Niedziela, 29 marca 2015
Niedziela. Palmowa zresztą.
Ciężko dość było dzisiaj wstać (poszłam spać późno, a czas nam zmieniono).
No, ale jak trzeba to trzeba:).
Czas letni zobowiązuje i Piotrek pojechał dzisiaj na krótko (zmiana czasu na letni, zmiana stroju na letni).
Patrzyliśmy na niego z mieszanką podziwu i zdziwienia, bo o ile w słońcu i na podjazdach było ciepło, na zjazdach można było solidnie zmarznąć. Na początek odbyło się losowanie tego kto obmyśla dzisiejszą trasę (losowanie wygrał Piotrek). Pomimo, że Piotrek wygrał, skończyło się jak zwykle czyli kierownikiem wycieczki był Adam.
Dzisiaj wprowadzał innowacyjne metody planowania wycieczki, co uwieczniłam na którymś ze zdjęć.
Zaczęliśmy mocnym podjazdem czyli od kościoła w Szczepanowicach do góry na Lubinkę, a potem przez las do szlabanu czyli jakieś 3 km podjazdu.
No, ale jak trzeba to trzeba:).
Czas letni zobowiązuje i Piotrek pojechał dzisiaj na krótko (zmiana czasu na letni, zmiana stroju na letni).
Patrzyliśmy na niego z mieszanką podziwu i zdziwienia, bo o ile w słońcu i na podjazdach było ciepło, na zjazdach można było solidnie zmarznąć. Na początek odbyło się losowanie tego kto obmyśla dzisiejszą trasę (losowanie wygrał Piotrek). Pomimo, że Piotrek wygrał, skończyło się jak zwykle czyli kierownikiem wycieczki był Adam.
Dzisiaj wprowadzał innowacyjne metody planowania wycieczki, co uwieczniłam na którymś ze zdjęć.
Zaczęliśmy mocnym podjazdem czyli od kościoła w Szczepanowicach do góry na Lubinkę, a potem przez las do szlabanu czyli jakieś 3 km podjazdu.
Wyjeżdżamy z lasu na Lubince © Iza
Potem w kierunku Rychwałdu najbardziej „ulubionym” przez wszystkich podjazdem. Stamtąd do Chojnika, bo wiadomo… nie ma Chojnika – wycieczka nie zaliczona.
Pani Krystyna koniecznie chciała obejrzeć niebieską chatkę, którą odkryłam niedawno, więc podjechaliśmy pod chatkę i odbyła się tamże sesja zdjeciowa.
Chatka Puchatka:) © Iza
Chatkowe nr 1 © Iza
Cahtkowe nr 2 © Iza
Chatkowe nr 3 © Iza
Znalazłyśmy swoje miejsce:) © Iza
Podziwiają Chatkę © Iza
A potem pojechaliśmy gdzieś, gdzie jest coś, ale niewiadomo co to jest, w każdym bądź razie to COŚ chciał zobaczyć Adam. Była więc chyba Brzozowa, potem Jastrzębia. Wjechaliśmy nawet w błotny, terenowy podjazd, z którego jednak trzeba było zawrócić, bo raczej prowadził donikąd. COŚ okazało się długim, asfaltowym podjazdem, którym nikt z nas jeszcze nie jechał. Z dołu wyglądał tak, że … robiło się słabo. Ale nie był aż tak straszny, chociaż trzeba przyznać wymagający. Na szyczycie przepiękne widoki w ramach rekompensaty za wysiłek.
"Ok, niech chłopaki wymyślą coś fajnego, ja odpocznę" © Iza
Adam jako nowoczesny Garmin © Iza
Pani Krystyna © Iza
Było co podziwiać © Iza
Tak się zapatrzyła © Iza
Trochę widoków © Iza
Podjeżdżają Adam i Paweł © Iza
Gdzieś w Brzozowej © Iza
Potem pojechaliśmy w kierunku Jastrzębiej Górnej. Tutaj krótka przerwa w sklepie, a potem znowu trochę terenu, potem znowu podjazd terenowy i… zjazd błotny.
Na to nie byłam przygotowana. Było to dla mnie dość ekstremalne przeżycie (5 letni bulldog z przodu, 5 letni python z tyłu). Wolno, ale .. udało się bez żadnych przygód i nawet bez hulajnogowania.
Po zjeździe do Brzozowej bodajże (ale mogę się mylić, to mogła być jeszcze Jastrzębia) nastąpił rozłam. Adam, Paweł i Piotrek udali się jakimś podjazdem mozolnie do góry, a my z Panią Krystyną pomknęłyśmy w kierunku Zakliczyna na nasz tajny, gomolowy trening:).
Po drodze „znalazłyśmy” palmę, a potem zaliczyłyśmy Lusławice.
Taka palma © Iza
Gdzieś w Brzozowej © Iza
Dwór Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach © Iza
Żeby nie było tak łatwo, postanowiłyśmy utrudnić sobie powrót do domu i od Janowic podjechałyśmy na Lubinkę czyli jakieś 6 km podjazdu. Było trochę tego podjeżdżania dzisiaj, ale na omlecie Mamby i owsianych ciastkach jeździ się naprawdę dobrze. Do tego izotonik z cytryny, miodu i soli i można jechać:).
Magnus świąteczny (umyty i ozdobiony) © Iza
I obiecany przepis na ciastka owsiane (wyszły naprawdę dobre i energetyczne).
Pół szklanki płatków owsianych, dwie łyżki miodu, jakieś 80 g masła, pół szklanki mąki (ja dałam orkiszową, w przepisie oryginalnym była gryczana), garść daktyli, trochę orzechów różnych (ja miałam mieszankę : laskowe, włoskie, nerkowce). Dodałam też żurawinę i rodzynki oraz trochę migdałów. Orzechy należy przyprażyć na suchej patelni, daktyle zalewamy gorącą wodą (80 ml) i miksujemy, masło rozpuszczamy w garnku, dodajemy do niego wszystkie składniki, przekładamy do blachy wyłożonej papierem do pieczenia. I na pół godziny do piekarnika (180 stopni).
Na noc włożyłam jeszcze do lodówki.
Ciastka owsiane gotowe do pokrojenia © Iza
- DST 85.00km
- Teren 10.00km
- Czas 04:20
- VAVG 19.62km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!