Piątek, 12 lutego 2010
ścianka a własciwie ściana:)
Marzenia są po to żeby się spełniały.
Dzisiaj spełniło się moje kolejne marzenie.
Kilka lat temu obejrzałam w Tarnowie Puchar Swiata we wspinaczce. Byłam pod wielkim wrazeniem jak ci ludzie sie wspinają a raczej wbiegają na te ściankę. Wygrała wówczas tarnowianka Edyta Ropek, zdobywczyni Pucharu Świata w ub roku.
I pomyślałam wtedy.. chciałabym kiedys spróbować.. zobaczyć jak to jest.
Ale bałam sie o swoje chore kolano.. ze nie da rady a przecież nie tylko ręce tu pracują ale też nogi.
Jak zobaczyłam dzisiaj tę ścianę.. to o mało nie zemdlałam z wrażenia.
Tak wielka... olbrzymia, wysoka...
Pomyślałam: w zyciu na nią nie wejdę.. nie dam rady przecież..Mam wejśc tam do góry... a jak spadnę..tak wysoko przecież...
To pierwsze wejście było trudne.. w pewnym momencie poczułam grozę.. jak nie bardzo mogłam znaleźć następny chwyt... i kiedy bezradnie popatrzyłam w dół i zrozumiałam , ze wiszę jakies 20 m na ziemią.. słabo mi sie zrobiło.
No ale nie mam w zwyczaju się poddawać... tak tylko mrucze sobie, ze nie mogę, ze nie dam rady, ale to jest bardziej taki element motywujący.. im bardziej marudzę tym bardziej to moje drugie "ja" to bardziej waleczne, chce pokazać temu marudzącemu kto tu rządzi.
No i udało sie wejść:) Jaka radość! Jakie szczeście!!!
ale to naprawde nie jest łatwe! Oprócz siły trzeba jeszcze duzo zwinności, gibkości. Na szczęscie w koncu trenowałam siatkówkę i cos tam jeszcze tej gibkości i zwinnosci chyba zostało.
Siły miałam, ręce jeszcze nie bolały, ale bałam sie podnosić tę moją nogę bez więzadła wysoko, a czasem trzeba było podnieść wysoko, zeby wejść do góry.
W miedzyczasie poodbijałam sobie troche piłkę bo na sali odbywał sie siatkarski trening .
Cudownie było mieć piłke w palcach znowu:).
I to taką fajną nowiutką MIkasę. Tyle, ze chyba niepotrzebnie dodatkowo zmeczyłam ręce przed kolejnymi wejściami.
Oczywiście droga , którą wchodziłysmy to taka najłatwiejsza była.
Potem poszłysmy na trochę trudniejszą ( mniej chwytów), ale o dziwo wchodziło mi sie łatwiej. Moze dlatego ze juz było po tym strachu , który mnie troche dopadł przy pierwszym wchodzeniu.
Za trzecim razem ręce były trochę zmeczone i był moment ze myslałam ze odpadnę od ścianki, ale jakos udało mi sie jeszcze trochę sił wykrzesać i poszło:)
Czwarte wejście było razem z zejściem i okazało się ze zejście było trudniejsze niz wejscie. Naprawde!!!
no tak... przeciez we wszystkich ksiązkach o Everescie, ktore czytałam wyraznie jest napisane.. ze prawdziwą sztuką jest bezpiecznie zejść:)
Ręce czuje do teraz , nieznacznie się trzesą...
Jakie to dziwne uczucie kiedy sie jest tak przylepionym do ściany... nie bardzo jest za co chwycić, rece juz bolą.. głowa intensywnie pracuje i mysli jak by tu złapac nastepny chwyt a on jest wysoko, o wiele za wysoko, wiec trzeba wybrac inny wariant.. trzeba podnieść nogę bardzo, bardzo wysoko.. tak wysoko ze czasem wydaje sie to niemożliwe i wtedy juz jest blizej do tego niemozliwego chwytu
ale super!!! Czuję , że żyję, czuję ze sie zmeczyłam, ze mięsnie pracowały.
Fantastyczny sport.
Wiec myślę, ze to nie był mój ostatni raz.
Trudny sport, szacunek wielki dla wszystkich, którzy sie wspinają.. zwłaszcza w skałach. Tutaj są chwyty, a w skałach.. nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Piekna sprawa naprawdę!
w miedzyczasie zrobiłam sobie jeszcze 100 brzuszków i 20 grzbietów i trochę cwiczen na brzuch wisząc na drabince.
Fajnie byłoby miec drabinkę w domu:).
Była z nami jeszcze Andżelika. Krysia przyniosła specjalne buty ( musza być za małe) , rzeczywisce jak sie człowiek wspina to w ogóle tego nie czuje.
Ufff.. ale emocje...
Specjalne podziękowania dla naszej tarnowskiej superbikerki Krysi, ze znalazła dla nas czas i wprowadziła w tajniki wspinaczki!!!
Dzisiaj spełniło się moje kolejne marzenie.
Kilka lat temu obejrzałam w Tarnowie Puchar Swiata we wspinaczce. Byłam pod wielkim wrazeniem jak ci ludzie sie wspinają a raczej wbiegają na te ściankę. Wygrała wówczas tarnowianka Edyta Ropek, zdobywczyni Pucharu Świata w ub roku.
I pomyślałam wtedy.. chciałabym kiedys spróbować.. zobaczyć jak to jest.
Ale bałam sie o swoje chore kolano.. ze nie da rady a przecież nie tylko ręce tu pracują ale też nogi.
Jak zobaczyłam dzisiaj tę ścianę.. to o mało nie zemdlałam z wrażenia.
Tak wielka... olbrzymia, wysoka...
Pomyślałam: w zyciu na nią nie wejdę.. nie dam rady przecież..Mam wejśc tam do góry... a jak spadnę..tak wysoko przecież...
To pierwsze wejście było trudne.. w pewnym momencie poczułam grozę.. jak nie bardzo mogłam znaleźć następny chwyt... i kiedy bezradnie popatrzyłam w dół i zrozumiałam , ze wiszę jakies 20 m na ziemią.. słabo mi sie zrobiło.
No ale nie mam w zwyczaju się poddawać... tak tylko mrucze sobie, ze nie mogę, ze nie dam rady, ale to jest bardziej taki element motywujący.. im bardziej marudzę tym bardziej to moje drugie "ja" to bardziej waleczne, chce pokazać temu marudzącemu kto tu rządzi.
No i udało sie wejść:) Jaka radość! Jakie szczeście!!!
ale to naprawde nie jest łatwe! Oprócz siły trzeba jeszcze duzo zwinności, gibkości. Na szczęscie w koncu trenowałam siatkówkę i cos tam jeszcze tej gibkości i zwinnosci chyba zostało.
Siły miałam, ręce jeszcze nie bolały, ale bałam sie podnosić tę moją nogę bez więzadła wysoko, a czasem trzeba było podnieść wysoko, zeby wejść do góry.
W miedzyczasie poodbijałam sobie troche piłkę bo na sali odbywał sie siatkarski trening .
Cudownie było mieć piłke w palcach znowu:).
I to taką fajną nowiutką MIkasę. Tyle, ze chyba niepotrzebnie dodatkowo zmeczyłam ręce przed kolejnymi wejściami.
Oczywiście droga , którą wchodziłysmy to taka najłatwiejsza była.
Potem poszłysmy na trochę trudniejszą ( mniej chwytów), ale o dziwo wchodziło mi sie łatwiej. Moze dlatego ze juz było po tym strachu , który mnie troche dopadł przy pierwszym wchodzeniu.
Za trzecim razem ręce były trochę zmeczone i był moment ze myslałam ze odpadnę od ścianki, ale jakos udało mi sie jeszcze trochę sił wykrzesać i poszło:)
Czwarte wejście było razem z zejściem i okazało się ze zejście było trudniejsze niz wejscie. Naprawde!!!
no tak... przeciez we wszystkich ksiązkach o Everescie, ktore czytałam wyraznie jest napisane.. ze prawdziwą sztuką jest bezpiecznie zejść:)
Ręce czuje do teraz , nieznacznie się trzesą...
Jakie to dziwne uczucie kiedy sie jest tak przylepionym do ściany... nie bardzo jest za co chwycić, rece juz bolą.. głowa intensywnie pracuje i mysli jak by tu złapac nastepny chwyt a on jest wysoko, o wiele za wysoko, wiec trzeba wybrac inny wariant.. trzeba podnieść nogę bardzo, bardzo wysoko.. tak wysoko ze czasem wydaje sie to niemożliwe i wtedy juz jest blizej do tego niemozliwego chwytu
ale super!!! Czuję , że żyję, czuję ze sie zmeczyłam, ze mięsnie pracowały.
Fantastyczny sport.
Wiec myślę, ze to nie był mój ostatni raz.
Trudny sport, szacunek wielki dla wszystkich, którzy sie wspinają.. zwłaszcza w skałach. Tutaj są chwyty, a w skałach.. nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Piekna sprawa naprawdę!
w miedzyczasie zrobiłam sobie jeszcze 100 brzuszków i 20 grzbietów i trochę cwiczen na brzuch wisząc na drabince.
Fajnie byłoby miec drabinkę w domu:).
Była z nami jeszcze Andżelika. Krysia przyniosła specjalne buty ( musza być za małe) , rzeczywisce jak sie człowiek wspina to w ogóle tego nie czuje.
Ufff.. ale emocje...
Specjalne podziękowania dla naszej tarnowskiej superbikerki Krysi, ze znalazła dla nas czas i wprowadziła w tajniki wspinaczki!!!
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Uważaj bo bakcyla złapiesz i rower pójdzie w odstawkę.Na rowerze mino wszystko bezpieczniej niż na ściance,chociażby ubezpieczona liną.
PS.Witam kolegę "ex" kondor - 14:27 sobota, 13 lutego 2010 | linkuj
PS.Witam kolegę "ex" kondor - 14:27 sobota, 13 lutego 2010 | linkuj
Gratuluję i zazdroszczę. Tylko tyle i aż tyle.
PS. reszta na maila ex-mąż - 08:08 sobota, 13 lutego 2010 | linkuj
PS. reszta na maila ex-mąż - 08:08 sobota, 13 lutego 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!