mi dostarczyła i jakoś tak mimowolnie uśmiecham się. Naprawdę. Wczoraj po raz kolejny uświadomiłam sobie, że ścieram kurz z książek i .. uśmiecham się.
Jakoś tak.. z wdzięczności do tych książek, że dostarczyły mi tyle emocji, wrażeń, że miałam okazję „przeniknąć” na chwilę do innego świata.
Dostałam przedwczoraj smsa od koleżanki. Niezbyt fajny ma okres w życiu.
Napisała:
„ tylko książki mnie cieszą, nie myślę o rzeczywistości, nie rozpamiętuję, dobrze , że są”
Tak.. dla mnie książki bardzo często były swoistego rodzaju terapią.
A jeśli chodzi o terapię, to jeszcze jedna rzecz.
Oglądam w tej chwili ( przez internet na Kinomaniaku, ponieważ HBO nie posiadam) serial „Bez tajemnic”
To jest serial! Naprawdę polecam. Rzecz sprowadza się do tego, że jest psychoterapeuta i jego pacjenci. Każdy odcinek to kolejna sesja z pacjentem.
Siedzi Jerzy Radziwiłowicz w fotelu, naprzeciwko niego pacjent i rozmawiają. Przez cały odcinek rozmawiają.
A ludzie oglądają, podobno masowo oglądają, pomimo, że nie ma akcji, strzelaniny, efektów specjalnych. Ot… światełko w tunelu.
Polecam.
A na koniec zdjęcie.
Myślę, że kiedyś może być sporo warte:), bo autor rysunku wykazał się nie mniejszym talentem niż dajmy na to Wilhelm Sasnal ( swoją drogą tarnowianin, a nawet mościczanin).
A było to tak. W niedzielę w lesie spotkaliśmy Mirka. Mirek jak niektórzy wiedzą nazwisko ma takie dość hm.. zwierzęce.
Chwilę pogadaliśmy , a potem Mirek pobiegł.
Kiedy przyszliśmy na parking na aucie było już to dzieło.
Mało czasu ostatnio, dużo spraw do załatwienia, dużo rzeczy do zrobienia. Bywa.
A ja lubię pisać na bieżąco. Dlaczego?
Bo kiedy piszę na bieżąco nic mi nie umyka, emocje są „świeże”.
We wtorek była siatkówka. Wciąż dołączają nowe osoby. Fajnie. Taka dodatkowa możliwość integracji ludzi pracujących w jednej firmie. Niektórych nie znam w ogóle, więc mam okazję poznać.
Niektórych poznaję .. inaczej.
Bo praca to praca, a poza pracą to każdy ma jeszcze inne oblicze.
Wczoraj był basen. Pojechaliśmy znowu do Dąbrowy. Jeżdżę z kolegą z pracy, który bardzo potrzebuje jakiejś formy sportu, ale siatkówka to nie dla niego. Mówi, że jest za stary i mógłby nabawić się jakiejś kontuzji.
Pływanie zawsze sprawiało mi wiele radości. Jest niby monotonne, bo tak człowiek od brzegu do brzegu pływa bezustannie przez 45 min, ale jest w nim coś niesamowicie nomen omen .. oczyszczającego.
Nie potrafię tego wytłumaczyć.. ale przez to przeprawianie się przez wodę, przez tę pozorną monotonię, jakoś tak fajnie wszystko resetuje się w głowie, a ciało niesamowicie się relaksuje.
Woda „masuje” mięśnie? Może to o to właśnie chodzi, ale zawsze bardzo lubiłam to po basenowe zmęczenie. Bardzo specyficzne. Inne, zupełnie inne od innych zmęczeń:).
I tak na marginesie… refleksja taka.
Zabrałam się wczoraj za odkurzanie moich książek. Nie jestem „fanem” sprzątania, ale porządek lubię mieć. Odkurzanie książek należy jednak do moich ulubionych czynności, jeśli chodzi o sprzątanie.
Każdą książkę biorę do ręki, przypominam sobie o czym była, ile radości, emocji mi dostarczyła i jakoś tak mimowolnie uśmiecham się. Naprawdę. Wczoraj po raz kolejny uświadomiłam sobie, że ścieram kurz z książek i .. uśmiecham się.
Jakoś tak.. z wdzięczności do tych książek, że dostarczyły mi tyle emocji, wrażeń, że miałam okazję „przeniknąć” na chwilę do innego świata.
Dostałam przedwczoraj smsa od koleżanki. Niezbyt fajny ma okres w życiu.
Napisała:
„ tylko książki mnie cieszą, nie myślę o rzeczywistości, nie rozpamiętuję, dobrze , że są”
Tak.. dla mnie książki bardzo często były swoistego rodzaju terapią.
A jeśli chodzi o terapię, to jeszcze jedna rzecz.
Oglądam w tej chwili ( przez internet na Kinomaniaku, ponieważ HBO nie posiadam) serial „Bez tajemnic”
To jest serial! Naprawdę polecam. Rzecz sprowadza się do tego, że jest psychoterapeuta i jego pacjenci. Każdy odcinek to kolejna sesja z pacjentem.
Siedzi Jerzy Radziwiłowicz w fotelu, naprzeciwko niego pacjent i rozmawiają. Przez cały odcinek rozmawiają.
A ludzie oglądają, podobno masowo oglądają, pomimo, że nie ma akcji, strzelaniny, efektów specjalnych. Ot… światełko w tunelu.
Polecam.
A na koniec zdjęcie.
Myślę, że kiedyś może być sporo warte:), bo autor rysunku wykazał się nie mniejszym talentem niż dajmy na to Wilhelm Sasnal ( swoją drogą tarnowianin, a nawet mościczanin).
A było to tak. W niedzielę w lesie spotkaliśmy Mirka. Mirek jak niektórzy wiedzą nazwisko ma takie dość hm.. zwierzęce.
Chwilę pogadaliśmy , a potem Mirek pobiegł.
Kiedy przyszliśmy na parking na aucie było już to dzieło.
Dzieło Mirka:)© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 grudnia 2012
Bieganie
Stałam się szczęśliwą posiadaczką dwóch nowych, starych płyt Hey.
Napisałam "nowych, starych", bo dla mnie są nowe, ponieważ nie mam ich w swojej skromnej płytowej kolekcji, no ale tak naprawdę stare są.. bo wyszły dobrych kilka lat temu.
Mowa o "Echosystemie" i "?"
Kupiłam je głownie ze względu na dwie moje ulubione piosenki : "Byłabym: i " Gdy mnie sen zmorzy"
Ale znalazłam tam wiele innych cudnych, bardziej znanych lub w ogóle mi nie znanych.
Taki prezent świąteczny sobie zrobiłam:)
Sobie też czasem trzeba robić prezenty:).
Wczoraj podczas spaceru w Lesie Radłowskim spotkalismy Mirka, a potem Monię Brożek.
Ambitnie biegali, zresztą nie tylko oni. Ruch był jak na Krakowskiej.
No więc dzisiaj pomyślałam, że i ja coś zrobić muszę, bo siatkówka dopiero jutro.
A wyjątkowo reset był mi dzisiaj potrzebny.
Wyciągnęłam więc Alka na bieganie.
Małe opory miał, ale pobiegł.
Myślałam, ze pobiegniemy na most w Ostrowie i z powrotem , ale na skrzyżowaniu Mościckiego z Chemiczną, Alek stwierdził, że za dużo spalin i skierowaliśmy się w stronę klasztoru w Zgłobicach.
Tak więc do końca Chemiczną, potem wzdłuż Norwida, przez park i pod górkę.
Oj.. pomyślałam... czy ja dam radę dobiec tam, tak bez odpoczynku?
Nie byłam pewna. Cel taki sobie postawiłam i udało się, aczkolwiek koncówka pod górkę, to już było dla mnie męczące.
Wrócilismy marszem, bo Alek na bieg już nie dał się namówić.
Tak więc 30 minut biegu, średnie tętno 166 i jakieś pewnie 40 minut marszu ( szybko dość szliśmy).
Fajne dotlenienie się i ruch, ale prawdziwa frajda to będzie jutro.. Siatkówka.
Niestety potem będzie dwa tygodnie przerwy bo święta i Nowy Rok:(
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 grudnia 2012
Unplugged:)
Wczoraj była siatkówka.
Jak przyjechaliśmy na halę, to czekała na nas "niespodzianka". Nie było prądu. Pan dozorujący halę powiedział nam, że raczej nic z tego nie będzie.
Ale udało się ściągnąć elektryka, który awarię usunął.
No i było świetne granie.
Miałam wczoraj partnera do gry, kolegę z wydziału geodezji, który widać, że o siatkówce sporo wie i bardzo fajnie się grało.
Było trochę takiej prawdziwej siatkówki, rozgrywania itd.
Super. To jest jednak coś co tak jakoś głęboko tkwi we mnie i sprawia wiele, wiele radości.
A dzisiaj był basen w Dąbrowie Tarnowskiej. Swietnie się pływało, bo znowu mało ludzi, woda jak na "basenową" bardzo przyjemna.
I to przyjemne basenowe zmęczenie.. Lubię to.
Ale nie na facebooku:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 grudnia 2012
Pogórze Dynowskie cd
Spadł świeży śnieg...
Od razu nawet w mieście ładniej.
Kilka zdjęć jeszcze z wczorajszej wycieczki. Autorami są Alek i Mirek.
“Wszystko trwa, sam dobrze wiesz,
Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być
codziennym zdumieniem...”
Od razu nawet w mieście ładniej.
Kilka zdjęć jeszcze z wczorajszej wycieczki. Autorami są Alek i Mirek.
diamentowo© lemuriza1972
Droga do zamku© lemuriza1972
Oszroniony świat...© lemuriza1972
Na rozstaju dróg....© lemuriza1972
W stronę ruin© lemuriza1972
“Wszystko trwa, sam dobrze wiesz,
Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być
codziennym zdumieniem...”
Zdumienie© lemuriza1972
Wskale była skrytka© lemuriza1972
i w którą stronę podążać???© lemuriza1972
Olaboga© lemuriza1972
Ruiny© lemuriza1972
Ruiny okiem szpiega czyli zdjęcie zrobione przez "dziurę" w bramie© lemuriza1972
Potęga głazów...© lemuriza1972
Szczęście wędrowców© lemuriza1972
Śniegowo© lemuriza1972
Wędrówka© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 grudnia 2012
Pogórze Dynowskie czyli zamek w Odrzykoniu i Rezerwat Prządki
Zapraszam na kolejny odcinek Podróży z Izą.
Dzisiaj zawędrowaliśmy na Pogórze Dynowskie.
Mirek nie miał zbyt wiele czasu, więc zaproponował coś bliskiego i krótkiego.
W drodze byliśmy w jakieś niespełna 4 godziny.
(Pogórze Dynowskie (513.64) – mezoregion geograficzny w południowej Polsce.
Na zachodzie granicą Pogórza Dynowskiego jest Wisłok, na wschodzie San na odcinku od Trepczy (koło Sanoka) po Przemyśl, na północy droga Rzeszów – Jarosław – Przemyśl, a na południu Doły Jasielsko-Sanockie. Najwybitniejszymi szczytami są: Sucha Góra (591 m n.p.m.), Królewska Góra (554 m), Grabówka (531 m), Kiczora (516 m). W 1993 powstał Czarnorzecko-Strzyżowski Park Krajobrazowy, chroniący na 25,784 ha najcenniejsze obszary Pogórza Dynowskiego i Strzyżowskiego. Na Pogórzu istnieje również wiele rezerwatów, jak np. rezerwat Prządki. Na Pogórzu występują grądy, a w wyższych partiach buczyna karpacka, lasy jodłowo-bukowe, sosnowe, łęgi.)
Pobudka po 6 rano, więc dosyć wcześnie jak na sobotę.
Przywitał nas mroźny poranek. Jakieś 15 stopni na minusie.
Nareszcie czuć zimę.
Dzisiaj w składzie : Mirek, Alek i ja. Do Odrzykonia z Tarnowa nie jest daleko, więc już po godzinie 8 , jesteśmy na miejscu. Parkujemy auto i idziemy w kierunku ruin zamku w Odrzykoniu, którego nazwa zapewne brzmi wszystkim znajomo. Tak, tak, to właśnie z nim związana jest historia powstania „Zemsty” Aleksandra Fredry.
Mirek mówi: ale fajniiieeeee…. Wreszcie zima!!!! Ja to jednak najbardziej lubię zimę!
Alek na to: Ja to nienawidzę zimy!
Uśmiechnęłam się mówiąc: Powiedział Alek maszerując na mrozie, pod górę, po śniegu…
Wchodzimy do lasu. Po lewej stronie zbiorowa mogiła mieszkańców z okolic Odrzykonia , Korczyny, którzy w połowie XIX wieku zmarli na cholerę. Piękny las, zaśnieżone drzewa, wąska ścieżka pod górę. Po drodze pierwsze kamienie i skały.
Mirek wypatruje na nich miejsca gdzie ludzie się wspinają. Faktycznie. Przygotowane pod wspinaczkę.
W końcu docieramy do imponujących ruin zamku Kamieniec, ale teren zamknięty na cztery spusty. No to opowiadam kolegom krótką historię zamku i legendę o karlicy Kasi ( twierdzą, że sobie to wymyśliłam, ale… niech zajrzą do internetu).
Odrzykoński zamek był miejscem wydarzeń na kanwie, których powstała jedna z najlepszych polskich komedii - "Zemsta" Aleksandra Fredry. W 1828 r. poeta ożenił się z Zofią Skarbkową z Jabłonowskich, która w posagu wniosła połowę tego zamku. Przeglądając stare dokumenty znalazł on akta procesowe spierających się o mur graniczny szlachciców: Skotnickiego i Firleja. Na ich bazie powstała "Zemsta
W Odrzykoniu mieszkała niegdyś karlica Kasia. Była wykształconą szlachcianką, została więc przyjęta do dworu Kamienieckich i zamieszkała na zamku. Gdy do Odrzykonia zawitała z wizytą królowa Bona, zobaczyła Kasię i bardzo zapragnęła przyjąć ją do swego orszaku, bowiem na zachodzie mali ludzie świadczyli o dostojeństwie i splendorze dworu. Wojewoda Kamieniecki oczywiście spełnił prośbę królowej i odtąd Kasia zamieszkała na Wawelu, gdzie z woli Bony poślubiła karła Kornela. Po jakimś czasie królowa podarowała małą parę cesarzowi Karolowi V. Kasia znalazła się więc aż w Hiszpanii i choć niczego je nie brakowało to nie była szczęśliwa. Bardzo tęskniła za rodakami i piękną okolicą Odrzykonia. Niestety zmarła na obczyźnie i mimo próśb, jej ciało nie zostało raczej pochowane w Polsce.
Ponoć jednak jej postać była wielokrotnie widziana w ulubionym miejscu w zamku czyli przed kominkiem. Pierwsza zobaczyła ją Barbara Kamieniecka, gdy jeszcze do Odrzykonia nie dotarły wieści o zgonie karlicy. Zdziwiona pomyśłała, że Kasia wróciła jednak gdy podeszła bliżej postać zniknęła, domyślono się więc że był to duch karlicy. I faktycznie jakiś czas potem nadeszła informacja o śmierci Kasi...
( ze strony zamki.res.pl)
Idziemy dalej w kierunku Rezerwatu Prządki. W końcu docieramy na miejsce.
Z rezerwatem wiąże się legenda.
W kamień podobno zaklęte zostały okoliczne panny, ponieważ w ten sposób zostały ukarane, za to że prządły len w święto.
Rezerwat robi wrażenie. Przypomina nieco nasze ciężkowickie Skamieniałe Miasto, z tymże nie ma tego co w Cięzkowicach najcenniejsze czyli wodpospadu, który zimą zamienia się w piękny lodospad.
Z Prządek wędrówka w kierunku Królewskiej Góry.
Królewska Góra – szczyt na Pogórzu Dynowskim o wysokości 554 m n.p.m. pokryty lasem bukowym. Na północno-wschodnim ramieniu góry znajduje się kilkanaście sztolni, w których dawniej wydobywano piaskowiec[1
Tak sobie wędrujemy przez śniegi, lasy.
Dosyć zimno było. Pierwszy raz tej zimy trochę zmarzłam, ale wszystko w normie.
Mirek powiedział: trzeba w jakieś Tatry ruszyć.. bo to… to tylko taka rozgrzewka.
No tak.
Emocje i trudności to taka różnica jak między maratonem na pogórzu, a maratonem w górach.
I taką jeszcze mam refleksje, która nawiązuje jeszcze do „Pokłosia”, o którym myślę dość intensywnie od czasu kiedy obejrzałam.
Pasikowski spotkał się z zarzutami, że pokazał Polskę nieprawdziwą, przerysowaną. Że obraz wsi jest nieprawdziwy.
Tak, być może ten obraz do końca nie był prawdziwy , bo wieś u Pasikowskiego to była bieda, pijaństwo i rozwalające się chałupy. I tylko to.
A przecież oprócz tego jest jeszcze ta bogatsza strona wsi, bo takie wsie też bywają.
Trochę jeżdzę na rowerze i chodzę po wsiach właśnie. I niestety wiele jest miejsc takich rodem jak z filmu Pasikowskiego.
Te osoby, które uważają, że to wszystko mocno nieprawdziwe, pewnie nie ruszają się ze swoich wielkomiejskich „siedlisk”.Gdyby się ruszyły, zobaczyłyby, że są miejsca, gdzie ludzie mieszkają w chałupach, które już nadają się do skansenu.
Że na wsiach widok pijących pod sklepem mężczyzn jest na porządku dziennym.
Dzisiaj też takie obrazki widziałam.
Bo Polska ma różne odcienie i barwy.
Nie wszystko jest bardzo kolorowe.
Na koniec wycieczki podjeżdzamy jeszcze pod olbrzymi , imponujących rozmiarów hitlerowski bunkier. Mirek opowiada, że podobno do bunkra wjeżdżał cały pociąg i bywał tam Hitler a podobno również Mussolini.
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/99999999/TURYSTYKA01/799770185
I jeszcze obiad w Taurusie w Pilźnie i powrót do domu.
Pogórze Dynowskie przypomina nasze Pogórze Ciężkowickie, wszystkie te okolice Brzanki i Jamnej.
PS Przy pierwszej skale w drodze na ruiny zamku dojrzelismy przepiekne , małe zwierzątko.
Było białe , futerkowe, malutkie, jakaś nornica czy coś???
tak pomykało między skałkami, norkami, że nie sposób było zrobić zdjęcie.
Ktos ma pomysł co to mogło być?
Dzisiaj zawędrowaliśmy na Pogórze Dynowskie.
Mirek nie miał zbyt wiele czasu, więc zaproponował coś bliskiego i krótkiego.
W drodze byliśmy w jakieś niespełna 4 godziny.
(Pogórze Dynowskie (513.64) – mezoregion geograficzny w południowej Polsce.
Na zachodzie granicą Pogórza Dynowskiego jest Wisłok, na wschodzie San na odcinku od Trepczy (koło Sanoka) po Przemyśl, na północy droga Rzeszów – Jarosław – Przemyśl, a na południu Doły Jasielsko-Sanockie. Najwybitniejszymi szczytami są: Sucha Góra (591 m n.p.m.), Królewska Góra (554 m), Grabówka (531 m), Kiczora (516 m). W 1993 powstał Czarnorzecko-Strzyżowski Park Krajobrazowy, chroniący na 25,784 ha najcenniejsze obszary Pogórza Dynowskiego i Strzyżowskiego. Na Pogórzu istnieje również wiele rezerwatów, jak np. rezerwat Prządki. Na Pogórzu występują grądy, a w wyższych partiach buczyna karpacka, lasy jodłowo-bukowe, sosnowe, łęgi.)
Pobudka po 6 rano, więc dosyć wcześnie jak na sobotę.
Przywitał nas mroźny poranek. Jakieś 15 stopni na minusie.
Nareszcie czuć zimę.
Dzisiaj w składzie : Mirek, Alek i ja. Do Odrzykonia z Tarnowa nie jest daleko, więc już po godzinie 8 , jesteśmy na miejscu. Parkujemy auto i idziemy w kierunku ruin zamku w Odrzykoniu, którego nazwa zapewne brzmi wszystkim znajomo. Tak, tak, to właśnie z nim związana jest historia powstania „Zemsty” Aleksandra Fredry.
Mirek mówi: ale fajniiieeeee…. Wreszcie zima!!!! Ja to jednak najbardziej lubię zimę!
Alek na to: Ja to nienawidzę zimy!
Uśmiechnęłam się mówiąc: Powiedział Alek maszerując na mrozie, pod górę, po śniegu…
Wchodzimy do lasu. Po lewej stronie zbiorowa mogiła mieszkańców z okolic Odrzykonia , Korczyny, którzy w połowie XIX wieku zmarli na cholerę. Piękny las, zaśnieżone drzewa, wąska ścieżka pod górę. Po drodze pierwsze kamienie i skały.
Mirek wypatruje na nich miejsca gdzie ludzie się wspinają. Faktycznie. Przygotowane pod wspinaczkę.
W końcu docieramy do imponujących ruin zamku Kamieniec, ale teren zamknięty na cztery spusty. No to opowiadam kolegom krótką historię zamku i legendę o karlicy Kasi ( twierdzą, że sobie to wymyśliłam, ale… niech zajrzą do internetu).
Odrzykoński zamek był miejscem wydarzeń na kanwie, których powstała jedna z najlepszych polskich komedii - "Zemsta" Aleksandra Fredry. W 1828 r. poeta ożenił się z Zofią Skarbkową z Jabłonowskich, która w posagu wniosła połowę tego zamku. Przeglądając stare dokumenty znalazł on akta procesowe spierających się o mur graniczny szlachciców: Skotnickiego i Firleja. Na ich bazie powstała "Zemsta
W Odrzykoniu mieszkała niegdyś karlica Kasia. Była wykształconą szlachcianką, została więc przyjęta do dworu Kamienieckich i zamieszkała na zamku. Gdy do Odrzykonia zawitała z wizytą królowa Bona, zobaczyła Kasię i bardzo zapragnęła przyjąć ją do swego orszaku, bowiem na zachodzie mali ludzie świadczyli o dostojeństwie i splendorze dworu. Wojewoda Kamieniecki oczywiście spełnił prośbę królowej i odtąd Kasia zamieszkała na Wawelu, gdzie z woli Bony poślubiła karła Kornela. Po jakimś czasie królowa podarowała małą parę cesarzowi Karolowi V. Kasia znalazła się więc aż w Hiszpanii i choć niczego je nie brakowało to nie była szczęśliwa. Bardzo tęskniła za rodakami i piękną okolicą Odrzykonia. Niestety zmarła na obczyźnie i mimo próśb, jej ciało nie zostało raczej pochowane w Polsce.
Ponoć jednak jej postać była wielokrotnie widziana w ulubionym miejscu w zamku czyli przed kominkiem. Pierwsza zobaczyła ją Barbara Kamieniecka, gdy jeszcze do Odrzykonia nie dotarły wieści o zgonie karlicy. Zdziwiona pomyśłała, że Kasia wróciła jednak gdy podeszła bliżej postać zniknęła, domyślono się więc że był to duch karlicy. I faktycznie jakiś czas potem nadeszła informacja o śmierci Kasi...
( ze strony zamki.res.pl)
Idziemy dalej w kierunku Rezerwatu Prządki. W końcu docieramy na miejsce.
Z rezerwatem wiąże się legenda.
W kamień podobno zaklęte zostały okoliczne panny, ponieważ w ten sposób zostały ukarane, za to że prządły len w święto.
Rezerwat robi wrażenie. Przypomina nieco nasze ciężkowickie Skamieniałe Miasto, z tymże nie ma tego co w Cięzkowicach najcenniejsze czyli wodpospadu, który zimą zamienia się w piękny lodospad.
Z Prządek wędrówka w kierunku Królewskiej Góry.
Królewska Góra – szczyt na Pogórzu Dynowskim o wysokości 554 m n.p.m. pokryty lasem bukowym. Na północno-wschodnim ramieniu góry znajduje się kilkanaście sztolni, w których dawniej wydobywano piaskowiec[1
Tak sobie wędrujemy przez śniegi, lasy.
Dosyć zimno było. Pierwszy raz tej zimy trochę zmarzłam, ale wszystko w normie.
Mirek powiedział: trzeba w jakieś Tatry ruszyć.. bo to… to tylko taka rozgrzewka.
No tak.
Emocje i trudności to taka różnica jak między maratonem na pogórzu, a maratonem w górach.
I taką jeszcze mam refleksje, która nawiązuje jeszcze do „Pokłosia”, o którym myślę dość intensywnie od czasu kiedy obejrzałam.
Pasikowski spotkał się z zarzutami, że pokazał Polskę nieprawdziwą, przerysowaną. Że obraz wsi jest nieprawdziwy.
Tak, być może ten obraz do końca nie był prawdziwy , bo wieś u Pasikowskiego to była bieda, pijaństwo i rozwalające się chałupy. I tylko to.
A przecież oprócz tego jest jeszcze ta bogatsza strona wsi, bo takie wsie też bywają.
Trochę jeżdzę na rowerze i chodzę po wsiach właśnie. I niestety wiele jest miejsc takich rodem jak z filmu Pasikowskiego.
Te osoby, które uważają, że to wszystko mocno nieprawdziwe, pewnie nie ruszają się ze swoich wielkomiejskich „siedlisk”.Gdyby się ruszyły, zobaczyłyby, że są miejsca, gdzie ludzie mieszkają w chałupach, które już nadają się do skansenu.
Że na wsiach widok pijących pod sklepem mężczyzn jest na porządku dziennym.
Dzisiaj też takie obrazki widziałam.
Bo Polska ma różne odcienie i barwy.
Nie wszystko jest bardzo kolorowe.
Na koniec wycieczki podjeżdzamy jeszcze pod olbrzymi , imponujących rozmiarów hitlerowski bunkier. Mirek opowiada, że podobno do bunkra wjeżdżał cały pociąg i bywał tam Hitler a podobno również Mussolini.
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/99999999/TURYSTYKA01/799770185
I jeszcze obiad w Taurusie w Pilźnie i powrót do domu.
Pogórze Dynowskie przypomina nasze Pogórze Ciężkowickie, wszystkie te okolice Brzanki i Jamnej.
PS Przy pierwszej skale w drodze na ruiny zamku dojrzelismy przepiekne , małe zwierzątko.
Było białe , futerkowe, malutkie, jakaś nornica czy coś???
tak pomykało między skałkami, norkami, że nie sposób było zrobić zdjęcie.
Ktos ma pomysł co to mogło być?
Po drodze© lemuriza1972
Poczatek szlaku w lesie© lemuriza1972
Zbiorowa mogiła zmarłych na cholerę w XIX w.© lemuriza1972
Widok w drodze na ruiny zamku© lemuriza1972
Pierwsze skały© lemuriza1972
Skała© lemuriza1972
Ruiny Zamku w Odrzykoniu© lemuriza1972
Zabytkowa chałupa© lemuriza1972
Rezerwat Prządki© lemuriza1972
Chłopaki się wspinają:)© lemuriza1972
W rezerwacie© lemuriza1972
W plenerze:)© lemuriza1972
W kierunku skał...© lemuriza1972
Moja flaga powiatowa była ze mną już w wielu miejscach:)© lemuriza1972
Śnieżnie© lemuriza1972
Śnieżnie© lemuriza1972
Przedzieranie się przez śnieg© lemuriza1972
Na Królewskiej Górze© lemuriza1972
Przez zaśnieżony las© lemuriza1972
Mirek w Rezerwacie Prządki© lemuriza1972
Niczym maczuga...© lemuriza1972
Ruiny zamku w oddali© lemuriza1972
Niebo mocno błękitne dzisiaj było...© lemuriza1972
Mirek i Alek© lemuriza1972
Moc sniegu© lemuriza1972
Bunkier© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 grudnia 2012
Basen i o jednym filmie...
Piosenka taka, bo tekst świetny, prawda?
No, ale nic dziwnego, w końcu to Hey.
Byłam wczoraj na basenie , po bardzo długiej przerwie.
Po bardzo długiej przerwie byłam również w Dąbrowie Tarnowskiej. Dlaczego tam? Bo jest duży komfort pływania. Pustki na pływalni.
Miałam cały tor dla siebie.
Świetnie było.
Myślałam, że po takiej długiej przerwie, będzie mi ciężko, ale było nadzwyczajnie fajnie.
Dosyć dużo długości basenu zrobiłam, swobodnie.
A jak wyszłam z basenu to samopoczucie było naprawdę dobre.
A do tego była dodatkowa atrakcja bo wracalismy z Krzyża do Wierzchosławic autostradą.
Ale super.
Naprawdę. Kilka minut i całe miasto objechane, a ja byłam w Mościcach bardzo szybciutko.
Wieczorem kino i film, o którym chciałabym kilka słów napisać, chociaż to blog rowerowy, a nie filmowy:)
Dlaczego?
Bo wywołał taką burzę, tyle kontrowersji…
A ja myślę sobie, ze po prostu ci którzy się na jego temat wypowiadają, to powinni po prostu iść do kina, a nie bezmyślne powtarzać to co ktoś na ten temat już powiedział, albo napisał. Bo często mam wrażenie, ze nie wiedzą o czym mówią.
Mnie film się bardzo podobał. O „Pokłosiu” mowa.
I nie rozumiem tych ataków na Pasikowskiego, Stuhra.
Że niby film antypolski.
Że zakłamanie historii , a przecież to nie jest film historyczny. Twórcy nie mieli ambicji odtwarzania historii.
"Sprzedali" nam pewną opowieść, z tłem historycznym, to prawda, zainspirowaną zapewne wydarzeniami w Jedwabnem, ale tak naprawdę to nie jest film o pogromie Żydów ( moim zdaniem). To film o bardzo trudnych międzyludzkich relacjach , jak pokazał Pasikowski, które zdarzają się również między rodzeństwem, o szukaniu prawdy, sprawiedliwości, o mierzeniu się z bolesną prawdą dotyczącą przodków.
Przypomniała mi się książka, którą kiedyś czytałam.
Książka, która zrobiła na mnie wiele wrażenie, a której długo nie chciała „puścić” cenzura.
Polecam zresztą bardzo.
Ma tytuł „ Urodzony z wiatru”. Książkę napisał krakowski dziennikarz Marek Harny.
Historia człowieka, który jest synem jednego z członków „bandy” słynnego Ognia.
Podobny motyw … zmaganie się z grzechami przodków, szukanie prawdy, ciążąca przeszłość.
Czyta się świetnie , bo jest napisana dobrze, fabuła wciąga i "ociera się" o historię.
A wracając do „Pokłosia”
Film przypomniał mi jedno wydarzenie z mojego życia.
W filmie jest taka scena, kiedy bohaterowie w nocy odkupują ludzkie szczątki.
Byłam dzieckiem. Byłam u Babci na wakacjach i bawiłysmy się z koleżanką.
Bawiłyśmy się na wielkiej pustyni ( tak my wtedy widziałyśmy to miejsce, to był ogromny teren, z którego wydobywano piasek…)
I tam, na tym terenie, bawiące się dzieci znajdowały czaszki, kości.
Pamiętam do dzisiaj jak chłopcy biegali z czaszkami osadzonymi na kijach .
Babcia mi wtedy powiedziała: tam kiedys był cmentarz żydowski. Nie chodź tam, bo cię Żydy będą w nocy straszyć…
Myślałam sobie wtedy: jak to był cmentarz, a teraz nie ma, to co się z nim stało?
Dlaczego nie ma nagrobków?
Nie mieściło mi się to w głowie.
Sprawdziłam dzisiaj.
Babcia miała rację. Tam był cmentarz, który zrównali z ziemią Niemcy w czasie okupacji.
Po filmie było spotkanie z Maciejem Stuhrem.
Elokwentny, inteligentny człowiek. Z przyjemnością słucha się tego co ma do powiedzenia.
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 grudnia 2012
Jeszcze zima....:)
To jest piosenka z płyty Kaśki Nosowskiej z piosenkami Agnieszki Osieckiej.
Bardzo, bardzo ja lubię:), tę piosenkę i całą płytę.
" Jeszcze zima, dzień się skurczył"
No właśnie, gdyby nie ten "skurczony" dzień, to o zimie nie można byłoby powiedzieć złego słowa.
Moja przyjaciółka powiedziała dzisiaj: Nienawidzę zimy! Nienawidzę!
A ja nic nie mówiłam, tylko patrzyłam przez okno, na zaśnieżoną Marcinkę i uśmiechałam się na samą myśl.. że będzie bieganie na nartach, że będzie zimowe łażenie po górach.
A jak pięknie dzisiaj w drodze do Wojnicza wyglądały zaśnieżone górki!!!
Dzisiaj siatkówka.
Było takie fajne granie..
Było nas dzisiaj zdecydowanie mniej, ale to wyszło nam chyba na dobre. Było więcej ruchu na tym boisku, więcej gry.
Kilka razy próbowałam atakować ( z różnych skutkiem, ale to taka przyjemność, po takiej przerwie).
Ogromną przyjemność sprawia mi to granie. Ogromną.
Tyle lat na boisku... Wiem, że się powtarzam, ale to były piękne czasy.
a dzisiaj zaczynam odczuwać wczorajsze bieganie:).. zakwasy:)
Jutro je "rozpływam".
Taki mam plan:).
PS
Wreszcie zamówiony czekan:), zbierałam się do tego rok.
Będę mieć w końcu swoją własną "dziabę" na zimowe wyprawy:)
Bardzo się cieszę:).
Jeszcze tylko trzeba trochę potrenować jej używanie, żeby nie było tak kiedy przy zejściu z Koziego Wierchu sunąc w dół, zamiast hamowac czekanem , trzymałam go w górze.
No , ale wtedy był to czekan Adama, a właściwie to Pana Adama:), więc bałam się zniszczyć:).
teraz będę mieć swój, więc hulaj dusza:).
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 grudnia 2012
Bieganie
Niestety jeszcze nie na nartach:(
Wczoraj kiedy obejrzałam bieg Justyny, to poczułam... jak bardzo stęskniłam się za nartami i bieganiem.
Chciałabym bardzo, żeby już były odpowiednie warunki, ale myślę, że do tego jeszcze droga daleka.
Za wysoka temperatura, za mało śniegu.
Ale bardzo mnie ciagnęło dzisiaj na zewnątrz.
Weekend zupełnie nieaktywny sportowo. Byłam w Mielcu i jedyny sportowy akcent to pójście na mecz piłkarzy ręcznych Stal Mielec-Pogoń Szczecin.
Rower odpuściłam dzisiaj, ponieważ idąc z pracy i patrząc na to co jest na chodnikach, wiedziałam, że zaraz będzie lodowisko.
Wymysliłam sobie więc bieganie, chociaż ... tez podejrzewałam, że może być cieżko.
To biorąc pod uwagę moje kolano nie do konca zapewne dobry pomysł, ale postanowiłam spróbować.
I jakoś się udało, chociaż momentami było bardzo ślisko.
Biegłam ścieżką rowerową do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Ścieżka momentami tak śliska... że na widok śladu opon to mnie mroziło.
Zresztą widziałam jedną panią na cieniutkich oponkach...
Tak więc sobie potruchtałam-poczłapałam, bo biegiem to chyba nazwać ciężko.
Tak ok 4 km.
No wiem, niewiele, ale jak na pierwszy raz to mi wystarczy.
36 minut, średnie tętno 166
spalone kalorie 360
Fajnie było:)
To zimowe powietrze.. fajne:)
Wczoraj kiedy obejrzałam bieg Justyny, to poczułam... jak bardzo stęskniłam się za nartami i bieganiem.
Chciałabym bardzo, żeby już były odpowiednie warunki, ale myślę, że do tego jeszcze droga daleka.
Za wysoka temperatura, za mało śniegu.
Ale bardzo mnie ciagnęło dzisiaj na zewnątrz.
Weekend zupełnie nieaktywny sportowo. Byłam w Mielcu i jedyny sportowy akcent to pójście na mecz piłkarzy ręcznych Stal Mielec-Pogoń Szczecin.
Rower odpuściłam dzisiaj, ponieważ idąc z pracy i patrząc na to co jest na chodnikach, wiedziałam, że zaraz będzie lodowisko.
Wymysliłam sobie więc bieganie, chociaż ... tez podejrzewałam, że może być cieżko.
To biorąc pod uwagę moje kolano nie do konca zapewne dobry pomysł, ale postanowiłam spróbować.
I jakoś się udało, chociaż momentami było bardzo ślisko.
Biegłam ścieżką rowerową do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Ścieżka momentami tak śliska... że na widok śladu opon to mnie mroziło.
Zresztą widziałam jedną panią na cieniutkich oponkach...
Tak więc sobie potruchtałam-poczłapałam, bo biegiem to chyba nazwać ciężko.
Tak ok 4 km.
No wiem, niewiele, ale jak na pierwszy raz to mi wystarczy.
36 minut, średnie tętno 166
spalone kalorie 360
Fajnie było:)
To zimowe powietrze.. fajne:)
- Aktywność Jazda na rowerze