Niedziela, 27 lipca 2014
Stronie Śląskie - MTB MARATHON
Maraton nr 49
Mtb Marathon Stronie Śląskie
Przewyższenie : 1200 m
Km :40
Czas : 2 godziny 52 minuty.
Miejsce w kategorii niby 3, ale jak się później okazało nie do końca (ale o tym potem).
Open: 185/225
Gomole na starcie giga © lemuriza1972
Sławek, Andrzej, Szczepan i ja © lemuriza1972
Darek, Sławek, Andrzej i Szczepan © lemuriza1972
Zbiornik w Starej Morawie, a w oddali moi koledzy z GTA © lemuriza1972
Mtb Marathon Stronie Śląskie
Przewyższenie : 1200 m
Km :40
Czas : 2 godziny 52 minuty.
Miejsce w kategorii niby 3, ale jak się później okazało nie do końca (ale o tym potem).
Open: 185/225
To był bardzo ważny dla mnie start.
3 maraton w tym roku u GG, zostało ich jeszcze 3 (razem ze Stroniem), żeby zrobić generalkę muszę mieć przejechane 4, a ponieważ dwa następne to Piwniczna (niełatwa podobno w tym roku z przewyższeniem na 50 km 2 tys m) no i Istebna, która jaka jest to wie każdy kto jechał, tak więc zależało mi żeby Stronie zostało „zrobione”.
Do Stronia jest daleko (5 godzin jazdy). Dopiero kiedy jechałam z Krysią do biura zawodów zorientowałam się, że już tutaj kiedyś byłam. Poznałam po sklepie z minerałami, gdzie robiłam kiedyś zakupy.
Pomimo, że trasa jak na GG zapowiadała się na stosunkowo łatwą, to obawiałam się upału.
Po starcie giga pojechałam na rozgrzewkę, obejrzałam zbiornik w Starej Morawie i jadąc nagle usłyszałam donośne krzyki
( okazało się, że jedzie spora Gomolowa grupa), więc dalszą część rozgrzewki robiliśmy razem.
Start z 2 sektora, w którym widzę dziewczynę, której nie znam, ale ponieważ przeglądnęłam listę zgłoszeń, wiedziałam, że to dziewczyna z mojej kategorii ( poznałam ją po nazwie teamu). Postanawiam ją pilnować.
Start przez miasto, więc jesteśmy co chwilę stopowani. Staram się jechać szybko i ciągle mieć na oku koleżankę z kategorii. Ale jedzie mocno. Stawka aż do pierwszego podjazdu nierozciągnięta, przez chwilę jadę obok Agi Sobczak, a nawet ją wyprzedzam, ale wiem, że tak będzie przez chwilę.
Potem na podjeździe Aga mnie wyprzedza.
Wyprzedzam Anię z Bydgoszczy. Pierwszy podjazd chociaż technicznie nietrudny (szeroka szutrówka) jedzie się dość ciężko, sporo słońca (które na szczęście od czasu do czasu chowa się za chmurami). Koleżanka z kategorii jedzie mocno i już widzę, że będzie problem żeby ją wyprzedzić ( na mecie ostatecznie chyba 2 minuty przede mną). Ania z Bydgoszczy, z którą kiedyś rywalizowałyśmy w kategorii K3 ciągle gdzieś z tyłu. W pewnym momencie jednak odwracam się i widzę ją kilkanaście metrów za sobą. Jadę. Podjazd ciągnie się i ciągnie. Wciąż szeroka szutrówka. Trochę się wypłaszcza, jest chyba jakiś 13 km trasy, dojeżdża do mnie Ania i wyprzedza mnie. Nie jest w mojej kategorii, ale myślę sobie: o nie, nie… nie poddam się tak łatwo. Wyprzedzam. Potem Ania mnie i tak sobie jedziemy przez dłuższą chwilę.
Zjazdy szutrowe z mocno wynoszącymi zakrętami. Trzeba bardzo uważać, bo na takich zakrętach można się „przejechać”. Ale jakoś sprawnie idzie, zjeżdżam szybko, zakręty też jakoś "łapie".
Maksymalna prędkość z tego maratonu to 62 km/h, więc zjeżdżam jak na mnie szybko. Ania odchodzi mi na podjeździe w lesie. Na mecie chyba ok 10 min przede mną. I zaczyna się przygraniczny szlak, o którym wspominał Adam.
I już wiem o czym mówił. Kilka kilometrów wąską ścieżynką między jagodami, korzeń za korzeniem, błotko, dość technicznie. To jest bardzo wyczerpujący fragment. Daje mocno w kość. Kiedy się kończy czuję ulgę. Ale zanim się kończy, dubluje mnie dwóch panów z giga (na pewno Dominik Grządziel i chyba Bartek Janowski).
Nie mam im jak się usunąć, nie ma gdzie, jest zbyt wąsko, więc włażę w jagody, zatrzymuje się i przepuszczam ich, bo wiem, że nie mogę ich tak zatrzymywać, a przecież nie jestem w stanie jechać tam szybko. Ten maraton to kilka długich szutrowych podjazdów, kilka bardzo szybkich szutrowych zjazdów, szlak nadgraniczny i jeden techniczny zjazd w stylu GG. Tam udaje mi się kilka osób wyprzedzić, trochę gorzej sobie radzą. Upał nie doskwiera bardzo, słońce zachodzi, poza tym jest sporo drzew. Piję, polewam się wodą (ale nie tak obficie jak w Jaśle), po prostu nie ma takiej potrzeby.
Doskwierają mi za to długie podjazdy. Mało takich robionych w tym roku (z przestrachem myślę o kolosalnie długim – jakieś 12 km podjazdu podjeździe w Piwnicznej). Kręgosłup boli, modlę się o jakieś zjazdy i o 35 km, bo Andrzej mi powiedział, że od 35 km jest już w dół.
I rzeczywiście jest w dół, ale nie tak znowu prosto, szybkie szutrówki, jakaś łąką z wieloma wertepami. Jadę tam naprawdę szybko. Przepiękny widok ze zjazdu. To są po prostu GÓRY. Widoki zapierają dech w piersiach. Ktoś jedzie za mną i krzyczy: Ale pięknie… jaka piękna trasa. To fakt.. jest pięknie. Mam wrażenie, ze 2/3 maratonu jadę Doliną Izy (ona zawsze przypominała mi sudeckie szlaki).
Tuż przed metą, małe potknięcie. Na metę wjeżdża się po bardzo wysokim krawężniku. Jadę tak szybko, że kiedy strażak pokazuje mi , ze mam skręcić, nie wyhamowuje i nie najeżdżam na krawężnik tylko się od niego odbijam. Efekt? Spadł łańcuch i zanim z powrotem wraca na swoje miejsce, mija mnie kilku zawodników. No cóż… trudno.
Na metę wjeżdżam zadowolona – kolejny krok w kierunku generalki uczyniony. Miejsce w kategorii 3, ale jechało nas tylko 3, więc z tego powodu wielkiej radości nie ma, ale czuję satysfakcję, ze 7 maraton w tym sezonie mam zaliczony.
Satysfakcja po kilku godzinach ustępuje miejsca złości.
A było to tak. Wychodzimy na dekorację, ja i dwie koleżanki. Dostajemy puchary, pani mówi: proszę iść za kulisy (dekoracja odbywa się w amfiteatrze) tam odbierzecie nagrody. Wchodzimy za kulisy, a pani patrzy na nas zdziwiona i mówi: ale Wy dostaniecie nagród, tylko puchary, bo nie jechało was 6 , taki jest zapis w regulaminie. Patrzę zdumiona, ponieważ na dwóch poprzednich edycjach nie jechało nas 6 a nagrody odbierałam. Zapala mi się światełko i pytam: czyli, ze jeżeli generalki nie zrobi 6 również nie będziemy klasyfikowane? Słyszę: tak… Pytam więc dlaczego w Złotym i Karpaczu była klasyfikacja a teraz jej nie ma? Odpowiedzi nie ma, ktoś idzie dzwonić do GG. Marek Mróz (spiker) mówi: ja czytam to co mi dali na kartce ( kiedy pytamy dlaczego wobec tego wołano nas na dekorację). Po chwili odbierają nam również puchary. Jakaś pani przychodzi i mówi: Grzesiek powiedział, że jak was nie jechało 6 to nie ma kategorii, a jak chcecie pogadać to on jest na basenie. Ot co. Nie mam ochoty na wizytę na basenie i opuszczam amfiteatr. Jeżdżę głównie dla własnej satysfakcji, dla udowodnienia sobie, że jestem w stanie przejechać trudne maratony, niemniej jednak całe to zamieszanie, budzi wielki niesmak.
Do domu wracam nieco przygnębiona, ale że droga trwa 5 godzin, to po jakimś czasie mi przechodzi. Trochę psychicznie zgnębiona, myślę sobie… nie jadę jutro Wojnicza, nie chce mi się. Ale zaraz potem przychodzi myśl: a właśnie , ze przejadę, nie złamie mnie byle co. Przejeżdżam, ku swojej wielkiej radości. Ale o tym już w następnym odcinku.
Smutno ponadto, że to pewnie ostatnie podrygi tego cyklu. Cyklu bezsprzecznie oferującego najlepsze w Polsce trasy, cyklu gdzie najwięcej można się nauczyć jeśli chodzi o MTB, cyklu który wielu przynosił masę satysfakcji. Cieszę się więc, że przez kilka sezonów mojej zabawy w MTB miałam okazję przejechać sporo, naprawdę trudnych maratonów. To na zawsze zostanie we wspomnieniach.
A co dalej? Miejmy nadzieję, że Bike Maraton utrzyma poziom tras np. z Wisły czy Myślenic. Może chociaż tam będzie można poczuć namiastkę MTB przez duże M. A jak nie, to pozostaną wycieczki w góry, tak żeby poczuć trochę MTB.
Pani Krystyna na starcie giga © lemuriza1972
Do Stronia jest daleko (5 godzin jazdy). Dopiero kiedy jechałam z Krysią do biura zawodów zorientowałam się, że już tutaj kiedyś byłam. Poznałam po sklepie z minerałami, gdzie robiłam kiedyś zakupy.
Pomimo, że trasa jak na GG zapowiadała się na stosunkowo łatwą, to obawiałam się upału.
Po starcie giga pojechałam na rozgrzewkę, obejrzałam zbiornik w Starej Morawie i jadąc nagle usłyszałam donośne krzyki
( okazało się, że jedzie spora Gomolowa grupa), więc dalszą część rozgrzewki robiliśmy razem.
Start z 2 sektora, w którym widzę dziewczynę, której nie znam, ale ponieważ przeglądnęłam listę zgłoszeń, wiedziałam, że to dziewczyna z mojej kategorii ( poznałam ją po nazwie teamu). Postanawiam ją pilnować.
Start przez miasto, więc jesteśmy co chwilę stopowani. Staram się jechać szybko i ciągle mieć na oku koleżankę z kategorii. Ale jedzie mocno. Stawka aż do pierwszego podjazdu nierozciągnięta, przez chwilę jadę obok Agi Sobczak, a nawet ją wyprzedzam, ale wiem, że tak będzie przez chwilę.
Potem na podjeździe Aga mnie wyprzedza.
Wyprzedzam Anię z Bydgoszczy. Pierwszy podjazd chociaż technicznie nietrudny (szeroka szutrówka) jedzie się dość ciężko, sporo słońca (które na szczęście od czasu do czasu chowa się za chmurami). Koleżanka z kategorii jedzie mocno i już widzę, że będzie problem żeby ją wyprzedzić ( na mecie ostatecznie chyba 2 minuty przede mną). Ania z Bydgoszczy, z którą kiedyś rywalizowałyśmy w kategorii K3 ciągle gdzieś z tyłu. W pewnym momencie jednak odwracam się i widzę ją kilkanaście metrów za sobą. Jadę. Podjazd ciągnie się i ciągnie. Wciąż szeroka szutrówka. Trochę się wypłaszcza, jest chyba jakiś 13 km trasy, dojeżdża do mnie Ania i wyprzedza mnie. Nie jest w mojej kategorii, ale myślę sobie: o nie, nie… nie poddam się tak łatwo. Wyprzedzam. Potem Ania mnie i tak sobie jedziemy przez dłuższą chwilę.
Zjazdy szutrowe z mocno wynoszącymi zakrętami. Trzeba bardzo uważać, bo na takich zakrętach można się „przejechać”. Ale jakoś sprawnie idzie, zjeżdżam szybko, zakręty też jakoś "łapie".
Maksymalna prędkość z tego maratonu to 62 km/h, więc zjeżdżam jak na mnie szybko. Ania odchodzi mi na podjeździe w lesie. Na mecie chyba ok 10 min przede mną. I zaczyna się przygraniczny szlak, o którym wspominał Adam.
I już wiem o czym mówił. Kilka kilometrów wąską ścieżynką między jagodami, korzeń za korzeniem, błotko, dość technicznie. To jest bardzo wyczerpujący fragment. Daje mocno w kość. Kiedy się kończy czuję ulgę. Ale zanim się kończy, dubluje mnie dwóch panów z giga (na pewno Dominik Grządziel i chyba Bartek Janowski).
Nie mam im jak się usunąć, nie ma gdzie, jest zbyt wąsko, więc włażę w jagody, zatrzymuje się i przepuszczam ich, bo wiem, że nie mogę ich tak zatrzymywać, a przecież nie jestem w stanie jechać tam szybko. Ten maraton to kilka długich szutrowych podjazdów, kilka bardzo szybkich szutrowych zjazdów, szlak nadgraniczny i jeden techniczny zjazd w stylu GG. Tam udaje mi się kilka osób wyprzedzić, trochę gorzej sobie radzą. Upał nie doskwiera bardzo, słońce zachodzi, poza tym jest sporo drzew. Piję, polewam się wodą (ale nie tak obficie jak w Jaśle), po prostu nie ma takiej potrzeby.
Doskwierają mi za to długie podjazdy. Mało takich robionych w tym roku (z przestrachem myślę o kolosalnie długim – jakieś 12 km podjazdu podjeździe w Piwnicznej). Kręgosłup boli, modlę się o jakieś zjazdy i o 35 km, bo Andrzej mi powiedział, że od 35 km jest już w dół.
I rzeczywiście jest w dół, ale nie tak znowu prosto, szybkie szutrówki, jakaś łąką z wieloma wertepami. Jadę tam naprawdę szybko. Przepiękny widok ze zjazdu. To są po prostu GÓRY. Widoki zapierają dech w piersiach. Ktoś jedzie za mną i krzyczy: Ale pięknie… jaka piękna trasa. To fakt.. jest pięknie. Mam wrażenie, ze 2/3 maratonu jadę Doliną Izy (ona zawsze przypominała mi sudeckie szlaki).
Tuż przed metą, małe potknięcie. Na metę wjeżdża się po bardzo wysokim krawężniku. Jadę tak szybko, że kiedy strażak pokazuje mi , ze mam skręcić, nie wyhamowuje i nie najeżdżam na krawężnik tylko się od niego odbijam. Efekt? Spadł łańcuch i zanim z powrotem wraca na swoje miejsce, mija mnie kilku zawodników. No cóż… trudno.
Na metę wjeżdżam zadowolona – kolejny krok w kierunku generalki uczyniony. Miejsce w kategorii 3, ale jechało nas tylko 3, więc z tego powodu wielkiej radości nie ma, ale czuję satysfakcję, ze 7 maraton w tym sezonie mam zaliczony.
Satysfakcja po kilku godzinach ustępuje miejsca złości.
A było to tak. Wychodzimy na dekorację, ja i dwie koleżanki. Dostajemy puchary, pani mówi: proszę iść za kulisy (dekoracja odbywa się w amfiteatrze) tam odbierzecie nagrody. Wchodzimy za kulisy, a pani patrzy na nas zdziwiona i mówi: ale Wy dostaniecie nagród, tylko puchary, bo nie jechało was 6 , taki jest zapis w regulaminie. Patrzę zdumiona, ponieważ na dwóch poprzednich edycjach nie jechało nas 6 a nagrody odbierałam. Zapala mi się światełko i pytam: czyli, ze jeżeli generalki nie zrobi 6 również nie będziemy klasyfikowane? Słyszę: tak… Pytam więc dlaczego w Złotym i Karpaczu była klasyfikacja a teraz jej nie ma? Odpowiedzi nie ma, ktoś idzie dzwonić do GG. Marek Mróz (spiker) mówi: ja czytam to co mi dali na kartce ( kiedy pytamy dlaczego wobec tego wołano nas na dekorację). Po chwili odbierają nam również puchary. Jakaś pani przychodzi i mówi: Grzesiek powiedział, że jak was nie jechało 6 to nie ma kategorii, a jak chcecie pogadać to on jest na basenie. Ot co. Nie mam ochoty na wizytę na basenie i opuszczam amfiteatr. Jeżdżę głównie dla własnej satysfakcji, dla udowodnienia sobie, że jestem w stanie przejechać trudne maratony, niemniej jednak całe to zamieszanie, budzi wielki niesmak.
Do domu wracam nieco przygnębiona, ale że droga trwa 5 godzin, to po jakimś czasie mi przechodzi. Trochę psychicznie zgnębiona, myślę sobie… nie jadę jutro Wojnicza, nie chce mi się. Ale zaraz potem przychodzi myśl: a właśnie , ze przejadę, nie złamie mnie byle co. Przejeżdżam, ku swojej wielkiej radości. Ale o tym już w następnym odcinku.
Smutno ponadto, że to pewnie ostatnie podrygi tego cyklu. Cyklu bezsprzecznie oferującego najlepsze w Polsce trasy, cyklu gdzie najwięcej można się nauczyć jeśli chodzi o MTB, cyklu który wielu przynosił masę satysfakcji. Cieszę się więc, że przez kilka sezonów mojej zabawy w MTB miałam okazję przejechać sporo, naprawdę trudnych maratonów. To na zawsze zostanie we wspomnieniach.
A co dalej? Miejmy nadzieję, że Bike Maraton utrzyma poziom tras np. z Wisły czy Myślenic. Może chociaż tam będzie można poczuć namiastkę MTB przez duże M. A jak nie, to pozostaną wycieczki w góry, tak żeby poczuć trochę MTB.
Gomole na starcie giga © lemuriza1972
Sławek, Andrzej, Szczepan i ja © lemuriza1972
Darek, Sławek, Andrzej i Szczepan © lemuriza1972
Zbiornik w Starej Morawie, a w oddali moi koledzy z GTA © lemuriza1972
- DST 40.00km
- Teren 30.00km
- Czas 02:52
- VAVG 13.95km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ciekawe czy wyłączenie forum to przypadek, czy foch Grześka...
Rafał - 21:16 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
właśnie o to chodzi...
pozostawi po sobie niezbyt dobre wspomnienia, a szkoda, bo to kawał moje sportowego życia - maratony u GG.
A Istebna? Jeżeli trasa będzie taka jak zawsze, to warto ją przejechać. Nie jest łatwa, piękna widokowo. Warto.
Moje pożegnanie być może nastąpi w Piwnicznej, a może w Istebnej. zobaczymy. Lemuriza1972 - 18:38 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
pozostawi po sobie niezbyt dobre wspomnienia, a szkoda, bo to kawał moje sportowego życia - maratony u GG.
A Istebna? Jeżeli trasa będzie taka jak zawsze, to warto ją przejechać. Nie jest łatwa, piękna widokowo. Warto.
Moje pożegnanie być może nastąpi w Piwnicznej, a może w Istebnej. zobaczymy. Lemuriza1972 - 18:38 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Jeżeli lada moment GG ma zejść ze sceny MTB -to przez takie "akcje" nie pozostawi po sobie dobrych wspomnień. Szkoda. A ja przymierzałem się już do tej kultowej Istebnej w październiku.Tak na pożegnanie...
marusia - 17:56 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
oooo.... ja zadałam kilka pytań organizatorowi na forum mtb marathonu. Tego nie mogłam tak przepuścić.
Nie chodzi o nagrody i te pucharki, chodzi o to jak nas potraktowano.
Myślę, że trzeba było zwrócić uwagę na takie postępowanie i wyjątkowo lekceważącą postawę organizatora. Lemuriza1972 - 07:27 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Nie chodzi o nagrody i te pucharki, chodzi o to jak nas potraktowano.
Myślę, że trzeba było zwrócić uwagę na takie postępowanie i wyjątkowo lekceważącą postawę organizatora. Lemuriza1972 - 07:27 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Faktycznie trochę siara, ale brawo za zachowanie spokoju. Kto inny rozpętał by pewnie forumowo/fejsbukowe tornado - ale czy to warte zachodu? Może i tak, dla zasady? ;) Brawa również za walkę na trasie!
k4r3l - 07:24 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Co tu dużo mówić, bardzo brzydkie zachowanie z ich strony, rozegrali to najgorzej jak się dało...
piotrkol - 20:12 niedziela, 27 lipca 2014 | linkuj
Bez sensu - nie mozna karac tych, co biora udzial w maratonie za tych, ktorzy w nim udzialu nie biora. Ale jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi najpewniej o pieniadze.
Gość - 19:43 niedziela, 27 lipca 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!