Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2012
Dystans całkowity: | 171.00 km (w terenie 21.00 km; 12.28%) |
Czas w ruchu: | 19:05 |
Średnia prędkość: | 20.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 29.00 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 28.50 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 24 stycznia 2012
Nartki ( 3)
W mieście po południu odwilż ( bo teraz juz przymroziło), ale na Marcince świetne warunki do biegania.
Tory bardzo zmrożone, także się "sunęło"
Dużo ćwiczyłam zakręty na zjazdach. Szału nie ma:(, .ale zaczynam coś tam "łapać" Kiedyś w końcu się nauczę
Tory bardzo zmrożone, także się "sunęło"
Dużo ćwiczyłam zakręty na zjazdach. Szału nie ma:(, .ale zaczynam coś tam "łapać" Kiedyś w końcu się nauczę
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 stycznia 2012
Jeszcze trochę zdjęć z Magury
Miało być dzisiaj trochę ćwiczeń.. ale jakoś tak...nie było chęci ani sił:(
to tylko kilka zdjęć z Magury jeszcze
Autor: Siergiej
to tylko kilka zdjęć z Magury jeszcze
Autor: Siergiej
Moja reakcja na pokój... dostałam przydomek Ninja:)© lemuriza1972
Ćwiczę:)© lemuriza1972
a kijki nie wiedzieć po co.. w górze:)© lemuriza1972
Pod schroniskiem© lemuriza1972
Tarnowska ekipa narciarsko-biegowo-snowbordowa© lemuriza1972
Nowa pasja?:)© lemuriza1972
wieczorem© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 stycznia 2012
Beskid Niski i biegówki:)
Piosenka taka… na czasie:)
Weekend w Beskidzie Niskim, a konkretnie na Magurze Małastowskiej.
Byłam tam już kiedyś… nawet dwa razy.
To był maraton w Gorlicach.
Błoto, deszcz. Dystans giga, więc na Magurę wjeżdżałam dwa razy.
Połowa dystansu a ja bez klocków.
Na jakieś 10 km przed metą musiałam zejść z trasy, nie dało się jechać bez klocków.. a ja byłam wyziębiona już strasznie. A do mety był sam zjazd…. Musiałabym iść z rowerem pewnie godzinę. To by mogło się źle skonczyć, biorąc pod uwagę fakt, że byłam już okropnie wyziębiona.
Bardzo wtedy „cierpiałam” z powodu nieukonczenia tego maratonu.
Teraz przyjechałam na Magurę zimową. Piękną.
Nasz wieloosobowy pokój w schronisku przyprawił nas o niemały ból głowy.
Warunki bardzo…. Spartańskie. Jak weszłysmy z Andżeliką, no to nasze miny mówiły same za siebie.
Były oczywiście akcenty rowerowe. W schronisku siedziało kilku chłopaków, a jeden z nich miał rowerową koszulkę, więc zapytałam czy jeździ, gdzie jeżdzi.
Był z Gorlic.
Opowiadał, ze skończył Trophy 2008, TransCaraptię kilka razy.
Chwila rozmowy i w drogę.
Ja w poszukiwaniu trasy biegowej, reszta towarzystwa na stok.
Trasę biegową znalazłam szybko, ale zanim tam trafiłam , to jeszcze przy schronisku wykonałam sobie parę zjazdów dla przypomnienia. Zanim udało się zapanować na nartami, to były ze 3 nieudane próby.
Trasa cóż.. przepiękna, poprowadzona przez las, ale dla mnie dośc wyczerpująca.
Był ślad, ale skąpy, a moje nartki no to są.. dość „tępe”i cięzko się jechało.
Było kilka wywrotek, ale było też kilka udanych zjazdów, po których myślałam sobie:
„Iza jestem z Ciebie dumna”.
Druga część trasy była dla mnie znacznie trudniejsza, było duzo pod górę, a ja już zmęczona i część przeczłapałam, a nawet przeszłam.
Ogółem dwie godziny, więc dużo jak na drugie bieganie w tym roku.
To jest wyczerpująca dyscyplina.
Wróciłam do schroniska, reszta dalej była na nartach, a ja zjadałam zasłuzony obiad i wypiłam grzane piwo ( pyszne).
Widoki pięknie,sniegu masa.
Niestety w nocy popadał śnieg i kompletnie zasypał mi ślady.
Śnieg był w dodatku taki, ze kompletnie nie byłam w stanie załozyć sobie śladu. Po prostu masakra.
Lepił mi się do nart, jak już załozyłam kawałek śladu to kompletnie nie było ślizgu.
No więc niepocieszona zeszłam do schroniska, przebrałam się i zeszłam stokiem na doł.
Dzisiaj to przydałyby mi się toury a nie biegówki.
Popatrzyłam sobie na narciarzy … Jak ja im zazdroszczę.
Gdybym tylko miała zdrowe kolano, już bym się uczyła jeździć.
Ale biegówek i tak bym nie odstawiła, bo to fajny wysiłek. Bardzo fajny… a już bieganie po takiej trasie jak na Magurze.. bajka.
To było moje pierwsze bieganie po trasie zrobionej w lesie.
No bo Marcinka wiadomo… pętla na łące.
Niestety w Tarnowie odwilż, wiec nie wiem kiedy będzie następna okazja do biegania.
Szkoda, bo już powoli zaczęłam sobie przypominać to co nauczyłam się w ub roku.
Chyba już bardzo tęsknię za górskimi szlakami oglądanymi z perspektywy roweru.
Zima jest piękna.. dzisiaj rano tak pięknie swieciło słonce, ten śnieg…. Te drzewa w sniegu…
To schronisko w takim fajnym miejscu… ale…. Jednak już tęsknię za adrenaliną na górskich zjazdach, za zmęczeniem na podjazdach…
Tym bardziej, że na wypad w tatry raczej na razie nie ma szans. TOPR wciąż ostrzega przed lawinami.
A wczoraj na Babiej podobno była wielka akcja GOPR, bo jakaś grupa rozbiła biwak na Babiej. Kto był na Babiej wie, ze czasem to tam ciężko na szczycie 5 min ustać, tak wieje i jest tak zimno.
Schronisko na Magurze© lemuriza1972
Uczę sie zjeżdżać:)© lemuriza1972
jak widać łatwo nie jest:)© lemuriza1972
trzeba sie jakoś wygrzebać...© lemuriza1972
widoczek© lemuriza1972
"moja" trasa© lemuriza1972
Trasa© lemuriza1972
Trasa© lemuriza1972
- Czas 02:00
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 stycznia 2012
Na całej połaci śnieg czyli biegówki nareszcie!!!!!!
Piękna piosenka prawda?
Kto dzisiaj jeszcze takie pisze?
Niewielu.
Tak sobie dzisiaj pomyślałam sluchając kilku nie całkiem wesołych piosenek ( ale bardzo pięknych), że muszą je pisać ludzie ze smutkami, ze smutnym życiem…
Jaka straszna cena za to, że możemy słuchać pieknych piosenek… czyjeś smutne życie…
A dzisiaj rzeczywiście.. na całej połaci śnieg, śnieg, śnieg….
Łąka na Marcince pokryta białym puchem i całkiem niezłe warunki do biegania na nartach.
Pomimo tego, że czas mam nie najlepszy i jakoś trudno ( albo inaczej.. trudniej) o uśmiech niż zwykle, to cieszyłam się bardzo na samą myśl, że będą nartki.
Z wielką radością wyciagałam narty, zakurzone nieco buty.
Mirek się śmiał, że nieźli z nas desperaci. Ledwie spadło trochę sniegu , to już…
Ale nie byliśmy jedyni, bo ku naszemu zdziwieniu na Marcince załozony był ślad ( a byliśmy pewni, ze będziemy to musieli zrobić sami).
Drugie zdziwienie ( moje) kiedy to wpięłam buty do nart bez problemów ( po takiej przerwie), a przecież zawsze to sprawiało mi kłopot.
I ruszyłam. Czołówka odmówiła posłuszeństwa, ale światła z pobliskiej obwodnicy jednak powodują , że da się biegać bez czołówki.
Pierwsze ruchy mocno niezdarne. Musiałam sobie przypominać jak to jest.
Wciąż jestem przecież bardzo, bardzo początkująca.
Ale zaraz wraz z pierwszymi ruchami, uśmiech od ucha do ucha… bo to wielka radość, to bieganie na nartach. Naprawdę wielka.
Mirek pomknął przed siebie i tyle go widziałam a ja niezdarnie do przodu.
Niezła ze mnie łamaga naprawdę.
Dobrze, że było ciemno, dobrze , ze nikt nie widział.
Przewróciłam się niezliczoną ilość razy.
Musiałam sobie przypominać co mam robić na zjazdach, na podbiegach.. róznie to bywało.
Znalazłam kawałek fajnego zjazdu i ćwiczyłam, bo to jest moja pięta achillesowa, podobnie jak zakręty. Mirek powiedział: widzę, że zjazdy ćwiczysz.. jak Justyna.
No tak, trzeba się uczyć, zwłaszcza tego czego się nie umie.
Zjechałam sobie ten najtrudnieszy na łące zjazd, ze 4 razy. Co ważne, bez wywrotki:)
Gdybym tak mogła biegać np. codziennie przez jakieś 2, 3 miesiące to pewnie byłabym po jednym sezonie dośc wytrwanym biegaczem, a tak..
Ile się można nauczyć jak się pobiega ze 6 razy w ciągu sezonu.
Mirek uczył mnie zakrętów… no .. tak.. dobrze, ze tego nikt nie widział bo leżałam co chwilę.
Ale w koncu się nauczę.
Jestem uparta. To się nauczę.
Jutro jedziemy znowu. Mirek chce trenować, bo jest zapisany na bieg Piastów. Na 50 km.
A ja chce po prostu się uczyć, bo mi to sprawia wielką przyejmność.
Nie szkodzi, ze się ciagle przewracam. Smieję się z siebie, wstaje , otrzepuję śnieg i jadę dalej.
Biegalismy cos ok. 1 h 20 min.
Zrobiłam pewnie z 5 petli, wiec ok. 8 km. Niewiele, ale będzie lepiej.
A ta porcja endorfin, która się wytworzyła… bezcenna.
Bardzo tego teraz potrzebuję.
- Czas 01:20
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 stycznia 2012
Basen
Basen dzisiaj.
46 x 25 m.
Bez historii. Po prostu pływanie.
Lubię, ale wolę rower, narty, chodzenie po górach.
Jutro może będą nartki.
oby coś z tego wyszło.
Bardzo chciałabym znowu spróbować. Chce zobaczyć czy nie zapomniałam tego czego nauczyłam się w ub roku.
Miałam iść jeszcze na spacer, tak przed snem, zeby sie dobrze zasypiało, ale w sumie... spać mi sie chce już, wiec nie pojdę:)
fajnie ze jest taki lekki mróz i śnieg, przyjemnie sie chodzi.
Tak sobie pomyślalam jak szłam na basen.
46 x 25 m.
Bez historii. Po prostu pływanie.
Lubię, ale wolę rower, narty, chodzenie po górach.
Jutro może będą nartki.
oby coś z tego wyszło.
Bardzo chciałabym znowu spróbować. Chce zobaczyć czy nie zapomniałam tego czego nauczyłam się w ub roku.
Miałam iść jeszcze na spacer, tak przed snem, zeby sie dobrze zasypiało, ale w sumie... spać mi sie chce już, wiec nie pojdę:)
fajnie ze jest taki lekki mróz i śnieg, przyjemnie sie chodzi.
Tak sobie pomyślalam jak szłam na basen.
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 stycznia 2012
Poniedziałek ( zimowy)
Piosenka po rozwagę. Dla mnie, dla Wszystkich:)
W Tatrach lawinowa czwórka . Nawet do 5 stawów podobno strach iść.
No to trzeba będzie tymczasem pomyśleć o jakichs innych mniejszych górach i pagórach.
A dzisiaj spokojnie.
Trochę ćwiczeń i zimowy ponad godzinny spacer z Agnieszką, Andym i psem.
Tak żeby się dotlenić przed spaniem, żeby zasnąć łatwiej było:)
śnieg dalej pada, jak tak dalej pójdzie moze wkrótce będzie szansa na trasę biegową na Marcince i nie trzeba będzie jechać na Słotwiny.
Tak bym wolała, bo można jechać po południu, a poza tym ja wciąż się uczę, wiec potrzebna mi łatwiejsza trasa.
P.S no i dzisiaj ugotowałam zupę ogórkową.
Wyszła mi pyszna, dawno mi nie wyszła taka dobra ogórkowa.
Ale i tak najlepszą pod słoncem zupę ogórkową, a jeszcze lepszą jarzynową, robiła moja Babcia. Babcia miała na imię Helena.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 stycznia 2012
Liwocz
Byłam na Liwoczu dwa razy w życiu.
Raz na rowerze ( to było 6 lat temu i to była moja pierwsza, dłuższa wyprawa na moim pierwszym górskim rowerze, byłam wtedy bardzo początkująca ale bardzo, bardzo ambitną bikerką):)), drugi raz podczas maratonu w Jaśle, rzecz jasna też na rowerze.
Niby wtedy wygrałam w swojej kategorii, ale złapała mnie podczas jazdy migrena i to był koszmar… nie wiem jak dojechałam do mety, a na mecie padłam na trawę jak nieżywa , a potem poszłam do karetki po ketonal ( w open byłam 3, na I miejscu Magda Balana).
Miały był dzisiaj Tatry, ale pogoda pokrzyżowała nam plany.
Krysia zaproponowała więc nasze swojskie pagórki czyli pasmo Brzanki z Liwoczem jako punktem kulminacyjnym.
Pomyslałam: ok…. pewnie jakieś 4 godzinki chodzenia, wzięłam mało jedzenia… i mały plecak.
Adam zapytał : gdzie masz plecak?
Ja: mini- wyprawa to mini – plecak.
Adam… czy ja wiem czy taka mini????
OOOOO… pomyslałam, Adam coś wymyślił.
No i okazało się, że i owszem pojdziemy na Liwocz, ale od strony Ryglic i to będzie jakieś… 8 godzin.
Powiedziałam: ok… tylko, że jedzeniowo nie jestem przygotowana.
Krysia powiedziała: Mam szarlotkę.
Wysiadamy z auta w Swoszowej. Zimnooooooo……… Wreszcie pełno śniegu.. cudnie biało…
Tuz po 8 wyruszamy na żółty szlak.
Na szlaku poza nami rzecz jasna nikogo… wiec trzeba trochę się przedzierać, ale nie ma jakichś specjalnych zasp, więc idzie się w miarę dobrze.
W lesie cudownie… drzewa obsypane białym puchem. Nie do wiary , że jeszcze w czwartek było buro i brzydko.
Mocno interwałowo.
Idziemy cały czas właściwie bez przystanków.
W miejscowości o nazwie Wisowa ( sądząc po rejestracjach to powiat dębicki, tak więc dzisiaj byliśmy aż w trzech powiatach), idący z kościoła ludzie rzucają komentarze
( idziemy z kijkami).
„ Ni, ni mają nart…”
„ a gdzie zgubiliście narty?”
Liwocz to niewielka górka ( niewiele ponad 500 m npm) , ale trasa mocno interwałowa.
Nie ma wielu stromych podejść, ale pomimo tego każde z nas zalicza glebę ( najbardziej malowniczą zdecydowanie Krysia). Gleby nie są jednak wynikiem technicznych trudności na szlaku, a chyba raczej wynikiem naszej dekoncentracji.
Na Liwocz docieramy równo o 12.
Tam 20 min postój ( nic nie smakuje tak dobrze podczas zimowej wędrówki jak herbatka z miodem i cytryną, a do tego jeszcze szarlotka Krysi). Idziemy z Krysią jeszcze na wieżę widokową ( ładne widoki na Pogórze) i ruszamy w droge powrotną.
Przed nami jeszcze jakieś 4 godziny.
Zaczynają boleć kolana ( mnie i Krysię), Adama biodro. Zaczynam się śmiać…
Krysia mówi: no tak Liwocz Geriatycy Team..
Ja mówię, że za parę miesięcy będę tworzyć z Adamem i Mirkiem elitarny klub tych po czterdziesce, a ona musi jeszcze poczekac i zasłużyc.
Krysia mówi: no chyba musi mi się cos jeszcze zuużyć…
No tak
Góry to nie były, ale te nasze pogórzańskie okolice też są ładne.
Bardzo aktywnie spędzona niedziela. W drodze prawie 8 godzin.
Nie powiem.. zmęczyłam się:)
Pogoda... jak w Tatrach.. od śnieżnych zamieci do słońca nieśmiało przebijającego przez drzewa podczas "wspinaczki" na Liwocz
Raz na rowerze ( to było 6 lat temu i to była moja pierwsza, dłuższa wyprawa na moim pierwszym górskim rowerze, byłam wtedy bardzo początkująca ale bardzo, bardzo ambitną bikerką):)), drugi raz podczas maratonu w Jaśle, rzecz jasna też na rowerze.
Niby wtedy wygrałam w swojej kategorii, ale złapała mnie podczas jazdy migrena i to był koszmar… nie wiem jak dojechałam do mety, a na mecie padłam na trawę jak nieżywa , a potem poszłam do karetki po ketonal ( w open byłam 3, na I miejscu Magda Balana).
Miały był dzisiaj Tatry, ale pogoda pokrzyżowała nam plany.
Krysia zaproponowała więc nasze swojskie pagórki czyli pasmo Brzanki z Liwoczem jako punktem kulminacyjnym.
Pomyslałam: ok…. pewnie jakieś 4 godzinki chodzenia, wzięłam mało jedzenia… i mały plecak.
Adam zapytał : gdzie masz plecak?
Ja: mini- wyprawa to mini – plecak.
Adam… czy ja wiem czy taka mini????
OOOOO… pomyslałam, Adam coś wymyślił.
No i okazało się, że i owszem pojdziemy na Liwocz, ale od strony Ryglic i to będzie jakieś… 8 godzin.
Powiedziałam: ok… tylko, że jedzeniowo nie jestem przygotowana.
Krysia powiedziała: Mam szarlotkę.
Wysiadamy z auta w Swoszowej. Zimnooooooo……… Wreszcie pełno śniegu.. cudnie biało…
Tuz po 8 wyruszamy na żółty szlak.
Na szlaku poza nami rzecz jasna nikogo… wiec trzeba trochę się przedzierać, ale nie ma jakichś specjalnych zasp, więc idzie się w miarę dobrze.
W lesie cudownie… drzewa obsypane białym puchem. Nie do wiary , że jeszcze w czwartek było buro i brzydko.
Mocno interwałowo.
Idziemy cały czas właściwie bez przystanków.
W miejscowości o nazwie Wisowa ( sądząc po rejestracjach to powiat dębicki, tak więc dzisiaj byliśmy aż w trzech powiatach), idący z kościoła ludzie rzucają komentarze
( idziemy z kijkami).
„ Ni, ni mają nart…”
„ a gdzie zgubiliście narty?”
Liwocz to niewielka górka ( niewiele ponad 500 m npm) , ale trasa mocno interwałowa.
Nie ma wielu stromych podejść, ale pomimo tego każde z nas zalicza glebę ( najbardziej malowniczą zdecydowanie Krysia). Gleby nie są jednak wynikiem technicznych trudności na szlaku, a chyba raczej wynikiem naszej dekoncentracji.
Na Liwocz docieramy równo o 12.
Tam 20 min postój ( nic nie smakuje tak dobrze podczas zimowej wędrówki jak herbatka z miodem i cytryną, a do tego jeszcze szarlotka Krysi). Idziemy z Krysią jeszcze na wieżę widokową ( ładne widoki na Pogórze) i ruszamy w droge powrotną.
Przed nami jeszcze jakieś 4 godziny.
Zaczynają boleć kolana ( mnie i Krysię), Adama biodro. Zaczynam się śmiać…
Krysia mówi: no tak Liwocz Geriatycy Team..
Ja mówię, że za parę miesięcy będę tworzyć z Adamem i Mirkiem elitarny klub tych po czterdziesce, a ona musi jeszcze poczekac i zasłużyc.
Krysia mówi: no chyba musi mi się cos jeszcze zuużyć…
No tak
Góry to nie były, ale te nasze pogórzańskie okolice też są ładne.
Bardzo aktywnie spędzona niedziela. W drodze prawie 8 godzin.
Nie powiem.. zmęczyłam się:)
Pogoda... jak w Tatrach.. od śnieżnych zamieci do słońca nieśmiało przebijającego przez drzewa podczas "wspinaczki" na Liwocz
Swoszowa i znak od Boga?:)© lemuriza1972
"Pan" Adam na szlaku:)© lemuriza1972
Słoneczniki... zimowe© lemuriza1972
Krysia i Adam© lemuriza1972
Szopka na Liwoczu© lemuriza1972
Widok z Liwocza© lemuriza1972
- Czas 07:30
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 stycznia 2012
Śnieg w Tarnowie:)))
Pojawił się niespodziewanie. W piątek.
Nagle zrobiło się ciemno, a potem sypneło... w przeciagu kilku minut zrobiło sie białoooooo...
A ja stałam w oknie w pracy i z radości krzyczałam jak małe dziecko:)
Oby sie trochę utrzymał, oby napadało, wtedy jest szansa na biegową pętlę na Marcince.
Dzisiaj trochę ćwiczeń.
Jutro miały być Tatry, ale jest lawinowa "trójka"
wiec będzie "tylko" Liwocz.
Zawsze to coś, ale najchętniej tobym pobiegała na nartach.
Mam nadzieję, ze się uda w przyszłym tygodniu.
Taki jest nieśmiały, wstepny plan.
a jak spadł śnieg, to od razu zrobiłam zdjecie. Widok z mojego okna w pracy
Nagle zrobiło się ciemno, a potem sypneło... w przeciagu kilku minut zrobiło sie białoooooo...
A ja stałam w oknie w pracy i z radości krzyczałam jak małe dziecko:)
Oby sie trochę utrzymał, oby napadało, wtedy jest szansa na biegową pętlę na Marcince.
Dzisiaj trochę ćwiczeń.
Jutro miały być Tatry, ale jest lawinowa "trójka"
wiec będzie "tylko" Liwocz.
Zawsze to coś, ale najchętniej tobym pobiegała na nartach.
Mam nadzieję, ze się uda w przyszłym tygodniu.
Taki jest nieśmiały, wstepny plan.
a jak spadł śnieg, to od razu zrobiłam zdjecie. Widok z mojego okna w pracy
Śnieg w Tarnowie© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 stycznia 2012
Rower - samotnie
Temperatura dalej sprzyja:)
Jakieś 4, 5 stopni dzisiaj.
Przyszłam do domu , zjadłam mało udany barszcz ukraiński:), zmieniłam baterię w lampce i czołówce ( ale jasno sie zrobiło:)) i wyruszyłam.
dzisiaj sama, więc w las bynajmniej nie wjeżdzałam.
Standardowa o tej porze roku pętelka do Wojnicza, bocznymi drogami czyli przez Bogumiłowice, Isep i takie tam:).
Tym razem dzieki "nowemu" oświetleniu dużo przyjemniej.
Jakieś 3 km przed domem spotkałam Mirka, który biegł , wiec mu potowarzyszyłam.
Ja jechałam wolno, a Mirek biegł, ale biegł naprawdę szybko i jeszcze cały czas gadał. Jak on to robi? Ja nie wiem.
Zazdroszczę mu tego biegania. Chetnie bym pobiegała, gdyby nie to moje kolano.
Mirek mówił, ze dzisiaj jego zona była w galerii gemini i widziała coś niesamowitego. Piekny zachód słonca i białe Tatry.
tak , tak w okolicach Gemini, przy dobrej pogodzie widać Tatry jak na dłoni. Sama kiedyś widziałam.
No jak widać są jakieś korzyści z jazdy do galerii:)
W niedzielę miały być Tatry, ale pogoda dobra będzie dopiero w poniedziałek.
Więc nie wiem co wyjdzie z tych Tatr.
Jest jeszcze opcja innych gór, albo ewentualnie biegówki na Słotwinach albo Magurze.
No zobaczymy.
Cóz.. powiem tak.. jak usłyszałam o tych trasach na Magurze i Słotwinach,to sie strasznie napaliłam.
Bardzo, bardzo chciałabym założyć nartki:)
Jakieś 4, 5 stopni dzisiaj.
Przyszłam do domu , zjadłam mało udany barszcz ukraiński:), zmieniłam baterię w lampce i czołówce ( ale jasno sie zrobiło:)) i wyruszyłam.
dzisiaj sama, więc w las bynajmniej nie wjeżdzałam.
Standardowa o tej porze roku pętelka do Wojnicza, bocznymi drogami czyli przez Bogumiłowice, Isep i takie tam:).
Tym razem dzieki "nowemu" oświetleniu dużo przyjemniej.
Jakieś 3 km przed domem spotkałam Mirka, który biegł , wiec mu potowarzyszyłam.
Ja jechałam wolno, a Mirek biegł, ale biegł naprawdę szybko i jeszcze cały czas gadał. Jak on to robi? Ja nie wiem.
Zazdroszczę mu tego biegania. Chetnie bym pobiegała, gdyby nie to moje kolano.
Mirek mówił, ze dzisiaj jego zona była w galerii gemini i widziała coś niesamowitego. Piekny zachód słonca i białe Tatry.
tak , tak w okolicach Gemini, przy dobrej pogodzie widać Tatry jak na dłoni. Sama kiedyś widziałam.
No jak widać są jakieś korzyści z jazdy do galerii:)
W niedzielę miały być Tatry, ale pogoda dobra będzie dopiero w poniedziałek.
Więc nie wiem co wyjdzie z tych Tatr.
Jest jeszcze opcja innych gór, albo ewentualnie biegówki na Słotwinach albo Magurze.
No zobaczymy.
Cóz.. powiem tak.. jak usłyszałam o tych trasach na Magurze i Słotwinach,to sie strasznie napaliłam.
Bardzo, bardzo chciałabym założyć nartki:)
- DST 30.00km
- Czas 01:28
- VAVG 20.45km/h
- VMAX 29.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 stycznia 2012
O rowerze, ustawie o kierujących, maratonach i biegówkach
Piosenka taka, bo usłyszałam dzisiaj w radiu i pomyślałam: fajna…
Hm.. Ktoś jednak chyba czuwa nade mną.
Wszystko wskazuje na to, że ustawa o kierujących, która w częsci miała wejść w zycie 11 lutego 2012r. ( taka magiczna data , która wryła mi się do głowy), jednak nie wejdzie.
Dla niezorientowanych… pisano ją od 2002r.:)
No ale dobrze. Co to oznacza dla mnie? Mniej wiecej to , że nie ma ryzyka godzin nadliczbowych i w związku z tym będzie czas na rower.
Cieszę się.
Co prawda dalej konsekwentnie trzymam się decyzji nierobienia generalki, tym bardziej, że przejrzałam sobie edycje u GG i… no nie do konca mi się to podoba.
Murowana Goslina.. wiadomo co myślę…zdecydowanie mówię : NIE
Złoty Stok… jechałam 3 razy.. chyba wystarczy ( daleko poza tym)
Wałbrzych ( nowa miejscówka), ale czy ja wiem???? I znowu tak daleko.
Ustroń , taka sobie trasa.. jak na GG nie taka wymagająca.. ( chociaż ja jechałam długoooo), nie taka ciekawa, ale stosunkowo blisko.. może pojadę.
Zawoja ( nowa miejscówka), tu myślę, że pojadę z ciekawości.
Piwniczna, to obowiązkowo bo prawie w domu i nowa trasa.
Karpacz , z nim mam porachunki, trasa świetna, kto wie, może się skuszę, tylko znowu tak daleko…
Jest jeszcze jakis termin – niespodzianka
Istebna – mam w kolekcji .. raczej już nie.
O czymś zapomniałam? Chyba tak…a Głuszyca? Jest Głuszyca?
No zobaczymy… nie będę planować ( oprócz Piwnicznej, tam na pewno pojadę o ile czas i zdrowie pozwolą), reszta z tego co chciałabym pojechać wedle mozliwości i chęci.
Zobaczymy.
A dzisiaj był znowu rower i znowu z Mirkiem, no bo z kim w taką pogodę i w takim błocie?
Bo błota dzisiaj było sporo. Aż mi żal patrzeć na Magnusa. Muszę w weekend chociaż napęd umyć bo masakra.
Byliśmy znowu w Lesie Radłowskim.
Dzisiaj było dośc ciepło, jakieś 4 stopnie.
Mirek mówił, że podobno na Słotwinach, w Krynicy jest jakaś pętla do biegania na nartach zrobiona.
Dzisiaj Pan Bogdan Banaś, organizator wszelkich imprez sportowych tarnowskich i propagator biegania na nartach, miał jechac obejrzeć.
Podobno chłopaki z Sokoła jeżdzą gdzies na Magurę biegać.
Chciałabym bardzo pojechać albo na Słotwiny albo na tę Magurę, ale jak się nie ma auta , to się sprawa komplikuje nieco. No , ale może jakos się uda:)
Boję się, ze na Marcince, w tym roku trasy się nie doczekam.
Wczoraj popadał śnieg, ale przy tej plusowej temperaturze natychmiast stopniał.
Powiedziałam dzisiaj do Mirka: co to ma być? Niech się skonczy ta ch…… bo ani zimy ani wiosny…
Jak już nie ma sniegu, to niech się zrobi cieplej , jaśniej, żeby można było na rowerze więcej jeździć.
A dzisiaj padła mi czołówka i łatwo nie było zwłaszcza w lesie,dlatego tempo bardzo kiepskie, po prostu nie widząc gdzie jadę, cięzko było jechać szybko.
W pewnej chwile drogę przebiegło nam cos dużego, rogatego.
A jeśli chodzi o gotowanie dzisiaj był barszcz ukraiński, ale kompletnie mi nie wyszedł. Niestety.
I tak bywa.
- DST 28.00km
- Teren 11.00km
- Czas 01:27
- VAVG 19.31km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze