Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2011
Dystans całkowity: | 233.00 km (w terenie 65.00 km; 27.90%) |
Czas w ruchu: | 11:20 |
Średnia prędkość: | 20.56 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (94 %) |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 38.83 km i 1h 53m |
Więcej statystyk |
Sobota, 29 października 2011
Jesiennie
Lubię tę piosenkę ( Siergiej znowu powie, że mam dziwny gust muzyczny):)
Ale ona pasuje do tego co dzisiaj zobaczyłam.
Te kolory….
Nie da się tego opowiedzieć, ani żadne zdjęcia tego nie oddadzą… całej tej palety barw…
To takie szczególny dzień był..
Dawno nie byłam na rowerze, a już w górkach, to chyba z miesiąc. Pomimo tego, pojechałam, bo chciałam pokazać K. trochę moich ulubionych ścieżek.
No bo to była nasza wspólna, pierwsza jazda.
Pojechalismy najpierw niebieskim nad Dunajcem, potem szutrówką w górę na Lubinkę.
Nie ma co.. podjeżdża mi się cięzko, no ale nic dziwnego.. przeciez w ogóle ostatnio nie jeżdzę.
Za to na zjazdach, które co prawda zjeżdzałam wolno i ostrożnie , bez blokady.
Potem zjechalismy wąwozem z Lubinki i na Wał , długim asfaltowym podjazdem. No a potem czarnym rowerowym przez las. To jest fajny szlak, szkoda, że taki krótki.
W lesie po prostu bajka.. co chwilę to mi serce dosłownie się radowało jak patrzyłam na te kolory. Szkoda, że zdjęcią kompletnie tego nie oddają.
Potem pojechalismy do Siemiechowa na działkę Agnieszki, a tam niespodzianka : Andy z teściem.
Chwile pogadalismy i odwrót, z powrotem czarnym rowerowym i potem zjazd żółtym. Dużo liści więc naprawdę trzeba uważać.
Było fajnieeee…
Świetna pogoda, pewnie już takiej nie będzie w tym roku.
K. na moim Magnusie. Ładnie jeżdzi technicznie. Bardzo ładnie. Dobra kadencja. Podobało mi się.
Jesienne barwy w Siemiechowie© lemuriza1972
Gdzieś na czarnym szlaku rowerowym© lemuriza1972
wąwóz© lemuriza1972
Zaczyna się.. Lubinka:)© lemuriza1972
- DST 49.00km
- Teren 15.00km
- Czas 03:04
- VAVG 15.98km/h
- VMAX 50.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 października 2011
Zdjęcia z Babiej
Odpoczywam sobie dalej. Może od listopada zacznę coś barziej intensywnie robić.
Nie najgorzej mi z tym odpoczynkiem, chociaż czasem myślę sobie.. przydałoby się więcej sportu.
Ale nadrobimy to.
A tymczasem jeszcze kilka zdjęć z Babiej. Autorem jest Siergiej, którego pozdrawiam.
No i pojawiła się realna szansa spędzenia Andrzejek u stóp Babiej.
Nie najgorzej mi z tym odpoczynkiem, chociaż czasem myślę sobie.. przydałoby się więcej sportu.
Ale nadrobimy to.
A tymczasem jeszcze kilka zdjęć z Babiej. Autorem jest Siergiej, którego pozdrawiam.
No i pojawiła się realna szansa spędzenia Andrzejek u stóp Babiej.
Babia Góra© lemuriza1972
Na Babiej 1© lemuriza1972
Babia 2© lemuriza1972
Zdobyta© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 października 2011
Basen
Wczoraj było trochę ćwiczeń, dzisiaj basen.
35 min 42 długości.
Bardzo dobrze mi sie pływało.
35 min 42 długości.
Bardzo dobrze mi sie pływało.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 października 2011
Babia Góra po raz drugi w tym roku
Byłam już na Babiej w tym roku ( styczeń), ale mam ogromny sentyment do tej góry,bo od niej zaczęła się moja przygoda zimowa z Górami.
Wtedy szłam niepewna.. czy dam radę, czy podołam, wczoraj szłam.. jak stary wyjadacz:)
No bo skoro się wchodzi zimą na Kozi, Giewont , Czerwone Wierchy, latem łazi po Orlej Perci, to Babia już jest tylko namiastką…:) zimowego chodzenia po górach. Zresztą Adam by powiedział, ze to nie góry:)
Ale była to bardzo miła namiastka, w sam raz na rozruch po przerwie w zimowym łażeniu.
Chociaż czy można to nazwać "zimowym łażeniem" skoro jeszcze jest jesień?
Wyjazd zorganizował Pan Boguś K. z Wyższej Szkoły Biznesu, pasjonat sportu i turystyki.
Miałam już przyjemność być z tą grupą na Andrzejkach na Brzance.
Zebrała się sporo bo prawie 40 osób, co jak się okazało potem stanowiło pewien problem podczas wędrówki.
Wyjazd do Zawoi o 6 rano w sobotę. No ale co tam.. skoro się jedzie w góry, to pobudka o 5 rano naprawdę nie stanowi wielkiego problemu.
W autobusie krzykliwie i wesoło co drazni mnie początkowo. Jestem bardzo niewyspana ( jakieś niecałe 3 godz snu) i liczyłam na to, że pospię w autobusie.
Nic z tego.
Marcin, który po raz pierwszy jedzie z tą grupą, nie ma żadnych problemów z asymilacją i nie daje nam odpocząć .. od siebie:)
Zaraz po przyjeździe do Zawoi ruszamy w trasę.
Jest rześko, ale jeszcze nie zimno.
Ruszamy z Andżeliką.
Góry nie są dla mnie teren rywalizacji i nie chodzę specjalnie szybko, ale lubię utrzymywać pewien stały rytm.
Początkowo idą z nami Marcin i Sylwek, ale odpadają w pewnym momencie.
Pojawia się śnieg. Sporo śniegu.
Do Schroniska docieramy w składzie Andżelika, ja i Mateusz ( nie wiem czy nie pomyliłam imienia) i długoooooooo czekamy na resztę.
Niestety planowana wędrówka Percią Akademicką nie dochodzi do skutku, pan Bogdan po kontakcie z GOPREM mówi nam , ze szlak jest oblodzony , a łancuchy poprzymarzały do skał.
Idziemy więc tradycyjnie:)
No nie jest specjalnie łatwo, bo bardzo slisko.
Marcin i Sylwek w jakichś „slickowych” butach mają ogromne problemy.
Totalnie bezmyślne zachowanie. Cud, ze im się nic nie stało.
Nie maja też czapek, rękawiczek, a ja wiem przecież, jak bardzo wieje na Babiej.
Grupa jest bardzo zróznicowana. Rózny poziom i dlatego tez o róznym czasie docieramy w różne punkty.
Mówię do Andżeliki: nie idźmy szybko, bo jak dojdziemy na szczyt będziemy musiało długo czekać na resztę.
Podobno idąc w górach trzeba dostosować tempo do najsłabszego. Pewnie tak, ale było nam ciężko.
nie szłysmy specjalnie szybko. Naprawdę. Co jakiś czas robiłysmy przystanki, ale i tak kiedy doszłysmy na szczyt, to czekałysmy na reszte grupy z pół godziny , jeśli nie dłużej.
Zmarzłysmy tam, pomimo tego, że nie wiało az tak bardzo.
Niestety chociaż przez dwa dni dopisywała nam piękna słoneczna pogoda, na szczycie chmury skutecznie przysłoniły Tatry.
Zejście chociaż technicznie nietrudne, to jednak wymagało maksymalnej koncentracji, bo było bardzo ślisko.
W drodze byliśmy ok. 4 i pół godziny, a więc niedługo.
A wieczorkiem była impreza, która zaczęła się już o 18 i skutkiem tego o 22 byłam już w łóżku.
Poprzednia nieprzespana noc dała znać o sobie i po prostu musiałam się wyspać.
Drugi dzień też piękny słoneczny, niestety zbyt mało czasu żeby iść gdzieś dalej na szlak.
I tak oto po krótkim spacerze wylądowalismy w przytulnej restauracji w Zawoi na kawie. I nie skonczyło się na kawie, bo była i szarlotka i herbata i piwo i zupa cebulowa.
Fajnie spędzony czas, z górami i w miłym towarzystwie.
Ośrodek , w którym spalismy też bardzo fajny i jedzonko dobre.
Perfect.
Ale czułam pomimo tego pewien .. deficyt.
W przyszły weekend będzie już pełnia szczęścia:)
Wtedy szłam niepewna.. czy dam radę, czy podołam, wczoraj szłam.. jak stary wyjadacz:)
No bo skoro się wchodzi zimą na Kozi, Giewont , Czerwone Wierchy, latem łazi po Orlej Perci, to Babia już jest tylko namiastką…:) zimowego chodzenia po górach. Zresztą Adam by powiedział, ze to nie góry:)
Ale była to bardzo miła namiastka, w sam raz na rozruch po przerwie w zimowym łażeniu.
Chociaż czy można to nazwać "zimowym łażeniem" skoro jeszcze jest jesień?
Wyjazd zorganizował Pan Boguś K. z Wyższej Szkoły Biznesu, pasjonat sportu i turystyki.
Miałam już przyjemność być z tą grupą na Andrzejkach na Brzance.
Zebrała się sporo bo prawie 40 osób, co jak się okazało potem stanowiło pewien problem podczas wędrówki.
Wyjazd do Zawoi o 6 rano w sobotę. No ale co tam.. skoro się jedzie w góry, to pobudka o 5 rano naprawdę nie stanowi wielkiego problemu.
W autobusie krzykliwie i wesoło co drazni mnie początkowo. Jestem bardzo niewyspana ( jakieś niecałe 3 godz snu) i liczyłam na to, że pospię w autobusie.
Nic z tego.
Marcin, który po raz pierwszy jedzie z tą grupą, nie ma żadnych problemów z asymilacją i nie daje nam odpocząć .. od siebie:)
Zaraz po przyjeździe do Zawoi ruszamy w trasę.
Jest rześko, ale jeszcze nie zimno.
Ruszamy z Andżeliką.
Góry nie są dla mnie teren rywalizacji i nie chodzę specjalnie szybko, ale lubię utrzymywać pewien stały rytm.
Początkowo idą z nami Marcin i Sylwek, ale odpadają w pewnym momencie.
Pojawia się śnieg. Sporo śniegu.
Do Schroniska docieramy w składzie Andżelika, ja i Mateusz ( nie wiem czy nie pomyliłam imienia) i długoooooooo czekamy na resztę.
Niestety planowana wędrówka Percią Akademicką nie dochodzi do skutku, pan Bogdan po kontakcie z GOPREM mówi nam , ze szlak jest oblodzony , a łancuchy poprzymarzały do skał.
Idziemy więc tradycyjnie:)
No nie jest specjalnie łatwo, bo bardzo slisko.
Marcin i Sylwek w jakichś „slickowych” butach mają ogromne problemy.
Totalnie bezmyślne zachowanie. Cud, ze im się nic nie stało.
Nie maja też czapek, rękawiczek, a ja wiem przecież, jak bardzo wieje na Babiej.
Grupa jest bardzo zróznicowana. Rózny poziom i dlatego tez o róznym czasie docieramy w różne punkty.
Mówię do Andżeliki: nie idźmy szybko, bo jak dojdziemy na szczyt będziemy musiało długo czekać na resztę.
Podobno idąc w górach trzeba dostosować tempo do najsłabszego. Pewnie tak, ale było nam ciężko.
nie szłysmy specjalnie szybko. Naprawdę. Co jakiś czas robiłysmy przystanki, ale i tak kiedy doszłysmy na szczyt, to czekałysmy na reszte grupy z pół godziny , jeśli nie dłużej.
Zmarzłysmy tam, pomimo tego, że nie wiało az tak bardzo.
Niestety chociaż przez dwa dni dopisywała nam piękna słoneczna pogoda, na szczycie chmury skutecznie przysłoniły Tatry.
Zejście chociaż technicznie nietrudne, to jednak wymagało maksymalnej koncentracji, bo było bardzo ślisko.
W drodze byliśmy ok. 4 i pół godziny, a więc niedługo.
A wieczorkiem była impreza, która zaczęła się już o 18 i skutkiem tego o 22 byłam już w łóżku.
Poprzednia nieprzespana noc dała znać o sobie i po prostu musiałam się wyspać.
Drugi dzień też piękny słoneczny, niestety zbyt mało czasu żeby iść gdzieś dalej na szlak.
I tak oto po krótkim spacerze wylądowalismy w przytulnej restauracji w Zawoi na kawie. I nie skonczyło się na kawie, bo była i szarlotka i herbata i piwo i zupa cebulowa.
Fajnie spędzony czas, z górami i w miłym towarzystwie.
Ośrodek , w którym spalismy też bardzo fajny i jedzonko dobre.
Perfect.
Ale czułam pomimo tego pewien .. deficyt.
W przyszły weekend będzie już pełnia szczęścia:)
Początek szlaku na Babią© lemuriza1972
Idziemy dalej:)© lemuriza1972
Widoczek ze szlaku© lemuriza1972
Dwie Andżeliki i jedna Iza:)© lemuriza1972
Prawie na szczycie:)© lemuriza1972
a na dole jesień...© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 października 2011
Zbieg okoliczności łagodzących..
Taka piosenka na początek. Dlaczego? Bo bardzo mi się podoba i.. jeszcze z kilku innych względów.
Umówiłam się dzisiaj na rower z Mirkiem, ale Mirek jak to Mirek, asfaltuje wszystkie fajne drogi i ściezynki naszego pieknego powiatu, więc musiał zostać w pracy.
Postanowiłam więc jechać sama.
W piwnicy niespodzianka… kapeć w tylnym kole.. i gonitwa myśli: wracać do domu? nie jechać? Ale, ale.. jestem już ubrana.. szkoda… Zmieniać? Nie chce mi się… KTMa nie wezmę bo raz że nie ma świateł, dwa kompletnie nieprzygotowany do jazdy/ Co robić?
Zmieniać! Trzeba jechać.
Poszło dość sprawnie, chociaż drutówki sprawiają mi więcej problemów przy zmianie dętki.
Trasa krótka i bardzo spokojnie… Tym bardziej, że wiał mocny wiatr i jechało się naprawdę cięzko. Koncówka już w ciemnościach.
Taka sobie jazda znowu posezonowa… coraz bardziej myśli moje biegną w kierunku zimy.. basenu, biegówek , gór
Zdjęcia autorstwa Bikeholików
Bikeholikowe zbiorcze:)© lemuriza1972
Czwórka Bikeholików© lemuriza1972
Z Pauliną© lemuriza1972
Tam wszędzie tak© lemuriza1972
Napadało śniegu© lemuriza1972
- DST 29.00km
- Czas 01:19
- VAVG 22.03km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 października 2011
O zgrupowaniu Bikeholików i o basenie
Zdecydowałam się na wyjazd na tzw zgrupowanie Bikeholików z jednej prostej przyczyny ( nie żeby brakowało mi wyjazdów weekendowych, czy wypadów w góry, bo tych naprawdę jest dużo w tym roku) – chciałam poznać Bikeholików.
Nie miałam zbyt wielu okazji – kilka słów na maratonie z niektórymi, to wszystko.
Poza tym chciałam też towarzyszyć Paulinie, w końcu jesteśmy tylko we dwie – kobiety, w tej zacnej grupie.
Rano pociąg do Krakowa ( zimnooooo), w Płaszowie czeka Paulina, Stachu i Borys.
Jedziemy na Chyżne, a potem do Zuberca.
Pogoda taka sobie, mgła, wilgotno, mało przyjemnie.
Hotel może nie luksusowy, ale czysty, to najważniejsze.
Idziemy na spacer, im wyżej w górę, tym więcej śniegu. Tak, tak, tak .. właśnie śniegu…. 15 października a ja już widzę śnieg i już budzi się tęsknota za zimowymi wyprawami.
Długo idziemy jakąś asfaltową drogą ( jak do Morskiego Oka), coraz więcej śniegu. Dochodzimy do schroniska, za nim zamarznięty stawek.
Są też tacy, którzy wyruszają w trasę na rowerach ( ja roweru nie wzięłam , i dobrze, bo moje stopy tego mrozu nie wytrzymałby).
A potem obiad w pięknej góralskiej knajpie, z góralską muzyką w tle. No i te słowackie potrawy…. Mniam, uwielbiam… a tak dawno nie jadłam.
Po obiedzie część jedzie na baseny termalne. My z Pauliną do hotelu, trochę czytamy, ja trochę przysypiam, przychodzą chłopaki i zapraszają na dół. Schodzimy. Miłe towarzystwo, Zlaty bażant:)
I kolacja , znowu obfita a po kolacji posiadówka przy piwie. Dużo śmiechu.
Ale jesteśmy z Pauliną dość zmęczone i idziemy wcześnie spać.
Rano budzi nas przepiękne słońce i po śniadaniu , zaraz po 9, wyruszamy na szlak. Szlak nie jest trudny, idzie się fajnie, słonce grzeje. Znowu im wyżej, tym więcej śniegu. Dochodzimy do wysokości 1300 m npm i musimy wracać, bo o 13 jest obiad.
Fajny to był spacerek, taki niespieszny. Trochę brakowało mi takich wyjść w góry, niespiesznych, bez ściganctwa. W drodze około 4 godziny.
Obiadek znowu bardzo smaczny.
No i czas ruszać w drogę, oczywiście na Zakopiance kłopoty, ale jestem o 19 w domu.
Bardzo fajny, sympatyczny wyjazd. Cieszę się, ze pojechałam.
Po drodze ,idąc sobie górami znowu miałam mnóstwo refleksji pt : mam szczęście do ludzi w zyciu.
A dzisiaj postanowiłam skonczyć z odpoczynkiem i sportowym lenistwem i poszłam na basen.
Własciwie od dwóch lat nie pływałam już tak jak dzisiaj ( bo nie pływałam, nie licząc jakis nędznych kilku ruchów w wodzie, w lecie).
Więc jak na taką przerwę nie było źle. 35 min , 40 długości, to niezły wynik wydaje mi się. Byłam przygotowania na to, ze będzie gorzej.
Jutro chyba rower, potem przerwa, a w sobotę rajd na Babią Górę:)
--
Nie miałam zbyt wielu okazji – kilka słów na maratonie z niektórymi, to wszystko.
Poza tym chciałam też towarzyszyć Paulinie, w końcu jesteśmy tylko we dwie – kobiety, w tej zacnej grupie.
Rano pociąg do Krakowa ( zimnooooo), w Płaszowie czeka Paulina, Stachu i Borys.
Jedziemy na Chyżne, a potem do Zuberca.
Pogoda taka sobie, mgła, wilgotno, mało przyjemnie.
Hotel może nie luksusowy, ale czysty, to najważniejsze.
Idziemy na spacer, im wyżej w górę, tym więcej śniegu. Tak, tak, tak .. właśnie śniegu…. 15 października a ja już widzę śnieg i już budzi się tęsknota za zimowymi wyprawami.
Długo idziemy jakąś asfaltową drogą ( jak do Morskiego Oka), coraz więcej śniegu. Dochodzimy do schroniska, za nim zamarznięty stawek.
Są też tacy, którzy wyruszają w trasę na rowerach ( ja roweru nie wzięłam , i dobrze, bo moje stopy tego mrozu nie wytrzymałby).
A potem obiad w pięknej góralskiej knajpie, z góralską muzyką w tle. No i te słowackie potrawy…. Mniam, uwielbiam… a tak dawno nie jadłam.
Po obiedzie część jedzie na baseny termalne. My z Pauliną do hotelu, trochę czytamy, ja trochę przysypiam, przychodzą chłopaki i zapraszają na dół. Schodzimy. Miłe towarzystwo, Zlaty bażant:)
I kolacja , znowu obfita a po kolacji posiadówka przy piwie. Dużo śmiechu.
Ale jesteśmy z Pauliną dość zmęczone i idziemy wcześnie spać.
Rano budzi nas przepiękne słońce i po śniadaniu , zaraz po 9, wyruszamy na szlak. Szlak nie jest trudny, idzie się fajnie, słonce grzeje. Znowu im wyżej, tym więcej śniegu. Dochodzimy do wysokości 1300 m npm i musimy wracać, bo o 13 jest obiad.
Fajny to był spacerek, taki niespieszny. Trochę brakowało mi takich wyjść w góry, niespiesznych, bez ściganctwa. W drodze około 4 godziny.
Obiadek znowu bardzo smaczny.
No i czas ruszać w drogę, oczywiście na Zakopiance kłopoty, ale jestem o 19 w domu.
Bardzo fajny, sympatyczny wyjazd. Cieszę się, ze pojechałam.
Po drodze ,idąc sobie górami znowu miałam mnóstwo refleksji pt : mam szczęście do ludzi w zyciu.
A dzisiaj postanowiłam skonczyć z odpoczynkiem i sportowym lenistwem i poszłam na basen.
Własciwie od dwóch lat nie pływałam już tak jak dzisiaj ( bo nie pływałam, nie licząc jakis nędznych kilku ruchów w wodzie, w lecie).
Więc jak na taką przerwę nie było źle. 35 min , 40 długości, to niezły wynik wydaje mi się. Byłam przygotowania na to, ze będzie gorzej.
Jutro chyba rower, potem przerwa, a w sobotę rajd na Babią Górę:)
--
W Tatrach słowackich© lemuriza1972
Jeziorko:)© lemuriza1972
Siwy Wierch© lemuriza1972
:))))© lemuriza1972
Kolacja© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 października 2011
Bikeholicy w Tatrach
https://picasaweb.google.com/104515750706593299248/ZgrupowanieCzyliWielkaBiesiada1516112011#5664130641642618258
Zdjęcia Pauliny:)
Bardzo się cieszę, ze zdecydowałam sie na ten wyjazd.
Byli Bikeholicy, były Tatry, było słońce, był śnieg.
Reszta jutro:)
Tekst i zdjęcia
Zdjęcia Pauliny:)
Bardzo się cieszę, ze zdecydowałam sie na ten wyjazd.
Byli Bikeholicy, były Tatry, było słońce, był śnieg.
Reszta jutro:)
Tekst i zdjęcia
W trasie© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 października 2011
Las
Chciałam pojeździć i pogadać z Mirkiem, ale nie bylo ani jazdy ani gadania za bardzo.
Wiało okrutnie,więc cięzko sie jechało.Nogi miałam dzisiaj jak z ołowiu... przez ten wiatr niewiele słyszałam, wiec cięzko się rozmawiało.
Trochę Lasem, trochę asfaltem, ot takie posezonowe jeżdżenie.
Bez celu wyraźnego, tylko i wyłącznie dla przyjemności.
Jesiennie mocno... liści dużo... zapachy liści butwiejących.
Zmarzły mi stopy, wiał taki zimny wiatr..
Wiało okrutnie,więc cięzko sie jechało.Nogi miałam dzisiaj jak z ołowiu... przez ten wiatr niewiele słyszałam, wiec cięzko się rozmawiało.
Trochę Lasem, trochę asfaltem, ot takie posezonowe jeżdżenie.
Bez celu wyraźnego, tylko i wyłącznie dla przyjemności.
Jesiennie mocno... liści dużo... zapachy liści butwiejących.
Zmarzły mi stopy, wiał taki zimny wiatr..
- DST 29.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:24
- VAVG 20.71km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 października 2011
Night Rider
Po 9 dniach znowu na rowerze... to jak dla mnie okropnie długi czas:)
Przyjemnie było "rozkręcić" nogi.
Miało być zupełnie relaksacyjnie, ale mnie pare razy poniosło i pocisnełam mocniej.
Już po ciemku i nawet trochę padało.
Nie lubię jeździć po ciemku. Słabo widzę:), z tego też powodu nie skorzystam z propozycji chłopaków z Rowerowania czyli wyjazdu nocnego na Skrzyczne.
Zabiłabym się gdzieś tam.
No to zaczynam sobie taki fajny okres roztrenowujący. W przyszłym tygodniu pojde na basen.
Pieknie jesiennie sie zrobilo. Masa liści:)
a ja.. cóż zawsze się z zycia cieszyłam mocno, teraz cieszę sie podwójnie.
Mirek powiedziałby znowu: bo u Ciebie szklanka nie tyle jest pełna do połowy, co sie z niej w ogóle przelewa:)
Tak, tak, tak.
dzisiaj nawet pulsaka nie brałam, Totalny luz:)
P.S Nowa płyta Kaśki Nosowskiej.. rewelacja..
Tyle,ze trzeba jej posłuchać w wielkim skupieniu. Najlepiej położyć sie do łóżka, zgasić światło.Słuchać.
Przyjemnie było "rozkręcić" nogi.
Miało być zupełnie relaksacyjnie, ale mnie pare razy poniosło i pocisnełam mocniej.
Już po ciemku i nawet trochę padało.
Nie lubię jeździć po ciemku. Słabo widzę:), z tego też powodu nie skorzystam z propozycji chłopaków z Rowerowania czyli wyjazdu nocnego na Skrzyczne.
Zabiłabym się gdzieś tam.
No to zaczynam sobie taki fajny okres roztrenowujący. W przyszłym tygodniu pojde na basen.
Pieknie jesiennie sie zrobilo. Masa liści:)
a ja.. cóż zawsze się z zycia cieszyłam mocno, teraz cieszę sie podwójnie.
Mirek powiedziałby znowu: bo u Ciebie szklanka nie tyle jest pełna do połowy, co sie z niej w ogóle przelewa:)
Tak, tak, tak.
dzisiaj nawet pulsaka nie brałam, Totalny luz:)
P.S Nowa płyta Kaśki Nosowskiej.. rewelacja..
Tyle,ze trzeba jej posłuchać w wielkim skupieniu. Najlepiej położyć sie do łóżka, zgasić światło.Słuchać.
- DST 20.00km
- Czas 00:58
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 30.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 października 2011
O politycznych "zalotnikach", cudnym życiu i kilka zdjęć z Odysei
Kiedy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę, jeszcze nie załapałam o co chodzi. Dopiero przy drugim przesłuchaniu… Dobry tekst.
Na czasie.
Pełno „zalotników” na plakatach i ulotkach.
To już prawie tydzień bez roweru.
Celowo.
Tak postanowiłam.
Odpoczęłam. Uporządkowałam inne sprawy i powoli będę wracać do sportowego zycia. Przez ten miesiąc nieco innego. Pewnie basen, duzo gór mam nadzieję, w tym teamowy wyjazd w Tatry słowackie, może ścianka, takie są plany.
To był taki dobry tydzien, jakiego dawno nie miałam.
Doniesiono mi z Jaworzyny, że śnieg spadł.
Cud! Zima idzie. Będzie pięknie.
Dzisiaj wreszcie wywołałam zdjęcia. Z Tatr. Z zimy. Z roweru. Z Węgier.
Oglądałam na przystanku, ktos tam z boku podpatrywał i pewnie w tej „pani” ze zdjęć nie odnalazł pani z przystanku, w żakieciku, z torebeczką itd.:).
A ja oglądałam te zdjęcia i myślałam o tym jakie mam cudne życie.
Tatry, wspin na skale, Odyseja, Maratony, Budapeszt… Życie moje.
Dobre, świetne. A ostatnimi dniami jest już w ogóle wyśmienite, aż czasem się boję żeby mnie ktoś nie obudził.
I tylko po cichu powiem, ze ten portal ma w tym spory udział. Może kiedyś Wam opowiem.
Bikeholicy na Odysei© lemuriza1972
Koncentracja© lemuriza1972
Jedziemy© lemuriza1972
Z Mirkiem© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze