Niedziela, 27 września 2009
Jamna
Dawno sie tak nie wytyrałam po terenie ( chyba od maratonu w Krakowie, nie jechałam takiej dluższej trasy w terenie).
Dawno tez nie jechałam na wycieczkę, a tym bardziej taką mocna grupą wycieczkową.
Krystyna, Adam, Trzech Panów T z MPEC-u, Olek, Tata Olka, Tomek, Grzesiek, Lutek, no i ja.
Jak na matronie:).
Do zakliczyna samochodami, a potem jak to Krysia ładnie okresliła - wariacje na temat Jamnej.
Nie zdawałam sobie sprawy, ze takie świetne szlaki są na Jamnej.
Na samą Jamną wjeżdzalismy chyba kilka razy, na kilka mozliwych sposóbów.
podjazdy były wymagające, naprawdę, trzebabyło mocno walczyć zeby utrzymać sie na rowerze.
a ile interesujących zjazdów:).
Miałam mocny kryzys około 30 km... jak na maratonie, ale chyba za mało zjadłam.
Wczesniej jakoś w miare dzielnie trzymałam się całej stawki.
Potem już troche były tyły niestety:(.No ale grupa była mocna, sami wyjadacze, plus mistrzyni giga Krystyna.
Nastepny kryzys tuz pod koniec.
No ale trasa naprawde była wymagająca.. teren, teren, teren. Prawdziwe mtb.
A jeden zjazd to był CUD... jak w Krynicy, jak w Szczawnicy, jak w Głuszycy.. czyli prawdziwy górski, trudny zjazd.
Zaprzyjaźniłam sie ze swoim nowym rowerkiem.
Bałam sie tego wyjazdu, a okazało sie ze trzeba odblokować psychikę, nie mysleć ze to nowy rower... tylko jechać SWOJE.I zamiast hamowac wciąż, pracować ciałem, jak na magnusie.
Odstawałam na tych zjazdach, ale nie najgorzej było. Jeszcze kilka wyjazdów i będzie ok. Jednym słowem zaczelismy wspołpracowac z rowerkiem.
Zdarzył sie mały upadeczek, wpadłam w koleinę na trawiastym zjeździe. No ale niegroźny na szczescie.
Były tez elementy akrobatyki:). Zjazd, zakręt a za zakretem pieniek.. juz w momencie jak skręciłam kierownicą wiedziałam, ze pod złym katem wjechałam i ze bedzie upadek ( zresztą Krysia mówiła ze wydzwoniła tam kiedys pieknie).
Tak wiec zeskoczyłam z roweru i uciekałam przed nim:) zeby mnie nie poharatał.
KTMek wiec ochrzony, juz sobie poupadał. Juz jest przykurzony:)
dzisiaj specjalnego blota nie było, raczej bardzo sucho, ale trochę sie ubrudził:)
jedzie się super.
Bajer naprawdę.
A Jamna, jak to jamna... piękna... i naprawde nie zdawałam sobie sprawy ze jest tyle mozliwości w okolicach jamnej, ze mozna 60 km prawie wykrecić w samym terenie. trudnym terenie.
Udany dzień:)
Dawno tez nie jechałam na wycieczkę, a tym bardziej taką mocna grupą wycieczkową.
Krystyna, Adam, Trzech Panów T z MPEC-u, Olek, Tata Olka, Tomek, Grzesiek, Lutek, no i ja.
Jak na matronie:).
Do zakliczyna samochodami, a potem jak to Krysia ładnie okresliła - wariacje na temat Jamnej.
Nie zdawałam sobie sprawy, ze takie świetne szlaki są na Jamnej.
Na samą Jamną wjeżdzalismy chyba kilka razy, na kilka mozliwych sposóbów.
podjazdy były wymagające, naprawdę, trzebabyło mocno walczyć zeby utrzymać sie na rowerze.
a ile interesujących zjazdów:).
Miałam mocny kryzys około 30 km... jak na maratonie, ale chyba za mało zjadłam.
Wczesniej jakoś w miare dzielnie trzymałam się całej stawki.
Potem już troche były tyły niestety:(.No ale grupa była mocna, sami wyjadacze, plus mistrzyni giga Krystyna.
Nastepny kryzys tuz pod koniec.
No ale trasa naprawde była wymagająca.. teren, teren, teren. Prawdziwe mtb.
A jeden zjazd to był CUD... jak w Krynicy, jak w Szczawnicy, jak w Głuszycy.. czyli prawdziwy górski, trudny zjazd.
Zaprzyjaźniłam sie ze swoim nowym rowerkiem.
Bałam sie tego wyjazdu, a okazało sie ze trzeba odblokować psychikę, nie mysleć ze to nowy rower... tylko jechać SWOJE.I zamiast hamowac wciąż, pracować ciałem, jak na magnusie.
Odstawałam na tych zjazdach, ale nie najgorzej było. Jeszcze kilka wyjazdów i będzie ok. Jednym słowem zaczelismy wspołpracowac z rowerkiem.
Zdarzył sie mały upadeczek, wpadłam w koleinę na trawiastym zjeździe. No ale niegroźny na szczescie.
Były tez elementy akrobatyki:). Zjazd, zakręt a za zakretem pieniek.. juz w momencie jak skręciłam kierownicą wiedziałam, ze pod złym katem wjechałam i ze bedzie upadek ( zresztą Krysia mówiła ze wydzwoniła tam kiedys pieknie).
Tak wiec zeskoczyłam z roweru i uciekałam przed nim:) zeby mnie nie poharatał.
KTMek wiec ochrzony, juz sobie poupadał. Juz jest przykurzony:)
dzisiaj specjalnego blota nie było, raczej bardzo sucho, ale trochę sie ubrudził:)
jedzie się super.
Bajer naprawdę.
A Jamna, jak to jamna... piękna... i naprawde nie zdawałam sobie sprawy ze jest tyle mozliwości w okolicach jamnej, ze mozna 60 km prawie wykrecić w samym terenie. trudnym terenie.
Udany dzień:)
- DST 60.00km
- Teren 55.00km
- Czas 04:47
- VAVG 12.54km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
wiesz.. widocznie nie zaliczyłeś na Jamnej tych szlaków co trzeba, zapraszamy kiedys na wspolny wyjazd:)
Iza - 09:13 czwartek, 1 października 2009 | linkuj
A mnie jakoś Jamna nie przypadła za bardzo do gustu. Sam nie wiem dlaczego bo tereny faktycznie niegłupie. Tak ją sobie porównuję do Brzanki i jednak na tej drugiej dużo ciekawiej się czuję, jakoś tak bardziej górsko :)
Furman - 06:01 czwartek, 1 października 2009 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!