Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2010
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | 23:05 |
Średnia prędkość: | - |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km i 1h 32m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 30 grudnia 2010
Spinning ( 9) i o jednym takim filmie
Spinning ( 1 h 50 min, w przerwie raz jedna noga, raz druga) Dzisiaj z Panem.
Pan bardzo przejęty swoja rolą, zajęcia prowadzi bardzo intensywnie i naprawdę można się zmeczyć.
Na zbyt wysokim tętnie to dzisiaj było, ale co tam.. raz na jakis czas, chyba bardzo nie zaszkodzi.
Objrzałam wczoraj w tv film.
August Rush.
Może i bajka, może momentami naiwne, ale… na mnie zrobił wrażenie.
Bo to nie był tylko film o wielkiej miłosci, poszukiwaniu rodziców, ale przede wszystkim film o muzyce. O pasji tworzenia… o tym jak pasja może odmieniać nasze życie.
Ta piękna muzyka w tle… Niesamowite.
Pomyślałam… jaka szkoda, ze słon nadepnał mi na ucho, że nie potrafię śpiewać, grać na jakims instrumencie. To musi być metafizyczne przeżycie.
Ta scena zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Dlaczego? Bo oprócz świetnej muzyki, oprócz wzruszenia, które scena dostarczyła ( bo spotkał sie ojciec z synem, ale nie wiedzieli jeszcze o tym), to... widać w nich radość zycia.. spełnienie... Taką radość jaką może dac własnie PASJA
I jeszcze ta piosenka
Pan bardzo przejęty swoja rolą, zajęcia prowadzi bardzo intensywnie i naprawdę można się zmeczyć.
Na zbyt wysokim tętnie to dzisiaj było, ale co tam.. raz na jakis czas, chyba bardzo nie zaszkodzi.
Objrzałam wczoraj w tv film.
August Rush.
Może i bajka, może momentami naiwne, ale… na mnie zrobił wrażenie.
Bo to nie był tylko film o wielkiej miłosci, poszukiwaniu rodziców, ale przede wszystkim film o muzyce. O pasji tworzenia… o tym jak pasja może odmieniać nasze życie.
Ta piękna muzyka w tle… Niesamowite.
Pomyślałam… jaka szkoda, ze słon nadepnał mi na ucho, że nie potrafię śpiewać, grać na jakims instrumencie. To musi być metafizyczne przeżycie.
Ta scena zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Dlaczego? Bo oprócz świetnej muzyki, oprócz wzruszenia, które scena dostarczyła ( bo spotkał sie ojciec z synem, ale nie wiedzieli jeszcze o tym), to... widać w nich radość zycia.. spełnienie... Taką radość jaką może dac własnie PASJA
I jeszcze ta piosenka
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 grudnia 2010
Spinning ( 8)
Spinning.
1 h 50 min.
W przerwie ( czyli 15 min) próbowałam się z moimi nogami:) czyli kręcenie na przemian lewą i prawą . Dzisiaj jakoś tak nie odczułam, zebys któraś była słabsza.
A spinning z panią prowadzącą inną i hm.. zdecydowanie gorzej.
Bez powera, dynamiki ta pani prowadziła zajęcia. I muzyka też taka mało dynamiczna.
Pomyslałam sobie.. no a może by zrobić taki kurs? Ciekawe jakie są wymagania? Można by połączyć w zimie przyjemne z pozytecznym.
I mam wizję jak prowadzić takie zajęcia.
Więcej dynamiki w tym wszystkim, wiecej mówienia do ludzi. Inna muzyka.
Opowiadałabym im rózne historie..
Tak sobie dzisiaj jadąc drugą godzinę , myslałam jak to by było. Opowiadałabym ludziom o tym co powinni sobie wyobrażać…
Jechalibyśmy razem najpierw na pobliskie górki i każdy metr bym im opisała i każdy zakręt…
A potem byłoby coraz wyżej, może jakaś Jaworzyna ( nie… bo to za długo, prawie całe zajęcia by zeszły). NO to bym im sobie kazała wyobrazić koncówke podjazdu na Jaworzynę.
„ wjeżdzacie kochani, pot leje się z czoła, łydki pięką, myślicie: zaraz umrę. A tam na szczycie turyści.. Turyści biją Wam brawo”.
A potem przeszlibyśmy ( kiedyś tam) do pierwszego wirtualnego marataonu ( taki maraton w skrócie). Trochę bym im opowiedziała jak to jest:)
A w ogóle to pomyslałam, ze zamiast tapety z tulipanami to w tej Sali spinningowej powinna być tapeta z górami.
A teraz będzie trochę o muzyce.
Jakis czas temu był w tv koncert z okazji Jubileuszu Polskiego Radia. Był m.in. Sting i kiedy na koniec zaśpiewał „Roxanne” to oniemiałam… siedziałam z rozdziawianą buzią i dosłownie prawie się popłakałam, bo to była ekstaza… coś niesmowitego…
tak powiedział o Stingu Kydryński ( pięknie):
"Wielki człowiek, który w stopniu niezrównanym posiadł wiedzę jak nie zmarnować ani jednej chwili w życiu"
Są takie piosenki, które oprócz tego ze mają świetne, słowa, muzykę, mają w sobie coś więcej. Jakis inny wymiar…po prostu.
Słuchasz i dreszcz Cię przechodzi.
Tak jest z Roxanne, ale tak też jest z jedną z moich ulubionych piosenek Myslovitz.
Kiedy usłyszałam ją pierwszy raz… zaniemówiłam… Ekstaza. Muzyczna ekstaza.
Zapraszam do posłuchania.
Sting i Myslovitz
mogłabym tej Roxanne słuchać bez konca, mój Boże jak on cudownie to śpiewa.
CUDOWNIE! MAGICZNIE! KOSMICZNIE!
1 h 50 min.
W przerwie ( czyli 15 min) próbowałam się z moimi nogami:) czyli kręcenie na przemian lewą i prawą . Dzisiaj jakoś tak nie odczułam, zebys któraś była słabsza.
A spinning z panią prowadzącą inną i hm.. zdecydowanie gorzej.
Bez powera, dynamiki ta pani prowadziła zajęcia. I muzyka też taka mało dynamiczna.
Pomyslałam sobie.. no a może by zrobić taki kurs? Ciekawe jakie są wymagania? Można by połączyć w zimie przyjemne z pozytecznym.
I mam wizję jak prowadzić takie zajęcia.
Więcej dynamiki w tym wszystkim, wiecej mówienia do ludzi. Inna muzyka.
Opowiadałabym im rózne historie..
Tak sobie dzisiaj jadąc drugą godzinę , myslałam jak to by było. Opowiadałabym ludziom o tym co powinni sobie wyobrażać…
Jechalibyśmy razem najpierw na pobliskie górki i każdy metr bym im opisała i każdy zakręt…
A potem byłoby coraz wyżej, może jakaś Jaworzyna ( nie… bo to za długo, prawie całe zajęcia by zeszły). NO to bym im sobie kazała wyobrazić koncówke podjazdu na Jaworzynę.
„ wjeżdzacie kochani, pot leje się z czoła, łydki pięką, myślicie: zaraz umrę. A tam na szczycie turyści.. Turyści biją Wam brawo”.
A potem przeszlibyśmy ( kiedyś tam) do pierwszego wirtualnego marataonu ( taki maraton w skrócie). Trochę bym im opowiedziała jak to jest:)
A w ogóle to pomyslałam, ze zamiast tapety z tulipanami to w tej Sali spinningowej powinna być tapeta z górami.
A teraz będzie trochę o muzyce.
Jakis czas temu był w tv koncert z okazji Jubileuszu Polskiego Radia. Był m.in. Sting i kiedy na koniec zaśpiewał „Roxanne” to oniemiałam… siedziałam z rozdziawianą buzią i dosłownie prawie się popłakałam, bo to była ekstaza… coś niesmowitego…
tak powiedział o Stingu Kydryński ( pięknie):
"Wielki człowiek, który w stopniu niezrównanym posiadł wiedzę jak nie zmarnować ani jednej chwili w życiu"
Są takie piosenki, które oprócz tego ze mają świetne, słowa, muzykę, mają w sobie coś więcej. Jakis inny wymiar…po prostu.
Słuchasz i dreszcz Cię przechodzi.
Tak jest z Roxanne, ale tak też jest z jedną z moich ulubionych piosenek Myslovitz.
Kiedy usłyszałam ją pierwszy raz… zaniemówiłam… Ekstaza. Muzyczna ekstaza.
Zapraszam do posłuchania.
Sting i Myslovitz
mogłabym tej Roxanne słuchać bez konca, mój Boże jak on cudownie to śpiewa.
CUDOWNIE! MAGICZNIE! KOSMICZNIE!
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 grudnia 2010
Spinning ( 7) i o złodzieju parówek:)
I znowu po 4 dniach przerwy, więc pierwsza godzina, trochę ciężko, tym bardziej, ze dałam sobie dośc duże obciążenia.
Ale .. w koncu lubie taki wysiłek.
Druga godzina juz spokojniej z .. myślami o nowych kołach itp.
Zastanawiam się jakie, zastanawiam się czy założyć bezdętkowe opony, co jeszcze zmienić zeby rower ulepszyć. Musze jechać do Mirka do sklepu i z nim pogadać, ale na razie nie ma kiedy.
Więc druga godzina, takie własnie myśli.
Na spinningu ( uwaga: teraz napiszę coś brzydkiego), oprócz widoków, naturalnej wentylacji brakuje mi ( będzie trochę obrzydliwie).. brakuję mi.. ( aż sie boję napisać) możliwości.. plucia.
No wiecie.. jak jest. Kolarstwo to niełatwy sport, czasem trzeba pluć.
Nieraz zdarzyło mi sie opluć własne buty.
Wróciłam do domu. Zaglądam do garnka, w którym zostawiłam parówkę.. a tam nic.
Hm.. niechybnie kot sięgnął wyżyn swoich mozliwości i w jakis sposób wydostał parówkę. Zdradził go włos na ściance garnka:)
Zreszta oprócz kota nie ma nikogo w domu:)
Od razu sobie pomyslałam ( jak to było?): parówkowym skrytożercom mówimy : nie!
Zimno sie zrobiło.
ale sniegu niedużo i biegać się ponoć nie da.
No to zostaje mi spinning póki co.
Tyle, że na spinning jest daleko ( drugi koniec miasta), to jest dla mnie cała wyprawa ( dojazd autobusem w obie strony zajmuje mi godzinę).
No ale cóż.. nie ma wyjścia.
To jedyny klub w Tnowie , gdzie jest spinning.
P.S w przerwie zrobiłam test z nogami. czyli pedałowanie jedną nogą.
i wynik jest taki, ze lewa noga znacznie mocniejsza.
Czy to nie dziwne?
a może to dlatego, ze mój ojciec piłkarz był lewonozny?:)
Ale .. w koncu lubie taki wysiłek.
Druga godzina juz spokojniej z .. myślami o nowych kołach itp.
Zastanawiam się jakie, zastanawiam się czy założyć bezdętkowe opony, co jeszcze zmienić zeby rower ulepszyć. Musze jechać do Mirka do sklepu i z nim pogadać, ale na razie nie ma kiedy.
Więc druga godzina, takie własnie myśli.
Na spinningu ( uwaga: teraz napiszę coś brzydkiego), oprócz widoków, naturalnej wentylacji brakuje mi ( będzie trochę obrzydliwie).. brakuję mi.. ( aż sie boję napisać) możliwości.. plucia.
No wiecie.. jak jest. Kolarstwo to niełatwy sport, czasem trzeba pluć.
Nieraz zdarzyło mi sie opluć własne buty.
Wróciłam do domu. Zaglądam do garnka, w którym zostawiłam parówkę.. a tam nic.
Hm.. niechybnie kot sięgnął wyżyn swoich mozliwości i w jakis sposób wydostał parówkę. Zdradził go włos na ściance garnka:)
Zreszta oprócz kota nie ma nikogo w domu:)
Od razu sobie pomyslałam ( jak to było?): parówkowym skrytożercom mówimy : nie!
Zimno sie zrobiło.
ale sniegu niedużo i biegać się ponoć nie da.
No to zostaje mi spinning póki co.
Tyle, że na spinning jest daleko ( drugi koniec miasta), to jest dla mnie cała wyprawa ( dojazd autobusem w obie strony zajmuje mi godzinę).
No ale cóż.. nie ma wyjścia.
To jedyny klub w Tnowie , gdzie jest spinning.
P.S w przerwie zrobiłam test z nogami. czyli pedałowanie jedną nogą.
i wynik jest taki, ze lewa noga znacznie mocniejsza.
Czy to nie dziwne?
a może to dlatego, ze mój ojciec piłkarz był lewonozny?:)
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 grudnia 2010
O pewności siebie w sporcie i nie tylko w sporcie
I prawie po Świętach.
Co mogę o Świetach napisać?
Może to, że chciałabym żeby nadszedł taki rok, żeby były spokojne, radosne, ale to niestety mało możliwe.
Nie miejsce tutaj na zwierzenia na ten temat, ale cóż w rodzinie , gdzie jest taka a nie inna choroba, po prostu nie czeka się na święta z radością i nie przebiegają one spokojnie.
Robimy z siostrą co możemy, ale .. siła wyższa.
Takich rodzin jak nasza jest zapewne wiele, ale cóż..ludzie nie bardzo lubią albo nie potrafią dzielić się swoimi problemami i często przezywają dramaty za zamknietymi drzwiami swoich mieszkan, domów. To tylko telewizyjne przedswiąteczne reklamy pokazują nam świąteczny czas jaki chcielibyśmy przezywać. Często nie ma on jednak nic wspolnego z rzeczywistością.
Ale dość.. nie chce żeby było „na smutno”, bo staram się odnajdywać w niefajnych rzeczach cos pozytywnego mimo wszystko i tym pozytywem jest na pewno fakt, ze mogę z moją siostrą spędzić więcej czasu.
A teraz będzie o tym co obiecałam, czyli o artykule pt Pewność siebie.
To jest artykuł z magazynu „Góry” , autorstwa Aleksandry Piechnik. Generalnie dotyczy wspinacza, ale to chyba mało ważne o jakim sportowcu jest mowa bo ważne są pewne ogólne zasady.
Nie od dzisiaj wiadomo jak decydująca w sporcie jest psychika. Dlatego tak popularni są obecnie specjaliści od psychologii sportowej..
Niewiele na ten temat wiem…uczę się:). Kiedy trenowałam siatkówkę.. to był obcy temat . Liczył się trening, przygotowanie fizyczne, nikt z nami zbyt wiele nie rozmawiał, nie podpowiadał jak pozbyć się meczowej tremy, tak żeby na zawodach pokazać to co naprawdę potrafimy.
Dopiero teraz jak jeżdżę na rowerze, trochę czytam, słucham w tv , to staram się jakos z tą swoją psychiką „rozmawiać”.
Raz wychodzi, raz nie… ale uczę się.
Nieodłącznym elementem moich startów są moje rozmowy z samą sobą.
Nic nowego nie napiszę, ale jak sięgam pamiecia wstecz to wiem.. ze wtedy kiedy sama do siebie jak mantrę w czasie wyścigu powtarzałam jakieś motywujace mnie hasła, zazwyczaj szło dobrze.
Ale było kilka wyścigów kiedy.. moje nastawienie od początku było złe…
I nie wychodziły.. chociaż dyspozycja fizyczna wcale nie była najgorsza.
Artykuł zaczyna się od cytatu:
„ Powiedz swojemu umysłowi, co ma robić. Jeśli jesteś w stanie napełnić swój umysł i serce pozytywnymi myslami oraz wiarą w siebie, to osiągniesz zdumiewające rezultaty”
J. Benoit- Samuelsen, mistrz olimpijski w maratonie.
A potem Pani Ola pisze:
Wiecie co najbardziej lubię we wspinaniu, co mnie tak fascynuje i podbudowuje? Zdziwienie.. zdziwienie, że moje paluszki przytrzymały się tak małej krawądki i dałam radę się z niej ściągnąć do następnego ruchu. To daje niesamowitego kopa własnemu ego, ale świadczy też niestety o tym, ze drzemie we mnie potencjał, którego nie jestem pewna, bo brak mi wiary w to, że mam jednak taką siłę. Z braku wiary rezygnuje się z fajnej drogi, z braku wiary przegrywa się zawody. Myslimy, ze jestesmy już skrajnie wyczerpani, biorąc blok nad wpinką, tylko skąd się bierze siła, żeby zejść kawałek do wpinki albo bezpiecznie zawisnąć?
I dalej Pani Ola pisze:
Kształtowanie pewności siebie jest jednym z ważniejszych elementów treningu mentalnego. Myślę, też , ze jest doskonałym fundamentem aby w ogóle funkcjonować w życiu, odnosić sukcesy i nie bać się trudnych zadań i wyzwań z serii „mission impossible”.
Pewności siebie nie należy mylić z brakiem skromności i przerośnietym ego.
Pewność siebie jako wspinacza, bierze się także z pewności siebie jako człowieka.
Tak jak głęboko wierzysz w siebie, tak dobrze będziesz się wspinać.
I dalej ( cały czas cytuję):
Niektórzy mogą myśleć, ze pewność siebie jest wrodzona i jeśli się jej nie ma za młodu, to się jej nie posiądzie. W rzeczywistości wiara w siebie to umiejętność taka sama jak umiejetności techniczne. Pewność siebie trzeba po prostu wytrenować. Można przypadkowo wytrenować brak wiary w swoje mozliwości….
Jak tak sobie czytam to wszystko, to uśmiecham się sama do siebie…
Całe lata trenowałam brak wiary we własne mozliwości… tak.. całe lata… i bynajmniej nie chodzi tu tylko o sport ( chociaż w sporcie też za mało wierzyłam w siebie…byłam tytanem treningowej pracy, ale za bardzo uwierzyłam, ze jestem za niska, że nie mam talentu i że niczego wielkiego z tego nie będzie). Potem przeniosłam to na zycie… i najchętniej przesiedziałabym w kącie, żeby nikt mnie nie zauwazył, niczego ode mnie nie chciał.
To się zmienia. Od dłuższego czasu „trenuję”, nie tylko na rowerze. Wykonuję olbrzymi mentalny trening, który nie dotyczy tylko sportu, ale rozciąga się na całe życie.
Uczę się pozytywnego myślenia, pewności siebie, wiary, że poradzę sobie w wielu sytuacjach.
I to działa!
Tylko to też musi być praca – tak samo ciężka jak ta fizyczna.
Pani Ola pisze dalej:
„ Budowanie pewności siebie powinno być prowadzone równoległe z treningiem fizycznym”
Potem jest o mowie wewnętrznej czyli mniej więcej tym z czym każdy z nas ma do czynienia… czyli o rozmawianiu samemu ze sobą.
„ Ważnym problemem w dialogu wewnetrzym jest wyrobienie w sobie przewagi stwierdzeń pozytwnych nad negatywnymi. Najlepiej byłoby w ogóle wyeliminować te negatywne”
Nie mogę bez konca cytować wiec zainteresowanych odsyłam do artykułu ( niestety jest to numer listopadowy, nie wiem czy jeszcze dostępny).
Tytułem podsumowania z mojej strony…
Chciałam powiedzieć, ze wiele lat temu w ksiązce od rosyjskiego , był taki cytat.. to był jakis pisarz.. chyba Hemingway. Ale nie jestem pewna.
„ Sport uczy wygrywać,
sport uczy przegrywać,
sport uczy wszystkiego.
Uczy zycia”.
Podobał mi się ten cytat, ale wtedy nie potrafiłam przegrywać, a o zyciu niewiele wiedziałam.
Dzisiaj wiem, że w tym cytacie wiele prawdy o sporcie jest zawarte.
Starty w maratonach… co ja tu będę mówić, jaki to jest wysiłek, jakie trudności, jakie niejednokrotnie ekstremalne warunki, ile czasem trzeba odwagi, ogromnie mnie zyciowo wzmocniły.
Bo kiedy mi cos w zyciu nie idzie… myślę sobie: nie wolno mi się poddać, muszę walczyc do konca, jak na maratonie….
Jak upadam, to podnoszę się, otrzepuję i jadę dalej.
I odwrotnie… kiedy dopada mnie zwątpienie podczas treningu czy wyścigu to myślę sobie: co? Ja nie dam sobie rady? ( tak kiedys powiedział do mnie mój kolega Mirek „ Co ty sobie nie dasz rady? I tym jednym zdaniem przywrócił mi wiarę w siebie, dodał siły, która przecież we mnie była, tylko ja sama sobie wmawiałam, ze już jej nie mam), wiec myślę sobie: ja sobie nie dam rady? W tylu sytuacjach dawałam sobie radę. Do przodu Iza, do mety!
Więc zyczę Wam abyście z Nowym Rokiem nie zatracili się w treningu fizycznym, a pomyśleli też o tym mentalnym.
Bo on przydaje się nie tylko na maratonowym wyścigu.
Życie to wyścig jeszcze trudniejszy …
A na koniec wspinaczkowa litania z której można zrobić litanię rowerową, życiową. Co komu pasuje.
1. Kocham się wspinać
2. Jestem zaangażowany w stanie się najlepszym wspinaczem jakim mogę być.
3. Myślę i mówię pozytywnie.
4. Moja koncentracja i pobudzenie są 100%, kiedy trenuję
5. Kiedy się wspinam jestem swoim najlepszym sprzymierzeńcem.
6. Osiagnę sukces, jeśli będę skupiony na tym, żeby wspiąć się jak najlepiej, a nie na tym, zebyz robić, albo nie zrobić drogę.
7. Walczę tym mocniej , im większa jest presja.
8. Staram się zawsze najmnocniej, bez względu na rezulalty.
9. Jeśli dam z siebie wszystko, będę zwycięzcą.
No to do pracy!!!
Co mogę o Świetach napisać?
Może to, że chciałabym żeby nadszedł taki rok, żeby były spokojne, radosne, ale to niestety mało możliwe.
Nie miejsce tutaj na zwierzenia na ten temat, ale cóż w rodzinie , gdzie jest taka a nie inna choroba, po prostu nie czeka się na święta z radością i nie przebiegają one spokojnie.
Robimy z siostrą co możemy, ale .. siła wyższa.
Takich rodzin jak nasza jest zapewne wiele, ale cóż..ludzie nie bardzo lubią albo nie potrafią dzielić się swoimi problemami i często przezywają dramaty za zamknietymi drzwiami swoich mieszkan, domów. To tylko telewizyjne przedswiąteczne reklamy pokazują nam świąteczny czas jaki chcielibyśmy przezywać. Często nie ma on jednak nic wspolnego z rzeczywistością.
Ale dość.. nie chce żeby było „na smutno”, bo staram się odnajdywać w niefajnych rzeczach cos pozytywnego mimo wszystko i tym pozytywem jest na pewno fakt, ze mogę z moją siostrą spędzić więcej czasu.
A teraz będzie o tym co obiecałam, czyli o artykule pt Pewność siebie.
To jest artykuł z magazynu „Góry” , autorstwa Aleksandry Piechnik. Generalnie dotyczy wspinacza, ale to chyba mało ważne o jakim sportowcu jest mowa bo ważne są pewne ogólne zasady.
Nie od dzisiaj wiadomo jak decydująca w sporcie jest psychika. Dlatego tak popularni są obecnie specjaliści od psychologii sportowej..
Niewiele na ten temat wiem…uczę się:). Kiedy trenowałam siatkówkę.. to był obcy temat . Liczył się trening, przygotowanie fizyczne, nikt z nami zbyt wiele nie rozmawiał, nie podpowiadał jak pozbyć się meczowej tremy, tak żeby na zawodach pokazać to co naprawdę potrafimy.
Dopiero teraz jak jeżdżę na rowerze, trochę czytam, słucham w tv , to staram się jakos z tą swoją psychiką „rozmawiać”.
Raz wychodzi, raz nie… ale uczę się.
Nieodłącznym elementem moich startów są moje rozmowy z samą sobą.
Nic nowego nie napiszę, ale jak sięgam pamiecia wstecz to wiem.. ze wtedy kiedy sama do siebie jak mantrę w czasie wyścigu powtarzałam jakieś motywujace mnie hasła, zazwyczaj szło dobrze.
Ale było kilka wyścigów kiedy.. moje nastawienie od początku było złe…
I nie wychodziły.. chociaż dyspozycja fizyczna wcale nie była najgorsza.
Artykuł zaczyna się od cytatu:
„ Powiedz swojemu umysłowi, co ma robić. Jeśli jesteś w stanie napełnić swój umysł i serce pozytywnymi myslami oraz wiarą w siebie, to osiągniesz zdumiewające rezultaty”
J. Benoit- Samuelsen, mistrz olimpijski w maratonie.
A potem Pani Ola pisze:
Wiecie co najbardziej lubię we wspinaniu, co mnie tak fascynuje i podbudowuje? Zdziwienie.. zdziwienie, że moje paluszki przytrzymały się tak małej krawądki i dałam radę się z niej ściągnąć do następnego ruchu. To daje niesamowitego kopa własnemu ego, ale świadczy też niestety o tym, ze drzemie we mnie potencjał, którego nie jestem pewna, bo brak mi wiary w to, że mam jednak taką siłę. Z braku wiary rezygnuje się z fajnej drogi, z braku wiary przegrywa się zawody. Myslimy, ze jestesmy już skrajnie wyczerpani, biorąc blok nad wpinką, tylko skąd się bierze siła, żeby zejść kawałek do wpinki albo bezpiecznie zawisnąć?
I dalej Pani Ola pisze:
Kształtowanie pewności siebie jest jednym z ważniejszych elementów treningu mentalnego. Myślę, też , ze jest doskonałym fundamentem aby w ogóle funkcjonować w życiu, odnosić sukcesy i nie bać się trudnych zadań i wyzwań z serii „mission impossible”.
Pewności siebie nie należy mylić z brakiem skromności i przerośnietym ego.
Pewność siebie jako wspinacza, bierze się także z pewności siebie jako człowieka.
Tak jak głęboko wierzysz w siebie, tak dobrze będziesz się wspinać.
I dalej ( cały czas cytuję):
Niektórzy mogą myśleć, ze pewność siebie jest wrodzona i jeśli się jej nie ma za młodu, to się jej nie posiądzie. W rzeczywistości wiara w siebie to umiejętność taka sama jak umiejetności techniczne. Pewność siebie trzeba po prostu wytrenować. Można przypadkowo wytrenować brak wiary w swoje mozliwości….
Jak tak sobie czytam to wszystko, to uśmiecham się sama do siebie…
Całe lata trenowałam brak wiary we własne mozliwości… tak.. całe lata… i bynajmniej nie chodzi tu tylko o sport ( chociaż w sporcie też za mało wierzyłam w siebie…byłam tytanem treningowej pracy, ale za bardzo uwierzyłam, ze jestem za niska, że nie mam talentu i że niczego wielkiego z tego nie będzie). Potem przeniosłam to na zycie… i najchętniej przesiedziałabym w kącie, żeby nikt mnie nie zauwazył, niczego ode mnie nie chciał.
To się zmienia. Od dłuższego czasu „trenuję”, nie tylko na rowerze. Wykonuję olbrzymi mentalny trening, który nie dotyczy tylko sportu, ale rozciąga się na całe życie.
Uczę się pozytywnego myślenia, pewności siebie, wiary, że poradzę sobie w wielu sytuacjach.
I to działa!
Tylko to też musi być praca – tak samo ciężka jak ta fizyczna.
Pani Ola pisze dalej:
„ Budowanie pewności siebie powinno być prowadzone równoległe z treningiem fizycznym”
Potem jest o mowie wewnętrznej czyli mniej więcej tym z czym każdy z nas ma do czynienia… czyli o rozmawianiu samemu ze sobą.
„ Ważnym problemem w dialogu wewnetrzym jest wyrobienie w sobie przewagi stwierdzeń pozytwnych nad negatywnymi. Najlepiej byłoby w ogóle wyeliminować te negatywne”
Nie mogę bez konca cytować wiec zainteresowanych odsyłam do artykułu ( niestety jest to numer listopadowy, nie wiem czy jeszcze dostępny).
Tytułem podsumowania z mojej strony…
Chciałam powiedzieć, ze wiele lat temu w ksiązce od rosyjskiego , był taki cytat.. to był jakis pisarz.. chyba Hemingway. Ale nie jestem pewna.
„ Sport uczy wygrywać,
sport uczy przegrywać,
sport uczy wszystkiego.
Uczy zycia”.
Podobał mi się ten cytat, ale wtedy nie potrafiłam przegrywać, a o zyciu niewiele wiedziałam.
Dzisiaj wiem, że w tym cytacie wiele prawdy o sporcie jest zawarte.
Starty w maratonach… co ja tu będę mówić, jaki to jest wysiłek, jakie trudności, jakie niejednokrotnie ekstremalne warunki, ile czasem trzeba odwagi, ogromnie mnie zyciowo wzmocniły.
Bo kiedy mi cos w zyciu nie idzie… myślę sobie: nie wolno mi się poddać, muszę walczyc do konca, jak na maratonie….
Jak upadam, to podnoszę się, otrzepuję i jadę dalej.
I odwrotnie… kiedy dopada mnie zwątpienie podczas treningu czy wyścigu to myślę sobie: co? Ja nie dam sobie rady? ( tak kiedys powiedział do mnie mój kolega Mirek „ Co ty sobie nie dasz rady? I tym jednym zdaniem przywrócił mi wiarę w siebie, dodał siły, która przecież we mnie była, tylko ja sama sobie wmawiałam, ze już jej nie mam), wiec myślę sobie: ja sobie nie dam rady? W tylu sytuacjach dawałam sobie radę. Do przodu Iza, do mety!
Więc zyczę Wam abyście z Nowym Rokiem nie zatracili się w treningu fizycznym, a pomyśleli też o tym mentalnym.
Bo on przydaje się nie tylko na maratonowym wyścigu.
Życie to wyścig jeszcze trudniejszy …
A na koniec wspinaczkowa litania z której można zrobić litanię rowerową, życiową. Co komu pasuje.
1. Kocham się wspinać
2. Jestem zaangażowany w stanie się najlepszym wspinaczem jakim mogę być.
3. Myślę i mówię pozytywnie.
4. Moja koncentracja i pobudzenie są 100%, kiedy trenuję
5. Kiedy się wspinam jestem swoim najlepszym sprzymierzeńcem.
6. Osiagnę sukces, jeśli będę skupiony na tym, żeby wspiąć się jak najlepiej, a nie na tym, zebyz robić, albo nie zrobić drogę.
7. Walczę tym mocniej , im większa jest presja.
8. Staram się zawsze najmnocniej, bez względu na rezulalty.
9. Jeśli dam z siebie wszystko, będę zwycięzcą.
No to do pracy!!!
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 grudnia 2010
Świątecznie o marzeniach
Napisałam kiedyś tutaj, że trzeba mieć odwagę, żeby marzyć.
No tak.. niektóre marzenia wydają nam się zbyt.. śmiałe i czasem tej odwagi nam brakuje.
Więc odwagi do marzeń - to moje pierwsze życzenie.
Ktoś zyczył mi dzisiaj spełnienia marzeń o szosówce w przyszłym roku.
Nie spełni się, z dwóch powodów.
Postawiłam na doskonalenie KTM-a i mam zamiar spowodować , ze będzie lżejszy i "lepszy".
Po drugie.. nie można wszystkich marzeń spełniać zbyt szybko... bo wtedy ich spełnienie nie będzie miało już w sobie aż takiej siły radości.
Tak więc zyczę Wam, żebyście mieli w sobie wielka radośc jak już będą spełniać się marzenia. To moje drugie życzenie.
Pomyślałam sobie - mam wiele życzliwych osób wokół siebie. Przekonuję się o tym wciąż i wciąż.
Moje trzecie zyczenie - jak najwiecej zyczliwych osób wokół Was.
Moje czwarte życzenie z pozoru proste, niby banalne a fundamentalne - oby zdrowie Was nie opuszczało .
Tego zyczę wszystkim, którzy od czasu do czasu podczytują te moje wypociny, którzy dobrze mi życzą, kibicują pdoczas moich sportowych zmagań, pocieszają po porażkach, gratulują po sukcesach, czasem się ze mną "sprzeczają". Dziękuję.
Jak wrócę , to po Świętach będzie o.. świetnym artykule o pewności siebie sportowca. Myślę, ze to bardzo pożyteczna lektura.
A na razie jeszcze na koniec cytat, który znalazłam w styczniowym numerze Zwierciadła.
" Cokolwiek możesz zrobić lub marzysz o tym, że możesz, zacznij to robić. Smiałość zawiera w sobie geniusz, magię i siłę"
J.W Goethe
UDANYCH , SPOKOJNYCH ALE SPORTOWYCH ŚWIĄT!
No tak.. niektóre marzenia wydają nam się zbyt.. śmiałe i czasem tej odwagi nam brakuje.
Więc odwagi do marzeń - to moje pierwsze życzenie.
Ktoś zyczył mi dzisiaj spełnienia marzeń o szosówce w przyszłym roku.
Nie spełni się, z dwóch powodów.
Postawiłam na doskonalenie KTM-a i mam zamiar spowodować , ze będzie lżejszy i "lepszy".
Po drugie.. nie można wszystkich marzeń spełniać zbyt szybko... bo wtedy ich spełnienie nie będzie miało już w sobie aż takiej siły radości.
Tak więc zyczę Wam, żebyście mieli w sobie wielka radośc jak już będą spełniać się marzenia. To moje drugie życzenie.
Pomyślałam sobie - mam wiele życzliwych osób wokół siebie. Przekonuję się o tym wciąż i wciąż.
Moje trzecie zyczenie - jak najwiecej zyczliwych osób wokół Was.
Moje czwarte życzenie z pozoru proste, niby banalne a fundamentalne - oby zdrowie Was nie opuszczało .
Tego zyczę wszystkim, którzy od czasu do czasu podczytują te moje wypociny, którzy dobrze mi życzą, kibicują pdoczas moich sportowych zmagań, pocieszają po porażkach, gratulują po sukcesach, czasem się ze mną "sprzeczają". Dziękuję.
Jak wrócę , to po Świętach będzie o.. świetnym artykule o pewności siebie sportowca. Myślę, ze to bardzo pożyteczna lektura.
A na razie jeszcze na koniec cytat, który znalazłam w styczniowym numerze Zwierciadła.
" Cokolwiek możesz zrobić lub marzysz o tym, że możesz, zacznij to robić. Smiałość zawiera w sobie geniusz, magię i siłę"
J.W Goethe
UDANYCH , SPOKOJNYCH ALE SPORTOWYCH ŚWIĄT!
Tarnowska fontanna© lemuriza1972
Tarnowskie latarnie świąteczne© lemuriza1972
Tarnów świąteczny dzisiejszego popołudnia© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 grudnia 2010
Spinning ( 6)
dzisiaj jakoś tak znowu ok 1 h 50 min.
Pierwszą godzine jechało mi się niezbyt dobrze. Nogi "nieświeże" , zapewne po wczorajszym bieganiu.
Ale tak naprawdę przydałby się dzien przerwy dzisiaj , bo to był 5 dzien pod rząd intensywnego wysiłku. Niestety jutro raczej nie zdążę nic podziałać ( obowiązki przedświateczne), wiec dzisiaj była jedyna okazja przed przerwą świąteczną.
Niestety w Mielcu nie mogę miec ani nart, ani roweru ( nie mam auta, jadę autobusem, na rowerze byłoby ciężko o tej porze roku:), no a poza tym tym razem bede mieć spore bagaże - prezenty:)). Bieganie raczej nie wchodzi w grę z tym moim kolanem. Wiec bedzie przymusowa, długgaaaaa... regeneracja.
Dzisiaj pani , zrobiła nam niespodziankę i na moją poniedziałkową sugestię zareagowała od razu czyli... na dzisiejszej płycie znalazła się Fragma:)
Ale fajniiiieeeeee.....
Drugą godzinę pojechałam chyba za mocno , ale tak jakoś.. nosiło mnie:)
Pierwszą godzine jechało mi się niezbyt dobrze. Nogi "nieświeże" , zapewne po wczorajszym bieganiu.
Ale tak naprawdę przydałby się dzien przerwy dzisiaj , bo to był 5 dzien pod rząd intensywnego wysiłku. Niestety jutro raczej nie zdążę nic podziałać ( obowiązki przedświateczne), wiec dzisiaj była jedyna okazja przed przerwą świąteczną.
Niestety w Mielcu nie mogę miec ani nart, ani roweru ( nie mam auta, jadę autobusem, na rowerze byłoby ciężko o tej porze roku:), no a poza tym tym razem bede mieć spore bagaże - prezenty:)). Bieganie raczej nie wchodzi w grę z tym moim kolanem. Wiec bedzie przymusowa, długgaaaaa... regeneracja.
Dzisiaj pani , zrobiła nam niespodziankę i na moją poniedziałkową sugestię zareagowała od razu czyli... na dzisiejszej płycie znalazła się Fragma:)
Ale fajniiiieeeeee.....
Drugą godzinę pojechałam chyba za mocno , ale tak jakoś.. nosiło mnie:)
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 grudnia 2010
Night running - narty (5)
Narty po raz 5. Zupełnie niespodziewanie, bo nie miałam nawet nadziei, ze Mirek będzie jechał jeszcze w tym tygodniu, a poza tym temperatura na plusie.
Ale Mirek powiedział, ze jak będziemy jechać wieczorem powinno być już ok.
Zresztą zbocze na Marcince , na którym usytuowana jest trasa, jest w takim miejscu, ze śnieg leży tam bardzo długo.
Kiedy zajechaliśmy , z trasy schodził jeden z doświadczonych tarnowskich kolarzy i oczywiście zarazem narciarski biegacz. Powiedział, że tory bardzo zmrożone i że narta idzie, i trzeba uważać na zjazdach…
No .. miał rację.
Wyjątkowo ciężko mi się jeździło na tych zmrożonych , płytkich torach.
Dodatkowa trudność – brak dziennego światła, chociaż czołówka ośc dobrze oświetla tor, no ale jednak to nie to samo co dzienne światło.
Miałam całą trasę dla siebie. Mirek biegał łyżwą.
Niestety…. Zaliczyłam taką ilość wywrotek , jaka się mi chyba jeszcze nie przytrafiła.
No ale rzeczywiście te sliskie tory okazały się mało bezpieczne, często z nich wypadałam ( płytkie). Miałam jednak poczucie, ze śliskośc torów śliskością, ale coś robię źle…
I nagle na ostatnim kółku – bingo…
No tak .. zapomniałam, ze jak narta ucieka, zamiast się „głupio” ratować przed upadkiem, wystarczy podnieśc noge do góry i szybko nartę „włozyć” na własciwe miejsce.
Przecież w niedzielę tak super mi to już wychodziło.
No ale dzisiaj było slisko jak na lodowisku.
Zakręt na zjeździe był nie do pokonania. Tylko na pierwszym kółku udało mi się jakoś w niego wejść. Kolejne to były niekontrolowany zjazd w głęboki snieg ( i mocno w doł po zboczu), albo wywrotki. Ale próbowałam za każdym razem.
Wydzwoniłam też dość ostro w kolano… hm… to moja pierwsza rana nartowa.
Nie sądziłam, ze w zimie też będę mieć poobijane kolana.
Zrobiłam 7 kółek czyli jakieś 8 km 400 m.
Jest jeden wielki pozytyw.
Damian dziękuję Ci za ten film. Nie miałam jeszcze czasu obejrzeć go w całości, ale obejrzałam najważniejsza partie i dzisiaj próbowałam naśladować Justynę.
„Jechało” się dużo szybciej, co nie znaczy , ze łatwiej.
I nawet Mirek powiedział, ze jak mnie obserwował to zauwazył, ze już nie człapię a próbuję się slizgać.
Czyli jest wyraźny postęp.
Próbowałam też wykonać ćwiczenie , które pokazywała Justyna czyli biegać bez kijków.
No… jest to wyższa szkoła jazdy.
Próbowałam tylko na płaskim i było.. dość cięzko, ale jakos dało rade. Będę sobie tak ćwiczyć.
Fajnie było…
Powiedziałam Mirkowi, że się duzo przewracałam, ale Mirek stwierdził, ze śnieg jest naprawdę bardzo zmrożony, i ze on też się przewracał , no i jak zwykle stwierdził : jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz.
Powiedziałam, ze przewróciłam się chyba z 8 razy, a Mirek na to: no.. to oznacza, ze się wiele nauczyłaś. I tym optymistycznym akcentem konczę relację z dzisiejszego biegania.
Ale Mirek powiedział, ze jak będziemy jechać wieczorem powinno być już ok.
Zresztą zbocze na Marcince , na którym usytuowana jest trasa, jest w takim miejscu, ze śnieg leży tam bardzo długo.
Kiedy zajechaliśmy , z trasy schodził jeden z doświadczonych tarnowskich kolarzy i oczywiście zarazem narciarski biegacz. Powiedział, że tory bardzo zmrożone i że narta idzie, i trzeba uważać na zjazdach…
No .. miał rację.
Wyjątkowo ciężko mi się jeździło na tych zmrożonych , płytkich torach.
Dodatkowa trudność – brak dziennego światła, chociaż czołówka ośc dobrze oświetla tor, no ale jednak to nie to samo co dzienne światło.
Miałam całą trasę dla siebie. Mirek biegał łyżwą.
Niestety…. Zaliczyłam taką ilość wywrotek , jaka się mi chyba jeszcze nie przytrafiła.
No ale rzeczywiście te sliskie tory okazały się mało bezpieczne, często z nich wypadałam ( płytkie). Miałam jednak poczucie, ze śliskośc torów śliskością, ale coś robię źle…
I nagle na ostatnim kółku – bingo…
No tak .. zapomniałam, ze jak narta ucieka, zamiast się „głupio” ratować przed upadkiem, wystarczy podnieśc noge do góry i szybko nartę „włozyć” na własciwe miejsce.
Przecież w niedzielę tak super mi to już wychodziło.
No ale dzisiaj było slisko jak na lodowisku.
Zakręt na zjeździe był nie do pokonania. Tylko na pierwszym kółku udało mi się jakoś w niego wejść. Kolejne to były niekontrolowany zjazd w głęboki snieg ( i mocno w doł po zboczu), albo wywrotki. Ale próbowałam za każdym razem.
Wydzwoniłam też dość ostro w kolano… hm… to moja pierwsza rana nartowa.
Nie sądziłam, ze w zimie też będę mieć poobijane kolana.
Zrobiłam 7 kółek czyli jakieś 8 km 400 m.
Jest jeden wielki pozytyw.
Damian dziękuję Ci za ten film. Nie miałam jeszcze czasu obejrzeć go w całości, ale obejrzałam najważniejsza partie i dzisiaj próbowałam naśladować Justynę.
„Jechało” się dużo szybciej, co nie znaczy , ze łatwiej.
I nawet Mirek powiedział, ze jak mnie obserwował to zauwazył, ze już nie człapię a próbuję się slizgać.
Czyli jest wyraźny postęp.
Próbowałam też wykonać ćwiczenie , które pokazywała Justyna czyli biegać bez kijków.
No… jest to wyższa szkoła jazdy.
Próbowałam tylko na płaskim i było.. dość cięzko, ale jakos dało rade. Będę sobie tak ćwiczyć.
Fajnie było…
Powiedziałam Mirkowi, że się duzo przewracałam, ale Mirek stwierdził, ze śnieg jest naprawdę bardzo zmrożony, i ze on też się przewracał , no i jak zwykle stwierdził : jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz.
Powiedziałam, ze przewróciłam się chyba z 8 razy, a Mirek na to: no.. to oznacza, ze się wiele nauczyłaś. I tym optymistycznym akcentem konczę relację z dzisiejszego biegania.
- Czas 01:20
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 grudnia 2010
Spinning ( 5)
Dzisiaj jakos tak 1 h 50 min wyszło.
Pierwszą godzina jechałam sobie na większych obciążeniach, ale nie z taką kadencją jak pani prowadząca i próbujący ją naśladować. To nie jest kadencja dobra o tej porze roku.
Jechałam sobie i myślałam o:
Justynie Kowalczyk, Adamie Małyszu, Tomku Gollobie i rzecz jasna Mai Włoszczowskiej.
Dlaczego? no po pierwsze bo osiągnęli niebywałe sukcesy w tym roku ( i do tego jeszcze uprawiają sporty, które są bliskie mojemu sercu:)), ale najważniejsze, ze to są ludzie z ogromną walecznością, zawziętością i ambicją czyli mają prawdziwy sportowy charakter. No i są tytanami pracy.
To mi imponuje . Są dla mnie wzorem. Motywują do pracy.
Łatwiej się wtedy kręci:), jak mysli się jaką oni pracę treningową wykonują.
zapomniałam pomyśleć o Edycie Ropek, która przecież uprawia jeszcze jeden bardzo bliski mi sport czyli wspinaczkę sportową. Edyta , tarnowianka, została w tym roku mistrzynią Europy, była 3 w Pucharze świata ( w konkurencji na czas).
Za mało jednak o Edycie wiem, nie jest przecież popularna tak jak wyżej wymienieni, bo wspinaczka nie jest popularna. A szkoda.
Dostałam dzisiaj prezent.
Taki prezent w podziękowaniu za pomoc w zakupie roweru.
Magazyn "Góry" z przepięknym kalendarzem ( góry, narciarze, wspinacze).
A w Magazynie m.in wywiad z Edytą Ropek i Klaudią Buczek ( też tarnowianką, która w tym roku została mistrzynią swiata juniorów) oraz jej siostrą Sylwią, też zdolną zawodniczką , tyle ze ona woli bouldering.
Druga godzina spinningu już jak .. automat. Niewiele myslałam, tylko kręciłam.
Fajnie, ale.. tęsknię za nartami:) i... ścianką, na którą jak dobrze pojdzie pojdę dopiero w styczniu.
Pierwszą godzina jechałam sobie na większych obciążeniach, ale nie z taką kadencją jak pani prowadząca i próbujący ją naśladować. To nie jest kadencja dobra o tej porze roku.
Jechałam sobie i myślałam o:
Justynie Kowalczyk, Adamie Małyszu, Tomku Gollobie i rzecz jasna Mai Włoszczowskiej.
Dlaczego? no po pierwsze bo osiągnęli niebywałe sukcesy w tym roku ( i do tego jeszcze uprawiają sporty, które są bliskie mojemu sercu:)), ale najważniejsze, ze to są ludzie z ogromną walecznością, zawziętością i ambicją czyli mają prawdziwy sportowy charakter. No i są tytanami pracy.
To mi imponuje . Są dla mnie wzorem. Motywują do pracy.
Łatwiej się wtedy kręci:), jak mysli się jaką oni pracę treningową wykonują.
zapomniałam pomyśleć o Edycie Ropek, która przecież uprawia jeszcze jeden bardzo bliski mi sport czyli wspinaczkę sportową. Edyta , tarnowianka, została w tym roku mistrzynią Europy, była 3 w Pucharze świata ( w konkurencji na czas).
Za mało jednak o Edycie wiem, nie jest przecież popularna tak jak wyżej wymienieni, bo wspinaczka nie jest popularna. A szkoda.
Dostałam dzisiaj prezent.
Taki prezent w podziękowaniu za pomoc w zakupie roweru.
Magazyn "Góry" z przepięknym kalendarzem ( góry, narciarze, wspinacze).
A w Magazynie m.in wywiad z Edytą Ropek i Klaudią Buczek ( też tarnowianką, która w tym roku została mistrzynią swiata juniorów) oraz jej siostrą Sylwią, też zdolną zawodniczką , tyle ze ona woli bouldering.
Druga godzina spinningu już jak .. automat. Niewiele myslałam, tylko kręciłam.
Fajnie, ale.. tęsknię za nartami:) i... ścianką, na którą jak dobrze pojdzie pojdę dopiero w styczniu.
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 grudnia 2010
Narciarsko-biegowa niedziela ( 4)
Kolejne moje kilometry na nartach.
Dzisiaj z Krysią, dla której też jest to debiutancki sezon. Jest jej odrobinę latwiej , bo jeździła na zajzdówkach i desce, ale i tak ogromnie mi imponuje swoją siłą i wytrzymałością.
Ja zdołałam przebiec tylko połowę tego co ona.
No ale muszę przyznać, ze jestem zadowolona z postępów, które robię.
Pojechalyśmy o 9.00, żeby nie było jeszcze zbyt wielu osób. Było zimno, dośc wietrznie. Oprócz nas jeszcze jeden biegacz.
Ale po chwili zaczęli zjawiać się nastepni i naprawdę było sporo ludzi, w tym 80% kolarzy ( na czele z tym najlepszym w Tarnowie czyli Mirkiem Bieniaszem, Mirek biega już swietnie, jest pewnie w Tarnowie najlepszy).
Co warte podkreslenia dzisiaj były też kobiety. Wczoraj byłam jedyna, a dzisiaj Krysia, Ada, Pani Prymakowska i dwie panie, których nie znam.
I tutaj muszę wspomniec o Panu Bogdanie Banasiu, o którym już pisałam.
Nie ma chyba drugiej takiej osoby w Tarnowie , która byłaby takim fanatykiem sportu i do tego społecznikiem.
Jak to powiedział wczoraj Mirek: on jeszcze do tego sporo dokłada.
Jutro przed Panem Bogdanem ważny ze względu na zdrowie dzień. Trzymajmy kciuki.
Patrzył dzisiaj na tych wszystkich biegaczy i powiedział: i kto mówi, ze nie ma tras w Polsce? Warto było żyć żeby doczekać takiego momentu.
Ja wiem… bardziej widoczni są społecznicy działający w jakiś stowarzyszeniach osób niepełnosprawnych, organizujący akcje charytatywne.
Chwała im za to. Nie zapominajmy jednak o takich osobach jak Pan Bogdan. On to robi dla nas wszystkich. Niezwykła osoba.
Chciałabym żeby nasze miasto kiedyś odpowiednio go uhonorowało.
Zapytał dzisiaj mnie jeden z biegaczy „ jak forma?”
Powiedziałam, że z każdym dniem coraz lepiej.
Dzisiaj jednak początki były trudne. W nocy posypał snieg, tory były nieco zasypane, wiec naprawdę trzeba było się napracować. Do tego snieg dzisiaj jakiś taki, że jak to mówią w tv: narta gorzej „szła”.
Ale jakoś dało rade poczłapać.
Wiele osób pyta mnie o kolano ( no bo biegam w stabilizatorze, bez niego bym się nie odważyła). Myślę, że jak na kolano bez łąkotki i więzadła, jest naprawde nieźle.
Nic się nie dzieje, kolano nie boli.
Im więcej potrafię, tym bardziej ten sport mi się podoba.
Podchodzę do tego bardzo spokojnie, nie szaleję, nie staram się biegać mocniej. Raz, ze o tej porze roku to wskakiwanie na wysokie tętna byłoby bezsensowne, dwa że po prostu przede wszystkim chce mieć z tego radość, trening w tym momencie ( pewnie się to wielu nie spodoba) jest na drugim miejscu, jakby przy okazji.
POKONAŁAM ZAKRĘT ZJAZDOWY!
Co prawda odbyło się to bardzo pokracznie i daleko mi do doskonałości, ale obyło się bez wywrotki na zakręcie.
Przewróciłam się dwa razy. Raz na duzym już zmęczeniu… tory po prostu konczyły się w pewnym fragmencie i trzeba było wskoczyć w „inne”, a drugi raz, kiedy zagapiłam się na kijek i.. zaryłam niemalże twarzą w snieg.
Na zjazdach jest już dobrze, podoba mi się zjeżdzanie!!!
Zaczynam też „wskakiwać” w tory, jak trzeba zmienić, co jeszcze niedawno wydawało mi się nie do zrobienia.
Podbiegi morduje. Cięzko mi to idzie, bardzo jest to siłowe, ale już się nie ześlizguję.
Jeśli będzie snieg , to myślę, ze pod koniec zimy moje człapanie przeobrazi się w bieganie na nartach. A może wcześniej?
Dzisiaj wyraźny postęp. Krysia miała czas, wiec byłysmy chyba ze 2,5 h. Przebiegłam 10 kółek, a wiec ok. 12 km!!!
Niestety na koncu kazdego kółka musiałam robić przerwę na smarkanie w chusteczkę. Cóż katar i chrypa wciąż nie chcą mnie opuścić.Krysia zrobiła 20 pętli czyli ok 24 km. Jest przegigantem, nie tylko na rowerze.
Aż szkoda, ze będą święta, bo niestety obędą się bez nart i w ogóle sportu.
W tym tygodniu jeszcze spinning, no i jeśli Mirek by jechał to może narty.
Byłoby fajnie, bo naprawdę łapię „narciarskiego” bakcyla.
Tak sobie szukałam róznych info na temat przygotowania do sezonu kolarskiego i znalazłam coś takiego:
Narty biegowe to znacznie lepsze rozwiązanie dla każdego kolarza niż bieganie zimą. Po pierwsze o wiele bardziej łagodnie traktuje stawy a po drugie – znacznie ważniejsze – jest znakomitym treningiem tlenowym dla organizmu, które angażuje do pracy znacznie większą ilość mięśni niż sama jazda na rowerze. Jeśli mieszkamy w terenie gdzie jest szansa w zimie pobiegać na nartach to zamiast kupować kolejny mega lekki kask lepiej kupić narty biegowe. Wystarczą w zasadzie narty śladowe ( takie z łuską ). Będziemy poruszać się techniką klasyczną. Technika łyżwowa to kosmos dla nie wtajemniczonych a poza tym z racji swej asynchronicznej struktury ruchu nie jest dobra dla kolarzy.
Biegać czy nie biegać? Oto jest pytanie. Zawsze odpowiadam nie biegać – ale po co? 70% trenujących kolarzy jakich znam lub trenuje biega. Mniej lub więcej ale biega. Nie każdy ma przyjemność mieszkać na zachodzie Polski ( lub możliwość spędzania zimy na Grand Canaria… Inna kwestią jest to, że nie każdy biegać może lub powinien. Z drugiej jednak strony patrząc na korzyści i straty jakie „otrzymujemy” w wyniku biegania uważam, że lepiej jest biegać i ćwiczyć na cyclo niż ryzykować na lodzie na szosie pomiędzy chamskimi kierowcami. Wszystko w zasadzie zależy od tego gdzie mieszkamy i czy da się trenować na rowerze czy nie. W większości miejsc w Polsce da się jeździć na MTB o ile śnieg w terenie jest ubity i na to pozwala.
Reasumując aby być dobrze przygotowanym do sezonu kolarskiego trzeba ( albo powinno się mieć ) :
• dużo samodyscypliny i cierpliwości
• cycloergometr lub trenażer + rolkę lub sam trenażer
• dostęp do siłowni ( klubu fitness) – tam często jest Orbitrek – bardzo dobre urządzenie dla kolarzy
• możliwość wykonania ćwiczeń siły specjalnej przeplatanej jazdą na trenażerze lub cycloergometrze
• dostęp do basenu
• rower górski
• rower szosowy ( zimówkę ) jeśli mieszkamy w ciepłych stronach…… Polski
• narty biegowe ( śladowe )
• dostęp do sauny etc.
Każde dodatkowe urządzenie jest ok ale np.: jazda na snowboardzie to nie to samo co dwie „godzinki” solidnego treningu na nartach biegowych.
Czy do dużo czy mało? w zasadzie jest to zestaw dość duży ale nikt nigdy nie mówił, że kolarstwo to tani sport. Natomiast jedno jest pewne. Sama jazda na rowerze a w przerwach….. na rowerze nie podnosi poziomu sportowego.
Trochę zdjęć z dzisiejszej narciarskiej niedzieli.
( sporo znajomych)
http://foto.onet.pl/o1gcj,04yy0cgsc0wg,ppch9,u.html#ppch9
i ja z nartami na nogach
Dzisiaj z Krysią, dla której też jest to debiutancki sezon. Jest jej odrobinę latwiej , bo jeździła na zajzdówkach i desce, ale i tak ogromnie mi imponuje swoją siłą i wytrzymałością.
Ja zdołałam przebiec tylko połowę tego co ona.
No ale muszę przyznać, ze jestem zadowolona z postępów, które robię.
Pojechalyśmy o 9.00, żeby nie było jeszcze zbyt wielu osób. Było zimno, dośc wietrznie. Oprócz nas jeszcze jeden biegacz.
Ale po chwili zaczęli zjawiać się nastepni i naprawdę było sporo ludzi, w tym 80% kolarzy ( na czele z tym najlepszym w Tarnowie czyli Mirkiem Bieniaszem, Mirek biega już swietnie, jest pewnie w Tarnowie najlepszy).
Co warte podkreslenia dzisiaj były też kobiety. Wczoraj byłam jedyna, a dzisiaj Krysia, Ada, Pani Prymakowska i dwie panie, których nie znam.
I tutaj muszę wspomniec o Panu Bogdanie Banasiu, o którym już pisałam.
Nie ma chyba drugiej takiej osoby w Tarnowie , która byłaby takim fanatykiem sportu i do tego społecznikiem.
Jak to powiedział wczoraj Mirek: on jeszcze do tego sporo dokłada.
Jutro przed Panem Bogdanem ważny ze względu na zdrowie dzień. Trzymajmy kciuki.
Patrzył dzisiaj na tych wszystkich biegaczy i powiedział: i kto mówi, ze nie ma tras w Polsce? Warto było żyć żeby doczekać takiego momentu.
Ja wiem… bardziej widoczni są społecznicy działający w jakiś stowarzyszeniach osób niepełnosprawnych, organizujący akcje charytatywne.
Chwała im za to. Nie zapominajmy jednak o takich osobach jak Pan Bogdan. On to robi dla nas wszystkich. Niezwykła osoba.
Chciałabym żeby nasze miasto kiedyś odpowiednio go uhonorowało.
Zapytał dzisiaj mnie jeden z biegaczy „ jak forma?”
Powiedziałam, że z każdym dniem coraz lepiej.
Dzisiaj jednak początki były trudne. W nocy posypał snieg, tory były nieco zasypane, wiec naprawdę trzeba było się napracować. Do tego snieg dzisiaj jakiś taki, że jak to mówią w tv: narta gorzej „szła”.
Ale jakoś dało rade poczłapać.
Wiele osób pyta mnie o kolano ( no bo biegam w stabilizatorze, bez niego bym się nie odważyła). Myślę, że jak na kolano bez łąkotki i więzadła, jest naprawde nieźle.
Nic się nie dzieje, kolano nie boli.
Im więcej potrafię, tym bardziej ten sport mi się podoba.
Podchodzę do tego bardzo spokojnie, nie szaleję, nie staram się biegać mocniej. Raz, ze o tej porze roku to wskakiwanie na wysokie tętna byłoby bezsensowne, dwa że po prostu przede wszystkim chce mieć z tego radość, trening w tym momencie ( pewnie się to wielu nie spodoba) jest na drugim miejscu, jakby przy okazji.
POKONAŁAM ZAKRĘT ZJAZDOWY!
Co prawda odbyło się to bardzo pokracznie i daleko mi do doskonałości, ale obyło się bez wywrotki na zakręcie.
Przewróciłam się dwa razy. Raz na duzym już zmęczeniu… tory po prostu konczyły się w pewnym fragmencie i trzeba było wskoczyć w „inne”, a drugi raz, kiedy zagapiłam się na kijek i.. zaryłam niemalże twarzą w snieg.
Na zjazdach jest już dobrze, podoba mi się zjeżdzanie!!!
Zaczynam też „wskakiwać” w tory, jak trzeba zmienić, co jeszcze niedawno wydawało mi się nie do zrobienia.
Podbiegi morduje. Cięzko mi to idzie, bardzo jest to siłowe, ale już się nie ześlizguję.
Jeśli będzie snieg , to myślę, ze pod koniec zimy moje człapanie przeobrazi się w bieganie na nartach. A może wcześniej?
Dzisiaj wyraźny postęp. Krysia miała czas, wiec byłysmy chyba ze 2,5 h. Przebiegłam 10 kółek, a wiec ok. 12 km!!!
Niestety na koncu kazdego kółka musiałam robić przerwę na smarkanie w chusteczkę. Cóż katar i chrypa wciąż nie chcą mnie opuścić.Krysia zrobiła 20 pętli czyli ok 24 km. Jest przegigantem, nie tylko na rowerze.
Aż szkoda, ze będą święta, bo niestety obędą się bez nart i w ogóle sportu.
W tym tygodniu jeszcze spinning, no i jeśli Mirek by jechał to może narty.
Byłoby fajnie, bo naprawdę łapię „narciarskiego” bakcyla.
Tak sobie szukałam róznych info na temat przygotowania do sezonu kolarskiego i znalazłam coś takiego:
Narty biegowe to znacznie lepsze rozwiązanie dla każdego kolarza niż bieganie zimą. Po pierwsze o wiele bardziej łagodnie traktuje stawy a po drugie – znacznie ważniejsze – jest znakomitym treningiem tlenowym dla organizmu, które angażuje do pracy znacznie większą ilość mięśni niż sama jazda na rowerze. Jeśli mieszkamy w terenie gdzie jest szansa w zimie pobiegać na nartach to zamiast kupować kolejny mega lekki kask lepiej kupić narty biegowe. Wystarczą w zasadzie narty śladowe ( takie z łuską ). Będziemy poruszać się techniką klasyczną. Technika łyżwowa to kosmos dla nie wtajemniczonych a poza tym z racji swej asynchronicznej struktury ruchu nie jest dobra dla kolarzy.
Biegać czy nie biegać? Oto jest pytanie. Zawsze odpowiadam nie biegać – ale po co? 70% trenujących kolarzy jakich znam lub trenuje biega. Mniej lub więcej ale biega. Nie każdy ma przyjemność mieszkać na zachodzie Polski ( lub możliwość spędzania zimy na Grand Canaria… Inna kwestią jest to, że nie każdy biegać może lub powinien. Z drugiej jednak strony patrząc na korzyści i straty jakie „otrzymujemy” w wyniku biegania uważam, że lepiej jest biegać i ćwiczyć na cyclo niż ryzykować na lodzie na szosie pomiędzy chamskimi kierowcami. Wszystko w zasadzie zależy od tego gdzie mieszkamy i czy da się trenować na rowerze czy nie. W większości miejsc w Polsce da się jeździć na MTB o ile śnieg w terenie jest ubity i na to pozwala.
Reasumując aby być dobrze przygotowanym do sezonu kolarskiego trzeba ( albo powinno się mieć ) :
• dużo samodyscypliny i cierpliwości
• cycloergometr lub trenażer + rolkę lub sam trenażer
• dostęp do siłowni ( klubu fitness) – tam często jest Orbitrek – bardzo dobre urządzenie dla kolarzy
• możliwość wykonania ćwiczeń siły specjalnej przeplatanej jazdą na trenażerze lub cycloergometrze
• dostęp do basenu
• rower górski
• rower szosowy ( zimówkę ) jeśli mieszkamy w ciepłych stronach…… Polski
• narty biegowe ( śladowe )
• dostęp do sauny etc.
Każde dodatkowe urządzenie jest ok ale np.: jazda na snowboardzie to nie to samo co dwie „godzinki” solidnego treningu na nartach biegowych.
Czy do dużo czy mało? w zasadzie jest to zestaw dość duży ale nikt nigdy nie mówił, że kolarstwo to tani sport. Natomiast jedno jest pewne. Sama jazda na rowerze a w przerwach….. na rowerze nie podnosi poziomu sportowego.
Trochę zdjęć z dzisiejszej narciarskiej niedzieli.
( sporo znajomych)
http://foto.onet.pl/o1gcj,04yy0cgsc0wg,ppch9,u.html#ppch9
i ja z nartami na nogach
Przygotowuję się do kolejnej pętli:)© lemuriza1972
Wśród innych biegaczy-kolarzy:)© lemuriza1972
- Czas 02:30
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 grudnia 2010
Narciochy:) ( 3)
tak mówi Mirek:)" to co jedziemy na narciochy w grochy?"
Dzień upłynał pod znakiem sportów zimowych i przygotowań przedświątecznych.
Narty, apotem oglądanie Kowalczyk i Małysza ( były emocje).
Potem ubieranie choinki i inne domowe dekoracje, a na koniec zakupy świąteczne....:(
Tak zastanawiałam się wracając obładowana jak wielbłąd, jak to jest, ze mogę 6 , 5 h jechać na maratonie, a wobec robienia zakupów jestem... kompletnie bezradna..
Nie lubię i tyle.
No chyba, że jakies sportowe rzeczy są do kupienia, albo książki i płyty. Cała reszta - to mordęga.
A na koniec niespodzianka... wracam do domu, a pod moim blokiem jakaś afera..
Chyba pękła rura, nie ma wody:(.
Narty.... Jest lepiej:) , dzisiaj tylko dwie wywrotki.
Z tymże miałam wrażenie, ze dzisiaj jakbym mniej siły miała.
Zrobiłam w ciagu godziny i kilku minut , 6 km. Niby niewiele, ale mnie naprawdę jeszcze jest dość ciezko. Nie ma techniki, wiec podbiegi kosztują sporo sił.
No jest niezły trening siłowo-wytrzymałościowy.
Było sporo osób, w tym większośc kolarzy.
Dalej mam ogromne problemy na zjeździe, na zakręcie ( na normalnych zjazdach radzę sobie już dobrze).
Ale jest postęp, dzisiaj wreszcie opanowałam hamowanie pługiem, wiec jak wypadałam z toru, to nie przewracałam się.
Naprawdę mocno mnie fascynuję to, ze uczę się czegos nowego.
Biegnę, człapię i powtarzam sobie: cierpliwość i pokora, trening, praca, cierpliwośc i pokora...trening..
nadejdzie taki dzien, ze pokonam ten zakręt:)
Dzień upłynał pod znakiem sportów zimowych i przygotowań przedświątecznych.
Narty, apotem oglądanie Kowalczyk i Małysza ( były emocje).
Potem ubieranie choinki i inne domowe dekoracje, a na koniec zakupy świąteczne....:(
Tak zastanawiałam się wracając obładowana jak wielbłąd, jak to jest, ze mogę 6 , 5 h jechać na maratonie, a wobec robienia zakupów jestem... kompletnie bezradna..
Nie lubię i tyle.
No chyba, że jakies sportowe rzeczy są do kupienia, albo książki i płyty. Cała reszta - to mordęga.
A na koniec niespodzianka... wracam do domu, a pod moim blokiem jakaś afera..
Chyba pękła rura, nie ma wody:(.
Narty.... Jest lepiej:) , dzisiaj tylko dwie wywrotki.
Z tymże miałam wrażenie, ze dzisiaj jakbym mniej siły miała.
Zrobiłam w ciagu godziny i kilku minut , 6 km. Niby niewiele, ale mnie naprawdę jeszcze jest dość ciezko. Nie ma techniki, wiec podbiegi kosztują sporo sił.
No jest niezły trening siłowo-wytrzymałościowy.
Było sporo osób, w tym większośc kolarzy.
Dalej mam ogromne problemy na zjeździe, na zakręcie ( na normalnych zjazdach radzę sobie już dobrze).
Ale jest postęp, dzisiaj wreszcie opanowałam hamowanie pługiem, wiec jak wypadałam z toru, to nie przewracałam się.
Naprawdę mocno mnie fascynuję to, ze uczę się czegos nowego.
Biegnę, człapię i powtarzam sobie: cierpliwość i pokora, trening, praca, cierpliwośc i pokora...trening..
nadejdzie taki dzien, ze pokonam ten zakręt:)
moja choinka kolorowa....© lemuriza1972
tarnowski śnieg:)© lemuriza1972
Narciochy w Tarnowie© lemuriza1972
kuchnia bożonardzeniowa:)© lemuriza1972
- Czas 01:15
- Aktywność Jazda na rowerze