Środa, 4 czerwca 2014
Słona Góra x 6
Tę piosenkę słuchacze Radia Kraków wybrali jako utwór 25 lecia ( ostatniego 25 lecia:)).
Moim zdaniem były lepsze, no ale…
Dzisiaj zrealizowałam plan, który był przewidziany na wczoraj. Tak to czasem bywa. Zrealizowałam go można powiedzieć z nadwyżką, bo zrobiłam zdecydowanie więcej podjazdów niż planowałam. A planowałam 3. Zrobiłam 6.
Podjazd na Słoną Górę od Relaksu. Kto jechał, to wie, że niby niewiele ponad kilometr, ale jest to KONKRETNY kilometr. Kiedyś było tak, że wjeżdżałam tam ze średniej tarczy. Kiedyś to było jakieś 5 lat temu.
Kiedyś… A dzisiaj jest dzisiaj i na razie niewielkie widzę szansę żeby znowu wjechać ze średniej.
Kiedyś, a było to pewnie jakieś 7, 8 lat temu marzyłam o tym (siedząc sobie pod Relaksem, którego zresztą już nie ma) żeby w ogóle tam wjechać. Teraz jestem gdzieś pomiędzy marzeniem o wjeździe, a wjeździe ze średniej. No bo wjeżdżać wjeżdżam i to nawet dzisiaj 6 razy, ale za to młynkując beznadziejnnniiiieeeeeee…..
Miałam zakończyć na 5 razach, ale kiedy wjechałam do góry i już miałam zawracać i zjeżdżać, zobaczyłam asfaltowe "odbicie" (nowy asfalt). Postanowiłam więc zjechać sobie tą nową drogą. Gdzieś w jej połowie spotkałam dwóch młodych mężczyzn, którzy podchodzili do góry.
Zjazd był konkretny, stromy. Jak już zjechałam, pomyślałam: a może spróbuję podjechać? Zobaczymy jaki to podjazd…. I zaczęłam…. Oj ciężko… było. Nie wiem czy to „ciężko” to była konsekwencja tego, ze był to już 6 raz, czy też może podjazd jest taki ciężki. Kiedyś będę musiała podjechać go „na świeżo” i przekonamy się.
Gdzieś tam po drodze ujrzałam mężczyzn, których wcześniej spotkałam. Siedzieli na drodze. Zmęczyli się podchodzeniem? Czy też był to tylko bufet z piwem? Nie wiem.
W każdym bądź razie jeden z nich powiedział: coś wolne to podjeżdżanie… A drugi: ma pani siłę… Hm.. duża rozbieżność w opiniach na temat mojego podjeżdżania:).
Nie skomentowałam ani jednej ani drugiej opinii, bo zmęczona byłam i ledwo jechałam.
Po chwili zrobiło się jeszcze gorzej. Jak na najbardziej stromych maratonowych podjazdach. Prędkość spadła mi do 4 km/h i ledwo utrzymywałam się na rowerze. Były momenty, że myślałam, że już nie dam rady, że zejdę z roweru. No, ale jakoś udało się pokonać ten podjazd. Zmęczyło mnie jednak to dzisiejsze podjeżdżanie. Dość mocno zmęczyło.
W mojej kuchni, na mojej lodówce, obok Agnieszki Sobczak, wisi zdjęcie Justyny Kowalczyk. Wisi i wisieć będzie dopóki moja kuchnia i ja istnieć będziemy. Ta kobieta zawsze motywowała mnie do treningów, do walki w życiu. Dzisiaj wszyscy o niej mówią, bo udzieliła bardzo szczerego wywiadu. Niektórzy sądzą, że niepotrzebnie. Że to mówienie o zbyt intymnych sprawach. Nie uważam tak. Myślę, że miała swoje powody żeby o tym opowiedzieć. Że może miała dość tych ciągłych oczekiwań wobec swojej osoby. Oczekiwań, którym coraz trudniej, w jej sytuacji było sprostać. Mam teraz jeszcze więcej szacunku dla tej Dziewczyny, za to co osiągnęła na ostatniej Olimpiadzie, będą w tak beznadziejnym psychicznym stanie. Kto był kiedykolwiek w takim stanie w jakim jest Justyna, rozumie jak wielkiej rzeczy dokonała. Trzymam kciuki żeby wyszła na prostą. W życiu. Bo w sporcie zrobiła już wszystko i nic nikomu udowadniać już nie musi.
Moim zdaniem były lepsze, no ale…
Dzisiaj zrealizowałam plan, który był przewidziany na wczoraj. Tak to czasem bywa. Zrealizowałam go można powiedzieć z nadwyżką, bo zrobiłam zdecydowanie więcej podjazdów niż planowałam. A planowałam 3. Zrobiłam 6.
Podjazd na Słoną Górę od Relaksu. Kto jechał, to wie, że niby niewiele ponad kilometr, ale jest to KONKRETNY kilometr. Kiedyś było tak, że wjeżdżałam tam ze średniej tarczy. Kiedyś to było jakieś 5 lat temu.
Kiedyś… A dzisiaj jest dzisiaj i na razie niewielkie widzę szansę żeby znowu wjechać ze średniej.
Kiedyś, a było to pewnie jakieś 7, 8 lat temu marzyłam o tym (siedząc sobie pod Relaksem, którego zresztą już nie ma) żeby w ogóle tam wjechać. Teraz jestem gdzieś pomiędzy marzeniem o wjeździe, a wjeździe ze średniej. No bo wjeżdżać wjeżdżam i to nawet dzisiaj 6 razy, ale za to młynkując beznadziejnnniiiieeeeeee…..
Miałam zakończyć na 5 razach, ale kiedy wjechałam do góry i już miałam zawracać i zjeżdżać, zobaczyłam asfaltowe "odbicie" (nowy asfalt). Postanowiłam więc zjechać sobie tą nową drogą. Gdzieś w jej połowie spotkałam dwóch młodych mężczyzn, którzy podchodzili do góry.
Zjazd był konkretny, stromy. Jak już zjechałam, pomyślałam: a może spróbuję podjechać? Zobaczymy jaki to podjazd…. I zaczęłam…. Oj ciężko… było. Nie wiem czy to „ciężko” to była konsekwencja tego, ze był to już 6 raz, czy też może podjazd jest taki ciężki. Kiedyś będę musiała podjechać go „na świeżo” i przekonamy się.
Gdzieś tam po drodze ujrzałam mężczyzn, których wcześniej spotkałam. Siedzieli na drodze. Zmęczyli się podchodzeniem? Czy też był to tylko bufet z piwem? Nie wiem.
W każdym bądź razie jeden z nich powiedział: coś wolne to podjeżdżanie… A drugi: ma pani siłę… Hm.. duża rozbieżność w opiniach na temat mojego podjeżdżania:).
Nie skomentowałam ani jednej ani drugiej opinii, bo zmęczona byłam i ledwo jechałam.
Po chwili zrobiło się jeszcze gorzej. Jak na najbardziej stromych maratonowych podjazdach. Prędkość spadła mi do 4 km/h i ledwo utrzymywałam się na rowerze. Były momenty, że myślałam, że już nie dam rady, że zejdę z roweru. No, ale jakoś udało się pokonać ten podjazd. Zmęczyło mnie jednak to dzisiejsze podjeżdżanie. Dość mocno zmęczyło.
W mojej kuchni, na mojej lodówce, obok Agnieszki Sobczak, wisi zdjęcie Justyny Kowalczyk. Wisi i wisieć będzie dopóki moja kuchnia i ja istnieć będziemy. Ta kobieta zawsze motywowała mnie do treningów, do walki w życiu. Dzisiaj wszyscy o niej mówią, bo udzieliła bardzo szczerego wywiadu. Niektórzy sądzą, że niepotrzebnie. Że to mówienie o zbyt intymnych sprawach. Nie uważam tak. Myślę, że miała swoje powody żeby o tym opowiedzieć. Że może miała dość tych ciągłych oczekiwań wobec swojej osoby. Oczekiwań, którym coraz trudniej, w jej sytuacji było sprostać. Mam teraz jeszcze więcej szacunku dla tej Dziewczyny, za to co osiągnęła na ostatniej Olimpiadzie, będą w tak beznadziejnym psychicznym stanie. Kto był kiedykolwiek w takim stanie w jakim jest Justyna, rozumie jak wielkiej rzeczy dokonała. Trzymam kciuki żeby wyszła na prostą. W życiu. Bo w sporcie zrobiła już wszystko i nic nikomu udowadniać już nie musi.
- DST 42.00km
- Czas 02:22
- VAVG 17.75km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Często sądzimy, że ludzi sukcesu depresja nie dotyczy. Uśmiech na podium, poczucie humoru w czasie wywiadu. Media przyklaskują i kreują nadczłowieka odpornego na ból -nie tylko ten fizyczny. Ale Justyna jest tylko człowiekiem. Udowodniła to tym wywiadem.
marusia - 15:21 piątek, 6 czerwca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!