Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2010
Dystans całkowity: | 379.00 km (w terenie 131.00 km; 34.56%) |
Czas w ruchu: | 17:57 |
Średnia prędkość: | 22.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 34.45 km i 1h 29m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 30 listopada 2010
Zima zimna:))) i jeszcze o tym dlaczego się "miotam"
" jest zima to musi być zimno":)
Wczoraj jak się obudziłam i wyjrzałam przez okno,usmiechnęłam sie sama do siebie.
"na całej połaci śnieg"...
Fakt.. droga do pracy była ciężka, autobus się spóźnił, trochę zmarzłam, ale co tam.. kiedy tak pięknie.
Zewsząd słyszałam narzekania.. bo zimno, bo zaspy... i pomyslałam: nie łatwiej byłoby inaczej na tę zimę spojrzeć i polubić ją? Mnie się udało, a przecież jeszcze niedawno narzekałam tak samo.
Troche wysiłku, trochę wychodzenia na przeciwko zimie i udało się ją polubić.
Dzisiaj zimowa , wieczorna wędrówka po Lesie Radłowskim. Lubię to łażenie, to przepychanie się przez zaspy... od razu sobie myślę jak to musi być w górach...
I cisza nocna leśna i ta ciemność...
Jak zgasilismy latarkę, jak przestaliśmy mówić.. niesamowite naprawdę...
I ta biel śniegu.
Połazilismy z 1,5 h, przez większą część trasy po nieprzetartym szlaku.
Taka sobie zimowa ekstaza:). Przyjemny mróz, śnieg...:) bajka.
Ktoś napisał tu wczoraj w komentarzu do mojego wpisu, ze sie miotam, że to nic dobrego nie wróży.
Hm... ja to miotanie nazywam, moze trochę patetycznie, ale tak własnie nazywam - poszukiwaniem.. poszukiwaniem swoich dróg do szczęścia. Być może nie wszystkie są właściwie. Być może...
Ale to ja poniosę konsekwencje, jesli się mylę.
Odnajduję radość w robieniu wielu rzeczy, odnajduję radość w poszukiwaniu NOWEGO.
Nie z nudy, nie z potrzeby zapełnienia czasu. Z zupełnie innej przyczyny, ale o tym przy okazji odpowiedzi na inne pytanie.
Będą znowu szczere wynurzenia, które tak bardzo kłują w oczy ( wobec tego nie do konca rozumiem potrzebę ich czytania).
Jaki jest mój cel nadrzędny ? - takie zadano mi pytanie.
a co mi tam.. odpowiem, narażając się pewnie znowu na jakieś niefajne komenatarze.
Mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem.
Taki jest mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem, odnajdywać jego jasne strony.
Cieszę się, ze potrafię.
Nie przyszło mi to łatwo. Kiedys może byłam taka jak większość. Nie widziałam aż tak wyraźnie jasnych stron życia. Te ciemne zupełnie zasłaniały mi te jasne.
To, że dzisiaj jest inaczej, jest konsekwencją po pierwsze tego, że moja zdrowotna przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. No tak...patrząc na bliską mi bardzo chorą osobę, wiem, ze ze mną może być tak samo.
Za rok, za miesiąc, za 10 lat.
Więc muszę wykorzystywać dobrze każdy dzień. I staram się to robić.
Po drugie to jest konsekwencja wielu różnych doświadczeń i mojej pracy nad samą sobą. Ciężkiej pracy.
Tak więc "miotam się".
Lubię rower , lubię chodzić po górach, lubię często wychodzić z domu, lubię zaszyć się z książką w kącie, fascynuje mnie wspinaczka, czasem może pojdę na basen, pochodze sobie na spinning, połażę po lesie, pojadę na jakiś koncert, będę jeździć na maratony, lubię patrzeć na świat i pisać o swoich emocjach , które się z tym wiążą.
Póki czas , finanse, a przede wszystkim zdrowie mi na to pozwolą, będę to robić.
I będę z tego mojego "miotania się" czerpać masę radości.
Po prostu będę sie cieszyć życiem. Każdego dnia.
Dobrej nocy dla wszystkich i dobrego, następnego dnia
Wczoraj jak się obudziłam i wyjrzałam przez okno,usmiechnęłam sie sama do siebie.
"na całej połaci śnieg"...
Fakt.. droga do pracy była ciężka, autobus się spóźnił, trochę zmarzłam, ale co tam.. kiedy tak pięknie.
Zewsząd słyszałam narzekania.. bo zimno, bo zaspy... i pomyslałam: nie łatwiej byłoby inaczej na tę zimę spojrzeć i polubić ją? Mnie się udało, a przecież jeszcze niedawno narzekałam tak samo.
Troche wysiłku, trochę wychodzenia na przeciwko zimie i udało się ją polubić.
Dzisiaj zimowa , wieczorna wędrówka po Lesie Radłowskim. Lubię to łażenie, to przepychanie się przez zaspy... od razu sobie myślę jak to musi być w górach...
I cisza nocna leśna i ta ciemność...
Jak zgasilismy latarkę, jak przestaliśmy mówić.. niesamowite naprawdę...
I ta biel śniegu.
Połazilismy z 1,5 h, przez większą część trasy po nieprzetartym szlaku.
Taka sobie zimowa ekstaza:). Przyjemny mróz, śnieg...:) bajka.
Ktoś napisał tu wczoraj w komentarzu do mojego wpisu, ze sie miotam, że to nic dobrego nie wróży.
Hm... ja to miotanie nazywam, moze trochę patetycznie, ale tak własnie nazywam - poszukiwaniem.. poszukiwaniem swoich dróg do szczęścia. Być może nie wszystkie są właściwie. Być może...
Ale to ja poniosę konsekwencje, jesli się mylę.
Odnajduję radość w robieniu wielu rzeczy, odnajduję radość w poszukiwaniu NOWEGO.
Nie z nudy, nie z potrzeby zapełnienia czasu. Z zupełnie innej przyczyny, ale o tym przy okazji odpowiedzi na inne pytanie.
Będą znowu szczere wynurzenia, które tak bardzo kłują w oczy ( wobec tego nie do konca rozumiem potrzebę ich czytania).
Jaki jest mój cel nadrzędny ? - takie zadano mi pytanie.
a co mi tam.. odpowiem, narażając się pewnie znowu na jakieś niefajne komenatarze.
Mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem.
Taki jest mój cel nadrzędny - cieszyć się życiem, odnajdywać jego jasne strony.
Cieszę się, ze potrafię.
Nie przyszło mi to łatwo. Kiedys może byłam taka jak większość. Nie widziałam aż tak wyraźnie jasnych stron życia. Te ciemne zupełnie zasłaniały mi te jasne.
To, że dzisiaj jest inaczej, jest konsekwencją po pierwsze tego, że moja zdrowotna przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. No tak...patrząc na bliską mi bardzo chorą osobę, wiem, ze ze mną może być tak samo.
Za rok, za miesiąc, za 10 lat.
Więc muszę wykorzystywać dobrze każdy dzień. I staram się to robić.
Po drugie to jest konsekwencja wielu różnych doświadczeń i mojej pracy nad samą sobą. Ciężkiej pracy.
Tak więc "miotam się".
Lubię rower , lubię chodzić po górach, lubię często wychodzić z domu, lubię zaszyć się z książką w kącie, fascynuje mnie wspinaczka, czasem może pojdę na basen, pochodze sobie na spinning, połażę po lesie, pojadę na jakiś koncert, będę jeździć na maratony, lubię patrzeć na świat i pisać o swoich emocjach , które się z tym wiążą.
Póki czas , finanse, a przede wszystkim zdrowie mi na to pozwolą, będę to robić.
I będę z tego mojego "miotania się" czerpać masę radości.
Po prostu będę sie cieszyć życiem. Każdego dnia.
Dobrej nocy dla wszystkich i dobrego, następnego dnia
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 listopada 2010
Spinning
W ub roku kolega przysłał mi linka do filmiku z zajęć , które prowadzi jego koleżanka w Opolu.
Kręciłam wtedy w domu na stacjonarnym i pomyslałam: jaka szkoda, ze u nas nie ma czegoś takiego...
zupełnie inaczej wyglądałaby zima.
No i otworzyli parę miesięcy temu nowy fitness club w Tarnowie ze spinningiem własnie.
Nie musze tłumaczyć co to jest, wszyscy wiedzą zapewne.
Poszłam zobaczyć co i jak z wielką ciekawością, bo w życiu nie byłam w żadnym fitness clubie.
Wrażenia dobre.
45 min ostrej jazdy. Intensywnego kręcenia. Pot lał się ze mnie ciurkiem. Były momenty, że miałam dość, ale.. mimo wszystko juz po , miałam wrazenie , ze to jednak za krótko.
Owszem dla "zwykłych" ludzi to ok, ale dla nas przygotowujących się do sezonu, to jednak chyba zdecydowanie za krótko.
Ale zawsze można zostać na drugą godzinę, albo skorzystać z siłowni, tam też są rowery , no i inne przyrządy.
Klub bardzo przyjemny, rzec mozna ekskluzywny. Pani prowadząca przyjemna.
Myslę, ze sie skusze i chyba kupie karnet, bo na myśl o kolejnej zimie i kręceniu w domu robi mi się trochę słabo.
Przy muzyce, w towarzystwie zawsze łatwiej.
Dodatkowo kusi mnie silownia, mogłabym sobie ręcę poćwiczyć pod kątem ścianki.
Kręciłam wtedy w domu na stacjonarnym i pomyslałam: jaka szkoda, ze u nas nie ma czegoś takiego...
zupełnie inaczej wyglądałaby zima.
No i otworzyli parę miesięcy temu nowy fitness club w Tarnowie ze spinningiem własnie.
Nie musze tłumaczyć co to jest, wszyscy wiedzą zapewne.
Poszłam zobaczyć co i jak z wielką ciekawością, bo w życiu nie byłam w żadnym fitness clubie.
Wrażenia dobre.
45 min ostrej jazdy. Intensywnego kręcenia. Pot lał się ze mnie ciurkiem. Były momenty, że miałam dość, ale.. mimo wszystko juz po , miałam wrazenie , ze to jednak za krótko.
Owszem dla "zwykłych" ludzi to ok, ale dla nas przygotowujących się do sezonu, to jednak chyba zdecydowanie za krótko.
Ale zawsze można zostać na drugą godzinę, albo skorzystać z siłowni, tam też są rowery , no i inne przyrządy.
Klub bardzo przyjemny, rzec mozna ekskluzywny. Pani prowadząca przyjemna.
Myslę, ze sie skusze i chyba kupie karnet, bo na myśl o kolejnej zimie i kręceniu w domu robi mi się trochę słabo.
Przy muzyce, w towarzystwie zawsze łatwiej.
Dodatkowo kusi mnie silownia, mogłabym sobie ręcę poćwiczyć pod kątem ścianki.
- Czas 00:45
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 listopada 2010
Pierwszy spacer w zimowej scenerii
No i nadeszła zima.
W sumie to cieszę się, bo im więcej napada, tym większa szansa, że wypróbuję moje narty.
Bardzo, bardzo na to czekam.
A dzisiaj był pierwszy zimowy spacer, taki dwugodzinny, ścieżkami mościckimi i naddunajcowymi.
Jutro podobno ma napadać...
Oj będzie się działo:)
na razie śniegu jeszcze nie ma aż tak dużo
Przeczytałam w jednej z gazet recenzje ksiązki Zadie Smith.
Zadie Smith to jak być może niektórzy z Was wiedzą, bardzo utalentowana młoda brytyjska pisarka, autorka m.in słynnych "Białych zębów" ( polecam jej książki).
Cytat z Zadie
"Czasem myślę, że pisze się głownie po to, żeby przeżyć te niesamowite cztery i pół godziny po napisaniu ostatniego słowa. Ostatnim razem otworzyłam butelkę dobrego sancerre i wypiłam na stojąco prosto z butelki, potem położyłam się na betonowych płytkach chodnika w ogródku za domem i długo płakałam. Był słoneczny, jesienny dzień i wszędzie leżały jabłka przejrzałe i śmierdzące".
Czyli to tak jest z każdą pasją...
Nas wszystkich bez względu na to co robimy łączy to samo.
To samo uczucie spłenienia kiedy robimy to co kochamy, kiedy osiągamy jakis swój cel.
Poczucie spełnienia.
I nie jest ważne co robimy. Czy piszemy, jeździmy na rowerze, na nartach, malujemy, spiewamy.
Po prostu łączy nas SZCZĘŚCIE.. EKSTAZA.
Oburzyłam się więc kiedy w tej samej gazecie ( Wysokie Obcasy Extra - swoja drogą polecam, bo dużo ciekawych artykułów), przeczytałam wywiad pani Aleksandry Klich z prof Tadeuszem Sławkiem.
Pani Aleksandra mówi:
nie wierzę, że w świecie w którym szczytem doznań jest wystep w "Mam talent", jest mozliwa ekstaza.
Jak to Pani Aleksandro? Wystarczy zaglądnąć na takie portale jak ten, a dowie się Pani , że jest masa ludzi, którzy przeżywają dzięki swoim pasjom dużo chwil szczęścia
W sumie to cieszę się, bo im więcej napada, tym większa szansa, że wypróbuję moje narty.
Bardzo, bardzo na to czekam.
A dzisiaj był pierwszy zimowy spacer, taki dwugodzinny, ścieżkami mościckimi i naddunajcowymi.
Jutro podobno ma napadać...
Oj będzie się działo:)
na razie śniegu jeszcze nie ma aż tak dużo
Dunajec w scenerii zimowej© lemuriza1972
Przeczytałam w jednej z gazet recenzje ksiązki Zadie Smith.
Zadie Smith to jak być może niektórzy z Was wiedzą, bardzo utalentowana młoda brytyjska pisarka, autorka m.in słynnych "Białych zębów" ( polecam jej książki).
Cytat z Zadie
"Czasem myślę, że pisze się głownie po to, żeby przeżyć te niesamowite cztery i pół godziny po napisaniu ostatniego słowa. Ostatnim razem otworzyłam butelkę dobrego sancerre i wypiłam na stojąco prosto z butelki, potem położyłam się na betonowych płytkach chodnika w ogródku za domem i długo płakałam. Był słoneczny, jesienny dzień i wszędzie leżały jabłka przejrzałe i śmierdzące".
Czyli to tak jest z każdą pasją...
Nas wszystkich bez względu na to co robimy łączy to samo.
To samo uczucie spłenienia kiedy robimy to co kochamy, kiedy osiągamy jakis swój cel.
Poczucie spełnienia.
I nie jest ważne co robimy. Czy piszemy, jeździmy na rowerze, na nartach, malujemy, spiewamy.
Po prostu łączy nas SZCZĘŚCIE.. EKSTAZA.
Oburzyłam się więc kiedy w tej samej gazecie ( Wysokie Obcasy Extra - swoja drogą polecam, bo dużo ciekawych artykułów), przeczytałam wywiad pani Aleksandry Klich z prof Tadeuszem Sławkiem.
Pani Aleksandra mówi:
nie wierzę, że w świecie w którym szczytem doznań jest wystep w "Mam talent", jest mozliwa ekstaza.
Jak to Pani Aleksandro? Wystarczy zaglądnąć na takie portale jak ten, a dowie się Pani , że jest masa ludzi, którzy przeżywają dzięki swoim pasjom dużo chwil szczęścia
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 listopada 2010
Wspinaczka
No i nadszedł ten dzień:)
Wreszcie wyruszyliśmy na ściankę: Andżelika, Dywan i ja.
Nie bez pewnych obaw … wszak od mojej ostatniej i pierwszej zarazem wizyty na ściance mineło już sporo mięsięcy.
Znowu trzeba było pokonywać ten lęk i pierwsze obawy.
Dywan jak zobaczył ściankę to zapytał: taka duża?
No duża, duża:)
Było fajnie, chociaż nie czuję się tak szczęśliwa jak po tej pierwszej wizycie.
Coś było ze mną dzisiaj nie tak. Miałam kłopoty z myśleniem na ścianie, miałam kłopoty z nogami. Wtedy , te parę mięsięcy temu wchodziłam zdecydowanie lepiej. Nie bałam się wysoko podnościć nóg, jakoś tak przechodziłam te drogi z większą lekkością.
Dzisiaj co prawda już nie trzęsą mi się ręce jak za pierwszym razem ( mięśnie przedramion jednak czuję), ale mam niedosyt z powodu mojej słabej dyspozycji.
Pierwsze wejście, w miarę ok., ale nie bez problemów . Droga nie najtrudniejsza.
Potem przeszliśmu na te trudniejsze…
Wow.. to było wyzwanie.
Udało mi się tak jedną rzecz wykonać fajnie ( podnieść nogę naprawdę wysoko), ale niestety… odpadłam od ściany. Pierwszy raz. Złapał mnie chyba skurcz, albo naciagnęłam mięsien ( bo mnie boli) i noga nie utrzymała ciężaru.
Ale to chyba moja wina, odkąd przestałam jeździć maratony , w ogole nie łykam magnezu.
Nie nie czułam mocy dzisiaj.
Potwierdziło się to co myslałam, że tu nie tyle ważne są ręce co nogi. Tak powiedział instruktor. Powiedział żeby nie traktować tego siłowo, ze najwazniejsze jest szybkie wejście bo nie traci się sił i że najważniejsze są nogi, bo jeśli nie wesprzemy się na nodze, nie wyprostujemy jej, to nie dosiegniemy ręką chwytu. Popełnialismy podstawowy błąd – za dużo wchodzenia na zgiętych nogach.
Ok., to prawda. Poprzednim razem wiecej pracowałam nogami i lepiej mi to szło.
Zdecydowanie.
Dzisiaj jakbym miała jakąś psychiczną blokadę, bałam się o moją chorą nogę. Po prostu mam wątpliwości czy w momencie takiego wyprostu utrzyma ciężar.
Jak się tak siedzi na dole, to to wszystko wygląda tak prosto, podnieśc nogę, dosięgnąc chwytu ręką…
Ale tam na górze… to kosztuje tyle wysiłku i walki ze strachem… bo kiedy się tak wisi.. chwyt jest wysoko i wiadomo , że trzeba podnieśc wysoko nogę i skoordynować to z złapaniem chwytu dłonią… to naprawdę towarzyszy nam strach, wystarczy, że noga nie udżwignię cięzaru, albo się poślizgnie, wtedy dłon o milimetry mija chwyt, obsuwa się i.. lecimy.
Odpadłam ze ściany… może i dobrze, bo to nie jest straszne. To ułamek sekundy i nic się nie dzieje. Wtedy nie czułam strachu. Teraz nie będę się już bać w takim momentach, tylko będę próbować. Odpadnę raz, drugi za trzecim może się uda.
Bardzo mi się to podoba, ale to trudny sport.
Dywan jak zrobił trudniejsza drogę ( wszedł prawie do konca) powiedział: nie myslałam, ze aż tak się zmęczę…
No… bo to tak jest.
Szło mu bardzo dobrze. Podobnie jak i Andzęlice, tylko ja dzisiaj dałam ciała.
Wchodzilismy łatwiejszą drogę 2 razy pod rząd i raz schodziliśmy. Ten drugi raz na koncówce myslałam, ze nie dam rady. Z zejściem miałam już ogromne problemy. Czułam duże zmęczenie, naprawdę duże.
Ale będę próbować dalej, chociaż po dzisiaj skały jawią mi się jako coś nierealnego…
Ale… o wielu rzeczach w życiu tak myślałam, więc bez walki się nie poddam i będę próbować.
Trzeba tylko potrenować.
Instruktor pokazał nam fajne ćwiczenie na nogi.
Krótka fotorelacja
Wreszcie wyruszyliśmy na ściankę: Andżelika, Dywan i ja.
Nie bez pewnych obaw … wszak od mojej ostatniej i pierwszej zarazem wizyty na ściance mineło już sporo mięsięcy.
Znowu trzeba było pokonywać ten lęk i pierwsze obawy.
Dywan jak zobaczył ściankę to zapytał: taka duża?
No duża, duża:)
Było fajnie, chociaż nie czuję się tak szczęśliwa jak po tej pierwszej wizycie.
Coś było ze mną dzisiaj nie tak. Miałam kłopoty z myśleniem na ścianie, miałam kłopoty z nogami. Wtedy , te parę mięsięcy temu wchodziłam zdecydowanie lepiej. Nie bałam się wysoko podnościć nóg, jakoś tak przechodziłam te drogi z większą lekkością.
Dzisiaj co prawda już nie trzęsą mi się ręce jak za pierwszym razem ( mięśnie przedramion jednak czuję), ale mam niedosyt z powodu mojej słabej dyspozycji.
Pierwsze wejście, w miarę ok., ale nie bez problemów . Droga nie najtrudniejsza.
Potem przeszliśmu na te trudniejsze…
Wow.. to było wyzwanie.
Udało mi się tak jedną rzecz wykonać fajnie ( podnieść nogę naprawdę wysoko), ale niestety… odpadłam od ściany. Pierwszy raz. Złapał mnie chyba skurcz, albo naciagnęłam mięsien ( bo mnie boli) i noga nie utrzymała ciężaru.
Ale to chyba moja wina, odkąd przestałam jeździć maratony , w ogole nie łykam magnezu.
Nie nie czułam mocy dzisiaj.
Potwierdziło się to co myslałam, że tu nie tyle ważne są ręce co nogi. Tak powiedział instruktor. Powiedział żeby nie traktować tego siłowo, ze najwazniejsze jest szybkie wejście bo nie traci się sił i że najważniejsze są nogi, bo jeśli nie wesprzemy się na nodze, nie wyprostujemy jej, to nie dosiegniemy ręką chwytu. Popełnialismy podstawowy błąd – za dużo wchodzenia na zgiętych nogach.
Ok., to prawda. Poprzednim razem wiecej pracowałam nogami i lepiej mi to szło.
Zdecydowanie.
Dzisiaj jakbym miała jakąś psychiczną blokadę, bałam się o moją chorą nogę. Po prostu mam wątpliwości czy w momencie takiego wyprostu utrzyma ciężar.
Jak się tak siedzi na dole, to to wszystko wygląda tak prosto, podnieśc nogę, dosięgnąc chwytu ręką…
Ale tam na górze… to kosztuje tyle wysiłku i walki ze strachem… bo kiedy się tak wisi.. chwyt jest wysoko i wiadomo , że trzeba podnieśc wysoko nogę i skoordynować to z złapaniem chwytu dłonią… to naprawdę towarzyszy nam strach, wystarczy, że noga nie udżwignię cięzaru, albo się poślizgnie, wtedy dłon o milimetry mija chwyt, obsuwa się i.. lecimy.
Odpadłam ze ściany… może i dobrze, bo to nie jest straszne. To ułamek sekundy i nic się nie dzieje. Wtedy nie czułam strachu. Teraz nie będę się już bać w takim momentach, tylko będę próbować. Odpadnę raz, drugi za trzecim może się uda.
Bardzo mi się to podoba, ale to trudny sport.
Dywan jak zrobił trudniejsza drogę ( wszedł prawie do konca) powiedział: nie myslałam, ze aż tak się zmęczę…
No… bo to tak jest.
Szło mu bardzo dobrze. Podobnie jak i Andzęlice, tylko ja dzisiaj dałam ciała.
Wchodzilismy łatwiejszą drogę 2 razy pod rząd i raz schodziliśmy. Ten drugi raz na koncówce myslałam, ze nie dam rady. Z zejściem miałam już ogromne problemy. Czułam duże zmęczenie, naprawdę duże.
Ale będę próbować dalej, chociaż po dzisiaj skały jawią mi się jako coś nierealnego…
Ale… o wielu rzeczach w życiu tak myślałam, więc bez walki się nie poddam i będę próbować.
Trzeba tylko potrenować.
Instruktor pokazał nam fajne ćwiczenie na nogi.
Krótka fotorelacja
Walka z trudniejszą drogą© lemuriza1972
Jeszcze się trzymam© lemuriza1972
odpadam...© lemuriza1972
tym razem sie nie udało© lemuriza1972
Andżelika© lemuriza1972
Dywan i Andżelika© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 listopada 2010
Jak przegapiłam pierwszy śnieg ...
Dzisiaj rano spoglądając przez okno w pracy , spostrzegłam na dachach śnieg.
- Renia – powiedziałam do mojej koleżanki – śnieg padał!!!
- No… wczoraj wieczorem – powiedziała Renia.
- Jak to? Jak to wczoraj wieczorem????
Sama nie wiem, jak mogłam przegapić śnieg, snieg na który w tym roku wyjątkowo czekam.
Czekam bo już cieszę się na zimowe wędrówki, na bieganie na nartach, a kto wie może i jak w ub roku wspinaczkę po lodospadzie w Ciężkowicach?
Zrobiło się zimno i będzie mniej roweru. Spróbuję jeszcze jeździć od czasu do czasu , ale moje stopy zbyt cierpią na mrozie.
Miejmy nadzieję, że będzie snieg, będzie można biegać na nartach, poza tym chciałabym raz w tygodniu chodzić na ściankę no i.. w poniedziałek idziemy spróbować spinningu, jak mi się spodoba chciałabym kupić karnet i chodzić w miarę regularnie.
Zobaczymy.
A póki co.. no to jak nigdy cieszę się z nadchodzącej zimy i po prostu już cieszę się na tę radość, którą da mi ścianka i narty.
Wczoraj oglądałam „Niepokonanych” . Był wywiad z Mecem. Powiedział, że w czasach komuny Tadeusz Drozda miał takie powiedzenie: budzę się z ciekawości…
Fajne prawda?
Budzić się z ciekawości co przyniesie następny dzień.
Znalazłam taki cytat w książce Anny Kamieńskiej:
„ Powszedni dzień trzeba przeżywać tak, żeby nie zostawiał w nas osadu przeciętności, aby nie zaćmić blasku bijącego od wnętrza, który jest największym darem jaki tu można otrzymać”
A na koniec trochę muzyki z dedykacją dla wszystkich ludzi mających pasje takie o jakich śpiewa Gutek.
Takich, które być może życiu nadają sens.
I niech każdy w zamiast słowa „reggae” wstawi sobie to co dla niego jest tym CZYMŚ
Reggae... Reggae jest w sercu mym
Reggae... Reggae jest dla mnie tym
Reggae... Czym dla żagla jest wiatr
Poprzez skały i sztormy żeglujemy przez świat
Reggae... Reggae kompasem mym
Reggae... Reggae płonie stąd dym
Reggae... Dobrze zna drogę tą
Prosto z Kingston do KC tam, gdzie stoi mój dom
Tak więc dla wszystkich posiadających pasje mniejsze lub większe ze specjalnym pozdrowieniem dla jednej fajnej dziewczyny, która ma nazwisko tak niezwykłe, ze Gutek z IB i każdy inny muzyk byłby zachwycony
Fajne prawda?
- Renia – powiedziałam do mojej koleżanki – śnieg padał!!!
- No… wczoraj wieczorem – powiedziała Renia.
- Jak to? Jak to wczoraj wieczorem????
Sama nie wiem, jak mogłam przegapić śnieg, snieg na który w tym roku wyjątkowo czekam.
Czekam bo już cieszę się na zimowe wędrówki, na bieganie na nartach, a kto wie może i jak w ub roku wspinaczkę po lodospadzie w Ciężkowicach?
Zrobiło się zimno i będzie mniej roweru. Spróbuję jeszcze jeździć od czasu do czasu , ale moje stopy zbyt cierpią na mrozie.
Miejmy nadzieję, że będzie snieg, będzie można biegać na nartach, poza tym chciałabym raz w tygodniu chodzić na ściankę no i.. w poniedziałek idziemy spróbować spinningu, jak mi się spodoba chciałabym kupić karnet i chodzić w miarę regularnie.
Zobaczymy.
A póki co.. no to jak nigdy cieszę się z nadchodzącej zimy i po prostu już cieszę się na tę radość, którą da mi ścianka i narty.
Wczoraj oglądałam „Niepokonanych” . Był wywiad z Mecem. Powiedział, że w czasach komuny Tadeusz Drozda miał takie powiedzenie: budzę się z ciekawości…
Fajne prawda?
Budzić się z ciekawości co przyniesie następny dzień.
Znalazłam taki cytat w książce Anny Kamieńskiej:
„ Powszedni dzień trzeba przeżywać tak, żeby nie zostawiał w nas osadu przeciętności, aby nie zaćmić blasku bijącego od wnętrza, który jest największym darem jaki tu można otrzymać”
A na koniec trochę muzyki z dedykacją dla wszystkich ludzi mających pasje takie o jakich śpiewa Gutek.
Takich, które być może życiu nadają sens.
I niech każdy w zamiast słowa „reggae” wstawi sobie to co dla niego jest tym CZYMŚ
Reggae... Reggae jest w sercu mym
Reggae... Reggae jest dla mnie tym
Reggae... Czym dla żagla jest wiatr
Poprzez skały i sztormy żeglujemy przez świat
Reggae... Reggae kompasem mym
Reggae... Reggae płonie stąd dym
Reggae... Dobrze zna drogę tą
Prosto z Kingston do KC tam, gdzie stoi mój dom
Tak więc dla wszystkich posiadających pasje mniejsze lub większe ze specjalnym pozdrowieniem dla jednej fajnej dziewczyny, która ma nazwisko tak niezwykłe, ze Gutek z IB i każdy inny muzyk byłby zachwycony
Fajne prawda?
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 listopada 2010
Marzenia...się spełniają
Trochę ćwiczeń domowych, ale to tak naprawdę nieważne..
Ważne jest to, że od dzisiaj mam w domu COŚ. Coś o czym długo i nieśmiało myślałam, a dzisiaj nabrało realnych kształtów.
Nie jestem krezusem, więc spełnianie marzeń, które w jakis tam sposób uzależnione sa od pieniędzy, zawsze wiąże się dla mnie z mniejszym lub większym wysiłkiem.
Ale może i dzięki temu radość jest większa.
Kiedyś już o tym pisałam.
To było tak.
Kilka dobrych lat temu przeczytalam w Wysokich Obcasach list kobiety zachwalającej narty biegowe.
Nie bardzo wiedziałam czym to się je, jak wygląda. Myslałam tylko, że jakaś taka namiastka sportów zimowych bo pewnie nijak się ma do pędzenia w dół po stoku.
Ale kobieta z listu była bardzo przekonywująca. Przekonywująca do tego stopnia, że pomyslałam: można byłoby kiedyś spróbować…
A potem zaczęła biegać Justyna, a potem poznałam mojego kolegę Mirka, a Mirek ma narty.
Pozwolił mi spróbować na swoich… Spodobało mi się, zaczęłam nieśmiało myśleć o tym ze może kupić by sobie…
I w koncu podjęłam decyzję.
No i …są.
Stoją sobie w domu: narty, buty, kijki.
A ja? Ja cieszę się jak dziecko. Dawno tak się nie cieszyłam z zakupów.
To nie są jakies super wypas narty. Marka decathlonowa, ale na razie na pewno mi wystarczy.
Zresztą nie mam parcia na jakis super sprzęt, chciałabym po prostu dobrze się.. bawić. Mieć radość z tego biegania.
I mam nadzieję, ze szybko spadnie śnieg i że moje kolano wytrzyma to obciążenie.
Tak spełniło się moje kolejne marzenie i naprawdę jestem ogromnie szczęsliwa.
Co dalej?
Cóż… dalej to chciałabym kiedyś po treningu na ściance spróbować w skałach, a potem jak finanse pozwolą .. mozę kiedyś szosówka? Ją też sobie wiele lat temu obiecałam i kiedyś .. kiedys spełnie i to marzenie. Może to potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ale kiedyś…
Na pewno nadejdzie taki dzień, ze napiszę: mam szosowkę. Mocno w to wierzę.
A teraz trochę się pochwalę
a tu takie sobie zdjęcie… tuż po siódmej rano słonce tak pięknie oświetliło dachy tarnowskiego starego miasta ( widocznego z mojego okna w pracy), ze musiałam zrobić zdjecie
Ważne jest to, że od dzisiaj mam w domu COŚ. Coś o czym długo i nieśmiało myślałam, a dzisiaj nabrało realnych kształtów.
Nie jestem krezusem, więc spełnianie marzeń, które w jakis tam sposób uzależnione sa od pieniędzy, zawsze wiąże się dla mnie z mniejszym lub większym wysiłkiem.
Ale może i dzięki temu radość jest większa.
Kiedyś już o tym pisałam.
To było tak.
Kilka dobrych lat temu przeczytalam w Wysokich Obcasach list kobiety zachwalającej narty biegowe.
Nie bardzo wiedziałam czym to się je, jak wygląda. Myslałam tylko, że jakaś taka namiastka sportów zimowych bo pewnie nijak się ma do pędzenia w dół po stoku.
Ale kobieta z listu była bardzo przekonywująca. Przekonywująca do tego stopnia, że pomyslałam: można byłoby kiedyś spróbować…
A potem zaczęła biegać Justyna, a potem poznałam mojego kolegę Mirka, a Mirek ma narty.
Pozwolił mi spróbować na swoich… Spodobało mi się, zaczęłam nieśmiało myśleć o tym ze może kupić by sobie…
I w koncu podjęłam decyzję.
No i …są.
Stoją sobie w domu: narty, buty, kijki.
A ja? Ja cieszę się jak dziecko. Dawno tak się nie cieszyłam z zakupów.
To nie są jakies super wypas narty. Marka decathlonowa, ale na razie na pewno mi wystarczy.
Zresztą nie mam parcia na jakis super sprzęt, chciałabym po prostu dobrze się.. bawić. Mieć radość z tego biegania.
I mam nadzieję, ze szybko spadnie śnieg i że moje kolano wytrzyma to obciążenie.
Tak spełniło się moje kolejne marzenie i naprawdę jestem ogromnie szczęsliwa.
Co dalej?
Cóż… dalej to chciałabym kiedyś po treningu na ściance spróbować w skałach, a potem jak finanse pozwolą .. mozę kiedyś szosówka? Ją też sobie wiele lat temu obiecałam i kiedyś .. kiedys spełnie i to marzenie. Może to potrwa jeszcze dwa, trzy lata, ale kiedyś…
Na pewno nadejdzie taki dzień, ze napiszę: mam szosowkę. Mocno w to wierzę.
A teraz trochę się pochwalę
Moje nowe trzewiczki:)))))© lemuriza1972
Moje pierwsze narty:)© lemuriza1972
a tu takie sobie zdjęcie… tuż po siódmej rano słonce tak pięknie oświetliło dachy tarnowskiego starego miasta ( widocznego z mojego okna w pracy), ze musiałam zrobić zdjecie
Tarnów w porannym słońcu© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 listopada 2010
Jeżdżenie nocne
Dzisiaj wieczorem .
Tempo niezbyt mocne, bo wiało tak, że ciężko było pedałować.
No i więcej gadalismy z Mirkiem o górach, wspinaczce i itp niz skupialismy się na jeździe.
Dzisiaj było dosyć zimno i w dodatku mokro. Trochę zmarzły mi nogi, bo pokrowce przemoczone, skarpety przemoczone.
Ale najważniejsze jest, ze mozna było troche kości rozruszać.
Tempo niezbyt mocne, bo wiało tak, że ciężko było pedałować.
No i więcej gadalismy z Mirkiem o górach, wspinaczce i itp niz skupialismy się na jeździe.
Dzisiaj było dosyć zimno i w dodatku mokro. Trochę zmarzły mi nogi, bo pokrowce przemoczone, skarpety przemoczone.
Ale najważniejsze jest, ze mozna było troche kości rozruszać.
- DST 30.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:25
- VAVG 21.18km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 listopada 2010
Rowerowanie przez duże R
Tyle muśnięć szczęścia dzisiejszego dnia…
Zacznę od tego, że się wyspałam:) i obudziło mnie piękne słońce.
To był cudowny listopadowy dzień. W ogóle to strasznie nas rozpieścił ten listopad. Czy pamiętacie taki piękny listopad? Ja nie. To mój pierwszy w życiu taki cudny listopad.
Zaryzykowałam dzisiaj i pojechałam w górki. Co prawda wiele tych górek nie było, ale tak dawno nie jeździłam po górach, że miałam obawy jak sobie dam radę. W dodatku na Magnusie z wytłuczonym amorem , oponami nie na teren…
Ale pojechałam i opłaciło się. Widoki wynagrodziły mi wszelkie trudy. No i jak dobrze było znowu poczuć to zmęczenie, ten przyspieszony oddech na podjazdach, pieczenie w łydkach, ten pęd na zjazdach. Jak ja dawno nie zjeżdżałam w terenie!!!
Jak fajnie było pobujać się po błocie, pobalansować trochę, wykorzystać technikę i to czego się nauczyłam w trakcie tego sezonu.
Rower… rower jest taki wielce ok, bo… daje możliwość podziwiania świata:)))
Pojechałam na Marcinkę, podjazdem szutrowym, łatwo nie było bo moje oponki szutru się nie trzymają, ale dałam radę. Czyli 3 km podjazdu, a potem wjazd w czerwony pieszy szlak. Lubię go , chociaż rzadko tam bywam, ale fajny teren, fajny wąwóz, niestety obecnie częściowo nieprzejezdny ( można jednak objechać górą), z uwagi na .. zarośnięcie krzaczorami i takimi tam innymi…
Jakie cudne miejsce… jakie lasy ze zróżnicowanym poziomem, jakieś wąwozy, jary. Cud.
I trawa zielona jak wiosną.
Zjechałam do Poręby Radlnej i potem Świebodzin, Woźniczna.. górki, pagórki, widoki… Potem kawałek podjazdu na Lubinkę i skręt na dół do Szczepanowic. Tam skręciłam w niebieski szlak rowerowy nad Dunajec, trochę ryzykując, bo nie wiedziałam czy przejezdny.
Jestem chyba człowiekiem słabej wiary, bo pamiętam jak po powodzi zniszczony był i ja wtedy napisałam: chyba już nie uda się odtworzyć tego szlaku.
A szlak drodzy bikerzy z okolic niemalże całkowicie przejezdny. Jest jeszcze tylko jeden fragment gdzie trzeba rower przenieść.
Śmieszne.. jechałam tam i akurat szli jacyś spacerowicze. Ledwie tam przeszli , a jak dojeżdzałam to jeden z nich powiedział: no rowerem to tu nie bardzo….
Pomyślałam: proszę pana… i ja i mój rower nie takie rzeczy widzieliśmy.
I myknęłam przez ten rów z rowerem na ramieniu chyba szybciej niż oni bez roweru:)
Bo to właśnie jest maratonowe doświadczenie u Grzegorza G.
Dunajec miał dzisiaj tak nieprawdopodobną barwę, ze musiałam się zatrzymać i zrobić zdjęcie, bo to było coś nieziemskiego.
Wróciłam do domu tak pozytywnie naładowana:)
Poszłam głosować, bo uważam, ze to nasz obowiązek, że nie po to ktos kiedyś ryzykował zyciem o wolną Polskę i prawo do demokratycznych wyborów, żebyśmy to mieli gdzieś.
Pomimo tego, że dzieje się jak się dzieje w naszej polityce i że wszyscy mamy już chyba tego troche dosyć. Tych sporów, waśni...
Ja pewnie jestem idealistką, ale wciąż wierzę, ze wśród tych kandydatów są i tacy, którym zależy na naszej małej ojczyźnie, ze mają jakąś misję.
Może dlatego wierzę, bo sama mam poczucie misji i staram się moją pracę w urzędzie wykonywać tak , żeby ludzie wychodzący z urzędu mieli poczucie , że się ich traktuje dobrze i poważnie.
Wracając „ z wyborów” zobaczyłam cudny księżyc. Księżyc w pełni.
A potem zobaczyłam go z okna w kuchni i zrobiłam fotkę.
Przed chwilą dzwoniła Andżelika i umówiłysmy się na piątek na ściankę.
Całkiem dużo muśnięć jak na jeden dzień prawda?
Ktoś kto oznaczył szlak nad Dunajcem kolorem niebieskim musiał to robić w taki dzień jak dzisiaj, w taki kiedy woda ma barwę lazurową.
Był piekny... naprawdę nieziemsko piękny
Zacznę od tego, że się wyspałam:) i obudziło mnie piękne słońce.
To był cudowny listopadowy dzień. W ogóle to strasznie nas rozpieścił ten listopad. Czy pamiętacie taki piękny listopad? Ja nie. To mój pierwszy w życiu taki cudny listopad.
Zaryzykowałam dzisiaj i pojechałam w górki. Co prawda wiele tych górek nie było, ale tak dawno nie jeździłam po górach, że miałam obawy jak sobie dam radę. W dodatku na Magnusie z wytłuczonym amorem , oponami nie na teren…
Ale pojechałam i opłaciło się. Widoki wynagrodziły mi wszelkie trudy. No i jak dobrze było znowu poczuć to zmęczenie, ten przyspieszony oddech na podjazdach, pieczenie w łydkach, ten pęd na zjazdach. Jak ja dawno nie zjeżdżałam w terenie!!!
Jak fajnie było pobujać się po błocie, pobalansować trochę, wykorzystać technikę i to czego się nauczyłam w trakcie tego sezonu.
Rower… rower jest taki wielce ok, bo… daje możliwość podziwiania świata:)))
Pojechałam na Marcinkę, podjazdem szutrowym, łatwo nie było bo moje oponki szutru się nie trzymają, ale dałam radę. Czyli 3 km podjazdu, a potem wjazd w czerwony pieszy szlak. Lubię go , chociaż rzadko tam bywam, ale fajny teren, fajny wąwóz, niestety obecnie częściowo nieprzejezdny ( można jednak objechać górą), z uwagi na .. zarośnięcie krzaczorami i takimi tam innymi…
Jakie cudne miejsce… jakie lasy ze zróżnicowanym poziomem, jakieś wąwozy, jary. Cud.
I trawa zielona jak wiosną.
Zjechałam do Poręby Radlnej i potem Świebodzin, Woźniczna.. górki, pagórki, widoki… Potem kawałek podjazdu na Lubinkę i skręt na dół do Szczepanowic. Tam skręciłam w niebieski szlak rowerowy nad Dunajec, trochę ryzykując, bo nie wiedziałam czy przejezdny.
Jestem chyba człowiekiem słabej wiary, bo pamiętam jak po powodzi zniszczony był i ja wtedy napisałam: chyba już nie uda się odtworzyć tego szlaku.
A szlak drodzy bikerzy z okolic niemalże całkowicie przejezdny. Jest jeszcze tylko jeden fragment gdzie trzeba rower przenieść.
Śmieszne.. jechałam tam i akurat szli jacyś spacerowicze. Ledwie tam przeszli , a jak dojeżdzałam to jeden z nich powiedział: no rowerem to tu nie bardzo….
Pomyślałam: proszę pana… i ja i mój rower nie takie rzeczy widzieliśmy.
I myknęłam przez ten rów z rowerem na ramieniu chyba szybciej niż oni bez roweru:)
Bo to właśnie jest maratonowe doświadczenie u Grzegorza G.
Dunajec miał dzisiaj tak nieprawdopodobną barwę, ze musiałam się zatrzymać i zrobić zdjęcie, bo to było coś nieziemskiego.
Wróciłam do domu tak pozytywnie naładowana:)
Poszłam głosować, bo uważam, ze to nasz obowiązek, że nie po to ktos kiedyś ryzykował zyciem o wolną Polskę i prawo do demokratycznych wyborów, żebyśmy to mieli gdzieś.
Pomimo tego, że dzieje się jak się dzieje w naszej polityce i że wszyscy mamy już chyba tego troche dosyć. Tych sporów, waśni...
Ja pewnie jestem idealistką, ale wciąż wierzę, ze wśród tych kandydatów są i tacy, którym zależy na naszej małej ojczyźnie, ze mają jakąś misję.
Może dlatego wierzę, bo sama mam poczucie misji i staram się moją pracę w urzędzie wykonywać tak , żeby ludzie wychodzący z urzędu mieli poczucie , że się ich traktuje dobrze i poważnie.
Wracając „ z wyborów” zobaczyłam cudny księżyc. Księżyc w pełni.
A potem zobaczyłam go z okna w kuchni i zrobiłam fotkę.
Przed chwilą dzwoniła Andżelika i umówiłysmy się na piątek na ściankę.
Całkiem dużo muśnięć jak na jeden dzień prawda?
Ktoś kto oznaczył szlak nad Dunajcem kolorem niebieskim musiał to robić w taki dzień jak dzisiaj, w taki kiedy woda ma barwę lazurową.
Był piekny... naprawdę nieziemsko piękny
Dunajec nasz najpięknieszy z niebieskiego szlaku rowerowego widoczny© lemuriza1972
Był dzisiaj taki nieprawdopodobnie błękitny... cud natury.. Dunajec© lemuriza1972
Wyremontowany dworzec tarnowski.. jest naprawdę piękny© lemuriza1972
Pełnia księżyca z okna mojej kuchni© lemuriza1972
- DST 40.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:57
- VAVG 20.51km/h
- VMAX 50.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 listopada 2010
Dobry dzień czyli o rowerze i wspinaczce:)
To był bardzo dobry dzień. Wczorajszy dzień
Po pochmurnym poranku wyszło słonce i chociaż nie było specjalnie ciepło, to bardzo przyjemnie z tym słoneczkiem.
Naładowana obejrzeniem Pucharu Świata w narciarstwie biegowym, wyjechałam z założeniem zrobienia sobie dosyć mocnego treningu.
Nie dało się jechać zbyt szybko, ponieważ wiatr wiał tak dosyć duży i to była taka trochę walka z wiatrem.
Trasa płaska, ale trochę inna niż zwykle ( znudziło mi się trochę jeżdzenie tą samą trasą po Lesie R).
Tak więc : Tarnów- Ostrów-Bogumiłowice- Sieciechowice, Łukanowice- Isep-Wojnicz- Debina Zakrzowska- Łetowice-Wierzchosławice- Ostrów-Tarnów.
A wieczorkiem wybrałam się obejrzeć Puchar Polski we wspinaczce sportowej.
Zanim jednak dotarłam na halę Tarnovii, to był wizyta w Empiku i taki trochę z wyprzedzeniem prezent mikołajkowy dla siebie samej czyli dawno planowany zakup w postaci książki Moniki Piatkowskiej ( to takie moje tegoroczne odkrycie literackie, naprawdę świetnie Monika pisze, polecam „Krakowską żałobę”, rewelacyjna historia z Krakowem w tle, napisana pięknym językiem) oraz koncertowa płyta Indios bravos ( On stage).
Nie lubie robić zakupu i biegać po sklepach, ale takie zakupy lubię wyjątkowo.
Korzystając z okazji ( hala Tarnovii jest przy dworcu PKP), poszlam obejrzeć wyremontowany dworzec z wielka popmą otwierany tydzień wcześniej i ochrzczony najpiękniejszym dworcem w Polsce. To fakt dworzec wybudowany 100 lat temu, teraz po remincie robi wielkie wrażenie. Zwłaszcza wieczorem , podświetlony światłami latarni.
A potem była wizyta w hali Tarnovii. Byłam w tej hali raz w życiu ( o ile się nie mylę) i aż trudno uwierzyć , ze to było pewnie ponad 20 lat temu. Wtedy przyjechałam z moją Stalą Mielec na jakiś turniej eliminacyjny do następnej fazy Mistrzostw Polski juniorek.
Przygnębiające wrazenie robi ta hala. Jeśli Tarnovia jest miejskim klubem ( nie wiem czy tak dalej jest), to nie jest to dobra wizytówka dla miasta.
Naprawdę przykre wrażenia.
No , ale nie o tym miało być. Miało być o zawodach we wspinaczce.
Widziałam już kiedyś Puchar Świata we wspinaczce ( ale to była konkurencja na czas, zawody odbywały się na hali TOSiR w Tarnowie i to było niesamowite widowisko). Wczoraj oprócz konkurencji na czas , były jeszcze zawody na prowadzenie i to one zrobiły na mnie największe wrażenie.
Tarnów to taki mocny ośrodek jeśli chodzi o wspinaczkę sportową. Wiadomo stąd jest Tomek Oleksy i Edyta Ropek ( zdobywcy Pucharów Świata). Tym razem nie było Edyty, był Tomek, który chyba powoli konczy swoją zawodową karierę i bardziej skupia się na pracy z młodzieżą. Tomek w obydwu konkurencjach zajął drugie miejsce.
Powiem tak… mam ogromną przyjemność z patrzenia na ludzi na ścianie. Ludzkie ciało wyczynia tam na tej ścianie tak niesamowite rzeczy i wygląda tak pięknie. Po prostu to jest czyste PIĘKNO.
Tu jest tylko sztuczna ściana, myślę, ze jak dojdzie do tego skała… to można doznać ekstazy patrząć. Nie wiem co takiego w tym jest, ale jak patrzę na wspinaczy, nawet jak się nie wspinanją to w ich ruchach jest coś fajnego, taka naturalna gibkość…
Kiedy patrzyłam na zawody na prowadzenie uświadomiłam sobie jedną nie fajną rzecz… niestety moje kolano chore takich ewolucji nie wytrzyma, tak więc chyba muszę się pogodzić z tym, że moje zabawy na ściance będą znacznie ograniczone i będą się sprowadzać do jakichś łatwych dróg.
Zresztą co tu dużo mówić… Boże.. skala trudności tych dróg była taka, ze tylko jedna kobieta przeszła całą drogę, a wśród mężczyzn żaden nie dał rady.
Niewiarygodne ile ci ludzie mają siły w rękach, jak potrafią wisiec na jednej ręce…
Nikt kto nie próbował wspinania się na ściance, nawet nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.
A dzisiaj słonce znowu świeci od rana, więc zaraz jadę na trening i być może dzisiaj ruszę gdzieś w górki.
Edyta się wspina na skałkę w Zurowej ( nasz piekny powiat tarnowski)
a tutaj początkowe kadry z zawodów, na których kiedyś byłam i ścianka na tarnowskim TOSiR, na której miałam okazję się wspinać
http://www.tarnow.pl/index.php/pol/Galeria/Galeria-Miasto/Galeria-Miasto-2010/Uroczyste-otwarcie-wyremontowanego-dworca-PKP
Po pochmurnym poranku wyszło słonce i chociaż nie było specjalnie ciepło, to bardzo przyjemnie z tym słoneczkiem.
Naładowana obejrzeniem Pucharu Świata w narciarstwie biegowym, wyjechałam z założeniem zrobienia sobie dosyć mocnego treningu.
Nie dało się jechać zbyt szybko, ponieważ wiatr wiał tak dosyć duży i to była taka trochę walka z wiatrem.
Trasa płaska, ale trochę inna niż zwykle ( znudziło mi się trochę jeżdzenie tą samą trasą po Lesie R).
Tak więc : Tarnów- Ostrów-Bogumiłowice- Sieciechowice, Łukanowice- Isep-Wojnicz- Debina Zakrzowska- Łetowice-Wierzchosławice- Ostrów-Tarnów.
A wieczorkiem wybrałam się obejrzeć Puchar Polski we wspinaczce sportowej.
Zanim jednak dotarłam na halę Tarnovii, to był wizyta w Empiku i taki trochę z wyprzedzeniem prezent mikołajkowy dla siebie samej czyli dawno planowany zakup w postaci książki Moniki Piatkowskiej ( to takie moje tegoroczne odkrycie literackie, naprawdę świetnie Monika pisze, polecam „Krakowską żałobę”, rewelacyjna historia z Krakowem w tle, napisana pięknym językiem) oraz koncertowa płyta Indios bravos ( On stage).
Nie lubie robić zakupu i biegać po sklepach, ale takie zakupy lubię wyjątkowo.
Korzystając z okazji ( hala Tarnovii jest przy dworcu PKP), poszlam obejrzeć wyremontowany dworzec z wielka popmą otwierany tydzień wcześniej i ochrzczony najpiękniejszym dworcem w Polsce. To fakt dworzec wybudowany 100 lat temu, teraz po remincie robi wielkie wrażenie. Zwłaszcza wieczorem , podświetlony światłami latarni.
A potem była wizyta w hali Tarnovii. Byłam w tej hali raz w życiu ( o ile się nie mylę) i aż trudno uwierzyć , ze to było pewnie ponad 20 lat temu. Wtedy przyjechałam z moją Stalą Mielec na jakiś turniej eliminacyjny do następnej fazy Mistrzostw Polski juniorek.
Przygnębiające wrazenie robi ta hala. Jeśli Tarnovia jest miejskim klubem ( nie wiem czy tak dalej jest), to nie jest to dobra wizytówka dla miasta.
Naprawdę przykre wrażenia.
No , ale nie o tym miało być. Miało być o zawodach we wspinaczce.
Widziałam już kiedyś Puchar Świata we wspinaczce ( ale to była konkurencja na czas, zawody odbywały się na hali TOSiR w Tarnowie i to było niesamowite widowisko). Wczoraj oprócz konkurencji na czas , były jeszcze zawody na prowadzenie i to one zrobiły na mnie największe wrażenie.
Tarnów to taki mocny ośrodek jeśli chodzi o wspinaczkę sportową. Wiadomo stąd jest Tomek Oleksy i Edyta Ropek ( zdobywcy Pucharów Świata). Tym razem nie było Edyty, był Tomek, który chyba powoli konczy swoją zawodową karierę i bardziej skupia się na pracy z młodzieżą. Tomek w obydwu konkurencjach zajął drugie miejsce.
Powiem tak… mam ogromną przyjemność z patrzenia na ludzi na ścianie. Ludzkie ciało wyczynia tam na tej ścianie tak niesamowite rzeczy i wygląda tak pięknie. Po prostu to jest czyste PIĘKNO.
Tu jest tylko sztuczna ściana, myślę, ze jak dojdzie do tego skała… to można doznać ekstazy patrząć. Nie wiem co takiego w tym jest, ale jak patrzę na wspinaczy, nawet jak się nie wspinanją to w ich ruchach jest coś fajnego, taka naturalna gibkość…
Kiedy patrzyłam na zawody na prowadzenie uświadomiłam sobie jedną nie fajną rzecz… niestety moje kolano chore takich ewolucji nie wytrzyma, tak więc chyba muszę się pogodzić z tym, że moje zabawy na ściance będą znacznie ograniczone i będą się sprowadzać do jakichś łatwych dróg.
Zresztą co tu dużo mówić… Boże.. skala trudności tych dróg była taka, ze tylko jedna kobieta przeszła całą drogę, a wśród mężczyzn żaden nie dał rady.
Niewiarygodne ile ci ludzie mają siły w rękach, jak potrafią wisiec na jednej ręce…
Nikt kto nie próbował wspinania się na ściance, nawet nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.
A dzisiaj słonce znowu świeci od rana, więc zaraz jadę na trening i być może dzisiaj ruszę gdzieś w górki.
Edyta się wspina na skałkę w Zurowej ( nasz piekny powiat tarnowski)
a tutaj początkowe kadry z zawodów, na których kiedyś byłam i ścianka na tarnowskim TOSiR, na której miałam okazję się wspinać
http://www.tarnow.pl/index.php/pol/Galeria/Galeria-Miasto/Galeria-Miasto-2010/Uroczyste-otwarcie-wyremontowanego-dworca-PKP
- DST 30.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:15
- VAVG 24.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 listopada 2010
Wspomnienia różnego rodzaju:)
Zaczyna się sezon sportów zimowych. Rekalmują wystepy Justyny Kowalczyk. Muzyka w tych reklamach , to ta sama muzyka, którą grają u GG podczas dekoracji.
To pobudziło moje wspomnienia.
Otworzylam Youtube’a i zaczełam oglądać filmki.
Pomyślałam sobie oglądając je: o rany… po jakich górach my jeździmy!!! Ale jestesmy dzielni!
Zresztą spójrzcie na ten film z Istebnej ( nawet jesteśmy na nim z Krysią, ona w sektorze, ja z boku jej kibicuję, jest i Jbike i inni znajomi).. na ten podjazd na Ochodzitą… O rany.. sama nie wiem jak tam wjechałam, myslałam, ze wiatr mnie zdmuchnie , ze nie utrzymam się na rowerze.
Piękne wspomnienia, cudowne , niezapomniane.
Góry.. gory, maratonowe trasy… jak ja za Wami tęsknię! I jaka szkoda, że żadna telewizja nie pokazuje tych właśnie maratonów. Tych najpiękniejszych tras w Polsce.
Co my tam mamy w tv? Tylko płaski Skandia maraton.
Obejrzyjcie
I jeszcze coś takiego fajnego znalazłam… Oj ten Kraków, w mojej pamięci zostanie na zawsze.
Właśnie takie maratony.. w takich warunkach zapadają w pamięć jak żadne inne….
Hm.. nabrało mnie dzisiaj na wspomnienia.
Może też dlatego, że przesłał mi kolega zdjęcia z Kazimierza.
Pomyslałam sobie: niewiele mają wspolnego z rowerem, ale cóż z tego. Powklejam je sobie na bloga, bo zostaną tu ku wspomnieniu, a tak zaginęłyby gdzieś w czeluściach komputera.
A poza tym warto pokazać kawałek Kazimierza, tym , którzy go nie widzieli.
Z Kazimierza pozostały mi wspomnienia… sliczny magnes na lodówce i bukiet lawendy w łazience
To pobudziło moje wspomnienia.
Otworzylam Youtube’a i zaczełam oglądać filmki.
Pomyślałam sobie oglądając je: o rany… po jakich górach my jeździmy!!! Ale jestesmy dzielni!
Zresztą spójrzcie na ten film z Istebnej ( nawet jesteśmy na nim z Krysią, ona w sektorze, ja z boku jej kibicuję, jest i Jbike i inni znajomi).. na ten podjazd na Ochodzitą… O rany.. sama nie wiem jak tam wjechałam, myslałam, ze wiatr mnie zdmuchnie , ze nie utrzymam się na rowerze.
Piękne wspomnienia, cudowne , niezapomniane.
Góry.. gory, maratonowe trasy… jak ja za Wami tęsknię! I jaka szkoda, że żadna telewizja nie pokazuje tych właśnie maratonów. Tych najpiękniejszych tras w Polsce.
Co my tam mamy w tv? Tylko płaski Skandia maraton.
Obejrzyjcie
I jeszcze coś takiego fajnego znalazłam… Oj ten Kraków, w mojej pamięci zostanie na zawsze.
Właśnie takie maratony.. w takich warunkach zapadają w pamięć jak żadne inne….
Hm.. nabrało mnie dzisiaj na wspomnienia.
Może też dlatego, że przesłał mi kolega zdjęcia z Kazimierza.
Pomyslałam sobie: niewiele mają wspolnego z rowerem, ale cóż z tego. Powklejam je sobie na bloga, bo zostaną tu ku wspomnieniu, a tak zaginęłyby gdzieś w czeluściach komputera.
A poza tym warto pokazać kawałek Kazimierza, tym , którzy go nie widzieli.
Z Kazimierza pozostały mi wspomnienia… sliczny magnes na lodówce i bukiet lawendy w łazience
Jesień w Kazimierzu© lemuriza1972
Kazimierz Wzgórze Trzech Krzyży plus ekipa z tarnowskiego Starostwa:)© lemuriza1972
Jesteśmy w swoim żywiole:), aniołki, świece, filiżanki, kubki, obrazki.. i moja róża turkusowa:)© lemuriza1972
Nad Wisłą w Kazimierzu© lemuriza1972
Kazimierskie figury:)© lemuriza1972
Była tez kolacja i spiewanie piesni różnego rodzaju:)© lemuriza1972
kazimierskie widoczki© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze