Wtorek, 25 lutego 2014
Wielki Piątek
Piękna, słoneczna pogoda w dzień ( chociaż takiej bardzo wysokiej temperatury nie było).
Niestety kiedy wyjeżdżałam o 17 ( najszybciej jak mogłam po powrocie z pracy), było co prawda jeszcze przez chwilę jasno, ale już nie tak ciepło. Można powiedzieć nawet: było chłodno. Im dłużej jechałam tym robiło się niestety zimniej. Zdecydowałam się jednak jechać, żeby zrealizować swój plan na ten tydzień i maksymalnie wykorzystać czas na jazdę ( a niestety wiele go nie będzie). Dzisiaj całkowicie po asfalcie, ale było momentami ciężko, bo wiał taki wiatr ( do tego zimny), że miałam wrażenie , że jadę pod górę. Znosiłam to jednak dzielnie:), powtarzając sobie w myślach: ok, ok jedziesz wolniej, ale nogi muszą pracować jakbyś jechała pod górę, więc to wszystko będzie procentować….:) Kiedyś. I tak pokręciłam się po okolicach Białej, Bobrownik, Klikowej. Kiedy jadę przez Klikową, zawsze przypominam sobie , że od niej właśnie zaczęła się moja rowerowa przygoda. Klikowa to taka dzielnica Tarnowa ( kiedyś wieś), znana głownie ze stadniny koni. To właśnie do Klikowej jakieś hm.. chyba 10 lat temu wraz z moją przyjaciółką Agnieszką pojechałyśmy na naszych rowerach, które mało przypominały te dzisiejsze. Dojechałyśmy do Klikowej i z powrotem ( od naszego domu to było jakieś 20 km). Jakie byłyśmy zmęczone i jakie dumne, że udało nam się pokonać taki dystans:). Urastało to dla nas do rangi jakiegoś bohaterstwa niemalże.
Zmarzłam dzisiaj, a właściwie bardzo zmarzły mi stopy, pomimo podwójnych skarpet i ochraniaczy. No, ale jakoś to przetrwałam, nawet udało mi się jeszcze dojechać na pocztę. A na poczcie czekała utęskniona, wyczekana płyta Banacha „Wu-wei”.
Tempo było niestety niezbyt fajne, ale cóż....
Do tego oczywiście w pakiecie sportowym dzisiaj 500 brzuszków.
I jeszcze trochę o coverach, skoro już w takim temacie jesteśmy. Jest taka jedna piosenka. Bardzo piękna piosenka. Jest oryginał i jest cover. Moim zdaniem ten drugi zdecydowanie lepszy. Ale jeśli macie ochotę to sami oceńcie. Oto ona ( oryginał):
( zignorujcie, te pseudo teledyski, posłuchajcie piosenki)
Niestety kiedy wyjeżdżałam o 17 ( najszybciej jak mogłam po powrocie z pracy), było co prawda jeszcze przez chwilę jasno, ale już nie tak ciepło. Można powiedzieć nawet: było chłodno. Im dłużej jechałam tym robiło się niestety zimniej. Zdecydowałam się jednak jechać, żeby zrealizować swój plan na ten tydzień i maksymalnie wykorzystać czas na jazdę ( a niestety wiele go nie będzie). Dzisiaj całkowicie po asfalcie, ale było momentami ciężko, bo wiał taki wiatr ( do tego zimny), że miałam wrażenie , że jadę pod górę. Znosiłam to jednak dzielnie:), powtarzając sobie w myślach: ok, ok jedziesz wolniej, ale nogi muszą pracować jakbyś jechała pod górę, więc to wszystko będzie procentować….:) Kiedyś. I tak pokręciłam się po okolicach Białej, Bobrownik, Klikowej. Kiedy jadę przez Klikową, zawsze przypominam sobie , że od niej właśnie zaczęła się moja rowerowa przygoda. Klikowa to taka dzielnica Tarnowa ( kiedyś wieś), znana głownie ze stadniny koni. To właśnie do Klikowej jakieś hm.. chyba 10 lat temu wraz z moją przyjaciółką Agnieszką pojechałyśmy na naszych rowerach, które mało przypominały te dzisiejsze. Dojechałyśmy do Klikowej i z powrotem ( od naszego domu to było jakieś 20 km). Jakie byłyśmy zmęczone i jakie dumne, że udało nam się pokonać taki dystans:). Urastało to dla nas do rangi jakiegoś bohaterstwa niemalże.
Zmarzłam dzisiaj, a właściwie bardzo zmarzły mi stopy, pomimo podwójnych skarpet i ochraniaczy. No, ale jakoś to przetrwałam, nawet udało mi się jeszcze dojechać na pocztę. A na poczcie czekała utęskniona, wyczekana płyta Banacha „Wu-wei”.
Tempo było niestety niezbyt fajne, ale cóż....
Do tego oczywiście w pakiecie sportowym dzisiaj 500 brzuszków.
I jeszcze trochę o coverach, skoro już w takim temacie jesteśmy. Jest taka jedna piosenka. Bardzo piękna piosenka. Jest oryginał i jest cover. Moim zdaniem ten drugi zdecydowanie lepszy. Ale jeśli macie ochotę to sami oceńcie. Oto ona ( oryginał):
( zignorujcie, te pseudo teledyski, posłuchajcie piosenki)
I cover:
A na dobranoc taki sobie fragment z „Dziennika” Jerzego Pilcha , „Dziennika”, który od kilku dni bawi mnie, zdumiewa i dzięki któremu mam prawdziwą literacką przyjemność. Rzecz jest o jednym rytuale wielkopiątkowym u protestantów, który każe kapłanowi podawać wiernym opłatek i nalewać wino z dzbana, podczas to którego rytuału kapłan zazwyczaj zwykł miewać jakieś.. hm.. wpadki.
„ Wybranką Boga okazała się jak zwykle moja matka. Ciało Pańskie podano jej w należytej objętości, ale Krwią Pańską ksiądz swą rozdygotaną i najwyraźniej już zmęczoną ręką lunął jej od serca. Może nie całe matczysko od stóp do głów, ale kosztowny żakiet i wytworna bluzka – mokre doszczętnie. Ksiądz Bruell stropił się niebywale, luterska powaga podszyty śmiechem popłoch stłumiła, co było robić? Wielki Piątek szedł pełną parą, cud natychmiastowego wyschnięcia z monotonnym uporem wszystkich niezdarzonych cudów się nie zdarzał. Co było robić? Wracaliśmy jak zawsze do domu wiślanym bulwarem, wokół pełno spacerowiczów, turystów czy innych katolików, a od matki jak z gorzelni jechało. Tym bardziej, że wytworna bluzka zdobna była z przodu w sutą falbanę i teraz ta falbana – samo wińsko. Żle! Bardzo źle! Tym bardziej, że skonfundowana całym wydarzeniem do zupełnych granic matka, ledwo lazła. Niejeden mógł pomyśleć: przeholowała kobiecina”.
- DST 30.00km
- Czas 01:28
- VAVG 20.45km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
No, trzeba uważać z tymi idolami :] Bywa tak, że sympatia do kogoś, taka czysto personalna -czasem przesłania wady. Wszak każdy je ma :]
marusia - 22:07 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Oczywiście, że lepszy:).
Przede wszystkim głos, to nie ulega wątpliwości, ale jest jeszcze to o czym piszesz... emocje:).
To jest bardzo odczuwalne jak się słucha Gutka na żywo. On po prostu żyje tym co śpiewa.
Widziałam na żywo też Grabaża i trzeba mu przyznać, że jest swietnym showmanem i mnie koncert Strachów bardzo się podobał, ale wokal , emocje.. no to nie to:).
A zresztą ja jestem jak to kiedyś Sufa określił zakofanką Gutka ( czy jakoś tak to było, w związku z czym zreszta Sufa się bardzo o mnie martwi:)), więc dla mnie sprawa jest oczywista. Lemuriza1972 - 21:39 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Przede wszystkim głos, to nie ulega wątpliwości, ale jest jeszcze to o czym piszesz... emocje:).
To jest bardzo odczuwalne jak się słucha Gutka na żywo. On po prostu żyje tym co śpiewa.
Widziałam na żywo też Grabaża i trzeba mu przyznać, że jest swietnym showmanem i mnie koncert Strachów bardzo się podobał, ale wokal , emocje.. no to nie to:).
A zresztą ja jestem jak to kiedyś Sufa określił zakofanką Gutka ( czy jakoś tak to było, w związku z czym zreszta Sufa się bardzo o mnie martwi:)), więc dla mnie sprawa jest oczywista. Lemuriza1972 - 21:39 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Sufa inspiruje :]
Jeśli chodzi o wokal -Gutek jednak lepszy. Widać (a właściwie słychać) emocje, czuje to co śpiewa. marusia - 21:31 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Jeśli chodzi o wokal -Gutek jednak lepszy. Widać (a właściwie słychać) emocje, czuje to co śpiewa. marusia - 21:31 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
http://www.youtube.com/watch?v=UB-DhUIvcac
0:44 błotko musi być ;)
Pozdro dla wszystkich ludzi dla których pasja, jakakolwiek. Jest czymś więcej niż tylko robieniem tego co się lubi w wolnej chwili. Gość - 20:17 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
0:44 błotko musi być ;)
Pozdro dla wszystkich ludzi dla których pasja, jakakolwiek. Jest czymś więcej niż tylko robieniem tego co się lubi w wolnej chwili. Gość - 20:17 wtorek, 25 lutego 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!