Niedziela, 29 listopada 2015
Danielka
Ubiegłoroczną relację z Danielki rozpoczęłam fragmentem piosenki z muscialu „Skrzypek na dachu”:
„Zapytasz mnie : kiedy to się zaczęło?
Odpowiem Ci: nie wiem…
ALE TO TRADYCJA”
Tajemnica dziury w nodze Mirjona © Iza
Wyra.
Tak jest! © Iza
Nie tylko rzeczy ginęły. Sobotniej nocy ukradziono nam też księżyc. Cóż takie czasy, dużo rzeczy pojawia się albo znika nocami (nie tylko dobytek Wierzby).
Tym razem Wierzba nie bawił się statkiem czy też z Tadkiem, ale wszystko jeszcze przed nami, bo pewnie niejeden wnuk jeszcze się Wierzbie „przytrafi”.
Bawiła się za to Marta, z pomysłem jak to na córkę Mirjona przystało.
Marta, córka Mirka i jej przyodziany Król Julian
Pierwszy baławan w tym sezonie © Iza
Wracamy do domu © Iza
Ale my tutaj jeszcze wrócimy. Następna relacja – za rok.
Zdjęcie pożegnalno-pamiątkowe © Iza
Zdjęcie pożegnalno-pamiętkowe nr 2 © Iza
„Zapytasz mnie : kiedy to się zaczęło?
Odpowiem Ci: nie wiem…
ALE TO TRADYCJA”
Tradycja w narodzie nie zginęła, chociaż „naród”, w tym roku nieco jakby skromniejszy, zwłaszcza jeśli chodzi o dzień drugi.
Niech „naród” żałuje, bo jak to bywa w Danielce i w tym roku nie obyło się bez wydarzeń, które staną się legendą i jeszcze długo będą sobie przekazywane jak ludowe podania:).
Danielka czyli nasze gomolowe świętowanie końca sezonu.
W tym roku później niż zwykle, ponieważ Wierzba szalał na sanatoryjnym turnusie. Turnus ten wyszedł mu na dobre, nauczył się tego i owego (np. przepuszczał mnie w drzwiach kwitując to tym, że „nauczył się w sanatorium”).
Jak widać powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie…” nie zawsze okazuje się być prawdą, a sanatorium stwarza możliwości rozwinięcia swojej osobowości i nabycia ogłady.
Musi jednak Wierzba odbyć jednak jeszcze niejeden turnus, ponieważ z tą ogładą i elegancją (zwłaszcza nocną) różnie jeszcze bywa. Ma też niejakie kłopoty z orientacją w terenie, więc przy następnej okazji pomysł na prezent już jest – GPS jak nic będzie przydatny.
Wierzba nasz bowiem obudziwszy się w nocy lekko był zdezorientowany. Zerwawszy się na nogi krzyczał podobno: Kaj jo jest? Kaj jo jest?
Ma też kłopoty niemałe z utrzymywaniem swojego dobytku przy sobie, ponieważ w ten jeden, jedyny w swoim rodzaju weekend, zagubił telefon, kosmetyczkę i nieprzemakalne spodnie. Telefon został cudownie odnaleziony w węglarce (górnika - emeryta ciągnie do węgla) już w sobotę, natomiast kosmetyczka i spodnie odnalazły się dopiero w niedzielę, tuż przed wyjazdem.
Osobną kategorią tej opowieści będzie nasz Mirjon, miewający mrożące krew w żyłach przygody gdziekolwiek tylko się pojawi. Mirjon został oddany pod opiekę przez żonę jego Gosię, Rudej i mnie, obiecałyśmy, że go przypilnujemy i tym razem nie będzie żadnych krwawych niespodzianek. Przypilnowanie Mirjona to jednak misja z gatunku mission impossible, o czym Gosia musiała doskonale wiedzieć, stąd jej obawy co do tego wyjazdu.
Wczoraj wieczorem Mirjon zdjął skarpetę i robił sobie zdjęcia swojej poranionej nogi. Kiedy zapytałam „co się stało?”, Mirjon odpowiedział, że nie ma pojęcia.
Zagadka wyjaśniła się rano (jak widać patyki dopadają nie tylko przerzutki).
Danielka czyli nasze gomolowe świętowanie końca sezonu.
W tym roku później niż zwykle, ponieważ Wierzba szalał na sanatoryjnym turnusie. Turnus ten wyszedł mu na dobre, nauczył się tego i owego (np. przepuszczał mnie w drzwiach kwitując to tym, że „nauczył się w sanatorium”).
Jak widać powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie…” nie zawsze okazuje się być prawdą, a sanatorium stwarza możliwości rozwinięcia swojej osobowości i nabycia ogłady.
Musi jednak Wierzba odbyć jednak jeszcze niejeden turnus, ponieważ z tą ogładą i elegancją (zwłaszcza nocną) różnie jeszcze bywa. Ma też niejakie kłopoty z orientacją w terenie, więc przy następnej okazji pomysł na prezent już jest – GPS jak nic będzie przydatny.
Wierzba nasz bowiem obudziwszy się w nocy lekko był zdezorientowany. Zerwawszy się na nogi krzyczał podobno: Kaj jo jest? Kaj jo jest?
Ma też kłopoty niemałe z utrzymywaniem swojego dobytku przy sobie, ponieważ w ten jeden, jedyny w swoim rodzaju weekend, zagubił telefon, kosmetyczkę i nieprzemakalne spodnie. Telefon został cudownie odnaleziony w węglarce (górnika - emeryta ciągnie do węgla) już w sobotę, natomiast kosmetyczka i spodnie odnalazły się dopiero w niedzielę, tuż przed wyjazdem.
Osobną kategorią tej opowieści będzie nasz Mirjon, miewający mrożące krew w żyłach przygody gdziekolwiek tylko się pojawi. Mirjon został oddany pod opiekę przez żonę jego Gosię, Rudej i mnie, obiecałyśmy, że go przypilnujemy i tym razem nie będzie żadnych krwawych niespodzianek. Przypilnowanie Mirjona to jednak misja z gatunku mission impossible, o czym Gosia musiała doskonale wiedzieć, stąd jej obawy co do tego wyjazdu.
Wczoraj wieczorem Mirjon zdjął skarpetę i robił sobie zdjęcia swojej poranionej nogi. Kiedy zapytałam „co się stało?”, Mirjon odpowiedział, że nie ma pojęcia.
Zagadka wyjaśniła się rano (jak widać patyki dopadają nie tylko przerzutki).
Tajemnica dziury w nodze Mirjona © Iza
Wyra.
Cóż, o Wyrze też mogłabym napisać epopeję, nie wiem jednak czy ktokolwiek dotrwałby do jej końca.
Od Wyry dowiedziałam się, że 99% uchodźców to tacy sami ludzie jak ja i PREZES.
Teoria jest ciekawa, najbardziej dla mnie i Prezesa i tych co z nami obcują.
Mocna grupa pod przewodnictwem PREZESA, wybrała się w sobotę na pizzę do Rajczy. Miało być trochę naokoło, przez góry i lasy i było. Prezes ma jedną wspólną cechę z Panem Adamem – uwielbiają skróty. Tym razem skrót był zacny, bo zamiast na pizzę doprowadził grupę z powrotem do Danielki. Na szczęście Sufa ma Sufobus i prawo jazdy też jeszcze ma, zostali uratowani. Taka tradycja - co roku musi odbywać się jakaś akcja ratunkowa. Nie wiem tylko dlaczego - zawsze Sufa jest tym , który ratuje.
Posiedzenie w pizzerni w Rajczy, odbyło się, a ono też stało się elementem tej tradycji.
Była też ruda na myszach czyli
Teoria jest ciekawa, najbardziej dla mnie i Prezesa i tych co z nami obcują.
Mocna grupa pod przewodnictwem PREZESA, wybrała się w sobotę na pizzę do Rajczy. Miało być trochę naokoło, przez góry i lasy i było. Prezes ma jedną wspólną cechę z Panem Adamem – uwielbiają skróty. Tym razem skrót był zacny, bo zamiast na pizzę doprowadził grupę z powrotem do Danielki. Na szczęście Sufa ma Sufobus i prawo jazdy też jeszcze ma, zostali uratowani. Taka tradycja - co roku musi odbywać się jakaś akcja ratunkowa. Nie wiem tylko dlaczego - zawsze Sufa jest tym , który ratuje.
Posiedzenie w pizzerni w Rajczy, odbyło się, a ono też stało się elementem tej tradycji.
Była też ruda na myszach czyli
Tak jest! © Iza
Nie tylko rzeczy ginęły. Sobotniej nocy ukradziono nam też księżyc. Cóż takie czasy, dużo rzeczy pojawia się albo znika nocami (nie tylko dobytek Wierzby).
Tym razem Wierzba nie bawił się statkiem czy też z Tadkiem, ale wszystko jeszcze przed nami, bo pewnie niejeden wnuk jeszcze się Wierzbie „przytrafi”.
Bawiła się za to Marta, z pomysłem jak to na córkę Mirjona przystało.
Marta, córka Mirka i jej przyodziany Król Julian
Pierwszy baławan w tym sezonie © Iza
Wracamy do domu © Iza
Ale my tutaj jeszcze wrócimy. Następna relacja – za rok.
Zdjęcie pożegnalno-pamiątkowe © Iza
Zdjęcie pożegnalno-pamiętkowe nr 2 © Iza
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tak zróbcie, drogie parafianki. Być to może, że mnie złe moce wraz z dziobłem opętały, może siakieś egzorcyzmy czas odprawić nad mym powabnym ciałem?
sufa - 19:25 niedziela, 29 listopada 2015 | linkuj
Wszystko się zgadza, ale w kwestii formalnej... to nie był pierwszy bałwan w tym sezonie.
Pierwsze były Dudy Krakowskim i PiSy na Wiejskiej hyh sufa - 19:07 niedziela, 29 listopada 2015 | linkuj
Pierwsze były Dudy Krakowskim i PiSy na Wiejskiej hyh sufa - 19:07 niedziela, 29 listopada 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!