Środa, 22 grudnia 2010
Night running - narty (5)
Narty po raz 5. Zupełnie niespodziewanie, bo nie miałam nawet nadziei, ze Mirek będzie jechał jeszcze w tym tygodniu, a poza tym temperatura na plusie.
Ale Mirek powiedział, ze jak będziemy jechać wieczorem powinno być już ok.
Zresztą zbocze na Marcince , na którym usytuowana jest trasa, jest w takim miejscu, ze śnieg leży tam bardzo długo.
Kiedy zajechaliśmy , z trasy schodził jeden z doświadczonych tarnowskich kolarzy i oczywiście zarazem narciarski biegacz. Powiedział, że tory bardzo zmrożone i że narta idzie, i trzeba uważać na zjazdach…
No .. miał rację.
Wyjątkowo ciężko mi się jeździło na tych zmrożonych , płytkich torach.
Dodatkowa trudność – brak dziennego światła, chociaż czołówka ośc dobrze oświetla tor, no ale jednak to nie to samo co dzienne światło.
Miałam całą trasę dla siebie. Mirek biegał łyżwą.
Niestety…. Zaliczyłam taką ilość wywrotek , jaka się mi chyba jeszcze nie przytrafiła.
No ale rzeczywiście te sliskie tory okazały się mało bezpieczne, często z nich wypadałam ( płytkie). Miałam jednak poczucie, ze śliskośc torów śliskością, ale coś robię źle…
I nagle na ostatnim kółku – bingo…
No tak .. zapomniałam, ze jak narta ucieka, zamiast się „głupio” ratować przed upadkiem, wystarczy podnieśc noge do góry i szybko nartę „włozyć” na własciwe miejsce.
Przecież w niedzielę tak super mi to już wychodziło.
No ale dzisiaj było slisko jak na lodowisku.
Zakręt na zjeździe był nie do pokonania. Tylko na pierwszym kółku udało mi się jakoś w niego wejść. Kolejne to były niekontrolowany zjazd w głęboki snieg ( i mocno w doł po zboczu), albo wywrotki. Ale próbowałam za każdym razem.
Wydzwoniłam też dość ostro w kolano… hm… to moja pierwsza rana nartowa.
Nie sądziłam, ze w zimie też będę mieć poobijane kolana.
Zrobiłam 7 kółek czyli jakieś 8 km 400 m.
Jest jeden wielki pozytyw.
Damian dziękuję Ci za ten film. Nie miałam jeszcze czasu obejrzeć go w całości, ale obejrzałam najważniejsza partie i dzisiaj próbowałam naśladować Justynę.
„Jechało” się dużo szybciej, co nie znaczy , ze łatwiej.
I nawet Mirek powiedział, ze jak mnie obserwował to zauwazył, ze już nie człapię a próbuję się slizgać.
Czyli jest wyraźny postęp.
Próbowałam też wykonać ćwiczenie , które pokazywała Justyna czyli biegać bez kijków.
No… jest to wyższa szkoła jazdy.
Próbowałam tylko na płaskim i było.. dość cięzko, ale jakos dało rade. Będę sobie tak ćwiczyć.
Fajnie było…
Powiedziałam Mirkowi, że się duzo przewracałam, ale Mirek stwierdził, ze śnieg jest naprawdę bardzo zmrożony, i ze on też się przewracał , no i jak zwykle stwierdził : jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz.
Powiedziałam, ze przewróciłam się chyba z 8 razy, a Mirek na to: no.. to oznacza, ze się wiele nauczyłaś. I tym optymistycznym akcentem konczę relację z dzisiejszego biegania.
Ale Mirek powiedział, ze jak będziemy jechać wieczorem powinno być już ok.
Zresztą zbocze na Marcince , na którym usytuowana jest trasa, jest w takim miejscu, ze śnieg leży tam bardzo długo.
Kiedy zajechaliśmy , z trasy schodził jeden z doświadczonych tarnowskich kolarzy i oczywiście zarazem narciarski biegacz. Powiedział, że tory bardzo zmrożone i że narta idzie, i trzeba uważać na zjazdach…
No .. miał rację.
Wyjątkowo ciężko mi się jeździło na tych zmrożonych , płytkich torach.
Dodatkowa trudność – brak dziennego światła, chociaż czołówka ośc dobrze oświetla tor, no ale jednak to nie to samo co dzienne światło.
Miałam całą trasę dla siebie. Mirek biegał łyżwą.
Niestety…. Zaliczyłam taką ilość wywrotek , jaka się mi chyba jeszcze nie przytrafiła.
No ale rzeczywiście te sliskie tory okazały się mało bezpieczne, często z nich wypadałam ( płytkie). Miałam jednak poczucie, ze śliskośc torów śliskością, ale coś robię źle…
I nagle na ostatnim kółku – bingo…
No tak .. zapomniałam, ze jak narta ucieka, zamiast się „głupio” ratować przed upadkiem, wystarczy podnieśc noge do góry i szybko nartę „włozyć” na własciwe miejsce.
Przecież w niedzielę tak super mi to już wychodziło.
No ale dzisiaj było slisko jak na lodowisku.
Zakręt na zjeździe był nie do pokonania. Tylko na pierwszym kółku udało mi się jakoś w niego wejść. Kolejne to były niekontrolowany zjazd w głęboki snieg ( i mocno w doł po zboczu), albo wywrotki. Ale próbowałam za każdym razem.
Wydzwoniłam też dość ostro w kolano… hm… to moja pierwsza rana nartowa.
Nie sądziłam, ze w zimie też będę mieć poobijane kolana.
Zrobiłam 7 kółek czyli jakieś 8 km 400 m.
Jest jeden wielki pozytyw.
Damian dziękuję Ci za ten film. Nie miałam jeszcze czasu obejrzeć go w całości, ale obejrzałam najważniejsza partie i dzisiaj próbowałam naśladować Justynę.
„Jechało” się dużo szybciej, co nie znaczy , ze łatwiej.
I nawet Mirek powiedział, ze jak mnie obserwował to zauwazył, ze już nie człapię a próbuję się slizgać.
Czyli jest wyraźny postęp.
Próbowałam też wykonać ćwiczenie , które pokazywała Justyna czyli biegać bez kijków.
No… jest to wyższa szkoła jazdy.
Próbowałam tylko na płaskim i było.. dość cięzko, ale jakos dało rade. Będę sobie tak ćwiczyć.
Fajnie było…
Powiedziałam Mirkowi, że się duzo przewracałam, ale Mirek stwierdził, ze śnieg jest naprawdę bardzo zmrożony, i ze on też się przewracał , no i jak zwykle stwierdził : jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz.
Powiedziałam, ze przewróciłam się chyba z 8 razy, a Mirek na to: no.. to oznacza, ze się wiele nauczyłaś. I tym optymistycznym akcentem konczę relację z dzisiejszego biegania.
- Czas 01:20
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!