Sobota, 30 stycznia 2016
Pierwsze kilometry!
Zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie (dla samej siebie, a także dla Magnusa) wsiadłam dzisiaj po raz pierwszy w tym roku na rower.
Tym samym rozpoczęłam swój 10 rok związku z Kellysem Magnusem. Związku jakiego każdemu życzę. Magnus okazał się być wytrwałym, cierpliwym i wytrzymałym partnerem. Niezliczona ilość wyścigów, podjazdów, zjazdów, deszczu, błota, wspólnych kilometrów, moich humorów, przekleństw, wybuchów radości i złości, no i.... poniewierki.
A do tego wcale specjalnie o niego nie dbam. Dzielnie nawet zniósł to, że w 2009r. kiedy pojawił się w moim życiu KTM, został tym drugim i przestał jeździć na wyścigi. Bez strojenia fochów przyjął to na klatę i tak od 2009r. żyjemy sobie w zgodnym trójkącie. Który jeszcze by to wytrzymał, co?:).
Pogwałciłam dzisiaj swoją odwieczną zasadę. Zasadę, która obowiązywała zawsze (no chyba, że miałam rok kiedy sezonu ani nie zaczęłam ani nie skończyłam, bo jeździłam w zimie).
Zasada jest taka: pierwsze dwa tygodnie po płaskim, żeby się ciało z rowerem zaprzyjaźniło.
Potem dopiero górskie harce. Dzisiaj wybrałam od razu harce. Pomyślałam śmiało: a co tam.. powolutku jakoś przecież się wtoczę…
Swoje pierwsze rowerowe "kroki" w tym roku skierowałam dzisiaj... na moją ukochaną Lubinkę. Moją Górę Gór, bo do niej zaczęło się wszak moje jeżdżenie po górach. Kocham więc ją miłością wielką i sami przyznacie, że dobrze wybrałam, bo kochać górę o nazwie Lubinka jest jakoś dużo łatwiej:).
Wsiąść na rower po trzech miesiącach przerwy i niezbyt intensywnym sportowym czasie, to jest doświadczenie bardzo, bardzo pouczające. To jest trochę jakby znaleźć się w innym świecie. Nie powiem więc, ze było przyjemnie:).
Było pouczająco. Iza dostała nauczkę i Iza wie, że jeśli chce jako tako przeżywać wiosenne wycieczki, to trochę musi się wziąć za siebie. Stara kolarska prawda: Żeby jeździć na rowerze, trzeba … jeździć na rowerze:).
Było ciężko… było mozolnie, było powoli. Tak wolno na Lubinkę to wjeżdżałam chyba te x lat temu, kiedy wjeżdżałam tam po praz pierwszy. Trochę mi się dzisiaj tych podjazdów uzbierało… No ciężko było i tyle, ale za to widoki cudne, Tatry w zarysie, temperatura super (10 stopni), tyle, ze wiatr mocno wiał i nie pomagał.
Kiedyś obiecałam sobie, że o tej książce napiszę coś więcej. Napisałam. http://tiny.pl/gt4t3
Tym samym rozpoczęłam swój 10 rok związku z Kellysem Magnusem. Związku jakiego każdemu życzę. Magnus okazał się być wytrwałym, cierpliwym i wytrzymałym partnerem. Niezliczona ilość wyścigów, podjazdów, zjazdów, deszczu, błota, wspólnych kilometrów, moich humorów, przekleństw, wybuchów radości i złości, no i.... poniewierki.
A do tego wcale specjalnie o niego nie dbam. Dzielnie nawet zniósł to, że w 2009r. kiedy pojawił się w moim życiu KTM, został tym drugim i przestał jeździć na wyścigi. Bez strojenia fochów przyjął to na klatę i tak od 2009r. żyjemy sobie w zgodnym trójkącie. Który jeszcze by to wytrzymał, co?:).
Pogwałciłam dzisiaj swoją odwieczną zasadę. Zasadę, która obowiązywała zawsze (no chyba, że miałam rok kiedy sezonu ani nie zaczęłam ani nie skończyłam, bo jeździłam w zimie).
Zasada jest taka: pierwsze dwa tygodnie po płaskim, żeby się ciało z rowerem zaprzyjaźniło.
Potem dopiero górskie harce. Dzisiaj wybrałam od razu harce. Pomyślałam śmiało: a co tam.. powolutku jakoś przecież się wtoczę…
Swoje pierwsze rowerowe "kroki" w tym roku skierowałam dzisiaj... na moją ukochaną Lubinkę. Moją Górę Gór, bo do niej zaczęło się wszak moje jeżdżenie po górach. Kocham więc ją miłością wielką i sami przyznacie, że dobrze wybrałam, bo kochać górę o nazwie Lubinka jest jakoś dużo łatwiej:).
Wsiąść na rower po trzech miesiącach przerwy i niezbyt intensywnym sportowym czasie, to jest doświadczenie bardzo, bardzo pouczające. To jest trochę jakby znaleźć się w innym świecie. Nie powiem więc, ze było przyjemnie:).
Było pouczająco. Iza dostała nauczkę i Iza wie, że jeśli chce jako tako przeżywać wiosenne wycieczki, to trochę musi się wziąć za siebie. Stara kolarska prawda: Żeby jeździć na rowerze, trzeba … jeździć na rowerze:).
Było ciężko… było mozolnie, było powoli. Tak wolno na Lubinkę to wjeżdżałam chyba te x lat temu, kiedy wjeżdżałam tam po praz pierwszy. Trochę mi się dzisiaj tych podjazdów uzbierało… No ciężko było i tyle, ale za to widoki cudne, Tatry w zarysie, temperatura super (10 stopni), tyle, ze wiatr mocno wiał i nie pomagał.
Kiedyś obiecałam sobie, że o tej książce napiszę coś więcej. Napisałam. http://tiny.pl/gt4t3
Krzesełko:) © Iza
Trochę historii © Iza
Widok 1 © Iza
Wyciag na Lubince © Iza
Widok 2 © Iza
- DST 34.00km
- Czas 01:56
- VAVG 17.59km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
po płaskim jest do kitu ;) ps. te instalacje "kultu" są przezabawne :DDDD
k4r3l - 21:27 sobota, 30 stycznia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!