Czwartek, 7 kwietnia 2016
Lubinka
Nadeszła szybciej niż myślałam.
Stuprocentowa przyjemność z jazdy.
Jak dobrze! Jak błogo! Jak mi ulżyło…
W ogóle po bardzo ciemnych dniach, dzisiaj lepiej.. dużo lepiej.
Moja ukochana bohaterka literacka lat dziecięcych (to Babcia podarowała mi egzemplarz w zielonej płóciennej oprawie z 1956r. - mam go do dzisiaj) czyli rudowłosa Ania Shirely przeżyła noc, noc która odmieniła jej życie (kto nie czytał, to niech sobie od razu nie wyobraża nie wiadomo czego:)). Otóż Ania dowiedziała się, że jej kolega Gilbert Blythe jest ciężko chory i noc owa miała zadecydować o tym czy Gilbert przeżyje czy nie. Tej nocy Ania zrozumiała, że kocha Gilberta. Nad ranem dowiedziała się, że kryzys minął. Kończył się rozdział z najbardziej romantyczną sceną w literaturze (jak dla mnie) i padły takie słowa... "Po każdej burzy wychodzi słońce". Zapamiętałam je. Na całe życie:).
Stuprocentowa przyjemność z jazdy.
Jak dobrze! Jak błogo! Jak mi ulżyło…
W ogóle po bardzo ciemnych dniach, dzisiaj lepiej.. dużo lepiej.
Moja ukochana bohaterka literacka lat dziecięcych (to Babcia podarowała mi egzemplarz w zielonej płóciennej oprawie z 1956r. - mam go do dzisiaj) czyli rudowłosa Ania Shirely przeżyła noc, noc która odmieniła jej życie (kto nie czytał, to niech sobie od razu nie wyobraża nie wiadomo czego:)). Otóż Ania dowiedziała się, że jej kolega Gilbert Blythe jest ciężko chory i noc owa miała zadecydować o tym czy Gilbert przeżyje czy nie. Tej nocy Ania zrozumiała, że kocha Gilberta. Nad ranem dowiedziała się, że kryzys minął. Kończył się rozdział z najbardziej romantyczną sceną w literaturze (jak dla mnie) i padły takie słowa... "Po każdej burzy wychodzi słońce". Zapamiętałam je. Na całe życie:).
Tęcza po drodze © Iza
Z Panią Krystyną dzisiaj. I jak zwykle... constans czyli LUBINKA.
Ale zanim była Lubinka, to przejechałyśmy przez Buczynę. W mojej klatce mieszka blisko 90 letnia pani. Czasem ją odwiedzam, bo nie jest do końca sprawna i potrzebuje pomocy.
Pani Irena (bo tak ma na imię) pisze wiersze. Wczoraj przeczytała mi jeden z nich. O Buczynie. Słuchałam zdumiona. Zapytałam:
- Czy pani to pamięta? To co stało się w Buczynie?
- Czy pamiętam? Dziecko… ja to widziałam! Ja codziennie chodziłam do pracy do klasztoru w Zbylitowskiej Górze. Byłyśmy tam z mamą, w lesie. Do dzisiaj pamiętam jak mam krzyknęła do mnie żebym się chowała, bo w lesie byli Niemcy jeszcze. Oni zwozili i zwozili tych ludzi. Dzieci, niemowlaki roztrzaskiwali od drzewa. Dziecko… tam cały las był w czerwonym dywanie. Wszędzie krew… Wiesz, ta wojna, ta wojna to było coś tak strasznego… tego nie da się opowiedzieć. Jeśli się to wszystko widziało…
„ Upłynął szmat czas… pół wieku… Ale jej nie zapomniałem… tej kobiety. Miała dwoje dzieci. Malutkich. Schowała w piwnicy rannego partyzanta. Ktoś doniósł… Powieszono całą rodzinę, ale najpierw dzieci… Jak ona krzyczała! Ludzie tak nie krzyczą, tak krzyczą zwierzęta…. Czy człowiek powinien aż tak się poświęcać. Nie wiem (milknie) Teraz piszę o wojnie ci, którzy na niej nie byli. Nie czytam tego.. Proszę się nie obrażać… ale nie czytam”.
S. Aleksijewicz „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka”.
Z Buczyny niebieskim do Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem do Janowic i na Lubinkę. Podjazd przeszedł nam bezboleśnie, bo jechałyśmy sobie w tempie umiarkowanym i rozmawiałyśmy. Zjechałyśmy sobie lasem na Lubince. Hm… dzisiaj moje nogi nie protestowały i dogadały się z głową.
Znalezione po drodze © Iza
- DST 46.00km
- Teren 7.00km
- Czas 02:20
- VAVG 19.71km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!