Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2016
Dystans całkowity: | 539.00 km (w terenie 40.00 km; 7.42%) |
Czas w ruchu: | 25:15 |
Średnia prędkość: | 19.13 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 44.92 km i 2h 17m |
Więcej statystyk |
Piątek, 29 kwietnia 2016
Tarnów - Mielec
Chyba nigdy nie jechałam do Mielca tak długo.
To pokazuje dobitnie w którym miejscu jestem.
Trudno było się spodziewać jakichś fajerwerków, kiedy w nogach mam niecałe 700 km delikatnego jeżdżenia.
Niby nic.. niby do niczego ta forma mi nie jest potrzebna, ale mimo wszystko jakoś przykro.
Owszem, jechałam prosto po pracy, zmęczona, ale przecież na każdy trening tak jeżdżę, owszem wiało mocno, owszem miałam bardzo ciężko plecak. No, ale to nie pierwszy raz kiedy tak było.
Cóż...
To pokazuje dobitnie w którym miejscu jestem.
Trudno było się spodziewać jakichś fajerwerków, kiedy w nogach mam niecałe 700 km delikatnego jeżdżenia.
Niby nic.. niby do niczego ta forma mi nie jest potrzebna, ale mimo wszystko jakoś przykro.
Owszem, jechałam prosto po pracy, zmęczona, ale przecież na każdy trening tak jeżdżę, owszem wiało mocno, owszem miałam bardzo ciężko plecak. No, ale to nie pierwszy raz kiedy tak było.
Cóż...
- DST 55.00km
- Czas 02:35
- VAVG 21.29km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 kwietnia 2016
Blachodachówka..
Dzisiaj jazda ekstremalna z Panią Krystyną.
Po pierwsze ekstremalna ponieważ wreszcie uruchomiłam po 5 miesięcznej przerwie KTM-a (cóż za radość, co za przyjemność… Magnus jednak , wybacz mi Magnusie, w zderzeniu z KTM-em jest trochę toporny, a tutaj jak zahamowałam, to aż miło.. chociaż przecież hamulce w KTM-ie nie są z górnej półki), Pani Krystyna również można powiedzieć na nowym sprzęcie, z nowym siodełkiem, amortyzatorem w Treku. Z tej okazji ekstremalnie wyruszyłyśmy na .. asfalt.
Po drugie jazda była mocno ekstremalna ponieważ prędkości osiągałysmy przyprawiające o zawrót głowy. Gdyby policja dawała mandaty za zbyt wolną jazdę bikerów – byłybyśmy dzisiaj pierwszorzędnymi kandydatkami. Był jednak jeden moment chwały, jaśniejszy punkt naszej jazdy. Można powiedzieć nawet – bardzo jasny.
Ale o tym potem.
Wyruszyłyśmy spod „Kapliczki na sprzedaż” w kierunku bliżej nieokreślonym. Bez celu wyraźnego. Trasa miała się jakoś „ułożyć”. W trakcie. Kiedy dojechałyśmy do niebieskiego naddunajcowego, Pani Krystyna powiedziała, że się jej nie chcę wspinać (a ja przecież tak marzyłam o Golgocie!) i pojechałyśmy w kierunku Zakliczyna, a konkretnie Lusławic.
I tutaj nastąpił ten niezmiernie jasny moment dzisiejszej jazdy. Wyprzedził nas najpierw jakiś chłopiec korzystający ze wspomagania wozu technicznego (może przygotowania do Wyścigu, który wkrótce ma zawitać w te okolice?), a potem jakiś śmiałek na całkiem dobrym rowerze, w dziwnym ubiorze ala motocrossowiec. Pani Krystyna pokręciła przecząco głową. Że nie, że nie tym razem, że nie da się podpuścić. Pokornie spuściłam głowę, by zaraz ją podnieść. Zobaczyłam bowiem, że chłopiec zmęczył się, nieco zwolnił, widocznie uspokojony tym, że nie podążamy za nim w bliskiej odległości. No więc zaczęłam pedałować mocniej i dojechałam do niego. Czas jakiś jechałam za nim celowo nie wyprzedzając, aż dojechała Pani Krystyna, spojrzałam na nią i.. wyprzedziłyśmy młodziana bez litości. Oto jaśniejszy punkt dzisiejszej jazdy. Na więcej stać nas nie było:). Na nasze szczęście młodzian skręcił, bo mogłybyśmy tego nie przeżyć.
Dojechałysmy do Europejskiego Centrum Muzyki w Lusławicach, w którym to Centrum niebawem będziemy na koncercie i już nie mogę się doczekać! I które to Centrum jako jedyny obiekt architektoniczny z naszych okolic, znalazło się w najnowszej książce Filipa Springera „Księga zachwytów”. Książkę kupiłam, ale po przeczytaniu jednej z recenzji, byłam nastawiona nieco sceptycznie, ale…. czyta się dobrze, jak to Springera, jest wiele ciekawych rzeczy o ciekawych budynkach w Polsce. Odkąd czytam Springera zupełnie inaczej patrzę na architektoniczną rzeczywistość co dzisiaj bardzo się uwidoczniło:).
Powrót przez Lubinkę podjazdem od Janowic. I rozmowy. O dachach, dachówkach, blachodachówkach i tym podobnych.
„ A to jest dachówka, tak, to jest taki rodzaj dachówki typu orzeł (czy jakoś tak to było) bitumicznej” – na to stwierdzenie Pani Krystyny (pytałam o jednen dach), parsknęłam śmiechem i powiedziałam:
- Gdyby ktoś usłyszał te nasze rozmowy podczas jazdy na rowerze…
Filip Springer byłby z nas dumny.
Żaden dach godzien uwagi nie zostaje przez nas pominięty, żaden dach pokryty wstrętną blachodachówką nie pozostaje niezauważony i skomentowany.
A tak poza tym piękne widoki dzisiaj, i piękne światło.
Po pierwsze ekstremalna ponieważ wreszcie uruchomiłam po 5 miesięcznej przerwie KTM-a (cóż za radość, co za przyjemność… Magnus jednak , wybacz mi Magnusie, w zderzeniu z KTM-em jest trochę toporny, a tutaj jak zahamowałam, to aż miło.. chociaż przecież hamulce w KTM-ie nie są z górnej półki), Pani Krystyna również można powiedzieć na nowym sprzęcie, z nowym siodełkiem, amortyzatorem w Treku. Z tej okazji ekstremalnie wyruszyłyśmy na .. asfalt.
Po drugie jazda była mocno ekstremalna ponieważ prędkości osiągałysmy przyprawiające o zawrót głowy. Gdyby policja dawała mandaty za zbyt wolną jazdę bikerów – byłybyśmy dzisiaj pierwszorzędnymi kandydatkami. Był jednak jeden moment chwały, jaśniejszy punkt naszej jazdy. Można powiedzieć nawet – bardzo jasny.
Ale o tym potem.
Wyruszyłyśmy spod „Kapliczki na sprzedaż” w kierunku bliżej nieokreślonym. Bez celu wyraźnego. Trasa miała się jakoś „ułożyć”. W trakcie. Kiedy dojechałyśmy do niebieskiego naddunajcowego, Pani Krystyna powiedziała, że się jej nie chcę wspinać (a ja przecież tak marzyłam o Golgocie!) i pojechałyśmy w kierunku Zakliczyna, a konkretnie Lusławic.
I tutaj nastąpił ten niezmiernie jasny moment dzisiejszej jazdy. Wyprzedził nas najpierw jakiś chłopiec korzystający ze wspomagania wozu technicznego (może przygotowania do Wyścigu, który wkrótce ma zawitać w te okolice?), a potem jakiś śmiałek na całkiem dobrym rowerze, w dziwnym ubiorze ala motocrossowiec. Pani Krystyna pokręciła przecząco głową. Że nie, że nie tym razem, że nie da się podpuścić. Pokornie spuściłam głowę, by zaraz ją podnieść. Zobaczyłam bowiem, że chłopiec zmęczył się, nieco zwolnił, widocznie uspokojony tym, że nie podążamy za nim w bliskiej odległości. No więc zaczęłam pedałować mocniej i dojechałam do niego. Czas jakiś jechałam za nim celowo nie wyprzedzając, aż dojechała Pani Krystyna, spojrzałam na nią i.. wyprzedziłyśmy młodziana bez litości. Oto jaśniejszy punkt dzisiejszej jazdy. Na więcej stać nas nie było:). Na nasze szczęście młodzian skręcił, bo mogłybyśmy tego nie przeżyć.
Dojechałysmy do Europejskiego Centrum Muzyki w Lusławicach, w którym to Centrum niebawem będziemy na koncercie i już nie mogę się doczekać! I które to Centrum jako jedyny obiekt architektoniczny z naszych okolic, znalazło się w najnowszej książce Filipa Springera „Księga zachwytów”. Książkę kupiłam, ale po przeczytaniu jednej z recenzji, byłam nastawiona nieco sceptycznie, ale…. czyta się dobrze, jak to Springera, jest wiele ciekawych rzeczy o ciekawych budynkach w Polsce. Odkąd czytam Springera zupełnie inaczej patrzę na architektoniczną rzeczywistość co dzisiaj bardzo się uwidoczniło:).
Powrót przez Lubinkę podjazdem od Janowic. I rozmowy. O dachach, dachówkach, blachodachówkach i tym podobnych.
„ A to jest dachówka, tak, to jest taki rodzaj dachówki typu orzeł (czy jakoś tak to było) bitumicznej” – na to stwierdzenie Pani Krystyny (pytałam o jednen dach), parsknęłam śmiechem i powiedziałam:
- Gdyby ktoś usłyszał te nasze rozmowy podczas jazdy na rowerze…
Filip Springer byłby z nas dumny.
Żaden dach godzien uwagi nie zostaje przez nas pominięty, żaden dach pokryty wstrętną blachodachówką nie pozostaje niezauważony i skomentowany.
A tak poza tym piękne widoki dzisiaj, i piękne światło.
Błonie © Iza
Błonie 2 © Iza
Po drodze - niebieski naddunajcowy © Iza
Znalezione po drodze © Iza
W drodze powrotnej © Iza
Lubinka © Iza
- DST 56.00km
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 kwietnia 2016
Na mecz do PIlzna
Parę dni temu, kiedy zobaczyłam gdzie gra następny mecz drużyna Patryka (w Pilźnie), od razu postanowiłam, że jeśli tylko okoliczności pogodowe będą sprzyjające, to pojadę.
Pojechałam. Trasa do Pilzna - mało mi znana.
Wczoraj jadąc dużo myślałam, dlaczego tak unikam tamtych terenów jeśli chodzi o jazdę. Być może dlatego, że żeby się dostać w rejony Szynwałdu, Zalasowej to trzeba raczej przebić się przez miasto?
No chyba, że jakąś okrężną drogą.. przez Tuchów… Do Pilzna jechałam wiele lat temu, tuż po zakupie Magnusa. Będzie więc już 10.
Przejeżdżałam wczoraj obok sklepu, przy którym miał miejsce słynny dialog (nie zapomnę go do końca życia).
Miejscowy: A ile kosztuje taki rower?
Ja: No dużo…
Miejscowy: Ale ile?
Ja: 2 tys. (była to 10 lat temu suma całkiem spora, z pewnością oscylowała wkoło kwoty stanowiącej moją miesięczną pensję). Miejscowy: Co???? O Staszek ma rower za 100 zł i tyż jeździ.
Mój też jeszcze jeździ, pomimo, że wiekowy i kiedy go umyję (a wczoraj tak się stało), wygląda całkiem nieźle:).
Trasa sprawiła mi wiele radości, tym bardziej, że wyjechałam dość wcześnie, miałam sporo czasu do meczu, więc jechałam sobie wolniutko, rozglądając się to tu, to tam.
To są takie dziwne okolice… mało zalesione, wiele pól, mało domów, nie jestem do takich okolic przyzwyczajona.
Słońce świeciło, temperatura była mocno sprzyjająca, widoki ładne i…. w pewnym miejscu (widocznie podmokłe tereny) zobaczyłam taką ilość kaczeńców jakiej jeszcze nie widziałam. Coś nieprawdopodobnego!
Zdjęcia ani w połowie nie oddają piękna tego zjawiska:).
Dojechałam do Pilzna i wjechałam wprost w ulicę Legionów, czyli tą przy której usytuowany jest stadion Rzemieślnika Pilzno. Ale jakoś tak nie bardzo wiedziałam, w którą stronę się ruszyć. Zaczepiłam więc dwóch małych chłopców i zapytałam gdzie tutaj jest stadion.
- Ale który? – padła odpowiedź.
Hm.. mocno się zdziwiłam, bo nie przypuszczałam, że w takim miasteczku mogą być dwa stadiony.
- Rzemieślnika? – zapytał chłopiec – a to pojedzie pani pod górkę prosto a potem zobaczy pani taki duży stadion.
Hm.. duży, to pojęcie względne:). Dla mnie wychowanej w Mielcu, stadion Rzemieślnika jako duży się nie jawił.
Podjeżdżam i pytam ochroniarza czy wpuści mnie z rowerem. Jasne, że wpuści. Idę kupić bilet, ale panowie krzyczą za mną: kobiety za darmo…
Ochroniarz mówi: no jasne, ze za darmo, a jeszcze wysportowane....
Patryk jest zaskoczony widząc mnie (to miała być niespodzianka), ale mówi: wiedziałem, ze przyjedziesz!
Mecz niestety słaby w wykonaniu i jego i jego drużyny. Przegrywają.
Za to emocje na trybunach bezcenne. Dawno nie siedziałam w towarzystwie takich kibiców (określili się lożą szyderców). Grupa starszych panów. Fajnie było!
Pojechałam. Trasa do Pilzna - mało mi znana.
Wczoraj jadąc dużo myślałam, dlaczego tak unikam tamtych terenów jeśli chodzi o jazdę. Być może dlatego, że żeby się dostać w rejony Szynwałdu, Zalasowej to trzeba raczej przebić się przez miasto?
No chyba, że jakąś okrężną drogą.. przez Tuchów… Do Pilzna jechałam wiele lat temu, tuż po zakupie Magnusa. Będzie więc już 10.
Przejeżdżałam wczoraj obok sklepu, przy którym miał miejsce słynny dialog (nie zapomnę go do końca życia).
Miejscowy: A ile kosztuje taki rower?
Ja: No dużo…
Miejscowy: Ale ile?
Ja: 2 tys. (była to 10 lat temu suma całkiem spora, z pewnością oscylowała wkoło kwoty stanowiącej moją miesięczną pensję). Miejscowy: Co???? O Staszek ma rower za 100 zł i tyż jeździ.
Mój też jeszcze jeździ, pomimo, że wiekowy i kiedy go umyję (a wczoraj tak się stało), wygląda całkiem nieźle:).
Trasa sprawiła mi wiele radości, tym bardziej, że wyjechałam dość wcześnie, miałam sporo czasu do meczu, więc jechałam sobie wolniutko, rozglądając się to tu, to tam.
To są takie dziwne okolice… mało zalesione, wiele pól, mało domów, nie jestem do takich okolic przyzwyczajona.
Słońce świeciło, temperatura była mocno sprzyjająca, widoki ładne i…. w pewnym miejscu (widocznie podmokłe tereny) zobaczyłam taką ilość kaczeńców jakiej jeszcze nie widziałam. Coś nieprawdopodobnego!
Zdjęcia ani w połowie nie oddają piękna tego zjawiska:).
Dojechałam do Pilzna i wjechałam wprost w ulicę Legionów, czyli tą przy której usytuowany jest stadion Rzemieślnika Pilzno. Ale jakoś tak nie bardzo wiedziałam, w którą stronę się ruszyć. Zaczepiłam więc dwóch małych chłopców i zapytałam gdzie tutaj jest stadion.
- Ale który? – padła odpowiedź.
Hm.. mocno się zdziwiłam, bo nie przypuszczałam, że w takim miasteczku mogą być dwa stadiony.
- Rzemieślnika? – zapytał chłopiec – a to pojedzie pani pod górkę prosto a potem zobaczy pani taki duży stadion.
Hm.. duży, to pojęcie względne:). Dla mnie wychowanej w Mielcu, stadion Rzemieślnika jako duży się nie jawił.
Podjeżdżam i pytam ochroniarza czy wpuści mnie z rowerem. Jasne, że wpuści. Idę kupić bilet, ale panowie krzyczą za mną: kobiety za darmo…
Ochroniarz mówi: no jasne, ze za darmo, a jeszcze wysportowane....
Patryk jest zaskoczony widząc mnie (to miała być niespodzianka), ale mówi: wiedziałem, ze przyjedziesz!
Mecz niestety słaby w wykonaniu i jego i jego drużyny. Przegrywają.
Za to emocje na trybunach bezcenne. Dawno nie siedziałam w towarzystwie takich kibiców (określili się lożą szyderców). Grupa starszych panów. Fajnie było!
W drodze © Iza
Po drodze © Iza
Na trasie © Iza
Kaczeńce © Iza
Kaczeńce 2 © Iza
Na miejscu © Iza
Stadion © Iza
Mecz2 © Iza
Prawie jak skansen © Iza
Mleczna droga © Iza
I jeszcze trochę kaczeńców © Iza
Kościół w Łękach © Iza
- DST 57.00km
- Czas 03:15
- VAVG 17.54km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 kwietnia 2016
Przyjemność
Dwie piosenki kobiece dzisiaj będą.
Jedna na początek, druga na koniec. Obydwie doskonałe.
Bo czasem zupełnie nieistotne jest gdzie się jedzie i jak szybko się jedzie. Jakie jest tempo na podjeździe i jaka prędkość na liczniku, oraz to kto ma dzisiaj więcej pary w nogach. Istotne jest to z kim się jedzie. Ważna jest przyjaźń i rozmowa.
Dzisiaj z Panią Krystyną.
Czekając na Panią Krystynę pokręciłam się trochę po parku przy zgłobickim klasztorze, a potem pojechałam pod klasztor w Zbylitowskiej Górze. Jakieś takie klasztorne ciągoty:).
Klasztor w Zbylitowskiej jest pięknie położony, na wzgórzu, a widoki… piękne.... Dunajec w dole!. Ładna okolica.
Pokręciłyśmy sobie bardzo spokojnie najpierw na Słoną Górę podjazdem od kościoła (zjazd czerwonym pieszym). Pani Krystyna śmiała się, że taki sobie objazd zrobiłyśmy. No fakt objechałyśmy drogę górą.
A potem Pleśna i mozolne wspinanie się do góry. Przepiękne widoki… te z gatunku tych, o których myślę, że właśnie między innymi dla nich się żyje.
Dobra jazda. Przyjemna. Mam aktualnie masę przyjemności z jazdy. Codzienność nie jest łatwa, ale jazda taka jak teraz, bez spinania się na jakieś wyniki, bez treningów, celów itp., z podziwianiem widoków, robieniem zdjęć i po prostu patrzeniem na świat, łagodzi tę codzienność.
Pani Krystyna na podjeździe © Iza
Widoki © Iza
Widok na okolice Pleśnej © Iza
Klasztor w Zbylitowskiej Górze © Iza
Widok z okolic klasztoru © Iza
Zbylitowska Góra © Iza
Bo czasem zupełnie nieistotne jest gdzie się jedzie i jak szybko się jedzie. Jakie jest tempo na podjeździe i jaka prędkość na liczniku, oraz to kto ma dzisiaj więcej pary w nogach. Istotne jest to z kim się jedzie. Ważna jest przyjaźń i rozmowa.
Dzisiaj z Panią Krystyną.
Czekając na Panią Krystynę pokręciłam się trochę po parku przy zgłobickim klasztorze, a potem pojechałam pod klasztor w Zbylitowskiej Górze. Jakieś takie klasztorne ciągoty:).
Klasztor w Zbylitowskiej jest pięknie położony, na wzgórzu, a widoki… piękne.... Dunajec w dole!. Ładna okolica.
Pokręciłyśmy sobie bardzo spokojnie najpierw na Słoną Górę podjazdem od kościoła (zjazd czerwonym pieszym). Pani Krystyna śmiała się, że taki sobie objazd zrobiłyśmy. No fakt objechałyśmy drogę górą.
A potem Pleśna i mozolne wspinanie się do góry. Przepiękne widoki… te z gatunku tych, o których myślę, że właśnie między innymi dla nich się żyje.
Dobra jazda. Przyjemna. Mam aktualnie masę przyjemności z jazdy. Codzienność nie jest łatwa, ale jazda taka jak teraz, bez spinania się na jakieś wyniki, bez treningów, celów itp., z podziwianiem widoków, robieniem zdjęć i po prostu patrzeniem na świat, łagodzi tę codzienność.
Pani Krystyna na podjeździe © Iza
Widoki © Iza
Widok na okolice Pleśnej © Iza
Klasztor w Zbylitowskiej Górze © Iza
Widok z okolic klasztoru © Iza
Zbylitowska Góra © Iza
- DST 43.00km
- Czas 02:30
- VAVG 17.20km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 kwietnia 2016
Panieńska Góra
Zimno dzisiaj, ponuro i mało przyjemnie.
Ale pomimo tego zdecydowałam się dzisiaj wyruszyć. Determinacja jakaś taka:).
Zdradziłam dzisiaj gminę Pleśna i pojechałam na Panieńską Górę.
Pięknie. Zielono, pachnąco, cicho. Jak to w lesie.
Podjeżdżanie na Panieńską mozolne bo bardzo mokro.
Piękne widoki – jak zwykle w moich okolicach.
Cmentarz w Buczynie © Iza
Pomnik w Buczynie © Iza
Strumyk w Buczynie
Kaczeńce © © Iza
Widok z Lasu © Iza
Widok z lasu 2 © Iza
Las na Panieńskiej Górze © Iza
Rezerwat © Iza
Po wyjeździe z lasu © Iza
Cmentarz w Buczynie © Iza
Pomnik w Buczynie © Iza
Strumyk w Buczynie
Kaczeńce © © Iza
Widok z Lasu © Iza
Widok z lasu 2 © Iza
Las na Panieńskiej Górze © Iza
Rezerwat © Iza
Po wyjeździe z lasu © Iza
- DST 39.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:50
- VAVG 21.27km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 kwietnia 2016
Głowa Cukru
Pogoda dzisiaj była… hm.. rozpieszczająca nas.
Co prawda prognozy wskazywały na deszcz po południu, więc miałam trochę obaw wyjeżdżając, bo wyjechałam późno. Forma też taka sobie, bo wczoraj byłam na weselu, więc powrót do domu późny, co skutkowało dość długim spaniem, no i późnym wyjazdem. Ale udało się - deszcz owszem padał, ale wtedy byłam już w domu.
Kwitnąco © Iza
Podjazd na Lubinkę © Iza
Widok na Szczepanowice © Iza
Widok zpodjazdu na Lubinkę © Iza
Widok na Marcinkę i Tarnów © Iza
Widoki © Iza
I jeszcze widoki © Iza
I jeszcze widoki © Iza
Głowa Cukru © Iza
Wejście na cmenatrz © Iza
Co prawda prognozy wskazywały na deszcz po południu, więc miałam trochę obaw wyjeżdżając, bo wyjechałam późno. Forma też taka sobie, bo wczoraj byłam na weselu, więc powrót do domu późny, co skutkowało dość długim spaniem, no i późnym wyjazdem. Ale udało się - deszcz owszem padał, ale wtedy byłam już w domu.
Wiało dość konkretnie dzisiaj, co podjeżdżania nie ułatwiało.
No, ale że tempem jeżdżę mega spokojnym, toteż było naprawdę przyjemnie.
Sił wyraźnie przybywa wraz z każdym wyjazdem. Jeszcze jakiś miesiąc i myślę, będzie przyzwoicie. A dzisiaj najpierw na Lubinkę, podjazdem równoległym do „serpetyn”, którym jeżdżę stosunkowo rzadko, a szkoda bo widoki z niego naprawdę świetne. Na skrzyżowaniu dróg Zakliczyn-Rychwałd krótki postój i rzut oka na zarys Tatr. Potem wspinaczka na Wał i już w kierunku Głowy Cukru. Taki miałam dzisiaj plan. Uwielbiam ten cmentarz, za to niesamowite położenie i widoki.
Sił wyraźnie przybywa wraz z każdym wyjazdem. Jeszcze jakiś miesiąc i myślę, będzie przyzwoicie. A dzisiaj najpierw na Lubinkę, podjazdem równoległym do „serpetyn”, którym jeżdżę stosunkowo rzadko, a szkoda bo widoki z niego naprawdę świetne. Na skrzyżowaniu dróg Zakliczyn-Rychwałd krótki postój i rzut oka na zarys Tatr. Potem wspinaczka na Wał i już w kierunku Głowy Cukru. Taki miałam dzisiaj plan. Uwielbiam ten cmentarz, za to niesamowite położenie i widoki.
Powrót przez Rychwałd czyli przyjemność z 6 km zjazdu.
Widoki, widoki, zieleń, słońce… czysta przyjemność, po prostu.
Kwitnąco © Iza
Podjazd na Lubinkę © Iza
Widok na Szczepanowice © Iza
Widok zpodjazdu na Lubinkę © Iza
Widok na Marcinkę i Tarnów © Iza
Widoki © Iza
I jeszcze widoki © Iza
I jeszcze widoki © Iza
Głowa Cukru © Iza
Wejście na cmenatrz © Iza
- DST 43.00km
- Teren 1.00km
- Czas 02:10
- VAVG 19.85km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 kwietnia 2016
Słona
To jest tak.
W okolicy Tarnowa jest kilka górek i jest sporo słusznych podjazdów.
Bikerzy z okolic Tarnowa (oraz biegacze) upodobali sobie Marcinkę. Pewnie dlatego, że ona jest w Tarnowie. Ja niewiele dalej mam na Lubinkę, Słoną, Wał. To są trzy górki, które mocno zadomowiły się w moim sercu.
Dzisiaj Słona. Pojechałam podjazdem, którym nigdy nie jechałam (zawsze tylko zjazd z góry), czyli czerwonym pieszym od Kłokowej. Początkowe metry są naprawdę mocno ostro pod górę. Tym podjazdem dojeżdża się do lasu i szlaku rowerowego (jednego z moich ulubionych). Wjechałam nawet kawałek w las, ale z powodu dużego błota i wody stojącej miejscami, oraz opon kompletnie nieprzystosowanych do tego rodzaju warunków, zawróciłam. Potem jednak kiedy zjeżdżałam w dół, zauważyłam fajną ścieżkę odbijającą w las. Wjechałam i kawałek się przejechałam. Kiedys poeksploruję dalej.
Słona ma wiele możliwości i myślę, ze jest jeszcze wiele nieodkrytych ścieżek.
Teren to teren, bez dwóch zdań. Żadna jazda asfaltowa nie przyniesie tyle satysfakcji.
W okolicy Tarnowa jest kilka górek i jest sporo słusznych podjazdów.
Bikerzy z okolic Tarnowa (oraz biegacze) upodobali sobie Marcinkę. Pewnie dlatego, że ona jest w Tarnowie. Ja niewiele dalej mam na Lubinkę, Słoną, Wał. To są trzy górki, które mocno zadomowiły się w moim sercu.
Dzisiaj Słona. Pojechałam podjazdem, którym nigdy nie jechałam (zawsze tylko zjazd z góry), czyli czerwonym pieszym od Kłokowej. Początkowe metry są naprawdę mocno ostro pod górę. Tym podjazdem dojeżdża się do lasu i szlaku rowerowego (jednego z moich ulubionych). Wjechałam nawet kawałek w las, ale z powodu dużego błota i wody stojącej miejscami, oraz opon kompletnie nieprzystosowanych do tego rodzaju warunków, zawróciłam. Potem jednak kiedy zjeżdżałam w dół, zauważyłam fajną ścieżkę odbijającą w las. Wjechałam i kawałek się przejechałam. Kiedys poeksploruję dalej.
Słona ma wiele możliwości i myślę, ze jest jeszcze wiele nieodkrytych ścieżek.
Teren to teren, bez dwóch zdań. Żadna jazda asfaltowa nie przyniesie tyle satysfakcji.
Podjazd na Słoną © Iza
Widok ze Słonej © Iza
Domek- marzenie © Iza
W lesie na Słonej raz jeszcze © Iza
W lesie na Słonej © Iza
- DST 31.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:45
- VAVG 17.71km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 kwietnia 2016
Trzy Kopce
Długa przerwa „od roweru”.
Najpierw weekend w Mielcu (planowałam jechać po raz pierwszy w tym roku rowerem, ale pogoda nie dopisała), potem pogoda pod psem…
Dzisiaj wreszcie pogoda dopisała. Ciepło i słonecznie. Niezbyt dobrze przespana noc i ciężki dzień w pracy, sprawił, że ciężko było mi się „zebrać” na jazdę. Zmobilizowałam się, bo wiedziałam, że będzie bardzo OK. Było.
Wiosna rozbujała się konkretnie. Jest zielono, jest pachnąco. Są bociany:).
Dzisiaj Trzy Kopce, ale odwrotnie. Zaryzykowałam, bo z moim skromnym dorobkiem podjazdowym w tym roku, podjazd na górkę Francę w Piotrkowicach to było wyzwanie. Jakoś się wturlałam i nawet specjalnie nie umierałam. Widoki z góry.. bajka. Pojechałam pod remizę OSP w Piotrkowicach i zjechałam w dół.
Najpierw weekend w Mielcu (planowałam jechać po raz pierwszy w tym roku rowerem, ale pogoda nie dopisała), potem pogoda pod psem…
Dzisiaj wreszcie pogoda dopisała. Ciepło i słonecznie. Niezbyt dobrze przespana noc i ciężki dzień w pracy, sprawił, że ciężko było mi się „zebrać” na jazdę. Zmobilizowałam się, bo wiedziałam, że będzie bardzo OK. Było.
Wiosna rozbujała się konkretnie. Jest zielono, jest pachnąco. Są bociany:).
Dzisiaj Trzy Kopce, ale odwrotnie. Zaryzykowałam, bo z moim skromnym dorobkiem podjazdowym w tym roku, podjazd na górkę Francę w Piotrkowicach to było wyzwanie. Jakoś się wturlałam i nawet specjalnie nie umierałam. Widoki z góry.. bajka. Pojechałam pod remizę OSP w Piotrkowicach i zjechałam w dół.
Piotrkowickie magnolie © Iza
Widok na Łowczówek © Iza
Piotrkowickie magnolie © Iza
Od kilku dni (od wizyty w Mielcu, kiedy wzięłam do ręki zdjęcie pradziadków) obsesyjnie myślę o moim pradziadku Macieju Sowie – zamordowanym przez Sowietów.
Dzisiaj odebrałam książkę „Dzień rozpoczął się szczególnie…” S.M.Jankowskiego, o której usłyszałam wczoraj w Radiu Kraków. Czyta się… czyta się z drżeniem serca. „Przekładam” to na życie pradziadka.
Dzisiaj Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Poprosiłam siostrę żeby zapaliła znicz pod Mielecką Ścianą Katyńską. Jest tam tabliczka umpiętniająca pradziadka. Tam, na cmenatarzu komunalnym w Mielcu i w katedrze polowej Wojska Polskiego w Warszawie. W 1939r. zabrali go… do domu nie wrócił. W 1940r. zginął wraz z innymi polskimi obywatelami, żołnierzami, policjantami, urzędnikami… 22 tysiącami.
Był policjantem. Miał 49 lat.
- DST 40.00km
- Czas 01:53
- VAVG 21.24km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 kwietnia 2016
Lubinka
Nadeszła szybciej niż myślałam.
Stuprocentowa przyjemność z jazdy.
Jak dobrze! Jak błogo! Jak mi ulżyło…
W ogóle po bardzo ciemnych dniach, dzisiaj lepiej.. dużo lepiej.
Moja ukochana bohaterka literacka lat dziecięcych (to Babcia podarowała mi egzemplarz w zielonej płóciennej oprawie z 1956r. - mam go do dzisiaj) czyli rudowłosa Ania Shirely przeżyła noc, noc która odmieniła jej życie (kto nie czytał, to niech sobie od razu nie wyobraża nie wiadomo czego:)). Otóż Ania dowiedziała się, że jej kolega Gilbert Blythe jest ciężko chory i noc owa miała zadecydować o tym czy Gilbert przeżyje czy nie. Tej nocy Ania zrozumiała, że kocha Gilberta. Nad ranem dowiedziała się, że kryzys minął. Kończył się rozdział z najbardziej romantyczną sceną w literaturze (jak dla mnie) i padły takie słowa... "Po każdej burzy wychodzi słońce". Zapamiętałam je. Na całe życie:).
Stuprocentowa przyjemność z jazdy.
Jak dobrze! Jak błogo! Jak mi ulżyło…
W ogóle po bardzo ciemnych dniach, dzisiaj lepiej.. dużo lepiej.
Moja ukochana bohaterka literacka lat dziecięcych (to Babcia podarowała mi egzemplarz w zielonej płóciennej oprawie z 1956r. - mam go do dzisiaj) czyli rudowłosa Ania Shirely przeżyła noc, noc która odmieniła jej życie (kto nie czytał, to niech sobie od razu nie wyobraża nie wiadomo czego:)). Otóż Ania dowiedziała się, że jej kolega Gilbert Blythe jest ciężko chory i noc owa miała zadecydować o tym czy Gilbert przeżyje czy nie. Tej nocy Ania zrozumiała, że kocha Gilberta. Nad ranem dowiedziała się, że kryzys minął. Kończył się rozdział z najbardziej romantyczną sceną w literaturze (jak dla mnie) i padły takie słowa... "Po każdej burzy wychodzi słońce". Zapamiętałam je. Na całe życie:).
Tęcza po drodze © Iza
Z Panią Krystyną dzisiaj. I jak zwykle... constans czyli LUBINKA.
Ale zanim była Lubinka, to przejechałyśmy przez Buczynę. W mojej klatce mieszka blisko 90 letnia pani. Czasem ją odwiedzam, bo nie jest do końca sprawna i potrzebuje pomocy.
Pani Irena (bo tak ma na imię) pisze wiersze. Wczoraj przeczytała mi jeden z nich. O Buczynie. Słuchałam zdumiona. Zapytałam:
- Czy pani to pamięta? To co stało się w Buczynie?
- Czy pamiętam? Dziecko… ja to widziałam! Ja codziennie chodziłam do pracy do klasztoru w Zbylitowskiej Górze. Byłyśmy tam z mamą, w lesie. Do dzisiaj pamiętam jak mam krzyknęła do mnie żebym się chowała, bo w lesie byli Niemcy jeszcze. Oni zwozili i zwozili tych ludzi. Dzieci, niemowlaki roztrzaskiwali od drzewa. Dziecko… tam cały las był w czerwonym dywanie. Wszędzie krew… Wiesz, ta wojna, ta wojna to było coś tak strasznego… tego nie da się opowiedzieć. Jeśli się to wszystko widziało…
„ Upłynął szmat czas… pół wieku… Ale jej nie zapomniałem… tej kobiety. Miała dwoje dzieci. Malutkich. Schowała w piwnicy rannego partyzanta. Ktoś doniósł… Powieszono całą rodzinę, ale najpierw dzieci… Jak ona krzyczała! Ludzie tak nie krzyczą, tak krzyczą zwierzęta…. Czy człowiek powinien aż tak się poświęcać. Nie wiem (milknie) Teraz piszę o wojnie ci, którzy na niej nie byli. Nie czytam tego.. Proszę się nie obrażać… ale nie czytam”.
S. Aleksijewicz „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka”.
Z Buczyny niebieskim do Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem do Janowic i na Lubinkę. Podjazd przeszedł nam bezboleśnie, bo jechałyśmy sobie w tempie umiarkowanym i rozmawiałyśmy. Zjechałyśmy sobie lasem na Lubince. Hm… dzisiaj moje nogi nie protestowały i dogadały się z głową.
Znalezione po drodze © Iza
- DST 46.00km
- Teren 7.00km
- Czas 02:20
- VAVG 19.71km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 kwietnia 2016
KRYSTIAN
Powracam do sprawy tragicznego wypadku, który miał miejsce pod Werynią.
Powracam, bo jest taka potrzeba. Dzisiaj pokazał się w sieci link, który wklejam tutaj wierząc, że znajdą się osoby, które zechcą pomóc. Ogrom tragedii, która się wydarzyła jest trudny do ogarnięcia.
Ogrom tragedii rodziny Pydychów to jest coś co trudno mi sobie wyobrazić.
Ból i cierpienie mamy… Dlatego mam wielką nadzieję, że Krystian, który przeżył wypadek, wyjdzie z tego. Dla siebie i dla Mamy. Pomyślałam, że w Polsce jest tyle osób kochających sport, nie tylko futbol, ale w ogóle sport. Tylu kibiców, zawodników… Że gdyby każdy wpłacił nawet najdrobniejszą kwotę, to Mamie Krystiana byłoby znacznie lżej.
Proszę Was, czytających mojego bloga, nie bądźcie obojętni wobec tej tragedii. Tak niewiele trzeba, żeby pomóc drugiej osobie.
Krystian jest jeden – nas jest tak wiele. To on musi walczyć, ale bez naszej pomocy może być mu bardzo ciężko. Krystiana nie znałam, ale przecież to nie ma znaczenia.
Jest jednym z nas, ma pasję. My kochamy rower, on kocha piłkę nożną. Razem możemy naprawdę dużo.
Jego Mama czeka na niego. Straciła już męża, straciła dwóch synów.
http://wcj24.pl/pomoc-dla-krystiana-pydycha/
http://supernowosci24.pl/o-chlopakach-ktorzy-koch...
Powracam, bo jest taka potrzeba. Dzisiaj pokazał się w sieci link, który wklejam tutaj wierząc, że znajdą się osoby, które zechcą pomóc. Ogrom tragedii, która się wydarzyła jest trudny do ogarnięcia.
Ogrom tragedii rodziny Pydychów to jest coś co trudno mi sobie wyobrazić.
Ból i cierpienie mamy… Dlatego mam wielką nadzieję, że Krystian, który przeżył wypadek, wyjdzie z tego. Dla siebie i dla Mamy. Pomyślałam, że w Polsce jest tyle osób kochających sport, nie tylko futbol, ale w ogóle sport. Tylu kibiców, zawodników… Że gdyby każdy wpłacił nawet najdrobniejszą kwotę, to Mamie Krystiana byłoby znacznie lżej.
Proszę Was, czytających mojego bloga, nie bądźcie obojętni wobec tej tragedii. Tak niewiele trzeba, żeby pomóc drugiej osobie.
Krystian jest jeden – nas jest tak wiele. To on musi walczyć, ale bez naszej pomocy może być mu bardzo ciężko. Krystiana nie znałam, ale przecież to nie ma znaczenia.
Jest jednym z nas, ma pasję. My kochamy rower, on kocha piłkę nożną. Razem możemy naprawdę dużo.
Jego Mama czeka na niego. Straciła już męża, straciła dwóch synów.
http://wcj24.pl/pomoc-dla-krystiana-pydycha/
http://supernowosci24.pl/o-chlopakach-ktorzy-koch...
- Aktywność Jazda na rowerze