Niedziela, 23 października 2011
Babia Góra po raz drugi w tym roku
Byłam już na Babiej w tym roku ( styczeń), ale mam ogromny sentyment do tej góry,bo od niej zaczęła się moja przygoda zimowa z Górami.
Wtedy szłam niepewna.. czy dam radę, czy podołam, wczoraj szłam.. jak stary wyjadacz:)
No bo skoro się wchodzi zimą na Kozi, Giewont , Czerwone Wierchy, latem łazi po Orlej Perci, to Babia już jest tylko namiastką…:) zimowego chodzenia po górach. Zresztą Adam by powiedział, ze to nie góry:)
Ale była to bardzo miła namiastka, w sam raz na rozruch po przerwie w zimowym łażeniu.
Chociaż czy można to nazwać "zimowym łażeniem" skoro jeszcze jest jesień?
Wyjazd zorganizował Pan Boguś K. z Wyższej Szkoły Biznesu, pasjonat sportu i turystyki.
Miałam już przyjemność być z tą grupą na Andrzejkach na Brzance.
Zebrała się sporo bo prawie 40 osób, co jak się okazało potem stanowiło pewien problem podczas wędrówki.
Wyjazd do Zawoi o 6 rano w sobotę. No ale co tam.. skoro się jedzie w góry, to pobudka o 5 rano naprawdę nie stanowi wielkiego problemu.
W autobusie krzykliwie i wesoło co drazni mnie początkowo. Jestem bardzo niewyspana ( jakieś niecałe 3 godz snu) i liczyłam na to, że pospię w autobusie.
Nic z tego.
Marcin, który po raz pierwszy jedzie z tą grupą, nie ma żadnych problemów z asymilacją i nie daje nam odpocząć .. od siebie:)
Zaraz po przyjeździe do Zawoi ruszamy w trasę.
Jest rześko, ale jeszcze nie zimno.
Ruszamy z Andżeliką.
Góry nie są dla mnie teren rywalizacji i nie chodzę specjalnie szybko, ale lubię utrzymywać pewien stały rytm.
Początkowo idą z nami Marcin i Sylwek, ale odpadają w pewnym momencie.
Pojawia się śnieg. Sporo śniegu.
Do Schroniska docieramy w składzie Andżelika, ja i Mateusz ( nie wiem czy nie pomyliłam imienia) i długoooooooo czekamy na resztę.
Niestety planowana wędrówka Percią Akademicką nie dochodzi do skutku, pan Bogdan po kontakcie z GOPREM mówi nam , ze szlak jest oblodzony , a łancuchy poprzymarzały do skał.
Idziemy więc tradycyjnie:)
No nie jest specjalnie łatwo, bo bardzo slisko.
Marcin i Sylwek w jakichś „slickowych” butach mają ogromne problemy.
Totalnie bezmyślne zachowanie. Cud, ze im się nic nie stało.
Nie maja też czapek, rękawiczek, a ja wiem przecież, jak bardzo wieje na Babiej.
Grupa jest bardzo zróznicowana. Rózny poziom i dlatego tez o róznym czasie docieramy w różne punkty.
Mówię do Andżeliki: nie idźmy szybko, bo jak dojdziemy na szczyt będziemy musiało długo czekać na resztę.
Podobno idąc w górach trzeba dostosować tempo do najsłabszego. Pewnie tak, ale było nam ciężko.
nie szłysmy specjalnie szybko. Naprawdę. Co jakiś czas robiłysmy przystanki, ale i tak kiedy doszłysmy na szczyt, to czekałysmy na reszte grupy z pół godziny , jeśli nie dłużej.
Zmarzłysmy tam, pomimo tego, że nie wiało az tak bardzo.
Niestety chociaż przez dwa dni dopisywała nam piękna słoneczna pogoda, na szczycie chmury skutecznie przysłoniły Tatry.
Zejście chociaż technicznie nietrudne, to jednak wymagało maksymalnej koncentracji, bo było bardzo ślisko.
W drodze byliśmy ok. 4 i pół godziny, a więc niedługo.
A wieczorkiem była impreza, która zaczęła się już o 18 i skutkiem tego o 22 byłam już w łóżku.
Poprzednia nieprzespana noc dała znać o sobie i po prostu musiałam się wyspać.
Drugi dzień też piękny słoneczny, niestety zbyt mało czasu żeby iść gdzieś dalej na szlak.
I tak oto po krótkim spacerze wylądowalismy w przytulnej restauracji w Zawoi na kawie. I nie skonczyło się na kawie, bo była i szarlotka i herbata i piwo i zupa cebulowa.
Fajnie spędzony czas, z górami i w miłym towarzystwie.
Ośrodek , w którym spalismy też bardzo fajny i jedzonko dobre.
Perfect.
Ale czułam pomimo tego pewien .. deficyt.
W przyszły weekend będzie już pełnia szczęścia:)
Wtedy szłam niepewna.. czy dam radę, czy podołam, wczoraj szłam.. jak stary wyjadacz:)
No bo skoro się wchodzi zimą na Kozi, Giewont , Czerwone Wierchy, latem łazi po Orlej Perci, to Babia już jest tylko namiastką…:) zimowego chodzenia po górach. Zresztą Adam by powiedział, ze to nie góry:)
Ale była to bardzo miła namiastka, w sam raz na rozruch po przerwie w zimowym łażeniu.
Chociaż czy można to nazwać "zimowym łażeniem" skoro jeszcze jest jesień?
Wyjazd zorganizował Pan Boguś K. z Wyższej Szkoły Biznesu, pasjonat sportu i turystyki.
Miałam już przyjemność być z tą grupą na Andrzejkach na Brzance.
Zebrała się sporo bo prawie 40 osób, co jak się okazało potem stanowiło pewien problem podczas wędrówki.
Wyjazd do Zawoi o 6 rano w sobotę. No ale co tam.. skoro się jedzie w góry, to pobudka o 5 rano naprawdę nie stanowi wielkiego problemu.
W autobusie krzykliwie i wesoło co drazni mnie początkowo. Jestem bardzo niewyspana ( jakieś niecałe 3 godz snu) i liczyłam na to, że pospię w autobusie.
Nic z tego.
Marcin, który po raz pierwszy jedzie z tą grupą, nie ma żadnych problemów z asymilacją i nie daje nam odpocząć .. od siebie:)
Zaraz po przyjeździe do Zawoi ruszamy w trasę.
Jest rześko, ale jeszcze nie zimno.
Ruszamy z Andżeliką.
Góry nie są dla mnie teren rywalizacji i nie chodzę specjalnie szybko, ale lubię utrzymywać pewien stały rytm.
Początkowo idą z nami Marcin i Sylwek, ale odpadają w pewnym momencie.
Pojawia się śnieg. Sporo śniegu.
Do Schroniska docieramy w składzie Andżelika, ja i Mateusz ( nie wiem czy nie pomyliłam imienia) i długoooooooo czekamy na resztę.
Niestety planowana wędrówka Percią Akademicką nie dochodzi do skutku, pan Bogdan po kontakcie z GOPREM mówi nam , ze szlak jest oblodzony , a łancuchy poprzymarzały do skał.
Idziemy więc tradycyjnie:)
No nie jest specjalnie łatwo, bo bardzo slisko.
Marcin i Sylwek w jakichś „slickowych” butach mają ogromne problemy.
Totalnie bezmyślne zachowanie. Cud, ze im się nic nie stało.
Nie maja też czapek, rękawiczek, a ja wiem przecież, jak bardzo wieje na Babiej.
Grupa jest bardzo zróznicowana. Rózny poziom i dlatego tez o róznym czasie docieramy w różne punkty.
Mówię do Andżeliki: nie idźmy szybko, bo jak dojdziemy na szczyt będziemy musiało długo czekać na resztę.
Podobno idąc w górach trzeba dostosować tempo do najsłabszego. Pewnie tak, ale było nam ciężko.
nie szłysmy specjalnie szybko. Naprawdę. Co jakiś czas robiłysmy przystanki, ale i tak kiedy doszłysmy na szczyt, to czekałysmy na reszte grupy z pół godziny , jeśli nie dłużej.
Zmarzłysmy tam, pomimo tego, że nie wiało az tak bardzo.
Niestety chociaż przez dwa dni dopisywała nam piękna słoneczna pogoda, na szczycie chmury skutecznie przysłoniły Tatry.
Zejście chociaż technicznie nietrudne, to jednak wymagało maksymalnej koncentracji, bo było bardzo ślisko.
W drodze byliśmy ok. 4 i pół godziny, a więc niedługo.
A wieczorkiem była impreza, która zaczęła się już o 18 i skutkiem tego o 22 byłam już w łóżku.
Poprzednia nieprzespana noc dała znać o sobie i po prostu musiałam się wyspać.
Drugi dzień też piękny słoneczny, niestety zbyt mało czasu żeby iść gdzieś dalej na szlak.
I tak oto po krótkim spacerze wylądowalismy w przytulnej restauracji w Zawoi na kawie. I nie skonczyło się na kawie, bo była i szarlotka i herbata i piwo i zupa cebulowa.
Fajnie spędzony czas, z górami i w miłym towarzystwie.
Ośrodek , w którym spalismy też bardzo fajny i jedzonko dobre.
Perfect.
Ale czułam pomimo tego pewien .. deficyt.
W przyszły weekend będzie już pełnia szczęścia:)
Początek szlaku na Babią© lemuriza1972
Idziemy dalej:)© lemuriza1972
Widoczek ze szlaku© lemuriza1972
Dwie Andżeliki i jedna Iza:)© lemuriza1972
Prawie na szczycie:)© lemuriza1972
a na dole jesień...© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!