Wtorek, 18 października 2011
O zgrupowaniu Bikeholików i o basenie
Zdecydowałam się na wyjazd na tzw zgrupowanie Bikeholików z jednej prostej przyczyny ( nie żeby brakowało mi wyjazdów weekendowych, czy wypadów w góry, bo tych naprawdę jest dużo w tym roku) – chciałam poznać Bikeholików.
Nie miałam zbyt wielu okazji – kilka słów na maratonie z niektórymi, to wszystko.
Poza tym chciałam też towarzyszyć Paulinie, w końcu jesteśmy tylko we dwie – kobiety, w tej zacnej grupie.
Rano pociąg do Krakowa ( zimnooooo), w Płaszowie czeka Paulina, Stachu i Borys.
Jedziemy na Chyżne, a potem do Zuberca.
Pogoda taka sobie, mgła, wilgotno, mało przyjemnie.
Hotel może nie luksusowy, ale czysty, to najważniejsze.
Idziemy na spacer, im wyżej w górę, tym więcej śniegu. Tak, tak, tak .. właśnie śniegu…. 15 października a ja już widzę śnieg i już budzi się tęsknota za zimowymi wyprawami.
Długo idziemy jakąś asfaltową drogą ( jak do Morskiego Oka), coraz więcej śniegu. Dochodzimy do schroniska, za nim zamarznięty stawek.
Są też tacy, którzy wyruszają w trasę na rowerach ( ja roweru nie wzięłam , i dobrze, bo moje stopy tego mrozu nie wytrzymałby).
A potem obiad w pięknej góralskiej knajpie, z góralską muzyką w tle. No i te słowackie potrawy…. Mniam, uwielbiam… a tak dawno nie jadłam.
Po obiedzie część jedzie na baseny termalne. My z Pauliną do hotelu, trochę czytamy, ja trochę przysypiam, przychodzą chłopaki i zapraszają na dół. Schodzimy. Miłe towarzystwo, Zlaty bażant:)
I kolacja , znowu obfita a po kolacji posiadówka przy piwie. Dużo śmiechu.
Ale jesteśmy z Pauliną dość zmęczone i idziemy wcześnie spać.
Rano budzi nas przepiękne słońce i po śniadaniu , zaraz po 9, wyruszamy na szlak. Szlak nie jest trudny, idzie się fajnie, słonce grzeje. Znowu im wyżej, tym więcej śniegu. Dochodzimy do wysokości 1300 m npm i musimy wracać, bo o 13 jest obiad.
Fajny to był spacerek, taki niespieszny. Trochę brakowało mi takich wyjść w góry, niespiesznych, bez ściganctwa. W drodze około 4 godziny.
Obiadek znowu bardzo smaczny.
No i czas ruszać w drogę, oczywiście na Zakopiance kłopoty, ale jestem o 19 w domu.
Bardzo fajny, sympatyczny wyjazd. Cieszę się, ze pojechałam.
Po drodze ,idąc sobie górami znowu miałam mnóstwo refleksji pt : mam szczęście do ludzi w zyciu.
A dzisiaj postanowiłam skonczyć z odpoczynkiem i sportowym lenistwem i poszłam na basen.
Własciwie od dwóch lat nie pływałam już tak jak dzisiaj ( bo nie pływałam, nie licząc jakis nędznych kilku ruchów w wodzie, w lecie).
Więc jak na taką przerwę nie było źle. 35 min , 40 długości, to niezły wynik wydaje mi się. Byłam przygotowania na to, ze będzie gorzej.
Jutro chyba rower, potem przerwa, a w sobotę rajd na Babią Górę:)
--
Nie miałam zbyt wielu okazji – kilka słów na maratonie z niektórymi, to wszystko.
Poza tym chciałam też towarzyszyć Paulinie, w końcu jesteśmy tylko we dwie – kobiety, w tej zacnej grupie.
Rano pociąg do Krakowa ( zimnooooo), w Płaszowie czeka Paulina, Stachu i Borys.
Jedziemy na Chyżne, a potem do Zuberca.
Pogoda taka sobie, mgła, wilgotno, mało przyjemnie.
Hotel może nie luksusowy, ale czysty, to najważniejsze.
Idziemy na spacer, im wyżej w górę, tym więcej śniegu. Tak, tak, tak .. właśnie śniegu…. 15 października a ja już widzę śnieg i już budzi się tęsknota za zimowymi wyprawami.
Długo idziemy jakąś asfaltową drogą ( jak do Morskiego Oka), coraz więcej śniegu. Dochodzimy do schroniska, za nim zamarznięty stawek.
Są też tacy, którzy wyruszają w trasę na rowerach ( ja roweru nie wzięłam , i dobrze, bo moje stopy tego mrozu nie wytrzymałby).
A potem obiad w pięknej góralskiej knajpie, z góralską muzyką w tle. No i te słowackie potrawy…. Mniam, uwielbiam… a tak dawno nie jadłam.
Po obiedzie część jedzie na baseny termalne. My z Pauliną do hotelu, trochę czytamy, ja trochę przysypiam, przychodzą chłopaki i zapraszają na dół. Schodzimy. Miłe towarzystwo, Zlaty bażant:)
I kolacja , znowu obfita a po kolacji posiadówka przy piwie. Dużo śmiechu.
Ale jesteśmy z Pauliną dość zmęczone i idziemy wcześnie spać.
Rano budzi nas przepiękne słońce i po śniadaniu , zaraz po 9, wyruszamy na szlak. Szlak nie jest trudny, idzie się fajnie, słonce grzeje. Znowu im wyżej, tym więcej śniegu. Dochodzimy do wysokości 1300 m npm i musimy wracać, bo o 13 jest obiad.
Fajny to był spacerek, taki niespieszny. Trochę brakowało mi takich wyjść w góry, niespiesznych, bez ściganctwa. W drodze około 4 godziny.
Obiadek znowu bardzo smaczny.
No i czas ruszać w drogę, oczywiście na Zakopiance kłopoty, ale jestem o 19 w domu.
Bardzo fajny, sympatyczny wyjazd. Cieszę się, ze pojechałam.
Po drodze ,idąc sobie górami znowu miałam mnóstwo refleksji pt : mam szczęście do ludzi w zyciu.
A dzisiaj postanowiłam skonczyć z odpoczynkiem i sportowym lenistwem i poszłam na basen.
Własciwie od dwóch lat nie pływałam już tak jak dzisiaj ( bo nie pływałam, nie licząc jakis nędznych kilku ruchów w wodzie, w lecie).
Więc jak na taką przerwę nie było źle. 35 min , 40 długości, to niezły wynik wydaje mi się. Byłam przygotowania na to, ze będzie gorzej.
Jutro chyba rower, potem przerwa, a w sobotę rajd na Babią Górę:)
--
W Tatrach słowackich© lemuriza1972
Jeziorko:)© lemuriza1972
Siwy Wierch© lemuriza1972
:))))© lemuriza1972
Kolacja© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!