Środa, 20 lipca 2016
Crumble
Czas nadrobić zaległości, bo na rowerze byłam w środę, a dzisiaj jest piątek.
Czasu zabrakło jednak na wcześniejsze pisanie.
Kiedy się jeździ na rowerze od wielu, wielu lat, kiedy w dodatku trenuje się do zawodów przez jakieś kilka lat, to przemierza się głównie te same trasy, te same ścieżki. Po tych wielu latach najprzyjemniejsze jest więc odkrycie jakiejś nowej ścieżki (a już najbardziej przyjemne z przyjemnych jest odkrycie nowego terenowego zjazdu, na to jednak muszę poczekać do soboty, aż uruchomię KTM-a). Nowa ścieżka, nowa droga to emocje, to zachwyty nad nowym krajobrazem, to świeże, budujące i inspirujące. Dawno nie „siedziałam” na rowerze. Na tyle dawno (chyba tydzień!!!), że kiedy już usiadałam jakoś przez chwilę nie mogłam się na nim odnaleźć. Dziwne uczucie. Nie bardzo miałam pomysł na trasę, nie bardzo nawet miałam ochotę, ale ponieważ w końcu pokazało się słońce i ponieważ jutro nie będę mogła wyjechać, dzisiaj wyjazd był konieczny. Pojechałam na Wał (tzn. w kierunku Rychwałdu). Kiedy zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcie, przemknął jak strzała Maciek z kolegą i chyba próbował mnie zdopingować do jakiejś mocniejszej jazdy. No nic z tego, ja już się nie dam namówić. Mnie już zwyczajnie brakuje ochoty na tzw. ściganctwo (nie mówiąc o tym, ze w tej chwili brakuje mi również sił). Kiedy wjechałam na szczyt, stwierdziłam, ze nie skręcę jak zwykle w prawo albo lewo a pojadę dalej. Pojechałam i zjechałam do Siedlisk. To była ta nowa droga. Naprawdę nigdy nią nie jechałam! (rowerem). Nigdy!
To fajne uczucie. Jeszcze tam wrócę, bo widoki piękne, a kolory znowu toskańskie. Zjechałam i podjechałam z powrotem. Trochę więc się poodjeżdżałam.
A podjeżdżanie jest jak życie, prawda? Wzloty, upadki, euforia, złość.
Podjeżdżanie jest jak życie. Nie jest łatwe, ale i tak je kochamy:).
A dzisiaj piątek. Długo wyczekiwany. Cudowny piątek. Pewnie przydałoby się leżeć do góry brzuchem, ale… „wymyśliłam” sobie wyzwania. Lubię wyzwania (chociaż sportowe to ostatnio coraz mniej).
Na pierwszy ogień poszło „ciasto” (nie wiem czy można użyć tego określenia, bo jest coś bardziej w rodzaju tarty). Po angielsku nazywa się crumble. W Tygodniku Powszechnym jeden pan pisze felietony. Niby takie o życiu, ale na końcu jest zawsze jakiś przepis. Tym razem ogromnie mnie skusi ł zapowiedzią przygody (gotowanie czegoś nowego to przygoda) i tymi malinami… Takie zapieczone z kruszonym ciastem maliny… ten cynamon, kardamon… Mniam. No to spróbowałam. Nie wiem czy jest jakiś bardziej prosty do wykonania deser. Nie wiem czy jest lepszy deser o takim smaku lata jak ten. Spróbujcie. Dom wypełnia się letnim owocowym zapachem… wszystko się rozpływa w ustach potem….
Ech… Dodam tylko, że ja owocowy podkład zrobiłam z malin i jagód (tzn. po tarnowsku borówek). Do tego jeszcze dzisiaj pieczenie moich ulubionych orkiszowo-żytnich bułek z czarnuszką i słonecznikiem. Gotowanie, gotowaniem, ale największym sukcesem dzisiejszego dnia jest doprowadzenie do porządku stojącego bezczynnie od dłuższego czasu KTM-a. Koło z nowym wentylem i nową oponą odebrałam (no tak, tak niestety z tym zakładaniem bezdętkowych opon to jest u mnie problem, dętkowe jak najbardziej, ale te… no ale Maniek powiedział, że ciężko wchodzi faktycznie). No to pozostało mi zalanie drugiej opony i.. założenie nowych pedałów. Coś co wydawało się, że nie będzie takie trudne (wszak kiedyś jednego pedała nawet odkręciłam, a chyba łatwiej wkręcić niż odkręcić), okazało się.. no… nie takie łatwe. Nerwy. Złość. Coś mi nie idzie. Telefon do przyjaciela (znaczy Tomka). Gwoli ścisłości sms. Że coś mi nie idzie.. że może jakaś rada, bo uparta jestem i chcę to zrobić. Tomek coś tam o tych gwintach, że lewy, prawy, że się tak kręci i tak. No to wiedziałam, a mimo tego.. jakoś nic. Ale jestem uparta. Próbowałam, próbowałam i się udało. Ale czy naprawdę się udało, to okaże się jutro. Bo jutro może mi na ten przykład pedał się urwać na jakimś zjeździe. Może być mało śmiesznie.
No risk, no fun – mawiają. A ze strat dzisiaj (żeby nie było, że wszystko mi się tak udało), to stłukłam co nieco w kuchni. Słoń w składzie porcelany.
Czasu zabrakło jednak na wcześniejsze pisanie.
Kiedy się jeździ na rowerze od wielu, wielu lat, kiedy w dodatku trenuje się do zawodów przez jakieś kilka lat, to przemierza się głównie te same trasy, te same ścieżki. Po tych wielu latach najprzyjemniejsze jest więc odkrycie jakiejś nowej ścieżki (a już najbardziej przyjemne z przyjemnych jest odkrycie nowego terenowego zjazdu, na to jednak muszę poczekać do soboty, aż uruchomię KTM-a). Nowa ścieżka, nowa droga to emocje, to zachwyty nad nowym krajobrazem, to świeże, budujące i inspirujące. Dawno nie „siedziałam” na rowerze. Na tyle dawno (chyba tydzień!!!), że kiedy już usiadałam jakoś przez chwilę nie mogłam się na nim odnaleźć. Dziwne uczucie. Nie bardzo miałam pomysł na trasę, nie bardzo nawet miałam ochotę, ale ponieważ w końcu pokazało się słońce i ponieważ jutro nie będę mogła wyjechać, dzisiaj wyjazd był konieczny. Pojechałam na Wał (tzn. w kierunku Rychwałdu). Kiedy zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcie, przemknął jak strzała Maciek z kolegą i chyba próbował mnie zdopingować do jakiejś mocniejszej jazdy. No nic z tego, ja już się nie dam namówić. Mnie już zwyczajnie brakuje ochoty na tzw. ściganctwo (nie mówiąc o tym, ze w tej chwili brakuje mi również sił). Kiedy wjechałam na szczyt, stwierdziłam, ze nie skręcę jak zwykle w prawo albo lewo a pojadę dalej. Pojechałam i zjechałam do Siedlisk. To była ta nowa droga. Naprawdę nigdy nią nie jechałam! (rowerem). Nigdy!
To fajne uczucie. Jeszcze tam wrócę, bo widoki piękne, a kolory znowu toskańskie. Zjechałam i podjechałam z powrotem. Trochę więc się poodjeżdżałam.
A podjeżdżanie jest jak życie, prawda? Wzloty, upadki, euforia, złość.
Podjeżdżanie jest jak życie. Nie jest łatwe, ale i tak je kochamy:).
A dzisiaj piątek. Długo wyczekiwany. Cudowny piątek. Pewnie przydałoby się leżeć do góry brzuchem, ale… „wymyśliłam” sobie wyzwania. Lubię wyzwania (chociaż sportowe to ostatnio coraz mniej).
Na pierwszy ogień poszło „ciasto” (nie wiem czy można użyć tego określenia, bo jest coś bardziej w rodzaju tarty). Po angielsku nazywa się crumble. W Tygodniku Powszechnym jeden pan pisze felietony. Niby takie o życiu, ale na końcu jest zawsze jakiś przepis. Tym razem ogromnie mnie skusi ł zapowiedzią przygody (gotowanie czegoś nowego to przygoda) i tymi malinami… Takie zapieczone z kruszonym ciastem maliny… ten cynamon, kardamon… Mniam. No to spróbowałam. Nie wiem czy jest jakiś bardziej prosty do wykonania deser. Nie wiem czy jest lepszy deser o takim smaku lata jak ten. Spróbujcie. Dom wypełnia się letnim owocowym zapachem… wszystko się rozpływa w ustach potem….
Ech… Dodam tylko, że ja owocowy podkład zrobiłam z malin i jagód (tzn. po tarnowsku borówek). Do tego jeszcze dzisiaj pieczenie moich ulubionych orkiszowo-żytnich bułek z czarnuszką i słonecznikiem. Gotowanie, gotowaniem, ale największym sukcesem dzisiejszego dnia jest doprowadzenie do porządku stojącego bezczynnie od dłuższego czasu KTM-a. Koło z nowym wentylem i nową oponą odebrałam (no tak, tak niestety z tym zakładaniem bezdętkowych opon to jest u mnie problem, dętkowe jak najbardziej, ale te… no ale Maniek powiedział, że ciężko wchodzi faktycznie). No to pozostało mi zalanie drugiej opony i.. założenie nowych pedałów. Coś co wydawało się, że nie będzie takie trudne (wszak kiedyś jednego pedała nawet odkręciłam, a chyba łatwiej wkręcić niż odkręcić), okazało się.. no… nie takie łatwe. Nerwy. Złość. Coś mi nie idzie. Telefon do przyjaciela (znaczy Tomka). Gwoli ścisłości sms. Że coś mi nie idzie.. że może jakaś rada, bo uparta jestem i chcę to zrobić. Tomek coś tam o tych gwintach, że lewy, prawy, że się tak kręci i tak. No to wiedziałam, a mimo tego.. jakoś nic. Ale jestem uparta. Próbowałam, próbowałam i się udało. Ale czy naprawdę się udało, to okaże się jutro. Bo jutro może mi na ten przykład pedał się urwać na jakimś zjeździe. Może być mało śmiesznie.
No risk, no fun – mawiają. A ze strat dzisiaj (żeby nie było, że wszystko mi się tak udało), to stłukłam co nieco w kuchni. Słoń w składzie porcelany.
Widoki © Iza
Widoki 2 © Iza
Widoki 3 © Iza
Crumble - angielskie ciasto © Iza
Przepis na crumble © Iza
- DST 47.00km
- Czas 02:20
- VAVG 20.14km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!