Środa, 9 grudnia 2015
Bieganie (7)
Wczoraj dotarło do mnie, że… jednak zadurzyłam się w bieganiu.
W jaki sposób dotarło? No taki, że musiałam pozostać w domu (obowiązki), a nogi i głowa aż rwały się żeby wyjść na zewnątrz i pobiegać.
Napisałam o tym na FB. Najpierw skomentował Maciek. Napisał, że „powinnam zrobić porządek z kolanem bo wraz z wiekiem nie będzie lepiej”. Potem napisała Paula, że „bieganie jest cudowne”. Potem napisała Mika, że „cieszy się, że jest nas coraz więcej zakochanych w bieganiu i że ma nadzieję, że kiedyś wszyscy razem pohasamy w górach”. Następnie napisała Agnieszka, że „ 7 km to za dużo jak na pierwszy raz”.
Kiedy odpisałam, że „to nie pierwszy raz, że biegam od października, raz w tygodniu”, Aga odpisała, że to „za mało, że mięśnie się odzwyczajają”. Potem napisał Sufa, że "jest załamany bo wszyscy biegają, a on nie i będzie sobie musiał poszukać nowych kolegów i koleżanek". Uspokoiłam go – dla niego jestem w stanie porzucić swoje zadurzenie i przestać biegać, a poza tym… Ruda nie biega.
Na koniec odezwała się Mamba, że „na moim miejscu zrobiłaby porządek z kolanem, albo nie biegała”.
No i co? I wszyscy mają rację, jakąś część racji. Największą mają pewnie Maciek i Mamba (biorąc pod uwagę moją sytuację), ale… po pierwsze zadurzyłam się…a rozum wobec emocji bywa bezsilny… po drugie zabieg na chwilę obecną to mało realna sprawa. Teraz muszę być gotowa w każdej chwili do pomocy siostrze.
No i dzisiaj znowu pobiegłam. Rozum wobec emocji bywa bezsilny, ot co. Ciemno i wilgotno, pogoda zgniła, ale kompletnie mi to nie przeszkadza. Jestem na takim etapie w życiu, że żadna pogoda mi nie jest straszna. Po prostu kiedy patrzę na moją Mamę, całkowicie już przykutą do łóżka, jestem wdzięczna Losowi, że jestem zdrowa, że mogę wyjść, że mogę coś zrobić, że mogę się zmęczyć.
Jakoś tak lekko się mi dzisiaj biegało. Mocno oczyszczająco było. Wróciłam do domu… szczęśliwa. I tak biegnąc myślałam sobie: ok, ludzie są różni, niektórzy nie potrzebują sportu, nie chcą, nie lubią się męczyć, ale mimo wszystko żal mi ich – nie znają tego cudownego uczucia oczyszczenia, tego zadowolenia z wykonanej „roboty” (kawałka solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty”), tego zalewu endorfin, tej energii, którą daje taki wysiłek na resztę dnia.
Dostałam zaproszenie na niedzielę, żeby jechać do Rytra i tam pobiegać. No niestety tutaj rozum wygrał - moje kolano i kondycja biegania po górach by nie wytrzymało, no i nie z ultramaratończykami. Bardzo bym chciała kiedyś spróbować pobiegać w górach, ale to chyba... nie w tym życiu, albo nie z tym kolanem:).
Kończę czytać książkę Tomka i Agnieszki. Słuchajcie, jeśli brakuje Wam motywacji do treningów, do wyjścia z domu – to koniecznie proszę biec do księgarni i książkę zakupić. Mnie odmieniła, bo miałam okres lekkiego marazmu… i jakoś tak ciężko mi się było zmusić do czegokolwiek. Kilka dni czytania i jest metamrofoza. I nawet KTM-a wreszcie umyłam, a że nie ma nikogo kto by na mnie nakrzyczał, że nabrudziłam w łazience, to wykąpałam go w wannie.
W jaki sposób dotarło? No taki, że musiałam pozostać w domu (obowiązki), a nogi i głowa aż rwały się żeby wyjść na zewnątrz i pobiegać.
Napisałam o tym na FB. Najpierw skomentował Maciek. Napisał, że „powinnam zrobić porządek z kolanem bo wraz z wiekiem nie będzie lepiej”. Potem napisała Paula, że „bieganie jest cudowne”. Potem napisała Mika, że „cieszy się, że jest nas coraz więcej zakochanych w bieganiu i że ma nadzieję, że kiedyś wszyscy razem pohasamy w górach”. Następnie napisała Agnieszka, że „ 7 km to za dużo jak na pierwszy raz”.
Kiedy odpisałam, że „to nie pierwszy raz, że biegam od października, raz w tygodniu”, Aga odpisała, że to „za mało, że mięśnie się odzwyczajają”. Potem napisał Sufa, że "jest załamany bo wszyscy biegają, a on nie i będzie sobie musiał poszukać nowych kolegów i koleżanek". Uspokoiłam go – dla niego jestem w stanie porzucić swoje zadurzenie i przestać biegać, a poza tym… Ruda nie biega.
Na koniec odezwała się Mamba, że „na moim miejscu zrobiłaby porządek z kolanem, albo nie biegała”.
No i co? I wszyscy mają rację, jakąś część racji. Największą mają pewnie Maciek i Mamba (biorąc pod uwagę moją sytuację), ale… po pierwsze zadurzyłam się…a rozum wobec emocji bywa bezsilny… po drugie zabieg na chwilę obecną to mało realna sprawa. Teraz muszę być gotowa w każdej chwili do pomocy siostrze.
No i dzisiaj znowu pobiegłam. Rozum wobec emocji bywa bezsilny, ot co. Ciemno i wilgotno, pogoda zgniła, ale kompletnie mi to nie przeszkadza. Jestem na takim etapie w życiu, że żadna pogoda mi nie jest straszna. Po prostu kiedy patrzę na moją Mamę, całkowicie już przykutą do łóżka, jestem wdzięczna Losowi, że jestem zdrowa, że mogę wyjść, że mogę coś zrobić, że mogę się zmęczyć.
Jakoś tak lekko się mi dzisiaj biegało. Mocno oczyszczająco było. Wróciłam do domu… szczęśliwa. I tak biegnąc myślałam sobie: ok, ludzie są różni, niektórzy nie potrzebują sportu, nie chcą, nie lubią się męczyć, ale mimo wszystko żal mi ich – nie znają tego cudownego uczucia oczyszczenia, tego zadowolenia z wykonanej „roboty” (kawałka solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty”), tego zalewu endorfin, tej energii, którą daje taki wysiłek na resztę dnia.
Dostałam zaproszenie na niedzielę, żeby jechać do Rytra i tam pobiegać. No niestety tutaj rozum wygrał - moje kolano i kondycja biegania po górach by nie wytrzymało, no i nie z ultramaratończykami. Bardzo bym chciała kiedyś spróbować pobiegać w górach, ale to chyba... nie w tym życiu, albo nie z tym kolanem:).
Kończę czytać książkę Tomka i Agnieszki. Słuchajcie, jeśli brakuje Wam motywacji do treningów, do wyjścia z domu – to koniecznie proszę biec do księgarni i książkę zakupić. Mnie odmieniła, bo miałam okres lekkiego marazmu… i jakoś tak ciężko mi się było zmusić do czegokolwiek. Kilka dni czytania i jest metamrofoza. I nawet KTM-a wreszcie umyłam, a że nie ma nikogo kto by na mnie nakrzyczał, że nabrudziłam w łazience, to wykąpałam go w wannie.
Kąpiel:) © Iza
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ależ kąpiel w wannie to najlepsza (powodująca najmniej bałaganu) opcja czyszczenia roweru :]
A bieganie rzeczywiście potrafi wciągnąć. Mnie wciągnęło w zeszłym roku. W tym roku zacznę pewnie dopiero po świętach (leczę drobną kontuzję) i potwierdzam, że raz w tygodniu to za mało. Jak dla mnie optymalne były trzy treningi w tygodniu. Pierwsze kilka km to średnia przyjemność, ale około siódmego km zaczynałem popadać w dziwną do określenia euforię. Tak to u mnie wyglądało :] Więc rozumiem to zadurzenie :] Nie wiem jakie to uczucie biegać bez ACL w kolanie, ale podobno istnieją ćwiczenia, które mogą wzmocnić pewne partie mięśni tak, by trzymały w ryzach to kolano. Dobre buty z odpowiednią amortyzacją też mogą trochę pomóc. Tak czy inaczej trzeba te rzeczy skonsultować ze specjalistą (specjalistami), bo można w stawach narobić sobie większych szkód. Warto zrobić wszystko, byś nie musiała rezygnować z tego sportu. Powodzenia. marusia - 02:29 czwartek, 10 grudnia 2015 | linkuj
A bieganie rzeczywiście potrafi wciągnąć. Mnie wciągnęło w zeszłym roku. W tym roku zacznę pewnie dopiero po świętach (leczę drobną kontuzję) i potwierdzam, że raz w tygodniu to za mało. Jak dla mnie optymalne były trzy treningi w tygodniu. Pierwsze kilka km to średnia przyjemność, ale około siódmego km zaczynałem popadać w dziwną do określenia euforię. Tak to u mnie wyglądało :] Więc rozumiem to zadurzenie :] Nie wiem jakie to uczucie biegać bez ACL w kolanie, ale podobno istnieją ćwiczenia, które mogą wzmocnić pewne partie mięśni tak, by trzymały w ryzach to kolano. Dobre buty z odpowiednią amortyzacją też mogą trochę pomóc. Tak czy inaczej trzeba te rzeczy skonsultować ze specjalistą (specjalistami), bo można w stawach narobić sobie większych szkód. Warto zrobić wszystko, byś nie musiała rezygnować z tego sportu. Powodzenia. marusia - 02:29 czwartek, 10 grudnia 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!