Piątek, 11 grudnia 2015
Ratunek
„ Ludzie często zadają mi pytanie, czy pozwoliłam mu jechać na tę wyprawę.
Pozwoliłam.
Taki był nasz związek – bez zakazów, bez stawiania warunków. Wiedziałam jakie to dla niego ważne, jak wielkie to jest marzenie i jak bardzo mu na tym zależy. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że nie może jechać. Zastanawiałam się wtedy, co byłoby gdyby on mi zabronił. Taki układ nie wchodził w grę, więc go wspierałam, ale też zadawałam pytania, próbowałam przekonać, że może to jeszcze nie jego czas, a nawet gdyby, to jedzie tam tylko po to, żeby się uczyć i żeby o tym ani na chwilę nie zapominał.
Przecież za to go kochałam i nadal kocham. Za to, jaki był. Jak miałabym zabronić mu bycia sobą? Zawsze uważałam, że szczęśliwe związki to te, w których każdy z partnerów jest w jakimś sensie spełniony, robi to, co kocha, i czuje wsparcie w drugiej połówce”.
Agnieszka Korpal o Tomku Kowalskim.
Skończyłam książkę. Jest świetna. Jest motywująca, daje radość, ale też powoduje smutek, refleksję. Kiedy się czyta ile Tomek miał planów na swoje dalsze życie… jaki był przekonany, że uda się je zrealizować… kiedy się czyta słowa Agnieszki…. Jest dużo żalu.. że takie młode życie zostało przerwane, że taki fajny związek został przerwany.
„… jest jeszcze coś co pomogło mi przejść przez to wszystko. Sport. Ten sam wysiłek, który pozwolił mi spotkać Tomka i być tym, kim jestem, który dawał mi siłę do podejmowania wyzwań oraz niesamowitą radość życia, teraz zrobił coś znacznie cenniejszego. Wyciągnął mnie z bezsilności i smutku. Dzięki niemu mogłam wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które mną targały, które nie pozwalały mi normalne funkcjonować. Zmęczenie okazało się najlepszym lekarstwem na całą tę złość. Mogłam ją wykrzyczeć, wyszarpać z głowy i ciała. Było ciężko, czasem ciężej niż na najcięższych zawodach. Wiedziałam, że tylko wysiłek może mi pomóc. Łatwiej było to wyryczeć na podbiegach, niż dusić głęboko w sobie. Zmuszać się do biegu, mimo totalnej niemocy, niż pozwolić sobie na bezczynność. Połączenie potu, łez i zmęczenia pozwala mi się oczyścić i paradoksalnie daje siłę do działania. Do starania się mimo wszystko”.
Uśmiechnęłam się kiedy przeczytałam te słowa Agnieszki. Sport (ten aktywny) towarzyszy mi od 5 klasy podstawówki (z przerwami). Zawsze był pasją, radością, ale podobnie jak u Agnieszki, bywały momenty, że był ratunkiem. Kołem ratunkowym, najlepszym psychoterapeutą. Nie potrafię tego DOBRZE wytłumaczyć, wytłumaczenie tego komuś kto nie zna tego uczucia zadowolenia kiedy pada się ze sportowego zmęczenia, kiedy wszystkie problemy oddalają się (i owszem.. tylko na chwilę.. ale jest jedna chwila, potem druga, trzecia, jest tych chwil coraz więcej, aż w końcu po jakimś czasie czujemy się odrobinę lepiej, potem jeszcze lepiej.. i zaczynamy osiągać stan równowagi), wydaje się niemożliwe.
Ja wiem jedno – sport uratował mnie kilka razy w życiu i pewnie jeszcze nie raz uratuje. Byłabym zupełnie innym człowiekiem bez sportu. Ciężko mi sobie wyobrazić kim byłabym.
Jakiś marazm mnie dopadł jakiś czas temu… jakieś zniechęcenie .. do sportu. Przerażało mnie to, niepokoiło.
Być może to był efekt kumulacji zmęczenia sezonem i kilku jeszcze innych spraw. Zwyczajnie mi się nic nie chciało, najchętniej siedziałabym w domu, czytając. I czytanie paradoksalnie pomogło:).
Przeczytałam książkę Tomka i Agnieszki i wszystko wróciło. Znowu bardzo mi się chce – jeździć na rowerze, biegać, chodzić na basen, jechać w góry. Mam masę energii!
I tego samego uczucia Wam życzę, bo kim bylibyśmy bez tego? Bez tych naszych pasji.
A na koniec popatrzcie… zdjęcie znalezione w domowym archiwum. Miałam 16 lat. To ja i moje koleżanki z siatkarskiej drużyny Stali Mielec. Wyjeżdżałyśmy z obozu sportowego w Łebie. Mamy z tego obozu cudne wspomnienia. Bardzo się tam zintegrowałyśmy, było dużo fajnych wydarzeń.
A ja? Mam takie bardzo romantyczne wspomnienie – poszłam na swój pierwszy w życiu spacer z chłopakiem. Było morze i był zachód.
słońca.
Łeba 1988r © Iza
Agnieszka Korpal o Tomku Kowalskim.
Skończyłam książkę. Jest świetna. Jest motywująca, daje radość, ale też powoduje smutek, refleksję. Kiedy się czyta ile Tomek miał planów na swoje dalsze życie… jaki był przekonany, że uda się je zrealizować… kiedy się czyta słowa Agnieszki…. Jest dużo żalu.. że takie młode życie zostało przerwane, że taki fajny związek został przerwany.
„… jest jeszcze coś co pomogło mi przejść przez to wszystko. Sport. Ten sam wysiłek, który pozwolił mi spotkać Tomka i być tym, kim jestem, który dawał mi siłę do podejmowania wyzwań oraz niesamowitą radość życia, teraz zrobił coś znacznie cenniejszego. Wyciągnął mnie z bezsilności i smutku. Dzięki niemu mogłam wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które mną targały, które nie pozwalały mi normalne funkcjonować. Zmęczenie okazało się najlepszym lekarstwem na całą tę złość. Mogłam ją wykrzyczeć, wyszarpać z głowy i ciała. Było ciężko, czasem ciężej niż na najcięższych zawodach. Wiedziałam, że tylko wysiłek może mi pomóc. Łatwiej było to wyryczeć na podbiegach, niż dusić głęboko w sobie. Zmuszać się do biegu, mimo totalnej niemocy, niż pozwolić sobie na bezczynność. Połączenie potu, łez i zmęczenia pozwala mi się oczyścić i paradoksalnie daje siłę do działania. Do starania się mimo wszystko”.
Uśmiechnęłam się kiedy przeczytałam te słowa Agnieszki. Sport (ten aktywny) towarzyszy mi od 5 klasy podstawówki (z przerwami). Zawsze był pasją, radością, ale podobnie jak u Agnieszki, bywały momenty, że był ratunkiem. Kołem ratunkowym, najlepszym psychoterapeutą. Nie potrafię tego DOBRZE wytłumaczyć, wytłumaczenie tego komuś kto nie zna tego uczucia zadowolenia kiedy pada się ze sportowego zmęczenia, kiedy wszystkie problemy oddalają się (i owszem.. tylko na chwilę.. ale jest jedna chwila, potem druga, trzecia, jest tych chwil coraz więcej, aż w końcu po jakimś czasie czujemy się odrobinę lepiej, potem jeszcze lepiej.. i zaczynamy osiągać stan równowagi), wydaje się niemożliwe.
Ja wiem jedno – sport uratował mnie kilka razy w życiu i pewnie jeszcze nie raz uratuje. Byłabym zupełnie innym człowiekiem bez sportu. Ciężko mi sobie wyobrazić kim byłabym.
Jakiś marazm mnie dopadł jakiś czas temu… jakieś zniechęcenie .. do sportu. Przerażało mnie to, niepokoiło.
Być może to był efekt kumulacji zmęczenia sezonem i kilku jeszcze innych spraw. Zwyczajnie mi się nic nie chciało, najchętniej siedziałabym w domu, czytając. I czytanie paradoksalnie pomogło:).
Przeczytałam książkę Tomka i Agnieszki i wszystko wróciło. Znowu bardzo mi się chce – jeździć na rowerze, biegać, chodzić na basen, jechać w góry. Mam masę energii!
I tego samego uczucia Wam życzę, bo kim bylibyśmy bez tego? Bez tych naszych pasji.
A na koniec popatrzcie… zdjęcie znalezione w domowym archiwum. Miałam 16 lat. To ja i moje koleżanki z siatkarskiej drużyny Stali Mielec. Wyjeżdżałyśmy z obozu sportowego w Łebie. Mamy z tego obozu cudne wspomnienia. Bardzo się tam zintegrowałyśmy, było dużo fajnych wydarzeń.
A ja? Mam takie bardzo romantyczne wspomnienie – poszłam na swój pierwszy w życiu spacer z chłopakiem. Było morze i był zachód.
słońca.
Basen wczoraj. Tory zatłoczone, ale się nie denerwowałam. Przepłynęłam tyle ile się dało. Żadne zawody na mnie nie czekają, więc mogę sobie na taki luz pozwolić.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!