Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 413.00 km (w terenie 115.00 km; 27.85%) |
Czas w ruchu: | 20:02 |
Średnia prędkość: | 20.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 37.55 km i 1h 49m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 30 marca 2014
Śląsk- Zagłębie - Znak pokoju
Piosenka na początek ( moja ulubiona z ostatniej płyty, moim zdaniem najpiękniejsza). A to jest bardzo fajne nagranie tej piosenki.
Nie bez przyczyny taka piosenka na początek, ponieważ w końcu ktoś musiał ten gest wykonać i próbować Znak pokoju Zagłębiu przekazać. To się podjęłyśmy tej próby z Panią Krystyną, chociaż my tylko „Ślązaczki” podrabiane .
Próba pojednania śląsko- zagłębiowskiego wygląda tak:
Znak pokoju © lemuriza1972
Dzisiaj będzie wpis kompletnie niesportowy, bo na rowerze nie byłam ( chociaż planowałam). No pomimo tej pięknej pogody , zwyczajnie mi się nie chciało. Ot co. Już prawie wychodziłam z domu, a jednak .. zostałam. Książka o Beksińskich kusi i mami i najchętniej bym się z nią nie rozstawała ani na chwilę. Wspomnienia wczorajszej wieczornej makroprzyjemności, o której napiszę zaraz…też powodowały, że wolałam sobie zostać w domu i posłuchać płyt. No i zmęczona byłam nieco po wczorajszych „szaleństwach”. W końcu nie samym rowerem człowiek żyje. I chyba dobrze, bo stałby się człowiek mocno monotematyczny, gdyby był tylko rower i rower i nic poza tym. Tak tańczy Kaprys, a skoro tańczy Kaprys, to już chyba wszystko jasne ,z jakiej okazji pojechałyśmy do Sosnowca.
O tym, że Sosnowiec to nie Śląsk dowiedziałyśmy się przypadkiem, kiedy przyjechałyśmy na maraton w Murowanej Goślinie samochodem służbowym Jacka K. z rejestracją SO.
Jako, że Krysia zaczynała swoją przygodę z GTA wówczas, to nie była jeszcze zorientowana w tym niuansie. Któryś z kolegów zapytał: a którym autem przyjechaliście?
Nieświadoma niczego Krystyna, odpowiedziała z rozbrajającą nieświadomością ( w co się pakuje): a takim ze śląską rejestracją…
Kolega popatrzył na nią.. dziwnie i powiedział: To jest rejestracja z Sosnowca, a Sosnowiec to nie jest Śląsk!
Hm… Następnym, który na uświadamiał, był bodajże Jarek Miodoński, podczas ubiegłorocznej Hołdy Race ( Jarek o ile dobrze pamiętam na Śląsku mieszkał kilka lat). Opowiedział nam ten słynny kawał:
„ Dlaczego w Katowicach mieszkania od 6 piętra wzwyż są tańsze? - Bo widać Sosnowiec”.
No to tak być nie może żeby człowiek człowiekowi wilkiem był. Także pojechałyśmy do Sosnowca. I zabrałyśmy ze sobą najbardziej śląskie z całego towarzystwa, Gomolątko. Okazja się trafiła, bo właśnie w Sosnowcu był koncert Indios Bravos. A że odkąd mamy autostradę od Tarnowa do Krakowa, to świat się do nas zbliżył znacznie, więc jeździć można i na Śląsk i na Zagłębie. Niecałe dwie godzinki i jesteśmy w Sosnowcu.
I były też tego dnia urodziny ( 35) Gutka. Z tej okazji koncert był nieco „inny”. Powiedziałabym bardziej bliżej fanów ( no bo np. Gutek pozwolił sobie na sam koniec zgrabnie przeskoczyć barierkę i potańczyć w tłumie, a na scenę wrócił na rękach fanów). Bardziej też kameralny , bo klub 2 doors to maleństwo.
Zajęłyśmy najlepsze miejscówki ( skutkujące jednak dzisiaj znacznym osłabieniem słuchu) czyli zaraz przy scenie i przy Gutku
( chyba jeszcze bliżej niż w Tychach). No i było jak zwykle wspaniale, bo Chłopaki jak zwykle mocno angażują się w to co robią. Jak to Gutek powiedział: mam nadzieję, że macie przyjemność z naszej przyjemności.
Ba, to jest MakroPrzyjemność Drogi Gutku.
Było i sto lat kilka razy odśpiewane. A i Gutek robił wszystko, żeby pojednać Sosnowiec z Katowicami ( jako, że sam jest z Katowic). Wróciłam z wrażeniami i koszulką z podobizną Gutka.
Gomolątko z misją na Zagłębiu © lemuriza1972Nieświadoma niczego Krystyna, odpowiedziała z rozbrajającą nieświadomością ( w co się pakuje): a takim ze śląską rejestracją…
Kolega popatrzył na nią.. dziwnie i powiedział: To jest rejestracja z Sosnowca, a Sosnowiec to nie jest Śląsk!
Hm… Następnym, który na uświadamiał, był bodajże Jarek Miodoński, podczas ubiegłorocznej Hołdy Race ( Jarek o ile dobrze pamiętam na Śląsku mieszkał kilka lat). Opowiedział nam ten słynny kawał:
„ Dlaczego w Katowicach mieszkania od 6 piętra wzwyż są tańsze? - Bo widać Sosnowiec”.
No to tak być nie może żeby człowiek człowiekowi wilkiem był. Także pojechałyśmy do Sosnowca. I zabrałyśmy ze sobą najbardziej śląskie z całego towarzystwa, Gomolątko. Okazja się trafiła, bo właśnie w Sosnowcu był koncert Indios Bravos. A że odkąd mamy autostradę od Tarnowa do Krakowa, to świat się do nas zbliżył znacznie, więc jeździć można i na Śląsk i na Zagłębie. Niecałe dwie godzinki i jesteśmy w Sosnowcu.
I były też tego dnia urodziny ( 35) Gutka. Z tej okazji koncert był nieco „inny”. Powiedziałabym bardziej bliżej fanów ( no bo np. Gutek pozwolił sobie na sam koniec zgrabnie przeskoczyć barierkę i potańczyć w tłumie, a na scenę wrócił na rękach fanów). Bardziej też kameralny , bo klub 2 doors to maleństwo.
Zajęłyśmy najlepsze miejscówki ( skutkujące jednak dzisiaj znacznym osłabieniem słuchu) czyli zaraz przy scenie i przy Gutku
( chyba jeszcze bliżej niż w Tychach). No i było jak zwykle wspaniale, bo Chłopaki jak zwykle mocno angażują się w to co robią. Jak to Gutek powiedział: mam nadzieję, że macie przyjemność z naszej przyjemności.
Ba, to jest MakroPrzyjemność Drogi Gutku.
Było i sto lat kilka razy odśpiewane. A i Gutek robił wszystko, żeby pojednać Sosnowiec z Katowicami ( jako, że sam jest z Katowic). Wróciłam z wrażeniami i koszulką z podobizną Gutka.
Kaprys ©
lemuriza1972
Jeszcze raz Kaprys © lemuriza1972
Lech Grochala:) © lemuriza1972
Gutek i Banach © lemuriza1972
Gutek ©
lemuriza1972
Gutek raz jeszcze © lemuriza1972
Tort urodzinowy dla Gutka © lemuriza1972
I jeszcze specjalnie dla Pani Krystyny nakręcony, pokaz talentu Banacha i Groszka.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 marca 2014
Makro
Chcieć ciut więcej
Żaden wstyd
Lepiej, piękniej
Żaden grzech.
Penetrować spojrzeniem
Przestrzeń za widnokręgiem
Dobę rozciągać
Niech rozrasta się w tydzień
Zamiast wolnej mieć woli
Wolę szybką jak strzał
Magazynów możliwości
I cystern z rozkoszą
Karton z niespodzianką
Nie pudełko jak dotąd
Marzyć bez limitu
Kompleksów, bez wstydu
Kaśka, taka bardzo optymistyczna jak na Kaśkę, prawda?
Między gotowaniem obiadu, a….popołudniowo-wieczorną makro przyjemnością, niecałe dwie godzinki jazdy. Po płaskim. Wiatr – oszust tak wiał w plecy w stronę pierwszą, że dawał złudzenie świetnej formy. Wietrzyłam wietrzny podstęp. Miałam rację, w stronę drugą trzeba się było już siłować. Ale mimo wszystko przyjemnie, słonecznie, leśnie , spokojnie. A teraz czekam na Makro – przyjemność. Ale o tym.. jutro.
Budka recyklingowa © lemuriza1972
Przyleciały:) © lemuriza1972
Żaden wstyd
Lepiej, piękniej
Żaden grzech.
Penetrować spojrzeniem
Przestrzeń za widnokręgiem
Dobę rozciągać
Niech rozrasta się w tydzień
Zamiast wolnej mieć woli
Wolę szybką jak strzał
Magazynów możliwości
I cystern z rozkoszą
Karton z niespodzianką
Nie pudełko jak dotąd
Marzyć bez limitu
Kompleksów, bez wstydu
Kaśka, taka bardzo optymistyczna jak na Kaśkę, prawda?
Między gotowaniem obiadu, a….popołudniowo-wieczorną makro przyjemnością, niecałe dwie godzinki jazdy. Po płaskim. Wiatr – oszust tak wiał w plecy w stronę pierwszą, że dawał złudzenie świetnej formy. Wietrzyłam wietrzny podstęp. Miałam rację, w stronę drugą trzeba się było już siłować. Ale mimo wszystko przyjemnie, słonecznie, leśnie , spokojnie. A teraz czekam na Makro – przyjemność. Ale o tym.. jutro.
Budka recyklingowa © lemuriza1972
Przyleciały:) © lemuriza1972
- DST 44.00km
- Teren 21.00km
- Czas 01:56
- VAVG 22.76km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 marca 2014
DIABEŁ
Piątek po południu.
Chyba najpiękniejszy czas tygodnia.
Tyle jeszcze przed nami... całe dwa dni wolnego i kilka godzin piątku. Zachęca więc piątek, żeby rzucić wszystko i odpoczywać.
Ja zwykle w piątek robię porządki w domu , po to żeby sobotę mieć absolutnie wolną.
Ale porządki zrobiłam wczoraj. Pojawił się więc wolny piątek. Jakoś ciężko się było dzisiaj zmobilizować do wyjścia z domu. Ale udało się i o 16. 30 siedziałam już na rowerze.
Pojechałam na Lubinkę i zrobiłam ją dwa razy. Wielkiej mocy w nogach nie czułam, ale też było lepiej niż poprzednim razem. Jakiś mały progres zatem jest. Tym bardziej, że ostatnio jechałam na KTM-ie , który pod górę znacznie lepiej jedzie od Magnusa, a dzisiaj na Magnusie, a jednak szybciej niż na KTM-ie. Więc było lepiej. To i mnie zrobiło się lepiej na duszy na sercu i w ogóle.
Ten piątek jest wyjątkowy, bo z wyjątkowym oczekiwaniem na sobotę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, sobota będzie absolutnie wyjątkowa.
" Zofia: Powiedz, teraz jaki ty jesteś? Czy jesteś dobry, grzeczny, posłuszny?
Tomek: takie rzeczy to ja nie chce mówić.
Zofia: A to warto.
Tomek: Warto głupio!
Zdzisław: Dlaczego głupio?
Zofia: Możesz powiedzieć, jak Ty czujesz, jaki jesteś. Czy z ciebie są wszyscy zadowoleni?
Tomek: Diabeł jest zadowolony bardzo.
Zofia: Z Ciebie? że jesteś taki niegrzeczny, tak?
Tomek: TAK, DIABŁY SĄ ZADOWOLONE Z DZIECI, CO SĄ NIEGRZECZNE I MAJĄ CAŁY REKORD ŚWIATOWY".
" Beksińscy. Portret Podwójny" Magdalena Grzebałkowska
( niezwykła, świetnie napisana, rewelacyjna książka o Zdzisławie - malarzu, Tomaszu- radiowcu, no i Zofii- Żonie i Matce. Polecam!)
Chyba najpiękniejszy czas tygodnia.
Tyle jeszcze przed nami... całe dwa dni wolnego i kilka godzin piątku. Zachęca więc piątek, żeby rzucić wszystko i odpoczywać.
Ja zwykle w piątek robię porządki w domu , po to żeby sobotę mieć absolutnie wolną.
Ale porządki zrobiłam wczoraj. Pojawił się więc wolny piątek. Jakoś ciężko się było dzisiaj zmobilizować do wyjścia z domu. Ale udało się i o 16. 30 siedziałam już na rowerze.
Pojechałam na Lubinkę i zrobiłam ją dwa razy. Wielkiej mocy w nogach nie czułam, ale też było lepiej niż poprzednim razem. Jakiś mały progres zatem jest. Tym bardziej, że ostatnio jechałam na KTM-ie , który pod górę znacznie lepiej jedzie od Magnusa, a dzisiaj na Magnusie, a jednak szybciej niż na KTM-ie. Więc było lepiej. To i mnie zrobiło się lepiej na duszy na sercu i w ogóle.
Ten piątek jest wyjątkowy, bo z wyjątkowym oczekiwaniem na sobotę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, sobota będzie absolutnie wyjątkowa.
" Zofia: Powiedz, teraz jaki ty jesteś? Czy jesteś dobry, grzeczny, posłuszny?
Tomek: takie rzeczy to ja nie chce mówić.
Zofia: A to warto.
Tomek: Warto głupio!
Zdzisław: Dlaczego głupio?
Zofia: Możesz powiedzieć, jak Ty czujesz, jaki jesteś. Czy z ciebie są wszyscy zadowoleni?
Tomek: Diabeł jest zadowolony bardzo.
Zofia: Z Ciebie? że jesteś taki niegrzeczny, tak?
Tomek: TAK, DIABŁY SĄ ZADOWOLONE Z DZIECI, CO SĄ NIEGRZECZNE I MAJĄ CAŁY REKORD ŚWIATOWY".
" Beksińscy. Portret Podwójny" Magdalena Grzebałkowska
( niezwykła, świetnie napisana, rewelacyjna książka o Zdzisławie - malarzu, Tomaszu- radiowcu, no i Zofii- Żonie i Matce. Polecam!)
- DST 35.00km
- Czas 01:38
- VAVG 21.43km/h
- VMAX 58.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 marca 2014
To co czujesz, to co wiesz...:)
Ja czuję wiosnę:), chociaż dzisiaj było dość chłodnawo.
Indios Bravos w piosence nieswojej, ale wszystkim znanej.
Zdaję się, że ta piosenka "zagościła" też w filmie "Obietnica" ( swoją drogą "mocny" film).
A to specjalnie dla Pani Krystyny, bo tutaj w jednej z głównych ról, jej ulubiony perkusista.
Zdaję się, że ta piosenka "zagościła" też w filmie "Obietnica" ( swoją drogą "mocny" film).
Dzisiaj przestało padać ( a właściwie lać, bo lało wczoraj i lało w nocy). Ciepło nie było ( w porównaniu do upalnego weekendu), więc zastanawiałam się co robić- rower czy bieganie? W końcu ubrałam się ciepło i pojechałam na rower. To był dobry wybór, ponieważ zimna nie odczułam, a parę kilometrów udało się „ukręcić” ( muszę przyznać jednak, że dzisiaj jakoś nie bardzo mi się chciało, być może dlatego , że tuż po pracy odebrałam naprawdę fantastyczną książkę i spieszyło mi się do domu, żeby czytać).
No, ale coś tam sobie pojeździłam. Dzisiaj wyjątkowy wysyp saren , naliczyłam ich 12. To chyba taka pora kolacyjna, jak słusznie zauważył kiedyś Mirek.
Nie wiadomo kiedy zakwitły drzewa owocowe. Zapachy więc są obłędne, takie do bólu wiosenne.
Tak sobie jadąc dzisiaj pomyślałam, że dawniej było jednak fajniej. Jakiś taki wyraźny podział na pory roku był. I przedwiośnie było… Takie fajne.. pachnące… ze swoimi „wdziękami”… Tak stopniowo wchodziło się w tę wiosnę. A teraz .. nagle bach… upał.
No cóż…
A na koniec coś do posłuchania.
A to specjalnie dla Pani Krystyny, bo tutaj w jednej z głównych ról, jej ulubiony perkusista.
- DST 34.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:31
- VAVG 22.42km/h
- VMAX 33.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 marca 2014
Mobilizacja
Późno dzisiaj wyjechałam ( jak na niedzielę rzecz jasna), bo chciałam obejrzeć jak Kamil odbiera Puchar Świata. Niecodziennie polskiemu sportowcowi się to zdarza, a wyjątkowym szacunkiem darzę tego sportowca. Za całokształt.
Nie było więc czasu żeby zrobić jakąś specjalnie długą trasę. Ponieważ przed wyjazdem zauważyłam ( wpis Sufy z sobotniej jazdy) , że Sufa ogłosił mobilizację i odbył wraz z kolegami jakieś tajne ćwiczenia w lesie, postanowiłam zrobić to samo. Jak team to team. Trzeba zresztą wiceprezesa słuchać.
W tym też celu wraz z Tomkiem wyruszyliśmy na tzw tereny wroga ( kto z Tarnowa to wie o co chodzi), no bo gdzie lepiej się mobilizować jak nie na terenach wroga? Zresztą na tych terenach przyjdzie niedługo walczyć w wojnickim martonie. Niestety nie uprzedziłam Tomka o celu naszego dzisiejszego „treningu” i Tomek wyglądał tak:
Nie było więc czasu żeby zrobić jakąś specjalnie długą trasę. Ponieważ przed wyjazdem zauważyłam ( wpis Sufy z sobotniej jazdy) , że Sufa ogłosił mobilizację i odbył wraz z kolegami jakieś tajne ćwiczenia w lesie, postanowiłam zrobić to samo. Jak team to team. Trzeba zresztą wiceprezesa słuchać.
W tym też celu wraz z Tomkiem wyruszyliśmy na tzw tereny wroga ( kto z Tarnowa to wie o co chodzi), no bo gdzie lepiej się mobilizować jak nie na terenach wroga? Zresztą na tych terenach przyjdzie niedługo walczyć w wojnickim martonie. Niestety nie uprzedziłam Tomka o celu naszego dzisiejszego „treningu” i Tomek wyglądał tak:
Ubranie mało maskujące, ale mina groźna:) © lemuriza1972
Sami przyznacie, ze mało maskująco, prawda? Próbowałam temu zaradzić.
Maskowanie Tomka © lemuriza1972
Próbowałam też zamaskować Foxa.
Maskowanie Foxa © lemuriza1972
No i przede wszystkim ćwiczyłam wypatrywanie wroga.
Zwiadowca:) © lemuriza1972
Trasa bardzo sympatyczna i umiarkowanie wymagająca, gdzieś w połowie sezonu powiedziałabym, że w ogóle nie wymagająca. Teraz jednak to jeszcze póki co prawie każda trasa jawi mi się jako wymagająca. Buczyna,Łukanowice, Wojnicz i dalej zielonym pieszym szlakiem w kierunku Lasu Milowskiego. Potem kawałek niebieskim do wiaty w lesie , przesiadka na czarny i na Górę Panieńską. Słońca dzisiaj nie było, więc i zdjęcia tak udane nie będą, ale coś tam udało się zrobić. Podjeżdżania wielkiego nie było, ale to co było, sprawiło mi przyjemność, bo po raz pierwszy w tym roku podjeżdżało mi się bez bólu, jakoś tak lekko, jak czasem bywało za dawnych lat. Przyjemne , bardzo przyjemne uczucie. Chciałabym, żeby tak zostało na zawsze, ale zdaje sobie sprawę, że bywają takie dni, potem znowu jest gorzej itd. A Lesie na Panieńskim spotkaliśmy lisa. Nie jest to znowu taki częsty widok… Zdjęcia nie ma, uciekł nam, nie pomogły nasze dwa Foxy, tak szybko zjeżdżać się nie da…
W kierunku Lasu Milowskiego © lemuriza1972
Zielony pieszy szlak © lemuriza1972
I dalej zielonym © lemuriza1972
Trochę widoczków © lemuriza1972
I jeszcze trochę widoczków © lemuriza1972
Z widokiem na Dunajec © lemuriza1972
A na koniec taki tekst, który nieco mnie poruszył. Poruszył, bo wciąż poruszają mnie różne anonimowe , ziejące nienawiścią komentarze pojawiające się w sieci. I wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego ludzie to robią? Jaki jest cel? Czy to ciągła potrzeba wyładowania jakichś swoich frustracji? Tekst pochodzi z Wysokich Obcasów Extra ( polecam ten numer wyjątkowo, bo jest do niego dołączony film „ Papusza”).:
Czy to sprawiedliwe…
… że matka trójki dzieci zostawia spadek najmniej zaradnemu, krzywdząc pozostałe?
… że potomkowie właścicieli odzyskują kamienicę i wyrzucają na bruk ludzi, którzy tam mieszkają od dziesięcioleci?
… że kierowca , który zabił dwie osoby, nie trafia do więzienia?
Jeżeli kusi cię, by znaleźć proste odpowiedzi na pytania, to się powstrzymaj, bo nie ma takich. Życie to nie internetowe komentarze, które bez zastanowienia – zwykle bez litości – podsumowują najbardziej skomplikowane ludzkie dylematy. Wyobraź sobie, ze ty jesteś matką, właścicielem kamienicy, kierowcą…
Nie jesteś złym człowiekiem, przygarniasz osiedlowe psy i koty, ostatnie w tym miesiącu 100 zł wysłałeś obrońcom Majdanu i sam nie wiesz, jak to się stało, że straciłeś panowanie na samochodem. Miałeś szczęście bo uderzyłeś w drzewo i karetka przyjechała tylko po ciebie, ale przez trzy tygodnie na OIOM-ie myślałeś tylko o tym, co by się stało, gdyby tym poboczem akurat wracały dzieci ze szkoły…
- Proszę mi wierzyć, nie ma prostych spraw – mówi Teresa Romer, sędzia z 50 letnim stażem pracy i bohaterka tego numeru „WOE” .
– Każdy człowiek ma swoją psychikę, historię życiową, traumy, urazy czy przejścia. Zachowuje się tak, a nie inaczej. I żeby móc ocenić to zachowanie to trzeba zobaczyć jego i jego motywy, zrozumieć dlaczego postąpił tak , a nie inaczej. Podstawowe pytanie to: dlaczego? Dlaczego nie próbujemy zrozumieć? Dlaczego tak surowo oceniamy innych, a łatwo usprawiedliwiamy siebie? Dlaczego nie umiemy sobie przebaczać? Dlaczego zalewamy internet nienawiścią? Dlaczego od innych żądamy sprawiedliwości, a sami tak rzadko się nad nią zastanawiamy?
Teresa Romer uciekała z rodziną przed Sowietami, więzili ją Niemcy, próbowali złamać Polacy. Przez pięć dekad zza sędziowskiej ławy widziała wszystko, także to co w nas najgorsze. I wciąż lubi ludzi.
Kim są w takim razie ci, którzy zieją nienawiścią na co dzień wobec osób, których nigdy nie widzieli na oczy? Pod internetowymi wiadomościami, w których brakuje szczegółów, osądzają bez litości, bez zastanowienia, zwykle bez powodu. Miejmy nadzieję, że są tylko teoretykami i w prawdziwym życiu lubią ludzi”
Aneta Borowiec, redaktor naczelna WOE
- DST 52.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:42
- VAVG 19.26km/h
- VMAX 60.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 marca 2014
Wiosna!!!
Lubicie Bukartyka? Ja bardzo, więc taka piosenka na dzisiaj.
Przypomniała mi się, kiedy patrzyłam dzisiaj na świat. Taki piękny świat, „wiosenniejący” z dnia na dzień coraz bardziej.
Zrobiłam sobie dzisiaj „wagary” od pracy i wzięłam urlop. Ponieważ jutro nie będzie czasu, chciałam zrobić trochę wiosennych porządków , umyć okna, posadzić kwiatki, no i rzecz jasna pojeździć na rowerze.
No niestety z planowanej długiej jazdy niewiele mi wyszło, bo trochę za późno wyjechałam, a o 15 zaczynały się skoki ( koniecznie chciałam zobaczyć jak Kamil Stoch zdobywa Puchar Świata).
Ale i tak było fajnie, ciepło i mocno wiosennie. Ale zapowiadany wiatr był, co sprawiło, że jechało się ciężko momentami. Nawet bardzo ciężko. A może to takie moje wrażenie, bo słabe nogi jeszcze mam?
Pojechałam przez Buczynę, potem niebieskim szlakiem Szczepanowice, Janowice i za krzyżem w kierunku Winnicy do góry. Nie bardzo długi ( chyba maks 2 km ) podjazd asfaltowy, ale za to treściwy i z pięknymi widokami na górki i Dunajec w dole. Naprawdę warto było się dzisiaj powspinać, bo tak sobie jechałam, jechałam , w pewnym momencie jak byłam już na górze , spojrzałam w prawo a tam… TATRY. No.. to za każdym razem budzi u mnie wielkie emocje, radość, jakić taki wewnętrzny okrzyk radości ( czasem wydobywa się na zewnątrz, właściwie nie „czasem”, a prawie zawsze).
A potem za szlabanem zjechałam do Doliny Izy. Zjazd ostrożnie, bo masa patyków, liści, ale w sumie chyba dość płynnie. A w Dolinie jak to w Dolinie pięknie i zachwycająco. Zresztą sami zobaczcie.
Kwiatowo w Buczynie © lemuriza1972
Dunajec w dole © lemuriza1972
Zakwitły też forsycje © lemuriza1972
Próba uchwycenia Tatr.. no ale to tylko telefon © lemuriza1972
I jeszcze raz © lemuriza1972
I do trzech razy sztuka © lemuriza1972
Z Dunajcem w tle © lemuriza1972 Zawilce - ulubione kwiaty Pani Krystyny © lemuriza1972
Na fioletowo © lemuriza1972 W Dolinie Izy © lemuriza1972
Tatry z Lubinki ( było widać:)) © lemuriza1972
Wiosna w domu © lemuriza1972
I jeszcze trochę wiosny w domu © lemuriza1972
Zrobiłam sobie dzisiaj „wagary” od pracy i wzięłam urlop. Ponieważ jutro nie będzie czasu, chciałam zrobić trochę wiosennych porządków , umyć okna, posadzić kwiatki, no i rzecz jasna pojeździć na rowerze.
No niestety z planowanej długiej jazdy niewiele mi wyszło, bo trochę za późno wyjechałam, a o 15 zaczynały się skoki ( koniecznie chciałam zobaczyć jak Kamil Stoch zdobywa Puchar Świata).
Ale i tak było fajnie, ciepło i mocno wiosennie. Ale zapowiadany wiatr był, co sprawiło, że jechało się ciężko momentami. Nawet bardzo ciężko. A może to takie moje wrażenie, bo słabe nogi jeszcze mam?
Pojechałam przez Buczynę, potem niebieskim szlakiem Szczepanowice, Janowice i za krzyżem w kierunku Winnicy do góry. Nie bardzo długi ( chyba maks 2 km ) podjazd asfaltowy, ale za to treściwy i z pięknymi widokami na górki i Dunajec w dole. Naprawdę warto było się dzisiaj powspinać, bo tak sobie jechałam, jechałam , w pewnym momencie jak byłam już na górze , spojrzałam w prawo a tam… TATRY. No.. to za każdym razem budzi u mnie wielkie emocje, radość, jakić taki wewnętrzny okrzyk radości ( czasem wydobywa się na zewnątrz, właściwie nie „czasem”, a prawie zawsze).
A potem za szlabanem zjechałam do Doliny Izy. Zjazd ostrożnie, bo masa patyków, liści, ale w sumie chyba dość płynnie. A w Dolinie jak to w Dolinie pięknie i zachwycająco. Zresztą sami zobaczcie.
No to potem do góry 3 km, a potem w kierunku szczytu Lubinki, do głównej drogi ( jeszcze trochę popatrzyłam na Tatry), skręt do lasu, zjazd szutrówką, potem w dół asfaltem do Szczepanowic, chwilę pod górę i już całkowicie asfaltowo do domu.
Mamy wiosnę nareszcie. Ona zawsze wywołuje jakiś taki stan.. euforii, radości…? Skąd to się bierze? Nie mam pojęcia, ale najważniejsze , że tak się odczuwa.
Widzieliście już motyle? A jeśli tak to jakiego koloru był pierwszy motyl?
Że co? Że niby nie ma to znaczenia… Nic bardziej błędnego.
„ Każdemu przecież wiadomo, że jeżeli pierwszy motyl, którego zobaczy się na wiosnę, jest żółty, lato będzie wesołe. Jeżeli będzie biały, będzie to tylko spokojne lato. ( O Czarnych i brązowych motylach najlepiej nawet nie wspominać, gdyż jest to zbyt smutne)”.
„ W Dolinie Muminków” T. Jansson.
Ja widziałam.. żółtego motyla.
No i o to chodzi. Wygląda na to, że lato będzie wesołe:).
Mamy wiosnę nareszcie. Ona zawsze wywołuje jakiś taki stan.. euforii, radości…? Skąd to się bierze? Nie mam pojęcia, ale najważniejsze , że tak się odczuwa.
Widzieliście już motyle? A jeśli tak to jakiego koloru był pierwszy motyl?
Że co? Że niby nie ma to znaczenia… Nic bardziej błędnego.
„ Każdemu przecież wiadomo, że jeżeli pierwszy motyl, którego zobaczy się na wiosnę, jest żółty, lato będzie wesołe. Jeżeli będzie biały, będzie to tylko spokojne lato. ( O Czarnych i brązowych motylach najlepiej nawet nie wspominać, gdyż jest to zbyt smutne)”.
„ W Dolinie Muminków” T. Jansson.
Ja widziałam.. żółtego motyla.
No i o to chodzi. Wygląda na to, że lato będzie wesołe:).
Kwiatowo w Buczynie © lemuriza1972
Dunajec w dole © lemuriza1972
Zakwitły też forsycje © lemuriza1972
Próba uchwycenia Tatr.. no ale to tylko telefon © lemuriza1972
I jeszcze raz © lemuriza1972
I do trzech razy sztuka © lemuriza1972
Z Dunajcem w tle © lemuriza1972 Zawilce - ulubione kwiaty Pani Krystyny © lemuriza1972
Na fioletowo © lemuriza1972 W Dolinie Izy © lemuriza1972
Tatry z Lubinki ( było widać:)) © lemuriza1972
Wiosna w domu © lemuriza1972
I jeszcze trochę wiosny w domu © lemuriza1972
- DST 42.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:19
- VAVG 18.13km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 marca 2014
Kamyk
Spotkałam dzisiaj Kogoś, kogo nie widziałam sporo lat.
Pytanie padło standardowe , jakie często
pada w takich sytuacjach: co słychać? Jak leci?
Hm… zamyśliłam się robiąc szybki bilans , no i powiedziałam: no jak to w życiu, raz lepiej, raz gorzej.
I tekst piosenki mi się przypomniał.
Hm… zamyśliłam się robiąc szybki bilans , no i powiedziałam: no jak to w życiu, raz lepiej, raz gorzej.
I tekst piosenki mi się przypomniał.
„Ze zmiennym szczęściem toczę się
Czasami z drogi zniesie mnie
Czasem zwolnię w jakimś błocie
Jednak do przodu wciąż się toczę
A tocząc się tę wiarę mam
Choć ta naraża mnie na kpiny
Że kamyk mały tak jak ja
Przyczyną może być lawiny”
Słońce znowu zagościło na tarnowskiej ziemi:), ale wiatr jej nie chce opuścić. Temperatura bardzo, bardzo wiosenna, wiec to wykorzystałam i wyjechałam sobie.
Krótko dzisiaj i spokojnie, bo jutro planuje dłuższą jazdę, więc co tu dużo mówić , oszczędzałam się. A że na jutro zapowiadają.. duży wiatr, to siła będzie potrzebna.
Płasko, po lesie, trochę po wertepach również, a i błoto się przytrafiło.
Przeczytałam artykuł Grażyny Plebanek „ Uśmiech niepewna waluta” ( WO EXTRA)
„ Angielskie powiedzenie głosi: Każdy uśmiecha się w tym samym języku”. Przejechałam kawał Europy, Skandynawię i Amerykę Północną, żeby to sprawdzić. Wniosek: nic bardziej mylnego. Mieszkając w Polsce, nie zdawałam sobie sprawy, że nasz język ciała jest dość wrogi. Polak chodzi spięty, ramiona ma lekko uniesione, plecy nieruchome, nogi tupią nerwowo, Nad kolumną sylwetki góruje twarz z wyrazem stężałej czujności. Nazywam to „gardą” i w nią przystrajam oblicze, kiedy ląduje na Okęciu. … Polak swoją czujną , zaciętą miną, odgradza się od innych ludzi, wysyłając im podprogowy komunikat: bez kija nie podchodź”. Hm.. i co Wy na to?
To o nas Polakach. Dalej jest o Skandynawach, Amerykanach, Kanadyjczykach. Ciekawe spostrzeżenia.
I ostatni akapit: „ Uśmiech miewa tysiące znaczeń, na nam czasem trudno rozszyfrować nieznane nam kody kulturowe. Gabriel Garcia Marquez napisał: „ Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może zakochać się w twoim uśmiechu”. Co do tego uśmiechania się zawsze, wszędzie i na każdą okoliczność to mam jednak nieco odmienne zdanie. Podobnie jak do odpowiadania na pytanie „ Co słychać?” ( nawet jak się wali, pali , ktoś choruje, a ktoś umarł) : ok, wszystko w porządku, świetnie.
I zdjęcie takie. Droga … Jak droga życiowa , z widokami ( ładnymi na przyszłość:)) , ale też i z przeszkodami ….
Droga © lemuriza1972
Przeczytałam artykuł Grażyny Plebanek „ Uśmiech niepewna waluta” ( WO EXTRA)
„ Angielskie powiedzenie głosi: Każdy uśmiecha się w tym samym języku”. Przejechałam kawał Europy, Skandynawię i Amerykę Północną, żeby to sprawdzić. Wniosek: nic bardziej mylnego. Mieszkając w Polsce, nie zdawałam sobie sprawy, że nasz język ciała jest dość wrogi. Polak chodzi spięty, ramiona ma lekko uniesione, plecy nieruchome, nogi tupią nerwowo, Nad kolumną sylwetki góruje twarz z wyrazem stężałej czujności. Nazywam to „gardą” i w nią przystrajam oblicze, kiedy ląduje na Okęciu. … Polak swoją czujną , zaciętą miną, odgradza się od innych ludzi, wysyłając im podprogowy komunikat: bez kija nie podchodź”. Hm.. i co Wy na to?
To o nas Polakach. Dalej jest o Skandynawach, Amerykanach, Kanadyjczykach. Ciekawe spostrzeżenia.
I ostatni akapit: „ Uśmiech miewa tysiące znaczeń, na nam czasem trudno rozszyfrować nieznane nam kody kulturowe. Gabriel Garcia Marquez napisał: „ Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może zakochać się w twoim uśmiechu”. Co do tego uśmiechania się zawsze, wszędzie i na każdą okoliczność to mam jednak nieco odmienne zdanie. Podobnie jak do odpowiadania na pytanie „ Co słychać?” ( nawet jak się wali, pali , ktoś choruje, a ktoś umarł) : ok, wszystko w porządku, świetnie.
I zdjęcie takie. Droga … Jak droga życiowa , z widokami ( ładnymi na przyszłość:)) , ale też i z przeszkodami ….
- DST 32.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:28
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 34.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 marca 2014
Wał
Słońce zaszczyciło nas wreszcie swoją obecnością. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Ciężko czasem zmobilizować się do wyjazdu, tuż po pracy. Nie będę ukrywać, że ciężko. Ale innym też ciężko, a jednak trenują, więc wyjechałam. Wyjechałam ze świadomością, że jak już swoje przejadę, zmęczę się to będę zadowolona, szczęśliwsza.
Plan na dzisiaj – długi podjazd. Postanowiłam więc zaryzykować ( zaryzykować bo w mojej obecnej nie formie, to było ryzyko). No , ale jak powiedział Jerzy Pilch:
„ Kto nie ryzykuje , przyrostu dopaminy nie zazna”
Pojechałam więc na Wał. 5 km podjazdu. No łatwo nie było. Jak wiadomo ten asfaltowy podjazd nie jest jakiś specjalnie trudny, ot dwa cięższe momenty kiedy serpentyny wydają się nie mieć końca. No, ale oprócz tych serpentyn cały czas jest jednak niż pod górę. Nogi słabe po tej zimie niestety, ale nie przejmuję się. Jadę pod górę po prostu. Powoli. Przyjdzie dzień, że jechać się będzie łatwiej. Tuż przed szczytem minął mnie zjeżdżający Buria z kolegą ( kolegi nie rozpoznałam). Tak więc Wał i kilka pomniejszych podjazdów. Przyjemność na zjeździe. Nawet na asfaltowym zjeździe czuć przyjemność z „działalności” Foxa. Na zjeździe z Lubinki doznałam takich fajnych emocji. Takich jakie miewałam jak zaczynałam jeździć na rowerze. Taki powiew przeszłości, taka czysta radość z jazdy, jak za dawnych lat. No i te górki… Ich widok wart jest każdej męczarni. To jest widok przynoszący taką zupełnie czystą radość. Radość prawie za darmo. No może niezupełnie, bo jednak trzeba się trochę namęczyć żeby wjechać. No, ale warto. Naprawdę warto.
„ Prawda nigdy nie jest po stronie nizin, prawda jest zawsze po stronie gór”
znowu J. Pilch ( mądry gość).
Poświęcam swój czas i swoją uwagę dwóm książkom na raz ( użycie słowa „poświęcam” jest jednak chyba nadużyciem, bo żadne to w końcu poświęcenie, a czysta przyjemność). Tak więc dzisiaj będą dwa fragmenty. Oto pierwszy:
„ … poza tym czuję się dzisiaj nieswojo – dodał .
- Dlaczego? – spytała Panna Migotka ze współczuciem – w taki piękny dzień?
Paszczak potrząsnął głową. - I tak nie zrozumielibyście mnie – powiedział.
- Postaramy się – powiedział Muminek- Czy znowu zgubiłeś jakiś cenny znaczek?
- Przeciwnie – powiedział Paszczak ponuro. Mam wszystkie. Wszystkie, co do jednego. Mój zbiór znaczków jest skompletowany. Niczego w nim nie brak
. - No więc czemu, czemu się smucisz? – powiedziała Panna Migotka, chcąc dodać mu otuchy. - Powiedziałem przecież , że nigdy mnie nie zrozumiecie – mruknął Paszczak.
Muminek i Panna Migotka spojrzeli po sobie zatroskani. Przyhamowali trochę swoje obłoczki, by nie drażnić Paszczaka, i jechali tuż za jego plecami. Szedł sobie wciąż przed siebie, a oni czekali, aż powie co leży mu na sercu.
- Ha , beznadziejne to wszystko- zawołał w końcu Paszczak. A po chwili dodał: - Co to wszystko warte? Możecie wziąć mój zbiór znaczków na makulaturę.
- Ach- zawołała Panna Migotka przerażona. Nie mów takich rzeczy. Twój zbiór znaczków jest najpiękniejszy na świecie.
- Otóż to właśnie – powiedział Paszczak z rozpaczą – Jest skompletowany!
Nie ma takiego znaczka na świecie z błędem czy bez, którego nie posiadałabym w swoim zbiorze. Ani jednego! Co ja teraz pocznę?
- Zdaje mi się, że zaczynam rozumieć – stwierdził Muminek po głębokim namyśle – Nie jesteś już zbieraczem. Jesteś tylko posiadaczem, a to nie jest równie przyjemne.
- Tak- rzekł Paszczak z ciężkim westchnieniem i odwrócił do nich pofałdowaną w smutku twarz- To wcale niewesołe!”
„ W dolinie Muminków” T. Jansson.
Szczęście osiągnięte przestaje być szczęściem?
No to chyba warto jednak coś ciągle zbierać:).
A teraz trochę o korzyściach płynących z przebywania z pesymistą. Wątpicie, że takowe istnieją? No to przeczytajcie:
„ Te dyskusje w pustym banku były jakby ożywczą kąpielą dla uczuć. Zachodziło to samo zjawisko co w rozmowach z Jurą, beznadziejny pesymizm mojego rozmówcy wywoływał we mnie poczucie siły, poczucie strumienia twórczego przepływającego przeze mnie i ratował mnie przed moim własnym pesymizmem, który był uzasadniony chyba w tym momencie historycznym, momencie decyzji i wyboru”.
J. Iwaszkiewicz „ Podróże do Polski” ( bardzo ciekawa książka. Pokazuje Polskę, której niestety już nie ma. Nie w takim wymiarze jaka była w czasach kiedy podróżował po niej Iwaszkiewicz).
Tak więc wynika z tego, że czasem dobrze poprzebywać z kimś kto widzi świat w czarnych barwach, żeby się przekonać , że z nami nie jest tak źle:).
Mimo wszystko jednak dla poprawy nastroju i przyrostu dopaminy, preferuję wyjazd w góry.
Polecam:).
Pojechałam więc na Wał. 5 km podjazdu. No łatwo nie było. Jak wiadomo ten asfaltowy podjazd nie jest jakiś specjalnie trudny, ot dwa cięższe momenty kiedy serpentyny wydają się nie mieć końca. No, ale oprócz tych serpentyn cały czas jest jednak niż pod górę. Nogi słabe po tej zimie niestety, ale nie przejmuję się. Jadę pod górę po prostu. Powoli. Przyjdzie dzień, że jechać się będzie łatwiej. Tuż przed szczytem minął mnie zjeżdżający Buria z kolegą ( kolegi nie rozpoznałam). Tak więc Wał i kilka pomniejszych podjazdów. Przyjemność na zjeździe. Nawet na asfaltowym zjeździe czuć przyjemność z „działalności” Foxa. Na zjeździe z Lubinki doznałam takich fajnych emocji. Takich jakie miewałam jak zaczynałam jeździć na rowerze. Taki powiew przeszłości, taka czysta radość z jazdy, jak za dawnych lat. No i te górki… Ich widok wart jest każdej męczarni. To jest widok przynoszący taką zupełnie czystą radość. Radość prawie za darmo. No może niezupełnie, bo jednak trzeba się trochę namęczyć żeby wjechać. No, ale warto. Naprawdę warto.
„ Prawda nigdy nie jest po stronie nizin, prawda jest zawsze po stronie gór”
znowu J. Pilch ( mądry gość).
Poświęcam swój czas i swoją uwagę dwóm książkom na raz ( użycie słowa „poświęcam” jest jednak chyba nadużyciem, bo żadne to w końcu poświęcenie, a czysta przyjemność). Tak więc dzisiaj będą dwa fragmenty. Oto pierwszy:
„ … poza tym czuję się dzisiaj nieswojo – dodał .
- Dlaczego? – spytała Panna Migotka ze współczuciem – w taki piękny dzień?
Paszczak potrząsnął głową. - I tak nie zrozumielibyście mnie – powiedział.
- Postaramy się – powiedział Muminek- Czy znowu zgubiłeś jakiś cenny znaczek?
- Przeciwnie – powiedział Paszczak ponuro. Mam wszystkie. Wszystkie, co do jednego. Mój zbiór znaczków jest skompletowany. Niczego w nim nie brak
. - No więc czemu, czemu się smucisz? – powiedziała Panna Migotka, chcąc dodać mu otuchy. - Powiedziałem przecież , że nigdy mnie nie zrozumiecie – mruknął Paszczak.
Muminek i Panna Migotka spojrzeli po sobie zatroskani. Przyhamowali trochę swoje obłoczki, by nie drażnić Paszczaka, i jechali tuż za jego plecami. Szedł sobie wciąż przed siebie, a oni czekali, aż powie co leży mu na sercu.
- Ha , beznadziejne to wszystko- zawołał w końcu Paszczak. A po chwili dodał: - Co to wszystko warte? Możecie wziąć mój zbiór znaczków na makulaturę.
- Ach- zawołała Panna Migotka przerażona. Nie mów takich rzeczy. Twój zbiór znaczków jest najpiękniejszy na świecie.
- Otóż to właśnie – powiedział Paszczak z rozpaczą – Jest skompletowany!
Nie ma takiego znaczka na świecie z błędem czy bez, którego nie posiadałabym w swoim zbiorze. Ani jednego! Co ja teraz pocznę?
- Zdaje mi się, że zaczynam rozumieć – stwierdził Muminek po głębokim namyśle – Nie jesteś już zbieraczem. Jesteś tylko posiadaczem, a to nie jest równie przyjemne.
- Tak- rzekł Paszczak z ciężkim westchnieniem i odwrócił do nich pofałdowaną w smutku twarz- To wcale niewesołe!”
„ W dolinie Muminków” T. Jansson.
Szczęście osiągnięte przestaje być szczęściem?
No to chyba warto jednak coś ciągle zbierać:).
A teraz trochę o korzyściach płynących z przebywania z pesymistą. Wątpicie, że takowe istnieją? No to przeczytajcie:
„ Te dyskusje w pustym banku były jakby ożywczą kąpielą dla uczuć. Zachodziło to samo zjawisko co w rozmowach z Jurą, beznadziejny pesymizm mojego rozmówcy wywoływał we mnie poczucie siły, poczucie strumienia twórczego przepływającego przeze mnie i ratował mnie przed moim własnym pesymizmem, który był uzasadniony chyba w tym momencie historycznym, momencie decyzji i wyboru”.
J. Iwaszkiewicz „ Podróże do Polski” ( bardzo ciekawa książka. Pokazuje Polskę, której niestety już nie ma. Nie w takim wymiarze jaka była w czasach kiedy podróżował po niej Iwaszkiewicz).
Tak więc wynika z tego, że czasem dobrze poprzebywać z kimś kto widzi świat w czarnych barwach, żeby się przekonać , że z nami nie jest tak źle:).
Mimo wszystko jednak dla poprawy nastroju i przyrostu dopaminy, preferuję wyjazd w góry.
Polecam:).
- DST 36.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:44
- VAVG 20.77km/h
- VMAX 56.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 marca 2014
Poniedziałkowe bieganie
Odszedł Marek Galiński. Smutna to dla polskiego środowiska mtb wiadomość.Także dla nas, zaś w szczególności tych, którzy bywają na maratonach u GG, że nie do końca była nam to postać znana tylko z mediów. Pamiętam maraton w Głuszycy, kiedy jadący rzecz jasna na giga Galiński dublował mnie na którymś z podjazdów. Zawsze z przyjemnością patrzyłam na tych dublujących mnie gigowców, bo pięknie jechali pod górę, a już taki mistrz .. to w ogóle. Wielka to była przyjemność popatrzeć. Na mistrza. Już jej nie będzie:(.
Pamiętam, też 2008r. , kiedy przygotowujący się do Olimpiady Galiński startował w rozgrywanym w Mościcach szosowym kryterium Kwiatkowskiego. Takiego dopingu nie miał pewnie nigdzie:). Na każdym kółku , kiedy nas mijał, dzieciaki, które były z nami ( Michał syn Mirka i Wiktoria córka mojej przyjaciółki), zachęcane przez nas , głośno krzyczały: Dawaj Diabeł, dawaj!
I pamiętam uśmiech Galińskiego i jadących w jego pobliżu innych kolarzy.
Szkoda takiego młodego życia. Bardzo szkoda.
Fragment wpisu z bloga Marka Tyńca:
„Szczyt kariery “Diabła” przeszedł więc nieco niezauważony. Żyliśmy wtedy nadziejami na medale, które to nie on, a kobiety miały przywieźć z Igrzysk w Atenach. Po kilkunastu miesiącach na najwyższym, światowym poziomie, Galiński wrócił do dominowania na krajowych trasach, zaczął również rozwijać się jako trener. Media “niebranżowe” zwróciły na niego uwagę przy okazji zmian w polskiej kadrze mtb przed Igrzyskami w Londynie. Z całego zamieszania wybrnął najlepiej ze wszystkich zainteresowanch, zajmując się swoją pracą zawodową a nie wizerunkową, podobnie było gdy rozpoczął pracę z kadrą narodową Rosji. W tragicznym wypadku zginął wracając ze zgrupowania na Cyprze. Nie chcę w tych okolicznościach uderzać w dydaktyczny ton, ale tę refleksję noszę ze sobą od dłuższego czasu. Kolarstwo to niebezpieczny sport, nie tylko z punktu widzenia samego zawodnika. Dojeżdżając na wyścigi przemierzamy tysiące kilometrów, zawodowcy cały rok spędzają “na walizkach”. Podróżujemy bez względu na warunki atmosferyczne, często w pośpiechu i zmęczeni. Dyrektorzy sportowi, masażyści, mechanicy i cała obsługa profesjonalnych ekip dokonują cudów, spędzając za kierownicą astronomiczną ilość godzin. Amatorzy robią to samo: od wczesnej wiosny do późnej jesieni jeżdżą przez Polskę z wyścigu na wyścig. To nasz wybór, część ulubionej rzeczywistości, choć męczącej, to również łączącej się z emocjami i adrenaliną. Nie lubiąc ryzyka, zajmowalibyśmy się czymś innym.”
A dzisiejszy dzień ( znowu pochmurny i deszczowy ) nie zachęcał do wyjścia z domu. Ale wyszłam i to uważam, za największy sukces tego dnia. Nie to jak biegłam i ile biegłam. Bo biegłam długo i ociężale. Wiatr powodował , że w pierwszej części biegu, miałam wrażenie jakbym biegła pod górę. Więc biegłam mozolnie i powoli. Ale biegłam.
A czasem najważniejsze jest po prostu „iść” do przodu, a nie stać w miejscu. Nawet jeśli to miałyby być bardzo małe kroki. Do przodu….
- Aktywność Bieganie
Niedziela, 16 marca 2014
Rain
Świat ostatnio postanowił zapłakać się na śmierć.
W sumie niespecjalnie mu się dziwię.
Tak czasem bywa, że człowiek chce zapłakać na śmierć. Czemu świat miałby nie chcieć?
Pada od dwóch dni, wieje potężnie od dwóch dni. I to akurat w weekend, kiedy jest więcej czasu i więcej chęci do zrobienia czegoś. W taką pogodę chęci spadają do poziomu zerowego. W zasadzie to najlepiej byłoby przykryć się kołdrą.. przespać, przeczekać.
Złamałam swój zakaz nałożony samej na siebie , zakaz kupowania książek w tym miesiącu ( no bo już kupiłam dwie). Nie mogłam się powstrzymać, kiedy w księgarni wpadła mi w ręce „Dolina Muminków”. Jedna z moich ulubionych książek z okresu dzieciństwa.
„ Pewnego szarego poranka na Dolinę Muminków spadł pierwszy śnieg. Padał miękko i cicho- w parę godzin wszystko było białe. Muminek stał na schodkach przed domem , patrząc, jak dolina skrywa się zimową kołdrą. „Dziś wieczorem – myślał sobie – ułożymy się do długiego zimowego snu ( wszystkie trolle, Muminki układają się do snu zimowego, gdzieś około listopada. Bardzo to rozsądne ze strony każdego, kto nie lubi zimna i zimowych ciemności”.
My z zimnem i ciemnością sobie jakoś radzimy, więc wybraliśmy się ( Pani Krystyna, Pan Adam i ja) na basen. Takie to sobie było pływanie. Nie patrzyłam na czas, nie liczyłam specjalnie basenów. Gdzieś ok 55 przepłynęłam. Nędznie i mizernie, ale jakoś mało mi póki co na tym zależy. Na razie cieszę się, że w ogóle się zmobilizowałam i wyszłam z domu. Od czegoś trzeba zaczynać powrót do „ rzeczywistości”. Małymi krokami. A teraz będzie trochę prywaty, w końcu to mój blog , to mogę, prawda?
Zachęcam Was do przeczytania tego, co w linku poniżej. Zachęcam tych, którzy mogą pomóc - do pomocy. Niestety choroby przychodzą do nas i naszych bliskich. I jakoś trzeba sobie z tym radzić. Niewiele publicznie na temat choroby, która dotknęła moją Rodzinę się wypowiadałam. W zasadzie na taką skalę nigdy. Nadszedł ten czas i mam nadzieję, że dzięki temu pomogę KOMUŚ, kto chce zrobić coś dobrego. Przeczytajcie, jeśli pomóc możecie, byłoby bardzo fajnie.
http://goo.gl/HcWvmT
Czytam Drugi Dziennik Pilcha. Pisze o chorobie, bo jak wiadomo jest chory na chorobę Parkinsona. Cenne są to refleksje. Do bólu szczere. Bez znieczulenia podane. O wiele bardziej czuć niż w Pierwszym Dzienniku, zaniepokojenie chorobą, strach przed zniedołężnieniem, przed staniem się zależnym od innych…
„ Choroba nie jest twoim największym nieszczęściem, największym nieszczęściem jest osoba, która rzeczowo uważa, że choroba jest sumą twoich błędów. W ogóle zło z błędów, dobro z bez-błędów. Na błędach uczą się nieudacznicy. Mistrzowie i kandydaci na mistrzów studiują bezbłędność. Szkoda wielka, w zasadzie wszystko nieodwracalne , ale jakbyś się poprawił, kto wie, kto wie”.
„ Generalnie ludzie umierają w ten sposób , że są, a potem ich nie ma. Jednych się wspomina krócej, innych dłużej, za jedynymi się tęskni, za innymi wcale- śmierć , koniec czyjegoś świata, w zasadzie nie ma dla świata znaczenia, świat istnieje dalej. Z wyjątkiem tych przypadków, kiedy przestaje istnieć, wylatuje w powietrze, idzie w rozsypkę. Z wyjątkiem tych przypadków, kiedy powstają w nim wyrwy jak po katastrofie, leje jak po bombardowaniu i finezyjne szczeliny, przez które przebija sine światło daremności istnienia”
J. Pilch, Drugi dziennik
A na koniec jeszcze jedna bardzo ładna piosenka. Ale jeśli komuś muzyka taka nieco jazzowa ( bo chyba tak ją nazwać można) rozstraja nerwy ( a wiem, ze tacy istnieją:)), no to lepiej niech nie słuchają. Jak usłyszałam dzisiaj w Radiu Kraków. Spodobało mi się.
Tak czasem bywa, że człowiek chce zapłakać na śmierć. Czemu świat miałby nie chcieć?
Pada od dwóch dni, wieje potężnie od dwóch dni. I to akurat w weekend, kiedy jest więcej czasu i więcej chęci do zrobienia czegoś. W taką pogodę chęci spadają do poziomu zerowego. W zasadzie to najlepiej byłoby przykryć się kołdrą.. przespać, przeczekać.
Złamałam swój zakaz nałożony samej na siebie , zakaz kupowania książek w tym miesiącu ( no bo już kupiłam dwie). Nie mogłam się powstrzymać, kiedy w księgarni wpadła mi w ręce „Dolina Muminków”. Jedna z moich ulubionych książek z okresu dzieciństwa.
„ Pewnego szarego poranka na Dolinę Muminków spadł pierwszy śnieg. Padał miękko i cicho- w parę godzin wszystko było białe. Muminek stał na schodkach przed domem , patrząc, jak dolina skrywa się zimową kołdrą. „Dziś wieczorem – myślał sobie – ułożymy się do długiego zimowego snu ( wszystkie trolle, Muminki układają się do snu zimowego, gdzieś około listopada. Bardzo to rozsądne ze strony każdego, kto nie lubi zimna i zimowych ciemności”.
My z zimnem i ciemnością sobie jakoś radzimy, więc wybraliśmy się ( Pani Krystyna, Pan Adam i ja) na basen. Takie to sobie było pływanie. Nie patrzyłam na czas, nie liczyłam specjalnie basenów. Gdzieś ok 55 przepłynęłam. Nędznie i mizernie, ale jakoś mało mi póki co na tym zależy. Na razie cieszę się, że w ogóle się zmobilizowałam i wyszłam z domu. Od czegoś trzeba zaczynać powrót do „ rzeczywistości”. Małymi krokami. A teraz będzie trochę prywaty, w końcu to mój blog , to mogę, prawda?
Zachęcam Was do przeczytania tego, co w linku poniżej. Zachęcam tych, którzy mogą pomóc - do pomocy. Niestety choroby przychodzą do nas i naszych bliskich. I jakoś trzeba sobie z tym radzić. Niewiele publicznie na temat choroby, która dotknęła moją Rodzinę się wypowiadałam. W zasadzie na taką skalę nigdy. Nadszedł ten czas i mam nadzieję, że dzięki temu pomogę KOMUŚ, kto chce zrobić coś dobrego. Przeczytajcie, jeśli pomóc możecie, byłoby bardzo fajnie.
http://goo.gl/HcWvmT
Czytam Drugi Dziennik Pilcha. Pisze o chorobie, bo jak wiadomo jest chory na chorobę Parkinsona. Cenne są to refleksje. Do bólu szczere. Bez znieczulenia podane. O wiele bardziej czuć niż w Pierwszym Dzienniku, zaniepokojenie chorobą, strach przed zniedołężnieniem, przed staniem się zależnym od innych…
„ Choroba nie jest twoim największym nieszczęściem, największym nieszczęściem jest osoba, która rzeczowo uważa, że choroba jest sumą twoich błędów. W ogóle zło z błędów, dobro z bez-błędów. Na błędach uczą się nieudacznicy. Mistrzowie i kandydaci na mistrzów studiują bezbłędność. Szkoda wielka, w zasadzie wszystko nieodwracalne , ale jakbyś się poprawił, kto wie, kto wie”.
„ Generalnie ludzie umierają w ten sposób , że są, a potem ich nie ma. Jednych się wspomina krócej, innych dłużej, za jedynymi się tęskni, za innymi wcale- śmierć , koniec czyjegoś świata, w zasadzie nie ma dla świata znaczenia, świat istnieje dalej. Z wyjątkiem tych przypadków, kiedy przestaje istnieć, wylatuje w powietrze, idzie w rozsypkę. Z wyjątkiem tych przypadków, kiedy powstają w nim wyrwy jak po katastrofie, leje jak po bombardowaniu i finezyjne szczeliny, przez które przebija sine światło daremności istnienia”
J. Pilch, Drugi dziennik
A na koniec jeszcze jedna bardzo ładna piosenka. Ale jeśli komuś muzyka taka nieco jazzowa ( bo chyba tak ją nazwać można) rozstraja nerwy ( a wiem, ze tacy istnieją:)), no to lepiej niech nie słuchają. Jak usłyszałam dzisiaj w Radiu Kraków. Spodobało mi się.
- Aktywność Pływanie