Sobota, 23 lipca 2016
Sobota
Zastanawiałam się dzisiaj jadąc, za co kocham rower?
I pomyślałam, że: za wolność, za możliwość zobaczenia miejsc, których bym pewnie bez roweru nigdy nie zobaczyła, za endorfiny…No i myśl taka nieśmiała mi przemknęła przez głowę: czy kochałabym rower tak samo mocno gdybym mieszkała gdzie indziej? No dajmy na to, gdybym dalej mieszkała w Mielcu, gdzie o „wielkie” góry ciężko? No chyba nie.
Bo jednak pomimo tego, że ani „góralem” wielkim nie jestem i podjeżdżanie raczej średnio mi idzie, nie jestem też wielkim „zjazdowcem”, to kwintesencją jazdy na rowerze są dla mnie podjazdy i zjazdy. No i górskie widoki. To przede wszystkim.
Miałam dzisiaj masę radości, bo nareszcie usiadłam na KTM-ie, a KTM wiadomo daje mi możliwość robienia tego co najbardziej w rowerowaniu lubię – jazdy w terenie. Nie wyobrażam sobie rowerowania bez terenu – zwłaszcza bez zjazdów. Oj, ile miałam dzisiaj radochy na czarnym rowerowym na Wale, albo na żółtym pieszym w okolicach Pleśnej. A przecież nie są to jakieś ekstremalne zjazdy, no tyle, że ja tak dawno nie zjeżdżałam w terenie… nie miałam okazji po koleinach, kamieniach, korzeniach.. że dzisiaj uśmiechałam się sama do siebie. Po prostu bosko… i znowu myśl przemknęła taka, że jak się dorobię kiedyś to może by jednak kupić fulla, bo to zjeżdżanie to jest naprawdę COŚ. Dzisiaj pojechałam tam gdzie bardzo dawno nie byłam czyli na czarny rowerowy szlak w kierunku Siemiechowa (od Wału). Lubię ten szlak i zazwyczaj jadę go tam i z powrotem, bo jak się go w ten sposób zrobi to jest kawałek solidnego podjeżdżania i zjeżdżania. Wracając skorzystałam z alternatywy i zboczyłam ze szlaku. Jest taka droga … Raz ją jechałam z Tomkiem i Andżeliką. Prowadzi przez las i wyjeżdża się prosto pod Chatę pod Wałem. Jak tam trafić? Jadąc od Siemiechowa na rozwidleniu dróg ( w prawo skręca czarny rowerowy), prosto jedzie się do drogi na Wał, trzeba skręcić w lewo. Czyli jadąc z góry od drogi na Wał, skręcamy w prawo. Fajna, alternatywna droga, tym bardziej, że niestety teraz na sporej części tego szlaku leży asfalt, a jadąc nią jedziemy w terenie. Przejechałam się też żółtym pieszym szlakiem (zjechałam), pomyślałam, że może to ostatnia okazja żeby go zjechać w całości terenem, bo zaraz położą asflat. Niestety asfalt już jest. Fajna jazda, fajny wycieczka, przepiękny teren, no wiadomo znowu gmina Pleśna. Uwielbiam te ze wzgórza, te lasy, te cmenatrze gdzieś tam „wciśnięte” między drzewami, które wyłanianią się podczas jazdy niespodziewanie (no dla tego, co nie zna okolicy, bo dla mnie ro raczej spodziewanie), za ten klimat, za przyrodę, za COŚ nieuchwytnego co jest w tej okolicy, a co sprawia, że ja ciągle i ciągle tam wracam i wracać będę dopóki żyć będę , dopóki będą siły i rower będzie sprawny.
I pomyślałam, że: za wolność, za możliwość zobaczenia miejsc, których bym pewnie bez roweru nigdy nie zobaczyła, za endorfiny…No i myśl taka nieśmiała mi przemknęła przez głowę: czy kochałabym rower tak samo mocno gdybym mieszkała gdzie indziej? No dajmy na to, gdybym dalej mieszkała w Mielcu, gdzie o „wielkie” góry ciężko? No chyba nie.
Bo jednak pomimo tego, że ani „góralem” wielkim nie jestem i podjeżdżanie raczej średnio mi idzie, nie jestem też wielkim „zjazdowcem”, to kwintesencją jazdy na rowerze są dla mnie podjazdy i zjazdy. No i górskie widoki. To przede wszystkim.
Miałam dzisiaj masę radości, bo nareszcie usiadłam na KTM-ie, a KTM wiadomo daje mi możliwość robienia tego co najbardziej w rowerowaniu lubię – jazdy w terenie. Nie wyobrażam sobie rowerowania bez terenu – zwłaszcza bez zjazdów. Oj, ile miałam dzisiaj radochy na czarnym rowerowym na Wale, albo na żółtym pieszym w okolicach Pleśnej. A przecież nie są to jakieś ekstremalne zjazdy, no tyle, że ja tak dawno nie zjeżdżałam w terenie… nie miałam okazji po koleinach, kamieniach, korzeniach.. że dzisiaj uśmiechałam się sama do siebie. Po prostu bosko… i znowu myśl przemknęła taka, że jak się dorobię kiedyś to może by jednak kupić fulla, bo to zjeżdżanie to jest naprawdę COŚ. Dzisiaj pojechałam tam gdzie bardzo dawno nie byłam czyli na czarny rowerowy szlak w kierunku Siemiechowa (od Wału). Lubię ten szlak i zazwyczaj jadę go tam i z powrotem, bo jak się go w ten sposób zrobi to jest kawałek solidnego podjeżdżania i zjeżdżania. Wracając skorzystałam z alternatywy i zboczyłam ze szlaku. Jest taka droga … Raz ją jechałam z Tomkiem i Andżeliką. Prowadzi przez las i wyjeżdża się prosto pod Chatę pod Wałem. Jak tam trafić? Jadąc od Siemiechowa na rozwidleniu dróg ( w prawo skręca czarny rowerowy), prosto jedzie się do drogi na Wał, trzeba skręcić w lewo. Czyli jadąc z góry od drogi na Wał, skręcamy w prawo. Fajna, alternatywna droga, tym bardziej, że niestety teraz na sporej części tego szlaku leży asfalt, a jadąc nią jedziemy w terenie. Przejechałam się też żółtym pieszym szlakiem (zjechałam), pomyślałam, że może to ostatnia okazja żeby go zjechać w całości terenem, bo zaraz położą asflat. Niestety asfalt już jest. Fajna jazda, fajny wycieczka, przepiękny teren, no wiadomo znowu gmina Pleśna. Uwielbiam te ze wzgórza, te lasy, te cmenatrze gdzieś tam „wciśnięte” między drzewami, które wyłanianią się podczas jazdy niespodziewanie (no dla tego, co nie zna okolicy, bo dla mnie ro raczej spodziewanie), za ten klimat, za przyrodę, za COŚ nieuchwytnego co jest w tej okolicy, a co sprawia, że ja ciągle i ciągle tam wracam i wracać będę dopóki żyć będę , dopóki będą siły i rower będzie sprawny.
Widok na Jurasówkę © Iza>
Po drodze © Iza
Widok na Marcinkę © Iza
Cmentarz w Lichwinie © Iza
- DST 48.00km
- Teren 20.00km
- Czas 03:11
- VAVG 15.08km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
A ja kocham płaskości. I dlatego uwielbiam jeździć po niemieckiej stronie. Tam jest jak stół płasko. Szczecin wbrew pozorom płaski nie jest i kiedyś koleżanka z Warszawy lekko się zdziwiła jak ją na rower zabrałem, a wręcz jęczała, że pod górę wciąż.
davidbaluch - 08:32 piątek, 29 lipca 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!