Sobota, 7 lutego 2015
Przez dziurkę od klucza...
„Szczęście w nieszczęściu to jest czasami największe szczęście w życiu” .
Takie zdanie znalazłam w książce Anny Janko „Mała zagłada”.
I pomyślałam, że w tym całym nieszczęściu, w tej klątwie wiszącej od wielu pokoleń nad rodziną mojej Mamy, mam wiele szczęścia.
Tyle fantastycznych ludzi poznałam dzięki TEMU. Czasem i tak trzeba popatrzeć na wielkie nieszczęście. Pomyślcie o tym.
Zrobiłam sobie podsumowanie stycznia (pod względem sportowego planu). Nie wyszło okazale. No, ale styczeń to był dla mnie bardzo trudny miesiąc i nie dało się inaczej. Mam nadzieję, że luty okaże się łaskawszy. Do końca lutego będę chciała regularnie „zaliczać” siłownię.
Potem mam nadzieję już ROWER.
A dzisiaj po 1,5 tygodniowej przerwie znowu sport na powietrzu czyli bieganie. Tak sobie pobiegłam w stronę Dunajca. Miałam plan dłuższego biegania po wertepach naddunajcowym, ale nogi dzisiaj wyjątkowo nie niosły. Zmęczone widocznie czwartkową siłownią (bo solidnie dałam im w kość).
Ślady życia © Iza
Takie zdanie znalazłam w książce Anny Janko „Mała zagłada”.
I pomyślałam, że w tym całym nieszczęściu, w tej klątwie wiszącej od wielu pokoleń nad rodziną mojej Mamy, mam wiele szczęścia.
Tyle fantastycznych ludzi poznałam dzięki TEMU. Czasem i tak trzeba popatrzeć na wielkie nieszczęście. Pomyślcie o tym.
Zrobiłam sobie podsumowanie stycznia (pod względem sportowego planu). Nie wyszło okazale. No, ale styczeń to był dla mnie bardzo trudny miesiąc i nie dało się inaczej. Mam nadzieję, że luty okaże się łaskawszy. Do końca lutego będę chciała regularnie „zaliczać” siłownię.
Potem mam nadzieję już ROWER.
A dzisiaj po 1,5 tygodniowej przerwie znowu sport na powietrzu czyli bieganie. Tak sobie pobiegłam w stronę Dunajca. Miałam plan dłuższego biegania po wertepach naddunajcowym, ale nogi dzisiaj wyjątkowo nie niosły. Zmęczone widocznie czwartkową siłownią (bo solidnie dałam im w kość).
Ha… muszę się Wam do czegoś przyznać.
Mam taką jedną niezbyt ładną przypadłość.
Lubię ludziom zaglądać w okna:).
No nie dlatego, że tak bardzo mnie ciekawi co robią, ale dlatego, że lubię patrzeć jak mieszkają. Co tam też wyrażają poprzez te swoje domostwa. I jakie wnioski? No niestety.. najczęściej niewiele wyrażają. Dominujące trendy w tej chwili to wysokiej klasy (a może dużych gabarytów sprzęt RTV). Koniecznie tak ustawiony żeby wszyscy widzieli, że go mamy. Zupełnie się w tych trendach nie odnajduję, z moim marnej klasy i małych gabarytów odbiornikiem:).
Strzeżcie się ci co mieszkacie w pobliżu, przechodząc mogę zajrzeć w okno i zobaczyć co też tam u was w trawie piszczy.
A tak na poważnie…:).
Przeczytałam dzisiaj artykuł: Przez dziurkę od klucza (WO Ekstra). Rzecz mnie interesująca, bo o wnętrzach (nie ludzkich, ale tych domowych).
„ Po latach idealnie wystylizowanych mieszkań przyszedł czas na autentyczność – z kablami na wierzchu i kartonami po mleku w kuchni. W branży wnętrzarskiej nigdy nie było ciekawiej!” . No może te kable i kartony to lekka przesada, ale... o autentyczność chodzi, a nie wnętrza "hotelarskie". W domach mieszkamy, więc to namiętne chowanie wszystkiego np w szafkach kuchennych, żeby nic na wierzchu nie stało, to chyba lekka przesada. Ja tam lubię.. słoje, słoiczki z przyprawami, ziołami, puszki z kawą, herbatą, kolorowe kubki, filiżanki. Na wierzchu. Taka kuchnia widać, że żyje, a nie tylko wygląda.
Nie lubię tych dzisiejszych, wystylizowanych mieszkań wg jednego wzoru. Tych brązów, beżów, bieli, kremów. Mebli na jedno kopyto (zazwyczaj w kolorach brązu). Nie lubię mieszkań bez duszy i bez kolorów. I bez książek!!!
Nie cierpię mieszkań bez książek. Takie nie mają u mnie żadnych szans.
„Nie trzeba dużo pieniędzy by żyć w pięknym miejscu. Wystarczą dobre pomysły i osobowość” (cytat z artykułu).
Muszę Wam powiedzieć, że niewiele widziałam w swoim życiu mieszkań (domów) z duszą. Mieszkań, które pokazywały jak „kolorowy” jest właściciel mieszkania.
Mieszkanie Agnieszki i Andrzeja (moich przyjaciół). Zwłaszcza teraz po remoncie. Klimat, dusza, ciepło, przytulność, kolory, książki, płyty, kuchnia ze słojami pełnymi przypraw. Nie ma tam bogactwa, ani drogich sprzętów. Jest to co najważniejsze – klimat.
To jest to czego szukam w mieszkaniach.
Krakowskie mieszkanie mojej znajomej. Widziane tylko na zdjęciach. Wystarczyło bym je zapamiętała.
Krakowskie mieszkanie na Salwatorze kuzynki mojej Mamy. Bez bogactwa (jeden pokój i kuchnia), bez drogich sprzętów. Delikatne światło lampy, pyszna herbata podana w pięknych dużych filiżankach.
Krakowskie mieszkanie mojego Trenera siatkówki, pełne antyków po jego teściach. W życiu nie widziałam czegoś tak niesamowitego w mieszkaniu!
Coś jeszcze? Może coś jeszcze było, ale generalnie nie było tego zbyt wiele.
Panuje jednak moda na albo bylejakość (kompletnie nieprzywiązywanie wagi do tego, żeby mieszkanie miało klimat), albo moda na mieszkania podobne do siebie jak krople wody.
Moja Mama... ona miała kiedyś bardzo artystyczną duszę (tak to określę). W latach 70, kiedy niewiele na rynku było ładnych rzeczy, wyczarowała mieszkanie jak z bajki. Czerwone zasłony w kuchennym oknie, niebieskie ściany i drewniane półki pomalowane przez nią .. na czerwono. Kafelki w łazience w kolorze błękitu.
Zielono- żółty pokój. Fotele kupione w sklepie (takie na których można było się pokręcić w koło) obite u tapicera na ładny ciepły żółty kolor (bo ten oryginalny był .. brązowy). Ciemno - zielone zasłony. I zawsze kwiaty.. wiosną, latem... cięte kwiaty w wazonie. W zależności od pory roku.. tulipany, narcyzy itd. Polska była bura wtedy. Szara, bura zimna, a u nas było.. kolorowo.
Byłam dumna z tego bajkowego mieszkania naszego. Nie było bogactwa, ale był klimat.
A ciekawe mieszkania (nie zawsze chciałabym w takich akurat mieszkać, ale nie można im odmówić tego, że są ciekawe) można obejrzeć wpisując w wyszukiwarkę The Selby. To o tym projekcie był artykuł, który czytałam.
PS Pozwoliłam sobie na deser dzisiaj. Banan grillowany z gorzką czekoladą. Jeśli jeszcze nie jedliście – próbujcie. Banana w skórce nacinamy, wkładamy kawałeczki gorzkiej czekolady (u mnie opcja gorzka) i na patelnię (u mnie taką do grillowania, ale chyba może być „normalna”).
I jeszcze jedno...jeśli jeszcze nie oglądaliście filmu pt Boyhood czas nadrobić zaległości. Nie będziecie żałować.
Mam taką jedną niezbyt ładną przypadłość.
Lubię ludziom zaglądać w okna:).
No nie dlatego, że tak bardzo mnie ciekawi co robią, ale dlatego, że lubię patrzeć jak mieszkają. Co tam też wyrażają poprzez te swoje domostwa. I jakie wnioski? No niestety.. najczęściej niewiele wyrażają. Dominujące trendy w tej chwili to wysokiej klasy (a może dużych gabarytów sprzęt RTV). Koniecznie tak ustawiony żeby wszyscy widzieli, że go mamy. Zupełnie się w tych trendach nie odnajduję, z moim marnej klasy i małych gabarytów odbiornikiem:).
Strzeżcie się ci co mieszkacie w pobliżu, przechodząc mogę zajrzeć w okno i zobaczyć co też tam u was w trawie piszczy.
A tak na poważnie…:).
Przeczytałam dzisiaj artykuł: Przez dziurkę od klucza (WO Ekstra). Rzecz mnie interesująca, bo o wnętrzach (nie ludzkich, ale tych domowych).
„ Po latach idealnie wystylizowanych mieszkań przyszedł czas na autentyczność – z kablami na wierzchu i kartonami po mleku w kuchni. W branży wnętrzarskiej nigdy nie było ciekawiej!” . No może te kable i kartony to lekka przesada, ale... o autentyczność chodzi, a nie wnętrza "hotelarskie". W domach mieszkamy, więc to namiętne chowanie wszystkiego np w szafkach kuchennych, żeby nic na wierzchu nie stało, to chyba lekka przesada. Ja tam lubię.. słoje, słoiczki z przyprawami, ziołami, puszki z kawą, herbatą, kolorowe kubki, filiżanki. Na wierzchu. Taka kuchnia widać, że żyje, a nie tylko wygląda.
Nie lubię tych dzisiejszych, wystylizowanych mieszkań wg jednego wzoru. Tych brązów, beżów, bieli, kremów. Mebli na jedno kopyto (zazwyczaj w kolorach brązu). Nie lubię mieszkań bez duszy i bez kolorów. I bez książek!!!
Nie cierpię mieszkań bez książek. Takie nie mają u mnie żadnych szans.
„Nie trzeba dużo pieniędzy by żyć w pięknym miejscu. Wystarczą dobre pomysły i osobowość” (cytat z artykułu).
Muszę Wam powiedzieć, że niewiele widziałam w swoim życiu mieszkań (domów) z duszą. Mieszkań, które pokazywały jak „kolorowy” jest właściciel mieszkania.
Mieszkanie Agnieszki i Andrzeja (moich przyjaciół). Zwłaszcza teraz po remoncie. Klimat, dusza, ciepło, przytulność, kolory, książki, płyty, kuchnia ze słojami pełnymi przypraw. Nie ma tam bogactwa, ani drogich sprzętów. Jest to co najważniejsze – klimat.
To jest to czego szukam w mieszkaniach.
Krakowskie mieszkanie mojej znajomej. Widziane tylko na zdjęciach. Wystarczyło bym je zapamiętała.
Krakowskie mieszkanie na Salwatorze kuzynki mojej Mamy. Bez bogactwa (jeden pokój i kuchnia), bez drogich sprzętów. Delikatne światło lampy, pyszna herbata podana w pięknych dużych filiżankach.
Krakowskie mieszkanie mojego Trenera siatkówki, pełne antyków po jego teściach. W życiu nie widziałam czegoś tak niesamowitego w mieszkaniu!
Coś jeszcze? Może coś jeszcze było, ale generalnie nie było tego zbyt wiele.
Panuje jednak moda na albo bylejakość (kompletnie nieprzywiązywanie wagi do tego, żeby mieszkanie miało klimat), albo moda na mieszkania podobne do siebie jak krople wody.
Moja Mama... ona miała kiedyś bardzo artystyczną duszę (tak to określę). W latach 70, kiedy niewiele na rynku było ładnych rzeczy, wyczarowała mieszkanie jak z bajki. Czerwone zasłony w kuchennym oknie, niebieskie ściany i drewniane półki pomalowane przez nią .. na czerwono. Kafelki w łazience w kolorze błękitu.
Zielono- żółty pokój. Fotele kupione w sklepie (takie na których można było się pokręcić w koło) obite u tapicera na ładny ciepły żółty kolor (bo ten oryginalny był .. brązowy). Ciemno - zielone zasłony. I zawsze kwiaty.. wiosną, latem... cięte kwiaty w wazonie. W zależności od pory roku.. tulipany, narcyzy itd. Polska była bura wtedy. Szara, bura zimna, a u nas było.. kolorowo.
Byłam dumna z tego bajkowego mieszkania naszego. Nie było bogactwa, ale był klimat.
A ciekawe mieszkania (nie zawsze chciałabym w takich akurat mieszkać, ale nie można im odmówić tego, że są ciekawe) można obejrzeć wpisując w wyszukiwarkę The Selby. To o tym projekcie był artykuł, który czytałam.
PS Pozwoliłam sobie na deser dzisiaj. Banan grillowany z gorzką czekoladą. Jeśli jeszcze nie jedliście – próbujcie. Banana w skórce nacinamy, wkładamy kawałeczki gorzkiej czekolady (u mnie opcja gorzka) i na patelnię (u mnie taką do grillowania, ale chyba może być „normalna”).
I jeszcze jedno...jeśli jeszcze nie oglądaliście filmu pt Boyhood czas nadrobić zaległości. Nie będziecie żałować.
- Aktywność Bieganie
Komentarze
Ekstra fotka z tymi śladami :) A tytuł wpisu jakoś tak mi się przypomniał z książką Kinga "Wiatr przez dziurkę od klucza" :)))
k4r3l - 14:51 poniedziałek, 9 lutego 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!