Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2010
Dystans całkowity: | 379.00 km (w terenie 131.00 km; 34.56%) |
Czas w ruchu: | 17:57 |
Średnia prędkość: | 22.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 34.45 km i 1h 29m |
Więcej statystyk |
Środa, 17 listopada 2010
o Asfalcie, ratownikach, psie, kocie, Camel Trophy i interesującym życiu:)
Taka sobie krótka , asfaltowa jazda.
Trasą, którą przemierzałam wiosną, kiedy w terenie było jeszcze b. mokro.
Czyli pod MPEC, ścieżką do Brukbetu, Klikowa, Biała, Bobrowniki, Biała, Mościce.
Jazda nocą i o tej porze roku, nie przynosi już takiej przyjemności niestety.
Nie ma zapachów, widoków, górek. To jest już jazda tylko i wyłącznie dla rozruszania zastanych kości i podreperowania psychiki.
Od tygodnia morduje się z pewnym problemem w pracy i bardzo ruch mi jest potrzebny. Żeby się po prostu odstresować.
Dzisiaj mój ulubiony serial czyli Ratownicy – Zakopane, Tatry, górale, dzielni faceci,wspinaczka, widoki i rężyser tarnowianin Marcin Wrona:). Lubię ten film.. bo góry, bo wspinaczka...:) Marzenia.
A na koniec fragment felietonu Leszka K. Talko, który dzisiaj przeczytałam w TS.
Tytuł : Marzenia.
„ – I widzisz- mówię. Tak kończą się wszystkie marzenia. Człowiek wymyśli sobie jakąś idyllę. Dom, psy, dzieci, koty. A tu popatrz, droga zamokła i nie mogłem dojechać, samochód się zakopał. Musiałem isć po sąsiada z traktorem. Kupiłem sobie wyciagarkę i sam się wyciągam, ale musi być jakieś drzewo w pobliżu. Zamiast retrievera widzisz co mam. Koty we trzy łapały jedną mysz. Mysz szła sobie przez pokój, a one piechotą rządkiem za nią. Litości! Czy przynajmniej łowne nie mogłyby być? W koncu wziałem garnek, złapałem mysz i wypuściłem za płot. A potem poszedłem zdejmować czwartego kota, bo siedział na drzewie i się darł, że zejsc nie potrafi. I tyle mam z tych marzeń.
Mój przyjaciel milczał chwilę.
- Wiesz co- powiedział – ty to masz szczęście. Opowiadałem w pracy twoje przygody z dojazdem i wszyscy faceci zazdrościli , ze musisz po drodze do domu taki Camel Trophy odstawiać. Oni też by chcieli, zony ich puszczają raz do roku i wtedy jeżdżą, ale co to jest. A ja mam rasowego psa, ale on po prostu je i śpi. Jak to pies. Ty to masz interesujące życie”.
No… rozejrzyjcie się wokół siebie. Może też macie szczęście i interesujące zycie?
Ba , ja jestem tego prawie pewna.
Trasą, którą przemierzałam wiosną, kiedy w terenie było jeszcze b. mokro.
Czyli pod MPEC, ścieżką do Brukbetu, Klikowa, Biała, Bobrowniki, Biała, Mościce.
Jazda nocą i o tej porze roku, nie przynosi już takiej przyjemności niestety.
Nie ma zapachów, widoków, górek. To jest już jazda tylko i wyłącznie dla rozruszania zastanych kości i podreperowania psychiki.
Od tygodnia morduje się z pewnym problemem w pracy i bardzo ruch mi jest potrzebny. Żeby się po prostu odstresować.
Dzisiaj mój ulubiony serial czyli Ratownicy – Zakopane, Tatry, górale, dzielni faceci,wspinaczka, widoki i rężyser tarnowianin Marcin Wrona:). Lubię ten film.. bo góry, bo wspinaczka...:) Marzenia.
A na koniec fragment felietonu Leszka K. Talko, który dzisiaj przeczytałam w TS.
Tytuł : Marzenia.
„ – I widzisz- mówię. Tak kończą się wszystkie marzenia. Człowiek wymyśli sobie jakąś idyllę. Dom, psy, dzieci, koty. A tu popatrz, droga zamokła i nie mogłem dojechać, samochód się zakopał. Musiałem isć po sąsiada z traktorem. Kupiłem sobie wyciagarkę i sam się wyciągam, ale musi być jakieś drzewo w pobliżu. Zamiast retrievera widzisz co mam. Koty we trzy łapały jedną mysz. Mysz szła sobie przez pokój, a one piechotą rządkiem za nią. Litości! Czy przynajmniej łowne nie mogłyby być? W koncu wziałem garnek, złapałem mysz i wypuściłem za płot. A potem poszedłem zdejmować czwartego kota, bo siedział na drzewie i się darł, że zejsc nie potrafi. I tyle mam z tych marzeń.
Mój przyjaciel milczał chwilę.
- Wiesz co- powiedział – ty to masz szczęście. Opowiadałem w pracy twoje przygody z dojazdem i wszyscy faceci zazdrościli , ze musisz po drodze do domu taki Camel Trophy odstawiać. Oni też by chcieli, zony ich puszczają raz do roku i wtedy jeżdżą, ale co to jest. A ja mam rasowego psa, ale on po prostu je i śpi. Jak to pies. Ty to masz interesujące życie”.
No… rozejrzyjcie się wokół siebie. Może też macie szczęście i interesujące zycie?
Ba , ja jestem tego prawie pewna.
- DST 25.00km
- Czas 01:10
- VAVG 21.43km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 listopada 2010
Do refleksji
Zrezygnowałam dzisiaj z roweru.. właściwie bez konkretnego powodu ( chociaż pewnym powodem bylo zimno, które poczułam idąc z pracy). Ale zimno da sie przeżyć, w koncu zdarza mi sie jeździć w zimie. Tak po prostu pomyslałam... ugotuję obiad spokojnie, poczytam , coś zrobię w domu, poćwiczę.
Poćwiczyłam trochę, ale bez szału.
Zaczęłam czytać książkę o Wandzie Rutkiewicz ( kolejną) "Karawana do marzeń". Niestety okazało się , ze I częśc tej książki to po prostu "Na jednej linie", a tę już czytałam. Trudno.
I znowu głowa pełna marzeń o górach.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wreszcie w przyszłym tygodniu pojdziemy na ściankę. Dzisiaj nawet trochę pochodziłam w moim butach do wspinaczki - moich najbrzydszych butach świata:), chociaż to pewnie nie najlepszy pomysł, no bo przecież jak to buty do wspinaczki, są ciut za małe.
Do refleksji:)
przeczytałam dzisiaj wywiad z Anną Dymną
" Trzeba się cieszyć każdą chwilą, bo to największy skarb. Niepełnosprawni przyjaciele pokazali mi, jak silny i piękny jest człowiek. Od kobiety przykutej do wózka, usłyszałam: " Wiesz , gdy ktoś na mnie patrzy, musi poczuć , że jest szczęśliwy. I ja po to własnie jestem".
Poćwiczyłam trochę, ale bez szału.
Zaczęłam czytać książkę o Wandzie Rutkiewicz ( kolejną) "Karawana do marzeń". Niestety okazało się , ze I częśc tej książki to po prostu "Na jednej linie", a tę już czytałam. Trudno.
I znowu głowa pełna marzeń o górach.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wreszcie w przyszłym tygodniu pojdziemy na ściankę. Dzisiaj nawet trochę pochodziłam w moim butach do wspinaczki - moich najbrzydszych butach świata:), chociaż to pewnie nie najlepszy pomysł, no bo przecież jak to buty do wspinaczki, są ciut za małe.
Do refleksji:)
przeczytałam dzisiaj wywiad z Anną Dymną
" Trzeba się cieszyć każdą chwilą, bo to największy skarb. Niepełnosprawni przyjaciele pokazali mi, jak silny i piękny jest człowiek. Od kobiety przykutej do wózka, usłyszałam: " Wiesz , gdy ktoś na mnie patrzy, musi poczuć , że jest szczęśliwy. I ja po to własnie jestem".
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 listopada 2010
Wiosna i ...
zimno...No tak. W dzien było cieplutko, ale wtedy to ja mordowałam się z pracowymi problemami. A wieczorem zrobiło się wilgotno i chłodno, tak że.. zmarzły mi stopy, no i to bardzo:(.
Poza tym jazda tradycyjna jesienna - trasa tradycyjna po lesie Radłowskim.
Niestety w okolicach budowy autostrady wjechałam w coś co niby wydaje sie być zwykłym wapnem, a jest czymś innym, żre i dusi... także po jeździe musiałam rower z tego czyścić. Mirek jako drogowiec wyjaśnił mi co to jest i jak się nazywa, ale zapomniałam.
jechało się dobrze, momentami szybko.
Pogadaliśmy trochę o górach i namówiłam Mirka żebysmy w Tatry gdzieś wiosną poszli i żeby może jego kolega-alpinista co ma schronisko w Sudetach poduczył nas wspinania się.
a na razie widoki Tatr z Tarnowa i okolic. Zdjęcia kolegów z forum rowerum ( mam nadzieję, ze sie nie obrażą, ale są tak piękne, ze chciałam je pokazać szerszemu gronu).
Zobaczymy co wyjdzie z tych planów.
Poza tym jazda tradycyjna jesienna - trasa tradycyjna po lesie Radłowskim.
Niestety w okolicach budowy autostrady wjechałam w coś co niby wydaje sie być zwykłym wapnem, a jest czymś innym, żre i dusi... także po jeździe musiałam rower z tego czyścić. Mirek jako drogowiec wyjaśnił mi co to jest i jak się nazywa, ale zapomniałam.
jechało się dobrze, momentami szybko.
Pogadaliśmy trochę o górach i namówiłam Mirka żebysmy w Tatry gdzieś wiosną poszli i żeby może jego kolega-alpinista co ma schronisko w Sudetach poduczył nas wspinania się.
a na razie widoki Tatr z Tarnowa i okolic. Zdjęcia kolegów z forum rowerum ( mam nadzieję, ze sie nie obrażą, ale są tak piękne, ze chciałam je pokazać szerszemu gronu).
Widok na Tatry z okolic Tarnowa© lemuriza1972
Wierzchołki Tatr widoczne z tarnowskiego osiedla© lemuriza1972
Zobaczymy co wyjdzie z tych planów.
- DST 30.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:20
- VAVG 22.50km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 listopada 2010
Wiosna:)))
tak jakby... ptaszki śpiewają, na trawniku na osiedlu stokrotki, ja na rowerze w ciuchach ani nie jesiennych, ani nie zimowych, a wiosennych.. tak jakby:)
Bardzo, bardzo ciepło.
Miałam ochotę dzisiaj na górki, ale zwyciężył rozsądek - jestem w kiepskiej formie i byłoby mi bardzo ciężko. Trasa więc płaska, aczkolwiek niespodziewanie pojawiły się ze 3 podjazdy:).
Najpierw do Żabna przez Białą, Bobrowniki ( tu kawałek "podkładem" pod autostradę, ależ ciężko jak po plaży, bo piach), Łęg Tarnowski, Żabno.
Tutaj wpadłam na pomysł, żeby pojechać dalej.. do Odporyszowa. a żeby dojechać do Odporyszowa, trzeba pokonać jeden podjazd asfaltowy:).W Odporyszowie jest kilka ciekawych obiektów do obejrzenia: cudowne źródełko
(Cudowna studzienka w Odporyszowie:
Łącząc podróż po Odporyszowie w dłuższą podróż nie sposób ominąć miejsca, które związane jest zarówno z historią polski jak i kultem maryjnym. W małej dolinie, na skraju Odporyszowa, znajduje się miejsce „siedmiu cudownych źródełek”., które wytrysnęły w czasie objawienia się Matki Boskiej w czasie potopu szwedzkiego. Obecnie twierdzi się, że woda z jedynego pozostałego źródła ma właściwości lecznicze. Miejsce to, jak i inne pozostałe w Odporyszowie możemy dogodnie zwiedzić piechotą lub podczas wycieczki rowerowej) , Muzeum Jana Wnęka
( Muzeum im. Jana Wnęka:
Postać Jana Wnęka jest nierozerwalnie kojarzona z miejscowością Odporyszów. To tutaj ten zdolny chłop zamieszkał, pracował, a co więcej rozwijał pasję awiatora. Trudniący się rzeźbą cieśla wykonał dla parafii odporyszowskiej drogę krzyżową, a także kilkadziesiąt rzeźb przedstawiających sceny z życia biblijnego. Spuściznę Jana Wnęka podziwiać możemy w specjalnie do tego przygotowanej sali, która mieści się tuż obok sanktuarium. Ciekawostką na skalę światową jest również fakt, że Wnęk już w latach 60-tych XIX wieku oddawał się szybownictwu na skonstruowanych przez siebie skrzydłach. Jego loty, które rozpoczynały się z dzwonnicy kościoła podziwiała odporyszowska publiczność. Jego skrzydła pozwalały mu na pokonywanie odległości nawet do 3 km. Ostatni lot z wieży zakończył się tragicznie dla „Ikara znad Dunajca” w roku 1869) oraz sanktuarium.
Dolinka ze źródełkiem jest bardzo urokliwa, a jak sie wjedzie głębiej w las, to są pagóreczki niczego sobie i tam poczułam się przez moment jak na maratonie. Młyneczek, grząskie podłoże i walka o utrzymanie się na rowerze.
Udało się:), ale przyjemnie!
No i z powrotem do Tarnowa, przez Podlesie Dębowe i krótki przystanek nad zalewem. Potem wzdłuż Dunajca do Radłowa, z Radłowa skręt na Bobrowniki, Rudkę i do domu bocznymi drogami.
Cudownie ciepło, więc jazda zakonczona piwem pod blokiem:).
Do Zabna z wiatrem, wiec bez problemów ponad 30 km/h, z powrotem było już cięzko.
Marzył, marzył spełniał marzenia... zginął spełniając marzenie...
Ryszard Ostrowski
BALLADA O ZŁAMANYCH SKRZYDŁACH
W chałupie Wnęków - Tekli i Marcina,
Strzechą pokrytej solidnie, jak trzeba,
Zaraz po żniwach rozległ się płacz syna.
Cieszyli nim się - jakby im spadł z nieba.
Bocian go przyniósł - co w stawisku brodził
- takich nie znajdzie na polu kapusty,
W dwudziestym ósmym dniu sierpnia się rodził
I rok był wtedy też dwudziesty ósmy.
Ksiądz go w Radgoszczy ochrzcił, w księgi wpisał,
Chrzestni - przez Żdżary - do domu odnieśli,
W Kaczówce, Jaśka jesion ukołysał,
A szumiał pięknie - dla przyszłego cieśli...
Jasiek od dziecka strugał coś kozikiem:
Majstrował wózki, skrzydlate wiatraki,
Śmiano się nieraz, że był czeladnikiem,
A wciąż jak dziecko - gapił się na ptaki...
Zręczne Jaśkowe były obie ręce,
Nie od parady była też i głowa.
Sędziwym ojcom dał pokłon w podzięce,
Za chlebem poszedł do Odporyszowa.
Tu znalazł pracę i żonę Mariannę,
A ksiądz Morgenstern nie żałował grosza,
Żeby w Krakowie Przenajświętszą Pannę
Jasiek obejrzał - tę od Wita Stwosza...
Mistrz z Norymbergi w głowie mu zawrócił,
Ołtarz Mariacki Jaśka oczarował,
Rzeźbił swych świętych jak w transie - gdy wrócił,
Aniołom skrzydła pięknie cyzelował...
Jasiek nie słyszał nigdy o Ikarze,
Jednak gdy nie miał za wiele roboty
W swoim warsztacie - w końcu był stolarzem,
Z drewna i płótna zrobił sobie „loty”.
Olejem lnianym płótno nasmarował,
Rzemieniem mocnym do ramion przytroczył,
Z wieży kościelnej - gdzie pomost zbudował -
Wyszeptał „zdrowaś Maryjo” i skoczył.
W oczach ściemniało, w piersiach tchu zabrakło,
A w uszach dzwony biły na potęgę,
Wtem wiatr pochwycił, co uniósł go w światło,
Z góry Dunajca mógł zobaczyć wstęgę.
Odtąd w odpusty albo większe święta
Gawiedź Jaśkowe loty podziwiała,
Gęby rozwarłszy, jak dzioby - pisklęta...
Marianna z dziećmi w chałupie truchlała....
W końcu się nieba o dań upomniały.
Mówiono - człowiek mściwy im w tym pomógł.
Spadł Jasiek gdy się rzemienie zerwały...
Czterdzieści jeden lat miał - skonał w domu...
Pióra mu na grób zrzucają bociany,
Gdy się do lotu zrywają nad ranem,
A starym cieślom - życiem skołatanym -
Śnią się po nocach skrzydła połamane...
Bardzo, bardzo ciepło.
Miałam ochotę dzisiaj na górki, ale zwyciężył rozsądek - jestem w kiepskiej formie i byłoby mi bardzo ciężko. Trasa więc płaska, aczkolwiek niespodziewanie pojawiły się ze 3 podjazdy:).
Najpierw do Żabna przez Białą, Bobrowniki ( tu kawałek "podkładem" pod autostradę, ależ ciężko jak po plaży, bo piach), Łęg Tarnowski, Żabno.
Tutaj wpadłam na pomysł, żeby pojechać dalej.. do Odporyszowa. a żeby dojechać do Odporyszowa, trzeba pokonać jeden podjazd asfaltowy:).W Odporyszowie jest kilka ciekawych obiektów do obejrzenia: cudowne źródełko
(Cudowna studzienka w Odporyszowie:
Łącząc podróż po Odporyszowie w dłuższą podróż nie sposób ominąć miejsca, które związane jest zarówno z historią polski jak i kultem maryjnym. W małej dolinie, na skraju Odporyszowa, znajduje się miejsce „siedmiu cudownych źródełek”., które wytrysnęły w czasie objawienia się Matki Boskiej w czasie potopu szwedzkiego. Obecnie twierdzi się, że woda z jedynego pozostałego źródła ma właściwości lecznicze. Miejsce to, jak i inne pozostałe w Odporyszowie możemy dogodnie zwiedzić piechotą lub podczas wycieczki rowerowej) , Muzeum Jana Wnęka
( Muzeum im. Jana Wnęka:
Postać Jana Wnęka jest nierozerwalnie kojarzona z miejscowością Odporyszów. To tutaj ten zdolny chłop zamieszkał, pracował, a co więcej rozwijał pasję awiatora. Trudniący się rzeźbą cieśla wykonał dla parafii odporyszowskiej drogę krzyżową, a także kilkadziesiąt rzeźb przedstawiających sceny z życia biblijnego. Spuściznę Jana Wnęka podziwiać możemy w specjalnie do tego przygotowanej sali, która mieści się tuż obok sanktuarium. Ciekawostką na skalę światową jest również fakt, że Wnęk już w latach 60-tych XIX wieku oddawał się szybownictwu na skonstruowanych przez siebie skrzydłach. Jego loty, które rozpoczynały się z dzwonnicy kościoła podziwiała odporyszowska publiczność. Jego skrzydła pozwalały mu na pokonywanie odległości nawet do 3 km. Ostatni lot z wieży zakończył się tragicznie dla „Ikara znad Dunajca” w roku 1869) oraz sanktuarium.
Dolinka ze źródełkiem jest bardzo urokliwa, a jak sie wjedzie głębiej w las, to są pagóreczki niczego sobie i tam poczułam się przez moment jak na maratonie. Młyneczek, grząskie podłoże i walka o utrzymanie się na rowerze.
Udało się:), ale przyjemnie!
No i z powrotem do Tarnowa, przez Podlesie Dębowe i krótki przystanek nad zalewem. Potem wzdłuż Dunajca do Radłowa, z Radłowa skręt na Bobrowniki, Rudkę i do domu bocznymi drogami.
Cudownie ciepło, więc jazda zakonczona piwem pod blokiem:).
Do Zabna z wiatrem, wiec bez problemów ponad 30 km/h, z powrotem było już cięzko.
Marzył, marzył spełniał marzenia... zginął spełniając marzenie...
Ryszard Ostrowski
BALLADA O ZŁAMANYCH SKRZYDŁACH
W chałupie Wnęków - Tekli i Marcina,
Strzechą pokrytej solidnie, jak trzeba,
Zaraz po żniwach rozległ się płacz syna.
Cieszyli nim się - jakby im spadł z nieba.
Bocian go przyniósł - co w stawisku brodził
- takich nie znajdzie na polu kapusty,
W dwudziestym ósmym dniu sierpnia się rodził
I rok był wtedy też dwudziesty ósmy.
Ksiądz go w Radgoszczy ochrzcił, w księgi wpisał,
Chrzestni - przez Żdżary - do domu odnieśli,
W Kaczówce, Jaśka jesion ukołysał,
A szumiał pięknie - dla przyszłego cieśli...
Jasiek od dziecka strugał coś kozikiem:
Majstrował wózki, skrzydlate wiatraki,
Śmiano się nieraz, że był czeladnikiem,
A wciąż jak dziecko - gapił się na ptaki...
Zręczne Jaśkowe były obie ręce,
Nie od parady była też i głowa.
Sędziwym ojcom dał pokłon w podzięce,
Za chlebem poszedł do Odporyszowa.
Tu znalazł pracę i żonę Mariannę,
A ksiądz Morgenstern nie żałował grosza,
Żeby w Krakowie Przenajświętszą Pannę
Jasiek obejrzał - tę od Wita Stwosza...
Mistrz z Norymbergi w głowie mu zawrócił,
Ołtarz Mariacki Jaśka oczarował,
Rzeźbił swych świętych jak w transie - gdy wrócił,
Aniołom skrzydła pięknie cyzelował...
Jasiek nie słyszał nigdy o Ikarze,
Jednak gdy nie miał za wiele roboty
W swoim warsztacie - w końcu był stolarzem,
Z drewna i płótna zrobił sobie „loty”.
Olejem lnianym płótno nasmarował,
Rzemieniem mocnym do ramion przytroczył,
Z wieży kościelnej - gdzie pomost zbudował -
Wyszeptał „zdrowaś Maryjo” i skoczył.
W oczach ściemniało, w piersiach tchu zabrakło,
A w uszach dzwony biły na potęgę,
Wtem wiatr pochwycił, co uniósł go w światło,
Z góry Dunajca mógł zobaczyć wstęgę.
Odtąd w odpusty albo większe święta
Gawiedź Jaśkowe loty podziwiała,
Gęby rozwarłszy, jak dzioby - pisklęta...
Marianna z dziećmi w chałupie truchlała....
W końcu się nieba o dań upomniały.
Mówiono - człowiek mściwy im w tym pomógł.
Spadł Jasiek gdy się rzemienie zerwały...
Czterdzieści jeden lat miał - skonał w domu...
Pióra mu na grób zrzucają bociany,
Gdy się do lotu zrywają nad ranem,
A starym cieślom - życiem skołatanym -
Śnią się po nocach skrzydła połamane...
Przesiadka na rower wodny made in China© lemuriza1972
- DST 54.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:15
- VAVG 24.00km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 listopada 2010
Mycie:)
Ależ piękna pogoda, to nie do wiary, że mamy połowę listopada.
Czułam się dzisiaj ( myjąc KTM-a pod blokiem) niemalże jak w lecie.
Miał być długi odpoczynkowy weekend, a niestety.. mnóstwo zajęć i myślenie o pracy:) plus czytanie przepisów, no ale cóż.
Wczoraj trochę padało, więc KMT doczekał się mycia dopiero dzisiaj. Zeszło mi ponad 2 godziny, ale czyszczenia łancucha, kasety i innych rzeczy.
No ale za to KMT stoi sliczny i błyszczący i jest gotowy do oddania go do serwisu ( konkretnie to najbardziej zalezy mi na przeserwisowaniu amorka, reszta przy okazji). Chciałabym zeby sobie stał przeserwisowany i gotowy do wiosny, teraz nadszedł czas Magnusa:)
Czułam się dzisiaj ( myjąc KTM-a pod blokiem) niemalże jak w lecie.
Miał być długi odpoczynkowy weekend, a niestety.. mnóstwo zajęć i myślenie o pracy:) plus czytanie przepisów, no ale cóż.
Wczoraj trochę padało, więc KMT doczekał się mycia dopiero dzisiaj. Zeszło mi ponad 2 godziny, ale czyszczenia łancucha, kasety i innych rzeczy.
No ale za to KMT stoi sliczny i błyszczący i jest gotowy do oddania go do serwisu ( konkretnie to najbardziej zalezy mi na przeserwisowaniu amorka, reszta przy okazji). Chciałabym zeby sobie stał przeserwisowany i gotowy do wiosny, teraz nadszedł czas Magnusa:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 listopada 2010
Tym razem nie po ciemku
Kiedy wstałam rano, wydawało się, ze pogoda będzie przepiękna, w sam raz na rower. Słonce, ciepło. Pomyślałam: ale nas ta pogoda rozpieszcza...
Bo to prawda, takiego listopada nie pamietam...
Ale złudne to było.
Słonce zachodziło, a wiatr wiał taki, że naprawdę pedałowało sie z trudem.
No , ale trochę pojeździliśmy. Scieżki raczej tradycyjnie, leśne.. z jednym małym odstępstem. Skręcilismy w niezane, ale wyjechaliśmy koniec końców tak gdzie zawsze.
Jutro odpoczynek. Będę myć KTM-a bo wstyd sie przyznać, ale stoi brudny od Istebnej.
Bo to prawda, takiego listopada nie pamietam...
Ale złudne to było.
Słonce zachodziło, a wiatr wiał taki, że naprawdę pedałowało sie z trudem.
No , ale trochę pojeździliśmy. Scieżki raczej tradycyjnie, leśne.. z jednym małym odstępstem. Skręcilismy w niezane, ale wyjechaliśmy koniec końców tak gdzie zawsze.
Jutro odpoczynek. Będę myć KTM-a bo wstyd sie przyznać, ale stoi brudny od Istebnej.
- DST 40.00km
- Teren 22.00km
- Czas 01:46
- VAVG 22.64km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 listopada 2010
I znowu wieczorową porą
Wczoraj nie miałam czasu, żeby dodać wpis, a wykonaliśmy z Mirkiem nocną jazdę.
Tym razem bez przygód, tylko sarna nagle wyskoczyła z ciemności i przeskoczyła przez drogę jakieś 2 metry przed nami. Robi wrażenie:)
Poza tym pogadalismy o górach wysokich. Mirek wspominał różne przygody z rajdów ekstremalnych. Fajnie opowiada.
Góry, góry, góry...
a dzisiaj masakrycznie cięzki dzień, taki z gatunku odbierających częsc energii.
Tuż przed 15.00, kiedy cieszyłam się już na myśl o wolnych 4 dniach... przykra niespodzianka i potęzny problem. Trzeba będzie pomyśleć przez te wolne dni nad strategią jego rozwiązania.
Lubię swoją pracę, naprawdę, ale czasem... wbija mnie w parkiet.
Powtarzam sobie jednak: nieraz juz sobie poradziłam w bardzo trudnych sytuacjach, poradzę sobie i teraz.
Muszę. Nie mam wyjścia.
Potem zadziałało jakby prawo serii i ciąg niefajnych zdarzeń, na skutek, których jak wyszłam z domu o 6.50, to wróciłam o 18.30, kompletnie psychicznie wyczerpana.
Ale usłyszałam w radiu jakąś reklamę z takim tekstem:
" Trzeba się trzymać wyznaczonej drogi, chociaż warunki bywają zmienne"
No to sie trzymam:)
Indios Bravos
Całe życie wierzyłem w głębi
Że nadejdą dni
Kiedy wszystko to, co mnie gnębi
Marnym, niczym pył
Stanie się, gdy znajdzie mnie mój los
I moim głosem on powie mi
Oto nadchodzi dzień zbudzenia
Dzień ponad wszystkie dni
Nigdy więcej z drogi nie skręcę
Bo przejąłem ster
Zaciśnięte na nim me ręce
Dokąd płynąć wiem
Choć w oczy czasem wieje wiatr ....
a czasem jego brak
Tym razem bez przygód, tylko sarna nagle wyskoczyła z ciemności i przeskoczyła przez drogę jakieś 2 metry przed nami. Robi wrażenie:)
Poza tym pogadalismy o górach wysokich. Mirek wspominał różne przygody z rajdów ekstremalnych. Fajnie opowiada.
Góry, góry, góry...
a dzisiaj masakrycznie cięzki dzień, taki z gatunku odbierających częsc energii.
Tuż przed 15.00, kiedy cieszyłam się już na myśl o wolnych 4 dniach... przykra niespodzianka i potęzny problem. Trzeba będzie pomyśleć przez te wolne dni nad strategią jego rozwiązania.
Lubię swoją pracę, naprawdę, ale czasem... wbija mnie w parkiet.
Powtarzam sobie jednak: nieraz juz sobie poradziłam w bardzo trudnych sytuacjach, poradzę sobie i teraz.
Muszę. Nie mam wyjścia.
Potem zadziałało jakby prawo serii i ciąg niefajnych zdarzeń, na skutek, których jak wyszłam z domu o 6.50, to wróciłam o 18.30, kompletnie psychicznie wyczerpana.
Ale usłyszałam w radiu jakąś reklamę z takim tekstem:
" Trzeba się trzymać wyznaczonej drogi, chociaż warunki bywają zmienne"
No to sie trzymam:)
Indios Bravos
Całe życie wierzyłem w głębi
Że nadejdą dni
Kiedy wszystko to, co mnie gnębi
Marnym, niczym pył
Stanie się, gdy znajdzie mnie mój los
I moim głosem on powie mi
Oto nadchodzi dzień zbudzenia
Dzień ponad wszystkie dni
Nigdy więcej z drogi nie skręcę
Bo przejąłem ster
Zaciśnięte na nim me ręce
Dokąd płynąć wiem
Choć w oczy czasem wieje wiatr ....
a czasem jego brak
- DST 30.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:24
- VAVG 21.43km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 listopada 2010
Night riding kolejna edycja
Kolejna jazda po ciemnym lesie. Tym razem bez wielkich przygód ( no może poza tym, że kolega na jakieś 1,5 km przed domem, skacząc na krawężnik złapał snejka i dalej mieliśmy już spacer).
Jazda zakończona miodowym piwem pod blokiem. Jak w lecie:), tak ciepło było. Listopad.. a my piwo pijemy na zewnątrz. Nie do wiary.
Jazda zakończona miodowym piwem pod blokiem. Jak w lecie:), tak ciepło było. Listopad.. a my piwo pijemy na zewnątrz. Nie do wiary.
- DST 30.00km
- Teren 22.00km
- Czas 01:25
- VAVG 21.18km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 listopada 2010
O dzikach, psie i gotowaniu:)
Uff... nareszcie udało się "wyrwać" na rower. Niby pogoda była piękna cały tydzień, ale czasu niestety nie było.
Pomagałam w ostatnich dniach Andżelice i Tomkowi w nowym mieszkaniu. Dawno się nie napracowałam tak dużo fizycznie:).
Usłyszałam dzisiaj w tv pana, ktory coś o pogodzie mówił. Powiedział: pogoda dzisiaj zdecydowanie nie na rower. Rowery już czas pochować do piwnicy.
Usmiechnęłam się sama do siebie i pomyslałam: co też pan... zaraz własnie jadę.
Niby nie było dzisiaj już tak ciepło, ale ubrałam się bardzo ciepło, więc momentami było mi nawet za gorąco.
Las już pozbawiony liści i niezbyt ładny w związku z tym, ale za to w lesie jak to w lesie zawsze można liczyć na jakieś przygody.
Jedziemy sobie spokojnie, szeroką leśną drogą, aż tu nagle przed nami przegalopowały dosłownie, dwa dziki...
Dużeeeeee..... oj duużżeeeee.....
Gnały tak, ze nie mielibyśmy żadnych szans.
Za chwilę patrzymy a tam następny, następny i następny... całe stado... naliczylismy ich 9.
Kolega powiedział spoglądając na zegarek: no cóż.. jest 14... pędzą na obiad.
Trochę "straszno" się zrobiło.
Podobno biegają z prędkością ok 40 km/h. Nie miałabym szans. Zostaje drzewo.
Dobrze, ze zacznę chodzić na ściankę, może wtedy moje szanse będą większe:).
Wczoraj wyszłam wieczorem z jedzeniem dla bezdomnych kotów, ale kotów nie było. Był za to pies. Duzy, zmokniety i głodny.
Dzisiaj rano znowu był pod blokiem. Poszłam więc go nakarmić. Cały dzień leżał w jednym miejscu na trawniku tuz przed moim oknem. Przygnębiający widok. Zastanawiałam się co z tym zrobić, bo ewidentnie było coś z nim nie tak. Albo chory albo bardzo zmęczony.
No i wstyd mi trochę bo poza nakarmieniem go , nie zrobiłam nic. Ale na szczęście ktoś z sąsiadów zadzwonił chyba do straży miejskiej ( słyszałam jak sąsiedzi rozmawiali pod klatką). Mam nadzieję, ze pies ma już opiekę. Pewnie w schronisku, ale zawsze to lepiej niż takie tułanie się pod blokami.
To był śliczny biszkopotowy labrador.
A teraz będą refleksje o gotowaniu.
Lubicie gotować? Gotowanie nie należy raczej do moich ulubionych zajęć i nie jestem też zapewne wybitną kucharką, ale jest parę rzeczy, które potrafię przyrządzić całkiem... dobrze. Ostatnio gotowanie sprawia mi dużo przyjemności, bo mam więcej czasu. Nigdy nie lubiłam gotowania w pospiechu... no bo zanim dotrze się do domu po pracy jest 16.30... człowiek zmęczony, więc to nie sprawia przyjemności. Na wiosnę i w lecie raczej mało czasu spędzam w kuchni, bo wole ten czas spędzić na rowerze. Tak więc idę po pracy do baru, albo jem cos na szybko i na rower. No pewnie nie do końca zdrowo, ale inaczej nie byłoby czasu na treningi.
Ale jak mam czas w takie jesienne lub zimowe weekendy to lubię sobie coś tak poprzyrządzać. No bo w końcu gotowanie to też sztuka i można w tym odnależc radość. Lubię eksperymenty :)
Uwielbiam też książki gdzie gotowanie jest opisane tak , ze prawie czuje się zapach potraw np "Przepiórki w płatkach róż". No i lubię moją kuchnię ( w sensie miejsca). Jest trochę niemodna porównując ją do kuchni niektórych moich znajomych. Nie ma w niej super sprzetu agd ani szpanerskich mebli na wymiar, ale uważam , że jest klimat. Taki jak lubię. Taki trochę rustykalny. Ściany w kolorze błękitnej laguny, meble kremowe, płytki beżowe. Duzo kwiatów, zazdroska robiona na szydełku, dodatki ( doniczki itp w kolorze fuksji), okrągły stół po babci z fuksjowym blatem, puszki, kubki, suszone kwiaty. Lubię sobie w mojej kuchni posiedzieć, ale też czasem ugotować:)
A ponieważ jesteśmy na portalu rowerowym, będzie przepis makaronowy ( dla tych co lubią tuńczyka i pora). Danie robi się bardzo szybciutko i wg mnie jest super.
Składniki:
makaron, puszka tuńczyka, przecier pomidorowy, 1 por, trochę smietany lub jogurtu,ser żółty do posypania, przyprawy.
Tak więc: pora kroimy jak do sałatki w talarki i przysmażamy , tłuszcz wylewamy, zalewany pora wodą, dodajemy do niego tunczyka i przecier pomidorowy. Jak się chwilkę pogotuje to dodajemy odrobinę śmietany lub jogurtu. Gotujemy makaron, polewany sosem, posypujemy żółtym serem i jemy:)
SMACZNEGO!
Pomagałam w ostatnich dniach Andżelice i Tomkowi w nowym mieszkaniu. Dawno się nie napracowałam tak dużo fizycznie:).
Usłyszałam dzisiaj w tv pana, ktory coś o pogodzie mówił. Powiedział: pogoda dzisiaj zdecydowanie nie na rower. Rowery już czas pochować do piwnicy.
Usmiechnęłam się sama do siebie i pomyslałam: co też pan... zaraz własnie jadę.
Niby nie było dzisiaj już tak ciepło, ale ubrałam się bardzo ciepło, więc momentami było mi nawet za gorąco.
Las już pozbawiony liści i niezbyt ładny w związku z tym, ale za to w lesie jak to w lesie zawsze można liczyć na jakieś przygody.
Jedziemy sobie spokojnie, szeroką leśną drogą, aż tu nagle przed nami przegalopowały dosłownie, dwa dziki...
Dużeeeeee..... oj duużżeeeee.....
Gnały tak, ze nie mielibyśmy żadnych szans.
Za chwilę patrzymy a tam następny, następny i następny... całe stado... naliczylismy ich 9.
Kolega powiedział spoglądając na zegarek: no cóż.. jest 14... pędzą na obiad.
Trochę "straszno" się zrobiło.
Podobno biegają z prędkością ok 40 km/h. Nie miałabym szans. Zostaje drzewo.
Dobrze, ze zacznę chodzić na ściankę, może wtedy moje szanse będą większe:).
Wczoraj wyszłam wieczorem z jedzeniem dla bezdomnych kotów, ale kotów nie było. Był za to pies. Duzy, zmokniety i głodny.
Dzisiaj rano znowu był pod blokiem. Poszłam więc go nakarmić. Cały dzień leżał w jednym miejscu na trawniku tuz przed moim oknem. Przygnębiający widok. Zastanawiałam się co z tym zrobić, bo ewidentnie było coś z nim nie tak. Albo chory albo bardzo zmęczony.
No i wstyd mi trochę bo poza nakarmieniem go , nie zrobiłam nic. Ale na szczęście ktoś z sąsiadów zadzwonił chyba do straży miejskiej ( słyszałam jak sąsiedzi rozmawiali pod klatką). Mam nadzieję, ze pies ma już opiekę. Pewnie w schronisku, ale zawsze to lepiej niż takie tułanie się pod blokami.
To był śliczny biszkopotowy labrador.
A teraz będą refleksje o gotowaniu.
Lubicie gotować? Gotowanie nie należy raczej do moich ulubionych zajęć i nie jestem też zapewne wybitną kucharką, ale jest parę rzeczy, które potrafię przyrządzić całkiem... dobrze. Ostatnio gotowanie sprawia mi dużo przyjemności, bo mam więcej czasu. Nigdy nie lubiłam gotowania w pospiechu... no bo zanim dotrze się do domu po pracy jest 16.30... człowiek zmęczony, więc to nie sprawia przyjemności. Na wiosnę i w lecie raczej mało czasu spędzam w kuchni, bo wole ten czas spędzić na rowerze. Tak więc idę po pracy do baru, albo jem cos na szybko i na rower. No pewnie nie do końca zdrowo, ale inaczej nie byłoby czasu na treningi.
Ale jak mam czas w takie jesienne lub zimowe weekendy to lubię sobie coś tak poprzyrządzać. No bo w końcu gotowanie to też sztuka i można w tym odnależc radość. Lubię eksperymenty :)
Uwielbiam też książki gdzie gotowanie jest opisane tak , ze prawie czuje się zapach potraw np "Przepiórki w płatkach róż". No i lubię moją kuchnię ( w sensie miejsca). Jest trochę niemodna porównując ją do kuchni niektórych moich znajomych. Nie ma w niej super sprzetu agd ani szpanerskich mebli na wymiar, ale uważam , że jest klimat. Taki jak lubię. Taki trochę rustykalny. Ściany w kolorze błękitnej laguny, meble kremowe, płytki beżowe. Duzo kwiatów, zazdroska robiona na szydełku, dodatki ( doniczki itp w kolorze fuksji), okrągły stół po babci z fuksjowym blatem, puszki, kubki, suszone kwiaty. Lubię sobie w mojej kuchni posiedzieć, ale też czasem ugotować:)
A ponieważ jesteśmy na portalu rowerowym, będzie przepis makaronowy ( dla tych co lubią tuńczyka i pora). Danie robi się bardzo szybciutko i wg mnie jest super.
Składniki:
makaron, puszka tuńczyka, przecier pomidorowy, 1 por, trochę smietany lub jogurtu,ser żółty do posypania, przyprawy.
Tak więc: pora kroimy jak do sałatki w talarki i przysmażamy , tłuszcz wylewamy, zalewany pora wodą, dodajemy do niego tunczyka i przecier pomidorowy. Jak się chwilkę pogotuje to dodajemy odrobinę śmietany lub jogurtu. Gotujemy makaron, polewany sosem, posypujemy żółtym serem i jemy:)
SMACZNEGO!
- DST 40.00km
- Teren 22.00km
- Czas 01:47
- VAVG 22.43km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 listopada 2010
Night Riding w Dzień Zaduszny
Czy jeździliście kiedyś po Lesie w nocy? Mnie zdarza się to dosyć często, ale zawsze w towarzystwie ( sama bym się nie odważyła). Sama to mogę jeździć po lesie jak jest jasno, a i tak zawsze jest dreszczyk emocji.
LAs w nocy sprawia wrażenie.. niesamowite. Ma się uczucie, że się jest w jakimś innym wymiarze.. albo w środku planu filmowego hollywoodzkiego horroru. Swięcące oczy zwierzaków.. ciemność...trzaskające pod kołami patyki... A jak do tego dojdzie zima i mgła ( kiedyś tak sie nam zdarzyło), to już w ogóle są wrażenia ekstremalne.
Wczoraj było wyjątkowo ciemno, niby dużo gwiazd ale księżyc gdzieś schowany...
W pewnym momencie mój kolega powiedział: jedź szybciej..
Co się stało?- spytałam.
- Nie słyszałaś?
- Nic nie słyszę.. bo mam czapkę na uszach.
_ Jakiś hałas w krzakach po prawej i coś tam było. Coś dużego .. szło w naszą stronę. Ale to chyba nie było zwierzę, zwierzę by nie szło do nas.
- To niby kto?
- Może kłusownik?
-A może duch?
- No w sumie dzisiaj Dzień Zaduszny.
brrrrr....
No dobra, jedziemy dalej nic się nie dzieje.
Kolega: spojrzyj za siebie...
Spoglądam. Za mną ciemność przerażająca. Z przodu kiedy ma się światło lampki jest inaczej, ale z tyłu... rzeczywiście leśna ciemność robi wrażnie.
- No.. najgorzej jest jak się jedzie , jedzie w tej ciemności i nagle cos się pojawia...
I w tym momencie widzimy z daleka jakieś światełka.
O rany...
No cóż.. jedziemy.
Dojeżdzamy. Dwa znicze na leśnym grobie.
Tym razem jak najszybciej chcieliśmy opuścić las:)
A tak w ogóle pierwsze km w tym miesiącu, pogoda bardzo sprzyja. Ciepło. No i .. koniec leniuchowania i odpoczywania po sezonie maratonowym. Bierzemy się do pracy
LAs w nocy sprawia wrażenie.. niesamowite. Ma się uczucie, że się jest w jakimś innym wymiarze.. albo w środku planu filmowego hollywoodzkiego horroru. Swięcące oczy zwierzaków.. ciemność...trzaskające pod kołami patyki... A jak do tego dojdzie zima i mgła ( kiedyś tak sie nam zdarzyło), to już w ogóle są wrażenia ekstremalne.
Wczoraj było wyjątkowo ciemno, niby dużo gwiazd ale księżyc gdzieś schowany...
W pewnym momencie mój kolega powiedział: jedź szybciej..
Co się stało?- spytałam.
- Nie słyszałaś?
- Nic nie słyszę.. bo mam czapkę na uszach.
_ Jakiś hałas w krzakach po prawej i coś tam było. Coś dużego .. szło w naszą stronę. Ale to chyba nie było zwierzę, zwierzę by nie szło do nas.
- To niby kto?
- Może kłusownik?
-A może duch?
- No w sumie dzisiaj Dzień Zaduszny.
brrrrr....
No dobra, jedziemy dalej nic się nie dzieje.
Kolega: spojrzyj za siebie...
Spoglądam. Za mną ciemność przerażająca. Z przodu kiedy ma się światło lampki jest inaczej, ale z tyłu... rzeczywiście leśna ciemność robi wrażnie.
- No.. najgorzej jest jak się jedzie , jedzie w tej ciemności i nagle cos się pojawia...
I w tym momencie widzimy z daleka jakieś światełka.
O rany...
No cóż.. jedziemy.
Dojeżdzamy. Dwa znicze na leśnym grobie.
Tym razem jak najszybciej chcieliśmy opuścić las:)
A tak w ogóle pierwsze km w tym miesiącu, pogoda bardzo sprzyja. Ciepło. No i .. koniec leniuchowania i odpoczywania po sezonie maratonowym. Bierzemy się do pracy
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:28
- VAVG 20.45km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze