Wtorek, 3 czerwca 2014
Interwały
„ Dla serca życie jest proste: serce bije dopóki może”
Karl Ove Knausgard „Moja walka” (pierwszy z sześciu tomów. Polecam. Bardzo mi się podobało).
Pogoda pokrzyżowała moje treningowe plany.
„Treningowe plany” brzmi dumnie, dostojnie i bardzo poważnie:).
Tak poważnie, że kiedy to piszę to śmiać mi się chce i przypominam sobie, że słowo „treningowe” powinnam jednak ująć w cudzysłów. No bo w gruncie rzeczy to wszystko to przecież zabawa, taka dość poważna zabawa, ale jednak zabawa.
Treningi to ma Maja Włoszczowska, Marek Konwa … a my?
My to sobie „sportujemy”.
Zapytała mnie ostatnio koleżanka : „ to kiedy ty jeździsz na tym rowerze?”.
„ Po pracy” – odpowiedziałam.
„ Jak to po pracy? Przecież zmęczona jesteś!”
No jestem i przyznam się szczerze, że coraz ciężej wraz z upływem lat moich i upływem lat mojej zabawy w mtb, „zmusić” mi się do ciężkiej „treningowej” pracy. A przecież coś tam muszę tej pracy wykonać, żeby przejeżdżać maratony. Więc coraz więcej pojawia się myśli o sportowej emeryturze ( i jedyne co mnie powstrzymuje to moja niezastąpiona drużyna czyli GOMOLA TRANS AIRCO). Może to złe określenie ( sportowa emerytura), bo sportu nie opuszczę aż do śmierci ( jak zdrowie pozwoli).
Emerytura dotyczy zawodów. Jednocześnie zastanawiam się jak będę żyć bez tej adrenaliny, bez tego porządku maratonowego, który jest w moim życiu. Nie wiem. Zobaczymy.
Póki co mam jeszcze plany tzw treningowe:). Dzisiaj w planie były podjazdy, ale kiedy wróciłam do domu, zjadłam obiad, posiedziałam przy stole czytając gazetę, zaczął padać deszczczczcz…… Hm…pomyślałam: przeczekam. Może kiedyś przestanie. Więc w międzyczasie zabrałam się za sadzenie kwiatków, gotowanie obiadu na dzień następny. Deszcz przestał padać. Było jednak za późno żeby zrealizować podjazdowy trening. Pojechałam więc w stronę Wierzchosławic. Udałam się na serwisówkę wzdłuż autostrady i zrobiłam sobie trening interwałowy.
Wnioski? Chyba nie jest za dobrze. Męczyłam się przy prędkościach, które kiedyś nie sprawiały mi żadnej trudności i byłam w stanie z takimi prędkościami jechać długo. A teraz? No cóż. Jest nie najlepiej.
Ale trening przypadkiem wyszedł przyzwoity.
Moi przyjaciele dobrze mnie znają i wiedzą, że najwięcej radości sprawią mi prezenty książkowe i płytowe.
Odebrałam dzisiaj z poczty urodzinowy prezent: Opowiadania z Doliny Muminków.
„ To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty, i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi ze sobą dobrze”.
Oby było Wam ze sobą dobrze, jak Włóczykijowi.
Karl Ove Knausgard „Moja walka” (pierwszy z sześciu tomów. Polecam. Bardzo mi się podobało).
Pogoda pokrzyżowała moje treningowe plany.
„Treningowe plany” brzmi dumnie, dostojnie i bardzo poważnie:).
Tak poważnie, że kiedy to piszę to śmiać mi się chce i przypominam sobie, że słowo „treningowe” powinnam jednak ująć w cudzysłów. No bo w gruncie rzeczy to wszystko to przecież zabawa, taka dość poważna zabawa, ale jednak zabawa.
Treningi to ma Maja Włoszczowska, Marek Konwa … a my?
My to sobie „sportujemy”.
Zapytała mnie ostatnio koleżanka : „ to kiedy ty jeździsz na tym rowerze?”.
„ Po pracy” – odpowiedziałam.
„ Jak to po pracy? Przecież zmęczona jesteś!”
No jestem i przyznam się szczerze, że coraz ciężej wraz z upływem lat moich i upływem lat mojej zabawy w mtb, „zmusić” mi się do ciężkiej „treningowej” pracy. A przecież coś tam muszę tej pracy wykonać, żeby przejeżdżać maratony. Więc coraz więcej pojawia się myśli o sportowej emeryturze ( i jedyne co mnie powstrzymuje to moja niezastąpiona drużyna czyli GOMOLA TRANS AIRCO). Może to złe określenie ( sportowa emerytura), bo sportu nie opuszczę aż do śmierci ( jak zdrowie pozwoli).
Emerytura dotyczy zawodów. Jednocześnie zastanawiam się jak będę żyć bez tej adrenaliny, bez tego porządku maratonowego, który jest w moim życiu. Nie wiem. Zobaczymy.
Póki co mam jeszcze plany tzw treningowe:). Dzisiaj w planie były podjazdy, ale kiedy wróciłam do domu, zjadłam obiad, posiedziałam przy stole czytając gazetę, zaczął padać deszczczczcz…… Hm…pomyślałam: przeczekam. Może kiedyś przestanie. Więc w międzyczasie zabrałam się za sadzenie kwiatków, gotowanie obiadu na dzień następny. Deszcz przestał padać. Było jednak za późno żeby zrealizować podjazdowy trening. Pojechałam więc w stronę Wierzchosławic. Udałam się na serwisówkę wzdłuż autostrady i zrobiłam sobie trening interwałowy.
Wnioski? Chyba nie jest za dobrze. Męczyłam się przy prędkościach, które kiedyś nie sprawiały mi żadnej trudności i byłam w stanie z takimi prędkościami jechać długo. A teraz? No cóż. Jest nie najlepiej.
Ale trening przypadkiem wyszedł przyzwoity.
Moi przyjaciele dobrze mnie znają i wiedzą, że najwięcej radości sprawią mi prezenty książkowe i płytowe.
Odebrałam dzisiaj z poczty urodzinowy prezent: Opowiadania z Doliny Muminków.
„ To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty, i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi ze sobą dobrze”.
Oby było Wam ze sobą dobrze, jak Włóczykijowi.
- DST 30.00km
- Czas 01:08
- VAVG 26.47km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!