Piątek, 21 maja 2010
W deszczu i z odgłosami burzy
Prawie po tygodniu znowu w górkach.
A moja ścieżka treningowa czyli Lubinka razy dwa czyli zjazd albo podjazd na Lubinkę (zależy od której strony sie jedzie) wygląda teraz tak:
http://www.rdn.pl/d_galeria/index.php?rdg=0093920105
W zyciu nie widziałam czegoś takiego. Wygląda jak po trzesieniu ziemi.
Trzeba było bardzo uważać zjeżdzając.
A jesli chodzi o sam trening to rozpoczął się w pogodzie niemalże letniej ( i to było bardzo podjrzane), coś za ciepło było.
Bardzo szybko zacząl padać deszcz, który nastepnie przeszedł w ulewę.. której apogeum przeczekalismy na przystanku w Rzuchowej, a potem nieco juz zmoczeni ruszylismy dalej czyli na Lubinkę.
Jest coraz wiecej mocy ( i nawet Mirek to zauwazył), jechałam na buldogach a to podjazd asfaltowy, ale zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Prędkość nie spadła mi poniżej 14 ale najczęsciej oscylowała wokół 15, 16:), no i oczywiście z blatu.
Potem oglądalismy szkody popowodziowe zjeżdzając do Janowic. I znowu zaczał padać deszcz... ale było nam już wszystko jedno i ruszylismy z powrotem do góry.
Troszeczkę rytm jazdy zakłocały nam te peknięcia drogi, ale i tak było nieźle.
A na sam koniec jazdy na niewinnym zjeździe terenowym gdzieś miedzy Zgłobicami a Koszycami zafundowałam sobie solidną dawkę adrenaliny.. Zagadałam sie, nie popatrzyłam i wjechałam w koleinę pełną gruzu.. telepało mną solidnie.. prędkosc duża... śmierć w oczach, ale.. zachowałam zimną krew. Pomyslałam sobie: spokojnie.. KTM da sobie radę.. tylko bez paniki.. nie hamuj bynajmniej ani nie probuj z tej koleiny wyjezdzac, po prostu jedź.
I udało się:)
Nie było juz tak rózowo pod domem, gdzie znowu runełam jak długa w tym samym miejscu co w ub roku...
a wiedziałam ze jest niebezpieczne, jechałam powoli, ale znowu cos nie tak poszło ( mokro), coś w tym miejscu jest takiego..
na szczescie upadek zupełnie niegrożny.
I tak sobie pomyslalam:
nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło..
No poodwoływali maratony ale przynajmniej przez jakiś miesiąc pochodzę sobie w spódnicach, sukienkach, bo nie bedzie obitych kolan itp.
Rower po treningu pomimo ze nie jechalismy prawie po terenie, nadawał sie do mycia.
wiec mycie, smarowanie, psikanie, a paznokcie jak u mechanika...
co ze mnie za kobieta... ze smarem pod paznokciami:)
( już wymyty żeby nie było wątpliwości).
A moja ścieżka treningowa czyli Lubinka razy dwa czyli zjazd albo podjazd na Lubinkę (zależy od której strony sie jedzie) wygląda teraz tak:
http://www.rdn.pl/d_galeria/index.php?rdg=0093920105
W zyciu nie widziałam czegoś takiego. Wygląda jak po trzesieniu ziemi.
Trzeba było bardzo uważać zjeżdzając.
A jesli chodzi o sam trening to rozpoczął się w pogodzie niemalże letniej ( i to było bardzo podjrzane), coś za ciepło było.
Bardzo szybko zacząl padać deszcz, który nastepnie przeszedł w ulewę.. której apogeum przeczekalismy na przystanku w Rzuchowej, a potem nieco juz zmoczeni ruszylismy dalej czyli na Lubinkę.
Jest coraz wiecej mocy ( i nawet Mirek to zauwazył), jechałam na buldogach a to podjazd asfaltowy, ale zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Prędkość nie spadła mi poniżej 14 ale najczęsciej oscylowała wokół 15, 16:), no i oczywiście z blatu.
Potem oglądalismy szkody popowodziowe zjeżdzając do Janowic. I znowu zaczał padać deszcz... ale było nam już wszystko jedno i ruszylismy z powrotem do góry.
Troszeczkę rytm jazdy zakłocały nam te peknięcia drogi, ale i tak było nieźle.
A na sam koniec jazdy na niewinnym zjeździe terenowym gdzieś miedzy Zgłobicami a Koszycami zafundowałam sobie solidną dawkę adrenaliny.. Zagadałam sie, nie popatrzyłam i wjechałam w koleinę pełną gruzu.. telepało mną solidnie.. prędkosc duża... śmierć w oczach, ale.. zachowałam zimną krew. Pomyslałam sobie: spokojnie.. KTM da sobie radę.. tylko bez paniki.. nie hamuj bynajmniej ani nie probuj z tej koleiny wyjezdzac, po prostu jedź.
I udało się:)
Nie było juz tak rózowo pod domem, gdzie znowu runełam jak długa w tym samym miejscu co w ub roku...
a wiedziałam ze jest niebezpieczne, jechałam powoli, ale znowu cos nie tak poszło ( mokro), coś w tym miejscu jest takiego..
na szczescie upadek zupełnie niegrożny.
I tak sobie pomyslalam:
nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło..
No poodwoływali maratony ale przynajmniej przez jakiś miesiąc pochodzę sobie w spódnicach, sukienkach, bo nie bedzie obitych kolan itp.
Rower po treningu pomimo ze nie jechalismy prawie po terenie, nadawał sie do mycia.
wiec mycie, smarowanie, psikanie, a paznokcie jak u mechanika...
co ze mnie za kobieta... ze smarem pod paznokciami:)
( już wymyty żeby nie było wątpliwości).
- DST 40.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:43
- VAVG 23.30km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 175 ( 93%)
- HRavg 144 ( 76%)
- Kalorie 900kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
I jak amor działa ?
Ja w moim musiałem pokrętło rozkręcić (te przy mocowaniu linki) bo strasznie haczyło i przeczyścić to wszytko po Złotym Stoku. Widzę że sama sobie wiele rzeczy robisz przy rowerku ;) Mycie smarowanie to się chwali ;) Maks - 21:27 piątek, 21 maja 2010 | linkuj
Ja w moim musiałem pokrętło rozkręcić (te przy mocowaniu linki) bo strasznie haczyło i przeczyścić to wszytko po Złotym Stoku. Widzę że sama sobie wiele rzeczy robisz przy rowerku ;) Mycie smarowanie to się chwali ;) Maks - 21:27 piątek, 21 maja 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!