Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 662.50 km (w terenie 257.00 km; 38.79%) |
Czas w ruchu: | 30:54 |
Średnia prędkość: | 21.44 km/h |
Suma podjazdów: | 1960 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 41.41 km i 1h 55m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Maraton krakowski - relacja
Powerade MTB Maraton Kraków 30 sierpnia 2009 Maraton nr 18
Czas: 3 h 57 min
Miejsce w kat. 7
Bardzo obawiałam się tego maratonu. Dwa tygodnie przed maratonem naprawdę słabo jeździłam, ponieważ rower mocno szwankował.
Najpierw poszło łożysko w korbie, potem łańcuch się nie przyjął, trzeba było wymienić kasetę.
Po wymianie łożyska, coś dalej strzelało w rowerze.. Okazało się, ze piasta.
Jak piasta poszła do wymiany ,okazało się, że popękały szprychy…
Wszystkie trzeba było wymienić.
Ledwie zdążylam. Rower odebrałam o 13 w sobotę. W niedzielę maraton.
Padał deszcz wiec po południu w sobotę podjechałam jedna górkę żeby tylko sprawdzić czy w wszystko działa.
Do tego fatalna sobota… taki miałam nastrój, ze szok.
W ogóle nie miałam determinacji i chęci na jazdę w Krakowie.
Nie mogłam zasnąć, jak zasnęłam, spałam niespokojnie.
Bałam się żeby nie powtórzyła się Krynica.
Wieczorem jeszcze wymieniałyśmy maile z Pauliną z Krakowa. Tez miała problemy z rowerem i też jakoś brak ochoty na jazdę ( ostatecznie wygrała!!!!)
Ale… jakos rano było lepiej. Słońce świeciło i jak już na miejscu przebrałam się i trochę pokręciłam po Bloniach, jak stanęłam na starcie, usłyszałam muzyczkę tę golonkową… już było dobrze.
Powtarzałam sobie: Iza, przyjechałas tutaj żeby zawalczyc o jak najwięcej punktów do generalki. Nie myśl o miejscu, ono jest nieważne, ważne żeby strata do pierwszej nie była bardzo duża.
Jak to w Krakowie masa znajomych.
Na Błoniach zaczęlam średnio- mocno:), wiedziałam, ze nie wolno mi się zajechać na początku i nie dałam się podpuścić tym gnającym.
Efekt.. na asfalcie pierwsza kraksa, pewnie jakis niecierpliwy zahaczył kogoś przy wyprzedzaniu.
Ile razy już to widziałam!
Podjazd pod ZOO w normie.
Jadę mocno, bardzo mocno.
Jeszcze na asfalcie mijam Ankę z Bydgoszczy, potem Beatę z Kielc.
Cały czas mocno. Czy nie za mocno?
Patrzę na licznik po kilkunastu kilometrach , srednia prawie 20.
No nieżle.
Mijam Adę Jarczyk. Potem ona mija mnie, ale na zjeździe utrzymuje się tuz za nią:) co za niespodzianka, zawsze jechała szybciej.
I znowu ją mijam:)
Ale ok. 30 km zaczynam już czuć zmęczenie i pojawiają się pierwsze mysli pt: Kobieto… skoncz z tym ściganiem. To nie dla ciebie. Po co ty się tak meczysz? Po co ci te podjazdy?
Po co ci te maratony? Konczysz z tym.. zadnego ścigania w przyszłym roku…
To taki mój wewnętrzny diabeł się odzywa. Na szczęście jest też anioł. Anioł Stróż , który podpowiada: Iza, to tylko głowa, nogi jeszcze mogą.
Iza, walcz. Po to tu przyjechałaś.
Anioł, który podpowiada, za kazdym razem kiedy popatrzę na oznaczenie grupy krwi na mostku mam sobie przypomnieć: pełny obrót, pelny obrót, ciągnij:) będziesz szybciej jechać
( niestety chociaż jeżdzę w spd już trzeci rok to z tym obrotem jest jeszcze problem).
Mirek mi podowiedział, zebym znalazła taki punkt w rowerze, który będzie mi to przypominał.
Jak sobie przypominam i ciągnę pełny obrót jest moc:) czasem aż sama siebie zadziwiam jak ide pod górę:)
Gdzieś w okolicach Kryspinowa nietypowy nagi kibic płci męskiej krzyczy: wyścig pokoju był w maju.
Pierwszy zjazd z serii tych trudniejszych.. spokojnie.
To pokazuje mi jak wiele się nauczyłam w ciągu ostatniego roku.
Przeciez dwa lata temu to było dla mnie niemozliwe do przejechania tak spokojnie.
Niestety Wąwóz Kochanowski tym razem nie przejechany.
Chciałam spróbować, ale rozpędziłam się na poczatku i zamiast skręcić , pojechalam prosto, a potem to już musiałam początek schodzić.
Kiedy wsiadałam na rower i chciałam już zjeżdzać.. ktos przede mną zszedł z roweru bo wczesniej ktoś upadł.. i po jeździe.
Tutaj minęła mnie Ada i niestety już jej nie widziałam potem:)
Gdzieś w lesie na podjeździe znowu jakis maruder schodzi z roweru i ja też musze zejść, mija mnie Paweł Przybyło z MPECU i krzyczy: Iza nie pękaj..
Odpowiadam: to nie ja pękam, tylko ci przede mną.
I wsiadam tak szybko na rower jak mogę, krzycząc do jakiegoś chłopaka przede mną: Gonimy tego zielonego.
I gonimy.
Łatwo nie jest, ale zaczyna się podjazd i na tym podjeździe dojezdzam do Pawła, popychając go ręką i mówiąc: trzeba panu pomóc…
Paweł mówi: jakbym ważyl tyle co ty, też bym tak podjeżdzał.
Po prawek stronie widzę znajomą koszulkę: Madbikers Mielec, jeszcze tylko rzut oka na ramę i już wiem kto jedzie. Robert.
Podjeżdzam i mowię: temu panu też trzeba pomóc:) i popycham go lekko pod górę.
Rozmawiamy jeszcze chwilę z Pawłem, ale potem mi odjeżdza.
Na 40 km łapie mnie kolka, z ktorą nie mogę sobie poradzić już do końca.
Ciężko oddychać.
Jadę coraz wolniej, ale czas wciąż jest dobry i średnia niezła.
Na którymś ze zjazdów smierć zagląda mi w oczy. Rower rozpędzony wpada w jakąś koleinę, prędkośc jest ogromna.. o milimetry mijam drzewo, Aż mi się zimno zrobiło.
Gdybym na to drzewo wpadła z tą prędkoscią , nie byłoby chyba co zbierać.
No i jadę sobie.. wciąż się mobilizując i powtarzając w kółko: Głowa mowi nie, nóżki jeszcze mogą.
Iza jeszcze trochę i będzie upragniona meta. Masz dobry czas. Będzie lepszy niż w ub roku, tylko się trochę jeszcze postaraj.
10 km do mety.
Wiem, ze zbliżam się do zjazdu w Lasku Wolskim, którego jeszcze nie pokonalam jadąc maratony w Krakowie, a to było zadanie na ten rok.Pokonać bestię.
Sił już mało, koncentracja coraz słabsza…
Jest. Mój pogromca z lat ubiegłych.
Myślę: jechać? Nie jechac?
W koncu zapada decyzja: muszę spróbować…
Wybieram inną ścieżkę niż w ubieglych latach. Decyzja okaże się słuszna. Końcówka ciężka, mamroczę pod nosem: kurwa…. Co zapewne słyszą kibice.
Ale zjeżdzam!!!!
Zjeżdzam!!! Iza udało się, mowię do siebie… i mam łzy w oczach, ze szczęścia!
Jaka radość! Jeden glupi zjazd.
Teraz jeszcze trochę męczarni w Wolskim i … już majaczą się w głowie Błonia.
I jeszcze trochę mobilizacji… Iza możesz, jeszcze możesz. Już niedaleko.
Na Błoniach wyprzedzam jednego pana, ale niestety daje się wyprzedzić jednej pani… próbuje się ścigać, ale okazuje się.. mocniejsza. Niewiele ale jednak.
Na mecie wita mnie znajoma z Krakowa.
Potem spotykam jeszcze wielu znajomych, niektóre spotkania to bardzo mile niespodzianki.Np mój kolega z liceum:), ktory rok temu przeniósl sie do Krakowa.
Miejsce 7, ale już w domu okazuje się, ze to mój najlepszy punktowo tegoroczny wynik, ze w generalce wskoczyłam z 13 na 8 miejsce i ze na Istebną mam sektor.
Iza, było nieźle. Do ideału jeszcze sporo brakuje ale było nieźle.
Trasa miała być po deszczach trudna, ale blota prawie nie było, zaledwie kilka kałuz.
Rower jednak brudny, sama nie wiem kiedy się tak ubrudził:)
Czas: 3 h 57 min
Miejsce w kat. 7
Bardzo obawiałam się tego maratonu. Dwa tygodnie przed maratonem naprawdę słabo jeździłam, ponieważ rower mocno szwankował.
Najpierw poszło łożysko w korbie, potem łańcuch się nie przyjął, trzeba było wymienić kasetę.
Po wymianie łożyska, coś dalej strzelało w rowerze.. Okazało się, ze piasta.
Jak piasta poszła do wymiany ,okazało się, że popękały szprychy…
Wszystkie trzeba było wymienić.
Ledwie zdążylam. Rower odebrałam o 13 w sobotę. W niedzielę maraton.
Padał deszcz wiec po południu w sobotę podjechałam jedna górkę żeby tylko sprawdzić czy w wszystko działa.
Do tego fatalna sobota… taki miałam nastrój, ze szok.
W ogóle nie miałam determinacji i chęci na jazdę w Krakowie.
Nie mogłam zasnąć, jak zasnęłam, spałam niespokojnie.
Bałam się żeby nie powtórzyła się Krynica.
Wieczorem jeszcze wymieniałyśmy maile z Pauliną z Krakowa. Tez miała problemy z rowerem i też jakoś brak ochoty na jazdę ( ostatecznie wygrała!!!!)
Ale… jakos rano było lepiej. Słońce świeciło i jak już na miejscu przebrałam się i trochę pokręciłam po Bloniach, jak stanęłam na starcie, usłyszałam muzyczkę tę golonkową… już było dobrze.
Powtarzałam sobie: Iza, przyjechałas tutaj żeby zawalczyc o jak najwięcej punktów do generalki. Nie myśl o miejscu, ono jest nieważne, ważne żeby strata do pierwszej nie była bardzo duża.
Jak to w Krakowie masa znajomych.
Na Błoniach zaczęlam średnio- mocno:), wiedziałam, ze nie wolno mi się zajechać na początku i nie dałam się podpuścić tym gnającym.
Efekt.. na asfalcie pierwsza kraksa, pewnie jakis niecierpliwy zahaczył kogoś przy wyprzedzaniu.
Ile razy już to widziałam!
Podjazd pod ZOO w normie.
Jadę mocno, bardzo mocno.
Jeszcze na asfalcie mijam Ankę z Bydgoszczy, potem Beatę z Kielc.
Cały czas mocno. Czy nie za mocno?
Patrzę na licznik po kilkunastu kilometrach , srednia prawie 20.
No nieżle.
Mijam Adę Jarczyk. Potem ona mija mnie, ale na zjeździe utrzymuje się tuz za nią:) co za niespodzianka, zawsze jechała szybciej.
I znowu ją mijam:)
Ale ok. 30 km zaczynam już czuć zmęczenie i pojawiają się pierwsze mysli pt: Kobieto… skoncz z tym ściganiem. To nie dla ciebie. Po co ty się tak meczysz? Po co ci te podjazdy?
Po co ci te maratony? Konczysz z tym.. zadnego ścigania w przyszłym roku…
To taki mój wewnętrzny diabeł się odzywa. Na szczęście jest też anioł. Anioł Stróż , który podpowiada: Iza, to tylko głowa, nogi jeszcze mogą.
Iza, walcz. Po to tu przyjechałaś.
Anioł, który podpowiada, za kazdym razem kiedy popatrzę na oznaczenie grupy krwi na mostku mam sobie przypomnieć: pełny obrót, pelny obrót, ciągnij:) będziesz szybciej jechać
( niestety chociaż jeżdzę w spd już trzeci rok to z tym obrotem jest jeszcze problem).
Mirek mi podowiedział, zebym znalazła taki punkt w rowerze, który będzie mi to przypominał.
Jak sobie przypominam i ciągnę pełny obrót jest moc:) czasem aż sama siebie zadziwiam jak ide pod górę:)
Gdzieś w okolicach Kryspinowa nietypowy nagi kibic płci męskiej krzyczy: wyścig pokoju był w maju.
Pierwszy zjazd z serii tych trudniejszych.. spokojnie.
To pokazuje mi jak wiele się nauczyłam w ciągu ostatniego roku.
Przeciez dwa lata temu to było dla mnie niemozliwe do przejechania tak spokojnie.
Niestety Wąwóz Kochanowski tym razem nie przejechany.
Chciałam spróbować, ale rozpędziłam się na poczatku i zamiast skręcić , pojechalam prosto, a potem to już musiałam początek schodzić.
Kiedy wsiadałam na rower i chciałam już zjeżdzać.. ktos przede mną zszedł z roweru bo wczesniej ktoś upadł.. i po jeździe.
Tutaj minęła mnie Ada i niestety już jej nie widziałam potem:)
Gdzieś w lesie na podjeździe znowu jakis maruder schodzi z roweru i ja też musze zejść, mija mnie Paweł Przybyło z MPECU i krzyczy: Iza nie pękaj..
Odpowiadam: to nie ja pękam, tylko ci przede mną.
I wsiadam tak szybko na rower jak mogę, krzycząc do jakiegoś chłopaka przede mną: Gonimy tego zielonego.
I gonimy.
Łatwo nie jest, ale zaczyna się podjazd i na tym podjeździe dojezdzam do Pawła, popychając go ręką i mówiąc: trzeba panu pomóc…
Paweł mówi: jakbym ważyl tyle co ty, też bym tak podjeżdzał.
Po prawek stronie widzę znajomą koszulkę: Madbikers Mielec, jeszcze tylko rzut oka na ramę i już wiem kto jedzie. Robert.
Podjeżdzam i mowię: temu panu też trzeba pomóc:) i popycham go lekko pod górę.
Rozmawiamy jeszcze chwilę z Pawłem, ale potem mi odjeżdza.
Na 40 km łapie mnie kolka, z ktorą nie mogę sobie poradzić już do końca.
Ciężko oddychać.
Jadę coraz wolniej, ale czas wciąż jest dobry i średnia niezła.
Na którymś ze zjazdów smierć zagląda mi w oczy. Rower rozpędzony wpada w jakąś koleinę, prędkośc jest ogromna.. o milimetry mijam drzewo, Aż mi się zimno zrobiło.
Gdybym na to drzewo wpadła z tą prędkoscią , nie byłoby chyba co zbierać.
No i jadę sobie.. wciąż się mobilizując i powtarzając w kółko: Głowa mowi nie, nóżki jeszcze mogą.
Iza jeszcze trochę i będzie upragniona meta. Masz dobry czas. Będzie lepszy niż w ub roku, tylko się trochę jeszcze postaraj.
10 km do mety.
Wiem, ze zbliżam się do zjazdu w Lasku Wolskim, którego jeszcze nie pokonalam jadąc maratony w Krakowie, a to było zadanie na ten rok.Pokonać bestię.
Sił już mało, koncentracja coraz słabsza…
Jest. Mój pogromca z lat ubiegłych.
Myślę: jechać? Nie jechac?
W koncu zapada decyzja: muszę spróbować…
Wybieram inną ścieżkę niż w ubieglych latach. Decyzja okaże się słuszna. Końcówka ciężka, mamroczę pod nosem: kurwa…. Co zapewne słyszą kibice.
Ale zjeżdzam!!!!
Zjeżdzam!!! Iza udało się, mowię do siebie… i mam łzy w oczach, ze szczęścia!
Jaka radość! Jeden glupi zjazd.
Teraz jeszcze trochę męczarni w Wolskim i … już majaczą się w głowie Błonia.
I jeszcze trochę mobilizacji… Iza możesz, jeszcze możesz. Już niedaleko.
Na Błoniach wyprzedzam jednego pana, ale niestety daje się wyprzedzić jednej pani… próbuje się ścigać, ale okazuje się.. mocniejsza. Niewiele ale jednak.
Na mecie wita mnie znajoma z Krakowa.
Potem spotykam jeszcze wielu znajomych, niektóre spotkania to bardzo mile niespodzianki.Np mój kolega z liceum:), ktory rok temu przeniósl sie do Krakowa.
Miejsce 7, ale już w domu okazuje się, ze to mój najlepszy punktowo tegoroczny wynik, ze w generalce wskoczyłam z 13 na 8 miejsce i ze na Istebną mam sektor.
Iza, było nieźle. Do ideału jeszcze sporo brakuje ale było nieźle.
Trasa miała być po deszczach trudna, ale blota prawie nie było, zaledwie kilka kałuz.
Rower jednak brudny, sama nie wiem kiedy się tak ubrudził:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Przejażdżka rozjazdowa pomaratonowa:)
Do sklepu Mirka Bieniasza i z powrotem, troche naokoło ( przez Klikową i czerwonym pieszym do Krzyża). Cel - obejrzenie ewentualnego nowego roweru.
im bliżej zakupu.. tym bardziej mi żal mojego wysłużonego Magnusa, ze przestanie ze mną jeździć na zawody.
Nienormalna jestem prawda?
No ale tak jakoś czuję.
Nawet dzisiaj go pogłaskałam i podziekowałam bo tak dobrze sie sprawuje na zawodach i mnie nie zawodzi, a przejechał juz ze mną 8 maratonów w tym roku a 18 w ogóle.
im bliżej zakupu.. tym bardziej mi żal mojego wysłużonego Magnusa, ze przestanie ze mną jeździć na zawody.
Nienormalna jestem prawda?
No ale tak jakoś czuję.
Nawet dzisiaj go pogłaskałam i podziekowałam bo tak dobrze sie sprawuje na zawodach i mnie nie zawodzi, a przejechał juz ze mną 8 maratonów w tym roku a 18 w ogóle.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 sierpnia 2009
Maraton Kraków na gorąco
a tak sie bałam tego maratonu:)
a poszło.. dobrze.
Miejsce co prawda 7 w kategorii, ale zdobyłam najwiecej punktow z dotychczasowych startów w Poweradzie.
O to mi chodzilo.. podciągnąć sie w generalce.
jechało sie... dobrze, do 30 km nawet bardzo dobrze ( pomimo drobnych dolegliwości zdrowotnych i opadającej sztycy... sie jednak zepsuła i opada), po 40 km złapała mnie kolka z która nie poradziłam sobie już do konca. Cięzko było oddychać.
ale dojechałam w czasie 3 h 57 min ( w ub roku 4 h 17 min), wiec chyba jest widoczny postep, bo dzisiaj trasa juz nie była taka sucha jak w ub roku.
P.S udało się!!!! przynajmniej na dzień dzisiejszy. wskoczyłam do 10.
Żeby to utrzymać , musze na swoim poziomie pojechać Istebną
http://sportchallenge.cz/pl/vybrat_zavod/generalka?add=_gg&special;=&id_kategorie=2&kategorie=K3
hurra... ma tez III sektor na Istebną:)
a poszło.. dobrze.
Miejsce co prawda 7 w kategorii, ale zdobyłam najwiecej punktow z dotychczasowych startów w Poweradzie.
O to mi chodzilo.. podciągnąć sie w generalce.
jechało sie... dobrze, do 30 km nawet bardzo dobrze ( pomimo drobnych dolegliwości zdrowotnych i opadającej sztycy... sie jednak zepsuła i opada), po 40 km złapała mnie kolka z która nie poradziłam sobie już do konca. Cięzko było oddychać.
ale dojechałam w czasie 3 h 57 min ( w ub roku 4 h 17 min), wiec chyba jest widoczny postep, bo dzisiaj trasa juz nie była taka sucha jak w ub roku.
P.S udało się!!!! przynajmniej na dzień dzisiejszy. wskoczyłam do 10.
Żeby to utrzymać , musze na swoim poziomie pojechać Istebną
http://sportchallenge.cz/pl/vybrat_zavod/generalka?add=_gg&special;=&id_kategorie=2&kategorie=K3
hurra... ma tez III sektor na Istebną:)
- DST 68.00km
- Teren 55.00km
- Czas 03:57
- VAVG 17.22km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 sierpnia 2009
Motywacja
Próbuję:)
Na początek pusciłam sobie Fragmę i Memory.
Teraz obejrzałam to:
http://www.sport.pl/sport/1,65025,6975262,Maja_Wloszczowska_niebezpiecznie_upadla_przed_MS_w.html
Raz jeszcze , bo wczoraj już oglądałam.
Niezłe twardzielki prawda?
Twardym trzeba być...
Kobieto, dasz radę! Tylko uwierz, ze bedziesz sie cieszyć z tej jazdy.
Uwierz!
Na początek pusciłam sobie Fragmę i Memory.
Teraz obejrzałam to:
http://www.sport.pl/sport/1,65025,6975262,Maja_Wloszczowska_niebezpiecznie_upadla_przed_MS_w.html
Raz jeszcze , bo wczoraj już oglądałam.
Niezłe twardzielki prawda?
Twardym trzeba być...
Kobieto, dasz radę! Tylko uwierz, ze bedziesz sie cieszyć z tej jazdy.
Uwierz!
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 sierpnia 2009
Jeden dzień do zawodów
Odebrałam rower z serwisu.
niestety trzeba było wymienić wszystkie szprychy i nyple.
mam teraz szprychy jak w rowerze z marketu:(. Przednie koło ze czarnymi szprychami i czerwonymi nyplami, tylne ze szprychami stalowymi i takimi samymi nyplami.
Cóż.. nie dało sie inaczej... przynajmniej szprychy mocno naciągniete i na pewno bedzie bezpieczniej.
a ponieważ noszę sie z zamiarem kupna nowego roweru to chyba.. nie czas żałowac polamanych szprych:).
ale.. moze nie jestem do konca normalna, ale jakos tak szkoda mi mojego okaleczonego Magnusa...
P.S. Mój okaleczony Magnus to jakby inny już rower:(
Byłam popróbować czy wszystko działa ok.
Trzaski ustały, wiec to na plus, ale... albo to moja autosugestia, albo tak jest...
Rower jakby cięzszy zdecydowanie się zrobił... Mam wrażenie jakbym potrzbowała dwa razy wiecej siły zeby go "napędzić".
Cięzko pod gorę było....
a moze to ja po prostu siły nie mam...
Czuję zniechęcenie.. boję się ze tak bede myślec jutro podczas jazdy o tym odmienionym Magnusie... ze wszystko zepsuje.
Co tu zrobić?
Jak sie przekonać, ze rower sam nie jedzie, ze dużo zalezy też ode mnie?
Muszę coś wymyslić:), bo inaczej to lepiej w ogóle nie jechać.
Czuję sie zupełnie jak przed krynicą, jakbym na starcie założyła, ze nie ma sensu ta jazda.
Kobieto... co z tobą????
weź się w garść!!!!
Leje dzisiaj, wiec znowu zapowiada się... błotna walka...
Cóż z jednej strony naprawdę w tym sezonie dosyć juz bylo takich maratonów. Z drugiej strony moze to dobrze... maraton krakowski jadę 3 raz i nie wzbudza emocji takich jak trasa nieznana. Moze dzięki błotnemu urozmaiceniu będzie sie wspominać ten krakowski maraton?
Zobaczymy.
jedno jest pewne... problem opon mi sie sam rozwiązał.
Mam w zasadzie tylko bulldogi, cała reszta to juz w zasadzie slicki ( takie są wytarte), wiec ... zakładam bulldogi i po sprawie.
Powoli zaczynam myślec o jutrze, chociaż myśli mam jeszcze zaprzątniete innymi rzeczami, które mnie dzisiaj "męczą".
niestety trzeba było wymienić wszystkie szprychy i nyple.
mam teraz szprychy jak w rowerze z marketu:(. Przednie koło ze czarnymi szprychami i czerwonymi nyplami, tylne ze szprychami stalowymi i takimi samymi nyplami.
Cóż.. nie dało sie inaczej... przynajmniej szprychy mocno naciągniete i na pewno bedzie bezpieczniej.
a ponieważ noszę sie z zamiarem kupna nowego roweru to chyba.. nie czas żałowac polamanych szprych:).
ale.. moze nie jestem do konca normalna, ale jakos tak szkoda mi mojego okaleczonego Magnusa...
P.S. Mój okaleczony Magnus to jakby inny już rower:(
Byłam popróbować czy wszystko działa ok.
Trzaski ustały, wiec to na plus, ale... albo to moja autosugestia, albo tak jest...
Rower jakby cięzszy zdecydowanie się zrobił... Mam wrażenie jakbym potrzbowała dwa razy wiecej siły zeby go "napędzić".
Cięzko pod gorę było....
a moze to ja po prostu siły nie mam...
Czuję zniechęcenie.. boję się ze tak bede myślec jutro podczas jazdy o tym odmienionym Magnusie... ze wszystko zepsuje.
Co tu zrobić?
Jak sie przekonać, ze rower sam nie jedzie, ze dużo zalezy też ode mnie?
Muszę coś wymyslić:), bo inaczej to lepiej w ogóle nie jechać.
Czuję sie zupełnie jak przed krynicą, jakbym na starcie założyła, ze nie ma sensu ta jazda.
Kobieto... co z tobą????
weź się w garść!!!!
Leje dzisiaj, wiec znowu zapowiada się... błotna walka...
Cóż z jednej strony naprawdę w tym sezonie dosyć juz bylo takich maratonów. Z drugiej strony moze to dobrze... maraton krakowski jadę 3 raz i nie wzbudza emocji takich jak trasa nieznana. Moze dzięki błotnemu urozmaiceniu będzie sie wspominać ten krakowski maraton?
Zobaczymy.
jedno jest pewne... problem opon mi sie sam rozwiązał.
Mam w zasadzie tylko bulldogi, cała reszta to juz w zasadzie slicki ( takie są wytarte), wiec ... zakładam bulldogi i po sprawie.
Powoli zaczynam myślec o jutrze, chociaż myśli mam jeszcze zaprzątniete innymi rzeczami, które mnie dzisiaj "męczą".
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 sierpnia 2009
Dwa dni do zawodów
czyli do maratonu w Krakowie, a ja dalej bez roweru:(
Moj rower do jutra w serwisie, mam nadzieję, ze go odbiorę i uda mi sie jeszcze pokręcić trochę żeby wypróbować.
Pojawily sie komplikacje przy wymianie piasty. Nyple byly tak zapieczone, ze przy ściaganiu szprychy ( nie wszystkie na szczescie) wyginały się albo pękaly...
Wstawili mi jakieś grubsze.. takie straszne... uch.. jak to okropnie wygląda.
Mam nadzieję, ze jakoś uda mi sie przejechać maraton.
Jakoś tak kompletnie nie "czuję" tego maratonu.
Byl dzisiaj jeden krótki momencik , ze zaczęłam sie cieszyć na walkę, na ten start, a potem po wizycie w serwisie jakoś ... chęć do jazdy mineła.
Muszę jutro zrobić wszystko zeby jakoś sie psychicznie zmobilizować, nabrac chęci do jazdy.
To ważny dla mnie start.
Chciałabym sie zmieścić w dziesiątce w generalce u Golonki, wiec potrzebne mi jeszcze dwa starty na moim poziomie czyli ok 7,8 miejsca.
Nie wiem jak to zrobić, zeby się psychicznie jakoś podnieść ( cięzki tydzien miałam)... coś wymyślę.Muszę.
Musze nabrać chęci ... przecież to lubię.
Nie chce powtórki z Krynicy.
Moj rower do jutra w serwisie, mam nadzieję, ze go odbiorę i uda mi sie jeszcze pokręcić trochę żeby wypróbować.
Pojawily sie komplikacje przy wymianie piasty. Nyple byly tak zapieczone, ze przy ściaganiu szprychy ( nie wszystkie na szczescie) wyginały się albo pękaly...
Wstawili mi jakieś grubsze.. takie straszne... uch.. jak to okropnie wygląda.
Mam nadzieję, ze jakoś uda mi sie przejechać maraton.
Jakoś tak kompletnie nie "czuję" tego maratonu.
Byl dzisiaj jeden krótki momencik , ze zaczęłam sie cieszyć na walkę, na ten start, a potem po wizycie w serwisie jakoś ... chęć do jazdy mineła.
Muszę jutro zrobić wszystko zeby jakoś sie psychicznie zmobilizować, nabrac chęci do jazdy.
To ważny dla mnie start.
Chciałabym sie zmieścić w dziesiątce w generalce u Golonki, wiec potrzebne mi jeszcze dwa starty na moim poziomie czyli ok 7,8 miejsca.
Nie wiem jak to zrobić, zeby się psychicznie jakoś podnieść ( cięzki tydzien miałam)... coś wymyślę.Muszę.
Musze nabrać chęci ... przecież to lubię.
Nie chce powtórki z Krynicy.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 sierpnia 2009
Środa
Tarnów -Dwudniaki- Las Radłowski-Waryś, Bielcza- Las Radłowski -Tarnów
Plasko, ale znowu mocno.
Alek powiedział, ze jak umrze na serce to bedzie to w częsci moja zasługa ( znaczy sie ze za mocne tempo narzucam). Trochę przesadza, bo dla niego to tempo jest ok, mocny jest, to ja muszę się pocić:), zeby utrzymać przyzwoitą średnią.
Plasko, ale znowu mocno.
Alek powiedział, ze jak umrze na serce to bedzie to w częsci moja zasługa ( znaczy sie ze za mocne tempo narzucam). Trochę przesadza, bo dla niego to tempo jest ok, mocny jest, to ja muszę się pocić:), zeby utrzymać przyzwoitą średnią.
- DST 42.00km
- Teren 20.00km
- Czas 01:33
- VAVG 27.10km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 sierpnia 2009
Wtorek
Płasko - Las Radłowski
Po 3 dniach przerwy w treningach dzisiaj jechało się dosyć dobrze, chociaż pod koniec jazdy trochę bolały kolana.
Było dosyć mocno.
Cięzko powiedzieć zebym odpoczęła przez te 3 dni, bo w sobotę byłam na weselu i tanczyłam przez wiele godzin. Na drugi dzień miałam zakwasy i czułam sie jakbym przejechała maraton:)
w niedzielę poprawiny, w poniedziałek cięzki dzień w pracy, po południu do serwisu z rowerem.
Zrobiłam sobie dzisiaj takie podsumowanie moich wydatków na rower w tym roku...
Przerażające... wyszło na to, że miałabym full wypas wakacje.
Sam osprzęt ( wymieniałam w zasadzie coś co miesiąc) plus nowy licznik, bo stary sie zepsuł, plus nowe opony kosztował mnie ok 1600 zł.
Do tego wpisowe za maratony plus opłaty za noclegi... jakies 400 zł.
Niezła sumka nie? Byłby za to nowy rower... ale taki za 2000 zł, niestety już mi nie wystarcza. Marzenia sięgają wyżej:)
Tak... zapłaciłam duzo za realizację swojej pasji. Musiałam przez to zrezygnować z innych rzeczy, ktore też lubiłam. Z kupowania książek np. Zminimalizować lub w ogóle zrezygnować z zakupu ciuchów, butów, torebek ( takie moje małe szalenstwa to zawsze były).
No ale.. cóż. Tak jest i mogę powiedzieć, ze nie żałuję.
Rower i to co dzieki temu przezywam jest tego wart...
a na horyzoncie nieśmiało pojawił się wysniony nowy rower... zobaczymy jak to bedzie, muszę sprawę przemyśleć bo...wpędzę się w kolejne długi, ale ... no po prostu warto. Chyba...
Tak myślę:)
Na podsumowanie sezonu przyjdzie jeszcze czas.
Juz teraz mogę napisać, ze to mój najbradziej pracowity i wartościowy sezon.
I wiele się nauczyłam. I o rowerze i coś tam przy nim robić i wiele sie nauczyłam rownież jeśli chodzi o samą jazdę.
Jeszcze duzo pracy przede mną, ale doświadczenia tego sezonu napewno zaprocentują w przyszłym
Po 3 dniach przerwy w treningach dzisiaj jechało się dosyć dobrze, chociaż pod koniec jazdy trochę bolały kolana.
Było dosyć mocno.
Cięzko powiedzieć zebym odpoczęła przez te 3 dni, bo w sobotę byłam na weselu i tanczyłam przez wiele godzin. Na drugi dzień miałam zakwasy i czułam sie jakbym przejechała maraton:)
w niedzielę poprawiny, w poniedziałek cięzki dzień w pracy, po południu do serwisu z rowerem.
Zrobiłam sobie dzisiaj takie podsumowanie moich wydatków na rower w tym roku...
Przerażające... wyszło na to, że miałabym full wypas wakacje.
Sam osprzęt ( wymieniałam w zasadzie coś co miesiąc) plus nowy licznik, bo stary sie zepsuł, plus nowe opony kosztował mnie ok 1600 zł.
Do tego wpisowe za maratony plus opłaty za noclegi... jakies 400 zł.
Niezła sumka nie? Byłby za to nowy rower... ale taki za 2000 zł, niestety już mi nie wystarcza. Marzenia sięgają wyżej:)
Tak... zapłaciłam duzo za realizację swojej pasji. Musiałam przez to zrezygnować z innych rzeczy, ktore też lubiłam. Z kupowania książek np. Zminimalizować lub w ogóle zrezygnować z zakupu ciuchów, butów, torebek ( takie moje małe szalenstwa to zawsze były).
No ale.. cóż. Tak jest i mogę powiedzieć, ze nie żałuję.
Rower i to co dzieki temu przezywam jest tego wart...
a na horyzoncie nieśmiało pojawił się wysniony nowy rower... zobaczymy jak to bedzie, muszę sprawę przemyśleć bo...wpędzę się w kolejne długi, ale ... no po prostu warto. Chyba...
Tak myślę:)
Na podsumowanie sezonu przyjdzie jeszcze czas.
Juz teraz mogę napisać, ze to mój najbradziej pracowity i wartościowy sezon.
I wiele się nauczyłam. I o rowerze i coś tam przy nim robić i wiele sie nauczyłam rownież jeśli chodzi o samą jazdę.
Jeszcze duzo pracy przede mną, ale doświadczenia tego sezonu napewno zaprocentują w przyszłym
- DST 32.00km
- Teren 18.00km
- Czas 01:10
- VAVG 27.43km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 sierpnia 2009
Piątek górki
Dwuosobowo.
Mirek i ja.
Mirek przed Pucharem Tarnowa, ja przed przymusową 3 dniową rowerową przerwą ( jutro wesele, pojutrze poprawiny, popojutrze zmeczenie + serwis roweru).
Moj rower dostał nowe łozyska do korby, nową kasetę i łancuch, ale dalej jest chory. Najprawdopodniej niestety piasta w tylnym kole.
Musi jakoś wytrzymać jeszcze...niefajnie sie jedzie z takim trzaskającym rowerem... ale coż, jak sie nie ma drugiego...
Dość spokojnie, asfalt.
Klasyka. Niebieski szlak wzdłuż Dunajca, podjazd na Lubinkę od Janowic, potem zjazd i za kościołem w Rzuchowej w lewo pod górę, aż do wąwozu co go niestety wyasfaltowali ( i to pewnie jeszcze Poldim haha).
Podjazd w normie, tzn. z blatu , chwilowa prędkość w przedziale 15,5 km/h - 22 km/h. Z reguły tak 18,20.
Momentami oczywiście podjazdowe zmeczenie i wtedy klasycznie... myśli... "i po co ci to kobieto?" ( konkurs: kto jest autorem tego zadawanego mi czesto pytania).
ale.. jak przyjadę do domu, a własciwie już na szczycie... jest zadowolenie ze "wspinaczki" i juz sa małe tęskonty za górkami.
Bo to jest tak.
Zaraziłam sie od Mirka czytaniem literatury górskiej.
jeden z alpinistow jakoś tak fajnie to tłumaczył.
Nie chodzi o te momenty kiedy sie wspinamy... wtedy jest źle, okropnie, męcząco itd.
Chodzi o ten moment kiedy juz jest sie u góry i już sie wie, ze to koniec:)
Ze nic sie nie musi , bo własnie osiagnęło sie cel.
Czy nie mozna tego odnieść do naszych podjazdów i zawodów?
Przecież samo pedałowanie pod górę.. przyjemne nie jest.. chodzi o ten moment kiedy człowiek znajdzie sie na szczycie...:)
3 dni bez roweru... ale będzie tęsknota:)
Mirek i ja.
Mirek przed Pucharem Tarnowa, ja przed przymusową 3 dniową rowerową przerwą ( jutro wesele, pojutrze poprawiny, popojutrze zmeczenie + serwis roweru).
Moj rower dostał nowe łozyska do korby, nową kasetę i łancuch, ale dalej jest chory. Najprawdopodniej niestety piasta w tylnym kole.
Musi jakoś wytrzymać jeszcze...niefajnie sie jedzie z takim trzaskającym rowerem... ale coż, jak sie nie ma drugiego...
Dość spokojnie, asfalt.
Klasyka. Niebieski szlak wzdłuż Dunajca, podjazd na Lubinkę od Janowic, potem zjazd i za kościołem w Rzuchowej w lewo pod górę, aż do wąwozu co go niestety wyasfaltowali ( i to pewnie jeszcze Poldim haha).
Podjazd w normie, tzn. z blatu , chwilowa prędkość w przedziale 15,5 km/h - 22 km/h. Z reguły tak 18,20.
Momentami oczywiście podjazdowe zmeczenie i wtedy klasycznie... myśli... "i po co ci to kobieto?" ( konkurs: kto jest autorem tego zadawanego mi czesto pytania).
ale.. jak przyjadę do domu, a własciwie już na szczycie... jest zadowolenie ze "wspinaczki" i juz sa małe tęskonty za górkami.
Bo to jest tak.
Zaraziłam sie od Mirka czytaniem literatury górskiej.
jeden z alpinistow jakoś tak fajnie to tłumaczył.
Nie chodzi o te momenty kiedy sie wspinamy... wtedy jest źle, okropnie, męcząco itd.
Chodzi o ten moment kiedy juz jest sie u góry i już sie wie, ze to koniec:)
Ze nic sie nie musi , bo własnie osiagnęło sie cel.
Czy nie mozna tego odnieść do naszych podjazdów i zawodów?
Przecież samo pedałowanie pod górę.. przyjemne nie jest.. chodzi o ten moment kiedy człowiek znajdzie sie na szczycie...:)
3 dni bez roweru... ale będzie tęsknota:)
- DST 43.00km
- Czas 01:39
- VAVG 26.06km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 sierpnia 2009
ŚRODA
Lasy Radłowskie, płasko, dosyć szybko.
Nie aż tak szybko jak kiedyś, ale niezłe tempo.
Lubię od czasu do czasu pojeździć takim tempem i odpocząć od górek.
Korba strzelała, ale nie az tak bardzo jak poprzednio.
Wymiana łożysk jednak nie ominie mnie z pewnością.
Nie aż tak szybko jak kiedyś, ale niezłe tempo.
Lubię od czasu do czasu pojeździć takim tempem i odpocząć od górek.
Korba strzelała, ale nie az tak bardzo jak poprzednio.
Wymiana łożysk jednak nie ominie mnie z pewnością.
- DST 30.00km
- Teren 17.00km
- Czas 01:02
- VAVG 29.03km/h
- Aktywność Jazda na rowerze