Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2012
Dystans całkowity: | 171.00 km (w terenie 21.00 km; 12.28%) |
Czas w ruchu: | 19:05 |
Średnia prędkość: | 20.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 29.00 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 28.50 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 10 stycznia 2012
Basen i o gotowaniu:)
Piosenka taka…Nie wiem , czy była już tutaj czy nie
Dlaczego taka?
Bo odkryłam w sobie nową pasję ( no może pasja to za duże słowo), ale odkryłam coś co sprawia mi przyjemność.
Sprawiało wczesniej, czasami.
Bo żeby to lubić.. to muszę mieć czas i ochotę na robienie właśnie tego.
O gotowaniu mowa będzie.
Lubiłam od czasu do czasu sobie coś tam fajnego ugotować, ale tylko wtedy kiedy miałam czas.. dużo czasu. Zwykle w weekendy i w zimie, bo wiosną , latem , to czasu mi trochę szkoda było. Nie lubiłam gotować szybko po pracy, w pospiechu.
Teraz.. dzięki bliskiej memu sercu osobie, przypomniałam sobie, że kiedyś to lubiłam.
Wspólne gotowanie ma w sobie naprawdę wiele magii.
Lubię to.
Będzie wiec przepis na koniec. Nie, nie nie na zupę z brokułów, ale na moją popisową zupę porową. Już wszystkie moje dziewczyny w pracy ją gotują. Tak polubiły jak im kiedyś przyniosłam na spróbowanie.
A dzisiaj był basen.
Na początku dość ciężko, bo dawno nie byłam.
Potem się rozkręciłam.
No i poszło nawet nieźle, 46 dlugości przez 40 min, to nieźle. Rekord to mój nie jest, ale progres jest.
Jutro mam nadzieję na rower i pojutrze też. Temperatura sprzyja dalej.
Po basenie Renatka przyniosła pączki z auta i że tak powiem szlag trafił.. zgubione kalorie ( Renatka miała urodziny).
Dobrze, że nie dla spalenia kalorii chodzę na basen, a dla przyjemności i rozruszania mięśni, bo inaczej miałabym ogromne wyrzuty sumienia:)
Dzisiaj to w ogóle pofologowałam sobie jeśli chodzi o jedzenie:).
No ale to po raz pierwszy od chyba 3 czy 4 tygodni, wiec nic się nie stało.
A teraz przepis:
4 pory ( białe części)
kilka ziemniaków
warzywa na wywar
masło
zioła świeże albo suszone
ziemniaki obrane i pokrojone, pory pokrojone dusimy na maśle.. jakieś 15 min.
W międzyczasie przygotowujemy wywar ( warzywa, kostka rosołowa)
Dodajemy ziemniaki i pora, gotujemy ok. godziny.
Dodajemy zioła ( ja jak mam dodaje świeże, jak nie to suszone pietruszka, tymianek, estragon)
Można dodać odrobine śmietany.
Ja zmodyfikowałam zupę jeszcze o groszek ptysiowy i żółty starty ser.
Pycha.
Chyba sobie jutro ugotuję:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 stycznia 2012
Pierwsze kilometry w terenie i zdjęcia z Tatr:)
Na początek KSU raz jeszcze, bo warto.
Uwielbiam tę piosenkę.
Sobotnia „wizyta” na Wierchomli wzbudziła mój apetyt na góry.
I być może, że apetyt już w weekend zostanie zaspokojony.
A dzisiaj dalsza realizacja planu ( bo pewien plan jest, obok tego nie do końca sportowego, pojawił się wczoraj w mojej głowie drugi bardzo sportowy).
Nie będzie generalki, ale będą dwie imprezy docelowe, albo może nawet trzy.
Na razie nie zdradzam jakie, kolegom niektórym jednak mówię od razu: nie, nie Trophy chlopaki i nie namawiajcie mnie. Nie w tym roku.
Postanowiłam więc sobie solidnie pojeździć wiosną, dużo.. długo i pod górę:).
Na tyle, na ile oczywiście czas mi pozwoli. Ale generalnie w weekendy.
A dzisiaj dośc mokro i nawet śnieg z deszczem padał.
Kto z moich tarnowskich znajomych „bikerowych” był w stanie wyruszyć ze mną w taką pogodę? Oczywiście mistrz rajdów ekstremalnych, nieustraszony samotny zdobywca Rysów zimą, rekordzista z Orlej Perci czyli Mirek.
To były moje pierwsze kilometry w terenie w tym roku.
Jak wychodziłam z rowerem z domu, sąsiadka popatrzyła na mnie dziwnie.
Jestem przyzwyczajona i z pewnym nawet rozbawieniem odpowiadam na pytania, które się pojawiają.
- Jedzie Pani na rower? W takie zimno?
- Zimno? Wcale nie jest zimno ( było jakieś 3 stopnie)
Jak to potem opowiadałam Mirkowi, powiedział:
- phi , jakie zimno… dzisiaj jest ciepło.
Uśmiechnełam się. No jasne. Bywało , ze jeździlismy po sniegu , przy minusowych temperaturach.
Dawno nie byłam w Lesie Radłowskim.
Ciemno bardzo, ale jakos dalismy radę bo mielismy dodatkowo czołówki.
Tempo jednak było niewielkie, bo trochę rozmawialismy o Tour de Ski, fenomenie Kowalczyk ( Mirek jest jej wielkim fanem)… i Marit Bjoergen.
Dawno się tak nie ubłociłam. Wszystko od razu wylądowało w pralce.. razem z licznikiem niestety, który miałam w kieszeni kurtki.
Przezył niby, ale jak bardzo skróciłam mu zycie? To się okaże.
Powiedziałam w pewnym momencie:
-a wiesz Mirek, ja myslałam, ze błoto już mi się znudziło, a jednak chyba nie…
Mirek: to się jednak nie postarzałaś…
Ja: no… w tym roku skonczę 40 lat:)
A Magnus, biedny stary Magnus jest tak brudny jak dawno nie był.
On to jednak jest bardzo biedny, ma bardzo mało przewidywalną właścicielkę.
Kilka zdjęć z poświątecznego wypadu w Tatry.
W drodze na Kasprowy© lemuriza1972
A w dole świat przykryty chmurami© lemuriza1972
Krótka przerwa© lemuriza1972
Kasprowy i Babia Góra w oddali© lemuriza1972
- DST 29.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:23
- VAVG 20.96km/h
- VMAX 29.00km/h
- Temperatura 3.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 stycznia 2012
Wierchomla i .. rower:)
&feature=related
Była zima 3 lata temu.
Czas dla mnie tak ciężki, że nie chcę wspominać…
Minął na szczęście:)
Wiele zawdzięczam sobie samej i swojej walce i woli przetrwania, ale wiele też zawdzięczam Przyjaciołom i Znajomym.
Jeden z nich pozyczył mi wtedy płytę TILTU.
Słuchałam namietnie tej piosenki i wierzyłam, że to takie prorocze dla mnie słowa.
Dzisiaj mi się przypomniała, stąd … zamieszczam:)
I tą drogą też chciałam podziękować wszystkim znajomym za życzenia świąteczno-noworoczne , które docierały do mnie drogą smsową lub mailową.
Nie odpisywałam, ale nie dlatego, że nie doceniam tego, że dobrze mi życzycie.
To był taki okres… że po prostu nie mogłam.
Wybaczcie.
A teraz do rzeczy.
Miałam wielką ochotę na kilkugodzinne chodzenie po górach.
Do chwili ostatniej trwały uzgodnienia pomiędzy najbardziej zainteresowanymi co do miejsca. Mnie było w zasadzie wszystko jedno bo ja nie chciałam jeżdzić na nartach. Chciałam po prostu popatrzyć na góry i snieg.
U nas gdzieś tam na Jurasówce cos popadało, ale na Jurasówkę to mam 20 km:) , a moja obecna forma raczej po górkach na rowerze nie pozwala mi jeździć.
Wybór padł na Wierchomlę.
No i… stało się tak, ze z wielkiego chodzenia wyszła tylko godzina, a większość dnia spędziłam w pomieszczeniu , w bardzo miłym towarzystwie.
Trochę szkoda mi , ze nic z tych gór prawie nie widziałam ( tyle co podczas tej godzinki chodzenia, no i z wyciagu na Wierchomlę, bo się nim przejechałam na sam koniec)
Ale może dobrze, że nie poszłam. Ci co za bezpieczenstwo jakoś tam są odpowiedzialni czyli GOPROWCY, odradzali mi pójście, bo podobno slisko.
No a ja raków nie wziełam, bo wydawało mi się, ze raki to tylko w Tatrach.
Kilka zdjęć więc dla tych, co dawno nie widzieli gór i sniegu.
Jak ja się cieszę, że mam góry tak blisko.
Bardzo bym chciała, żeby napadało przynajmniej przez miesiąc i u nas , żebym mogła założyć biegówki i się pomęczyć.
Patrzyłam na tych co jeżdżą na nartach i bardzo im zazdroszczę, ale chyba się jednak nie odważę.
Chociaż.. nauczyłam się już, ze nie wolno mówić: nigdy..
Przekonywali mnie koledzy, ze da się, że niejeden ma podobne kłopoty z kolanem i nie tylko przecież jeździ na nartach, ale ratuje tych co wypadki mają.
No tak.. tyle, że oni te kłopoty z kolanem mieli już po tym jak się jeździć nauczyli, a ja nie potrafię jeździć.
Nie wiem czy potrafiłabym przełamać strach..o to moje nieszczęsne kolano, które od ubiegłorocznych upadków na rowerze niestety jest chyba w nieco gorszym stanie.
A dzisiaj?
Wspaniała nasza Justyna, która potrafi walczyć jak nikt inny , a mnie jej walka tak bardzo motywuje.
Motywuje do tego stopnia, że jak wróciłam dzisiaj do domu, to ani minuty się nie zastanawiałam, od razu zamieniłam ciuchy zwykłe na te rowerowe, kask na głowę i w drogę.
Dzisiaj udało mi się wyjechać za dnia.
Dawno nie jeździłam nie po ciemku.
Ale dzisiaj to było zaledwie kilka kilometrów, bo zaraz się ciemno zrobiło.
Dzisiaj trochę zwiększyłam tempo ( zasługa Justyny).
Jak tak na nią patrzyłam, to sobie myślałam…. Ja jednak uwielbiam zawody i rywalizację i nie mogę z tego całkiem zrezygnować.
Na pewno więc pojadę na jakiś maraton.
Decyzji o nierobieniu generalki trzymam się i tego nie zmienię.
Ale na pewno gdzieś tam sobie pojadę. To wiem na pewno.
Dzisiaj fajnie, temperatura ok. 3, 4 stopni, wiec nie najgorzej, lekka mżawka. Troche zmarzły mi nogi.
Miałam dzisiaj śmieszny sen.
Wybrałam się na rower… ubranie, buty, kask, jade i myslę "gdzie jechać dalej" i nagle się zorientowałam, ze ok wszystko dobrze, tylko ja nie mam ze sobą… roweru:)
Jadąc dzisiaj myslałam sobie: ja jak kocham jazdę na rowerze!
Jak ja kocham sport, góry!
Jak dobrze, ze tak JEST:)
Była zima 3 lata temu.
Czas dla mnie tak ciężki, że nie chcę wspominać…
Minął na szczęście:)
Wiele zawdzięczam sobie samej i swojej walce i woli przetrwania, ale wiele też zawdzięczam Przyjaciołom i Znajomym.
Jeden z nich pozyczył mi wtedy płytę TILTU.
Słuchałam namietnie tej piosenki i wierzyłam, że to takie prorocze dla mnie słowa.
Dzisiaj mi się przypomniała, stąd … zamieszczam:)
I tą drogą też chciałam podziękować wszystkim znajomym za życzenia świąteczno-noworoczne , które docierały do mnie drogą smsową lub mailową.
Nie odpisywałam, ale nie dlatego, że nie doceniam tego, że dobrze mi życzycie.
To był taki okres… że po prostu nie mogłam.
Wybaczcie.
A teraz do rzeczy.
Miałam wielką ochotę na kilkugodzinne chodzenie po górach.
Do chwili ostatniej trwały uzgodnienia pomiędzy najbardziej zainteresowanymi co do miejsca. Mnie było w zasadzie wszystko jedno bo ja nie chciałam jeżdzić na nartach. Chciałam po prostu popatrzyć na góry i snieg.
U nas gdzieś tam na Jurasówce cos popadało, ale na Jurasówkę to mam 20 km:) , a moja obecna forma raczej po górkach na rowerze nie pozwala mi jeździć.
Wybór padł na Wierchomlę.
No i… stało się tak, ze z wielkiego chodzenia wyszła tylko godzina, a większość dnia spędziłam w pomieszczeniu , w bardzo miłym towarzystwie.
Trochę szkoda mi , ze nic z tych gór prawie nie widziałam ( tyle co podczas tej godzinki chodzenia, no i z wyciagu na Wierchomlę, bo się nim przejechałam na sam koniec)
Ale może dobrze, że nie poszłam. Ci co za bezpieczenstwo jakoś tam są odpowiedzialni czyli GOPROWCY, odradzali mi pójście, bo podobno slisko.
No a ja raków nie wziełam, bo wydawało mi się, ze raki to tylko w Tatrach.
Kilka zdjęć więc dla tych, co dawno nie widzieli gór i sniegu.
Jak ja się cieszę, że mam góry tak blisko.
Bardzo bym chciała, żeby napadało przynajmniej przez miesiąc i u nas , żebym mogła założyć biegówki i się pomęczyć.
Patrzyłam na tych co jeżdżą na nartach i bardzo im zazdroszczę, ale chyba się jednak nie odważę.
Chociaż.. nauczyłam się już, ze nie wolno mówić: nigdy..
Przekonywali mnie koledzy, ze da się, że niejeden ma podobne kłopoty z kolanem i nie tylko przecież jeździ na nartach, ale ratuje tych co wypadki mają.
No tak.. tyle, że oni te kłopoty z kolanem mieli już po tym jak się jeździć nauczyli, a ja nie potrafię jeździć.
Nie wiem czy potrafiłabym przełamać strach..o to moje nieszczęsne kolano, które od ubiegłorocznych upadków na rowerze niestety jest chyba w nieco gorszym stanie.
A dzisiaj?
Wspaniała nasza Justyna, która potrafi walczyć jak nikt inny , a mnie jej walka tak bardzo motywuje.
Motywuje do tego stopnia, że jak wróciłam dzisiaj do domu, to ani minuty się nie zastanawiałam, od razu zamieniłam ciuchy zwykłe na te rowerowe, kask na głowę i w drogę.
Dzisiaj udało mi się wyjechać za dnia.
Dawno nie jeździłam nie po ciemku.
Ale dzisiaj to było zaledwie kilka kilometrów, bo zaraz się ciemno zrobiło.
Dzisiaj trochę zwiększyłam tempo ( zasługa Justyny).
Jak tak na nią patrzyłam, to sobie myślałam…. Ja jednak uwielbiam zawody i rywalizację i nie mogę z tego całkiem zrezygnować.
Na pewno więc pojadę na jakiś maraton.
Decyzji o nierobieniu generalki trzymam się i tego nie zmienię.
Ale na pewno gdzieś tam sobie pojadę. To wiem na pewno.
Dzisiaj fajnie, temperatura ok. 3, 4 stopni, wiec nie najgorzej, lekka mżawka. Troche zmarzły mi nogi.
Miałam dzisiaj śmieszny sen.
Wybrałam się na rower… ubranie, buty, kask, jade i myslę "gdzie jechać dalej" i nagle się zorientowałam, ze ok wszystko dobrze, tylko ja nie mam ze sobą… roweru:)
Jadąc dzisiaj myslałam sobie: ja jak kocham jazdę na rowerze!
Jak ja kocham sport, góry!
Jak dobrze, ze tak JEST:)
Widok z Wierchomli© lemuriza1972
Pracują armatki:)© lemuriza1972
Gdzieś tam w lesie© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Czas 01:19
- VAVG 22.78km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 stycznia 2012
W oczekiwaniu na śnieg:)
Kaśka dalej ze mną.
Jest numerem jeden dla mnie , jeśli chodzi o polskie wokalistki i zostanie numerem jeden, bo myślę, że długo, dlugo nie pojawi się NIKT , kto będzie tak spiewał, takie teksty pisał i miał taką wrażliwość.
Po tej piosence ci co nie wierzą w Boga, to przynajmniej się zastanowią.
Prawda, że świetne słowa?
Mnie bardzo się podoba to jej bardzo zmysłowe „aha” między zwrotkami.
A ja dzisiaj znowu na rowerze.
Nie liczyłam na to specjalnie.
Postanowiłam , że na chwilę obecną to muszę mieć na każdy dzień jakiś plan sportowy.
Czuję się wreszcie dobrze, przeszły przeziębienia, bóle szyi ( no prawie), więc trzeba zacząć robić to co sprawia radość.
I nie chodzi tu o przygotowania do sezonu, bo tych nie robię.
Nie o taki plan chodzi.
Dzisiaj cały dzień padało, więc myślałam… może basen?
Ale kiedy wracałam z pracy padać przestało, więc z radością wziełam Magnusa i pojechałam.
Zrobiliśmy sobie 30 km, łatwo nie było, bo chociaż niespecjalnie zimno, to mokro i duża wilgoć, a i mżawka, a poza tym , to wiatr w pewnym momencie taki, że aż prawie postawiło mnie w miejscu.
Ale cieszę się, że byłam.
Bardzo się cieszę.
Ale i tak czekam na śnieg.
Nartki smutno stoją w kącie. Chciałabym chociaż raz wyjąć je z kąta i sobie pobiegać. Bardzo bym chciała.
Jutro pewnie odpoczynek. No chyba, ze będzie pogoda w miarę dogodna, to może na chwilę pojadę.
W piątek mam nadzieję .. góry, ale gdzie, co , jak i czy na pewno… Wyklaruję się jutro.
Bardzo bym chciała pochodzić tak do upadłego i popatrzeć na góry.
Bardzo ich potrzebuję.
P.S średnia no cóż.. niska, ale forma zimowa, a i po ciemku to nie da się za szybko po polskich drogach jeździć
- DST 30.00km
- Czas 01:29
- VAVG 20.22km/h
- VMAX 26.00km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 stycznia 2012
Pierwsze kilometry w tym roku
&feature=related
Od dwóch dni słucham znowu namiętnie „mojej” Kaśki.
Ela napisała mi: ale ona taka depresyjna…
No tak .. depresyjna… ale jednocześnie w tym wszystkim.. taka prawdziwa.
Tak uczciwa do bólu i mam wrazenie jak na nią patrzę i jej słucham, ze niczego nie udaje. Taka po prostu jest. Tak po prostu czuje.
To tyle o Kaśce:)
Przyszłam z pracy, obejrzałam Tour de Ski, zatęskniłam za sportem, za tym zmęczeniem, wolnością, którą sport daje.. wszystkim.
Ale leżałam na łóżku i myslałam: nie Iza, jeszcze nie, nie masz siły, nie masz ochoty, jeszcze nie teraz…
A potem jakiś impuls.. jakaś myśl: Iza.. właśnie teraz, teraz jest ten moment, że bardzo tego potrzebujesz. I to jest coś co może pomóc.
Dzisiaj wtorek.. a więc basen… ale ja pomyslałam: nie… nie basen, potrzeba mi powietrza, przestrzeni.
Sparawdziłam mojego Magnusa, niezawodnego.
Tak o nim dzisiaj pomyślałam: mój niezawodny Przyjaciel… w sumie raz mnie tylko zawiódł.. w Istebnej… ale w gruncie rzeczy może to ja go zawiodłam, bo to ja popełniłam ten nieszczęsny błąd na zakręcie…
Magnus brudny, powietrze z kół trochę uszło, ale poza tym ok.
No więc ciepłe ciuchy i.. pierwsze kilometry w tym roku. Mam nadzieję, że nie ostatnie.
Z każdym kilometrem .. było mi lepiej.
Duzo lepiej.
Usmiechnełam się do siebie, pomyślałam: Iza… masz przecież rower, zapomniałaś? Zawsze pomagał, zawsze, w najbardziej trudnych i dramatycznych momentach, był na wyciągnięcie ręki i działał jak najlepszy antydepresant.
W sumie ja nie zapomniałam… ale.. sił brakowało, tych fizycznych i tych psychicznych. Czasem tak jest.
Dzisiaj cos się odblokowało.
Przypomniało mi się jedno zdanie z ksiazki Beaty Pawlikowskiej: szkoda marnować energię na smutki, lepiej ją wykorzystać inaczej.
Przypomniałam sobie jak pisała… Przyjaciel , kiedy masz cięzki czas, nie dołuje cię, pomaga , pociesza. Bądź dla siebie najlepszym przyjacielem, nie dołuj się. Pociesz samą siebie.
Jechałam i myślałam… no nie będę żadnej generalki robić, ale pojadę sobie na jakis maraton. Na pewno pojadę.
Na pewno do Piwnicznej, bo góry mi bliskie, na wyciągnięcie ręki , może na jakieś Cyklo, może na SLR, jeśli czas i finanse pozwolą.
Tak dla czystej zabawy.. niczego więcej.
Powiedziałam też Mirkowi, że będę chciała jechać na Odyseję, bo to była przednia zabawa. Tyle ze na długi dystans.
Tak więc będę sobie w weekendy robić bardzooooo długiiiieee trasy.
A dzisiaj?
Dzisiaj niewiele kilometrów, ale niestety chociaż temperatura na plusie, to jednak trochę zmarzłam. Poza tym wpakowałam się w jeden odcinek gdzie buduja autostradę i straszne błoto, że przyjechałam.. ublocona od stóp do głow. Nawet kask nadaje się do mycia.
Myślałam jak tez dzisiaj by się podjeżdzało, bo w ciagu ostatnich dwóch tygodni straciłam .. 4 kilogramy.
Jechało.. się dosyć dobrze i myślę, że w miarę szybko jak na te egipskie ciemności i moje słabe oświetlenie.
A w weekend będę chciała iść w góry.
MUSZĘ IŚĆ W GÓRY.
Tym razem nie Tatry, będzie coś bliższego, ale co… jeszcze nie wiem.
Od dwóch dni słucham znowu namiętnie „mojej” Kaśki.
Ela napisała mi: ale ona taka depresyjna…
No tak .. depresyjna… ale jednocześnie w tym wszystkim.. taka prawdziwa.
Tak uczciwa do bólu i mam wrazenie jak na nią patrzę i jej słucham, ze niczego nie udaje. Taka po prostu jest. Tak po prostu czuje.
To tyle o Kaśce:)
Przyszłam z pracy, obejrzałam Tour de Ski, zatęskniłam za sportem, za tym zmęczeniem, wolnością, którą sport daje.. wszystkim.
Ale leżałam na łóżku i myslałam: nie Iza, jeszcze nie, nie masz siły, nie masz ochoty, jeszcze nie teraz…
A potem jakiś impuls.. jakaś myśl: Iza.. właśnie teraz, teraz jest ten moment, że bardzo tego potrzebujesz. I to jest coś co może pomóc.
Dzisiaj wtorek.. a więc basen… ale ja pomyslałam: nie… nie basen, potrzeba mi powietrza, przestrzeni.
Sparawdziłam mojego Magnusa, niezawodnego.
Tak o nim dzisiaj pomyślałam: mój niezawodny Przyjaciel… w sumie raz mnie tylko zawiódł.. w Istebnej… ale w gruncie rzeczy może to ja go zawiodłam, bo to ja popełniłam ten nieszczęsny błąd na zakręcie…
Magnus brudny, powietrze z kół trochę uszło, ale poza tym ok.
No więc ciepłe ciuchy i.. pierwsze kilometry w tym roku. Mam nadzieję, że nie ostatnie.
Z każdym kilometrem .. było mi lepiej.
Duzo lepiej.
Usmiechnełam się do siebie, pomyślałam: Iza… masz przecież rower, zapomniałaś? Zawsze pomagał, zawsze, w najbardziej trudnych i dramatycznych momentach, był na wyciągnięcie ręki i działał jak najlepszy antydepresant.
W sumie ja nie zapomniałam… ale.. sił brakowało, tych fizycznych i tych psychicznych. Czasem tak jest.
Dzisiaj cos się odblokowało.
Przypomniało mi się jedno zdanie z ksiazki Beaty Pawlikowskiej: szkoda marnować energię na smutki, lepiej ją wykorzystać inaczej.
Przypomniałam sobie jak pisała… Przyjaciel , kiedy masz cięzki czas, nie dołuje cię, pomaga , pociesza. Bądź dla siebie najlepszym przyjacielem, nie dołuj się. Pociesz samą siebie.
Jechałam i myślałam… no nie będę żadnej generalki robić, ale pojadę sobie na jakis maraton. Na pewno pojadę.
Na pewno do Piwnicznej, bo góry mi bliskie, na wyciągnięcie ręki , może na jakieś Cyklo, może na SLR, jeśli czas i finanse pozwolą.
Tak dla czystej zabawy.. niczego więcej.
Powiedziałam też Mirkowi, że będę chciała jechać na Odyseję, bo to była przednia zabawa. Tyle ze na długi dystans.
Tak więc będę sobie w weekendy robić bardzooooo długiiiieee trasy.
A dzisiaj?
Dzisiaj niewiele kilometrów, ale niestety chociaż temperatura na plusie, to jednak trochę zmarzłam. Poza tym wpakowałam się w jeden odcinek gdzie buduja autostradę i straszne błoto, że przyjechałam.. ublocona od stóp do głow. Nawet kask nadaje się do mycia.
Myślałam jak tez dzisiaj by się podjeżdzało, bo w ciagu ostatnich dwóch tygodni straciłam .. 4 kilogramy.
Jechało.. się dosyć dobrze i myślę, że w miarę szybko jak na te egipskie ciemności i moje słabe oświetlenie.
A w weekend będę chciała iść w góry.
MUSZĘ IŚĆ W GÓRY.
Tym razem nie Tatry, będzie coś bliższego, ale co… jeszcze nie wiem.
- DST 24.00km
- Czas 01:09
- VAVG 20.87km/h
- VMAX 26.00km/h
- Temperatura 3.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze