Piątek, 18 kwietnia 2014
Buczyna i Panieńska Góra
Kiedyś były takie pieśni.
Napisałam celowo „pieśni” bo Kuba Wojewódzki w dokumentalnym filmie „Drogi” ( film o Indios Bravos), mówiąc o Banachu, mówił również o Hey.
Powiedział, że Hey za Banacha tworzył pieśni, które były na ustach wszystkich, teraz tworzy tylko piosenki.
Coś na rzeczy jest. Jestem fanką Hey, ale dzisiejsze Hey diametralnie różni się jednak od Hey z lat 90.
To jest wciąż dobra muzyka, świetnie teksty Kaśki, ale jednak to już nie to samo.
No to dawne Hey dzisiaj… smutna co prawda, ale bardzo piękna Pieśń.
Ponieważ w jeżdżeniu u GG przerwę mam prawie dwuletnią ( Piwnicznej z ub roku nie liczę, bo to tylko jeden maraton), myślę, że cofnęłam się w umiejętnościach technicznych. I odwagi na zjazdach takiej też już brak. Dlatego postanowiłam sobie, że raz w tygodniu muszę zrobić trening techniczny. W tym też celu wybrałam się dzisiaj do Buczyny. Zanim dojechałam do Buczyny, rozgrzałam się na podjeździe od stadionu. Przepiękna, słoneczna pogoda i fajna temperatura. A Buczyna jak to Buczyna możliwości do treningu technicznego ma olbrzymie. Trzeba tylko znać różne jej zakątki, zakamarki. Dzisiaj warunki były dość dobre. Błota nie było specjalnie dużo, prawie w ogóle. Nieco wilgotno tylko na niektórych zjazdach, no i masa liści i patyków ( i na to trzeba było bardzo uważać). Niestety zła wiadomość dla ćwiczących tam kolarzy mtb - widać, że jeżdżą tam panowie na motorach crossowych, zjazdy są dość rozjeżdżone, wyślizgane. Ja dzisiaj też takiego pana spotkałam i jeździło mi się mało komfrotowo, ponieważ bałam się, ze w każdej chwili z któregoś zakrętu wyskoczy ( a jak wiadomo w Buczynie masa jest zakrętów i ścieżek krętych).
Trochę sobie pozjeżdżałam. Z niektórych zjazdów jestem umiarkowanie dumna, dwa niestety mnie pokonały ( nie odważyłam się, więc jest z czym "walczyć" na następny raz). No, ale pokręciłam sobie po dość niełatwym terenie i w górę i w dół i jakiś tam pewien pożytek z tej jazdy jest. Zapomniałam jednak o jednej rzeczy. Reba owszem działa super, ale opony Magnus ma stare i łyse i za bardzo do zjeżdżania się nie nadają. Nie czułam się komfrotowo, przyczepność naprawdę średnia:). Trzeba przepatrzeć zasoby i zmienić przynajmniej przednią oponę, bo 4 letni Bulldog to jednak trochę przegięcie.
A potem pojechałam sobie przez Łukanowice , Isep do Grabna. Plan był taki żeby odnaleźć ostatni zjazd maratonu wojnickiego z Panieńskiej Góry, który to w tym roku ma być podjazdem. Trochę mnie ta wiadomość zaniepokoiła, bo o ile pamiętam dobrze, to był zjazd z dość dużą ilością luźnych kamieni, więc do podjazdu byłby niełatwy. Ale kamienie rzeczywiście już dość mocno ubite. Jedzie się co prawda powoli ( przynajmniej ja tak jadę:)), ale stabilnie, bez walki o przyczepność. Jakieś 1,5 – 2 km tego podjazdu i podobno to ma być na początek maratonu.
Potem pokręciłam się jeszcze trochę po Lesie na Panieńskiej ( tam też jest masa możliwości, muszę tam kiedyś jechać na dłużej, dzisiaj było już za późno, żeby szukać nowych ścieżek). Zjechałam zjazdem terenowym , tym na którym jest droga krzyżowa. Gdyby tędy jechał maraton pod górę.. oj działoby się.
Na koniec wracając przez Ispep pokręciłam jeszcze po naddunajcowych wertepach. Pożytecznie spędzony czas na rowerze.
A teraz idą Święta. Tym, którzy je obchodzą , ale również tym, którzy nie obchodzą, życzę na nadchodzące dni dużo spokoju i radości z życia. I taka mała recepta na to, co należy robić, żeby móc się z życia cieszyć.
A tutaj przykład takiej radości.
W Buczynie
© lemuriza1972
Jeden ze zjazdów © lemuriza1972
Panieńska Góra © lemuriza1972
Na Panieńskiej Górze © lemuriza1972
Ponieważ w jeżdżeniu u GG przerwę mam prawie dwuletnią ( Piwnicznej z ub roku nie liczę, bo to tylko jeden maraton), myślę, że cofnęłam się w umiejętnościach technicznych. I odwagi na zjazdach takiej też już brak. Dlatego postanowiłam sobie, że raz w tygodniu muszę zrobić trening techniczny. W tym też celu wybrałam się dzisiaj do Buczyny. Zanim dojechałam do Buczyny, rozgrzałam się na podjeździe od stadionu. Przepiękna, słoneczna pogoda i fajna temperatura. A Buczyna jak to Buczyna możliwości do treningu technicznego ma olbrzymie. Trzeba tylko znać różne jej zakątki, zakamarki. Dzisiaj warunki były dość dobre. Błota nie było specjalnie dużo, prawie w ogóle. Nieco wilgotno tylko na niektórych zjazdach, no i masa liści i patyków ( i na to trzeba było bardzo uważać). Niestety zła wiadomość dla ćwiczących tam kolarzy mtb - widać, że jeżdżą tam panowie na motorach crossowych, zjazdy są dość rozjeżdżone, wyślizgane. Ja dzisiaj też takiego pana spotkałam i jeździło mi się mało komfrotowo, ponieważ bałam się, ze w każdej chwili z któregoś zakrętu wyskoczy ( a jak wiadomo w Buczynie masa jest zakrętów i ścieżek krętych).
Trochę sobie pozjeżdżałam. Z niektórych zjazdów jestem umiarkowanie dumna, dwa niestety mnie pokonały ( nie odważyłam się, więc jest z czym "walczyć" na następny raz). No, ale pokręciłam sobie po dość niełatwym terenie i w górę i w dół i jakiś tam pewien pożytek z tej jazdy jest. Zapomniałam jednak o jednej rzeczy. Reba owszem działa super, ale opony Magnus ma stare i łyse i za bardzo do zjeżdżania się nie nadają. Nie czułam się komfrotowo, przyczepność naprawdę średnia:). Trzeba przepatrzeć zasoby i zmienić przynajmniej przednią oponę, bo 4 letni Bulldog to jednak trochę przegięcie.
A potem pojechałam sobie przez Łukanowice , Isep do Grabna. Plan był taki żeby odnaleźć ostatni zjazd maratonu wojnickiego z Panieńskiej Góry, który to w tym roku ma być podjazdem. Trochę mnie ta wiadomość zaniepokoiła, bo o ile pamiętam dobrze, to był zjazd z dość dużą ilością luźnych kamieni, więc do podjazdu byłby niełatwy. Ale kamienie rzeczywiście już dość mocno ubite. Jedzie się co prawda powoli ( przynajmniej ja tak jadę:)), ale stabilnie, bez walki o przyczepność. Jakieś 1,5 – 2 km tego podjazdu i podobno to ma być na początek maratonu.
Potem pokręciłam się jeszcze trochę po Lesie na Panieńskiej ( tam też jest masa możliwości, muszę tam kiedyś jechać na dłużej, dzisiaj było już za późno, żeby szukać nowych ścieżek). Zjechałam zjazdem terenowym , tym na którym jest droga krzyżowa. Gdyby tędy jechał maraton pod górę.. oj działoby się.
Na koniec wracając przez Ispep pokręciłam jeszcze po naddunajcowych wertepach. Pożytecznie spędzony czas na rowerze.
A teraz idą Święta. Tym, którzy je obchodzą , ale również tym, którzy nie obchodzą, życzę na nadchodzące dni dużo spokoju i radości z życia. I taka mała recepta na to, co należy robić, żeby móc się z życia cieszyć.
A tutaj przykład takiej radości.
W Buczynie
© lemuriza1972
Jeden ze zjazdów © lemuriza1972
Panieńska Góra © lemuriza1972
Na Panieńskiej Górze © lemuriza1972
- DST 43.00km
- Teren 16.00km
- Czas 02:10
- VAVG 19.85km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
zdjęcia jak to zdjęcia bardzo wypłaszczają, ale w Buczynie jest naprawdę kilka konkretnych zjazdów, a że mam ją dosłownie 5 km od domu, to jest fajnie:)
w dodatku bardzo dużo singli, zakrętów, pagórków, niewielkich, ale niektóre są wymagające.
Las świetnie sie nadaje do trenigów xc
Hm.. nawet nie wiedziałam, ze już kwitnie rzepak.
Ten zawsze będzie mi się kojarzył z pewną podróżą na maraton do Zlotego Stoku:) lemuriza1972 - 18:48 sobota, 19 kwietnia 2014 | linkuj
w dodatku bardzo dużo singli, zakrętów, pagórków, niewielkich, ale niektóre są wymagające.
Las świetnie sie nadaje do trenigów xc
Hm.. nawet nie wiedziałam, ze już kwitnie rzepak.
Ten zawsze będzie mi się kojarzył z pewną podróżą na maraton do Zlotego Stoku:) lemuriza1972 - 18:48 sobota, 19 kwietnia 2014 | linkuj
Bardzo fajne zjazdy i widzę również, że sezon na fotki z rzepakiem został otwarty, hehe.
k4r3l - 07:45 sobota, 19 kwietnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!