Niedziela, 8 stycznia 2012
Wierchomla i .. rower:)
&feature=related
Była zima 3 lata temu.
Czas dla mnie tak ciężki, że nie chcę wspominać…
Minął na szczęście:)
Wiele zawdzięczam sobie samej i swojej walce i woli przetrwania, ale wiele też zawdzięczam Przyjaciołom i Znajomym.
Jeden z nich pozyczył mi wtedy płytę TILTU.
Słuchałam namietnie tej piosenki i wierzyłam, że to takie prorocze dla mnie słowa.
Dzisiaj mi się przypomniała, stąd … zamieszczam:)
I tą drogą też chciałam podziękować wszystkim znajomym za życzenia świąteczno-noworoczne , które docierały do mnie drogą smsową lub mailową.
Nie odpisywałam, ale nie dlatego, że nie doceniam tego, że dobrze mi życzycie.
To był taki okres… że po prostu nie mogłam.
Wybaczcie.
A teraz do rzeczy.
Miałam wielką ochotę na kilkugodzinne chodzenie po górach.
Do chwili ostatniej trwały uzgodnienia pomiędzy najbardziej zainteresowanymi co do miejsca. Mnie było w zasadzie wszystko jedno bo ja nie chciałam jeżdzić na nartach. Chciałam po prostu popatrzyć na góry i snieg.
U nas gdzieś tam na Jurasówce cos popadało, ale na Jurasówkę to mam 20 km:) , a moja obecna forma raczej po górkach na rowerze nie pozwala mi jeździć.
Wybór padł na Wierchomlę.
No i… stało się tak, ze z wielkiego chodzenia wyszła tylko godzina, a większość dnia spędziłam w pomieszczeniu , w bardzo miłym towarzystwie.
Trochę szkoda mi , ze nic z tych gór prawie nie widziałam ( tyle co podczas tej godzinki chodzenia, no i z wyciagu na Wierchomlę, bo się nim przejechałam na sam koniec)
Ale może dobrze, że nie poszłam. Ci co za bezpieczenstwo jakoś tam są odpowiedzialni czyli GOPROWCY, odradzali mi pójście, bo podobno slisko.
No a ja raków nie wziełam, bo wydawało mi się, ze raki to tylko w Tatrach.
Kilka zdjęć więc dla tych, co dawno nie widzieli gór i sniegu.
Jak ja się cieszę, że mam góry tak blisko.
Bardzo bym chciała, żeby napadało przynajmniej przez miesiąc i u nas , żebym mogła założyć biegówki i się pomęczyć.
Patrzyłam na tych co jeżdżą na nartach i bardzo im zazdroszczę, ale chyba się jednak nie odważę.
Chociaż.. nauczyłam się już, ze nie wolno mówić: nigdy..
Przekonywali mnie koledzy, ze da się, że niejeden ma podobne kłopoty z kolanem i nie tylko przecież jeździ na nartach, ale ratuje tych co wypadki mają.
No tak.. tyle, że oni te kłopoty z kolanem mieli już po tym jak się jeździć nauczyli, a ja nie potrafię jeździć.
Nie wiem czy potrafiłabym przełamać strach..o to moje nieszczęsne kolano, które od ubiegłorocznych upadków na rowerze niestety jest chyba w nieco gorszym stanie.
A dzisiaj?
Wspaniała nasza Justyna, która potrafi walczyć jak nikt inny , a mnie jej walka tak bardzo motywuje.
Motywuje do tego stopnia, że jak wróciłam dzisiaj do domu, to ani minuty się nie zastanawiałam, od razu zamieniłam ciuchy zwykłe na te rowerowe, kask na głowę i w drogę.
Dzisiaj udało mi się wyjechać za dnia.
Dawno nie jeździłam nie po ciemku.
Ale dzisiaj to było zaledwie kilka kilometrów, bo zaraz się ciemno zrobiło.
Dzisiaj trochę zwiększyłam tempo ( zasługa Justyny).
Jak tak na nią patrzyłam, to sobie myślałam…. Ja jednak uwielbiam zawody i rywalizację i nie mogę z tego całkiem zrezygnować.
Na pewno więc pojadę na jakiś maraton.
Decyzji o nierobieniu generalki trzymam się i tego nie zmienię.
Ale na pewno gdzieś tam sobie pojadę. To wiem na pewno.
Dzisiaj fajnie, temperatura ok. 3, 4 stopni, wiec nie najgorzej, lekka mżawka. Troche zmarzły mi nogi.
Miałam dzisiaj śmieszny sen.
Wybrałam się na rower… ubranie, buty, kask, jade i myslę "gdzie jechać dalej" i nagle się zorientowałam, ze ok wszystko dobrze, tylko ja nie mam ze sobą… roweru:)
Jadąc dzisiaj myslałam sobie: ja jak kocham jazdę na rowerze!
Jak ja kocham sport, góry!
Jak dobrze, ze tak JEST:)
Była zima 3 lata temu.
Czas dla mnie tak ciężki, że nie chcę wspominać…
Minął na szczęście:)
Wiele zawdzięczam sobie samej i swojej walce i woli przetrwania, ale wiele też zawdzięczam Przyjaciołom i Znajomym.
Jeden z nich pozyczył mi wtedy płytę TILTU.
Słuchałam namietnie tej piosenki i wierzyłam, że to takie prorocze dla mnie słowa.
Dzisiaj mi się przypomniała, stąd … zamieszczam:)
I tą drogą też chciałam podziękować wszystkim znajomym za życzenia świąteczno-noworoczne , które docierały do mnie drogą smsową lub mailową.
Nie odpisywałam, ale nie dlatego, że nie doceniam tego, że dobrze mi życzycie.
To był taki okres… że po prostu nie mogłam.
Wybaczcie.
A teraz do rzeczy.
Miałam wielką ochotę na kilkugodzinne chodzenie po górach.
Do chwili ostatniej trwały uzgodnienia pomiędzy najbardziej zainteresowanymi co do miejsca. Mnie było w zasadzie wszystko jedno bo ja nie chciałam jeżdzić na nartach. Chciałam po prostu popatrzyć na góry i snieg.
U nas gdzieś tam na Jurasówce cos popadało, ale na Jurasówkę to mam 20 km:) , a moja obecna forma raczej po górkach na rowerze nie pozwala mi jeździć.
Wybór padł na Wierchomlę.
No i… stało się tak, ze z wielkiego chodzenia wyszła tylko godzina, a większość dnia spędziłam w pomieszczeniu , w bardzo miłym towarzystwie.
Trochę szkoda mi , ze nic z tych gór prawie nie widziałam ( tyle co podczas tej godzinki chodzenia, no i z wyciagu na Wierchomlę, bo się nim przejechałam na sam koniec)
Ale może dobrze, że nie poszłam. Ci co za bezpieczenstwo jakoś tam są odpowiedzialni czyli GOPROWCY, odradzali mi pójście, bo podobno slisko.
No a ja raków nie wziełam, bo wydawało mi się, ze raki to tylko w Tatrach.
Kilka zdjęć więc dla tych, co dawno nie widzieli gór i sniegu.
Jak ja się cieszę, że mam góry tak blisko.
Bardzo bym chciała, żeby napadało przynajmniej przez miesiąc i u nas , żebym mogła założyć biegówki i się pomęczyć.
Patrzyłam na tych co jeżdżą na nartach i bardzo im zazdroszczę, ale chyba się jednak nie odważę.
Chociaż.. nauczyłam się już, ze nie wolno mówić: nigdy..
Przekonywali mnie koledzy, ze da się, że niejeden ma podobne kłopoty z kolanem i nie tylko przecież jeździ na nartach, ale ratuje tych co wypadki mają.
No tak.. tyle, że oni te kłopoty z kolanem mieli już po tym jak się jeździć nauczyli, a ja nie potrafię jeździć.
Nie wiem czy potrafiłabym przełamać strach..o to moje nieszczęsne kolano, które od ubiegłorocznych upadków na rowerze niestety jest chyba w nieco gorszym stanie.
A dzisiaj?
Wspaniała nasza Justyna, która potrafi walczyć jak nikt inny , a mnie jej walka tak bardzo motywuje.
Motywuje do tego stopnia, że jak wróciłam dzisiaj do domu, to ani minuty się nie zastanawiałam, od razu zamieniłam ciuchy zwykłe na te rowerowe, kask na głowę i w drogę.
Dzisiaj udało mi się wyjechać za dnia.
Dawno nie jeździłam nie po ciemku.
Ale dzisiaj to było zaledwie kilka kilometrów, bo zaraz się ciemno zrobiło.
Dzisiaj trochę zwiększyłam tempo ( zasługa Justyny).
Jak tak na nią patrzyłam, to sobie myślałam…. Ja jednak uwielbiam zawody i rywalizację i nie mogę z tego całkiem zrezygnować.
Na pewno więc pojadę na jakiś maraton.
Decyzji o nierobieniu generalki trzymam się i tego nie zmienię.
Ale na pewno gdzieś tam sobie pojadę. To wiem na pewno.
Dzisiaj fajnie, temperatura ok. 3, 4 stopni, wiec nie najgorzej, lekka mżawka. Troche zmarzły mi nogi.
Miałam dzisiaj śmieszny sen.
Wybrałam się na rower… ubranie, buty, kask, jade i myslę "gdzie jechać dalej" i nagle się zorientowałam, ze ok wszystko dobrze, tylko ja nie mam ze sobą… roweru:)
Jadąc dzisiaj myslałam sobie: ja jak kocham jazdę na rowerze!
Jak ja kocham sport, góry!
Jak dobrze, ze tak JEST:)
Widok z Wierchomli© lemuriza1972
Pracują armatki:)© lemuriza1972
Gdzieś tam w lesie© lemuriza1972
- DST 30.00km
- Czas 01:19
- VAVG 22.78km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Pozytywny kawałek...
Słuchaj tego nadal, bo tak będzie:) kundello21 - 08:02 poniedziałek, 9 stycznia 2012 | linkuj
Słuchaj tego nadal, bo tak będzie:) kundello21 - 08:02 poniedziałek, 9 stycznia 2012 | linkuj
O rany, jak pięknie... :)
Góry i towarzystwo osób, z którymi chce się posiedzieć to genialne połączenie :) alistar - 19:44 niedziela, 8 stycznia 2012 | linkuj
Góry i towarzystwo osób, z którymi chce się posiedzieć to genialne połączenie :) alistar - 19:44 niedziela, 8 stycznia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!