Środa, 25 maja 2016
Lutkostrada
Cudowne popołudnie to było.
Popołudnie wczorajsze.
Świadomość dwóch dni wolnych dodawała siły, i chociaż wróciłam zmęczona z pracy, chociaż podszepty jakieś tam się pojawiały (nie, nie żaden rower, trzeba odpocząć), dodatkową motywację stanowił fakt zjedzenie dwóch urodzinowych ciastek tego dnia, więc wyjachałam.
Trzeba było solidnie popodjeżdżać żeby spalić. Wyjechałyśmy z Panią Krystyną bez wielkiego planu (ale mnie coś tam już w głowie się kołatało, ale na głos nie wymawiałam, żeby mi Pani Krystyna czasem nie zwiała).
Buczyna, niebieski naddunajcowy… przejeżdżamy obok Pit Stopu, Pani Krystyna mówi:
Tu?
Kręcę głową przecząco.
- Golgota? – pyta.
- Nie – odpowiadam, na Golgocie już byłam w tym roku.
- Lutkostrada? – pyta z niedowierzaniem.
Uśmiecham się. Tak jedziemy Lutkostradą, czyli podjazdem porównywalnej trudności co nasza przesławna Golgota. Zakłamany aparat telefoniczny w telefonie, sabotażysta, nieprawdę pokazuje. Płaskie to to, jak stół na zdjęciach, a przecież ledwie 6 k/h jechałam, co świadczy o dużym nastromieniu.
Już na samym początku ukazuje się naszym oczom chłopiec dzielnie wędrujący do góry ze swoim rowerem. Wyprzedzamy go, a on pewnie myśli:
- Ale głupie… tak się męczą, a niewiele szybciej jadą niż ja idę.
Ale ja myślę: Ale jadą, a dźwigać pod górę swoją masę (54 plus 12 kg roweru), to nie jest byle co.
I dzwoni telefon, Agnieszka przyjaciółka Pani Krystyny wykazuje się znakomitym wyczuciem czasu.
Krysia się zatrzymuje, ja również, robię zdjęcia. Młodzian nas wyprzedza (idąc). Szybko jednak znowu jesteśmy przed nim. Idzie jakieś 2/3 podjazdu. Naprawdę trudnego podjazdu. Ja jeszcze na chwilę się zatrzymuję robię zdjęcie i wtedy tenże młodzian już na rowerze przemyka obok mnie jak torpeda. Pani Krystyna robi porozumiewawczy ruch głową i rusza do przodu. Rusza tak, ze szczęka mi opada, próbuję też, ale niestety.. ja tak nie daje rady.
Ona szybko wyprzedza młodziana i widzę, że zrównując się z nim coś do niego mówi. Myślę.. ocho… młodzian dostaje reprymendę za walkę nie fair.
Pani Krystyna jednak powiedziała mu, że my tak łatwo bez walki się nie poddamy (tak przynajmniej twierdzi:)).
Wyprzedzam go, ale.. robić końcówkę Lutkostrady w takim tempie, to jest szaleństwo. Śmiejemy się, że młodzian nie wie, że zadarł z dwiema skandalistkami z Cyklokarpat. Gomolankami.
Zjeżdżamy w dół Lubinki do Janowic i robimy jeszcze Morawy, krótsze, ale też mega nastromione. Potem zjazd do Janowic (obok Pałacu), stajemy na rozstaju dróg i pytam: w lewo? W prawo?
Rozochocona podjeżdżaniem Pani Krystyna mówi: no nie.. nie chce mi się wracać wzdłuż Dunajca.
No więc 6 km pod górę.
Było solidnie. I rumiankowo. Masa rumianków. Przepiękne są. ...
Początek podjazdu © Iza
Nasz target © Iza
Target zmęczony © Iza
Widok z podjazdu © Iza
Widok z podjazdu © Iza
Prawie na szczycie © Iza
Morze rumianków © Iza
Tarnów, ul. Żydowska © Iza
Cmenatrz Żydowski © Iza
Tarnów, ul. Krakowska © Iza
Bima, przy ul. Żydowskiej © Iza
Popołudnie wczorajsze.
Świadomość dwóch dni wolnych dodawała siły, i chociaż wróciłam zmęczona z pracy, chociaż podszepty jakieś tam się pojawiały (nie, nie żaden rower, trzeba odpocząć), dodatkową motywację stanowił fakt zjedzenie dwóch urodzinowych ciastek tego dnia, więc wyjachałam.
Trzeba było solidnie popodjeżdżać żeby spalić. Wyjechałyśmy z Panią Krystyną bez wielkiego planu (ale mnie coś tam już w głowie się kołatało, ale na głos nie wymawiałam, żeby mi Pani Krystyna czasem nie zwiała).
Buczyna, niebieski naddunajcowy… przejeżdżamy obok Pit Stopu, Pani Krystyna mówi:
Tu?
Kręcę głową przecząco.
- Golgota? – pyta.
- Nie – odpowiadam, na Golgocie już byłam w tym roku.
- Lutkostrada? – pyta z niedowierzaniem.
Uśmiecham się. Tak jedziemy Lutkostradą, czyli podjazdem porównywalnej trudności co nasza przesławna Golgota. Zakłamany aparat telefoniczny w telefonie, sabotażysta, nieprawdę pokazuje. Płaskie to to, jak stół na zdjęciach, a przecież ledwie 6 k/h jechałam, co świadczy o dużym nastromieniu.
Już na samym początku ukazuje się naszym oczom chłopiec dzielnie wędrujący do góry ze swoim rowerem. Wyprzedzamy go, a on pewnie myśli:
- Ale głupie… tak się męczą, a niewiele szybciej jadą niż ja idę.
Ale ja myślę: Ale jadą, a dźwigać pod górę swoją masę (54 plus 12 kg roweru), to nie jest byle co.
I dzwoni telefon, Agnieszka przyjaciółka Pani Krystyny wykazuje się znakomitym wyczuciem czasu.
Krysia się zatrzymuje, ja również, robię zdjęcia. Młodzian nas wyprzedza (idąc). Szybko jednak znowu jesteśmy przed nim. Idzie jakieś 2/3 podjazdu. Naprawdę trudnego podjazdu. Ja jeszcze na chwilę się zatrzymuję robię zdjęcie i wtedy tenże młodzian już na rowerze przemyka obok mnie jak torpeda. Pani Krystyna robi porozumiewawczy ruch głową i rusza do przodu. Rusza tak, ze szczęka mi opada, próbuję też, ale niestety.. ja tak nie daje rady.
Ona szybko wyprzedza młodziana i widzę, że zrównując się z nim coś do niego mówi. Myślę.. ocho… młodzian dostaje reprymendę za walkę nie fair.
Pani Krystyna jednak powiedziała mu, że my tak łatwo bez walki się nie poddamy (tak przynajmniej twierdzi:)).
Wyprzedzam go, ale.. robić końcówkę Lutkostrady w takim tempie, to jest szaleństwo. Śmiejemy się, że młodzian nie wie, że zadarł z dwiema skandalistkami z Cyklokarpat. Gomolankami.
Zjeżdżamy w dół Lubinki do Janowic i robimy jeszcze Morawy, krótsze, ale też mega nastromione. Potem zjazd do Janowic (obok Pałacu), stajemy na rozstaju dróg i pytam: w lewo? W prawo?
Rozochocona podjeżdżaniem Pani Krystyna mówi: no nie.. nie chce mi się wracać wzdłuż Dunajca.
No więc 6 km pod górę.
Było solidnie. I rumiankowo. Masa rumianków. Przepiękne są. ...
Początek podjazdu © Iza
Nasz target © Iza
Target zmęczony © Iza
Widok z podjazdu © Iza
Widok z podjazdu © Iza
Prawie na szczycie © Iza
Morze rumianków © Iza
Rumiankowo © Iza
A na koniec refleksje takie.
Mój dzisiejszy urlop był taki mało urlopowy, ponieważ musiałam pozałatwiać różne sprawy „na mieście”. Szłam przez miasto i słowa mi się takie przypomniały:
"Mam, tak samo jak ty,
miasto moje, a w nim najpiękniejszy mój świat,
najpiękniejsze dni, zostawiłem tam kolorowe sny".
Nie mam jednego, jedynego miasta, bo w sercu mam Mielec, Kraków i Tarnów czyli trzy miejsca gdzie mieszkałam. Niestety moje w Tarnowie bytowanie ogranicza się właściwie do trasy Mościce – Starostwo. Wsiadam do autobusu, wysiadam pod Starostwem i tak to się kręci.
Zapomniałam już jakie to miasto bywa miejscami piękne. Dzisiaj się mu przyglądałam na nowo. Przypomniałam sobie.
A na koniec refleksje takie.
Mój dzisiejszy urlop był taki mało urlopowy, ponieważ musiałam pozałatwiać różne sprawy „na mieście”. Szłam przez miasto i słowa mi się takie przypomniały:
"Mam, tak samo jak ty,
miasto moje, a w nim najpiękniejszy mój świat,
najpiękniejsze dni, zostawiłem tam kolorowe sny".
Nie mam jednego, jedynego miasta, bo w sercu mam Mielec, Kraków i Tarnów czyli trzy miejsca gdzie mieszkałam. Niestety moje w Tarnowie bytowanie ogranicza się właściwie do trasy Mościce – Starostwo. Wsiadam do autobusu, wysiadam pod Starostwem i tak to się kręci.
Zapomniałam już jakie to miasto bywa miejscami piękne. Dzisiaj się mu przyglądałam na nowo. Przypomniałam sobie.
Tarnów, ul. Żydowska © Iza
Cmenatrz Żydowski © Iza
Tarnów, ul. Krakowska © Iza
Bima, przy ul. Żydowskiej © Iza
- DST 49.00km
- Teren 6.00km
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!