Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 413.00 km (w terenie 115.00 km; 27.85%) |
Czas w ruchu: | 20:02 |
Średnia prędkość: | 20.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 37.55 km i 1h 49m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 13 marca 2014
" Bo lubię"
"Jestem tego pewny ,
w głębi duszy o tym wiem ,
że gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się.
Mimo świata który (który) kocha i rani nas dzień w dzień,
gdzieś na szczycie góry (szczycie góry) wszyscy razem spotkamy się.
Się porobiło czeka to też nas,
Ziemia coraz więcej pragnie ciała ludzkich mas,
nikt nam nie powiedział, jak długo będziemy żyć
, do jakich rozmiarów ciągnęła się będzie życia nić .
Nikt nam nie powiedział, kiedy mamy się pożegnać,
i ile mamy czekać aby znowu się pojednać,
ramię w ramię nawzajem siebie wspierać, rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać.
Aniele śmierci prosze powiedz mi, czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary, nigdy nic Ci nie zrobiły a traktujesz je jak psy.
Zobacz ! Ile miłości w każdym człowieku, nie jeden by chciał przeżyć choć pół wieku,
i nie jednemu od wielu lat najbliższych ziomów brak,
ciężko pogodzić się z tym, ale mimo tego ja i tak:
Jestem tego pewny …"
Dzisiaj jazda „towarzyska” z Mirkiem. Towarzyska, no bo bardziej rozmawialiśmy , przy okazji niejako jadąc. Tak więc powoli bez pośpiechu. No i płasko, czyli po Lesie Radłowskim Niestety w weekend ma nadejść podobno jakaś nie do końca fajna pogoda, tak więc z planów pojeżdżenia dłuższego nic nie wyjdzie. Szkoda, no ale jeszcze mam nikłą nadzieję, że może te prognozy się nie sprawdzą. A jeśli się sprawdzą to pewnie będzie nadrabianie czytelniczych zaległości, domowych zaległości , no i może jakieś bieganie. Zobaczymy. A Mirek przywdział dzisiaj na siebie takie o to gustowne nakrycie głowy.
Żeby nie było żadnych wątpliwości:) © lemuriza1972
I jeszcze piosenka. Refleksyjna mocno.
Czytałam dzisiaj wywiad z Magdaleną Tulli ( pisarka). Na pytanie „ dlaczego pani pisze?”, odpowiedziała: „Żeby się porozumieć z innymi ludźmi w ważnych dla mnie sprawach i żeby poczuć, że jesteśmy trochę razem”.
Magdaleną Tulli nie jestem, ale chyba piszę z tych samych powodów. I jeszcze dodałabym jedno: „Bo lubię”. :)
że gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się.
Mimo świata który (który) kocha i rani nas dzień w dzień,
gdzieś na szczycie góry (szczycie góry) wszyscy razem spotkamy się.
Się porobiło czeka to też nas,
Ziemia coraz więcej pragnie ciała ludzkich mas,
nikt nam nie powiedział, jak długo będziemy żyć
, do jakich rozmiarów ciągnęła się będzie życia nić .
Nikt nam nie powiedział, kiedy mamy się pożegnać,
i ile mamy czekać aby znowu się pojednać,
ramię w ramię nawzajem siebie wspierać, rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać.
Aniele śmierci prosze powiedz mi, czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary, nigdy nic Ci nie zrobiły a traktujesz je jak psy.
Zobacz ! Ile miłości w każdym człowieku, nie jeden by chciał przeżyć choć pół wieku,
i nie jednemu od wielu lat najbliższych ziomów brak,
ciężko pogodzić się z tym, ale mimo tego ja i tak:
Jestem tego pewny …"
Dzisiaj jazda „towarzyska” z Mirkiem. Towarzyska, no bo bardziej rozmawialiśmy , przy okazji niejako jadąc. Tak więc powoli bez pośpiechu. No i płasko, czyli po Lesie Radłowskim Niestety w weekend ma nadejść podobno jakaś nie do końca fajna pogoda, tak więc z planów pojeżdżenia dłuższego nic nie wyjdzie. Szkoda, no ale jeszcze mam nikłą nadzieję, że może te prognozy się nie sprawdzą. A jeśli się sprawdzą to pewnie będzie nadrabianie czytelniczych zaległości, domowych zaległości , no i może jakieś bieganie. Zobaczymy. A Mirek przywdział dzisiaj na siebie takie o to gustowne nakrycie głowy.
Żeby nie było żadnych wątpliwości:) © lemuriza1972
I jeszcze piosenka. Refleksyjna mocno.
Czytałam dzisiaj wywiad z Magdaleną Tulli ( pisarka). Na pytanie „ dlaczego pani pisze?”, odpowiedziała: „Żeby się porozumieć z innymi ludźmi w ważnych dla mnie sprawach i żeby poczuć, że jesteśmy trochę razem”.
Magdaleną Tulli nie jestem, ale chyba piszę z tych samych powodów. I jeszcze dodałabym jedno: „Bo lubię”. :)
- DST 32.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:26
- VAVG 22.33km/h
- VMAX 35.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 marca 2014
Lubinka
Dzisiaj będzie taka piosenka, która jest odpowiedzią na wiersz, który Ktoś tutaj mi „podarował” pod wpisem POŻEGNANIE.
Słuchałam dzisiaj płyty Grzegorza Tomczaka „ Miłość to za mało” i tak mi się bardzo skojarzyła ta piosenka z tym wierszem właśnie.
Płyta ( pisałam tutaj kiedyś o niej) jest piękna, chociaż to smutne piosenki. Ale ja lubię smutne piosenki. Takie moje dziwactwo.
Dalszy ciąg pięknej pogody, więc trzeba ją było wykorzystać. Jako, że obiad ugotowany wczoraj, to szybko po pracy jedzenie i już o 16.30 w drogę.
Kierunek: Lubinka. Po drodze kilka mniejszych podjazdów. Wielkiego „ bólu” nie ma, ale nie jest to też podjeżdżanie bezproblemowe. Sama Lubinka sprawiła jednak boleści natury mentalnej, ponieważ jeśli kiedyś wjeżdżało się ją z blatu nie schodząc poniżej 15 k/h, a końcówka tak do 18 km/h, to teraz jazda 12 km/h ze średniej z jednym „zejściem” do nawet 9 km/h.. no to jest to mentalnie nieco wyniszczające:). No, ale cóż wymagać po drugim wyjeździe w górki. Dojechałam do szczytu, jeszcze sobie skręciłam w prawo dojechałam do granicy lasu, popatrzyłam chwilę na piękne górskie widoki z Przehybą na czele ( Tatr niestety widać nie było).
Potem zawróciłam i zjechałam szutrem w lesie. Fox płynie lekko i bezboleśnie. To mnie cieszy. Wyjeżdżając z lasu, ujrzałam kogoś na rowerze. Z daleka ciężko było rozpoznać, kiedy dojechałam, okazało się, że to koleżanka z CZarnovii czyli Joanna D. Nie spodziewałam się w tamtym miejscu, o tej porze spotkać kogokolwiek, a już na pewno nie kogoś trenującego. No bo w sumie nigdy tam żadnego „kolarza” nie spotkałam. Chwilę porozmawiałyśmy i razem zjechałyśmy do Szczepanowic, po czym Asia wróciła podjeżdżać raz jeszcze. Mnie było już zimno i pojechałam ku domowi.
Wróciłam do czytania, po tygodniu prawie czytelniczego niebytu. Czytam „ Spiski. Przygody Tatrzańskie” Wojciecha Kuczoka. Zabawna jest to lektura, mniej o górach, a bardziej o góralach. Takie zdanie tam znalazłam: „ W góry, byle dalej”. No właśnie.. mam wielką ochotę iść sobie w góry , byle dalej. Najchętniej samotnie. Taka potrzeba. No, ale na razie chyba trzeba się skupić na jeżdżeniu.. w górę, byle wyżej. Ale nie byle jak:).
A w powietrzu tak bardzo czuć wiosnę. Jest w tym „czuciu” coś fascynującego, ale i niepokojącego. Może chodzi o to, że kolejna wiosna oznacza kolejny miniony rok naszego życia?
Wiosna idzie sobie wielkimi krokami, bo wiosna ma to do siebie, że przychodzi zawsze , niezależenie od okoliczności. No i dobrze, że tak jest.
Las na Lubince © lemuriza1972
Kierunek: Lubinka. Po drodze kilka mniejszych podjazdów. Wielkiego „ bólu” nie ma, ale nie jest to też podjeżdżanie bezproblemowe. Sama Lubinka sprawiła jednak boleści natury mentalnej, ponieważ jeśli kiedyś wjeżdżało się ją z blatu nie schodząc poniżej 15 k/h, a końcówka tak do 18 km/h, to teraz jazda 12 km/h ze średniej z jednym „zejściem” do nawet 9 km/h.. no to jest to mentalnie nieco wyniszczające:). No, ale cóż wymagać po drugim wyjeździe w górki. Dojechałam do szczytu, jeszcze sobie skręciłam w prawo dojechałam do granicy lasu, popatrzyłam chwilę na piękne górskie widoki z Przehybą na czele ( Tatr niestety widać nie było).
Potem zawróciłam i zjechałam szutrem w lesie. Fox płynie lekko i bezboleśnie. To mnie cieszy. Wyjeżdżając z lasu, ujrzałam kogoś na rowerze. Z daleka ciężko było rozpoznać, kiedy dojechałam, okazało się, że to koleżanka z CZarnovii czyli Joanna D. Nie spodziewałam się w tamtym miejscu, o tej porze spotkać kogokolwiek, a już na pewno nie kogoś trenującego. No bo w sumie nigdy tam żadnego „kolarza” nie spotkałam. Chwilę porozmawiałyśmy i razem zjechałyśmy do Szczepanowic, po czym Asia wróciła podjeżdżać raz jeszcze. Mnie było już zimno i pojechałam ku domowi.
Wróciłam do czytania, po tygodniu prawie czytelniczego niebytu. Czytam „ Spiski. Przygody Tatrzańskie” Wojciecha Kuczoka. Zabawna jest to lektura, mniej o górach, a bardziej o góralach. Takie zdanie tam znalazłam: „ W góry, byle dalej”. No właśnie.. mam wielką ochotę iść sobie w góry , byle dalej. Najchętniej samotnie. Taka potrzeba. No, ale na razie chyba trzeba się skupić na jeżdżeniu.. w górę, byle wyżej. Ale nie byle jak:).
A w powietrzu tak bardzo czuć wiosnę. Jest w tym „czuciu” coś fascynującego, ale i niepokojącego. Może chodzi o to, że kolejna wiosna oznacza kolejny miniony rok naszego życia?
Wiosna idzie sobie wielkimi krokami, bo wiosna ma to do siebie, że przychodzi zawsze , niezależenie od okoliczności. No i dobrze, że tak jest.
Górki © lemuriza1972
- DST 32.00km
- Teren 3.00km
- Czas 01:32
- VAVG 20.87km/h
- VMAX 54.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 marca 2014
Płasko
Dzisiaj będzie Kaśka, „której” jeszcze nie było.
No Kaśka wiadomo mocno depresyjna, melancholijna jest i na pewno nie jest to taka dawka optymizmu, jak u IB.
Ale i tak ją kocham za umiejętność nazywania emocji i opisywania zdarzeń, słowami które nigdy nie przyszłyby mi do głowy.
Ta piosenka zawsze budziła we mnie sprzeczne uczucia.. zachwyt nad umiejętnością nazywania rzeczy po imieniu, i niepokój…
Ale warto posłuchać.
Kaśka z płyty pt Osiem
Wróciłam z pracy , zjadłam i zastanawiałam się co dalej? Położyć się i zasnąć, odpocząć po prostu, a potem zabrać się za gotowanie obiadu na jutro? A może pobiegać? A może rower?
Piękne słońce przekonało mnie do roweru, obiad na jutro został ugotowany po rowerze. Trasa płaska, więc nie budząca emocji takich jak wczoraj. Wiadomo bez górek, Dunajca, to nie to samo.
Dwudniaki © lemuriza1972
A wczoraj Gomolątko wraz z tarnowsko- śląską ekipą zwiedziło.. Kozi Wierch
Pani Krystyna i Pan Darek:)
Gomolątko na Kozim Wierchu © lemuriza1972
Tarnowsko- śląska ekipa © lemuriza1972
- DST 33.00km
- Teren 8.00km
- Czas 01:28
- VAVG 22.50km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 marca 2014
Górki
I wstał nowy dzień. Słońce bezczelnie zaświeciło , jak gdyby nigdy nic. Tak to już jest.
Po długim rozstaniu z rowerem, wyruszyłam dzisiaj znowu, bo żal byłoby nie wykorzystać takiej pogody. Nadszedł czas żeby popróbować się z górkami. Założyłam sobie, że będzie spokojnie, bo tydzień bez treningów zrobił swoje. No, a poza tym pierwszy to mój pobyt w górkach, po zimowej przerwie. Z pewnego, ważnego dla mnie powodu postanowiłam sobie wjazd w okolice Lubinki szutrowym podjazdem. No nie jest to najłtwiejszy podjazd jak na pierwszy raz, ale jakoś się wczołgałam. Myśli nie były zbyt dobre.. ( takie tam... że nie dam rady itd) nawet pisać o nich nie będę, ale z każdym kolejnym podjazdem rozjaśniało się i potem to już nawet chciałam tych podjazdów więcej i więcej. Dunajec i górki – to robi swoje. Zbierałam sobie więc dzisiaj te „drobinki” szczęścia. Popatrzyłam na Przehybę z oddali, dobrze , że ją widać. No i tak się pokręciłam. Na Lubince wjechałam w las. Jest w miarę sucho, spokojnie już można trenować w terenie. Tak więc wymyśliłam, że z Lubinki zjadę zjazdem terenowym, którym nie jechałam jeszcze, ale miałam nadzieję, że nic nie pokręcę i wyjadę tam gdzie chcę. Tak też było. Zjazd super, długi, dość wymagający, bo dużo kolein, trochę błota, dużo liści i patyków. Ale dość dobrze się zjeżdżało. Zaprzyjaźniamy się z Foxem. Fajnie wybiera. Będzie dobrze. Tak czuję. Dystans niezbyt długi, ale jak na pierwszy raz w górkach, myślę, ze wystarczy.
A Mirek szaleniec poszedł sobie dzisiaj na Rysy, samotnie i przeszedł trasę w 6 godzin i 35 min. Kto wie co to Rysy zimą, to zapewne doceni ten wyczyn.
Przeczytałam dzisiaj na Onecie fragment wywiadu z Małgorzatą Tusk. Książki nie czytałam i nie zamierzam, nie jestem fanką tego typu pozycji. Ale jedno zdanie utkwiło mi w pamięci:
„Prawdziwy przyjaciel jest czasami największym szczęściem. To kwestia przypadku, czy na niego trafimy, czy nie. Spotkania z osobami, które się zna i które są dla nas niemal jak rodzina, mają w sobie coś z terapii. Jesteśmy wolni w tym, co mówimy. Mamy do tych osób zaufanie”.
Codziennie dziękuję Losowi za Przyjaciół, których mam i na których naprawdę mogę liczyć. To jest bezcenne.
.
Jak zwykle pięknie błękitny Dunajec © lemuriza1972
Po długim rozstaniu z rowerem, wyruszyłam dzisiaj znowu, bo żal byłoby nie wykorzystać takiej pogody. Nadszedł czas żeby popróbować się z górkami. Założyłam sobie, że będzie spokojnie, bo tydzień bez treningów zrobił swoje. No, a poza tym pierwszy to mój pobyt w górkach, po zimowej przerwie. Z pewnego, ważnego dla mnie powodu postanowiłam sobie wjazd w okolice Lubinki szutrowym podjazdem. No nie jest to najłtwiejszy podjazd jak na pierwszy raz, ale jakoś się wczołgałam. Myśli nie były zbyt dobre.. ( takie tam... że nie dam rady itd) nawet pisać o nich nie będę, ale z każdym kolejnym podjazdem rozjaśniało się i potem to już nawet chciałam tych podjazdów więcej i więcej. Dunajec i górki – to robi swoje. Zbierałam sobie więc dzisiaj te „drobinki” szczęścia. Popatrzyłam na Przehybę z oddali, dobrze , że ją widać. No i tak się pokręciłam. Na Lubince wjechałam w las. Jest w miarę sucho, spokojnie już można trenować w terenie. Tak więc wymyśliłam, że z Lubinki zjadę zjazdem terenowym, którym nie jechałam jeszcze, ale miałam nadzieję, że nic nie pokręcę i wyjadę tam gdzie chcę. Tak też było. Zjazd super, długi, dość wymagający, bo dużo kolein, trochę błota, dużo liści i patyków. Ale dość dobrze się zjeżdżało. Zaprzyjaźniamy się z Foxem. Fajnie wybiera. Będzie dobrze. Tak czuję. Dystans niezbyt długi, ale jak na pierwszy raz w górkach, myślę, ze wystarczy.
A Mirek szaleniec poszedł sobie dzisiaj na Rysy, samotnie i przeszedł trasę w 6 godzin i 35 min. Kto wie co to Rysy zimą, to zapewne doceni ten wyczyn.
Przeczytałam dzisiaj na Onecie fragment wywiadu z Małgorzatą Tusk. Książki nie czytałam i nie zamierzam, nie jestem fanką tego typu pozycji. Ale jedno zdanie utkwiło mi w pamięci:
„Prawdziwy przyjaciel jest czasami największym szczęściem. To kwestia przypadku, czy na niego trafimy, czy nie. Spotkania z osobami, które się zna i które są dla nas niemal jak rodzina, mają w sobie coś z terapii. Jesteśmy wolni w tym, co mówimy. Mamy do tych osób zaufanie”.
Codziennie dziękuję Losowi za Przyjaciół, których mam i na których naprawdę mogę liczyć. To jest bezcenne.
.
Wiosna:) © lemuriza1972
W lesie © lemuriza1972
Wiosna 2 © lemuriza1972
Dunajec i górki © lemuriza1972
- DST 41.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:18
- VAVG 17.83km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 marca 2014
POŻEGNANIE
„…kto ciszę słyszał aż do dna,
Temu i trumna bywa wygodna;
Ale jest nocna cisza i dzienna,
Jest dno mająca i jest bezdenna
- A o tej drugiej rzecz zbyt zawiła;
Co nie dopowiem, powie mogiła…”
„ Jeśli go nie znałeś, to nie żałuj, nie, bo przyjaciela straciłbyś”
Lubił Dżem, ale skazany był nie na bluesa, ale na GÓRY. To one były wielką miłością. Dawały siłę, radość, szczęście, poczucie spełnienia. Pięknie o nich opowiadał. W tych górach niósł innym pomoc, bo na tym polega przecież misja GOPR-u. Uwielbiałam słuchać o tych goprowskich akcjach. Tym bardziej, że miał dar opowiadania.
Tak go zapamiętam…
Krzysiek na szlaku:) © lemuriza1972
Szczęśliwego i uśmiechniętego, kiedy razem przemierzaliśmy szlaki na Przehybie.
Żegnaj.
Temu i trumna bywa wygodna;
Ale jest nocna cisza i dzienna,
Jest dno mająca i jest bezdenna
- A o tej drugiej rzecz zbyt zawiła;
Co nie dopowiem, powie mogiła…”
Ten fragment z Norwida towarzyszy mi zawsze kiedy przyjdzie się z kimś pożegnać na zawsze. Wtedy mam go w swoich myślach.
Ten fragment moja Mama wybrała dla swojego tragicznie zmarłego w bardzo młodym wieku brata i widnieje na jego grobie.
Nie musiałabym tego robić. Może ktoś nawet uzna, że to za wielkie wywnętrzanie się, jeśli chodzi o bloga, sportowego bloga. Ale mało mnie to obchodzi. Tak czuję i tak chcę. Chcę go tak pożegnać, oprócz tego pożegnania , które odbyło się dzisiaj w Nowym Sączu.
Bo był jednym z nas. Miał konto na Bikestats. Konto aktywne przez jakiś czas . Pisał o swojej rowerowej pasji i misji w GOPR. Od stycznia 2012r. konto było zamknięte. Kochał góry i kochał jazdę na rowerze.
Zdążyłam raz jeden pojechać razem z nim. Pokazać mu moje ulubione miejsca w okolicach Tarnowa. Trochę się śmiał, bo cóż dla niego takie pagórki, skoro on miał o rzut beretem swoje jak o nich mówił „kapuściane” góry, czyli Beskid Sądecki. Nasze drogi zeszły się dzięki Bikestats. Nawet myślałam… że jeśli będzie szczęśliwy finał tego naszego " zejścia się", to Wam kiedyś o tym opowiem. O tym jak szczęśliwie połączyła nas wspólna pasja i to miejsce. Nie było szczęśliwego finału. Nasze drogi się rozeszły.
Ten fragment moja Mama wybrała dla swojego tragicznie zmarłego w bardzo młodym wieku brata i widnieje na jego grobie.
Nie musiałabym tego robić. Może ktoś nawet uzna, że to za wielkie wywnętrzanie się, jeśli chodzi o bloga, sportowego bloga. Ale mało mnie to obchodzi. Tak czuję i tak chcę. Chcę go tak pożegnać, oprócz tego pożegnania , które odbyło się dzisiaj w Nowym Sączu.
Bo był jednym z nas. Miał konto na Bikestats. Konto aktywne przez jakiś czas . Pisał o swojej rowerowej pasji i misji w GOPR. Od stycznia 2012r. konto było zamknięte. Kochał góry i kochał jazdę na rowerze.
Zdążyłam raz jeden pojechać razem z nim. Pokazać mu moje ulubione miejsca w okolicach Tarnowa. Trochę się śmiał, bo cóż dla niego takie pagórki, skoro on miał o rzut beretem swoje jak o nich mówił „kapuściane” góry, czyli Beskid Sądecki. Nasze drogi zeszły się dzięki Bikestats. Nawet myślałam… że jeśli będzie szczęśliwy finał tego naszego " zejścia się", to Wam kiedyś o tym opowiem. O tym jak szczęśliwie połączyła nas wspólna pasja i to miejsce. Nie było szczęśliwego finału. Nasze drogi się rozeszły.
„ Jeśli go nie znałeś, to nie żałuj, nie, bo przyjaciela straciłbyś”
Lubił Dżem, ale skazany był nie na bluesa, ale na GÓRY. To one były wielką miłością. Dawały siłę, radość, szczęście, poczucie spełnienia. Pięknie o nich opowiadał. W tych górach niósł innym pomoc, bo na tym polega przecież misja GOPR-u. Uwielbiałam słuchać o tych goprowskich akcjach. Tym bardziej, że miał dar opowiadania.
Tak go zapamiętam…
Krzysiek na szlaku:) © lemuriza1972
Szczęśliwego i uśmiechniętego, kiedy razem przemierzaliśmy szlaki na Przehybie.
Żegnaj.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 marca 2014
Sen o victorii
„ Życie wewnętrzne – jak życie mnicha czy pustelnika – ma swoje
przygody, ale ma też swoje nużące rozpaczliwe niże i depresje, jamy i wyrwy, i
ciemne pieczary bezczynności”
Anna Kamieńska, Notatnik 1965-1972
Po kilku dniach sportowego niebytu zmusiłam się ( i tym razem jest to słowo bardzo właściwe, bo to było autentyczne „zmuszenie się”) do wyjścia z domu i pobiegania. Padał deszcz, ale to nie miało znaczenia. Może i nawet lepiej…że padał.
Nie liczyłam kilometrów, ani czasu. To nie miało znaczenia.
Lubił słuchać Dżemu. Dlatego dzisiaj będzie „ Sen o Victorii”. Wiem, że marzył o swojej victorii, „wolności”, o wybaczeniu sobie samemu, ale i chciał by wybaczyli mu inni, marzył o spokoju, o ciszy w górach i chociaż często samotnie przemierzał górskie szlaki na nogach i na rowerze, na pewno nie chciał być sam. Wiem, że bardzo kochał najbliższe mu osoby.
Nie wiedziałam, czy w końcu ta „victoria” przyszła, miałam jednak nadzieję, że tak się stało, że w końcu sobie to „wywalczył”.
Niestety nie. Przynajmniej my tutaj, tak to widzimy, bo może dla niego to co nastąpiło jest właśnie jakimś rodzajem wolności, spokojem …
Nie wiem.
„ Jest jeden dzień, kiedy nagle życie przestaje smakować. Jak u Camusa. Żyć dalej – to grzech”
Anna Kamieńska, Notatnik 1965-1972
Jeśli pomimo niedogodności, problemów i różnych „jam, wyrw, ciemnych pieczar” życie nadal Wam smakuje, czytając to , doceńcie swój CZAS.
Anna Kamieńska, Notatnik 1965-1972
Po kilku dniach sportowego niebytu zmusiłam się ( i tym razem jest to słowo bardzo właściwe, bo to było autentyczne „zmuszenie się”) do wyjścia z domu i pobiegania. Padał deszcz, ale to nie miało znaczenia. Może i nawet lepiej…że padał.
Nie liczyłam kilometrów, ani czasu. To nie miało znaczenia.
Lubił słuchać Dżemu. Dlatego dzisiaj będzie „ Sen o Victorii”. Wiem, że marzył o swojej victorii, „wolności”, o wybaczeniu sobie samemu, ale i chciał by wybaczyli mu inni, marzył o spokoju, o ciszy w górach i chociaż często samotnie przemierzał górskie szlaki na nogach i na rowerze, na pewno nie chciał być sam. Wiem, że bardzo kochał najbliższe mu osoby.
Nie wiedziałam, czy w końcu ta „victoria” przyszła, miałam jednak nadzieję, że tak się stało, że w końcu sobie to „wywalczył”.
Niestety nie. Przynajmniej my tutaj, tak to widzimy, bo może dla niego to co nastąpiło jest właśnie jakimś rodzajem wolności, spokojem …
Nie wiem.
„ Jest jeden dzień, kiedy nagle życie przestaje smakować. Jak u Camusa. Żyć dalej – to grzech”
Anna Kamieńska, Notatnik 1965-1972
Jeśli pomimo niedogodności, problemów i różnych „jam, wyrw, ciemnych pieczar” życie nadal Wam smakuje, czytając to , doceńcie swój CZAS.
- Aktywność Bieganie