Wtorek, 26 kwietnia 2016
Blachodachówka..
Dzisiaj jazda ekstremalna z Panią Krystyną.
Po pierwsze ekstremalna ponieważ wreszcie uruchomiłam po 5 miesięcznej przerwie KTM-a (cóż za radość, co za przyjemność… Magnus jednak , wybacz mi Magnusie, w zderzeniu z KTM-em jest trochę toporny, a tutaj jak zahamowałam, to aż miło.. chociaż przecież hamulce w KTM-ie nie są z górnej półki), Pani Krystyna również można powiedzieć na nowym sprzęcie, z nowym siodełkiem, amortyzatorem w Treku. Z tej okazji ekstremalnie wyruszyłyśmy na .. asfalt.
Po drugie jazda była mocno ekstremalna ponieważ prędkości osiągałysmy przyprawiające o zawrót głowy. Gdyby policja dawała mandaty za zbyt wolną jazdę bikerów – byłybyśmy dzisiaj pierwszorzędnymi kandydatkami. Był jednak jeden moment chwały, jaśniejszy punkt naszej jazdy. Można powiedzieć nawet – bardzo jasny.
Ale o tym potem.
Wyruszyłyśmy spod „Kapliczki na sprzedaż” w kierunku bliżej nieokreślonym. Bez celu wyraźnego. Trasa miała się jakoś „ułożyć”. W trakcie. Kiedy dojechałyśmy do niebieskiego naddunajcowego, Pani Krystyna powiedziała, że się jej nie chcę wspinać (a ja przecież tak marzyłam o Golgocie!) i pojechałyśmy w kierunku Zakliczyna, a konkretnie Lusławic.
I tutaj nastąpił ten niezmiernie jasny moment dzisiejszej jazdy. Wyprzedził nas najpierw jakiś chłopiec korzystający ze wspomagania wozu technicznego (może przygotowania do Wyścigu, który wkrótce ma zawitać w te okolice?), a potem jakiś śmiałek na całkiem dobrym rowerze, w dziwnym ubiorze ala motocrossowiec. Pani Krystyna pokręciła przecząco głową. Że nie, że nie tym razem, że nie da się podpuścić. Pokornie spuściłam głowę, by zaraz ją podnieść. Zobaczyłam bowiem, że chłopiec zmęczył się, nieco zwolnił, widocznie uspokojony tym, że nie podążamy za nim w bliskiej odległości. No więc zaczęłam pedałować mocniej i dojechałam do niego. Czas jakiś jechałam za nim celowo nie wyprzedzając, aż dojechała Pani Krystyna, spojrzałam na nią i.. wyprzedziłyśmy młodziana bez litości. Oto jaśniejszy punkt dzisiejszej jazdy. Na więcej stać nas nie było:). Na nasze szczęście młodzian skręcił, bo mogłybyśmy tego nie przeżyć.
Dojechałysmy do Europejskiego Centrum Muzyki w Lusławicach, w którym to Centrum niebawem będziemy na koncercie i już nie mogę się doczekać! I które to Centrum jako jedyny obiekt architektoniczny z naszych okolic, znalazło się w najnowszej książce Filipa Springera „Księga zachwytów”. Książkę kupiłam, ale po przeczytaniu jednej z recenzji, byłam nastawiona nieco sceptycznie, ale…. czyta się dobrze, jak to Springera, jest wiele ciekawych rzeczy o ciekawych budynkach w Polsce. Odkąd czytam Springera zupełnie inaczej patrzę na architektoniczną rzeczywistość co dzisiaj bardzo się uwidoczniło:).
Powrót przez Lubinkę podjazdem od Janowic. I rozmowy. O dachach, dachówkach, blachodachówkach i tym podobnych.
„ A to jest dachówka, tak, to jest taki rodzaj dachówki typu orzeł (czy jakoś tak to było) bitumicznej” – na to stwierdzenie Pani Krystyny (pytałam o jednen dach), parsknęłam śmiechem i powiedziałam:
- Gdyby ktoś usłyszał te nasze rozmowy podczas jazdy na rowerze…
Filip Springer byłby z nas dumny.
Żaden dach godzien uwagi nie zostaje przez nas pominięty, żaden dach pokryty wstrętną blachodachówką nie pozostaje niezauważony i skomentowany.
A tak poza tym piękne widoki dzisiaj, i piękne światło.
Po pierwsze ekstremalna ponieważ wreszcie uruchomiłam po 5 miesięcznej przerwie KTM-a (cóż za radość, co za przyjemność… Magnus jednak , wybacz mi Magnusie, w zderzeniu z KTM-em jest trochę toporny, a tutaj jak zahamowałam, to aż miło.. chociaż przecież hamulce w KTM-ie nie są z górnej półki), Pani Krystyna również można powiedzieć na nowym sprzęcie, z nowym siodełkiem, amortyzatorem w Treku. Z tej okazji ekstremalnie wyruszyłyśmy na .. asfalt.
Po drugie jazda była mocno ekstremalna ponieważ prędkości osiągałysmy przyprawiające o zawrót głowy. Gdyby policja dawała mandaty za zbyt wolną jazdę bikerów – byłybyśmy dzisiaj pierwszorzędnymi kandydatkami. Był jednak jeden moment chwały, jaśniejszy punkt naszej jazdy. Można powiedzieć nawet – bardzo jasny.
Ale o tym potem.
Wyruszyłyśmy spod „Kapliczki na sprzedaż” w kierunku bliżej nieokreślonym. Bez celu wyraźnego. Trasa miała się jakoś „ułożyć”. W trakcie. Kiedy dojechałyśmy do niebieskiego naddunajcowego, Pani Krystyna powiedziała, że się jej nie chcę wspinać (a ja przecież tak marzyłam o Golgocie!) i pojechałyśmy w kierunku Zakliczyna, a konkretnie Lusławic.
I tutaj nastąpił ten niezmiernie jasny moment dzisiejszej jazdy. Wyprzedził nas najpierw jakiś chłopiec korzystający ze wspomagania wozu technicznego (może przygotowania do Wyścigu, który wkrótce ma zawitać w te okolice?), a potem jakiś śmiałek na całkiem dobrym rowerze, w dziwnym ubiorze ala motocrossowiec. Pani Krystyna pokręciła przecząco głową. Że nie, że nie tym razem, że nie da się podpuścić. Pokornie spuściłam głowę, by zaraz ją podnieść. Zobaczyłam bowiem, że chłopiec zmęczył się, nieco zwolnił, widocznie uspokojony tym, że nie podążamy za nim w bliskiej odległości. No więc zaczęłam pedałować mocniej i dojechałam do niego. Czas jakiś jechałam za nim celowo nie wyprzedzając, aż dojechała Pani Krystyna, spojrzałam na nią i.. wyprzedziłyśmy młodziana bez litości. Oto jaśniejszy punkt dzisiejszej jazdy. Na więcej stać nas nie było:). Na nasze szczęście młodzian skręcił, bo mogłybyśmy tego nie przeżyć.
Dojechałysmy do Europejskiego Centrum Muzyki w Lusławicach, w którym to Centrum niebawem będziemy na koncercie i już nie mogę się doczekać! I które to Centrum jako jedyny obiekt architektoniczny z naszych okolic, znalazło się w najnowszej książce Filipa Springera „Księga zachwytów”. Książkę kupiłam, ale po przeczytaniu jednej z recenzji, byłam nastawiona nieco sceptycznie, ale…. czyta się dobrze, jak to Springera, jest wiele ciekawych rzeczy o ciekawych budynkach w Polsce. Odkąd czytam Springera zupełnie inaczej patrzę na architektoniczną rzeczywistość co dzisiaj bardzo się uwidoczniło:).
Powrót przez Lubinkę podjazdem od Janowic. I rozmowy. O dachach, dachówkach, blachodachówkach i tym podobnych.
„ A to jest dachówka, tak, to jest taki rodzaj dachówki typu orzeł (czy jakoś tak to było) bitumicznej” – na to stwierdzenie Pani Krystyny (pytałam o jednen dach), parsknęłam śmiechem i powiedziałam:
- Gdyby ktoś usłyszał te nasze rozmowy podczas jazdy na rowerze…
Filip Springer byłby z nas dumny.
Żaden dach godzien uwagi nie zostaje przez nas pominięty, żaden dach pokryty wstrętną blachodachówką nie pozostaje niezauważony i skomentowany.
A tak poza tym piękne widoki dzisiaj, i piękne światło.
Błonie © Iza
Błonie 2 © Iza
Po drodze - niebieski naddunajcowy © Iza
Znalezione po drodze © Iza
W drodze powrotnej © Iza
Lubinka © Iza
- DST 56.00km
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!