Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 662.50 km (w terenie 257.00 km; 38.79%) |
Czas w ruchu: | 30:54 |
Średnia prędkość: | 21.44 km/h |
Suma podjazdów: | 1960 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 41.41 km i 1h 55m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 18 sierpnia 2009
Wtorek
Tak sobie pomyślałam, że ... zupełnie jak Gutek z Indios Bravos miałabym ochotę napisać:
"Nie będę sie skarżył bo nikt skarg nie słucha..."
http://shink.fa.wrzuta.pl/audio/9cFf4PCbSVW/indios_bravos_-_piesn
a jednak trochę się poskarżę..
Dzień dzisiejszy stracony zupełnie pod względem rowerowym...nie zdązyłam nigdzie pojechać.
czyszczenie korby nie pomogło... niestety czeka mnie wymiana łożysk ( jakieś 120 zl chyba).
Do tego kupiłam dzisiaj nowy łancuch ( 75 zł), ale nie przyjął sie na kasecie...
Czemu..???? skoro zęby całe, wszystko ok, a kaseta ma zaledwie 3 miesiące????
Fakt, przegięłam z poprzednim łańcuchem, powinnam go wymienić dużo wcześniej, ale oglądalismy kasetę ze wszystkich stron... jest ok.
Po serwisowaniu roweru wyjechałam z Mirkiem, ale jechać sie nie dało...
Mirek zasugerował, ze trzeba jednak na razie wrócić do tego starego łańcucha.. no wiec akcja - ogródki działkowe, tam serwis byl robiony i w poszukiwaniu utraconego łańcucha , grzebanie w śmieciach.
Nie ma wyjścia trzeba - kupić nową kasetę , jakieś 160 zl.
Popłynę wiec nieźle.
Moja rowerowa pasja kosztuje mnie w tym roku gigantyczne jak dla mnie pieniądze.
Błoto i złe warunki do jazdy spowodowały ze wszystko mi sie sypie w tempie zastraszającym.
Nie ma miesiąca zeby oprócz zwykłych wydatków na koszty maratonowe, nie szlo mi co najmniej 200 zł na osprzęt.
Jak nie kaseta, to przerzutka, jak nie przerzutka to hak, opony, łancuch, linki, klocki... itd, itp.
Czy to ja jestem taka niszczycielka roweru?:) czy wszyscy tak mają?
No ale nie oszczedzam go to fakt... od tego w koncu jest, zeby jeździć
Kiedys jak sobie podsumowałam te wydatki, wyszło ze stać by mnie bylo na niezły wwyjazd wakacyjny.
No ale coż.. w życiu dokonuje sie wyborow.. moj jest wlasnie taki.
Wolę cały rok mieć frajdę z jazdy niz tydzień smażyć sie na jakiejs egzotycznej plaży.
żal dzisiaj serce ściskał kiedy musiałam wracać do domu bez kilometrów w nogach , a po drodze minął mnie Marcin Bialik, Adrian Cierniak z kolegami, wracający z treningu...
P.S Chyba to nie tylko ja jestem taka niszczycielka :). Właśnie kolega mi napisał, ze musi wymienić łożyska.
Jest taka piosenka IB "Peace blues".... Lubię ją, mimo wszystko brzmi optymistycznie i tak też będę myśleć:)
" a może będzie dobrze, a może będzie dobrze...
Byloby dobrze"
http://shink.fa.wrzuta.pl/audio/3a31nHqBU3m/indios_bravos_-_peace_blues
"Nie będę sie skarżył bo nikt skarg nie słucha..."
http://shink.fa.wrzuta.pl/audio/9cFf4PCbSVW/indios_bravos_-_piesn
a jednak trochę się poskarżę..
Dzień dzisiejszy stracony zupełnie pod względem rowerowym...nie zdązyłam nigdzie pojechać.
czyszczenie korby nie pomogło... niestety czeka mnie wymiana łożysk ( jakieś 120 zl chyba).
Do tego kupiłam dzisiaj nowy łancuch ( 75 zł), ale nie przyjął sie na kasecie...
Czemu..???? skoro zęby całe, wszystko ok, a kaseta ma zaledwie 3 miesiące????
Fakt, przegięłam z poprzednim łańcuchem, powinnam go wymienić dużo wcześniej, ale oglądalismy kasetę ze wszystkich stron... jest ok.
Po serwisowaniu roweru wyjechałam z Mirkiem, ale jechać sie nie dało...
Mirek zasugerował, ze trzeba jednak na razie wrócić do tego starego łańcucha.. no wiec akcja - ogródki działkowe, tam serwis byl robiony i w poszukiwaniu utraconego łańcucha , grzebanie w śmieciach.
Nie ma wyjścia trzeba - kupić nową kasetę , jakieś 160 zl.
Popłynę wiec nieźle.
Moja rowerowa pasja kosztuje mnie w tym roku gigantyczne jak dla mnie pieniądze.
Błoto i złe warunki do jazdy spowodowały ze wszystko mi sie sypie w tempie zastraszającym.
Nie ma miesiąca zeby oprócz zwykłych wydatków na koszty maratonowe, nie szlo mi co najmniej 200 zł na osprzęt.
Jak nie kaseta, to przerzutka, jak nie przerzutka to hak, opony, łancuch, linki, klocki... itd, itp.
Czy to ja jestem taka niszczycielka roweru?:) czy wszyscy tak mają?
No ale nie oszczedzam go to fakt... od tego w koncu jest, zeby jeździć
Kiedys jak sobie podsumowałam te wydatki, wyszło ze stać by mnie bylo na niezły wwyjazd wakacyjny.
No ale coż.. w życiu dokonuje sie wyborow.. moj jest wlasnie taki.
Wolę cały rok mieć frajdę z jazdy niz tydzień smażyć sie na jakiejs egzotycznej plaży.
żal dzisiaj serce ściskał kiedy musiałam wracać do domu bez kilometrów w nogach , a po drodze minął mnie Marcin Bialik, Adrian Cierniak z kolegami, wracający z treningu...
P.S Chyba to nie tylko ja jestem taka niszczycielka :). Właśnie kolega mi napisał, ze musi wymienić łożyska.
Jest taka piosenka IB "Peace blues".... Lubię ją, mimo wszystko brzmi optymistycznie i tak też będę myśleć:)
" a może będzie dobrze, a może będzie dobrze...
Byloby dobrze"
http://shink.fa.wrzuta.pl/audio/3a31nHqBU3m/indios_bravos_-_peace_blues
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 sierpnia 2009
Poniedziałek górki
Mościce- Lubinka- Słona Góra- zjazd do świebodzina- Kłokowa- Koszyce- Tarnów
Stuknęło mi dzisiaj 5 tys przejechanych km w tym roku.
Tem rok będzie wiec rekordowy:), kilometry przejechane i maratony ( teraz juz mam na koncie 7 w tym roku)
Jak się nie jeździ 3 dni ( wyjazd w góry bez rowerów) to głód jest ogromny, ale jak rower nie jest sprawny to ten głód moze zostać skutecznie "stępiony".
Mycie rowerka w Dunajcu wyraźnie zaszkodziło mojej korbie i wydawała dzisiaj takie dźwięki , ze płakac mi sie chciało.
Rano jak jechałam skrzypiało siodełko, więc wyjęłam go, przeczyściłam sztycę, nasamarowałam.
pomogło.
Co z tego jak za to ta nieszczęscna korba zaczęła nie domagać.
albo brud w środku albo poszły łożyska, albo nie wiem co jeszcze:(
Ja chyba mam formę coraz lepszą, rower niestety.. coraz gorszą.
Niby rower sam nie jeździ ...
No tak:), ale bez roweru to ja też nie pojeżdżę.
Podjazd na Lubinke ( serpentynami) w pełnym słoncu ( pewnie ze 30 stopni).
Kiepsko.
Zapomniałam już ,że ostatnio wjechałam tam z blatu i zrzuciłam na średnią.. i w ogóle bez ambicji podeszłam do tego podjazdu. Srednia spadla mi w pewnym momencie do 12 km/ha, co dawno mi sie nie zdarzyło.
Potem Słona Góra od Relaksu asfaltem.
Ciężko bo upał, ale pomyślałam.. skoro tak malo abmitnie podeszłam do Lubinki to przynajmniej niech coś sie dzieje na tej Słonej.
I postanowiłam:
wjeżdzam na średniej tarczy ( zawsze na tym najbardziej stromym odcinku jechałam na mlynku).
Udało się.
Tuż przed szczytem minął nas jakiś kolarz ( nie znam), ale potem postanowiłam: gonić... No i tak sie tasowaliśmy : raz on nas, raz my jego, ale on pojechał w koncu na Piotrkowice, my skręcilismy ze Słonej obok domu weselnego do lasu.
Zjazd poszedł mi nieżle, chociaż dużo kolein, biorąc pod uwagę, ze momentami nie było sucho a ja na łysych oponach, to chyba mogę być z siebie zadowolona.
No i z naszej trójki damsko-męskiej ( ja , Mirek, Grzesiek) nie byłam bynajmniej na tym zjeździe ostatnia:).
Generalnie mogę podsumować dzisiejszy rowerowy dzień tak: złe miłego początki:)
zaczęło sie kiepsko, ale potem pomimo strzelającej korby i upału, jechalo sie całkiem nieźle.
I pobiłam tegoroczny rekord predkości na zjeździe 68,5 km/ha.
Cyklozę mam zaawansowaną, będąc w górach w weekend na widok każdego bikera, płakać mi sie chciało... z zazdrosci, ze on ma rower, a ja na nogach zamiast kolarskich butów, buty do chodzenia po gorach.
Właśnie dostałam propozycję od Pauliny Szelerewicz wyjazdu w góry i przejechania trasy MTB Trophy wraz z dziewczynami jeżdżacymi ( Ania Tomica, Ania Tkocz).
Co z tego kiedy .. nie pojadę, bo po pierwsze dopiero wróciłam z urlopu, po drugie w sobotę idę na wesele, po trzecie rower sie sypie...
ale szkoda, to mogłaby być fajna przygoda! 4 dziewczyny na rowerach!
raz tylko jechałam z Krystyną na Jamną ( tak to zawsze męskie towrzystwo, tak malo kobiet jeździ na rowerach).
Budziłysmy wtedy powszechne zainteresowanie: dwie bikerki w drodze na Jamną:). bez mężczyzn.
Stuknęło mi dzisiaj 5 tys przejechanych km w tym roku.
Tem rok będzie wiec rekordowy:), kilometry przejechane i maratony ( teraz juz mam na koncie 7 w tym roku)
Jak się nie jeździ 3 dni ( wyjazd w góry bez rowerów) to głód jest ogromny, ale jak rower nie jest sprawny to ten głód moze zostać skutecznie "stępiony".
Mycie rowerka w Dunajcu wyraźnie zaszkodziło mojej korbie i wydawała dzisiaj takie dźwięki , ze płakac mi sie chciało.
Rano jak jechałam skrzypiało siodełko, więc wyjęłam go, przeczyściłam sztycę, nasamarowałam.
pomogło.
Co z tego jak za to ta nieszczęscna korba zaczęła nie domagać.
albo brud w środku albo poszły łożyska, albo nie wiem co jeszcze:(
Ja chyba mam formę coraz lepszą, rower niestety.. coraz gorszą.
Niby rower sam nie jeździ ...
No tak:), ale bez roweru to ja też nie pojeżdżę.
Podjazd na Lubinke ( serpentynami) w pełnym słoncu ( pewnie ze 30 stopni).
Kiepsko.
Zapomniałam już ,że ostatnio wjechałam tam z blatu i zrzuciłam na średnią.. i w ogóle bez ambicji podeszłam do tego podjazdu. Srednia spadla mi w pewnym momencie do 12 km/ha, co dawno mi sie nie zdarzyło.
Potem Słona Góra od Relaksu asfaltem.
Ciężko bo upał, ale pomyślałam.. skoro tak malo abmitnie podeszłam do Lubinki to przynajmniej niech coś sie dzieje na tej Słonej.
I postanowiłam:
wjeżdzam na średniej tarczy ( zawsze na tym najbardziej stromym odcinku jechałam na mlynku).
Udało się.
Tuż przed szczytem minął nas jakiś kolarz ( nie znam), ale potem postanowiłam: gonić... No i tak sie tasowaliśmy : raz on nas, raz my jego, ale on pojechał w koncu na Piotrkowice, my skręcilismy ze Słonej obok domu weselnego do lasu.
Zjazd poszedł mi nieżle, chociaż dużo kolein, biorąc pod uwagę, ze momentami nie było sucho a ja na łysych oponach, to chyba mogę być z siebie zadowolona.
No i z naszej trójki damsko-męskiej ( ja , Mirek, Grzesiek) nie byłam bynajmniej na tym zjeździe ostatnia:).
Generalnie mogę podsumować dzisiejszy rowerowy dzień tak: złe miłego początki:)
zaczęło sie kiepsko, ale potem pomimo strzelającej korby i upału, jechalo sie całkiem nieźle.
I pobiłam tegoroczny rekord predkości na zjeździe 68,5 km/ha.
Cyklozę mam zaawansowaną, będąc w górach w weekend na widok każdego bikera, płakać mi sie chciało... z zazdrosci, ze on ma rower, a ja na nogach zamiast kolarskich butów, buty do chodzenia po gorach.
Właśnie dostałam propozycję od Pauliny Szelerewicz wyjazdu w góry i przejechania trasy MTB Trophy wraz z dziewczynami jeżdżacymi ( Ania Tomica, Ania Tkocz).
Co z tego kiedy .. nie pojadę, bo po pierwsze dopiero wróciłam z urlopu, po drugie w sobotę idę na wesele, po trzecie rower sie sypie...
ale szkoda, to mogłaby być fajna przygoda! 4 dziewczyny na rowerach!
raz tylko jechałam z Krystyną na Jamną ( tak to zawsze męskie towrzystwo, tak malo kobiet jeździ na rowerach).
Budziłysmy wtedy powszechne zainteresowanie: dwie bikerki w drodze na Jamną:). bez mężczyzn.
- DST 30.00km
- Teren 3.00km
- Czas 01:24
- VAVG 21.43km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 sierpnia 2009
Przejażdzka
Dzisiaj spokojna przejeżdżka with Mirek, Alek and Grzesiek. Last Radłowskie
Nie miałam ochoty na trening a i stluczone biodro na wiele nie pozwoliło.
Nie miałam ochoty na trening a i stluczone biodro na wiele nie pozwoliło.
- DST 31.00km
- Teren 15.00km
- Czas 01:20
- VAVG 23.25km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 sierpnia 2009
Fragma
Jak slyszę to .. od razu chce mi sie wsiadać na rower i gnać przed siebie...
alez siła w tej melodii... do konca życia bedzie mi sie kojarzyć z maratonami u Grzegorza G.
Co czujecie jak to slyszycie golonkowi maratonczycy?:)
bo mnie się łezka w oku kręci po prostu i od razu chciałabym byc na maratonie
http://olej13.wrzuta.pl/audio/3UVVIGejIN1/fragma_-_memory
Tak sobie dzisiaj pomyslałam.. nazwa naszego teamu
STALbomat...itd.
Stal.. prawie jak Stal Mielec. Moja ukochana Stal Mielec.
Bo ja w koncu jestem dziewczyna ze Stali:). Stali Mielec.
Ech to były czasy. Nic nie zastąpi treningów siatkarskich, godzin spedzanych na oglądaniu meczów pilki nożnej.
Nawet maratony i mtb.
alez siła w tej melodii... do konca życia bedzie mi sie kojarzyć z maratonami u Grzegorza G.
Co czujecie jak to slyszycie golonkowi maratonczycy?:)
bo mnie się łezka w oku kręci po prostu i od razu chciałabym byc na maratonie
http://olej13.wrzuta.pl/audio/3UVVIGejIN1/fragma_-_memory
Tak sobie dzisiaj pomyslałam.. nazwa naszego teamu
STALbomat...itd.
Stal.. prawie jak Stal Mielec. Moja ukochana Stal Mielec.
Bo ja w koncu jestem dziewczyna ze Stali:). Stali Mielec.
Ech to były czasy. Nic nie zastąpi treningów siatkarskich, godzin spedzanych na oglądaniu meczów pilki nożnej.
Nawet maratony i mtb.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 sierpnia 2009
Środa górki
Lubinka od Janowic - asfalt
Hm... jakby tu ocenić ten środowy mały trening.
Pogoda się udała, deszcz nie padał chociaż czarne chmury wisiały nad nami cały czas.
Jadąc prawie cały czas rozmawialismy z Mirkiem:).
Gdzieś po przejechaniu 1/3 trasy trafilismy na wypadek z udziałem rowerzysty, wiec była chwila przerwy.
Potem przy pierwszym podjeździe omskło mi sie koło z jezdni i .. maly upadeczek.
Potem podjazd na Lubinkę od Janowic, km ok 6, ale podjazd raczej z tych łagodnych. Od dłuzszego czasu wjeżdzam go juz z blatu i staram sie utrzymywac średnią tak w przedzale 20km/ha- 15 km/ha.
Spada mi rzecz jasna w okolicy tych najbardziej stromych fragmentów, ale dzisiaj do 15,5 km/ha.
Srednio jechałam tak ok. 18, 17 ale myślę, ze stać mnie zdecydowanie na wiecej. Nastepnym razem trzeba spróbować.
Po zjeżdzie z lubinki Mirek mnie pochwalil, ze lepiej zjezdzam.
No to tylko asfaltowy zjazd, ale dzisiaj warunki byly ciut gorsze, bo mokro.
Fakt.. Głuszyca wzmocniła mnie psychicznie pod wzgledem zjazdów . Uwierzyłam, ze cos tam potrafię.
Nie, ze duzo potrafię - na pewno nie, ale COŚ TAM.
Niestety, zeby nie bylo tak pieknie... smieszna sprawa przytrafiła mi sie na asfaltowym chodniku tuz przed domem.
Jechałam szybko, a było slisko.. moje opony prawie łyse i moja nadmierna prędkość i wyłozylam sie jak dluga. I pomyśleć , ze marzę o szosówce. Smiechu warte. Moze za lat 10 , jak technicznie bede juz podszkolona.
Efekt.. odrapana ręka, stluczone dość mocno udo. Znowu bedą siniaki haha:).
No ale za glupotę trzeba placić. Cóż..
ale uslyszalam własnie w radiu:
http://www.tekstowo.pl/piosenka,peter_gabriel___kate_bush,don_t_give_up.html
so don't give up Iza.
Jutro jest nowy dzień
Hm... jakby tu ocenić ten środowy mały trening.
Pogoda się udała, deszcz nie padał chociaż czarne chmury wisiały nad nami cały czas.
Jadąc prawie cały czas rozmawialismy z Mirkiem:).
Gdzieś po przejechaniu 1/3 trasy trafilismy na wypadek z udziałem rowerzysty, wiec była chwila przerwy.
Potem przy pierwszym podjeździe omskło mi sie koło z jezdni i .. maly upadeczek.
Potem podjazd na Lubinkę od Janowic, km ok 6, ale podjazd raczej z tych łagodnych. Od dłuzszego czasu wjeżdzam go juz z blatu i staram sie utrzymywac średnią tak w przedzale 20km/ha- 15 km/ha.
Spada mi rzecz jasna w okolicy tych najbardziej stromych fragmentów, ale dzisiaj do 15,5 km/ha.
Srednio jechałam tak ok. 18, 17 ale myślę, ze stać mnie zdecydowanie na wiecej. Nastepnym razem trzeba spróbować.
Po zjeżdzie z lubinki Mirek mnie pochwalil, ze lepiej zjezdzam.
No to tylko asfaltowy zjazd, ale dzisiaj warunki byly ciut gorsze, bo mokro.
Fakt.. Głuszyca wzmocniła mnie psychicznie pod wzgledem zjazdów . Uwierzyłam, ze cos tam potrafię.
Nie, ze duzo potrafię - na pewno nie, ale COŚ TAM.
Niestety, zeby nie bylo tak pieknie... smieszna sprawa przytrafiła mi sie na asfaltowym chodniku tuz przed domem.
Jechałam szybko, a było slisko.. moje opony prawie łyse i moja nadmierna prędkość i wyłozylam sie jak dluga. I pomyśleć , ze marzę o szosówce. Smiechu warte. Moze za lat 10 , jak technicznie bede juz podszkolona.
Efekt.. odrapana ręka, stluczone dość mocno udo. Znowu bedą siniaki haha:).
No ale za glupotę trzeba placić. Cóż..
ale uslyszalam własnie w radiu:
http://www.tekstowo.pl/piosenka,peter_gabriel___kate_bush,don_t_give_up.html
so don't give up Iza.
Jutro jest nowy dzień
- DST 42.00km
- Czas 01:41
- VAVG 24.95km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 sierpnia 2009
trening poniedziałkowy
Towarzystwo damsko-meskie ( mieszane) czyli: Mirek, Alek, Grzesiek i ja.
Mocno po Lesie Radłowskim.
Pelna mobilizacja:)
Jak powiedział Mirek: wiecej potu na treningach, mniej krwi na zawodach.
I o to chodzi.
Dobrze mi sie jechalo.
Mocno po Lesie Radłowskim.
Pelna mobilizacja:)
Jak powiedział Mirek: wiecej potu na treningach, mniej krwi na zawodach.
I o to chodzi.
Dobrze mi sie jechalo.
- DST 29.50km
- Teren 15.00km
- Czas 00:59
- VAVG 30.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 sierpnia 2009
Niedziela Mielec Spóldzielcza - Tarnów Kasztanowa
Nie lubię , "rili":) nie lubię marnotrawić czasu.
Więc jak już wyjazd do Mielca, to nie ma co sie telepać autobusem. To jade rowerem.
Ja juz jadę rowerem no to tak, zeby jakis efekt był.
Jeździłam w ub roku. Kilka razy. I na góralu i na crossie. Wtedy jechalam rano, wracałam po poludniu.
Teraz jechałam w sobotę, wracałam dzisiaj.
Wydawało mi sie wtedy, ze jade szybko, bo jechałam ok 2 h 20 min.Mocno jechałam.
W piatek Mirek mnie zapytał: to ile jedziesz do tego Mielca?
Powiedziałam: no tak 2 h 20 min...
Mirek powiedział: to co schodzimy poniżej 2 godzin?:)
Zasmiałam sie tylko.
No gdzież , z tym wyładowanym plecakiem na plecach!!!
Wczoraj było 2 h 8 min. Trochę było pod wiatr.
Dzisiaj wiatr tez troche przeszkadzał, no i dosyć duże slońce.
ale co tam. Pomyslalam: Mirek rzucil mi wyzwanie... moze żartował, moze nie, ale...
pomyslałam: ok Iza, próbujemy, co ci szkodzi.
Spróbowałam. Na skrzyzowaniu obok BP, tam gdzie droga skręca na cmentarz w Krzyżu, byłam o czasie 1 h 43 min. Cóż najgorzej przebijać się przez miasto, ale zaczęłam gnac jak głupia po tych debilnych rowerowych ścieżkach. 30, 32,35 km/ha.
Jak widziałam kogos przed sobą, myslałam: lepiej sie usun, lepiej dla ciebie...
I slowo stalo sie ciałem; przed drzwiami bloku bylam o czasie 1 h 54 min .
ależ byłam z siebie zadowolona!
Mirek potrafi mnie zmotywować do pracy!
Więc jak już wyjazd do Mielca, to nie ma co sie telepać autobusem. To jade rowerem.
Ja juz jadę rowerem no to tak, zeby jakis efekt był.
Jeździłam w ub roku. Kilka razy. I na góralu i na crossie. Wtedy jechalam rano, wracałam po poludniu.
Teraz jechałam w sobotę, wracałam dzisiaj.
Wydawało mi sie wtedy, ze jade szybko, bo jechałam ok 2 h 20 min.Mocno jechałam.
W piatek Mirek mnie zapytał: to ile jedziesz do tego Mielca?
Powiedziałam: no tak 2 h 20 min...
Mirek powiedział: to co schodzimy poniżej 2 godzin?:)
Zasmiałam sie tylko.
No gdzież , z tym wyładowanym plecakiem na plecach!!!
Wczoraj było 2 h 8 min. Trochę było pod wiatr.
Dzisiaj wiatr tez troche przeszkadzał, no i dosyć duże slońce.
ale co tam. Pomyslalam: Mirek rzucil mi wyzwanie... moze żartował, moze nie, ale...
pomyslałam: ok Iza, próbujemy, co ci szkodzi.
Spróbowałam. Na skrzyzowaniu obok BP, tam gdzie droga skręca na cmentarz w Krzyżu, byłam o czasie 1 h 43 min. Cóż najgorzej przebijać się przez miasto, ale zaczęłam gnac jak głupia po tych debilnych rowerowych ścieżkach. 30, 32,35 km/ha.
Jak widziałam kogos przed sobą, myslałam: lepiej sie usun, lepiej dla ciebie...
I slowo stalo sie ciałem; przed drzwiami bloku bylam o czasie 1 h 54 min .
ależ byłam z siebie zadowolona!
Mirek potrafi mnie zmotywować do pracy!
- DST 57.00km
- Czas 01:54
- VAVG 30.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2009
Sobota Mielec
Fajnie...
Marzyłam o tym , żeby zobaczyć gdzie mielecy bikersi ( a ściślej mowią madbikersi):) wraz z wycinakiem Romanem Pietruszką kręcą na codzień.
Chlopaki zapowiedzieli, ze sie zdziwię i tak było.
Jest trochę górek w tych mieleckich lasach, niektore to nawet przypominają podjazdy na Marcince, z tymże mniej korzeni zdecydowanie.
jest za to masa piachu i przez to trzeba duzo siły włozyć w pedalowanie.
Niestetyn poległam na kilku górkach. Zawiodła przerzutka, ale ten wykrzywiony hak nie pozwala mi zrzucać na niektóre przełożenia, akurat te które były potrzebne.
ale prawdpodobnie nawet jakby działała to i tak bym sobie nie poradziła.
Podobały mi sie zjzdy w piachu.
Coś nowego dla mnie.
W okoliach Tarnowa własciwie piachu nie uświadczysz, a juz na pewno nie na zjazdach.
A tutaj.. masakra:), ale fajnie było , rower tańczył jak w blocie, musiałam sie starać zeby sie utrzymać ( raz mi sie nie powiodło i byl dzwon). Podobało mi się.
Myślę, ze technikę można ćwiczyc nieźle na takich zjazdach.
Ciekawa trasa.
Ale mój rower znowu nadaje sie to remonty, hak to raz, ale coś nie tak z tarczą z przodu, znowu strasznie mi sie telepie i jakaś mala siła hamowania jest. Muszę sie temu przyjrzeć dokładniej.
Na szczęscie maraton dopiero w Krakowie, wiec mam trochę czasu.
Chłopaki z Mielca:) fajne chlopaki i jeżdzą dobrze.
Fajnie tak było pokręcić w rodzinnych stronach.
Stwierdzam, ze jestem uzależniona od maratonow...
Strasznie przezywam, ze jutro nie mogę wystartować... a sa i Michalowice i Strzyzów.
W góle dzisiaj uslyszałam Fragmę w radiu...
Aż mnie ciarki przeszły...
To niesmowite jak sie stoi w sektorze u Golonki i leci Fragam.
Jak to powiedział kiedyś Jacek K.: " o to własnie w tym chodzi..." w całym tym maratonowaniu chodzi... o te momenty .. na stracie i na mecie...
Nie o samą jazdę.. Jazda.. cóż.. przednie koło w zasięgu wzorku i do przodu, meczarnia... ale to poczucie spełnienia!
Bezcenne!
Gdybym to jakoś jeszcze ładniej potrafiła ubrać w slowa.
Marzyłam o tym , żeby zobaczyć gdzie mielecy bikersi ( a ściślej mowią madbikersi):) wraz z wycinakiem Romanem Pietruszką kręcą na codzień.
Chlopaki zapowiedzieli, ze sie zdziwię i tak było.
Jest trochę górek w tych mieleckich lasach, niektore to nawet przypominają podjazdy na Marcince, z tymże mniej korzeni zdecydowanie.
jest za to masa piachu i przez to trzeba duzo siły włozyć w pedalowanie.
Niestetyn poległam na kilku górkach. Zawiodła przerzutka, ale ten wykrzywiony hak nie pozwala mi zrzucać na niektóre przełożenia, akurat te które były potrzebne.
ale prawdpodobnie nawet jakby działała to i tak bym sobie nie poradziła.
Podobały mi sie zjzdy w piachu.
Coś nowego dla mnie.
W okoliach Tarnowa własciwie piachu nie uświadczysz, a juz na pewno nie na zjazdach.
A tutaj.. masakra:), ale fajnie było , rower tańczył jak w blocie, musiałam sie starać zeby sie utrzymać ( raz mi sie nie powiodło i byl dzwon). Podobało mi się.
Myślę, ze technikę można ćwiczyc nieźle na takich zjazdach.
Ciekawa trasa.
Ale mój rower znowu nadaje sie to remonty, hak to raz, ale coś nie tak z tarczą z przodu, znowu strasznie mi sie telepie i jakaś mala siła hamowania jest. Muszę sie temu przyjrzeć dokładniej.
Na szczęscie maraton dopiero w Krakowie, wiec mam trochę czasu.
Chłopaki z Mielca:) fajne chlopaki i jeżdzą dobrze.
Fajnie tak było pokręcić w rodzinnych stronach.
Stwierdzam, ze jestem uzależniona od maratonow...
Strasznie przezywam, ze jutro nie mogę wystartować... a sa i Michalowice i Strzyzów.
W góle dzisiaj uslyszałam Fragmę w radiu...
Aż mnie ciarki przeszły...
To niesmowite jak sie stoi w sektorze u Golonki i leci Fragam.
Jak to powiedział kiedyś Jacek K.: " o to własnie w tym chodzi..." w całym tym maratonowaniu chodzi... o te momenty .. na stracie i na mecie...
Nie o samą jazdę.. Jazda.. cóż.. przednie koło w zasięgu wzorku i do przodu, meczarnia... ale to poczucie spełnienia!
Bezcenne!
Gdybym to jakoś jeszcze ładniej potrafiła ubrać w slowa.
- DST 42.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:18
- VAVG 18.26km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2009
Sobota
Trasa Tarnow - Mościce - Mielec (Spółdzielcza).
Trochę ciężko sie dzisiaj jechalo bo na plecach pokaźny plecak:), no i pod wiatr, ale i tak jeszcze tak szybko do Mielca nie przyjechalam:). Za mostem na Wisłoce bylam rowno w 2 godz.
Najgorzej to przebijać sie przez miasto, zwlaszcza jeśli chodzi o Tarnów, z mościc zeby dojechać na drogę na Mielec, to niestety.. cale miasto muszę przejechać. Prawie pół godziny mi to zajęło
Od Lisiej Gory .. w miarę spokojnie. Jeden niespokojny tir, trochę wyprzedzający i idących na czołówkę ze mną i z moich rowerem , wariatów...
Ale w sumie fajnie, chociaz ten plecak mi przeszkadzał, bolał kręgosłup.
No i rower po wczorajszym locie ze schodów.. tak sobie.
Dzisiaj po południu wreszcie poznam na rowerze mieleckie lasy:)
Trochę ciężko sie dzisiaj jechalo bo na plecach pokaźny plecak:), no i pod wiatr, ale i tak jeszcze tak szybko do Mielca nie przyjechalam:). Za mostem na Wisłoce bylam rowno w 2 godz.
Najgorzej to przebijać sie przez miasto, zwlaszcza jeśli chodzi o Tarnów, z mościc zeby dojechać na drogę na Mielec, to niestety.. cale miasto muszę przejechać. Prawie pół godziny mi to zajęło
Od Lisiej Gory .. w miarę spokojnie. Jeden niespokojny tir, trochę wyprzedzający i idących na czołówkę ze mną i z moich rowerem , wariatów...
Ale w sumie fajnie, chociaz ten plecak mi przeszkadzał, bolał kręgosłup.
No i rower po wczorajszym locie ze schodów.. tak sobie.
Dzisiaj po południu wreszcie poznam na rowerze mieleckie lasy:)
- DST 57.00km
- Czas 02:09
- VAVG 26.51km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 sierpnia 2009
Piatek
Nieudany rowerowy piatek..
Najpierw rower spadł mi ze schodów... prosto na moja nową xt przerzutkę...
Efekt - wykrzywiony hak:(
Potem ..zaczęłam zmieniac opony, bo jutro jadę do Mielca na rowerze, to i opony bardziej lajt potrzebne.
Zmieniłam juz przód ,napompowałam i... urwałam wentyl haha... wiec nowa dętka i wszystko od nowa.
No to bierzemy sie za tył, zaczęłam zdejmowac kolo.. zgubiłam w trawie... koncówkę od zacisku od koła...
Pół godziny szukania w trawie. Złosć, nerwy, znalazłam.
Efekt- jazda z Mirkiem, Alkiem i Grzeskiem po lesie Radłowskim zupelnie bez chęci do jazdy.
Miejmy nadzieję, ze jutro bedzie lepiej
Najpierw rower spadł mi ze schodów... prosto na moja nową xt przerzutkę...
Efekt - wykrzywiony hak:(
Potem ..zaczęłam zmieniac opony, bo jutro jadę do Mielca na rowerze, to i opony bardziej lajt potrzebne.
Zmieniłam juz przód ,napompowałam i... urwałam wentyl haha... wiec nowa dętka i wszystko od nowa.
No to bierzemy sie za tył, zaczęłam zdejmowac kolo.. zgubiłam w trawie... koncówkę od zacisku od koła...
Pół godziny szukania w trawie. Złosć, nerwy, znalazłam.
Efekt- jazda z Mirkiem, Alkiem i Grzeskiem po lesie Radłowskim zupelnie bez chęci do jazdy.
Miejmy nadzieję, ze jutro bedzie lepiej
- DST 32.00km
- Czas 01:30
- VAVG 21.33km/h
- Aktywność Jazda na rowerze