Czwartek, 24 lutego 2011
Nartki ( 6) i... wypadek:(
To miał być piękny dzień, ale do końca taki nie był.. chociaż chyba trzeba się cieszyć, ze tylko tak to się skonczyło ( ale o tym zaraz).
Biegłam z pracy pędem, żeby zdązyć na finał sprintów. No cóż.. wiadomo, ze Justyna specjalistką od sprintów nie jest, ale w koncu na Igrzyskach zdobyła srebro, więc jakaś tam nadzieja w sercu była.
Niestety rywalki były lepsze dzisiaj. Nie osłabiło to jednak mojego zapału i nie zmieniło postanowienia wyruszenia na nartki.
Przebrałam się więc, narty w dłoń, kijki w dłon i powędrowałam na boczne boisko Unii, zobaczyć co jest grane.
Było tam coś co przypominało ślady nart, ale bardzo nieznacznie. Pomyślałam więc: nie ma rady, trzeba założyć swój ślad i jakoś dać sobie radę. Przebrałam buty, załozyłam narty i do boju.
Oj łatwo nie było.. po prawie dwumiesięcznej przerwie czułam się jakbym narty miała na nogach po raz pierwszy.
Ale nie zmniejszyło to bynajmniej mojej radości, że znowu mam je na nogach.
Robienie śladu to trudna robota, zwłaszcza jak sniegu jest niewiele i tyle nierówności. Narty mi się rozjeżdzały, momentami „dokopywałam” się do trawy, stopy dziwnie bolały, porobiły mi się odciski, ale jakoś tam człapać się dało.
"Człapać " bo bieganiem tego w żadnym razie nazwać nie można.
Zrobiłam sobie ślad – pętelkę taka na oko kilometrową i mozolnie posuwałam się do przodu. Tempo nie było zawrotne, wytrzymałam 10 pętli, bo jakis dziwny odcisk mi się zrobił i ostatnie kółko robiłam już ze sporym bólem.
Ale było fantastycznie tak znowu poruszać się na nartach.
I wróciłabym do domu w pełni szczęscia, gdyby nie to co się wydarzyło tuż przed Komendą Policji na Traugutta:).
Otóż potknełam się na jakiejś nierówności , sznurówką buta zahaczyłam o zaczep na bucie i… nie dało się wyratować. Z impetem wielkim wycięłam malowniczego orła… a narty i kijki poleciały daleko, daleko na jezdnię. Miałam dużo szczęscia bo jechał samochód, ale zdązył zahamować i nie uszkodził ani mnie ani mojego narciarskiego sprzętu. Ja za to wyrżnęłam prawym kolanem o twardą lodową nawierzchnię tak… ze słabo mi się z bólu zrobiło. Chyba dawno nic tak mnie nie bolało..
Spojrzałam na nogę.. wielka dziura na moich nowych biegowych legginsach ( żal) i dziura również na ubranych pod spód nowych termicznych kalesonkach ( żal).
Cóż.. tak to już chyba musi być. Kiedys jak kupiłam sliczne nowe nogawki, to zaraz je uszkodziłam zaliczając mój spektakularny i najgorźniejszy jak do tej pory upadek na zjeździe z Wału.
Ufff.. ledwie dzisiaj doszłam do domu, naprawdę zrobiło mi się słabo z bólu.
Ale nie jest źle, spodnie się zeszyje, nogę polałam wodą utlenioną, a potem posmarowałam kwaśną wodą w żelu i już tak nie boli.
Będę mieć tylko nową malowniczą bliznę, ale.. jedna więcej jedna mniej, jakie to teraz kiedy tych blizn już tyle, ma znaczenie.
I w ten oto sposób zaliczyłam pierwszy w tym sezonie upadek nie wsiadając na rower i to w dodatku prawie na płaskim. To się nazywa talent prawda?
Zawsze mówiłam, że najbardziej niebezpiecznie nie jest wcale na maratonach ale na .. ulicy:)
Biegłam z pracy pędem, żeby zdązyć na finał sprintów. No cóż.. wiadomo, ze Justyna specjalistką od sprintów nie jest, ale w koncu na Igrzyskach zdobyła srebro, więc jakaś tam nadzieja w sercu była.
Niestety rywalki były lepsze dzisiaj. Nie osłabiło to jednak mojego zapału i nie zmieniło postanowienia wyruszenia na nartki.
Przebrałam się więc, narty w dłoń, kijki w dłon i powędrowałam na boczne boisko Unii, zobaczyć co jest grane.
Było tam coś co przypominało ślady nart, ale bardzo nieznacznie. Pomyślałam więc: nie ma rady, trzeba założyć swój ślad i jakoś dać sobie radę. Przebrałam buty, załozyłam narty i do boju.
Oj łatwo nie było.. po prawie dwumiesięcznej przerwie czułam się jakbym narty miała na nogach po raz pierwszy.
Ale nie zmniejszyło to bynajmniej mojej radości, że znowu mam je na nogach.
Robienie śladu to trudna robota, zwłaszcza jak sniegu jest niewiele i tyle nierówności. Narty mi się rozjeżdzały, momentami „dokopywałam” się do trawy, stopy dziwnie bolały, porobiły mi się odciski, ale jakoś tam człapać się dało.
"Człapać " bo bieganiem tego w żadnym razie nazwać nie można.
Zrobiłam sobie ślad – pętelkę taka na oko kilometrową i mozolnie posuwałam się do przodu. Tempo nie było zawrotne, wytrzymałam 10 pętli, bo jakis dziwny odcisk mi się zrobił i ostatnie kółko robiłam już ze sporym bólem.
Ale było fantastycznie tak znowu poruszać się na nartach.
I wróciłabym do domu w pełni szczęscia, gdyby nie to co się wydarzyło tuż przed Komendą Policji na Traugutta:).
Otóż potknełam się na jakiejś nierówności , sznurówką buta zahaczyłam o zaczep na bucie i… nie dało się wyratować. Z impetem wielkim wycięłam malowniczego orła… a narty i kijki poleciały daleko, daleko na jezdnię. Miałam dużo szczęscia bo jechał samochód, ale zdązył zahamować i nie uszkodził ani mnie ani mojego narciarskiego sprzętu. Ja za to wyrżnęłam prawym kolanem o twardą lodową nawierzchnię tak… ze słabo mi się z bólu zrobiło. Chyba dawno nic tak mnie nie bolało..
Spojrzałam na nogę.. wielka dziura na moich nowych biegowych legginsach ( żal) i dziura również na ubranych pod spód nowych termicznych kalesonkach ( żal).
Cóż.. tak to już chyba musi być. Kiedys jak kupiłam sliczne nowe nogawki, to zaraz je uszkodziłam zaliczając mój spektakularny i najgorźniejszy jak do tej pory upadek na zjeździe z Wału.
Ufff.. ledwie dzisiaj doszłam do domu, naprawdę zrobiło mi się słabo z bólu.
Ale nie jest źle, spodnie się zeszyje, nogę polałam wodą utlenioną, a potem posmarowałam kwaśną wodą w żelu i już tak nie boli.
Będę mieć tylko nową malowniczą bliznę, ale.. jedna więcej jedna mniej, jakie to teraz kiedy tych blizn już tyle, ma znaczenie.
I w ten oto sposób zaliczyłam pierwszy w tym sezonie upadek nie wsiadając na rower i to w dodatku prawie na płaskim. To się nazywa talent prawda?
Zawsze mówiłam, że najbardziej niebezpiecznie nie jest wcale na maratonach ale na .. ulicy:)
- Czas 01:20
- Temperatura 0.0°C
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 600kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Patrząc na Twoją historię wypadków, to bałabym się ubierać nowych rzeczy na rower, czy narty ;).
mdudi - 08:48 poniedziałek, 7 marca 2011 | linkuj
Pierwsze koty za ploty :)
Od tej pory bedzie tylko lepiej :). klosiu - 22:16 czwartek, 24 lutego 2011 | linkuj
Od tej pory bedzie tylko lepiej :). klosiu - 22:16 czwartek, 24 lutego 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!