Wtorek, 10 maja 2011
Forma.. gdzieś uciekła
ale mam nadzieję, ze mnie nie zawiedzie i wróci.
Tak przecież o nią dbałam i tak na nią pracowałam zimą , wiosną.
Formo niewdzięczna... wołam do Ciebie wróć! jesteś mi potrzebna za dni parę.
No ciężko sie jechało.
nawet nie próbowałam robić jakiegoś mocniejszego treningu bo takim kiepskim ub tygodniu.
po prostu pojechałam w górki, zeby zobaczyc jak będzie na podjazdach i chciałam zrobic przynajmniej jeden zjazd terenowy, zeby zobaczyć jak tam z moją głową.. po upadkowej traumie sprzed Złotego.
No i wyniki tego sprawdzianu zbyt dobre nie są.
Pod górę ciezko.. okropnie cieżko.. złe myśli, zeby odpuścic podjazd ( 6 km na Wał) i zjechać po prostu..
Gdzieś tam jednak z zakamarków umysłu odezwał się glos: Iza.. Ty? nie odpuszczasz przecież. nie tak łatwo. Próbuj.
No i jakoś sie wjechało, nawet przyspieszyłam na koncowce, a Andżelika mówiła ze jade za szybko ten podjazd, ale ja wiem, ze tak nie było.
I wiem, ze jechało mi się ogromnie cieżko. Z trudem łapałam oddech, jakies pieczenie w klatce...
zjazd... przejechałam... ale wolno... widziałam patyki, korzenie, błoto i tak troche asekuracyjnie. Trochę mnie to martwi.
Andżelika chociaż miała momenty przestoju w dwóch miejscach ( gdzie ja ich nie miałam) to zjechała o wiele szybciej.
Rany na ciele sie goja już pięknie. Na łokciu niewielki ślad, no i wiadomo będzie blizna. Siniaki już pewnie niewidoczne. Kolano pobolewa nieznacznie, ale "blizna" w głowie chyba jeszcze minimalnie jest.
Mam nadzieję, ze jak przyjdzie maratonowa adrenalina, to minie.
Mam wielką nadzieję, ze forma do mnie wróci, bo przecież zawody tuż, tuż.
A mam jeszcze jeden powód dla którego zależy mi zeby dobrze wypasć.
ale o tym niebawem. taka fajna niespodzianka i coś co sprawiło mi dużą przyjemnośc w ostatnich dniach.
No i rower cos dziwnie dźwięki wydawał, jakby chciał się z moja formą zsynchronizować:)
Zakonczyłysmy jazdę wspolną kolacją u mnie i oglądaniem sukienek , które kupiłam wczoraj w Krakowie. Ot moje kobiece słabości.
Kraków... miłe spotkania , z miłymi ludźmi, ale rozmowy niełatwe, bo życie niełatwe.
Kraków.. słonce, kwiaty, ludzie, magia.
Kraków.. nie są to Tatry, ale dla mnie i tak niesamowita magia i zastrzyk energii.
po prostu od lat.. niezmiennie:)
Tak przecież o nią dbałam i tak na nią pracowałam zimą , wiosną.
Formo niewdzięczna... wołam do Ciebie wróć! jesteś mi potrzebna za dni parę.
No ciężko sie jechało.
nawet nie próbowałam robić jakiegoś mocniejszego treningu bo takim kiepskim ub tygodniu.
po prostu pojechałam w górki, zeby zobaczyc jak będzie na podjazdach i chciałam zrobic przynajmniej jeden zjazd terenowy, zeby zobaczyć jak tam z moją głową.. po upadkowej traumie sprzed Złotego.
No i wyniki tego sprawdzianu zbyt dobre nie są.
Pod górę ciezko.. okropnie cieżko.. złe myśli, zeby odpuścic podjazd ( 6 km na Wał) i zjechać po prostu..
Gdzieś tam jednak z zakamarków umysłu odezwał się glos: Iza.. Ty? nie odpuszczasz przecież. nie tak łatwo. Próbuj.
No i jakoś sie wjechało, nawet przyspieszyłam na koncowce, a Andżelika mówiła ze jade za szybko ten podjazd, ale ja wiem, ze tak nie było.
I wiem, ze jechało mi się ogromnie cieżko. Z trudem łapałam oddech, jakies pieczenie w klatce...
zjazd... przejechałam... ale wolno... widziałam patyki, korzenie, błoto i tak troche asekuracyjnie. Trochę mnie to martwi.
Andżelika chociaż miała momenty przestoju w dwóch miejscach ( gdzie ja ich nie miałam) to zjechała o wiele szybciej.
Rany na ciele sie goja już pięknie. Na łokciu niewielki ślad, no i wiadomo będzie blizna. Siniaki już pewnie niewidoczne. Kolano pobolewa nieznacznie, ale "blizna" w głowie chyba jeszcze minimalnie jest.
Mam nadzieję, ze jak przyjdzie maratonowa adrenalina, to minie.
Mam wielką nadzieję, ze forma do mnie wróci, bo przecież zawody tuż, tuż.
A mam jeszcze jeden powód dla którego zależy mi zeby dobrze wypasć.
ale o tym niebawem. taka fajna niespodzianka i coś co sprawiło mi dużą przyjemnośc w ostatnich dniach.
No i rower cos dziwnie dźwięki wydawał, jakby chciał się z moja formą zsynchronizować:)
Zakonczyłysmy jazdę wspolną kolacją u mnie i oglądaniem sukienek , które kupiłam wczoraj w Krakowie. Ot moje kobiece słabości.
Kraków... miłe spotkania , z miłymi ludźmi, ale rozmowy niełatwe, bo życie niełatwe.
Kraków.. słonce, kwiaty, ludzie, magia.
Kraków.. nie są to Tatry, ale dla mnie i tak niesamowita magia i zastrzyk energii.
po prostu od lat.. niezmiennie:)
- DST 36.00km
- Teren 6.00km
- Czas 01:56
- VAVG 18.62km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 176 ( 93%)
- HRavg 153 ( 81%)
- Kalorie 916kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Wierzę w Ciebie - po prostu w Zabierzowie nie poddawaj się !
Ja niestety nie zjawię się, zresztą tamtejszy maraton będzie jedynym (mam nadzieję) którego odpuszczam.
No i ... będę trzymał kciuki ! JPbike - 15:24 środa, 11 maja 2011 | linkuj
Ja niestety nie zjawię się, zresztą tamtejszy maraton będzie jedynym (mam nadzieję) którego odpuszczam.
No i ... będę trzymał kciuki ! JPbike - 15:24 środa, 11 maja 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!