Niedziela, 13 grudnia 2015
Beskid Niski
Budzik dzwoni o 6.30. Nie jest to moja ulubiona godzina do wstawania w niedzielę. Zwłaszcza, że do późna oglądałam jakiś film w tv, a potem nie mogłam zasnąć.
Jest ciemno, buro, szaro, ale przypominam sobie, że na dzisiaj mamy zaplanowany wyjazd w mój ulubiony Beskid Niski, więc wstaję mimo tej burości i szarości ochoczo.
Jedziemy z Mirkiem, reszta towarzystwa się wykruszyła – część kontuzjowana, część zapracowana, część zwyczajnie zniechęcona pogodą.
Kierunek Nowy Żmigród. Z jego okolic mamy wyruszyć. Konkretnie to z miejscowości o nazwie Kąty.
Już kiedyś wspominałam – Beskid Niski to tak blisko Tarnowa, ale ilekroć tutaj jestem, mam wrażenie jakbym znalazła się w zupełnie innym świecie, jakbym cofnęła się o dobre kilkadziesiąt lat.
Idziemy przez wieś, wyludnioną, dość biedną, gdzieś tam zauważam chyżę (pamiętacie, pisałam, chyża to chata łemkowska). Stałym elementem krajobrazu są… Mikołaje wspinające się po balustradach balkonów. Widocznie taka nowa, świecka tutejsza tradycja.
Cicho, szaro… część domów mocno zaniedbana. Można byłoby tutaj nakręcić „Dom zły”.
Nie możemy znaleźć właściwej drogi. Mirek „grzebie” w mapie, mapą targa wiatr, mówię:
- a wiesz, że masz w telefonie GPS-a?
Mirek: wiem, ale ja podobnie jak z książkami, wolę wersję papierową.
Idziemy w kierunku „naszego” szlaku. Wydaje nam się, ze dobrze idziemy, ale za nami z jednego z domów krzyczy jakaś kobieta i wskazuje nam inną drogę. Pani ma na głowie odlotową czapkę. Zanim jednak zmieniamy kierunek wędrówki, zauważam w trawie stokrotki. W grudniu!!!
Stokrotki w grudniu © Iza
Początek drogi © Iza
Jedziemy z Mirkiem, reszta towarzystwa się wykruszyła – część kontuzjowana, część zapracowana, część zwyczajnie zniechęcona pogodą.
Kierunek Nowy Żmigród. Z jego okolic mamy wyruszyć. Konkretnie to z miejscowości o nazwie Kąty.
Już kiedyś wspominałam – Beskid Niski to tak blisko Tarnowa, ale ilekroć tutaj jestem, mam wrażenie jakbym znalazła się w zupełnie innym świecie, jakbym cofnęła się o dobre kilkadziesiąt lat.
Idziemy przez wieś, wyludnioną, dość biedną, gdzieś tam zauważam chyżę (pamiętacie, pisałam, chyża to chata łemkowska). Stałym elementem krajobrazu są… Mikołaje wspinające się po balustradach balkonów. Widocznie taka nowa, świecka tutejsza tradycja.
Cicho, szaro… część domów mocno zaniedbana. Można byłoby tutaj nakręcić „Dom zły”.
Nie możemy znaleźć właściwej drogi. Mirek „grzebie” w mapie, mapą targa wiatr, mówię:
- a wiesz, że masz w telefonie GPS-a?
Mirek: wiem, ale ja podobnie jak z książkami, wolę wersję papierową.
Idziemy w kierunku „naszego” szlaku. Wydaje nam się, ze dobrze idziemy, ale za nami z jednego z domów krzyczy jakaś kobieta i wskazuje nam inną drogę. Pani ma na głowie odlotową czapkę. Zanim jednak zmieniamy kierunek wędrówki, zauważam w trawie stokrotki. W grudniu!!!
Stokrotki w grudniu © Iza
Szlak prowadzi mocno pod górę, a pogoda…. No cóż… zapomniałam dodać, że kiedy wysiedliśmy z auta, doznaliśmy szoku. Zimno…mocno wietrznie.. nieprzyjemnie. Szczerze mówiąc przez chwilę przychodzi mi na myśl, żeby z powrotem wsiąść do auta. Do tego zaczyna padać deszcz. Myślę sobie:
no nie, całe planowanie wyprawy, radość, a teraz schowam się w aucie?
Pierwsze kilometry są trudne, bo pada coraz mocniej, coś jakby deszcze ze śniegiem, „maskakruje” twarz.
Mirek mówi: prawdziwi z nas zdobywcy!
Pytam: dlaczego?
- Bo pan Sułek siedzi w domu.
- Dlaczego przyszedł ci do głowy Pan Sułek?
- Bo on na pewno siedzi w domu.
Ot cały Mirek:). No to sobie wędrujemy. Ja co jakiś czas próbuję robić zdjęcia, wyciągam telefon, ściągam rękawiczki, marznę, Mirek odchodzi w siną dal. Próbuję go „dogonić”, więc kawałek biegnę. Niełatwo się biegnie z plecakiem i w górskich butach.
Gdzieś tam na szlaku © Iza
Sporo błota, jak to w tych rejonach, „ukochane” lepiące się do wszystkiego błoto.
Poco loco w drodze © Iza
Za mgłą © Iza
Coraz wyżej © Iza
Jestem nieco rozczarowana, bo liczyłam na śnieg. Póki co go nie ma. Kiedy jednak wchodzimy do obszaru ochronnego pn. Kamień (czy jakoś tak to brzmiało) zaczyna być biało.
Jest też bardziej stromo. W pewnym momencie w lesie słychać straszny huk. Gdzieś „poleciało” jakieś drzewo. Muszę przyznać, że to dość przerażające dźwięki.
Moc kamieni © Iza
I zrobiło się zimowo © Iza
No i tak sobie wędrujemy. Jest raz cieplej, raz zimniej, raz deszczowo, raz mniej, momentami jest śnieg, częściej go nie ma.
Pokazuje się i słońce
.
Nasza skormna wyprawowa dwójka © Iza
Miejsce pamięci © Iza
Wracając zatrzymujemy się przy niezwykłej urody kirkucie. Szkoda tylko, że za kilka, kilkanaście lat nic z niego nie zostanie.
Kirkut w Nowym Żmigrodzie © Iza
W głębi kirkuta © Iza
Macewa © Iza
no nie, całe planowanie wyprawy, radość, a teraz schowam się w aucie?
Pierwsze kilometry są trudne, bo pada coraz mocniej, coś jakby deszcze ze śniegiem, „maskakruje” twarz.
Mirek mówi: prawdziwi z nas zdobywcy!
Pytam: dlaczego?
- Bo pan Sułek siedzi w domu.
- Dlaczego przyszedł ci do głowy Pan Sułek?
- Bo on na pewno siedzi w domu.
Ot cały Mirek:). No to sobie wędrujemy. Ja co jakiś czas próbuję robić zdjęcia, wyciągam telefon, ściągam rękawiczki, marznę, Mirek odchodzi w siną dal. Próbuję go „dogonić”, więc kawałek biegnę. Niełatwo się biegnie z plecakiem i w górskich butach.
Gdzieś tam na szlaku © Iza
Sporo błota, jak to w tych rejonach, „ukochane” lepiące się do wszystkiego błoto.
Poco loco w drodze © Iza
Za mgłą © Iza
Coraz wyżej © Iza
Jestem nieco rozczarowana, bo liczyłam na śnieg. Póki co go nie ma. Kiedy jednak wchodzimy do obszaru ochronnego pn. Kamień (czy jakoś tak to brzmiało) zaczyna być biało.
Jest też bardziej stromo. W pewnym momencie w lesie słychać straszny huk. Gdzieś „poleciało” jakieś drzewo. Muszę przyznać, że to dość przerażające dźwięki.
Moc kamieni © Iza
I zrobiło się zimowo © Iza
No i tak sobie wędrujemy. Jest raz cieplej, raz zimniej, raz deszczowo, raz mniej, momentami jest śnieg, częściej go nie ma.
Pokazuje się i słońce
.
Nasza skormna wyprawowa dwójka © Iza
Miejsce pamięci © Iza
Wracając zatrzymujemy się przy niezwykłej urody kirkucie. Szkoda tylko, że za kilka, kilkanaście lat nic z niego nie zostanie.
Kirkut w Nowym Żmigrodzie © Iza
W głębi kirkuta © Iza
Macewa © Iza
Mirek proponuje jeszcze wycieczkę do Biecza, w którym ani ja ani on, nie byliśmy. Zgadzam się chętnie.
Biecz nazywany jest perłą Małopolski, małym Krakowem. Nastawiam się więc na niezwykłe miasto i… jestem nieco rozczarowana.
Ale może po prostu musze tutaj wrócić wiosną, albo latem, przy lepszej pogodzie? Dzisiaj nawet nie bardzo chciało wysiadać się z auta.
I taka refleksja mnie dopadła – nie było z nami Pani Krystyny, a pogoda i tak była pod tzw. psem. O co chodzi? Świat się kończy:).
I taka refleksja mnie dopadła – nie było z nami Pani Krystyny, a pogoda i tak była pod tzw. psem. O co chodzi? Świat się kończy:).
- Aktywność Wędrówka
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!