Poniedziałek, 4 stycznia 2016
Jak Szczurek wybrał się na żurek:).
Taka przynęta …
Widok na Tatry ze szczytu Turbacza © Iza
Mirek zapragnął zjeść żurek, to poszliśmy do schroniska na Turbaczu.
No dobra, to ja marzyłam o żurku. Kiedy tak jechaliśmy sobie i Mirek mówił gdzie mniej więcej pójdziemy, i że po którejś tam godzinie dotrzemy do schroniska na Turbaczu, wykrzyknęłam radośnie:
- O tak, świetnie, marzę o żurku!
Popatrzył na mnie zdziwiony i powiedział:
- Ha, no to nieźle sobie to wymyśliłaś, w taki mróz na żurek na Turbacz…
Prawda jest jeszcze inna:). Pomysł na wyjazd w góry w tym terminie, wpadł mi do głowy w Wigilię. Złożyłam Mirkowi propozycję, zgodził się, wczoraj napisał, że jedziemy na Turbacz.
Pomyślałam: no to fajnie, bo ja tam nie byłam i myślałam właśnie o tym żeby pojechać właśnie tam.
Tzn. to, że tam mnie nie było to jest półprawda, ponieważ byłam tam, a jakby mnie nie było.
Był 2010 rok, słynny deszczowo-błotny sezon maratonowy, który na zawsze już w mej pamięci:) (i pewnie nie tylko mojej) - Maraton w Rabce – błoto, zimno, deszcz i Turbacz, na który wjeżdżaliśmy.
Mgła jednak była taka, widoczność zerowa, że ja nie wiem właściwie kiedy przejechałam obok schroniska. Nie było go widać.
Wstaję o 6.00 rano na termometrze – 20 stopni, hm.. nie zachęca to do wyjścia. Myślę jednak: ale przecież dzisiaj ma świecić słońce, a że nie jedzie z nami Pani Krystyna:) to mamy jak w banku, że będzie ładna pogoda. Przecież w Tatrach wytrzymywałam przy dużo gorszej pogodzie, wietrze, zamieci itd.
W Kasinie Wielkiej bar "Złota Justyna" © Iza
Wysiadam z auta: rześko – jak mawia Mirek, ale ponieważ Mirek wymyślił jakieś dojście na skróty do szlaku (jak to Mirek, nic nie może być łatwo, prosto i do celu), więc łoimy od razu bardzo ostro pod górę. Robi mi się… gorąco, rozpinam kurtkę.
Początek szlaku © Iza
Idę do góry, po jakimś czasie odwracam się i już wiem, że będzie ok.
Są widoki. Jest pięknie. No to sobie idziemy. Mirek jak zwykle na przodzie, ja się za nim wlokę, chociaż i tak wydaje mi się, ze d dość dobrze mi się szło, bez jakichś kryzysów. No, ale też trasa do specjalnie trudnych nie należała, co tutaj dużo mówić. Można by nawet powiedzieć lajtowa wycieczka, gdzieś ok. 4 godzin nam wyszło razem.
href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie/602863/bohaterowie-wyprawy-po-zurek" title="Bohaterowie wyprawy po żurek">
Bohaterowie wyprawy po żurek © Iza
Widok z góry © Iza
Widok po drodze © Iza
Jaki klimat... taki śnieg.
Sztucny śnieg © Iza
Moc błękitu © Iza
A tutaj znalazło się trochę prawdziwego śniegu.
Prawdziwy śnieg © Iza
Dochodzimy coraz bliżej szczytu i zaczynają się cudowne widoki. Babia Góra, Tatry.
Babia Góra © Iza
Co ja tutaj będę pisać.. no zapiera dech w piersiach.. zwyczajnie…..
Tatry © Iza
I jeszcze raz Tatry © Iza
A potem schronisko.
Widok na Tatry spod schroniska © Iza
Z niepokojem spoglądam na menu czy aby jest żurek. Jest!
Jest i wymarzony żurek © Iza
Mirek coś zaczyna mówić o kwaśnicy, a ja protestuję:
- Nie możesz jeść kwaśnicy! Musi być żurek, bo ja przecież już wymyśliłam tytuł na bloga!
Mirek pokornie zamawia żurek.
Tak się kreuje rzeczywistość!:).
A potem już sobie schodzimy, rozmawiając na tematy różne. Trzeba przyznać, ze ostatnio rzeczywistość dostarcza wielu tematów do rozmów.
Po drodze © Iza
Dobry dzień, bardzo dobry dzień.
P.S.
A dzisiaj mocno rozochocona po wczorajszym, ugotowałam.... żurek:).
Widok na Tatry ze szczytu Turbacza © Iza
Mirek zapragnął zjeść żurek, to poszliśmy do schroniska na Turbaczu.
No dobra, to ja marzyłam o żurku. Kiedy tak jechaliśmy sobie i Mirek mówił gdzie mniej więcej pójdziemy, i że po którejś tam godzinie dotrzemy do schroniska na Turbaczu, wykrzyknęłam radośnie:
- O tak, świetnie, marzę o żurku!
Popatrzył na mnie zdziwiony i powiedział:
- Ha, no to nieźle sobie to wymyśliłaś, w taki mróz na żurek na Turbacz…
Prawda jest jeszcze inna:). Pomysł na wyjazd w góry w tym terminie, wpadł mi do głowy w Wigilię. Złożyłam Mirkowi propozycję, zgodził się, wczoraj napisał, że jedziemy na Turbacz.
Pomyślałam: no to fajnie, bo ja tam nie byłam i myślałam właśnie o tym żeby pojechać właśnie tam.
Tzn. to, że tam mnie nie było to jest półprawda, ponieważ byłam tam, a jakby mnie nie było.
Był 2010 rok, słynny deszczowo-błotny sezon maratonowy, który na zawsze już w mej pamięci:) (i pewnie nie tylko mojej) - Maraton w Rabce – błoto, zimno, deszcz i Turbacz, na który wjeżdżaliśmy.
Mgła jednak była taka, widoczność zerowa, że ja nie wiem właściwie kiedy przejechałam obok schroniska. Nie było go widać.
Wstaję o 6.00 rano na termometrze – 20 stopni, hm.. nie zachęca to do wyjścia. Myślę jednak: ale przecież dzisiaj ma świecić słońce, a że nie jedzie z nami Pani Krystyna:) to mamy jak w banku, że będzie ładna pogoda. Przecież w Tatrach wytrzymywałam przy dużo gorszej pogodzie, wietrze, zamieci itd.
W Kasinie Wielkiej bar "Złota Justyna" © Iza
Wysiadam z auta: rześko – jak mawia Mirek, ale ponieważ Mirek wymyślił jakieś dojście na skróty do szlaku (jak to Mirek, nic nie może być łatwo, prosto i do celu), więc łoimy od razu bardzo ostro pod górę. Robi mi się… gorąco, rozpinam kurtkę.
Początek szlaku © Iza
Idę do góry, po jakimś czasie odwracam się i już wiem, że będzie ok.
Są widoki. Jest pięknie. No to sobie idziemy. Mirek jak zwykle na przodzie, ja się za nim wlokę, chociaż i tak wydaje mi się, ze d dość dobrze mi się szło, bez jakichś kryzysów. No, ale też trasa do specjalnie trudnych nie należała, co tutaj dużo mówić. Można by nawet powiedzieć lajtowa wycieczka, gdzieś ok. 4 godzin nam wyszło razem.
href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie/602863/bohaterowie-wyprawy-po-zurek" title="Bohaterowie wyprawy po żurek">
Bohaterowie wyprawy po żurek © Iza
Widok z góry © Iza
Widok po drodze © Iza
Jaki klimat... taki śnieg.
Sztucny śnieg © Iza
Moc błękitu © Iza
A tutaj znalazło się trochę prawdziwego śniegu.
Prawdziwy śnieg © Iza
Dochodzimy coraz bliżej szczytu i zaczynają się cudowne widoki. Babia Góra, Tatry.
Babia Góra © Iza
Co ja tutaj będę pisać.. no zapiera dech w piersiach.. zwyczajnie…..
Tatry © Iza
I jeszcze raz Tatry © Iza
A potem schronisko.
Widok na Tatry spod schroniska © Iza
Z niepokojem spoglądam na menu czy aby jest żurek. Jest!
Jest i wymarzony żurek © Iza
Mirek coś zaczyna mówić o kwaśnicy, a ja protestuję:
- Nie możesz jeść kwaśnicy! Musi być żurek, bo ja przecież już wymyśliłam tytuł na bloga!
Mirek pokornie zamawia żurek.
Tak się kreuje rzeczywistość!:).
A potem już sobie schodzimy, rozmawiając na tematy różne. Trzeba przyznać, ze ostatnio rzeczywistość dostarcza wielu tematów do rozmów.
Po drodze © Iza
Dobry dzień, bardzo dobry dzień.
P.S.
A dzisiaj mocno rozochocona po wczorajszym, ugotowałam.... żurek:).
- Aktywność Chodzenie
Komentarze
hehe, też tam jadłem żurek! :) ale jakoś mi nie zapadł szczególnie w pamięć, a przynajmniej nie tak jak ten na Leskowcu w Beskidzie Małym ;) ps. świetny widok na tatry z tamtejszej okolicy jest Hali Długiej nieco poniżej schroniska - ogólnie piękne są to góry ;)
k4r3l - 22:37 wtorek, 5 stycznia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!