Wtorek, 21 września 2010
Słońce, góry i..... góral
Jeden góral , ale za to jaki ładny:). Dzisiaj po przerwie na KTMie:) moim ładnym góralu.
Hm.. różnicę taką czuć.. zwłaszcza jeśli chodzi o amorka.
Po próbie wydaje się, ze rower ok.. tylko tarczę z przodu słychać baaardzooooo... ale ona jest ciut krzywa podobno, a klocki nowe.
Noga prawie nie boli, przeziębienie chyba odpędziłam w siną dal, bo dzisiaj jest ok, więc wyruszyłam w górki.
dzisiaj bez jakiegoś planu konkretnego. Dojechałam do Koszyc , zjechałam wąwozem i zamiast jechac prosto skręciłam w prawo w kierunku Błoń i tam pojechałam do lasu zjazdem , który kiedys pokazała mi Krysia.
To są chyba jakieś resztki lasu Buczyna, który w pełnej okazałości prezentuje się po drugiej stronie "czwórki".
Zjazd świetny, momentami szybki, kręty,stromy, ale... ja jednak chyba wolę błoto.. źle sie czuję na takich suchych zjazdach pełnych liści , patyków.
W dodatku chyba ćwiczą tam bikerzy bardziej ekstremalni bo bardzo zryte, jakieś wąwoziki porobione , jakies kładeczki..
Bo las świetny, z potoczkami, strumyczkami.. bajka.
Zjechałam . Dobrze ze pojechałam bo juz zapomniałam jak sie zjeżdża w terenie;).
Wjechałam z powrotem albo raczej próbowałam bo nie wszędzie sie udało ( za stromo i straciłam przyczepność) i zjechałam raz jeszcze. Hm... i przejechałam po cieniutkiej deseczce, którą bikerzy chyba ułozyli... no jeszcze niedawno bym sie nie odwazyła, ale udalo sie utrzymać równowagę!!! Potem pokręciłam sie po nieznanych uliczkach w Błoniu aż w koncu zjechałam do Szczepanowic i postanowiłam wspiąć się za kościołem tym stromym asfaltem, który prowadzi do lasu na Lubince.
Raczej spokojnie jechałam, bo przecież maraton w sobotę.
Potem przez las i wyjazd na Lubinkę.
Na Lubince stwierdziłam , ze za wcześnie jeszcze wracać do domu i skręciłam za sklepem o uroczej nazwie "Renata" w kierunku Pleśnej ( trochę pod górę, ambitnie postanowiłam z blatu), a potem ostro w dół...
Hm.... widok z tego zjazdu... powala na kolana.. górki powalają tam swoim majestatem. To jest coś co tak trudno ująć w słowa.
Coś co daje mi takie zyciowego powera...
I pomysleć... że ludzie wydają pieniadze na psychologów, lekarstwa... zagraniczne wycieczki, a to co może leczyć duszę jest tak całkiem niedaleko.
Wystarczy się trochę ruszyć i wyjść z domu.
Nie zawsze miałam i dalej chyba nie do konca mam w życiu z górki.
Bywało bardzo, bardzo źle. Kilka razy w zyciu bywało źle.. tak naprawdę źle, tak, że ... każdy dzień , dosłownie każdy dzień był walką o chęć do życia... ze trzeba było walczyć o kazdy uśmiech, a on przychodził z trudem.
Mogę powiedzieć, ze to była walka heroiczna...bo nie chciało mi się zyć.. już nie, a jednak wydrapywałam się z tego dna, bo czułam, ze muszę, że nie mam innego wyjścia.
Nikt kto tego nie przezył, kto nie musiał podnosić sie z takiego totalnego dna, kto nie był na skraju depresji, nie zrozumie.
Znalazłam w ksiązce Wandy Rutkiewicz taki wiersz... nie wiem kto go napisał, być może ona sama.
"Próbowałam,
nie udawało się,
wiele razy wodziło na pokuszenie
poddaj się
mogłam znależć wykręt
choćby zwolnienie lekarskie
"niezdolna do walki"
nie zrobiłam nic
walczę
aż do gorzkiego końca
przeciwko nim
przeciwko tobie
przeciwko sobie samej
i wygram
ponieważ
nie mam
innego
wyjścia".
Dlaczego to piszę? Bo jadąc dzisiaj na rowerze i patrząc na te cudne widoki, pomyslałam, ze walczyłam też po to żeby móc jeszcze te widoki oglądać.
Bo warto zyć, chociażby po to albo az po to!!!
I piszę to Wam, bo może ktoś też jest w takiej sytuacji , że mysli o tym zeby wziąć zwolnienie lekarskie "niezdolny /a do walki".
Nie wolno! Pamiętajcie!
Swiat jest zbyt piękny i tyle być może przed nami pięknych rzeczy do przezycia, ze po prostu nie wolno!!! Wiem... jak się jest na dnie, to to co napisałam powyżej brzmi naiwnie, infantylnie, tak, ze aż złości, ale .. to prawda!
Mnie się udało.
Pomógł rower, przyjaciele i moja ( mimo wszystko) wielka chęć zycia, bo wciąż niezmiennie mam na to zycie apetyt. I mam tyle marzeń!!!
To trudna walka, to cięzka droga, ale da się.
Jak mnie ktoś z boku obserwuje to pewnie nie wierzy, że naprawdę w całej tej mojej sytuacji mogę być szczęsliwa, ale naprawdę JESTEM.
Tak jak dzisiaj:). Bo do szczęscia nie potrzeba wiele.. słońce, góry i .. jeden sprawny góral co Cię w te góry zawiezie ( no i jeszcze mocne nogi żeby góral chciał pod górę jechać).
A wracając do mojej dzisiejszej jazdy to ostatnie kilometry jechałam patrząc na pięknie zachodzące słońce.
No i zadałam sobie trochę bólu. Ostatni stromy podjazd wąwozem postanowiłam zrobić ze średniej , zwykle młynkuję.
zacisnęłam zęby, wzrok wbiłam w przednie koło i mocno naciskałam na pedały. Udało się.
Ja jednak mam trochę mocy.. tylko zbyt często po prostu dezerteruje i zrzucam na młynek.
Trzeba sie nad tym zastanowić:)
Dobrej nocy WSZYSTKIM!
P.S stukneło mi dzisiaj 5 tys km przebiegu:)
Niewiele.
w ub roku o tej porze było znacznie więcej, ale cóż.. taki rok...
Hm.. różnicę taką czuć.. zwłaszcza jeśli chodzi o amorka.
Po próbie wydaje się, ze rower ok.. tylko tarczę z przodu słychać baaardzooooo... ale ona jest ciut krzywa podobno, a klocki nowe.
Noga prawie nie boli, przeziębienie chyba odpędziłam w siną dal, bo dzisiaj jest ok, więc wyruszyłam w górki.
dzisiaj bez jakiegoś planu konkretnego. Dojechałam do Koszyc , zjechałam wąwozem i zamiast jechac prosto skręciłam w prawo w kierunku Błoń i tam pojechałam do lasu zjazdem , który kiedys pokazała mi Krysia.
To są chyba jakieś resztki lasu Buczyna, który w pełnej okazałości prezentuje się po drugiej stronie "czwórki".
Zjazd świetny, momentami szybki, kręty,stromy, ale... ja jednak chyba wolę błoto.. źle sie czuję na takich suchych zjazdach pełnych liści , patyków.
W dodatku chyba ćwiczą tam bikerzy bardziej ekstremalni bo bardzo zryte, jakieś wąwoziki porobione , jakies kładeczki..
Bo las świetny, z potoczkami, strumyczkami.. bajka.
Zjechałam . Dobrze ze pojechałam bo juz zapomniałam jak sie zjeżdża w terenie;).
Wjechałam z powrotem albo raczej próbowałam bo nie wszędzie sie udało ( za stromo i straciłam przyczepność) i zjechałam raz jeszcze. Hm... i przejechałam po cieniutkiej deseczce, którą bikerzy chyba ułozyli... no jeszcze niedawno bym sie nie odwazyła, ale udalo sie utrzymać równowagę!!! Potem pokręciłam sie po nieznanych uliczkach w Błoniu aż w koncu zjechałam do Szczepanowic i postanowiłam wspiąć się za kościołem tym stromym asfaltem, który prowadzi do lasu na Lubince.
Raczej spokojnie jechałam, bo przecież maraton w sobotę.
Potem przez las i wyjazd na Lubinkę.
Na Lubince stwierdziłam , ze za wcześnie jeszcze wracać do domu i skręciłam za sklepem o uroczej nazwie "Renata" w kierunku Pleśnej ( trochę pod górę, ambitnie postanowiłam z blatu), a potem ostro w dół...
Hm.... widok z tego zjazdu... powala na kolana.. górki powalają tam swoim majestatem. To jest coś co tak trudno ująć w słowa.
Coś co daje mi takie zyciowego powera...
I pomysleć... że ludzie wydają pieniadze na psychologów, lekarstwa... zagraniczne wycieczki, a to co może leczyć duszę jest tak całkiem niedaleko.
Wystarczy się trochę ruszyć i wyjść z domu.
Nie zawsze miałam i dalej chyba nie do konca mam w życiu z górki.
Bywało bardzo, bardzo źle. Kilka razy w zyciu bywało źle.. tak naprawdę źle, tak, że ... każdy dzień , dosłownie każdy dzień był walką o chęć do życia... ze trzeba było walczyć o kazdy uśmiech, a on przychodził z trudem.
Mogę powiedzieć, ze to była walka heroiczna...bo nie chciało mi się zyć.. już nie, a jednak wydrapywałam się z tego dna, bo czułam, ze muszę, że nie mam innego wyjścia.
Nikt kto tego nie przezył, kto nie musiał podnosić sie z takiego totalnego dna, kto nie był na skraju depresji, nie zrozumie.
Znalazłam w ksiązce Wandy Rutkiewicz taki wiersz... nie wiem kto go napisał, być może ona sama.
"Próbowałam,
nie udawało się,
wiele razy wodziło na pokuszenie
poddaj się
mogłam znależć wykręt
choćby zwolnienie lekarskie
"niezdolna do walki"
nie zrobiłam nic
walczę
aż do gorzkiego końca
przeciwko nim
przeciwko tobie
przeciwko sobie samej
i wygram
ponieważ
nie mam
innego
wyjścia".
Dlaczego to piszę? Bo jadąc dzisiaj na rowerze i patrząc na te cudne widoki, pomyslałam, ze walczyłam też po to żeby móc jeszcze te widoki oglądać.
Bo warto zyć, chociażby po to albo az po to!!!
I piszę to Wam, bo może ktoś też jest w takiej sytuacji , że mysli o tym zeby wziąć zwolnienie lekarskie "niezdolny /a do walki".
Nie wolno! Pamiętajcie!
Swiat jest zbyt piękny i tyle być może przed nami pięknych rzeczy do przezycia, ze po prostu nie wolno!!! Wiem... jak się jest na dnie, to to co napisałam powyżej brzmi naiwnie, infantylnie, tak, ze aż złości, ale .. to prawda!
Mnie się udało.
Pomógł rower, przyjaciele i moja ( mimo wszystko) wielka chęć zycia, bo wciąż niezmiennie mam na to zycie apetyt. I mam tyle marzeń!!!
To trudna walka, to cięzka droga, ale da się.
Jak mnie ktoś z boku obserwuje to pewnie nie wierzy, że naprawdę w całej tej mojej sytuacji mogę być szczęsliwa, ale naprawdę JESTEM.
Tak jak dzisiaj:). Bo do szczęscia nie potrzeba wiele.. słońce, góry i .. jeden sprawny góral co Cię w te góry zawiezie ( no i jeszcze mocne nogi żeby góral chciał pod górę jechać).
A wracając do mojej dzisiejszej jazdy to ostatnie kilometry jechałam patrząc na pięknie zachodzące słońce.
No i zadałam sobie trochę bólu. Ostatni stromy podjazd wąwozem postanowiłam zrobić ze średniej , zwykle młynkuję.
zacisnęłam zęby, wzrok wbiłam w przednie koło i mocno naciskałam na pedały. Udało się.
Ja jednak mam trochę mocy.. tylko zbyt często po prostu dezerteruje i zrzucam na młynek.
Trzeba sie nad tym zastanowić:)
Dobrej nocy WSZYSTKIM!
P.S stukneło mi dzisiaj 5 tys km przebiegu:)
Niewiele.
w ub roku o tej porze było znacznie więcej, ale cóż.. taki rok...
Letnie wspomnienia... było gorąco.. pozostały wspomnienia:)© lemuriza1972
w naszych pięknych tarnowskich okolicznościach przyrody:)© lemuriza1972
- DST 38.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:57
- VAVG 19.49km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Jak czytam takie teksty to mam taka radoche, ze nie jestem sam w moim podejsciu do swiata, rzeczywistosci, roweru... Ze tez w poblizu mnie nie moge takich ludzi dostrzec, moze niezbyt dobrze sie rozgladam?
Pozdrawiam benasek - 18:07 środa, 22 września 2010 | linkuj
Pozdrawiam benasek - 18:07 środa, 22 września 2010 | linkuj
Mam nadzieje ze w koncu w Istebnej zdarzy sie ladna pogoda, juz blota mam troche dosyc. Moj rower tez :).
klosiu - 08:12 środa, 22 września 2010 | linkuj
Gratuluję 5 000:) Tak czy owak ładny wynik a z dokonaniami sportowymi budzi duży szacunek:)
Kajman - 06:28 środa, 22 września 2010 | linkuj
Miejmy nadzieję na jakąś pogodę w beskidzkich trasach - ponoć idealnych do MTB :)
Jasne - te elementy, by znaleźć odpowiednią technikę przełożeń w stosunku do ukształtowania terenu da się poprawić - trzeba po prostu dużo jeździć, szczególnie po trudnym terenie, jak i pod górki i będzie OK :) JPbike - 21:04 wtorek, 21 września 2010 | linkuj
Jasne - te elementy, by znaleźć odpowiednią technikę przełożeń w stosunku do ukształtowania terenu da się poprawić - trzeba po prostu dużo jeździć, szczególnie po trudnym terenie, jak i pod górki i będzie OK :) JPbike - 21:04 wtorek, 21 września 2010 | linkuj
Bardzo ładnie napisany wpis :)
Same postępy na góralu poczynasz - bardzo dobrze !
Do zobaczenia w golonkowym finale :) JPbike - 18:16 wtorek, 21 września 2010 | linkuj
Same postępy na góralu poczynasz - bardzo dobrze !
Do zobaczenia w golonkowym finale :) JPbike - 18:16 wtorek, 21 września 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!