Niedziela, 15 czerwca 2014
LIWOCZ
Dla tego wyjazdu poświęciłam nocny mecz Włochów z Anglikami (a podobno był rewelacyjny).
No cóż.. trzeba było dzisiaj wstać przed 8 i być dobrze wyspaną bo.. droga długa jest:).
Jakiś czas temu po zrobieniu pierwszej „setki” w tym sezonie, napisałam, że być może jest ona ostatnią, bo tak długie trasy jestem w stanie robić tylko po asfalcie, a na jazdy asfaltowe długie to raczej szkoda mi czasu w weekendy ( no a tygodniu nie ma na nie czasu). Bardzo się myliłam, bo dzisiejsza trasa w dużej mierze była terenową, ze sporym przewyższeniem (Krysia twierdzi, że ok 2000m. Jest to możliwe). Do tego w terenie sucho nie było, a jak nie jest sucho to wiadomo, że jeździ się ciężej. Tak sobie siedzę teraz.. wykąpana ( ale ze zmęczenia z wanny ledwie wyszłam), w moim nowych kompresyjnych skarpetach, podjadając cukierki ( bez wyrzutów sumienia), pijąc czerwone wino rumuńskie (bardzo dobre, polecam) i tak sobie myślę: jakim cudem objechałam tę trasę? Nie wiem. Widocznie człowiek rzeczywiście do końca nie zna swoich możliwości.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz jednego dnia spędziłam w siodełku 7 godzin i 26 minut. I czy w ogóle spędziłam. Pamiętam maratony, które jechałam 6,5 h, ale czy jakakolwiek moja wycieczkowa jazda tyle trwała. Chyba nie.
Do wycieczki na Liwocz podchodziłam sceptycznie. Wiedziałam, że to trasa ponad 100 km. Owszem byłam na Liwoczu, podczas maratonu w Jaśle, raz na wycieczce, ale wtedy autem dojeżdżaliśmy do Kołaczyc. Zupełnie inna bajka.
Dałam się jednak namówić Pani Krystynie.
Ekipa zebrała się mocna: Marcin Be, Pan Adam, Pani Krystyna, Marcin, Staszek, Paweł Szubert.
Przez chwilę (do Marcinki) jechał z nami Krzysiek Labudu. Dojechał pod kościół w Zawadzie i pojechał kibicować bratu podczas startu w Pucharze Tarnowa.
Zaczęliśmy podjazdem na Marcinkę. Potem Trzemesna, Zalasowa (fragmenty z trasy maratonu tarnowskiego) i podjazd na Brzankę od Stalbomatu. Tam odbijamy w lewo i zaczyna się podjeżdżanie, zjeżdżanie, podjeżdżanie… i tak będzie aż do Liwocza. Leśne fragmenty bardzo fajne ( żółty szlak pieszy na Liwocz). Z racji tego, że dość dużo błotka i kałuż, można było poćwiczyć technikę jazdy. Bardzo mi się podobało na tych mokrych, leśnych odcinkach. Zjeżdżało mi się bardzo fajnie. Zasługa to zapewne Foxa, ale i tego, że po trzech niełatwych zjazdowo maratonach bardzo ze zjeżdżaniem się osowiłam, nie ma strachu, nie ma oporów, jest dość spora płynność i pewność. Fajnie.
Do 60 km jechało mi się dość dobrze, aż byłam zdziwiona, bo tempo aż takie wycieczkowe nie było. Śmiem twierdzić nawet, ze było trochę gorzej niż na maratonie, ponieważ jak już osłabłam (a było to do przewidzenia, bo nie jestem przyzwczajona do jazdy tak długich tras), to musiałam się bardzo spinać, żeby mi grupa zbyt daleko nie odjechała, bo tempo było słuszne. Na na maratonie to mam strzałki i jak nie mam siły, to mogę się toczyć. Do mety trafię. No a tutaj? Jakbym ich zgubiła to wesoło by nie było.
Momentami było niestety zimno. Dziwnie to brzmi, po tylu dniach straszliwych upałów, ale tak właśnie było. Podjazd na Liwocz kondycyjnie wyczerpujący. Dużo trudniejszy niż ten maratonowy. Momentami musiałam się bardzo „spinać” żeby nie spać z roweru. Liwocz został zdobyty.
Potem zjazd z Liwocza ( to jest dosyć fajny zjazd, sprawia dużo przyjemności, a jeszcze dzisiaj jak był mokry, to wymagał lepszej zjazdowej dyspozycji). No i jazda dalej. Tym razem na Brzankę żółtym pieszym szlakiem. Kawałek też niełatwego podjeżdżania. W schronisku na Brzance bufet ( jak dobrze, bo już nic do jedzenia nie miałam, nie było po drodze ani jednego sklepu, Krysia ratowała mnie batonem). Zjazd z Brzanki maratonowy( z ostatniego maratonu tarnowskiego czyli z tym dość stromym kawałkiem na końcówce, Trochę się go obawiałam, bo nie jechałam go jeszcze „na mokro”, no ale udało się:).. Potem kawałek trasą maratonu, zjazd do Tuchowa i już asfaltem do Pleśnej i do domu.
Cóż… podczas jazdy miałam momenty zwątpienia (myśli szły złe w kierunku Pana Adama:))., bo było ciężko. Teraz cieszę się, że dałam radę ( pomimo tego, ze w tym roku takich długich jazd mam na koncie jak na lekarstwo).
Pani Krystyna jak to Pani Krystyna im dalej tym lepiej jechała. Zazdroszę jej tej wytrzymałości. Cóż.. lata wspinania się, geny zapewne i lata jazdy na giga robią swoje. Myślę, ze wielu facetów z Tarnowa i okolic nie dałoby jej rady na takim dystansie.
Znowu wykonaliśmy kawał solidnej nikomu niepotrzebnej roboty:).
Nietety bardzo mało zdjęć. Narzucając takie a nie inne tempo, po prostu nie dali mi szans żeby mogła się wykazać jako fotograf.
A w tle... nasz dawny sponsor © lemuriza1972
Marcin jakiś taki niewyraźny © lemuriza1972
Adam też niewyraźny © lemuriza1972
Gdzieś po drodze © lemuriza1972
Hodowla danieli w drodze na Brzankę © lemuriza1972
Na Liwoczu © lemuriza1972
Dzisiejsza ekipa © lemuriza1972
- DST 123.00km
- Teren 65.00km
- Czas 07:26
- VAVG 16.55km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
no to pewnie to tylko serek alivio był i się nie chwalił :P
labudu - 21:03 poniedziałek, 16 czerwca 2014 | linkuj
a były ogóreczki XT serwowane przez Marcina Be?
labudu - 14:52 poniedziałek, 16 czerwca 2014 | linkuj
Gdzie jest Krzyż ?! Wiadomo, powinien być na Liwoczu :D Bardzo fajne tereny do jazdy, szczególnie żółty szlak.
miciu22 - 18:55 niedziela, 15 czerwca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!