Środa, 29 czerwca 2011
" Błogosławiony ten rower"
&feature=fvwrel
7.00 rano. Kawa kusi zapachem i smakiem, Siergiej otwiera komputer… Dzień dobry!:)
Ta piosenka powyżej to ze specjalną dedykacją dla kolegi Siergieja, Anioła Stróża naszego:) Andżeliki i mojego.
Siergiej co prawda powiedział ostatnio , że ta muza, którą tu prezentuję beznadziejna jest, ale powiedziałam , że ona nie jest do szaleństw na "dancefloorze", ale do słuchania.
Siergiej lubi zjeżdżać na rowerze po schodach na klatkach schodowych no to w teledysku i takie sekwencje są.
To jak Siergiejku kiedy jakaś LongIsland:)? Ewentualnie „Dotyk Anioła”?:)
Koniec tej prywaty już:). Przejdźmy do rzeczy.
Dzisiaj w planie była wytrzymałość. Pogoda chciała nam popsuć te plany, bo paskudnie lało od rana. Napisałam jednak do Andżeliki: bez względu na wszystko, jadę. Najwyzej zmoknę, w koncu nie raz zmokłam.
Ale niebiosa okazały się łaskawe. Około 16 słonce wyjrzało zza chmur i zrobiło się pięknie. Co prawda gdzieś tam w okolicy Marcinki majaczyły na horyzoncie czarne chmurzyska, ale pomimo tego podjęłam decyzję: jedziemy do Czchowa. Do Czchowa jest 40 km, tam i z powrotem 80. Szybko obliczyłam , że jeśli pojedziemy w miarę dobrze to przed zmrokiem spokojnie zdążymy.
Pojechałysmy w miarę dobrze:). Bez szału, ale w normie. Dobre tempo. Równo.
Andżelika nie wiedziała gdzie jedziemy, więc kiedy dojechałyśmy do zapory w Czchowie usmiechneła się z radości. No bo widok przed nami był co tu dużo mówić piękny.
Do tego te zapachy z lasów otaczających zalew. Prawdziwie górskie zapachy. Super.
Szkoda, ze nie miałysmy czasu, żeby dłużej tam „zabawić” bo to naprawdę cudne miejsce i aż się nie chciało wracać do domu.
Jechałysmy cały czas niebieskim szlakiem rowerowym, który bardzo polecam, bo ruch znikomy. Droga bez specjalnie duzych podjazdów aczkolwiek kilka jest, a ponieważ jakoś specjalnie nie oszczędzałyśmy się na podjazdach, to wysiłek był odczuwalny.
Niestety za mało picia miałysmy i musiałysmy ratować się wodą z kranu na stacji benzynowej w Zakliczynie.
Trochę się zmęczyłam w koncu 3 godziny jazdy w dośc dobrym tempie z kilkoma podjazdami to nie byle co:) Czuję nogi, czuję, że żyję:) To jest fajne uczucie:)
Wczoraj Aneta z Krakowa ( której nakazałam wyciagnięcie roweru z czeluści piwnicy i jazdy terapeutyczne) , napisała mi: błogosławiony ten rower…
Zakochała się szybciutko w swoim 20 letnim Bianchi.
Wcale się jej nie dziwię.
Bo cóż… rower pomaga, rower uzależnia, rower poprawia samopoczucie, rower czasem nawet ratuje życie….
Niech będzie błogosławiony więc….
7.00 rano. Kawa kusi zapachem i smakiem, Siergiej otwiera komputer… Dzień dobry!:)
Ta piosenka powyżej to ze specjalną dedykacją dla kolegi Siergieja, Anioła Stróża naszego:) Andżeliki i mojego.
Siergiej co prawda powiedział ostatnio , że ta muza, którą tu prezentuję beznadziejna jest, ale powiedziałam , że ona nie jest do szaleństw na "dancefloorze", ale do słuchania.
Siergiej lubi zjeżdżać na rowerze po schodach na klatkach schodowych no to w teledysku i takie sekwencje są.
To jak Siergiejku kiedy jakaś LongIsland:)? Ewentualnie „Dotyk Anioła”?:)
Koniec tej prywaty już:). Przejdźmy do rzeczy.
Dzisiaj w planie była wytrzymałość. Pogoda chciała nam popsuć te plany, bo paskudnie lało od rana. Napisałam jednak do Andżeliki: bez względu na wszystko, jadę. Najwyzej zmoknę, w koncu nie raz zmokłam.
Ale niebiosa okazały się łaskawe. Około 16 słonce wyjrzało zza chmur i zrobiło się pięknie. Co prawda gdzieś tam w okolicy Marcinki majaczyły na horyzoncie czarne chmurzyska, ale pomimo tego podjęłam decyzję: jedziemy do Czchowa. Do Czchowa jest 40 km, tam i z powrotem 80. Szybko obliczyłam , że jeśli pojedziemy w miarę dobrze to przed zmrokiem spokojnie zdążymy.
Pojechałysmy w miarę dobrze:). Bez szału, ale w normie. Dobre tempo. Równo.
Andżelika nie wiedziała gdzie jedziemy, więc kiedy dojechałyśmy do zapory w Czchowie usmiechneła się z radości. No bo widok przed nami był co tu dużo mówić piękny.
Do tego te zapachy z lasów otaczających zalew. Prawdziwie górskie zapachy. Super.
Szkoda, ze nie miałysmy czasu, żeby dłużej tam „zabawić” bo to naprawdę cudne miejsce i aż się nie chciało wracać do domu.
Jechałysmy cały czas niebieskim szlakiem rowerowym, który bardzo polecam, bo ruch znikomy. Droga bez specjalnie duzych podjazdów aczkolwiek kilka jest, a ponieważ jakoś specjalnie nie oszczędzałyśmy się na podjazdach, to wysiłek był odczuwalny.
Niestety za mało picia miałysmy i musiałysmy ratować się wodą z kranu na stacji benzynowej w Zakliczynie.
Trochę się zmęczyłam w koncu 3 godziny jazdy w dośc dobrym tempie z kilkoma podjazdami to nie byle co:) Czuję nogi, czuję, że żyję:) To jest fajne uczucie:)
Wczoraj Aneta z Krakowa ( której nakazałam wyciagnięcie roweru z czeluści piwnicy i jazdy terapeutyczne) , napisała mi: błogosławiony ten rower…
Zakochała się szybciutko w swoim 20 letnim Bianchi.
Wcale się jej nie dziwię.
Bo cóż… rower pomaga, rower uzależnia, rower poprawia samopoczucie, rower czasem nawet ratuje życie….
Niech będzie błogosławiony więc….
widoczek© lemuriza1972
Z moim starym Magnusem w Czchowie© lemuriza1972
Na zaporze© lemuriza1972
Andżelika na zaporze w Czchowie© lemuriza1972
a nad nami niebo błękitne...© lemuriza1972
- DST 80.00km
- Teren 2.00km
- Czas 03:06
- VAVG 25.81km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 171 ( 90%)
- HRavg 151 ( 80%)
- Kalorie 1474kcal
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!