Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2013
Dystans całkowity: | 40.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 01:53 |
Średnia prędkość: | 21.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 33.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (76 %) |
Suma kalorii: | 804 kcal |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 40.00 km i 1h 53m |
Więcej statystyk |
Piątek, 29 marca 2013
Święta
Sprawiedliwy świecie przyjdź
Są wspomnienia na marzeniach kurz
Mam sto lat i chciałbym
Tylko trochę dłużej żyć
I co byś chciał?
Kim jesteś teraz powiedz mi?
I co byś chciał?
A co tu najważniejsze jest?
Dobrze, że spotkałem tylu ich
Wyjątkowych zwykłych tak jak ja
I powiedzieli mi
Że bez marzeń pragnień tych
Życie wtedy traci sens
Święta nadchodzą, chociaż patrząc na to co za oknem , to jakoś trudno uwierzyć…
Wszystkim moim Przyjaciołom, Znajomym, Czytelnikom życzę żeby kurz nie osiadał na marzeniach, a jeśli już z różnych powodów tak się zdarzy, to zróbcie wszystko, żeby jak najszybciej się go pozbyć.
Spokojnych Świąt!
Święta, święta...© lemuriza1972
" Łowiecka"© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 marca 2013
Bieganie
„Hej,
Ciut za mało tego jest
Tego życia
Żeby żyć”
Ciut za mało tej wiosny, a właściwie nie ma jej wcale, więc i o energię jakoś trudno, ale miejmy nadzieję, że już za chwileczkę , już za momencik…
Bieganie było w planie wczoraj, ale niemoc mnie bardzo jakaś ogarnęła… jakiś jednodniowy zdrowotny kryzys, więc nic z tego nie wyszło.
No, ale dzisiaj udało mi się już wyjść, chociaż walczyłam z „diabłem”, który szeptał, że zimno, że ciemno, że nieprzyjemnie, ale udało się wygrać i wyjść.
Dzisiaj biegło się dobrze, zrobiłam tylko jedną przerwę. Jest progres w stosunku do poprzednich biegów, kilka minut krócej.
Jak to ostatnio , do Ostrowa, do mostu i z powrotem.
Czas biegu: 0:38
spalone kalorie: 163
spalone kalorie: 328
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 marca 2013
Siatkówka i o Nepalu słów kilka.
Dzisiaj wtorek , więc siatkówka. Trochę pobiegałam, nawet jestem trochę zmęczona, ale czy z powodu niezłej gry czy marnej kondycji? Chyba to drugie jednak, ze smutkiem muszę stwierdzić.
Ale spokojnie.. pracuję nad tym wytrwale i wierzę, że za czas jakiś będzie lepiej, dużo lepiej.
Czytam właśnie książeczkę Olgi Morawskiej "Wakacje w Nepalu".
Cóż.. pisałam niejednokrotnie - marzeniem moim jest zobaczyć najwyższe góry świata.
Stąd też kierunek Nepal jest jak najbardziej słuszny.
Olga napisała:
" Wiem, że jeszcze nieraz wrócę do Nepalu, tylko na razie nie wiem kiedy. Nepal ma magiczną, przyciągającą moc. Kto podda się jej działaniu, pozostanie pod jej wpływem przez całe życie"
Olga pewnie wie co pisze, a ja bardzo chciałabym się przekonać jak na mnie Nepal podziała.. chociaż spodziewać się mogę.
Gdyby nie pewne okoliczności życiowe, to myślę, że przyszłe wakacje to byłby Nepal.
Ale niestety raczej muszę na dzień dzisiejszy te plany odłożyć.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Marzenia są ważne , bardzo ważne, ale czasem trzeba je odłożyć na .. nieco później. A może inaczej - nie marzenia, a ich realizację.
Więc na razie odłożyć muszę, ale nie znaczy, że nie będę marzyć dalej.
I oby tylko Los okazał się łaskawy.
Bardzo chciałabym napisać tutaj kiedyś - BYŁAM W NEPALU.
I zamieścić zdjęcia, MOJE zdjęcia Everestu, Dhaulagiri, Annapurny....
Może więc powinnam napisać:
Wiem, że kiedyś pojadę do Nepalu. Na razie tylko nie wiem kiedy...
Ale spokojnie.. pracuję nad tym wytrwale i wierzę, że za czas jakiś będzie lepiej, dużo lepiej.
Czytam właśnie książeczkę Olgi Morawskiej "Wakacje w Nepalu".
Cóż.. pisałam niejednokrotnie - marzeniem moim jest zobaczyć najwyższe góry świata.
Stąd też kierunek Nepal jest jak najbardziej słuszny.
Olga napisała:
" Wiem, że jeszcze nieraz wrócę do Nepalu, tylko na razie nie wiem kiedy. Nepal ma magiczną, przyciągającą moc. Kto podda się jej działaniu, pozostanie pod jej wpływem przez całe życie"
Olga pewnie wie co pisze, a ja bardzo chciałabym się przekonać jak na mnie Nepal podziała.. chociaż spodziewać się mogę.
Gdyby nie pewne okoliczności życiowe, to myślę, że przyszłe wakacje to byłby Nepal.
Ale niestety raczej muszę na dzień dzisiejszy te plany odłożyć.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Marzenia są ważne , bardzo ważne, ale czasem trzeba je odłożyć na .. nieco później. A może inaczej - nie marzenia, a ich realizację.
Więc na razie odłożyć muszę, ale nie znaczy, że nie będę marzyć dalej.
I oby tylko Los okazał się łaskawy.
Bardzo chciałabym napisać tutaj kiedyś - BYŁAM W NEPALU.
I zamieścić zdjęcia, MOJE zdjęcia Everestu, Dhaulagiri, Annapurny....
Może więc powinnam napisać:
Wiem, że kiedyś pojadę do Nepalu. Na razie tylko nie wiem kiedy...
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 marca 2013
Topienie Marzanny
&feature=youtu.be
Dzień rozpoczęłam od biegania.
Tak więc pobudka dość wcześnie jak na niedzielę. Szybkie i lekkie śniadanko ( musli i jogurt, żeby nie było tego co tydzień temu czyli zbytniego obciążenia śniadaniem) i w drogę. Kiedy zamykałam drzwi, sąsiad wracający skądś tam , powiedział:
Zmarznie pani na rowerze, dzisiaj w nocy było bardzo zimno…
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że ja nie na rower.
Kiedy wyszłam z klatki, przekonałam się, że jest rzeczywiście bardzo, bardzo zimno. No, ale przy bieganiu nie ma to większego znaczenia.
Nie biegło mi się jakoś super, ale tradycyjną trasę do mostu w Ostrowie ( 6 km) zdołałam zrobić. Poza tym przyjemnie, pusto. Rzut oka na zimowy Dunajec i z powrotem do domu, żeby zdążyć obejrzeć wyczyny chłopaków na skoczni w Planicy.
Czas 0:41 min
Średnie tętno 160
Spalone kalorie 324.
Ale to nie był koniec tego dnia, bo aż żal byłoby zmarnować taką piękną, zimową, słoneczną pogodę na siedzenie w domu.
Tak więc po zakończeniu skoków ( trochę szkoda, że skończyła się zima ze skokami i Justyną, było wiele emocji tej zimy), w drogę i na Lubinkę.
Zaparkowaliśmy na parkingu pod Doliną Izy, gdzie stały już 3 auta, tak więc widać , że Dolinka jest popularna. Nic dziwnego, skoro jest tam tak pięknie.
Najpierw jakiś kilometr asfaltem w kierunku Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem wejście na zielony szlak i jeszcze jakieś 500 m pomiędzy domami ( cudne widoki na pola pokryte świeżym śniegiem), a potem już wejście do lasu.
Towarzyszący mi dzisiaj Alek powiedział w pewnym momencie patrząc na widoki: to jest wolność właśnie…
No tak, obcowanie z przyrodą, a zwłaszcza górami daje duże poczucie wolności.
No i tak sobie wędrowaliśmy zielonym szlakiem rowerowym, który zwykle przemierzam na rowerze, podziwiając widoki, aż dotarliśmy do strumyka.
Jakoś kompletnie nie pomyślałam, że przecież jest zima i jakoś przeprawić trzeba będzie się przez strumyk.
Łatwe to nie było ( lód zbyt cienki), zanotowałam nawet spektakularne załamanie się lodu pode mną.
Na szczęście moje nowe górskie buty zniosły to bardzo, bardzo dzielnie.
Kiedy już udało nam się przeprawić przypomniało mi się, że jakieś 100 m dalej jest.. drewniany mostek.
I dalej wędrówka zielonym szlakiem do końca, a potem 3 km delikatnie pod górę lasem ( na rowerze zwykle tamtędy zjeżdżamy).
Spotkaliśmy nawet 5 osób, a biorąc pod uwagę, ze jest to jakieś 12 km od Tarnowa, to byliśmy trochę zdziwieni. Fajnie, że ludziom chce się ruszyć i wyjść na zimowy spacer.
To była pewnie ostatnia zimowa wyprawa tej zimy / wiosny?
No chyba, że uda się jeszcze pojechać w Tatry. Oby.
Czas przejścia: 2 godziny
Kilometrów : 7
Średnie tętno 135
Spalone kalorie: 755
&feature=youtu.be
Dzień rozpoczęłam od biegania.
Tak więc pobudka dość wcześnie jak na niedzielę. Szybkie i lekkie śniadanko ( musli i jogurt, żeby nie było tego co tydzień temu czyli zbytniego obciążenia śniadaniem) i w drogę. Kiedy zamykałam drzwi, sąsiad wracający skądś tam , powiedział:
Zmarznie pani na rowerze, dzisiaj w nocy było bardzo zimno…
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że ja nie na rower.
Kiedy wyszłam z klatki, przekonałam się, że jest rzeczywiście bardzo, bardzo zimno. No, ale przy bieganiu nie ma to większego znaczenia.
Nie biegło mi się jakoś super, ale tradycyjną trasę do mostu w Ostrowie ( 6 km) zdołałam zrobić. Poza tym przyjemnie, pusto. Rzut oka na zimowy Dunajec i z powrotem do domu, żeby zdążyć obejrzeć wyczyny chłopaków na skoczni w Planicy.
Czas 0:41 min
Średnie tętno 160
Spalone kalorie 324.
Ale to nie był koniec tego dnia, bo aż żal byłoby zmarnować taką piękną, zimową, słoneczną pogodę na siedzenie w domu.
Tak więc po zakończeniu skoków ( trochę szkoda, że skończyła się zima ze skokami i Justyną, było wiele emocji tej zimy), w drogę i na Lubinkę.
Zaparkowaliśmy na parkingu pod Doliną Izy, gdzie stały już 3 auta, tak więc widać , że Dolinka jest popularna. Nic dziwnego, skoro jest tam tak pięknie.
Najpierw jakiś kilometr asfaltem w kierunku Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem wejście na zielony szlak i jeszcze jakieś 500 m pomiędzy domami ( cudne widoki na pola pokryte świeżym śniegiem), a potem już wejście do lasu.
Podtrzymuje śnieg, żeby nie zeszła lawina:)© lemuriza1972
Towarzyszący mi dzisiaj Alek powiedział w pewnym momencie patrząc na widoki: to jest wolność właśnie…
No tak, obcowanie z przyrodą, a zwłaszcza górami daje duże poczucie wolności.
Wolność© lemuriza1972
No i tak sobie wędrowaliśmy zielonym szlakiem rowerowym, który zwykle przemierzam na rowerze, podziwiając widoki, aż dotarliśmy do strumyka.
Jakoś kompletnie nie pomyślałam, że przecież jest zima i jakoś przeprawić trzeba będzie się przez strumyk.
Łatwe to nie było ( lód zbyt cienki), zanotowałam nawet spektakularne załamanie się lodu pode mną.
Na szczęście moje nowe górskie buty zniosły to bardzo, bardzo dzielnie.
Kiedy już udało nam się przeprawić przypomniało mi się, że jakieś 100 m dalej jest.. drewniany mostek.
Nad strumykiem© lemuriza1972
Strumyk© lemuriza1972
I dalej wędrówka zielonym szlakiem do końca, a potem 3 km delikatnie pod górę lasem ( na rowerze zwykle tamtędy zjeżdżamy).
Gdzieś na szczycie góry...© lemuriza1972
Spotkaliśmy nawet 5 osób, a biorąc pod uwagę, ze jest to jakieś 12 km od Tarnowa, to byliśmy trochę zdziwieni. Fajnie, że ludziom chce się ruszyć i wyjść na zimowy spacer.
Pinokio© lemuriza1972
To była pewnie ostatnia zimowa wyprawa tej zimy / wiosny?
No chyba, że uda się jeszcze pojechać w Tatry. Oby.
Czas przejścia: 2 godziny
Kilometrów : 7
Średnie tętno 135
Spalone kalorie: 755
&feature=youtu.be
Trochę informacji© lemuriza1972
Zrobiłam napis© lemuriza1972
Zachciało mi się jeść:)© lemuriza1972
Buka z Muminków straszy na Lubince© lemuriza1972
Toast po osiągnięciu najwyższego punktu wycieczki© lemuriza1972
Droga© lemuriza1972
W lesie© lemuriza1972
Błękit© lemuriza1972
Sopelki© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 marca 2013
Podtarnowski Las Radłowski:)
Opis linkahttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ud23iPGKHhc
„ Nie powinniśmy oceniać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych górach świata lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego co robią. Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać”
Wanda Rutkiewicz
Wiosnę mamy podobno.
Zdjęcie zrobione dzisiaj.. czyli 23 marca.
W czwartek w tvp Kultura była premiera filmu o polskim himalaizmie „Art of freedom”.
Piękny film .. góry, wypowiedzi polskich ( i nie tylko , bo wypowiadał się też Messner) himalaistów.
Polecam. Jutro o 14.30 jest powtórka programu, którego częścią był film.
Bardzo spodobała mi się nazwa Sziszapangma.
Pierwsze zimowe wejście na Sziszę zaliczyli w 2005r. Piotr Morawski i Simone Moro – moi himalajscy „ulubieńcy”.
Miało być dzisiaj bieganie, ale wyszedł godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
No cóż.. mamy kalendarzową wiosnę, ale gdzieś sobie poszła… chyba zabłądziła i nie może trafić:).
Dzisiaj cudowna zimowa pogoda, mróz, słońce… czysta energia kiedy się tak po Lesie spacerowało.
Zauważyłam, że Las Radłowski stał się takim sportowym „centrum” dla ludzi z Tarnowa. Dużo osób po nim biega, biega na nartach, rolkach i rzecz jasna jeździ na rowerze.
Dzisiaj też było sporo osób.
Miły, dostarczający endorfin ( to słońce i śnieg) spacer.
Wieczorem jeszcze trochę domowych ćwiczeń.
„ Nie powinniśmy oceniać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych górach świata lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego co robią. Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać”
Wanda Rutkiewicz
Piękna zima tej wiosny:) - Dwudniaki© lemuriza1972
Wiosnę mamy podobno.
Zdjęcie zrobione dzisiaj.. czyli 23 marca.
W czwartek w tvp Kultura była premiera filmu o polskim himalaizmie „Art of freedom”.
Piękny film .. góry, wypowiedzi polskich ( i nie tylko , bo wypowiadał się też Messner) himalaistów.
Polecam. Jutro o 14.30 jest powtórka programu, którego częścią był film.
Bardzo spodobała mi się nazwa Sziszapangma.
Pierwsze zimowe wejście na Sziszę zaliczyli w 2005r. Piotr Morawski i Simone Moro – moi himalajscy „ulubieńcy”.
Miało być dzisiaj bieganie, ale wyszedł godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
No cóż.. mamy kalendarzową wiosnę, ale gdzieś sobie poszła… chyba zabłądziła i nie może trafić:).
Dzisiaj cudowna zimowa pogoda, mróz, słońce… czysta energia kiedy się tak po Lesie spacerowało.
Zauważyłam, że Las Radłowski stał się takim sportowym „centrum” dla ludzi z Tarnowa. Dużo osób po nim biega, biega na nartach, rolkach i rzecz jasna jeździ na rowerze.
Dzisiaj też było sporo osób.
Miły, dostarczający endorfin ( to słońce i śnieg) spacer.
Wieczorem jeszcze trochę domowych ćwiczeń.
Jogging:)© lemuriza1972
Joga:)© lemuriza1972
Jezioro w Lesie© lemuriza1972
Moc błękitu© lemuriza1972
Las Radłowski© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 marca 2013
Bieganie:)
No.. trenują dziewczyny aż miło. Szacunek.
„ Humor dobry. No co zrobić. Trzeba się cieszyć. Nic się nie stało nikomu. Wszyscy żyją”- powiedziałam dzisiaj do moich dziewczyn wychodząc z pracy.
Kogo cytowałam?:)
Dzisiaj bieganie. Wczoraj zrobiłam sobie dzień przerwy, bo trochę czułam kolana po niedzieli, więc wczoraj były tylko ćwiczenia domowe.
Dzisiaj tradycyjnie ( kiedy biegam samotnie) do mostu na Ostrowie i z powrotem.
Dzisiaj już nie było tak ciężko jak w niedzielę, bo prawie nie ma śniegu, momentami tylko trochę pośniegowego błota i kałuż ( miałam prysznic na moście spod kół TIRA).
Ale mimo wszystko nie do końca jestem zadowolona ze swojej dyspozycji ( no bo z napływu endorfin po biegu jak najbardziej).
Jakoś tak ciężko mi się biegło. Może jakiś taki czas mam. Zobaczymy co będzie dalej.
Czas biegu: 0:40
Średnie tętno : 160
Spalone kalorie : 350
A tu dwa filmiki znalezione przypadkiem ( fajnie, że ludzie między treningami potrafią znaleźć czas na zabawę).
W tym pierwszym końcówka jakby żywcem wyjęta z niektórych moich zjazdów na zakręcie na biegówkach.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 marca 2013
Bieganie i jeszcze trochę o górach
Tego linka podrzuciła mi Krysia.
Piosenka, która bardzo mi „podeszła”, a do tego takie piękne widoki.
Dobra, sportowa niedziela – to co wyprawiają „chłopaki” w skokach to coś niesamowitego.
Kiedy Małysz skończył karierę, było wiadomo, że można liczyć na Kamila, ale że na kogoś jeszcze??? Chyba mało kto w to wierzył.
W czwartek odebrałam buty do biegania i w planie było wypróbowanie ich w piątek. No, ale w piątek zaatakowała zima tak, że ledwie przebrnęłam przez zaspy do pracy i z powrotem, a co tu dopiero mówić o bieganiu.
Tak więc domowe ćwiczenia i czekanie na lepszą pogodę.
Lepsza pogoda nadeszła już wczoraj, ale wczoraj byłam w Krakowie. Na szczęście i dzisiaj obudziło mnie słońce. Zjadłam więc śniadanie, przebrałam się w sportowe ciuchy, nowe buty na nogi i w drogę.
Przepiękna , cudowna pogoda… biel śniegu, którego wszędzie masa, a do tego przepięknie świecące słońce.
Buty świetne… naprawdę. Moi koledzy biegacze mówili, że buty w bieganiu to podstawa, ja im wierzyłam, ale potrzeby próbowania nie miałam, aż do teraz.
No i teraz wiem, że rację mieli.
To jest taka różnica jak jazda na „porządnym” rowerze i jazda na makrokeszu.
Niestety buty same nie niosą. Ciężko mi się dzisiaj biegało, nogi jakieś ciężkie ( być może to efekt tego, że biegłam po śniegu, a to niemalże jak bieganie po piasku). Do tego za szybko wyszłam po śniadaniu ( chciałam zdążyć na Kowalczyk) i złapała mnie kolka. Wiadomo, że nie biega się zaraz po jedzeniu… cóż…
W efekcie zamiast jednej przerwy podczas biegania musiałam zrobić aż 3.
Trasa – do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Czas 0:44 min, średnie tętno 160, spalone kalorie 364
Dostałam wczoraj od Przyjaciółki dwie książki ( „Wołanie w górach” Michała Jagiełły i książkę o podróży do Napalu Olgi Morawskiej).
Siedząc w pociągu oglądałam je, próbowałam czytać. Nic z tego.
Jakiś pan, który usiadł naprzeciwko, zapytał czy zdążę przeczytać książkę w pociągu ( ma ponad 700 stron) i że wszyscy teraz się wzięli za książki o górach , po tej tragedii.
Powiedziałam, że ja czytam je od kilku lat ( dokładnie prawie od 5).
Zapytał czy chodzę po górach. Powiedziałam, ze chodzę.
„ a z liną?”
„ Nie”
„ E tam… to takie łażenie” ( dość lekceważący ton w głosie).
Cóż.. przykro mi, że rozczarowałam Pana:) , że nie jestem bohaterką, taterniczką, alpinistką, himalaistką, a zwykłą , przeciętną turystką zakochaną w górach ( ale też nie aspiruję do miana bohaterki).
Miałam ochotę powiedzieć Panu…: to nie takie tam łażenie, to łażenie po szczęście, po widoki, po radość, po energię, którą można czerpać z gór… To łażenie po coś WIELKIEGO.
Ale po co tłumaczyć? Już dawno się przekonałam, że to niewiele daje, jeśli ktoś patrzy na góry tylko w telewizji. Przez szklany ekran nie poczuje się tej magii. Nie ma takiej możliwości.
To mniej więcej tak jak słuchanie muzyki z płyty, i słuchanie na koncercie.
Jeśli ktoś chce posłuchać o moich wędrówkach w góry, czy trasach rowerowych, chętnie opowiadam… ale wtedy , kiedy widzę zainteresowanie tematem.
Pan zobaczył , że przeglądam książkę Morawskiej . Był zorientowany , bo powiedział:
„ A to ta pani.. często występuje w telewizji. No i co .. młodą wdową została. Warto?”
Powiedziałam: młodą wdową można zostać nie mając męża himalaisty.
Mam koleżankę, która została wdową mając 19 lat, bo mąż został potrącony przez samochód…
Pan nic już nie odpowiedział.
Syn Macieja Berbeki na wczorajszej uroczystości powiedział mniej więcej coś takiego.
„ Jesteśmy wdzięczni za góry.
Góry , które ukształtowały tatę i naszą rodzinę”
„ Po każdej wielkiej wspinaczkowej przygodzie spojrzenie Wojtka na życie codzienne zmieniało się totalnie. Góry były jak ogromna miotła, która wymiata wszelkie śmieci, wszystkie drobiazgi, obciążenia związane z codziennym życiem.
Wojtek zawsze wracał z gór odmieniony, oczyszczony, mówiąc językiem zgodnym z jego informatycznym wykształceniem – zresetowany. Jego doświadczenie było identyczne z tym, jakiego doznał norweski odkrywca Borge Ousland, który tak wyjaśnił swoje zamiłowanie do solowych ekspedycji w polarne rejony: „ Idę tam, ponieważ mnie obnażają, staje się jak zwierz i odnajduje swoje prawdziwe oblicze”.
Po każdej ekspedycji Wojtek zdawał się bardziej otwarty na piękno i wsłuchany w świat. Łatwiej akceptował negatywne aspekty życia takie jak stawanie się słabszym, chorym, starszym”.
( o Wojciechu Kurtyce z książki „Ucieczka na szczyt”)
Może więc to rzeczywiście jest tak, ze idziemy nie tylko po piękno, szczęście, endorfiny, reset, widoki ale po jakąś prawdę o sobie?
I jeszcze Ktoś bardzo, bardzo pozytywny. Polecam obejrzeć do końca:)
Trzeba nam więcej takich wesołych, roześmianych, pozytywnych ludzi.
Dunajec zimowy© lemuriza1972
I Dunajec z drugiej strony mostu© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 marca 2013
Siatkówka, bieganie
Szczyt w Karakorum© lemuriza1972
Laila Peak – znany także jako Layla Peak lub Leyla Peak, szczyt w Karakorum, sześciotysięcznik. Dokładna wysokość nie jest znana, różne źródła podają od 6096 do nawet 6614 m n.p.m. Ze względu na swój piękny kształt, bardzo atrakcyjny dla fotografów i wspinaczy, jednak oficjalnie władze Pakistanu nie wydają zezwoleń na jego zdobywanie. Zbudowany ze skał krystalicznych, głównie gnejsów i granitów.
Piękny prawda?
Wczoraj była siatkówka.
O „marności” tej siatkówki wczorajsze świadczą dane z pulsometru – średnie tętno 127, spalone kalorie 494 , czas gry 1 godz 30 min.
Niestety jakoś koledzy i koleżanki chęci nie mieli. Poza tym nie porozgrzewali się ( patrzę na to z lekkim przestrachem zawsze, ja nauczona robić zawsze przed treningiem siatkarskim solidną półgodzinną rozgrzewkę). No i były urazy.
Dzisiaj było bieganie. Pod klasztor na Pszennej, małe kółko po osiedlu domków jednorodzinnych i z powrotem.
Jest coraz lepiej. Tak to czuję. Jestem mniej zmęczona, chyba szybciej idzie nam to bieganie.
Dzisiaj ubrałam inne buty ( przypomniałam sobie,że mam w domu jeszcze jedne sportowe buty kupione w ub roku). Biegło mi się zdecydowanie lepiej, ale jutro jadę po obuwie profesjonalne i mam nadzieję, że kupię.
Jak już pisałam odpuszczam maratony. Zobaczę może gdzieś w połowie sezonu na któryś się przejadę, ot tak dla przypomnienia sobie jak to jest – ścigać się.
Ale póki co powiedziałam – nie. Powiedziałam "nie" z powodu różnych życiowych okoliczności, ale też i chyba pewnego… wypalenia?
Chyba tak. Chyba tak to muszę nazwać. Muszę po prostu odpocząć od tego. Widocznie rok to było mało.
A może to już koniec z maratonami na większą skalę? Czas pokaże. Jak zwykle.
No, ale ponieważ mnie jest trudno żyć bez sportowego celu, to oczywiście sobie takowy wymyśliłam.
Jeśli celem to nazwać mogę.
Dała mi też do myślenia moja sobotnia, górska niedyspozycja.
Bo myślę, że to nie tylko był mój słaby dzień, nie tylko złe warunki atmosferyczne, ale też i kiepska kondycja.
Ubiegły rok co tu dużo mówić, był moim najsłabszym sportowym rokiem od kilku lat. Z pewnością.
Więc wymyśliłam sobie cel – poprawienie i to znaczne mojej kondycji, co będę realizować różnymi środkami, przede wszystkim poprzez bieganie, rower i ćwiczenia.
Po co? Bo nie lubię być.. słaba fizycznie?
No nie lubię i tyle:).
Ale najważniejsze jest to, że chce znowu bez strasznego bólu, móc wedrować po górach 8,10 godzin, nawet w zimie. Tak jak kiedyś.
Mam CEL i od razu jakoś tak chętniej się wstaje, ćwiczy i żyje.
A dzisiaj 54 minut biegania ( z przerwą na jakiś tak 6 minutowy marsz)
Średnie tętno: 152
Spalone kalorie: 415
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 marca 2013
Samotność krótkodystansowca
Często można posłuchać tej piosenki w Radiu Kraków.
Fajne słowa.
Dzisiaj było trochę ćwiczeń domowych i bieganie.
Samotność krótkodystansowca.
Ponieważ biegłam sama, nie odważyłam się biec pod klasztor na Pszennej, żeby się tam dostać trzeba się „przebić” przez superciemny park.
Tak więc do Ostrowa na most na Dunajcu i z powrotem. To jest pewnie jakieś 5 km.
Zeszło mi 41 minut, w tym było 5 minut marszu.
Człapię sobie dalej, ale chyba jest już lepiej.
Dzisiaj zdecydowałam się kupić profesjonalne buty do biegania. Te , w których biegam masakrują mi stopy, a i na kolana pewnie nie najlepiej działają.
Oczywiście nie zamierzam zajmować się jakoś profesjonalnie bieganiem, jednak rower to rower, a i dla kolan jest najlepszy, ale może od czasu do czasu sobie pobiegam , więc myślę, że to będzie dobra „inwestycja”.
Dzisiaj 41 minut, średnie tętno 160, spalone kalorie 338.
Wczoraj słyszałam w Trójce krótką rozmowę z Anną Dereszowską, która została ambasadorem Coca Cola Cup.
Twierdziła, że nieprzypadkowo, bo jest wielką fanką sportu, biega, jeździ na rowerze.
Dziennikarz zapytał: dlaczego lubi się pani zmęczyć?
Dereszowska ze śmiechem: bo łeb mi wtedy odpoczywa…
Prosto, ale prawdziwie.
Wróciłam do książki B. McDonald „ Ucieczka na szczyt” ( o polskich himalaistach).
Cytat taki znalazłam:
„ Nie zapominajcie o tych, którzy pozostali w górach, czuwających przy ogniskach, strzegących wysokich przełęczy. Przełęczy, które chcecie przemierzyć. Ich wyniosła wytrwałość, możecie ją nazwać szaleństwem. Pomyślcie jednak o tych dniach, kiedy też marzyliście… Nie spieszcie zapominać tych, którzy pozostali w górach, zdeterminowanych do końca. Może kroczą ciągle po mglistej ścieżce, którą wy porzuciliście”.
Za chwilę u Lisa, znowu padnie pytanie: dlaczego tak ryzykują?
No ciekawa jestem odpowiedzi himalaistów.
Chociaż ja to w sumie wiem.
Po przeczytaniu wiele książek o wysokogórskich wyprawach, po moich wycieczkach w zimowe Tatry, wiem.
PS
Oglądam.. Pustelnik, Załuski, Baranowska i Olga Morawska ( coś czułam, że będzie).
Bardzo mądre słowa Morawskiej.
" Nie odwodziłam męża od chodzenia w góry. Nie odwodzi się od czegoś kogoś kto w coś bardzo wierzy, bo uczyniłoby się go nieszczęśliwym"
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 marca 2013
Zostają góry
Nie udało się wczoraj popatrzeć na góry, ale myślę dzisiaj o nich intensywnie.
Wyjęłam książkę Piotra Morawskiego „Zostają góry”.
Na szczęście jeszcze jedna jego książka „uchowała się” na moich półkach. Druga, moja ukochana , książka Piotra i jego żony nie została mi oddana. Nie lubię tego. I nie chodzi o materialną wartość książki. Chodzi o wartość sentymentalną. Po pierwsze to jest wyjątkowa książka o miłości człowieka do człowieka i miłości człowieka do gór, po drugie dostałam ją w urodzinowym prezencie od Przyjaciółki. Ale cóż.. na szczęście jest jeszcze ta druga.
„Zostają góry” to wspomnienia z wypraw, przepiękne zdjęcia Piotra z najwyższych gór świata, jego felietony a także wspomnienia o nim m.in. Simone Moro , Krzysztofa Wielickiego, Piotra Pustelnika.
Polecam.
„ Kiedyś wyjeżdżałem w góry i nie mogłem uwolnić się od życia w Wielkim Mieście. Myślałem , tęskniłem. Dwa światy splatały się w jeden. W tym roku ze zdziwieniem zauważyłem, że jestem w górach dla samych gór. Więcej. Kiedy wracam, potwornie brakuje mi gór. A właściwie wszystkiego co w nich jest.
Są takie proste. Trzeba napierać, zastanawiam się co zjeść, jak się odlać, kiedy wieje ponad 100 km/h ile jeszcze dni.. do cholery będziemy czekać na pogodę. Nie ma rachunków, nie ma pracy, nie ma przerażającej szybkości dnia powszedniego.
Wracam z gór naładowany pozytywną energią, pełen sił do działania. W ciągu kilku miesięcy tworzę swoją wizję tego co może być w Wielkim Mieście. Niestety rozbija się to w spotkaniu z rzeczywistością. Rzeczywistość pochłania, rozdrabnia, wkręca w swoje tryby.
Tylko z drugiej strony, co jest rzeczywistością? Góry? Wielkie Miasto? Siedzę na ławce w parku, spadają liście z drzew. Spieszę się na jakieś spotkanie. Nie mogę się jednak powstrzymać, żeby się nie zatrzymać żeby popatrzeć na liście. Hm, może się starzeję? A może to góry żyją jeszcze we mnie, nie tylko na wyprawach? Może to tęsknota za tym co było, albo za tym co będzie? Czy to ważne? Muszę iść na spotkanie i tyle.
Jesień w pełni. Nadchodzi zima. Czas zejść do piwnicy, wyciągnąć dziaby, podostrzyć je trochę. Niedługo wsiądę w pociąg i pojadę na południe.
Czy w ogóle warto zastanawiać się nad tymi wszystkimi sprawami? Lepiej po prostu robić swoje.
Czego wszystkim życzę. I jak najwięcej udanych wejść, wspaniałych dróg i udanych powrotów. Bo przecież robimy to wszystko dla siebie i to od nas zależy jak wiele radości nam to przyniesie.
Do zobaczenia na szlaku!”
Piotr Morawski
„ Straciłem wielu przyjaciół w ciągu ostatnich kilku lat. Zanim zamknąłem tę długą i pełną bólu listę imion, twarzy, słów wypowiedzianych i usłyszanych, doliczyłem się 25 nazwisk. Piotr Morawski jest na niej ostatnią osobą, której los wstrząsnął mną i zmusił żebym pomyślał, kim jestem, co robię i dlaczego to robię?
W głębi duszy obieram tę samą drogę, co Piotr i każdy, kto przed nim kroczył nią do ostatniej sekundy życia. Dla nas odrzucenie alpinizmu równałoby się wyrzeczeniu miłości. Nie zna się powodu, dla którego się wspina, nie zna się również powodu dla którego kocha się drugą osobę. Mimo, że niektóre argumenty jak niebezpieczeństwo, koszty czy trudności powinny zmienić nasze myślenie, tak jak zobowiązanie się do odrzucenia miłości osoby zbyt młodej, starej czy odmiennej, to rzeczywistość popycha nas w stronę irracjonalizmu, w stronę podążania za szczęściem i spokojem, uleganiu niepohamowanemu impulsowi”
Simone Moro
„ Góry są dla nas naturalną areną, gdzie igrając na krawędzi życia i śmierci, znaleźliśmy wolność, której szukaliśmy na oślep, wolność potrzebną jak chleb”
Maurice Herzog
Tak mówią oni… ci którzy się wspinają albo .. wspinali.
Często po takich tragediach jak ta na Broad Pik pojawia się pytanie: po co tak ryzykować.. że to jest egoizm … że przecież mają rodziny… dzieci.
Pamiętam fragment wywiadu z Anną Milewską, żoną Andrzeja Zawady ( wywiad z książki Olgi Morawskiej „Góry na opak”).
Milewska zapytana czy nigdy nie żądała od męża żeby przestał się wspinać , powiedziała:
Nie. Ja pokochałam go właśnie takiego. Z taką pasją. Gdyby przestał się wspinać, nie byłby już tą samą osobą, którą pokochałam.
Nie mam aż takiej pasji jak mają albo mieli ONI.
Jak dla mnie mocarze, bohaterowie, najsilniejsi , najmocniejsi, najbardziej odważni ludzie na ziemi. Himalaiści.
Ale cieszę się, że pokochałam góry.
Że uwielbiam stawać na szczytach. Nie staje na nich po to, żeby się pochwalić, że na nich byłam.
Uwielbiam na nich stawać, bo tam naprawdę czuję się SOBĄ.
Bo tam naprawdę czuję życie i tam najpełniej wiem, że jest PIĘKNE i dużo warte.
Góry mnie o tym przekonują.. całym swoim majestatem.
Dostaje od nich tyle szczęścia i radości.. i chciałabym żeby to trwało jak najdłużej.
Zdjęcia autorstwa Mirka
Lepszy świat© lemuriza1972
Słońce nad górami© lemuriza1972
Za mgłą© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze