Sobota, 2 maja 2009
Przemyśl
Przemyśl 2 maja 2009 Cyklokarpaty
Mój pierwszy maraton w sezonie. Forma - wielka niewiadoma. Solidnie przepracowałam okres przygotowawczy, ale nie wiem czy się nie przetrenowałam. Czuję się zmęczona.
Przemyśl sliczne miasto.
Pogoda typowo kolarska. Nie za ciepło, ale nie pada. Na stracie trochę zimno, ale potem pod górkę, jest wiec ok. Zaczynamy wolno. Kilka kilometrów przez miasto. Peleton jest co chwilę stopowany przez wóz policyjny. Jest niebezpiecznie. Palce cały czas na klamkach, co chwilę hamowanie i ewentualne wypinanie się z pedałów.
Można poćwiczyć utrzymywanie równowagi. Potem pod górkę. Trasa ciekawa i spore przewyzszenia, ale niezbyt wymagająca technicznie. Jadę dystans giga, ale to giga to raczej takie mega z innych cyklów. Szerokie szutrowe drogi w lesie, ładne krajobrazy. Bardzo szybkie, szerokie zjazdy. Dosyć niebezpiecznie bo na luźnych kamieniach łatwo o upadek. Jedzie się szybko ale chwila nieuwagi i może być… kicha.
Jedzie mi się dobrze. Nie czuję zmęczenia. Tuż po rozjeździe na giga jakis kolarz krzyczy: uważaj będzie techniczny kawałek. Kawałek wcale nie jest techniczny specjalnie, gdzie mu tam do tych zjazdów w górach. Tyle tylko, że cała trasa sucha jak pieprz, a tu jakis lesny zakątek.. wilgotno i…nie spodziewam się tego, za szybko wchodzę w zakręt. Tuz przed maratonem zmieniłam oponę. Może to moja autosugestia ale czuję się na niej mniej pewnie. 3 miesiące treningów na Nobby Nicach , zero upadków, tydzień na Ralph Racingu 3 upadki.
Tak więc… od połowy dystansu tuż po rozjeździe na giga.. przydarzyło mi się coś co spowodowało, że jadąc do mety podśpiewywałam sobie: znowu w życiu mi nie wyszło...:).
To byl pierwszy w życiu maraton, którego o mały wlos nie ukonczyłabym, no ale udało sie doturlać do mety ( czas strasznie kiepski jak na taką trasę). No ale cieszę się, ze w ogóle dojechałam. no i cóż.. była gleba konkretna, bardzo potlukałam kolano ( pierwsza myśl: znowu nie będę mogła przez miesiąc chodzić w spódnicach:)). Pozbierałam sie szybko i wsiadam na rower, a tu niespodzianka.. kierownica skrzywiona o jakieś 30 stopni. Myślę sobie: to po ptakach... Próbuję jednak naprostować.. nie idzie... stoję, stoję w tym lesie, myślę co robić... wracać ale gdzie? na rozjazd na mega? No to w koncu wsiadłam na ten rower i myślę: trzeba dojechać do jakiejś cywilizacji. Smieszne uczucie jechać z taką kierownicą na rowerze.. zwłaszcza, ze byl zjazd. No ale przejechałam jakoś tak ze 2 km w tempie chyba 10 km/ha i w koncu na rozjeździe asfaltowym stał miły pan policjant i pomógł mi doprowadzić rower do jako takiej używalności. Zapytał : co z kolanem? Machnęłam ręką i pojechałam dalej ( bo co tam kolano prawda? rower ważniejszy). No ale to był koniec wyścigu dla mnie, bo rower jednak mocno ucierpiał (w różnych miejscach) więc turlałam sie juz do mety.
Ale cieszę sie, ze udalo sie dojechać, a że panie na giga zjawily sie w sile 4, w tym jedna nie ukonczyla chyba, no to udało się podium.
Gdyby nie ten upadek, przerwa, klopoty z rowerem pewnie byłoby z 10 min lepiej, ale to i tak nie zmieniłoby mojego miejsca bo na miejscu I Ewelina Szybiak z Resovii, na 2 Daria Wójcie z Kross racing Team. Za mocne i za mlode jak dla mnie.
Mój pierwszy maraton w sezonie. Forma - wielka niewiadoma. Solidnie przepracowałam okres przygotowawczy, ale nie wiem czy się nie przetrenowałam. Czuję się zmęczona.
Przemyśl sliczne miasto.
Pogoda typowo kolarska. Nie za ciepło, ale nie pada. Na stracie trochę zimno, ale potem pod górkę, jest wiec ok. Zaczynamy wolno. Kilka kilometrów przez miasto. Peleton jest co chwilę stopowany przez wóz policyjny. Jest niebezpiecznie. Palce cały czas na klamkach, co chwilę hamowanie i ewentualne wypinanie się z pedałów.
Można poćwiczyć utrzymywanie równowagi. Potem pod górkę. Trasa ciekawa i spore przewyzszenia, ale niezbyt wymagająca technicznie. Jadę dystans giga, ale to giga to raczej takie mega z innych cyklów. Szerokie szutrowe drogi w lesie, ładne krajobrazy. Bardzo szybkie, szerokie zjazdy. Dosyć niebezpiecznie bo na luźnych kamieniach łatwo o upadek. Jedzie się szybko ale chwila nieuwagi i może być… kicha.
Jedzie mi się dobrze. Nie czuję zmęczenia. Tuż po rozjeździe na giga jakis kolarz krzyczy: uważaj będzie techniczny kawałek. Kawałek wcale nie jest techniczny specjalnie, gdzie mu tam do tych zjazdów w górach. Tyle tylko, że cała trasa sucha jak pieprz, a tu jakis lesny zakątek.. wilgotno i…nie spodziewam się tego, za szybko wchodzę w zakręt. Tuz przed maratonem zmieniłam oponę. Może to moja autosugestia ale czuję się na niej mniej pewnie. 3 miesiące treningów na Nobby Nicach , zero upadków, tydzień na Ralph Racingu 3 upadki.
Tak więc… od połowy dystansu tuż po rozjeździe na giga.. przydarzyło mi się coś co spowodowało, że jadąc do mety podśpiewywałam sobie: znowu w życiu mi nie wyszło...:).
To byl pierwszy w życiu maraton, którego o mały wlos nie ukonczyłabym, no ale udało sie doturlać do mety ( czas strasznie kiepski jak na taką trasę). No ale cieszę się, ze w ogóle dojechałam. no i cóż.. była gleba konkretna, bardzo potlukałam kolano ( pierwsza myśl: znowu nie będę mogła przez miesiąc chodzić w spódnicach:)). Pozbierałam sie szybko i wsiadam na rower, a tu niespodzianka.. kierownica skrzywiona o jakieś 30 stopni. Myślę sobie: to po ptakach... Próbuję jednak naprostować.. nie idzie... stoję, stoję w tym lesie, myślę co robić... wracać ale gdzie? na rozjazd na mega? No to w koncu wsiadłam na ten rower i myślę: trzeba dojechać do jakiejś cywilizacji. Smieszne uczucie jechać z taką kierownicą na rowerze.. zwłaszcza, ze byl zjazd. No ale przejechałam jakoś tak ze 2 km w tempie chyba 10 km/ha i w koncu na rozjeździe asfaltowym stał miły pan policjant i pomógł mi doprowadzić rower do jako takiej używalności. Zapytał : co z kolanem? Machnęłam ręką i pojechałam dalej ( bo co tam kolano prawda? rower ważniejszy). No ale to był koniec wyścigu dla mnie, bo rower jednak mocno ucierpiał (w różnych miejscach) więc turlałam sie juz do mety.
Ale cieszę sie, ze udalo sie dojechać, a że panie na giga zjawily sie w sile 4, w tym jedna nie ukonczyla chyba, no to udało się podium.
Gdyby nie ten upadek, przerwa, klopoty z rowerem pewnie byłoby z 10 min lepiej, ale to i tak nie zmieniłoby mojego miejsca bo na miejscu I Ewelina Szybiak z Resovii, na 2 Daria Wójcie z Kross racing Team. Za mocne i za mlode jak dla mnie.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!