Poniedziałek, 17 marca 2014
Poniedziałkowe bieganie
Odszedł Marek Galiński. Smutna to dla polskiego środowiska mtb wiadomość.Także dla nas, zaś w szczególności tych, którzy bywają na maratonach u GG, że nie do końca była nam to postać znana tylko z mediów. Pamiętam maraton w Głuszycy, kiedy jadący rzecz jasna na giga Galiński dublował mnie na którymś z podjazdów. Zawsze z przyjemnością patrzyłam na tych dublujących mnie gigowców, bo pięknie jechali pod górę, a już taki mistrz .. to w ogóle. Wielka to była przyjemność popatrzeć. Na mistrza. Już jej nie będzie:(.
Pamiętam, też 2008r. , kiedy przygotowujący się do Olimpiady Galiński startował w rozgrywanym w Mościcach szosowym kryterium Kwiatkowskiego. Takiego dopingu nie miał pewnie nigdzie:). Na każdym kółku , kiedy nas mijał, dzieciaki, które były z nami ( Michał syn Mirka i Wiktoria córka mojej przyjaciółki), zachęcane przez nas , głośno krzyczały: Dawaj Diabeł, dawaj!
I pamiętam uśmiech Galińskiego i jadących w jego pobliżu innych kolarzy.
Szkoda takiego młodego życia. Bardzo szkoda.
Fragment wpisu z bloga Marka Tyńca:
„Szczyt kariery “Diabła” przeszedł więc nieco niezauważony. Żyliśmy wtedy nadziejami na medale, które to nie on, a kobiety miały przywieźć z Igrzysk w Atenach. Po kilkunastu miesiącach na najwyższym, światowym poziomie, Galiński wrócił do dominowania na krajowych trasach, zaczął również rozwijać się jako trener. Media “niebranżowe” zwróciły na niego uwagę przy okazji zmian w polskiej kadrze mtb przed Igrzyskami w Londynie. Z całego zamieszania wybrnął najlepiej ze wszystkich zainteresowanch, zajmując się swoją pracą zawodową a nie wizerunkową, podobnie było gdy rozpoczął pracę z kadrą narodową Rosji. W tragicznym wypadku zginął wracając ze zgrupowania na Cyprze. Nie chcę w tych okolicznościach uderzać w dydaktyczny ton, ale tę refleksję noszę ze sobą od dłuższego czasu. Kolarstwo to niebezpieczny sport, nie tylko z punktu widzenia samego zawodnika. Dojeżdżając na wyścigi przemierzamy tysiące kilometrów, zawodowcy cały rok spędzają “na walizkach”. Podróżujemy bez względu na warunki atmosferyczne, często w pośpiechu i zmęczeni. Dyrektorzy sportowi, masażyści, mechanicy i cała obsługa profesjonalnych ekip dokonują cudów, spędzając za kierownicą astronomiczną ilość godzin. Amatorzy robią to samo: od wczesnej wiosny do późnej jesieni jeżdżą przez Polskę z wyścigu na wyścig. To nasz wybór, część ulubionej rzeczywistości, choć męczącej, to również łączącej się z emocjami i adrenaliną. Nie lubiąc ryzyka, zajmowalibyśmy się czymś innym.”
A dzisiejszy dzień ( znowu pochmurny i deszczowy ) nie zachęcał do wyjścia z domu. Ale wyszłam i to uważam, za największy sukces tego dnia. Nie to jak biegłam i ile biegłam. Bo biegłam długo i ociężale. Wiatr powodował , że w pierwszej części biegu, miałam wrażenie jakbym biegła pod górę. Więc biegłam mozolnie i powoli. Ale biegłam.
A czasem najważniejsze jest po prostu „iść” do przodu, a nie stać w miejscu. Nawet jeśli to miałyby być bardzo małe kroki. Do przodu….
- Aktywność Bieganie
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!