Wtorek, 12 maja 2015
Zapachowo
Szybki obiad (ugotowany wczoraj) i w drogę.
A na obiad była zupa szczawiowa z ryżem brązowym. Ugotowałam jajko i….
Takie mi się dzisiaj udały bliżniaki © Iza
A na obiad była zupa szczawiowa z ryżem brązowym. Ugotowałam jajko i….
Takie mi się dzisiaj udały bliżniaki © Iza
Walczyłam dzisiaj ze sobą, żeby wyjechać. Nie będę udawać, że mi się chciało. Bardzo walczyłam. "Przeciw" było popracowe zmęczenie i trochę rzeczy do zrobienia w domu, "za" była piękna pogoda i zbliżający się maraton.
Wyjechałam. Kiedy jadąc wzdłuż Dunajca wspominałam te moje wewnętrzne walki i pomyślałam jak myślałam o tym, że nigdzie nie pojadę, a położę się na chwilę, odpocznę, zobaczyłam TO:
Miejsce na odpoczynek © Iza
Nie skorzystałam. Pojechałam dalej.
Jeśli ktoś jest spostrzegawczy dostrzeże na zdjęciu jaszczurkę.
Najpierw Buczyna, potem wzdłuż Dunajca i podjazd PItstopowy. Jak to ten podjazd, łatwo się nie jeździe, raczej mozolnie i ciężko dysząc. Rzadko spotyka się tam ludzi, częściej psy.
Tym razem szła jakaś Pani. Powiedziałam jej „Dzien dobry”. Odpowiedziała i powiedziała:
- O matko, to mnie się tak iść nie chce.. a pani pedałuje…. Ludzziiiiieeeeeee…..
Miałam jej powiedzieć: też mi się nie chce pedałować… (ale się nie przyznałam). Uśmiechnęłam się i zaczęłam pedałować mocniej. Ot, co czynią kibice na trasie:).
Plan dzisiaj miałam pewien, ale pewna nie byłam czy go zrealizuje, bo wyjechałam dość późno. Zjechalam zjazdem terenowym, leśnym w dół do Dunajca (tym który kiedyś na FR pokazywał Leszek). Fajny jest, chociaż ostrzegam – początek wysypany nowym kamieniem (luźny kamień). Trzeba być czujnym.
A potem las. Fajnie tam, ale samemu trochę straszno. Ponuro.
Fragmenty śliskie i gliniaste jak na niektórych trasach Cyklo. Trzeba być uważnym.
Po wyjeździe z lasu – przepiękny widok. Końcówka zjazdu jednak mocno zarosła, miejscami nie da się zjechać.
Potem kawałek wzdłuż Dunajca i skręt na podjazd w kierunku Uroczyska i Winnicy. Mozolnie, ale na szczycie w nagrodę piękne widoki.
Najpierw Buczyna, potem wzdłuż Dunajca i podjazd PItstopowy. Jak to ten podjazd, łatwo się nie jeździe, raczej mozolnie i ciężko dysząc. Rzadko spotyka się tam ludzi, częściej psy.
Tym razem szła jakaś Pani. Powiedziałam jej „Dzien dobry”. Odpowiedziała i powiedziała:
- O matko, to mnie się tak iść nie chce.. a pani pedałuje…. Ludzziiiiieeeeeee…..
Miałam jej powiedzieć: też mi się nie chce pedałować… (ale się nie przyznałam). Uśmiechnęłam się i zaczęłam pedałować mocniej. Ot, co czynią kibice na trasie:).
Plan dzisiaj miałam pewien, ale pewna nie byłam czy go zrealizuje, bo wyjechałam dość późno. Zjechalam zjazdem terenowym, leśnym w dół do Dunajca (tym który kiedyś na FR pokazywał Leszek). Fajny jest, chociaż ostrzegam – początek wysypany nowym kamieniem (luźny kamień). Trzeba być czujnym.
A potem las. Fajnie tam, ale samemu trochę straszno. Ponuro.
Fragmenty śliskie i gliniaste jak na niektórych trasach Cyklo. Trzeba być uważnym.
Po wyjeździe z lasu – przepiękny widok. Końcówka zjazdu jednak mocno zarosła, miejscami nie da się zjechać.
Potem kawałek wzdłuż Dunajca i skręt na podjazd w kierunku Uroczyska i Winnicy. Mozolnie, ale na szczycie w nagrodę piękne widoki.
Jeden z moich ulubionych widoków © Iza
Czasu miałam już mało i byłam pewna, że ostatniego punktu programu nie uda mi się zrealizować, ale udało się. Czyli zjazd terenowy za szlabanem do Doliny Izy. Przeprawa przez potoczek. Tym razem poległam, zawadziłam o jakiś kamień, zamoczyłam buty. No a potem 17 minut jazdy do góry, czyli podjazd w Dolinie do następnego szlabanu. I to był już koniec, bo było mocno po 19, a ja jeszcze musiałam jechać na pocztę.
A na poczcie czekała „Staroświecka historia” Magdy Szabo. Radość. Druk też staroświecki, mały taki, że to już nie na moje 43 letnie oczy:).
Było : wiosennie, pachnąco, słonecznie…. majowo.
Wysokie Obcasy Ekstra , felieton prof. Z. Mikołejko „ … bom alergik i astmatyk i przeżywa wiosnę jak piekło: takie piekło o którym się nie śniło nawet tym wysłannicom i wysłannikom bożym. I zdarza mi się marzyć o zalaniu tej całej wiosny, tego przeklętego maja tęgim betonem. W końcu dławi mnie to wszystko, bezczelna zieleń i to wszelakie kwiecie – spać nie daje, a łzy zalewają mi wciąż oczy”
Mnie też dławią zapachy kwiecia kwitnącego, ale tylko na podjazdach, kiedy z trudem łapie oddech, wtedy przeszkadzają. Jest mdląco. I dławią mnie na podjazdach maratonowych te wszystkie zapachy dochodzące z koszulek kolegów. Płyny do prania, proszki, nie wiem co to jeszcze. Mocne, kwiatowe.
Dawno już miałam zaapelować – Panowie jeśli sami nie pierzecie Waszych rowerowych ciuchów, kupcie żonie jakiś łagodny proszek do prania. Bezzapachowy najlepiej. Bo ciężko się podjeżdża w tych wszystkich oparach:).
PS i jeszcze jedna sprawa.
W tym sezonie będziemy mieć jeszcze jeden maraton w pobliżu Tarnowa.
W Skrzyszowie, 11 lipca.
Zapewne trasa będzie kluczyć w okolicy Brzanki, bowiem organizatorem jest Paweł, niegdyś autor trasy maratonu tarnowskiego (Bikemaraton). Dzisiaj tamten maraton to już zamierzchła historia. Komu udało się wystartować (mnie udało się trzy razy) jest szczesliwy, bo ma co wspominać.
Teraz tworzy się nowa historia.
https://www.facebook.com/events/1646341128918878/
Czasu miałam już mało i byłam pewna, że ostatniego punktu programu nie uda mi się zrealizować, ale udało się. Czyli zjazd terenowy za szlabanem do Doliny Izy. Przeprawa przez potoczek. Tym razem poległam, zawadziłam o jakiś kamień, zamoczyłam buty. No a potem 17 minut jazdy do góry, czyli podjazd w Dolinie do następnego szlabanu. I to był już koniec, bo było mocno po 19, a ja jeszcze musiałam jechać na pocztę.
A na poczcie czekała „Staroświecka historia” Magdy Szabo. Radość. Druk też staroświecki, mały taki, że to już nie na moje 43 letnie oczy:).
Było : wiosennie, pachnąco, słonecznie…. majowo.
Wysokie Obcasy Ekstra , felieton prof. Z. Mikołejko „ … bom alergik i astmatyk i przeżywa wiosnę jak piekło: takie piekło o którym się nie śniło nawet tym wysłannicom i wysłannikom bożym. I zdarza mi się marzyć o zalaniu tej całej wiosny, tego przeklętego maja tęgim betonem. W końcu dławi mnie to wszystko, bezczelna zieleń i to wszelakie kwiecie – spać nie daje, a łzy zalewają mi wciąż oczy”
Mnie też dławią zapachy kwiecia kwitnącego, ale tylko na podjazdach, kiedy z trudem łapie oddech, wtedy przeszkadzają. Jest mdląco. I dławią mnie na podjazdach maratonowych te wszystkie zapachy dochodzące z koszulek kolegów. Płyny do prania, proszki, nie wiem co to jeszcze. Mocne, kwiatowe.
Dawno już miałam zaapelować – Panowie jeśli sami nie pierzecie Waszych rowerowych ciuchów, kupcie żonie jakiś łagodny proszek do prania. Bezzapachowy najlepiej. Bo ciężko się podjeżdża w tych wszystkich oparach:).
PS i jeszcze jedna sprawa.
W tym sezonie będziemy mieć jeszcze jeden maraton w pobliżu Tarnowa.
W Skrzyszowie, 11 lipca.
Zapewne trasa będzie kluczyć w okolicy Brzanki, bowiem organizatorem jest Paweł, niegdyś autor trasy maratonu tarnowskiego (Bikemaraton). Dzisiaj tamten maraton to już zamierzchła historia. Komu udało się wystartować (mnie udało się trzy razy) jest szczesliwy, bo ma co wspominać.
Teraz tworzy się nowa historia.
https://www.facebook.com/events/1646341128918878/
- DST 42.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:20
- VAVG 18.00km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!